Skocz do zawartości

Uwalnianie emocji - pozbycie się negatywnych myśli i wspomnień


Rekomendowane odpowiedzi

22 minuty temu, Ramaja Awantura napisał:

Jak najbardziej pytałem te osoby jak one mogą takie być itp. niestety nie potrafiły tego określić tylko coś w stylu "no ja mało czym się przejmuje" "no ja tak mam"

Wyobraź sobie że np. jest gość który wygląda normalnie, zarabia normalnie ale swoją "energią" "tym czymś" kobiety dostają pierdolca - w sensie np. gość gada normalnie ale kobieta OD RAZU go lubi. Ja wierzę że coś takiego jest możliwe bo ja przechodziłem w życiu przez różne stany emocjonalne i widzę jak ludzie na to reagują - gdy jestem wyluzowany albo spięty, gdy mam doła albo odczuwam szczęście itp.

Ciekawa sprawa i coś w tym jest. Do mnie przyjaciółka czasami dzwoni i mi mówi. Mam wrażenie, że się kiepsko czujesz i chciałam cię trochę rozbawić. I centralnie trafia w punkt. Dobry temat w ogóle do ogarnięcia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 minut temu, Ramaja Awantura napisał:

@mac O LOL. Ale tak losowo dzwoni i tak mówi? WOW. Jeżeli tak to to jest świetne. MI przeczucie pare razy uratowało zdrowie :3 Bardziej wierzę w takie rzeczy niż w Boga.

Ten temat to złoto ? Tak, nawet gadamy, czy o tym samym myśleliśmy, jak jakaś akcja się wydarzyła dziwna. Porównujemy myśli i zagłębiamy się mocno w tematy psychiczne. Trochę z nią medytowałem wspólnie to udało się wypracować praktycznie identyczne, pozytywne emocje. No mówię, ja tutaj robię hejt na babki trochę, natomiast moja najlepsza relacja jest z kobietą. Nadajemy na tych samych falach dosłownie. Ona jest moim damskim odzwierciedleniem. Mamy nawet podobną mowę ciała, gadkę, zachowania, takie drobne niuanse. Widzę w niej siebie czasami, co jest momentami przerażające. Albo wynika to z tego, że bardzo długo się znamy. Ale to, co mówisz ma sens i to ogromny. Jakbyś wiedział, że coś się wydarzy i masz kilka sekund na podjęcie właściwej decyzji ? Dedykowane takie rzeczy tylko ludziom, którzy się mocno słuchają wnętrza i obserwują non stop z koncentracją, tak mi się wydaje.

 

Ostatnio porównywałem, jak kroimy warzywa, dlaczego taki, a nie inny kształt, skąd to się bierze ? Tego typu już gadki pojebane. Mocna synchronizacja. No i też jest coś takiego, że z niektórymi ludźmi rozumiesz się bez słów. Wystarczy dosłownie jeden ruch, a nawet niewidzialny grymas na twarzy. Uniesienie powieki i już wiesz, o co chodzi i co dalej robić ? Cały pakiet emocjonalny idzie przecież przez spojrzenie, delikatny uśmiech, dotknięcie w określonym punkcie.

Edytowane przez mac
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@mac Widzisz mi też szkoda współczesnych Julek bo one są WYCHOWYWANE w negatywiźmie do mężczyzn itp. wpajana im jest chora idea. I wg. wymiany emocji jakie piszesz i tym że Oskarki są wychowywani na pisdy - te złe emocje między płciami będą się nakręcać. Dla mnie samego jak gadam z jakąś pretensjonalną, agresywną babą - też mnie to odrzuca... i nie chce takiej osoby znać bo jest "ciężka".

Twoja koleżanka musi mieć bardzo szerokie horyzonty, po prostu się tym interesuje i doszła do dobrych wniosków. Ona "czuje" temat ale jak mówię - mi ten temat podsunął kolega któremu kto inny też to powiedział. Bez tego bym nigdy się tym nie zainteresował...

 

Edytowane przez Ramaja Awantura
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Prawda też, co mówisz o ludziach @Ramaja Awantura, że niektórzy się uśmiechają nawet w gównorobocie. Po prostu widzisz, że zadowolony, obsługuje klientów i tak dalej, nie przejmuje się w ogóle sytuacją. Akceptuje wszystko, wraca zadowolony, coś innego robi :) Taki człowiek rzucony gdzieś na wzburzone morze zawsze się uśmiechnie pod nosem, albo coś sobie śmiesznego przypomni, na takiej zasadzie. Zawsze jest ze sobą zadowolony. Dobry temat do przemyślenia, uzupełniający samorozwój. I pewnie realny do wypracowania. 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, RENGERS napisał:

Ludzie są głęboko nieszczęśliwi, ponieważ nie potrafią zrozumieć, że życie to balans, zamiast ulec momentami cierpieniu duszy, uciekają w używki, w rezultacie cierpienie staje się czymś strasznym, zamiast pięknym.

Racja, ale wydaje się, że cierpienie uszlachetnia, jak w efekcie masz więcej pozytywów, niż negatywów.

Być może jednak nie tyle "cierpienie uszlachetnia" co cierpienie jest elementem "uszlachetniania".

Przygotowuje, jak materiał ścierający powierzchnię do naniesienia właściwej, nowej, lepszej warstwy.

Wiadomo co się dzieje, jak się nanosi nowy materiał bez przygotowania.

 

1 godzinę temu, Ramaja Awantura napisał:

mało facetów zdaje sobie sprawę jak kobiety są jakby cieleśnie otwarte na czyjąś energię

Kobiety mają fabrycznie lepsze sensory emocjonalne.

 

1 godzinę temu, Ramaja Awantura napisał:

Jak najbardziej pytałem te osoby jak one mogą takie być itp. niestety nie potrafiły tego określić tylko coś w stylu "no ja mało czym się przejmuje" "no ja tak mam"

Trudno, abyś uzyskać właściwą odpowiedź, jeśli nie pytasz się badacza.

Abyś wiedział więcej - potrzebna jest refleksji. Jednak - czy jest powód do refleksji, jeśli wszystko gra? Musisz być naprawdę ogarniętym typem, aby pomimo, że wszystko gra, podejmować analizę danej rzeczy. Trudno jest jednak aktywnie działać i analizować.

Jak działasz i masz pozytywne wyniki to łatwiej koncentrować się na pozytywnych wrażeniach i poczuciu mocy.

 

2 godziny temu, Ramaja Awantura napisał:

Po prostu człowiek musi się emocjonalnie wyprostować. Ja mam momenty coraz częstrze takiego hmm stanu spokoju, błogości, wyluzowania itp. że nic nie potrzebuje by czuć się "fajny i wartościowy" że wystarczy że "jestem".

I na początku jest o reagowaniu na bodźce zewnętrzne, że człowieka można łatwo wyprowadzić z równowagi bo ma za dużo skłębionych emocji. Sam zauważyłem że łapie nie losowo jakiś wkurw który jest kompletnie nieuzasadniony. TO JEST WŁASNIE TO.

I tak sporo Ci się udało Bracie!?

Bo to jest właśnie problem, że "na wyjściu" dostajesz (odczuwasz) emocję ale to prosty wynik, jak kolor. Nie ma dodatkowego zapisu co to spowodowało, w jakiej proporcji.

Odczuwasz coś i zastanawiasz się, co jest właściwym rdzeniem tej emocji. Pozostaje dociekanie, racjonalizacja, wykluczanie.

 

Ale zgadzam się z tym, że wchodzenie w jakąkolwiek relację z kobietą, gdy nie masz naprostowanych pewnych mechanizmów, skończy się tym, że prędzej czy później spadnie się z tego relacyjno/związkowego "rowerka" z mniejszym lub większym cierpieniem. Tak samo jak nie ma faceta idealnego, tak samo - nie ma kobiety idealnej. Każda będzie obarczona swoimi problemami i jej "prostowanie się" lub jej brak, też będzie miał wpływ na całość relacji.

 

Godzinę temu, mac napisał:

Jesteśmy na poziomie abstrakcyjnym, ale jestem przekonany o tym, że cierpienie prowadzi do upodlenia i tylko siła psychiczna, wsparcie jakieś otoczenia, pewne okoliczności, idea pozwala gówno przetrwać, ale cierpienie to ogromna przeszkoda do pełni szczęścia.

Popatrz na definicję cierpienia, związane jest głównie z bólem i żalem (stratą).

Wczoraj sobie tak stałem i dumałem przez chwilę nad rozpiską mapy świadomości Hawkinsa (zrobiłem sobie xero i powiesiłem w widocznym miejscu).

Dotarło do mnie, że taka np. apatia - to stan, gdzie nie masz tego co byś chciał, masz za duży dystans, by chcieć to zdobyć, no po prostu depresja.

Patrząc matematycznie to jest jakiś punkt.

Z kolei trochę wyższa wibracja np. pożądania (pragnienia) - masz coś, co potencjalnie już jesteś w stanie uzyskać, ale jeszcze tego nie masz.

Też można ująć to jaki punkt.

Co sprawi, że z jednego punktu osiągniesz drugi? Musisz przyłożyć odpowiedni wektor (deltę).

 

Przykładasz do apatii wektor żalu skierowany w górę, przechodzisz w połowę drogę, przykładasz wektor strachu skierowany w górę*, osiągasz cel.

Tym samym określone stany mogą być forma impulsów. W sumie pożadanie też wobec tego można traktować jako wektor do osiągnięcia wyższego stanu, np. złości (prawie to masz, ale ucieka Tobie).

 

W tym zakresie ból czy cierpienie to impuls, którego wektor sam wybierasz (działając) i nie możesz zaakceptować tego jako "przystanek docelowy", lecz jest to próba wybicia Cię na wyższą wibrację. Danie sygnału "możesz to zmienić".

I niestety trzeba umieć podjąć odpowiednią decyzję - co zrobić i ponieść jej konsekwencje. Wybór może być dobry lub nie.

Albo jak @absolutarianin wspominał, wybór może być dobry, wykonanie też, ale efekt może być daleki od zamierzeń, bo coś tam po drodze wyjdzie, czego nie da się opanować.

To mi się trochę kojarzy z kwestią zaprogramowania podświadomości, ale równie dobrze może być tak, że pewne przeżycia mają być lekcją "czasem cokolwiek zrobisz i tak przejebiesz, tak bywa, naucz się to akceptować".

 

*jeśli finalnie w jakimś stanie podejmiesz akcję to działasz zgodnie z wektorem "w górę" - strach może np. podwyższyć wibrację z żalu (nad stratą), w postaci dodania impulsu "stracisz jeszce więcej, jeśli się nie ruszysz" - i wtedy jak się ruszysz to korzystasz z górnego wektora.

Z kolei mając wibrację pożądania, można za bardzo wpaść w lęk "nie uda mi się tego osiągnąć" - wówczas wibracja strachu działa z wektorem dolnym i spadasz niżej, właśnie na żal.

 

To jest jak jakaś gra. Raz na jednej platformie, raz na drugiej.

 

Godzinę temu, sleepwalking napisał:

Sama gra ze swoimi emocjami, pragnieniami jest niezwykła. Odpuszczenie strachu przed chorobami, śmiercią, czy innymi strasznymi rzeczami, wydaje się czymś niemożliwym, ale to jest MOŻLIWE

Tak, problem w tym, że stany fizyczne bywają na tyle silne, że często problemem może być wiara w to, że będzie lepiej.

Człowiek jest po prostu przesycony negatywnymi wibracjami, jak bagno, ciężko się wybić. Potrzebna mnóstwo pozytywnych impulsów, aby to przełamać.

I oczywiście własnego (skutecznego) działania w określonym kierunku. Musisz znaleźć odpowiednią platformę i skutecznie na nią skoczyć.

 

Bardzo ciekawe w temacie (odnośnie uzdrawiania):

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stwierdzenie, że "Cierpienie uszlachetnia" jest bardzo ogólne i można je interpretować na wiele sposobów,

dlatego doprecyzuję swoją prywatną interpretację.

 

Jeżeli tkwili będziecie w cierpieniu, to upodli Was i zniszczy,

zaakceptujcie więc je i odpuście,

a przekonacie się, że życie staje się wtedy lżejsze,

bo Wy sami staliście się wtedy lepsi.

A gdy będziecie unikać spojrzenia mu w oczy,

to zostanie z Wami na zawsze i Was upodli.

Co wewnątrz to i na zewnątrz.

( Patetycznie i biblijnie wyszło ale zawarłem w tym sens tego co chcę przekazać :) )

( W sumie to to samo co u Hawkinsa, tylko innymi słowami )

 

Od razu odwołam się do reszty tego co napisałeś, i dodam parę nowych przemyśleń.

 

2 godziny temu, mac napisał:

Ale masz też cierpienie, które się nie kończy, chociażby chorobę przewlekłą, gdzie marzysz tylko o objęciach śmierci i twój rozwój się kończy w tym momencie, jak stykasz się z takim cierpieniem.

 

Dlatego przywołałem przykład Stephena Hawkinga, bo on miał chorobę przewlekłą,

i nie marzył o objęciach śmierci, dawali mu 10 lat, przeżył 50 z chorobą i jeszcze mówił że jest szczęśliwy.

Jakby tak się dołował swoim stanem, to by go upodliło tak jak piszesz i nic by nie wskórał w nauce.

 

Godzinę temu, mac napisał:

Ten mnich podjął dobrowolną decyzję i zgodził się na wielki ból w imię idei. Wchodzimy już na różne pola dyskusji, a nie mam na to czasu teraz ? Nie rozumiemy się w kwestii problemu. Ty już zaczynasz rozszerzać na różne grupy + na decyzyjność i cechy charakterologiczne.

 

A mnich był po to, żeby zademonstrować, że można się zdystansować również do cierpienia fizycznego.

Zacząłem rozszerzać, żeby ukazać temat cierpienia z różnych perspektyw.

 

Godzinę temu, mac napisał:

Ze zdania cierpienie uszlachetnia wynika potrzeba dobrowolnego poddawania się cierpieniu praktycznie, polowania na cierpienie, bo przyniesie ci cnotę. To się trochę wyklucza.

 

Nie wynika, tylko sam wysnułeś taką tezę.

Ja nie twierdzę, że należy specjalnie cierpieć, ze ślepą nadzieją, że będzie się wtedy lepszym w oczach Boga.

Poprzez abstrakty, łatwiej coś zwizualizować dlatego wymyśliłem taki abstrakt:

Jakbyśmy mieli to przełożyć na kanwę gier:

 

Nieprawda:

Jeżeli włożysz 5 cierpienia, to otrzymasz 10 do cnoty/szlachetności.

 

Prawda:

Jeżeli cierpisz na 5, to musisz włożyć akceptacji/miłości do samego siebie, też na 5 żeby pozbyć się cierpienia i to wyrównać - powrócić do harmonii.

 

Godzinę temu, mac napisał:

ale cierpienie to ogromna przeszkoda do pełni szczęścia.

 

Jest przeszkodą, którą należy pokonać, bo tylko wtedy wzrośniemy (uszlachetnimy się).

Jakby być w pełni pozbawionym cierpienia, to bylibyśmy Bogami, i nie dałoby się już bardziej wzrosnąć.

A to cierpienie wychodzi z nas etapami, takimi na jakie jesteśmy gotowi.

Np. gdy przestaniemy je zagłuszać używkami - alkoholem, papierosami, narkotykami, jedzeniem,

gdy przestaniemy uciekać od niego - wpadając nawet w pracoholizm, spotkania ze znajomymi, imprezy - wszędzie można uciec, a cierpienie i tak zostanie, dopóki na nie nie spojrzymy.

 

Strach przed spojrzeniem w cierpienie ma wielkie oczy.

Dobre pytanie brzmi: Czemu pojawiło się w nas cierpienie?

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Ramaja Awantura napisał:

Widzisz mi też szkoda współczesnych Julek bo one są WYCHOWYWANE w negatywiźmie do mężczyzn itp. wpajana im jest chora idea. I wg. wymiany emocji jakie piszesz i tym że Oskarki są wychowywani na pisdy - te złe emocje między płciami będą się nakręcać. Dla mnie samego jak gadam z jakąś pretensjonalną, agresywną babą - też mnie to odrzuca... i nie chce takiej osoby znać bo jest "ciężka".

Być może to odrzucenie to zgoda na wibrację strachu.

Miałem okazję na interakcję z kobietami, które w różnych moich stanach potrafiły reagować i bardzo pozytywnie i bardzo negatywnie (agresywnie).

Patrzenie się tylko na jeden typ feedbacku niewiele daje. Nie wiesz z kim masz do czynienia, gdy widzisz tylko jedną stronę medalu.

To kojarzy się trochę z ramą i gadaniem "kobieta zachowuje się A dla faceta X, a zachowuje się B dla faceta Y".

Każdy w danym momencie ma inne oczekiwania, tak samo facet, jak i kobieta. Jeśli kobieta jest agresywna, w złości, prawdopodobnie chce coś uzyskać, zrealizować wpływ. W sumie facet podobnie, to nie jest zależne od płci. Bo popatrz: kiedy kobieta się zazwyczaj złości? Gdy czegoś chce, chce to uzyskać, ale w sumie nie wie do końca jak. Chce wyładować swoją frustrację i ma odwagę na to, choć wiadomo - nie robi w tego fajnej formie.

 

Tak więc - z jednej strony może być dla Ciebie pretensjonalna i agresywna, ale jak byś ją wprowadził w inny stan to byłaby miła lub ruchałbyś ją, aż by się jej uszy trzęsły :P

Czyli można to traktować jako shittest, a można też sygnał "hej kawalerze! postaraj się trochę bardziej". Kwestia tego, czy Ty uważasz, że w danej sytuacji warto (np. że masz odpowiednio dużo energii i pozytywnego nastawienia). W tym świetle rezygnacja raczej nie zaliczałaby się do strachu, raczej do rozsądku.

2 minuty temu, Sky napisał:

Dobre pytanie brzmi: Czemu pojawiło się w nas cierpienie?

W rzeczy samej. Ponoć lepsze od odpowiedzi jest właśnie zadawanie pytań - bo to jak ziarno, daje więcej odpowiedzi. I weź teraz wybierz właściwą :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, mac napisał:

chociażby chorobę przewlekłą

 

 

To jest tragedia, aczkolwiek wystarczy się przejść po szpitalu sióstr bolesnego miłosierdzia, gdzie leżą na łóżkach powywijane istoty, tylko tak je można nazwać, bo są aż tak zdeformowanymi, niepełnosprawnymi ludźmi.

 

Tam widać coś więcej, widać w ich oczach  boskie błogosławieństwo, w ich ciałach siłę, moc, wdzięczność za życie.

 

Pomimo niepełnosprawności, są twardzi, mimo, że nie potrafią powiedzieć słowa, przejść kroku.

 

Coś tam bełkoczą do Ciebie, ale ty rozumiesz, że to coś więcej, przeszli etap i są wysoko.

 

Wysoko wyżej niż Ty, w swoim wypasionym cielesnym muskularnym ferrari, pieniądzami  ( byk Fernando)  i ruchanymi laskami. 

 

Przynajmniej ja tak odczuwałem.

Co do kobiet, to ja kobiety kocham, używam, traktuję jako przedmiot użyteczny, jednocześnie je szanując, kobiety lubią być dla mężczyzny " przedmiotem użytecznym".

 

Bardzo mi w życiu pomogły i pomagają np. w załatwianiu papierkowej roboty, głównie właśnie dlatego, że traktuję je jak "przedmiot użyteczny", czyli tak jak najbardziej lubią, w głębi siebie, nieświadomie.

 

Pilnuję ( a mam żydowskie korzenie), żeby finansowo, emocjonalnie zawsze dawać z siebie MNIEJ niż one, jednak trzeba na to  uważać, są spryciule ! :P 

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@sleepwalking

Z mojej perspektywy to wygląda tak, że to co opisujesz to tylko pewne mechanizmy naszej zwierzęcej natury i to oczywiście funkcjonuje ale nasz ludzki pierwiastek sprawia, że możemy używać samoświadomości by tak organizować swoje życie jak tylko chcemy. Nie ma prawd ogólnych imo są za to indywidualne interpretacje.

Jak zamkniesz w pudełkach pojęć siebie, płeć czy zdolności do uczuć to to zobaczysz i doświadczysz.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, mac napisał:

Jego mózg to jebany tytan, tak? Tak kurwa ? Robiłem w sobie mnóstwo gierek mentalnych, które pięknie działały. Z tym samurajem tak samo. Wyjmujesz mentalny miecz z pochwy, wkładasz do niego wszystkie negatywne emocje, robisz zamach, jakbyś zrzucał krew wroga po walce i chowasz czyściutki do pochwy i tam trzymasz. To twoja mentalna przystań. Masz kurwa do dyspozycji od chuja technik, a to co piszę działa perfekcyjnie.

Kapitalne z tym mieczem. @mac co mógłbyś jeszcze polecić z takich technik żeby sobie faktycznie w pewnych sytuacjach nie dopierdalać i podejść bez emocji.  Literatura lub coś sprawdzonego od Ciebie byłaby przydatna. 

 

Sprawdzone metody walki z nałogiem również byłyby wskazane. Ja już nie pije od listopada i jest super. 

 

Panowie jedną rzecz w dyskusji przestańmy sobie dopierdalać po męsku jeśli jest rożnica w poglądach. Za to szanuje to forum że jest tu dużo wiedzy a mniej dopierniczania sobie. Ale świeżynki czasem tu oberwą od starych wyjadaczy. 

Edytowane przez spitfire
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, spitfire napisał:

Kapitalne z tym mieczem. @mac co mógłbyś jeszcze polecić z takich technik żeby sobie faktycznie w pewnych sytuacjach nie dopierdalać i podejść bez emocji.  Literatura lub coś sprawdzonego od Ciebie byłaby przydatna.

Pomogły mi to wypracować książki Marka Szurawskiego, pamięć, trening interaktywny, stosunkowo dobry i osho wszystko o medytacji. Jestem mocno w wizualizacjach różnych, często geometrycznych, próbuję tworzyć nowe światy abstrakcyjne i dużo się bawię właśnie w szybkie skojarzenia sam dla siebie. Rosnę czasami w tłumie mentalnie, robię się gigantem i tak dalej. Człowiek z tytanu realnie mi pomógł rzucić fajury, a później, jak już jedna technika zadziała to reszta uzależnień schodzi, jak kolejne warstwy brudu. Po prostu, jak już odblokujesz to schodzi, aż do czysta.

 

Polecałem tutaj już pisanie pamiętnika i rozmowy z podświadomością, nazwanie podświadomości ogólnie, techniki ze stosunkowo dobrego. Bardzo udane i pomocne.

 

Wyobraźnia to bardzo potężne narzędzie. Można uciec mocno w siebie.

  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, sleepwalking napisał:

Zastosowałem powyższą technikę, nie próbowałem zatuszować tego, że widziałem jej nowe zdjęcie. Wszedłem na profil, obejrzałem, brnąłem w tym uczuciu i pozwalałem mu się uwalniać. Nie było to łatwe, chwilami czułem różne rodzaje uczuć, które jeden po drugim starałem się odpuszczać. Po kilku dobrych minutach, wszystko przeszło. To co spowodowało u mnie taki stan minęło. Teraz jest to dla mnie zwykłe zdjęcie które traktuje na wyjebaniu, nie czuje z nim żadnego powiązania.

Widzisz, mi dojście do tego punktu zajęło jakieś 5 lat pracy nad sobą :) Bardzo trudno jest pozwolić sobie na to, by być z tym co już JEST - jesteśmy przyzwyczajeni do tego, żeby raczej tłumić "negatywne" emocje, zastępować je pozytywnymi niż pozwalać sobie na ich odczuwanie. Ja długo nie mogłem zaakceptować samego siebie z trudnymi uczuciami - chciałem widzieć siebie kimś innym niż jestem.

Rozwiązania szukałem w stoicyzmie, buddzyzmie, taoizmie, epikureizmie. Każdy system filozoficzny obiecujący "wyłącznie spokój" był dla mnie bardzo atrakcyjny, wszystkie długo studiowałem, wciąż poszukując upragnionego spokoju. Bezskutecznie. Z perspektywy czasu myślę, że ten "wyłączny spokój" byłby jednak cholernie nudny.

Mój kolega opowiadał mi kiedyś, że po opuszczeniu klasztoru buddyjskiego w Birmie po kilku miesiącach medytacji czuł się niemal jak oświecony, ale dosłownie dzień później zaczął rzucać kurwami, kiedy zaciął mu się komputer. Zdałem sobie sprawę, że nie da się uciec od trudnych sytuacji i trudnych emocji - można próbować je tłumić, ale to prosta droga do przeróżnych chorób, zablokowana energia w ciele zawsze znajdzie sobie ujście.

Uwielbiam Alana Wattsa, którego wykłady bardzo Ci polecam. Poznanie jego twórczości w dużej mierze pozwoliło mi otworzyć się na siebie. Zaczęło się od tego fragmentu jego wykładu "Mistycyzm i moralność":

 

 

Przemedytowałem dziesiątki, jeśli nie setki godzin - zacząłem od aplikacji Headspace, potem praktykowałem już sam, chodziłem również na medytację grupową. Puszczenie oporu przed tym, co już JEST - zaakceptowanie lęku, bólu psychicznego, złości, żalu, rozczarowania i wszystkich tych "złych" uczuć - trochę mi zajęło. Kluczowe jest właśnie to, by pozwolić sobie na czucie, nie stwarzać oporu albo go uwalniać, zostając z czystą energią emocji.

Co jest jednak najśmieszniejsze? Człowiek odkrywa, że to, przed czym tak uciekał całe życie nie jest wcale takie straszne - emocje i uczucia są chwilowe i tak naprawdę wystarczy dać im przestrzeń i nawet nie zauważamy, kiedy już ich nie ma.

Ciekawą techniką uwalniania emocji jest również Metoda Sedony - szumna nazwa, ale w praktyce jest to bardzo proste (chociaż nieprzyjemne):

a) skupiamy się na tym co czujemy - nazywamy (jeśli oczywiście jesteśmy w stanie) i akceptujemy dane uczucie,

b) zadajemy sobie pytanie - "czy mogę pozwolić temu odejść?", po czym na nie odpowiadamy (nie ma znaczenia treść odpowiedzi)

c) zadajemy sobie kolejne pytanie - "czy pozwolę mu odejść?" i znowu odpowiadamy na nie (nie ma znaczenia treść odpowiedzi - odpowiadamy jak czujemy)

d) ostatnie stadium, kolejne pytanie - "kiedy pozwolę temu odejść" + odpowiedź.

Powtarzamy pętlę do momentu aż nie będziemy czuć danej emocji. U mnie to działa w przypadku silnych emocji jak np. gniewu czy żalu.

Umiejętność pracy ze swoimi emocjami to moim zdaniem kluczowa sprawa w drodze do stania się panem samego siebie. Medytacja pokazała mi jedno - nigdy nie reagujemy na sytuacje w świecie zewnętrznym, a wyłącznie na doznania w ciele. Przepływ informacji w umyśle jest ściśle powiązany z doznaniami w ciele. Umiejętność bycia z doznaniami takimi jakie są i nie działanie po ich wpływem to ważny etap na drodze samorozwoju.

Polecam też na zachętę medytację prowadzoną przez Alana Wattsa:

 

 

 

  • Dzięki 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

54 minuty temu, johnnygoodboy napisał:

Widzisz, mi dojście do tego punktu zajęło jakieś 5 lat pracy nad sobą :) Bardzo trudno jest pozwolić sobie na to, by być z tym co już JEST - jesteśmy przyzwyczajeni do tego, żeby raczej tłumić "negatywne" emocje, zastępować je pozytywnymi niż pozwalać sobie na ich odczuwanie. Ja długo nie mogłem zaakceptować samego siebie z trudnymi uczuciami - chciałem widzieć siebie kimś innym niż jestem.

Myślę, że właśnie o to w tym wszystkim chodzi. Żeby zaakceptować to wszystko co jest, bez względu na to, czy jest złe czy dobre, ale po prostu nauczyć się z tym żyć w szczęściu, i zamienić te negatywne emocje na wyższe stany tak jak duma, miłość, czy akceptacja. Niestety, karty są rozdawane losowo, i nikt nigdy, nie zostanie kimś innym niż jest, czy to przez pieniądze, wygląd czy nowy samochód. Co do tłumienia tych negatywnych emocji, to wydaje mi się, że jest to podstawowy wgrany nam do głowy program, niestety, siedzący głęboko w podświadomości. Wystarczy spojrzeć na innych ludzi z otoczenia, nikt nie staje oko w oko z gniewem czy żalem, tylko je tłumi, uwalniając to przez bardzo długi czas, samoistnie - gdzie po danym okresie zapomina się o danych sytuacjach. Cieszę się, że jestem na dobrej drodze w stosunkowo szybkim czasie, ale jeszcze wiele do nauki. Dobrze, że również Tobie weszło to w krew.

Cytat

Rozwiązania szukałem w stoicyzmie, buddzyzmie, taoizmie, epikureizmie. Każdy system filozoficzny obiecujący "wyłącznie spokój" był dla mnie bardzo atrakcyjny, wszystkie długo studiowałem, wciąż poszukując upragnionego spokoju. Bezskutecznie. Z perspektywy czasu myślę, że ten "wyłączny spokój" byłby jednak cholernie nudny.

Jeżeli chodzi o ww. przykłady poszukiwania spokoju, to jakoś jeżeli o mnie chodzi, nie widzę w tym najmniejszego sensu. Chodzi o to, że zawsze byłem przekonany, że to człowiek może sam ze sobą i swoją głową rozwiązywać wszelkie problemy czy zagwozdki. Nie przekonały by mnie żadne kierunki filozoficzne czy religie. Inaczej sprawa wygląda właśnie, jeżeli chodzi o ludzi którzy realnie mówią jak jest, tak jak Hawkins, popierają to przykładami i dają rozwiązania które się sprawdzają. Wierzę w to, co widzę, że działa i przynosi efekty.

Cytat

Mój kolega opowiadał mi kiedyś, że po opuszczeniu klasztoru buddyjskiego w Birmie po kilku miesiącach medytacji czuł się niemal jak oświecony, ale dosłownie dzień później zaczął rzucać kurwami, kiedy zaciął mu się komputer. Zdałem sobie sprawę, że nie da się uciec od trudnych sytuacji i trudnych emocji - można próbować je tłumić, ale to prosta droga do przeróżnych chorób, zablokowana energia w ciele zawsze znajdzie sobie ujście.

Uwielbiam Alana Wattsa, którego wykłady bardzo Ci polecam. Poznanie jego twórczości w dużej mierze pozwoliło mi otworzyć się na siebie. Zaczęło się od tego fragmentu jego wykładu "Mistycyzm i moralność":

 

Wydaję mi się, że kolega w tym klasztorze nie miał żadnych bodźców i emocji które mogłyby przetestować jego "zmianę". Po prostu siedział tam, pochłonięty wszelkiego rodzaju medytacjami i sposobem życia, który tam był, a myślę, że tu chodzi o bardziej praktyczne zastosowanie tego w życiu codziennym. Jeżeli ktoś chciałby żyć w takim klasztorze do końca, to nie ma problemu, super sprawa, na pewno może dojść do jakiś wielkich rzeczy jeżeli chodzi o swój umysł, ale kwestia jak wyżej. Chodzi o bodźce które są spotykane w normalnym świecie, to samo tyczy się emocji.

Cytat

Człowiek odkrywa, że to, przed czym tak uciekał całe życie nie jest wcale takie straszne - emocje i uczucia są chwilowe i tak naprawdę wystarczy dać im przestrzeń i nawet nie zauważamy, kiedy już ich nie ma.

Dokładnie, zajebista sprawa. O to w tym wszystkim chodzi. Niby takie proste, ale dla wielu niemożliwe i niepojęte.

Cytat

Ciekawą techniką uwalniania emocji jest również Metoda Sedony - szumna nazwa, ale w praktyce jest to bardzo proste (chociaż nieprzyjemne)

a) skupiamy się na tym co czujemy - nazywamy (jeśli oczywiście jesteśmy w stanie) i akceptujemy dane uczucie,

b) zadajemy sobie pytanie - "czy mogę pozwolić temu odejść?", po czym na nie odpowiadamy (nie ma znaczenia treść odpowiedzi)

c) zadajemy sobie kolejne pytanie - "czy pozwolę mu odejść?" i znowu odpowiadamy na nie (nie ma znaczenia treść odpowiedzi - odpowiadamy jak czujemy)

d) ostatnie stadium, kolejne pytanie - "kiedy pozwolę temu odejść" + odpowiedź.

Powtarzamy pętlę do momentu aż nie będziemy czuć danej emocji. U mnie to działa w przypadku silnych emocji jak np. gniewu czy żalu.

Umiejętność pracy ze swoimi emocjami to moim zdaniem kluczowa sprawa w drodze do stania się panem samego siebie. Medytacja pokazała mi jedno - nigdy nie reagujemy na sytuacje w świecie zewnętrznym, a wyłącznie na doznania w ciele. Przepływ informacji w umyśle jest ściśle powiązany z doznaniami w ciele. Umiejętność bycia z doznaniami takimi jakie są i nie działanie po ich wpływem to ważny etap na drodze samorozwoju.

Polecam też na zachętę medytację prowadzoną przez Alana Wattsa:

 

 

 

Bardzo podoba mi się ta technika, na pewno ją wypróbuje, zrobiłem sobie już zdjęcie. Na razie będę bazował głownie na technice Hawkinsa, bo nie pracuje ją jakoś długo, a chciałbym w pełni wykorzystywać ją w życiu, w każdej sytuacji. Skorzystałem już sobie z rady jednego brata, bodajże @Król Jarosław I - chodzi o modlitwę, do samego siebie, żeby podziękować sobie za wszystkie negatywne rzeczy które Cię spotkały, i które tak wiele nauczyły oraz dały dużo doświadczenia.

 

Obejrzałem ten pierwszy filmik Alana Wattsa, fajny i ciekawy, zaraz siadam do drugiego, dzięki :)

Edytowane przez sleepwalking
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, mac napisał:

techniki ze stosunkowo dobrego. Bardzo udane i pomocne.

Mówisz pewnie o Boggingu. Fajne i polecam 


A technika z mieczem samuraja jest z jakiej książki ?

 

1 godzinę temu, johnnygoodboy napisał:

Co jest jednak najśmieszniejsze? Człowiek odkrywa, że to, przed czym tak uciekał całe życie nie jest wcale takie straszne - emocje i uczucia są chwilowe i tak naprawdę wystarczy dać im przestrzeń i nawet nie zauważamy, kiedy już ich nie ma.

Jeden z psychologów na YT wytłumaczył to tak iż emocje (dla jednego pozytywne i negatywne ) są z twojej podświadomości - przykładowo dla jednego szybkie auto to przypływ emocji i adrenaliny, dla drugiego który miał dachowanie (złe doświadczenia) lub jakiś ciężki wypadek może to być strach i lęk 

Najważniejsze to poznać co steruje tobą i trenować swoje problematyczne przekonania które powodują że sami się katujemy i niszczymy.  

Wczoraj oglądałem i trafia do mnie 
 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

37 minut temu, spitfire napisał:

Mówisz pewnie o Boggingu. Fajne i polecam 


A technika z mieczem samuraja jest z jakiej książki ?

 

Z żadnej ? To moja autorska metoda, człowiek z tytanu również. Po prostu rozszerzenie idei wizualizacji na problemy dnia codziennego. Podałem przykłady, które u siebie stosuję w myślach. Tak rzuciłem palenie. Otoczyłem się tytanową skorupą, mojego awatara myślowego. Z każdą odmową tytanowa skorupa zdobywała kolejny stopień twardości, a w pewnym momencie już nie musiałem się nawet odnosić.

 

Ze stosunkowo dobrego rozmowa z podświadomością, rozkazy głównie, poznanie podświadomości, prowadzenie pamiętnika i zdobycie wewnętrznego wglądu o tym, do czego głównie myśli zmierzają. Akurat pamiętnik pisałem przez wiele lat i dużo się z niego dowiedziałem o sobie. Pomógł mi właściwie odkryć talent zawodowy. Ja po prostu teorię przenoszę na praktykę i życie. Jak ktoś mi mówi o wizualizacji to siadam i wyobrażam sobie różne rzeczy i testuję emocjonalnie, co mi odpowiada. Nikt mi nie wciśnie kitu, bo wszystko sprawdzam.

Edytowane przez mac
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, sleepwalking napisał:

Nie wierzę w Boga czy Bogów, wolę modlić się sam do siebie i dla siebie.

Nie wiem czy modlenie się do siebie nie podchodzi pod satanizm.

 

Więc może zostań przy wizualizacjach i odczuwaniu wdzięczności. Bez angażowania Boga i modlitwy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, sleepwalking napisał:

nikt nigdy, nie zostanie kimś innym niż jest

Dlatego tak ważne jest bycie w kontakcie ze swoimi emocjami i uczuciami. Ciało zna prawdę. Możemy mówić, że czegoś się nie boimy, ale nasze trzęsące się dłonie i łamiący się głos zdradzą prawdę. Możemy mówić, że jakaś dziewczyna się nam nie podoba, ale nasz sprzęt powie jak jest w rzeczywistości. Możemy też pieprzyć, że odejście jakieś dziewczyny nas nie obeszło i mamy ją w dupie, a jednocześnie czuć z tego powodu głęboki smutek i żal. I tak dalej. Jedynie przyznanie przed sobą, że mamy w sobie jakieś uczucie (ono już i tak przecież w nas jest) może pozwolić nam na realną zmianę - wypierając je jesteśmy po prostu nieszczerzy ze sobą i zawsze będziemy tkwić w tym samym miejscu. Zwyczajnie tracimy w takich momentach prawdziwych "siebie". Wypierając istnienie swoich prawdziwych uczuć i emocji nigdy nie pozwolimy im odejść.

U mnie prawdziwe postępy w pracy nad sobą zaczęły się właśnie od życia w zgodzie z hasłem "nigdy nie mów NIE temu co jest".

Tak jak pisałem wcześniej - nigdy nie reagujemy na to, co dzieje się w świecie zewnętrznym. Reagujemy wyłącznie na nasze doznania cielesne. NIE KONTROLUJEMY doznań cielesnych - pojawiają się automatycznie, bez udziału naszej woli. Przestrzeń między bodźcem a reakcją to nasze jedyne pole działania. Na przykładzie tej tęsknoty za dziewczyną, która odeszła - możemy pójść za impulsem (pisać do niej błagalne smsy o powrót do nas) albo przeciwko niemu (akceptować to, że tęsknimy, ale wiedząc o tym, że jest to okres przejściowy po prostu przyjąć prawdę, że ona nie chce z nami być i pogodzić się z tym), ale nigdy nie powinniśmy wypierać prawdy, tj. wmawiać sobie, że nie ma w nas uczucia tęsknoty (takie coś zazwyczaj skończy się kompulsywnym przeglądaniem jej kont na portalach społecznościowych, obżeraniem się czy alkoholizowaniem).

Podobnie jest z lękiem - jedynie zrobienie czegoś zupełnie przeciwnego niż to, co podpowiada nam lęk może nam pozwolić na "pozbycie" się tego uczucia. Działanie w starym schemacie (uczucie lęku w ciele -> pójście za tym impulsem i wycofanie się z aktywności, której się boimy) jedynie ten schemat utrwala - nigdy nie przestaniemy się bać. Podstawową kwestią jest jednak przyznanie się przed samym sobą do uczucia lęku, pobycie z tym uczuciem, poprzyglądanie mu się, badanie go jak naukowiec ("co czuję w momencie lęku? czy są to zimne dłonie, kołatanie serca, ścisk w gardle?"), zaakceptowanie go - zdanie sobie sprawy z tego, że to uczucie nie jest niczym złym, każdy się czegoś boi, posiadanie różnych lęków nie czyni nas mięczakiem czy ofermą. Dopiero potem, po oswojeniu tego uczucia, może wyjść od nas decyzja czy działamy tak jak podpowiada nam ta emocja czy jednak, przy pełnej świadomości jej istnienia, podejmujemy decyzję, żeby zrobić coś zupełnie przeciwnego niż do tej pory.

  • Like 4
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, johnnygoodboy napisał:

Dlatego tak ważne jest bycie w kontakcie ze swoimi emocjami i uczuciami. Ciało zna prawdę. Możemy mówić, że czegoś się nie boimy, ale nasze trzęsące się dłonie i łamiący się głos zdradzą prawdę. Możemy mówić, że jakaś dziewczyna się nam nie podoba, ale nasz sprzęt powie jak jest w rzeczywistości. Możemy też pieprzyć, że odejście jakieś dziewczyny nas nie obeszło i mamy ją w dupie, a jednocześnie czuć z tego powodu głęboki smutek i żal. I tak dalej. Jedynie przyznanie przed sobą, że mamy w sobie jakieś uczucie (ono już i tak przecież w nas jest) może pozwolić nam na realną zmianę - wypierając je jesteśmy po prostu nieszczerzy ze sobą i zawsze będziemy tkwić w tym samym miejscu. Zwyczajnie tracimy w takich momentach prawdziwych "siebie". Wypierając istnienie swoich prawdziwych uczuć i emocji nigdy nie pozwolimy im odejść.

U mnie prawdziwe postępy w pracy nad sobą zaczęły się właśnie od życia w zgodzie z hasłem "nigdy nie mów NIE temu co jest".

Tak jak pisałem wcześniej - nigdy nie reagujemy na to, co dzieje się w świecie zewnętrznym. Reagujemy wyłącznie na nasze doznania cielesne. NIE KONTROLUJEMY doznań cielesnych - pojawiają się automatycznie, bez udziału naszej woli. Przestrzeń między bodźcem a reakcją to nasze jedyne pole działania. Na przykładzie tej tęsknoty za dziewczyną, która odeszła - możemy pójść za impulsem (pisać do niej błagalne smsy o powrót do nas) albo przeciwko niemu (akceptować to, że tęsknimy, ale wiedząc o tym, że jest to okres przejściowy po prostu przyjąć prawdę, że ona nie chce z nami być i pogodzić się z tym), ale nigdy nie powinniśmy wypierać prawdy, tj. wmawiać sobie, że nie ma w nas uczucia tęsknoty (takie coś zazwyczaj skończy się kompulsywnym przeglądaniem jej kont na portalach społecznościowych, obżeraniem się czy alkoholizowaniem).

Podobnie jest z lękiem - jedynie zrobienie czegoś zupełnie przeciwnego niż to, co podpowiada nam lęk może nam pozwolić na "pozbycie" się tego uczucia. Działanie w starym schemacie (uczucie lęku w ciele -> pójście za tym impulsem i wycofanie się z aktywności, której się boimy) jedynie ten schemat utrwala - nigdy nie przestaniemy się bać. Podstawową kwestią jest jednak przyznanie się przed samym sobą do uczucia lęku, pobycie z tym uczuciem, poprzyglądanie mu się, badanie go jak naukowiec ("co czuję w momencie lęku? czy są to zimne dłonie, kołatanie serca, ścisk w gardle?"), zaakceptowanie go - zdanie sobie sprawy z tego, że to uczucie nie jest niczym złym, każdy się czegoś boi, posiadanie różnych lęków nie czyni nas mięczakiem czy ofermą. Dopiero potem, po oswojeniu tego uczucia, może wyjść od nas decyzja czy działamy tak jak podpowiada nam ta emocja czy jednak, przy pełnej świadomości jej istnienia, podejmujemy decyzję, żeby zrobić coś zupełnie przeciwnego niż do tej pory.

Czytając to przyszedł mi do głowy film "niezgodna" i jeden z testów na "nieustraszonych", który polegał na zmierzeniu się z lękami podczas symulacji :D 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, PoCoMiOko napisał:

Czytając to przyszedł mi do głowy film "niezgodna" i jeden z testów na "nieustraszonych", który polegał na zmierzeniu się z lękami podczas symulacji :D 

Masz rację, było coś takiego. Fajna scena generalnie.

 

Pamiętam jak skakałem na bungee, 90 metrów, jak byłem na górze, to byłem zesrany na maxa. Wtedy jeszcze nie ogarniałem swoich uczuć ani nad nimi nie panowałem, ale pamiętam, że jakby mimowolnie przyjąłem ten strach do siebie, i nawet pogodziłem się z tym jakbym miał tam pierdolnąć - co automatycznie przełożyło się na pochylenie w przód i skok. Swoją drogą to polecam, adrenalina jest, jeżeli ktoś lubi takie rzeczy :)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 18.12.2020 o 08:54, johnnygoodboy napisał:

Na przykładzie tej tęsknoty za dziewczyną, która odeszła - możemy pójść za impulsem (pisać do niej błagalne smsy o powrót do nas) albo przeciwko niemu (akceptować to, że tęsknimy, ale wiedząc o tym, że jest to okres przejściowy po prostu przyjąć prawdę, że ona nie chce z nami być i pogodzić się z tym), ale nigdy nie powinniśmy wypierać prawdy, tj. wmawiać sobie, że nie ma w nas uczucia tęsknoty (takie coś zazwyczaj skończy się kompulsywnym przeglądaniem jej kont na portalach społecznościowych, obżeraniem się czy alkoholizowaniem).

Niby ok ale pierwszy raz w życiu mam tak czuję ból i złość, że była bardzo szybko znalazła sobie nowego chłopaka (pisałem o w jednym z wątków), dla mnie to nowe uczucie(zawsze to ja kończyłem związki lub była to wspólna decyzja) i pomimo iż wiem że ona jest DDA to rozwala mnie ten czas przeskoku na nową gałąź. Niestety czasem jadę obok jej mieszkania i widzę ten samochód to mnie krew zalewa...

Sam miałem atrakcyjniejszą kobietę od byłej na patelni (po drugiej randce) i się wycofałem bo myślałem o byłej. 

 

Macie @mac, @sleepwalking, @johnnygoodboy jeszcze jakieś ciekawe metody radzenia sobie z takimi emocjami po rozstaniu? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.