Skocz do zawartości

Niech ktoś mi wytłumaczy co do cholery się dzieję na rynku mieszkaniowym? Ceny oraz dostępność - wtf


bassfreak

Rekomendowane odpowiedzi

To wszystko jest zbiorem przeczynowo-skutkowym. Nie wiem kto to gadał, ale jeśli waluta nie jest oparta na niczym to rząd ma zbyt dużą pokusę by dodrukowywać ją gdy nadejdzie potrzeba. Gdybyśmy mogli wymienić złotego/euro/dolara na złoto to by się okazało, że w skarbcu pusto i masz bankructwo całego zachodu xD Ale Nixon "tymczasowo" zamroził możliwość wymiany dolarów na złoto bo trzeba było sfinansować bezsensowną wojnę.

 

Więc jak kryzys się pojawiał to banki centralne zadrukowywały problem, rynek nieruchomości jebnął? Drukujemy pieniądze. Ale z COVID to przegięli. Wydrukowali masę gotówki, której rynek nie może wchłonąć. Co mam na myśli? Inflacja wcześniej była niska bo firmy cały czas optymalizowały proces wytwórczy i dostawczy produktów. Realnie było taniej ale przez inflacje cena była taka sama albo lekko wyższa. Ale co się stanie jak nagle dodrukowujesz 4-5 razy tyle co wcześniej i jeszcze zatrzymasz gospodarkę, przerwiesz łańcuchy dostaw i tak dalej? Co się stanie z gospodarką która opiera się na optymizmie, na zakładzie, że zawsze będzie postęp i zawsze będziemy optymalizować? Co się stanie jak nadejdą lata chude, wypełnione stagnacją albo wręcz regresją? Zobaczymy :)

 

Wszystko ma swoją cenę, a rząd i banki centralne od ponad 50 lat stosowały sztuczki iluzjonisty na ludziach. I tak długo pociągnęli, ale kto wie może spadną na cztery łapy. Tylko czy obywatele również?

 

Generalnie to trochę przypomina matrixa. Systemy nie są idealne więc masz mechanizmy auto korekcji w kapitalizmie to bankructwa oraz regularne kryzysy. Co się stanie jak wywalisz ten mechanizm bo jesteś populistą i boisz się że ludzie przestaną na ciebie głosować albo obalą rząd? Oczywiście ilość błędów będzie się kumulowała, do takiego poziomu, że jedyne wyjście to będzie "wielki reset". Moim zdaniem komunizm właśnie dlatego wszędzie upada; nie ma mechanizmu autokorekcji.

Kapitalizmem 2.0 będzie prawdopodobnie shared economy czyli klasa średnia będzie za biedna na posiadanie i będzie wszystko wynajmować. I to nawet nie jest spisek to jest logiczna konsekwencja albo to albo pozwolenie na bankructwo całego zachodu i kryzys przez 10-20-30 lat, kto wie.

Edytowane przez NoHope
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dołączam do totolotka. Obstawiam symboliczne 0,5 p.p. z "groźnymi" zapowiedziami dalszego podnoszenia w ciągu roku, żeby uspokoić rynek i zdusić oczekiwania inflacyjne. Gospodarka musi się kręcić nawet  kosztem inflacji, w razie czego GUS zajmie się jej obniżaniem na papierze.

 

Zresztą inflacji nie ma szans już zdusić, bo bezrobocie jest bardzo niskie co powoduje nakręcanie spirali cenowo-płacowej, pomóc mógłby tylko gwałtowny spadek cen surowców i energii na całym świecie, co wydaje się możliwe praktycznie tylko przy zapaści gospodarczej.

 

Tymczasem w Warszawie na rynku wtórnym coraz więcej kawalerek w centrum o cenie ofertowej powyżej 20000/m2. Parę lat temu to był kosmos, takie ceny to może na Starówce z widokiem na Kolumnę Zygmunta były.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kończąc mój wywód to obecnie mamy 3 jeźdźców apokalipsy.

 

Inflacyjny, zbankrutowany system finansowy oparty na długu.

 

Zmiany klimatyczne. Dużo miast zostało wybudowanych przy brzegu ze względu na transport morski. Poziom wody się podniesie i trzeba będzie albo przenosić mieszkańców do środka kontynentu albo budować drogie tamy/zapory, których koszt utrzymania będzie absurdalny. Do tego bardziej gwałtowne zjawiska pogodowe jak tornada. Zmiany klimatyczne mogą spowodować bardzo dużą migrację ludności.

 

I demografia. Starzejące się społeczeństwo zapada w stagnacje + koszty leczenia idą w górę (nieważne czy opieka państwowa czy prywatna).

 

Jeśli nie zdarzy się jakiś cud czyli gigantyczny postęp technologiczny + przejście do kapitalizmu 2.0 to myślę, że czeka nas 3 wojna światowa i to jeszcze za naszego życia (obstawiam drugą połowę XXI w).

 

Ostatnio słuchałem z 10 godzin wywiadów z elonem muskiem i co widać to pośpiech chłopa by wysłać ludzi na marsa. I ciągle powtarza, że chodzi o to by ludzkość przetrwała w obliczu 3 wojny światowej albo jakieś srogiej inby kosmicznej czy innego gówna. To nie głupi pomysł jakieś niezależne państwo na marsie mogłoby przeczekać zimę nuklearną albo inne gówno i częściowo wrócić na ziemię.

 

Tak naprawdę powinniśmy inwestować w krypty jak z fallouta która są wstanie wytrzymać nawet zalanie czy atak nuklearny + właśnie loty w kosmos.

Edytowane przez NoHope
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że cholernie dużo tutaj "doomsaying".

 

To ja może zrobię kontrę w stosunku do katastroficznych wizji kolegi @NoHope :)

 

1. Długotrwały cel inflacyjny to 2,5% +/- 1%. Jeśli założymy, że ta lub inna RPP doprowadzi do powrotu do tego celu w 2023 powiedzmy, to po co mają utrzymywać wysokie stopy procentowe? Dla zabawy? nawet, jeśli mieliby je trzymać "tuż nad inflacją", to powinni je wówczas trzymać - w zależności od inflacji - na poziomie od 2 do 4%. Jak to się przekłada na bezustannie wałkowane na wykopie skakanie z okien, hm? Rzeczywiście, krótkotrwale może być więcej, ale potem będą przesłanki do obniżenia, czyż nie?

2. Nie ma w Polsce mowy o żadnej spirali cenowo-płacowej. Znakomita większość Polaków to nie programiści15k, tylko zwykli janusze, którzy mogą co najwyżej rozbawić pana dyrektora bełkotem o podwyżce. Nie podoba się? to tam są drzwi. Już widzę, jak nasi rodacy, w obliczu gwałtownie rosnących cen i wizji rosnącego bezrobocia, solidarnie rezygnują z pracy, bo podwyżki nie dostali 😅

 

Więcej jutro, ale to tak na start :)

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jest naprawdę zajebista satyra współczesnego świata na netfliksie, nazywa się "Nie patrz w górę". Na ziemie leci kometa o takiej wielkości, że jest wstanie zabić całe życie. Zauważają ją naukowcy i chcą wszystkich ostrzec o zagrożeniu. W starych katastroficznych filmach ludzkość jednoczy się w obliczu zagrożenia, rusza program kosmiczny z jakimś przypakowanym herosem, który w ostateczności ratuje naszą cywilizację. Tu mamy bardziej realistyczną sytuację; powstają dwa ruchy - patrz w górę (która wierzy w istnienie komety) i nie patrz w górę (która nie wierzy w istnienie komety). Później kometa pojawia się na niebie i ludzie sami dostrzegają prawdę, ale wtedy jest już za późno. Na ostatnią chwilę państwa starają się zniszczyć kometę albo ją rozbić - nie udaje im się to. Wiadomo jak to się skończyło.

 

Obecne społeczeństwo nie jest wstanie rozwiązywać żadnych problemów bo żeby rozwiązać problem to trzeba najpierw przyjąć na klatę fakt jego istnienia, a teraz na wszystko masz kontrteorię. COVID istnieje, COVID nieistnieje, ocieplenie klimatu to fakt, ocieplenie klimatu to bzdura, ocieplenie klimatu nie ma znaczenia. Jak ktoś jest załadowany w nieruchomości to gada, że nie ma żadnej bańki i żeby kupować, inni mówią że to giga bańka która niedługo pęknie. Jedni mówią, że mamy nieokiełznaną inflację, inni, że to tylko tymczasowe. Żyjemy w świecie postprawdy gdzie każdy gada to co jest dla niego korzystne albo ekonomicznie albo emocjonalnie.

 

 

Kiedyś byłem przeciwny budowaniu kolonii na marsa bo wydawało mi się to bez sensu. Wymaga to przełomów w wielu dziedzinach a sam mars jest nieprzyjazny, ale muszę przyznać muskowi rację. Obecny świat to idiokracja, nie że się stajemy, my w niej żyjemy i łatwiej wybudować nowe państwo na obcej planecie niż rozwiązać jakiś problem tutaj.

 

Co lepsze? Zrobić diagnozę HIV, dowiedzieć się, że jesteś chory, brać leki żyć dłużej i nie zarażać, z przykrą świadomością że masz HIV czy nie robić badań albo w ogóle zanegować istnieje tej choroby, że nie istnieje i czuć się lepiej, do czasu, wmawiając sobie, że jest wszystko okej? Teraz, w tej idiokracji, większość ludzi wybiera opcję dwa. Negowanie, trywializowanie czy przerzucanie istniejących problemów na przyszłe pokolenia bądź w ogóle nieustaloną przyszłość. 

 

Ja wiem, że ludzie wierzą w spiski i rozumiem dlaczego w nie wierzą, sam w niektóre wierzę. Wiara, że istnieje jakaś kompetentna grupa, nawet zła, która realizuje tajemnicze plany daje większe ukojenie niż zdanie sobie sprawy, że ludzie u władzy to chciwi idioci, którzy za bardzo nie wiedzą co robią.

Edytowane przez NoHope
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, NoHope napisał:

Żyjemy w świecie postprawdy gdzie każdy gada to co jest dla niego korzystne albo ekonomicznie albo emocjonalnie.

To jest akurat bardzo dobre podsumowanie sytuacji. A źródłem jest oczywiście efekt potwierdzenia (https://pl.wikipedia.org/wiki/Efekt_potwierdzenia) odnoszę wrażenie, że w czasach internetu to w zasadzie domyślna postawa ludzi. Mało kogo interesuje rzetelne badanie tematu. Najczęściej ludzie mają już jakieś zdanie "wstępne" wyrobione i będą wyszukiwać informacji potwierdzających swój tok myślenia, plusować komentarze zgodne z własnym tokiem rozumowania, etc. Mało ludzi podchodzi do tego bez emocji, każdy próbuje grać eksperta zamiast być uczniem, a przecież nie ma siły, by statystyczny człowiek znał się na wszystkim. Regularnie natomiast ów statystyczny człowiek wypowiada się w tematach wymagających eksperckiej wiedzy.

 

6 godzin temu, NoHope napisał:

Wiara, że istnieje jakaś kompetentna grupa, nawet zła, która realizuje tajemnicze plany daje większe ukojenie niż zdanie sobie sprawy, że ludzie u władzy to chciwi idioci, którzy za bardzo nie wiedzą co robią.

Bo współczesny człowiek ma potworny problem, by przyznać się do błędu. A często na tych idiotów głosował, bo cośtam. Np. znudziła go poprzednia ekipa i z wrodzonego kontrarianizmu poszedł oddać głos na opcję opozycyjną.

 

To też jest w pewnym sensie upadek męskości - strach przed przyjęciem na klatę konsekwencji swoich wyborów, poglądów i przekonań. A one czasem są dla nas niedobre. Nasze przekonania też nie zawsze są dla nas dobre. Młodzi mężczyźni będą woleli spędzać godziny na wypisywaniu fikołków antylogicznych w sieci, niż powiedzieć "tak, zjebałem, nie zrozumiałem, dałem się oszukać, etc".

 

Mamy trudne czasy, stworzone przez słabych mężczyzn. Poniższe jest, moim zdaniem, w 100% prawdą, aczkolwiek kłóciłbym się z doborem trzeciej grafiki, głosowania na zaczesa bym w to nie mieszał.

 

hard-times-create-strong-men-create-good

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, ManOfGod napisał:

Czy kogoś dotknęły już podwyżki stóp procentowych? Mi skoczył kredyt o 400 zł co jest całkiem sporo. 

Na chwilę obecną dla kredytu w PLN to ok +10% wzrost raty (dla kredytu w ratach równych i ok 25 latach do spłaty).

Obstawiam, że >stop< nastąpi w okolicach +30% w górę względem "złotych czasów".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja liczę już w swoich planach +50% do raty, gdyż moim zdaniem WIBOR sięgnie 6,5% w 2022. I to dość szybko. Tzn. ja liczę nawet więcej, ale przy takim WIBORze spadnie marża banków, a ja wtedy re-kredytuję inwestycję, czyt. przejdę z obecnej wysokiej marży 2,12% na jakąś normalniejszą po wzroście stóp, np. 1,2% (zdaje się, że takie marże były przed 2015 rokiem właśnie, gdy stopy były wysokie). Czyli odejmuję 1% od końcowego wzrostu.

 

To duża zmiana w moim planowaniu, ale nie oszukujmy się - w 2020 roku nie dało się przewidzieć inflacji rzędu 15-20%. Tzn. może ktoś lepszy ode mnie dał radę - ja nie dałem. Liczyłem na wzrost stóp do 2,5%, ale widzę, że to nie przejdzie. Inflacja wybiła za wysoko. jednocześnie nie uważam, że wykopkowe 10-12% jest realne. To wygeneruje takie problemy dla pisu - społeczne i gospodarcze - że im po prostusię to nie opłaci. Masowe bankructwa firm, mnóstwo bankrutujących ludzi, wysokie bezrobocie oraz HORRENDALNE koszty obsługi długu publicznego (przy 12% sięgną... PKB :D ) - szczerze wątpię. Chociaż kto wie - może gdy inflacja wpadnie na 30-40%, to nie będą mieli wyboru?

 

Na szczęście nadal mogę dopłacać ok. 4000 PLN do tych nowych stawek co miesiąc.

 

Wyliczyłem dokładnie, że bez zmiany pracy i przy 100% sknerusa mógłbym spłacić dom równo w 7 lat. Oczywiście, jak już pisał @maroon, jest to utopia. Wiadomo, że to tylko ładnie wygląda na papierze, w życiu są różne nieprzewidziane wydatki. Chodzi raczej o zobrazowanie możliwości.

 

Jeśli uda mi się z nową pracą (a rozmowy przeciągają się już miesiąc i jestem coraz bardziej wkurwiony), to wtedy mógłbym zrobić to samo 2x szybciej, tj. w 3-4 lata. Oczywiście na papierze.

 

Zobaczymy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

24 minutes ago, Januszek852 said:

Ja liczę już w swoich planach +50% do raty, gdyż moim zdaniem WIBOR sięgnie 6,5% w 2022. I to dość szybko. Tzn. ja liczę nawet więcej, ale przy takim WIBORze spadnie marża banków, a ja wtedy re-kredytuję inwestycję, czyt. przejdę z obecnej wysokiej marży 2,12% na jakąś normalniejszą po wzroście stóp, np. 1,2% (zdaje się, że takie marże były przed 2015 rokiem właśnie, gdy stopy były wysokie). Czyli odejmuję 1% od końcowego wzrostu.

Chwila, takie procenty wywalą masę ludzi z kapci. Nie będą mieli jak spłacić, więc będą się pozbywać, to obniży ceny. Czyli ręce pod dupę i czekać na okazję. Tak?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, manygguh napisał:

Nie będą mieli jak spłacić, więc będą się pozbywać, to obniży ceny. Czyli ręce pod dupę i czekać na okazję. Tak?

 

Mamy 70-letni trend wzrostowy na nieruchach z korektami. Obstawiam, że ceny spadną o 10-20% w kilka lat. Za ok. 2 lata powinny być okazje. W małych miejscowościach mogą być nawet większe.

 

Uważam tak, gdyż oprócz popytu jest i podaż. Gdy deweloperzy zobaczą, że koszt budowy rośnie, popyt spada a ceny się walą - zrezygnują z nowych budów. Spadająca podaż powinna zrównoważyć w końcu popyt, który będzie rósł przy spadkach.

 

Dlaczego 2 lata? Bo taki jest cykl budowy bloku. W tym roku rozpoczęto rekordową ilość budów. Za 2 lata będzie nadpodaż. Kolejne lata na bank dadzą mniejszą podaż, więc nie będzie podstaw do spadku cen.

 

Jeżeli chcesz kupić mieszkanie, to ja bym poczekał 2 lata na Twoim miejscu, chyba, że jesteś zmuszony do wynajmu. Wtedy trzeba na chłodno policzyć, ile kasy oddasz rentierowi przez 2 lata i czy spodziewasz się obniżek tak dużych, by to zrekompensowały.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, Januszek852 napisał:

Mamy 70-letni trend wzrostowy na nieruchach z korektami. Obstawiam, że ceny spadną o 10-20% w kilka lat. Za ok. 2 lata powinny być okazje. W małych miejscowościach mogą być nawet większe.

A ja chciałem kupic drugie, większe mieszkanie, ale po (1) mało jest fajnych ofert (rynek wtórny tylko mnie interesuje) a po (2) ceny są przesadzone. No i te raty kredytów jeszcze :(

Mogę się wstrzymać, ale co zrobić z gotówką? Juz nawet myślałem żeby kupić klasycznego Merca z lat 80. za 60-70k i trzymać go jako inwestycję. 😆

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Teraz, Garrett napisał:

Juz nawet myślałem żeby kupić klasycznego Merca z lat 80. za 60-70k i trzymać go jako inwestycję. 😆

W 5 lat Amiga 1200 podrożała o 400%. A śmiali się ze mnie, gdy kupowałem swoją w 2015 roku za 500zł. Teraz śmigają po 2500zł :D

 

Edycje kolekcjonerskie gier (niewyjęte z folii) po 10 latach można sprzedać z kilkukrotną przebitką.

 

Są fajne sposoby na inwestowanie niewielkiej kasy w mojej niszy zainteresowań, w Twojej też pewnie coś znajdziesz ;)

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 godzin temu, Januszek852 napisał:

Mało ludzi podchodzi do tego bez emocji, każdy próbuje grać eksperta zamiast być uczniem, a przecież nie ma siły, by statystyczny człowiek znał się na wszystkim. Regularnie natomiast ów statystyczny człowiek wypowiada się w tematach wymagających eksperckiej wiedzy.

Ludzie boją się przyznać do niewiedzy a już w ogóle do spojrzenia w „pustkę”, która okala te niby solidne fundamenty dogmatów, utożsamiają się z wiedzą i czują osobiste zagrożenie gdy w istocie to tylko żonglerka abstrakcjami.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Januszek852 z ciekawości, masz jakieś przemyślenia obserwacje dot. różnych metraży?

Mówi się, że ogólnie ceny mogą spaść, ale różnie może się to odbywać w 'inwestycyjnym' metrażu 30-50. A inaczej w dużym. Jest to dla mnie rozkmina od pewnego czasu, bo zamierzam za jakiś czas kupić ale naprawdę duże mieszkanie.. a tu generalnie nie ma w czym przebierać.

Mnie wydaje sie, że ceny w tym segmencie mogą po prostu stanąć, bo ludzie raczej kupuja je dla siebie, pewnie będzie mniej też ludzi je sprzedających (podejrzewam że więcej ryzykownie kupujących 'pod korek' jest w grupie mniejszych mieszkan)

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, andrzej2 napisał:

z ciekawości, masz jakieś przemyślenia obserwacje dot. różnych metraży?

Specem się nie czuję, ale odpowiem, co mi się wydaje :)

 

Myślę, że duże mieszkania najmocniej dostaną po dupie.

 

Gdzieś mieszkać trzeba - popyt na małe lokale będzie zawsze. Ale większy metraż to nie konieczność, tylko poprawa jakości życia. Z konieczności można gnieździć się w mniejszym.

 

Więc jeśli będzie spadek popytu na mieszkania, to najszybciej spadną te duże.

 

Na tej zasadzie:

 

Ktoś interesujący się dużym - zacznie interesować się małym.

Ktoś interesujący się małym - nadal będzie interesować się małym, bo innych nie ma ;)

 

No chyba, że pisząc "naprawdę duże" myślisz o powierzchni 100-200 metrów.

 

Takie mieszkania nigdy nie miały popytu "biedoty". To segment premium, a wśród ludzi chętnych na kupno mieszkań po kilka milionów raczej brak ludzi, którzy zbankrutują od wyższej raty. Bo to domena biedoty.

Takie mieszkania pewnie będą trzymać cenę.

Nie ma ich dużo (podaż niewielka), bo deweloperzy wiedzą, że ten segment interesuje tylko mały ułamek społeczeństwa i o niebo łatwiej jest sprzedać kilka lokali 40m, niż jeden 200m.

 

Takie mieszkania również raczej nie będą wyprzedawane "bo na ratkę nie starcza" - właściciele raczej nie płacą ratek.

 

Bardzo duże mieszkania konkurują raczej z domami (i zwykle z nimi przegrywają) - to nisza, a niszowe produkty są dość odporne na wahania cen.

 

Tak samo, jak np. obrazy jakiegoś słynnego malarza nie potanieją, bo pandemia, bo kryzys. To produkt niszowy dla bardzo bogatej klienteli, która na wahania jest dość odporna.

 

Na kryzysie nie wszyscy zresztą tracą.

Zwykle zyskują najbogatsi, a tracą biedni.

Ergo produkty dla najbogatszych mogą nawet drożeć.

 

O cenę 200m^2 mieszkania w kamienicy w jakimś prestiżowym miejscu blisko centrum dużego miasta bym się nie martwił, raczej nie spadnie.

Spadnie max dla klasy "średniej" czyli mieszkania 70-90m.

Edytowane przez Januszek852
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

55 minut temu, Januszek852 napisał:

Myślę, że w przypadku wtórnego jest on "ogonem" a pierwotny "psem" ;) Więc wtórny będzie (raczej) śledził pierwotny, jak zwykle bywało.

 

 

A może jest inaczej..... Nadpodaż, na którymś z tych dwóch rynków obinza ceny, natomiast żeby rosła musi być deficyt podaży na obydwóch. Jeśli na wtórnym będzie wyprzedaż i metr w Warszawie spadnie o 40 procent i będą chętni sprzedawać, to nikt nie kupi prawie dwa razy droższego od dewelopera.... Deweloperzy przestaną budować... Podobnie w drugą stronę, jeśli deweloperzy nabuduja dużo i do sprzedania obinza cenę znacznie, to nikt nie kupi drogiego z wtórnego, mając z wykończeniem tańsze nowe mieszkanie... Dlatego uważam że dla wzrostu ceny potrzebny jest deficyt na obydwu rynkach (wzrostu ponad inflację....)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Januszek852  no właśnie też myślę podobnie, a to w co celuję jest powiedzmy gdzieś na styku, nazwijmy to 'premium niższe'? :P 90-110 metrow w dużym mieście i jestem otwarty i na rynek pierwotny i wtórny.

Nie jest to też metraż 'inwestycyjny' nie liczac garstki apartamentów na wynajem na doby.

Tak jak mówisz ludzie z dużymi nieruchomościami, którzy ostro się przeliczyli raczej mogą rzadziej występować, choć oczywiście i ludzie z klasy 'premium' potrafia żyć ponad stan do tego stopnia że czasem bywaja w Providentcie ;) Ale pewnie większość spadków będzie nie tam, gdzie mnie to interesuje.

Edytowane przez andrzej2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 minut temu, Mmario napisał:

Jeśli na wtórnym będzie wyprzedaż i metr w Warszawie spadnie o 40 procent i będą chętni sprzedawać, to nikt nie kupi prawie dwa razy droższego od dewelopera....

Tylko czy takowi chętni się znajdą?

 

Wiem, że często się mówi o masowej wyprzedaży, ale przecież ci wyprzedający się też muszą gdzieś mieszkać.

 

Jeśli sprzedadzą większe, bo już nie będzie ich stać, to za chwilę będą widziani w kolejce do dewelopera po mniejsze.

 

Bądź będą rozpaczliwie szukać mieszkania na wynajem, a tam zaporowe ceny i castingi jak w Dublinie. Bo skoro tyle osób wyprzedaje, to nagle wynajmujących jest dwa razy tyle, a mieszkań tyle samo... :D

 

Ten rynek to naczynia połączone. On się sam utrzymuje w stanie równowagi. Powodowane jest to tym, że gdzieś mieszkać trzeba, a w pewnym wieku (i z bombelkami) powrót do pokoju do mamy jest niemożliwy... zakładając, że mama chce/może przyjąć w pierwszej kolejności. Opcji "bezdomność" nikt nie wybierze. Będzie balansowanie między "wynajem", "kredyt na większe" a "kredyt na mniejsze", Wydaje mi się oczywiste, że przy kryzysie dostanie w dupę opcja "kredyt na większe", a dwa pozostałe mogą notować wzrosty.

 

To, co na bank się nie stanie, to spadek wszystkich trzech opcji. No chyba, że przymusowy (scenariusz Wenezueli) - wtedy rośnie opcja czwarta, "bezdomność". Ale to bardzo czarny scenariusz i wolałbym o nim nie myśleć, bo nie chcę mieszkać w upadłym kraju.

 

W upadłym kraju bowiem nie przejmujesz się tym, czy przepłaciłeś za kwadrat, a tym, czy nie zarżną Cię na ulicy, nie okradną ci domu, czy przez następny tydzień bedzie chociaż raz prąd, etc.

 

 

Edytowane przez Januszek852
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.