Skocz do zawartości

Relacje z kobietami, a depresja i zaburzenia lękowe


Rekomendowane odpowiedzi

Cześć, 

Postanowiłem w skrócie opisać swoją historię, bo nie ukrywam, że dramatycznie potrzebuję nawet nie tyle pomocy, ale jakiegoś światełka w tunelu, kogoś kto może w jakimś stopniu zmagał, albo zmaga się z podobnymi stanami jak ja.

 

Nie będę chronologicznie opisywał całego życia, więc od razu przejdę do rzeczy. Mam 31 lat i zakochałem się beznadziejnie po jednym spotkaniu i odrzuceniu przez pewną dziewczynę. Ogólnie, mam poczucie, że to niemal mój ideał pod względem wyglądu, zainteresowań, sposobu bycia. Dostałem kompletnej obsesji na jej punkcie, ciągłe stalkuję ją w sieci i z dużym prawdopodobieństwem wiem, że z kimś się spotyka nie tylko na kawę. Ogólnie nie mogę znieść tego stanu, dosłownie czuję się jakby ktoś mi walnął młotem w głowę, zupełnie nie widzę żadnego sensu życia bez tej osoby. Dobrze chociaż, że jest benzo, bo nie wyobrażałem sobie, że ból psychiczny może być aż tak nie do zniesienia. Ogólnie mówiąc sam jestem sobą zażenowany do jakiego stanu się doprowadziłem.  

Tak, wiem, można chwilowo zwariować na czyimś punkcie, można mieć gorszy okres w życiu, tylko u mnie nie jest to pierwsza taka sytuacja. Pierwsza z nich miała miejsce pod koniec liceum, druga na studiach. Nie wchodząc w szczegóły, każda z nich trwała ok 2 lat i śmiało mogę powiedzieć, że zmarnowała mi młodość. Jedyny plus tego z tego taki, że w drugiej sytuacji udało mi się nawiązać namiastkę jakiejś nieudolnej relacji i zrzucić ciężar prawictwa. Niby teraz jestem życiowo bogatszy w doświadczenia, wiem mniej więcej z czego biorą się takie emocje, wszystkie blackpille, teorie relacji damsko-meskich w małym palcu, a mimo to nie uchroniło mnie od ponownej psychozy. Po prostu znowu wróciłem do puntu wyjścia, a tak naprawdę emocjonalnie nigdy nie wyszedłem z etapu nastolatka, chociaż pewnie i oni są bardziej ogarnięci w na tym polu. 

 

Przyczyna tego stanu rzeczy jest prosta, przez całe życie dramatycznie brakuje mi relacji z kobietami, a moja pewność siebie, w tym zakresie jest poniżej jakiegokolwiek poziomu. Oczywiście w pierwszej kolejności doszukuję się problemów w wyglądzie. Nietrudno się domyślić, że do chada trochę mi brakuje i mam potężne kompleksy na tym punkcie. Pewnie jakbym wysłał zdjęcie usłyszałbym, że nie jest aż tak źle. O ile obiektywnie w stanie jestem to określić to może łapię się pod 6/10, ale wyglądam młodo (akurat to z wiekiem staje się plusem) i mam dosyć słabo wykształcone androgeniczne cechy i mimo iż robię co mogę, to czuję, że bez operacji plastycznych, zresztą nad którymi coraz mocniej się zastanawiam, czuję, że niewiele mogę zrobić w tej kwestii.

 

Mimo powyższych braków udało mi się stworzyć na tyle ciekawy profil tinderowy, że trochę tych par wpada, a przynajmniej na tyle, żeby chociaż raz na miesiąc umówić się z jakąś dziewczyną nie odstraszającą wyglądem. I tu zaczyna się kolejny problem jak wyglądają te randki. Ogólnie raczej jest miło, sympatycznie, ale przeważnie nudno, pomimo okazjonalnego wprowadzenia udanego żartu, czy nawet podtekstu seksualnego. Zupełnie nie potrafię przebić do etapu tak zwanego zaiskrzenia, poczucia chemii i tego wszystkiego o co chodzi w tym wszystkim. Oczywiście jestem małomówny i introwertyczny, z tym, że to już nawet nie jest zwykła małomówność, ile brak umiejętności prowadzenia rozmowy i wywoływania odpowiednich emocji. Wiem też, że widać po mnie zdenerwowanie i sztywność w poruszaniu (stwierdzone nawet przez bliskiego kolegę w sytuacjach nierandkowych). W sumie to zaczynam u siebie podejrzewać nie tylko zwykłą nerwicę i zaburzenia lękowe, które towarzyszyły mi od zawsze, ale jakieś spektrum autyzmu. A wracając do odczuć randkowych to im mniej mi się dziewczyna podoba, tym gorzej to wygląda. Czasami już na siłę próbuję się zmusić do nawiązania bliższego kontaktu, żeby zdobyć jakieś doświadczenie z kobietami, ale w takich sytuacjach nie dość, że nie czuję możliwości nawiązania emocjonalnej więzi, to wprost odrzuca mnie fizycznie, do tego stopnia, że nawet pocałunek byłby dla mnie problemem. W ogóle tego nie rozumiem, czuję się w tym momencie podle, że przez ten pryzmat oceniam być może wartościowe osoby i nie panuję nad swoim gadzim mózgiem. Dosłownie potrafi mi się w takim momencie zrobić prawie czarno przed oczami. Tak, oczywiście jest problem nawet nie tyle z porno, co z erotyką, chociaż w moim mniemaniu jest to skutek, a nie przyczyna relacji z kobietami (a może się mylę?). No ale powiedzmy, że raz na ruski rok, przychodzi do spotkania, gdzie dziewczyna mi się spodoba (i wcale nie są to osoby z topowego kanonu kobiecej atrakcyjności, tylko raczej słodkie szare myszki), po czym zachodzi reakcja odwrotnie proporcjonalna do powyższej, a więc wchodzi niekontrolowane pożądanie fizyczne i psychiczne. Co się dalej dzieje można przeczytać w drugim akapicie. 

 

Nie wiem czy to istotne w powyższym kontekście, ale podam jeszcze kilka informacji o sobie: grzeczny, kulturalny chłopiec z dobrego, ale zdecydowanie nadopiekuńczego domu, wychowywany głównie przez kobiety (z ojcem do dzisiaj nie nawiązałem prawdziwie dobrej relacji). Jak już wcześniej wspomniałem wiecznie zestresowany i nie bardzo radzący sobie w towarzystwie, im większym tym gorzej. Mimo tego, przy odrobinie inteligencji, szczątkowego poczucia humoru i jakiejś tam determinacji potrafiłem ogarniać skromne życie towarzyskie (przeważnie tych bardziej ekstrawertycznych, a przynajmniej wygadanych) oraz pracę, w której pokonałem domniemaną fobie społeczną na tyle, że skończyłem jako normik w korpo. Lifestyle w teorii też ciekawy, chociaż w praktyce większość czasu przecieka mi przez palce.

 

Bracia, nie wiem już gdzie szukać pomocy wyjścia z tego błędnego koła i amoku. Nie mam totalnie o co się oprzeć w życiu, skoro wszystko straciło dla mnie sens. Może tylko tyle, że wiara, a właściwie już bardziej strach związany z nią oraz rodzina skutecznie blokują mnie przed samobójem (także proszę nigdzie nie zgłaszać), ale naprawdę teraz czuję się tak, że wolałbym się nie urodzić. Wiem, że brzmi to trochę dramatycznie i wiem, że po czasie emocje pewnie trochę się wyciszą, ale nie chcę, żeby ten proces miał trwać znowu dwa lata, tym bardziej, że po 30. czuję coraz większą presję odjeżdżającego życiowego pociągu. Wiem, że nikt od tak nie rozwiąże tych problemów, ale może jest ktoś kto doczytał do końca i borykał się z podobnym stanem, szczególnie mam na myśli tę fiksację na punkcie jednej osoby oraz binarne myślenie - wszystko albo nic.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

31 minut temu, Nodofski napisał(a):

ile brak umiejętności prowadzenia rozmowy i wywoływania odpowiednich emocji

Mam tak samo. Co bardziej doświadczeni twierdzą , że to kwestia wprawy i doświadczenia.

33 minuty temu, Nodofski napisał(a):

kawę. Ogólnie nie mogę znieść tego stanu, dosłownie czuję się jakby ktoś mi walnął młotem w głowę, zupełnie nie widzę żadnego sensu życia bez tej osoby

 

Doraźnie - divy.

 

Z tego, co wyczytałem - wkręcam sobie jakiś dziwny film pod tytułem " Inna niż wszystkie I love forever". Piszesz, że masz tak w przypadku lasek wpisujących się w Twój wizualny ideal, więc efekt aureoli.

 

Powinieneś się cieszyć, że nie skleiło z nimi, bo kobieta potrafi to wyczuć. Wówczas został bardzo s emocjonalnie i finansowo zmielony i trafił bus tutaj w o wiele gorszej sytuacji.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miałem podobną sytuację jak Ty, jakiś rok temu. Za bardzo się wkręciłem w pewną relację, a kiedy była partnerka związała się z innym facetem po jakimś czasie, wszystkie wspomnienia do mnie wróciły ze zdwojoną siłą. Wmawiałem sobie, że już na pewno nie znajdę nikogo tak "wyjątkowego" jak ona. Po rozstaniu zacząłem regularnie pić alkohol i trochę to trwało, na szczęście przestałem w odpowiednim momencie. 

 

Co się okazało? Próbowała być z trzema facetami, każdy z nich ją zostawił z jakiegoś powodu. Przeszła załamanie nerwowe - w końcu trzech facetów nie chciało z nią stworzyć związku :) Jej koleżanka, a moja dobra przyjaciółka mi o tym powiedziała. Do tej pory jest sama, wydaje mi się, że żałuje decyzji o rozstaniu ze mną, ale powrotu nie będzie, bo swoje zasady mam :) I teraz ma bardzo duży problem, żeby w ogóle poznać kogokolwiek, bo wszyscy "wartościowi" faceci są już zajęci, zostaje jej dodawanie zdjęć na instagramie i liczenie na to, że jakiś facet będzie chciał z nią stworzyć związek, a nie tylko ją przelecieć. Kobiety też nie mają łatwo. 

 

Po pierwsze i najważniejsze: kobieta nie jest celem życia, nie wolno kierować się poglądem "muszę mieć partnerkę", bo inaczej jestem nikim. 

 

Nie stawiaj kobiet na piedestale, nie wkręcaj sobie niczego do głowy po kilku spotkaniach. Traktuj je jako dodatek do Twojego życia, nie przejmuj się jak będą odchodzić. Pamiętaj, że kobieta nigdy nie jest Twoja, teraz jest po prostu Twoja kolej. 

 

Zacznij doceniać to co masz, te wszystkie związki tak na prawdę nie są do końca takie kolorowe. Ładnie to wygląda z zewnątrz. Jasne, fajnie i warto być z jakąś wartościową osobą, ale mężczyzna powinien mieć również inne cele w życiu, a nie tylko kobietę. 

 

Co bym zrobił na Twoim miejscu: 

- zmienił przekonania odnośnie kobiet, nie fiksował się na ich punkcie, bo na prawdę nie ma to żadnego sensu, zacznij podchodzić do relacji na chłodno, 

- wymaksował swój wygląd - siłownia, barber, zęby - wyciągnij z siebie pod kątem wyglądu tyle, ile się da

- rozwijaj się w pracy, zarabiaj dobre pieniądze, awansuj na pozycje kierowniczą w korpo

 

I co najważniejsze - głowa do góry! Będzie dobrze, tylko zmień przekonania i zadbaj o siebie. 

 

 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Nodofski, czego oczekujesz? Zamień się miejscami i wyobraź sobie że spotykasz pannę z taką samą osobowością, sztywnością i potrzebą przyklejenia się do drugiej osoby jak ty. Uważasz to za atrakcyjne? Jak znajdziesz kogoś w końcu to z takim podejściem trafisz na laskę z borderline lub innym syfem to cię przemieli na maksa. 
 

Spinasz się i wali od ciebie desperacja na kilometr. 
 

Bardzo przykro słyszeć , że tatuś nie kochał i zawiodłeś się na nim czy innych w dzieciństwie. Ale przed wejściem w jakikolwiek związek musisz to rozwiązać, bo będzie się to za tobą ciągnęło i będzie niszczyło każdą relację. Tobie nie brakuje relacji z kobietami. Tobie brakuje relacji z samym sobą. Ty nie jesteś miły, ty jesteś zły na siebie i się wstydzisz. Wstydzisz się wielu rzeczy i się boisz pokazać samego siebie. Kobiety to czują. 

Mamusia wychowała na swoje oczekiwania i zrobiła sobie drugą c***e. Pewnie się kłócili z tatusiem. A teraz na serio. To nie ojciec cię skrzywdził, a matka.  Ona cię zmanipulowała i stworzyła dystans w rodzinie. Żeby zrobić na złość mężowi odebrała mu syna. Sfrustrowana pi**a co odebrała synowi ojca. Tak twoja matka siedzi ci w głowie i napędza twoje zwątpienie i leki. To jest jej głos który mówi, że jesteś niewystarczający i nie warty miłości. Jung to nazywał Animą. Witamy nowego miłego faceta na forum. 

 

Zawracanie głowy kobiecie w momencie jakim jesteś to byłoby strasznie egoistyczne. Uwiesiłbyś sie na niej i prześladował i kontrolował. 
 

Ty nie potrzebujesz seksu ty potrzebujesz bliskości. Jej nie dostaniesz póki sam sobie jej nie zapewnisz. Nerwicą i lęk to jest efekt wielu braków w sercu. To jest efekt noszenia wielu masek i wewnętrznego rozdarcia. Wiele części siebie schowałeś w głąb siebie. Może nawet większość siebie.

 

jest dobra i zła wiadomość. Dobra, że to można wyleczyć zła, że to może być najtrudniejsze zadanie jakiego się podejmiesz. Jednak satysfakcję będziesz miał ogromną, bo odblokujesz życie. 
 

To nie twoja wina, ale twoja odpowiedzialność za zrobienie z siebie kogoś normalnego. To do dupy i bardzo współczuję. Ale nie ty pierwszy i nie ty jedyny jesteś z takimi problemami. 

Edytowane przez Pater Belli
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Kiroviets napisał(a):

Z tego, co wyczytałem - wkręcam sobie jakiś dziwny film pod tytułem " Inna niż wszystkie I love forever". Piszesz, że masz tak w przypadku lasek wpisujących się w Twój wizualny ideal, więc efekt aureoli.

Powinieneś się cieszyć, że nie skleiło z nimi, bo kobieta potrafi to wyczuć. Wówczas został bardzo s emocjonalnie i finansowo zmielony i trafił bus tutaj w o wiele gorszej sytuacji.

Z tym ideałem to w ogóle ciekawe, bo kiedyś podobały mi się wysokie blondyny, a teraz bardziej niższe brunetki. Jedynym co się nie zmienia jest to, że podobają mi się krągłości i dobrze zbudowane sylwetki (w granicach rozsądku). Natomiast odrzuca mnie od wychudzonych modelek i fitnesiar, które w powszechnym mniemaniu są topem atrakcyjności kobiecej.

 

3 godziny temu, Maurycy napisał(a):

Co bym zrobił na Twoim miejscu: 

- zmienił przekonania odnośnie kobiet, nie fiksował się na ich punkcie, bo na prawdę nie ma to żadnego sensu, zacznij podchodzić do relacji na chłodno, 

- wymaksował swój wygląd - siłownia, barber, zęby - wyciągnij z siebie pod kątem wyglądu tyle, ile się da

- rozwijaj się w pracy, zarabiaj dobre pieniądze, awansuj na pozycje kierowniczą w korpo

 

I co najważniejsze - głowa do góry! Będzie dobrze, tylko zmień przekonania i zadbaj o siebie. 

Właśnie to maksowanie wyglądu jest dla mnie największą zmorą, bo czuję, że niewiele mogę zrobić:

- niedawno zapisałem się do ortodonty i żałuję, że tak późno, ale może dlatego, że jakiegoś dramatu z moimi zębami nie ma

- twarz chuda, trójkątna, wąska szczęka, ze spiczastą brodą, która na dodatek ma głęboki dołek. Niby są jakieś implanty, ale nie widzę żeby się ktoś w tym specjalizował w Polsce czy nawet Europie. poza tym boję się skończyć jak bracia Bogdanoff  

- zarost kiepski i niepełny, więc broda maskująca niedoskonałości odpada. Może po części wynika to z tego, że leczę łysienie obniżając męskie hormony. Przynajmniej tyle, że wygrana z łysieniem to chyba mój największy sukces na tym polu, chociaż lekkie zakola i struktura włosów też ograniczają możliwość poszalenia z fryzurami. W każdym razie bez włosów byłby o wiele większy dramat

- orli nos, tu w grę wchodzi tylko droga, bolesna i niedająca gwarancji sukcesu operacja. Na spotkania zakładam soczewki, ale nie wiem już czy już nie lepsze są okulary trochę maskujące ten nos

- mam pokrzywiona sylwetkę - odstającą klatę i tyłek. Ogólnie struktura kostna, z którą też tylko operacyjnie dałoby się coś zrobić,

- siłownię praktykuję regularnie, chociaż nie super intensywnie już jakieś 2-3 lata i efekt jest taki, że widać jakiś zarys mięśni i próbuję schodzić do niskiego poziomu BF. Tylko, że wrzucenie większej ilości mięśni też jest chyba poza moim zasięgiem, bo mimo siłowni teraz ważę niewiele ponad 65 kg przy ok 177 cm wzrostu

- żeby nie było, że jestem totalną ofiarą losu to jestem dosyć wysportowany - głównie tenis, rower, wspinaczka górska no i ta siłownia. Tylko co z tego, skoro nie wpływa to na ogólną atrakcyjność. 

 

Jeśli masz jakieś sugestię co do maksowania wyglądu to chętnie przyjmę sugestie, ale i tak dzięki za odpowiedź i wsparcie  :)

 

@Pater Belli Twój post daje do myślenia, chociaż nie wiem do końca jak się do niego odnieść.

Po pierwsze nie chciałbym wyciągać na wierzch brudów rodzinnych, które nie są tak drastyczne jak je przedstawiłeś. Co do ojca to dodam tylko, że prawdopodobnie po nim odziedziczyłem całą masę paskudztw typu fobia społeczna, strach przed wszystkim, oschłość emocjonalna. I to nie jest tak, że chcę zwalić winę na wychowanie, bo tak jest łatwiej, chociaż mówiąc wprost nie lubię swojego ojca. Kocham go, ale nie lubię przez swoje cechy, które w nim widzę. Chciałbym tylko wiedzieć, czy jestem w stanie pokonać zestaw genów, które dostałem, czy jednak świat jest deterministyczny i walka nie ma już sensu.

2 godziny temu, Pater Belli napisał(a):

@Nodofski, czego oczekujesz? Zamień się miejscami i wyobraź sobie że spotykasz pannę z taką samą osobowością, sztywnością i potrzebą przyklejenia się do drugiej osoby jak ty. Uważasz to za atrakcyjne? Jak znajdziesz kogoś w końcu to z takim podejściem trafisz na laskę z borderline lub innym syfem to cię przemieli na maksa. 
 

Spinasz się i wali od ciebie desperacja na kilometr. 

Owszem w przypadku gdy mi zależy może walić desperacją, ale powiedzmy, że będę w stanie to ukryć. Tylko co ze spinaniem się, skoro jest to dla mnie właściwie stały stan niezależnie z kim przebywam, a nawet gdy jestem sam. Być może to co piszesz o maskach i konfliktach wewnętrznych ma sens, ale rozumiem z tego tyle samo co z porady "bądź sobą". Tylko jak się do tego odnieść, skoro ja nie umiem określić swojej tożsamości, jaki jest mój naturalny stan, skoro lęki towarzyszą mi od dzieciństwa i nie wiem jak to jest być "normalnym". Wiem, że moje przekonania są jakąś wypadkową przeżyć, mam pule zainteresowań, których nie zmieniam, ale mój analityczny umysł nie rozumie tych zawiłości psychologicznych. Owszem też lubię sobie pofiilozofować, ale kompletnie nie umiem nic z tego wyciągnąć w praktyce, zostaje tylko mętlik w głowie. Oczywiście są od tego specjaliści i podjąłbym się każdej próby, gdybym tylko wiedział, że zakończy się powodzeniem, tylko z dotychczasowych doświadczeń jestem sceptycznie nastawiony do tych wszystkich terapii, a wiadomo, że nie jest to też tania zabawa, żeby sobie chodzić hobbystycznie po psychoterapeutach, aż może trafi się jakiś odpowiedni dla mnie, którego skuteczność i tak będzie można pewnie określić po paru latach. Słowa, że można z tym wygrać są bardzo budujące, ale ja naprawdę nie wiem w jaki sposób to zrobić.

 

No i co do tej samotności i potrzeby bliskości to tak, na pewno jest u mnie upośledzona, tylko też nie bardzo rozumiem jak jak można osiągnąć harmonię z samym sobą, skoro w zdecydowanej większości nie jesteśmy mnichami buddyjskimi i potrzebujemy jednak tych relacji. Mi nawet przez długi czas wydawało się, że jestem wyjątkowym indywidualistą (pewnie w jakimś stopniu rzeczywiście nim jestem), czym nawet się szczyciłem, tylko, że to rzeczywiście była/jest jedna z tych masek i przy nadarzającej się okazji pękam. No i nie lekceważyłbym sfery seksualnej. Nawet jeśli będę będę brał tony antydepresantów i stanę się impotentem, to w psychice tego nie wyłączę. Właściwie gdyby seks nie istniał mógłbym się z wszystkim pogodzić i prowadzić życie pustelnika. Tylko że to właśnie satysfakcja seksualna innych osób, oczywiście sprzężona z wzajemnym pożądaniem, a nie tylko mechanicznym zaspokojeniem budzi u mnie tak potężną zazdrość i wprowadza w jakąś otchłań.         

Edytowane przez Nodofski
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Nodofski napisał(a):

Bracia, nie wiem już gdzie szukać pomocy wyjścia z tego błędnego koła i amoku. Nie mam totalnie o co się oprzeć w życiu, skoro wszystko straciło dla mnie sens.

 

 

Znajdź dobrego psychotetapeutę. Z naciskiem na to, żeby to był facet. Umów się jak najszybciej na spotkanie i opowiedz mu swoją historię od początku do końca, ale zaznacz na początku że sprawa jest tak poważna że masz myśli samobójcze. 

 

5 godzin temu, Nodofski napisał(a):

(…)czuję coraz większą presję odjeżdżającego życiowego pociągu. Wiem, że nikt od tak nie rozwiąże tych problemów, ale może jest ktoś kto doczytał do końca i borykał się z podobnym stanem, szczególnie mam na myśli tę fiksację na punkcie jednej osoby oraz binarne myślenie - wszystko albo nic.

 

Tutaj nie rozwiążesz swojego problemu, a z tego co piszesz jest on na emocjonalnym poziomie na tyle poważny, że nie powonieneś

czekać. Idź do profesjonalisty i porozmawiaj z fachowcem o swoim życiu. 

Już samo to pomaga. Dobry terapeuta Cię dalej pokieruje. 

 

Skoro sytuacja jest tak poważna, nie słuchaj rad bandy anonimowych gości z forum- zapierdalaj do dobrego psychoterapeuty. Najlepszy możliwy krok- reszta sie z czasem ogarnie. 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Nodofski napisał(a):

Bracia, nie wiem już gdzie szukać pomocy wyjścia z tego błędnego koła i amoku.

Dobrze trafiłeś... ale... żeby było łatwiej Ci zrozumieć:

1. Nie ma fast foodowej tabletki, na już i teraz, która zadziała i problemy się skończą, nie ma też takiej rady, że ktoś Ci napisze formułkę, a Ty po przeczytaniu będziesz się czuł super

2. Jak już zrozumiesz sens red pill, to będziesz próbował wypierać tę wiedzę, ale jeśli wytrzymasz to wszystko, to wówczas staniesz się wolnym człowiekiem

 

W dużym skrócie - dopiero dołączyłeś do forum, daj sobie CZAS. Poczytaj tematy ze świeżakowni, ja ambitnie przeczytałem na pewno ponad 100. Później miałem redpill rage (zobacz co to), ale to normalne.

 

Co Ci mogę powiedzieć jako osoba, która jest w temacie 1.5 roku i ciągle się uczy? Kobieta nie może być Twoim celem w życiu. Dzisiaj masz takie (błędne) przekonanie, bo tak zostałeś wychowany, takie przekonania wpajano Ci w domu, szkole, mediach, życiu. 

 

Jakie masz możliwości? Ustal sobie cel, miesiąc czytaj forum, stare tematy, aktualne, wszystko. Dodatkowo przejrzyj kanał Musisz wiedzieć (link ma wyżej przy redpill rage), dorzuć sobie np. Demasta, Druga Strona Medalu, Roman Warszawski. Poświęć 30 dni na zrozumienie jak to wszystko wygląda, później będziesz miał dół, będziesz zaprzeczał, wypierał, a na końcu staniesz się wyzwolonym i szczęśliwym człowiekiem. 

 

Przerabiałem to, a dzisiaj jestem wolnym człowiekiem, bo jestem ŚWIADOMY. Oczywiście kobiety są ważne w naszym życiu, ale nie najważniejsze. Najważniejsza osoba, z którą spędzisz życie do samego jego końca jesteś TY SAM. 


Odpowiedz sobie na jedno zajebiście ważne pytanie - lubisz siebie? Kochasz siebie? Dzisiaj patrzysz przez pryzmat społecznych oczekiwań i swoich błędnych przekonań, że żeby osiągnąć stan SZCZEŚLIWEGO CZŁOWIEKA, musisz mieć kobietę, rodzinę, dzieci itp. Czy to na pewno są Twoje przekonania, czy przypadkiem ktoś Ci ich tam nie włożył kiedyś?

 

Kobieta, seks, bliskość, rodzina, dzieci - to wszystko jest super ważne i warto działać w tym kierunku, ale jeśli będziesz świadomy mechanizmów, zachowań kobiet, ich oczekiwań - wówczas będzie Ci łatwiej to wszystko ubrać w całość. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Albert Neri napisał(a):

 

Znajdź dobrego psychotetapeutę. Z naciskiem na to, żeby to był facet. Umów się jak najszybciej na spotkanie i opowiedz mu swoją historię od początku do końca, ale zaznacz na początku że sprawa jest tak poważna że masz myśli samobójcze.

Czy to ma być facet, dlatego, że nawet świetna specjalistka nie zrozumie męskiego punktu widzenia? Właśnie z tym mam problem, że paradoksalnie o wiele łatwiej otworzyć mi się przed kobietami, nawet jeśli chodzi o sprawy seksualne. Generalnie w życiu nie lubię facetów, traktuję ich jak konkurentów, do których ciągle musze się porównywać i którzy wywołują u mnie kompleksy. Ale rozumiem, że to ma pomóc, a nie być miłą rozmową z poklepaniem po pleckach.

 

59 minut temu, Spokojnie napisał(a):

Dobrze trafiłeś... ale... żeby było łatwiej Ci zrozumieć:

1. Nie ma fast foodowej tabletki, na już i teraz, która zadziała i problemy się skończą, nie ma też takiej rady, że ktoś Ci napisze formułkę, a Ty po przeczytaniu będziesz się czuł super

2. Jak już zrozumiesz sens red pill, to będziesz próbował wypierać tę wiedzę, ale jeśli wytrzymasz to wszystko, to wówczas staniesz się wolnym człowiekiem

Już od jakiegoś czasu zgłębiam te teorie łącznie z black pillem, ale chyba rzeczywiście nie potrafię tego do końca przyjąć. Owszem, w ciągu tych ok. 15 lat przebojów emocjonalnych z kobietami przestałem już wierzyć w bezinteresowną miłość, zaczynam rozumiem transakcyjność potrzeb i zasobów, tylko boję się, że pogrążanie w red pillu całkowicie zabije we mnie chęć do działania i tylko pogłębi depresję.

 

59 minut temu, Spokojnie napisał(a):

Odpowiedz sobie na jedno zajebiście ważne pytanie - lubisz siebie? Kochasz siebie? Dzisiaj patrzysz przez pryzmat społecznych oczekiwań i swoich błędnych przekonań, że żeby osiągnąć stan SZCZEŚLIWEGO CZŁOWIEKA, musisz mieć kobietę, rodzinę, dzieci itp. Czy to na pewno są Twoje przekonania, czy przypadkiem ktoś Ci ich tam nie włożył kiedyś?

 

Kobieta, seks, bliskość, rodzina, dzieci - to wszystko jest super ważne i warto działać w tym kierunku, ale jeśli będziesz świadomy mechanizmów, zachowań kobiet, ich oczekiwań - wówczas będzie Ci łatwiej to wszystko ubrać w całość. 

Odpowiedź jest oczywista, że siebie nienawidzę. Tylko, że bardziej dotyczy to ograniczeń wyglądu, głosu, poruszania się i bycia, może jeszcze ograniczeń intelektualnych. Na poziomie psychiki ego cały czas broni trudnego charakterku i nie pozwala na ruszenie osobowości.

Co do programowania społecznego, na pewno ma jakiś wpływ, ale myślę, że nie decydujący, bo jednak patrzę na świat dosyć egocentrycznie. Natomiast na poziomie osobistym jednak brakuje mi tej bliskości, już nawet w sensie praktycznym np. takim, że uwielbiam podróżować, ale pod warunkiem, że robię to kimś bliskim. Znajomi się wykruszają lub są zajęci swoimi rodzinami i tak się zostaje samym ze sobą, albo wraca do emocjonalnej więzi z rodziną, co też nie wydaje mi się zdrowe w moim przypadku.

Edytowane przez Nodofski
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Muszę niestety zgłosić zastrzeżenie do części wpisu @Pater Belli. OP potrzebuje bliskości i z powodu jej braku jest obecnie w złym stanie - a Ty mu doradzasz, żeby zaprzestał swoich dążeń do zrealizowania tej potrzeby, następnie przez samodoskonalenie osiągnął jakiś dziesiąty level wewnętrznego zen i dopiero wtedy może tej bliskości szukać - gdy nie będzie mu już de facto potrzebna? Z bliskością jest tak jak z tzw. self-love czy wysoką samooceną, jeśli ktoś nigdy ich nie doświadczył ze strony otoczenia, to nagle sam ich sobie z dupy nie wyciągnie. O ile niektóre rzeczy, jak zarobki, można jeszcze obiektywnie zweryfikować porównując własne do średnich branżowych czy miejscowości, to jest to mniejszość.

 

Byłem/jestem w podobnym stanie co @Nodofski, co mi najbardziej pomogło to osiągnięcie pewnego poziomu "jakości" jeśli chodzi o kasę, zdolności fizyczne czy znajomość kultury, przy zauważalnym progresie w zdolnościach społecznych (nadal są przeciętne i niestabilne, ale postęp w stosunku do przeszłości widać w każdym rodzaju interakcji) i wyglądzie ("awans" z 2/10 na ~6/10, ale jestem już przy samym suficie). Tylko żeby było jasne, tu nie było wielkich zwycięstw. Wszystko trwało długo, miewałem przestoje i upadki, niekiedy traciłem progres, Na dodatek po kilku latach samodoskonalenia i ciągłego zmuszania się do wychodzenia poza sferę komfortu mam obecnie problemy z motywacją i wolą do działania, oraz zdolnościami wykonawczymi (executive function). Czy na stałe - nie wiem. A zgniłą wisienką na torcie jest fakt, że moja potrzeba bliskości nadal nie została zrealizowana, mimo podejmowanych kierunkowych prób. Po prostu wyzbyłem się desperacji, mam mniej przygnębienia na co dzień i wyższą samoocenę, moja sytuacja życiowa dużo mniej mnie frustruje. Ale może Tobie się uda.

 

Co do dziury na podbródku, jeśli w miejscu ruchomym to botoks, jeśli w statycznym to kwas hialuronowy.

Edytowane przez Foxtrot
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 godzin temu, Foxtrot napisał(a):

Muszę niestety zgłosić zastrzeżenie do części wpisu @Pater Belli. OP potrzebuje bliskości i z powodu jej braku jest obecnie w złym stanie - a Ty mu doradzasz, żeby zaprzestał swoich dążeń do zrealizowania tej potrzeby, następnie przez samodoskonalenie osiągnął jakiś dziesiąty level wewnętrznego zen i dopiero wtedy może tej bliskości szukać - gdy nie będzie mu już de facto potrzebna? Z bliskością jest tak jak z tzw. self-love czy wysoką samooceną, jeśli ktoś nigdy ich nie doświadczył ze strony otoczenia, to nagle sam ich sobie z dupy nie wyciągnie. O ile niektóre rzeczy, jak zarobki, można jeszcze obiektywnie zweryfikować porównując własne do średnich branżowych czy miejscowości, to jest to mniejszość.

 

Będąc w bardzo podobnej sytuacji co autor w pełni się z tym zgadzam. Próbowałem znaleźć bliskość we własnym "wewnętrznym dziecku".  Skutkiem tej autoterapii były chwilowe poprawy nastroju, ale było to nieadekwatne z poświęconym czasem i trudem. Zaś miła randka z dziewczyną o stokroć poprawiała humor i samoocenę.

 

Z plusów Twojej sytuacji dałbym to że potrafisz się zakochać. Jeżeli kiedyś trafisz na dobrą kobietę powinno zaiskrzyć. Tylko ważne żebyś to pokazywał. Dobrze, że masz już jakieś obycie z kobietami i nie jesteś prawiczkiem. Małe, bo małe ale jest. Ja tego powiedzieć nie mogę. Na Twoim miejscu dałbym sobie trochę czasu na ochłonięcie. Mi po odrzuceniach pomagały spotkania z innymi kobietami. A to, że się nienawidzisz to źle. Spróbuj każdego dnia zrobić coś dla siebie, tak z serca. Może to być wyjście do restauracji czy na saunę, cokolwiek - tylko z serca. Wsłuchaj się we własnego siebie, w swoje emocje, odpuść rozkminianie i daj przez chwilę temu płynąć. Może wtedy będziesz znał odpowiedź na to kim jesteś i siebie pokochasz.

 

Pozdro i walcz do końca.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 hours ago, Nodofski said:

to z tego, że leczę łysienie obniżając męskie hormony

 

Czizas, nie rób tego chłopie. Potem się dziwisz że nie potrafisz wykrzesać chemii na spotkaniu, albo że Cię depresja łapie. Odpowiedni poziom męskich hormonów to podstawa dobrego samopoczucia, inicjatywy, i pewności siebie względem kobiet. Sam mam 37 lat, i pracuję nad optymalizacją ich poziomu, a Ty sobie samobója strzelasz. Masz problem z włosami - przeszczep to kilkanaście tysięcy, efekt masz na trwałe. Jeśli masz z włosami poważny problem, weź kredo. Albo pogódź się z tym jakie są. Ale nie fixuj tego w ten sposób, lekarstwo gorsze od choroby.

 

9 hours ago, Nodofski said:

większej ilości mięśni też jest chyba poza moim zasięgiem

 

Nie jest, to jest w zasięgu każdego. Tylko trzeba to robić z głową. Odpowiednie podejście do treningu (hipertrofia), wysokie poziom białka w diecie, kreatyna. Obstawiam że tej listy nie ogarniasz.

 

I teraz tak:

1. Odstaw pornografię. Wiem, trudne, ale jeśli chcesz mieć efekty z kobietami, to te wirtualne musisz odstawić. Jak masz wykrzesać jakąś chemię z przeciętną laską, jeśli Twój beret przyzwyczajony jest do tego że laska musi mieć super cycki i dobrą dupę. Zwłaszcza że Polki zwykle nie mają ani jednego ani drugiego.

 

2. Zacznij chodzić na divy. Żeby nie zrujnować budżetu, z raz czy dwa na miesiąc. Przestaniesz tak fixować seksualnie, zaczną podniecać Cię normalne kobiety i nabierzesz trochę luzu w kontaktach z nimi. Tylko załóż najpierw konto na garsonierze i patrz na recenzje, bo ten rynek generalnie to bagno. Większość lasek robi na odpierdol, kłamie w ofertach i zdjęciach, wyłudza hajs. Ale są i fajne dziewczyny, tylko trzeba poszukać.

 

3. Zrób sobie podstawowe badania hormonalne. Testosteron, prolaktyna, kortyzol. Do tego dorzuć DHT, bo po tych środkach na włosy pewnie będzie obniżony, pytanie jak bardzo. Masturbacja pod pornografię podbija prolaktynę (normalny seks z kobietami nie), tu pewnie też może być niewesoło. Zacznij interesować się tym tematem - dieta, suplementy, tryb życia. 

 

4. Orto, super sprawa. Sam też swoje zęby ogarnąłem. Albo idziesz w regularny aparat, i godzisz się z tym że najbliższe dwa lata będziesz wyglądał średnio, albo inwestujesz w nakładki (15-20k). Ja zainwestowałem w nakładki, bardzo sobie chwalę i efekty, i czas (ok. roku, a byłoby szybciej jakby orto nie skopała jednej sprawy). Po wyprostowaniu, wybielanie i bonding.

 

5. Produktywność. Piszesz, sporo czasu przecieka przez palce. Pracuj nad tym, dyscyplina i kontrola nad sobą to podstawowe klocki pewności siebie. Zrewiduj swoje nawyki, podejście do planowania.

 

6. Męskie towarzystwo. Nawet jeśli miałoby sprowadzać sie do okazjonalnej najebki. Ale może uda się wykrzesać coś więcej, jakąś strzelnicę na przykład.

 

7. Sporty walki, np. boks albo krav-maga. 

 

To kroki które bym podjął na Twoim miejscu. Ludzie radzą terapię, owszem, ma sens, ale to nie jest magiczna różdżka która rozwiąże wszystkie problemy, zmiany osiąga się działaniem, a nie siedzeniem i gadaniem.

 

A co z tym uczuciem? W miarę możliwości, olewać. Pogódź się z tym że na ten moment tak masz, i nie możesz z tym wiele zrobić. Przejdzie. Skup się na własnych celach, staraj się ograniczyć wpływ tych emocji na siebie. Też, jak zaczniesz chodzić na divy i uprawiać seks, trochę Ci przejdzie.

 

I powodzenia. Masz 31 lat, jeszcze sporo czasu. W przeciągu roku możesz się całkiem nieźle ogarnąć. 

Edytowane przez tony86
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Nodofski napisał(a):

Po pierwsze nie chciałbym wyciągać na wierzch brudów rodzinnych, które nie są tak drastyczne jak je przedstawiłeś.

Dobrze, bo to nie jest miejsce.  Moze nie sa, moze sobie nie uswiadomiles zrodla. 

 

8 godzin temu, Nodofski napisał(a):

Co do ojca to dodam tylko, że prawdopodobnie po nim odziedziczyłem całą masę paskudztw typu fobia społeczna, strach przed wszystkim, oschłość emocjonalna. I to nie jest tak, że chcę zwalić winę na wychowanie, bo tak jest łatwiej, chociaż mówiąc wprost nie lubię swojego ojca. Kocham go, ale nie lubię przez swoje cechy, które w nim widzę.

Nie odziedziczyles niczego. Zostales uwarunkowany i siedzisz w tym do tej pory analizujesz za bardzo. Nie dostales w dziecinstwie tego co potrzebowales, albo stalo sie cos przez co poczules sie odtracony lub porzucony. Nie akceptujesz siebie, bo nie dostales akceptacji jako dziecko. 

 

W pewnym wieku postanowiles byc inny niz ojciec. Nie bardzo wychodzi, co? Ty sie nie zloscisz na ojca, ty sie zloscisz na siebie i co gorsze wstydzisz sie wielu rzeczy, ktore nie zostaly zaakceptowane. Nie masz narzedzi, aby zauwazyc co sie w tobie dzieje i jak sobie z tym, poradzic. To da sie naprawic.

 

8 godzin temu, Nodofski napisał(a):

... że będę w stanie to ukryć. Tylko co ze spinaniem się, skoro jest to dla mnie właściwie stały stan niezależnie z kim przebywam, a nawet gdy jestem sam. Być może to co piszesz o maskach i konfliktach wewnętrznych ma sens, ale rozumiem z tego tyle samo co z porady "bądź sobą". Tylko jak się do tego odnieść, skoro ja nie umiem określić swojej tożsamości, jaki jest mój naturalny stan, skoro lęki towarzyszą mi od dzieciństwa i nie wiem jak to jest być "normalnym". Wiem, że moje przekonania są jakąś wypadkową przeżyć, mam pule zainteresowań, których nie zmieniam, ale mój analityczny umysł nie rozumie tych zawiłości psychologicznych. Owszem też lubię sobie pofiilozofować, ale kompletnie nie umiem nic z tego wyciągnąć w praktyce, zostaje tylko mętlik w głowie. Oczywiście są od tego specjaliści i podjąłbym się każdej próby, gdybym tylko wiedział, że zakończy się powodzeniem, tylko z dotychczasowych doświadczeń jestem sceptycznie nastawiony do tych wszystkich terapii, a wiadomo, że nie jest to też tania zabawa, żeby sobie chodzić hobbystycznie po psychoterapeutach, aż może trafi się jakiś odpowiedni dla mnie, którego skuteczność i tak będzie można pewnie określić po paru latach. Słowa, że można z tym wygrać są bardzo budujące, ale ja naprawdę nie wiem w jaki sposób to zrobić.

 

Po pierwsze jak zacznbiesz ukrywac cos to wyjdzie ze zdwojona sila. Kobiety i tak wyczuja. Ty jestes wrazliwy, a kobiet ktore potrafia to wykorzystac jest cala masa. Zyjesz w wiecznym stresie, bo caly czas tak miales. Dla ciebie stres to strefa komfortu. Cos naturalnego. Jak jest spokoj to sobie wynajdujesz kolejny element zamartwiania. 

 

Co do porady aby byc sobą. Na gowno ci sie zdadza, bo nie umiesz, bo nie wiesz, bo sie wstydzisz. Calu czas myslisz i analizujesz swiat pod katem znalezienia w nim akceptacji za kazda cene. Szczegolnie za cene siebie. Nie wiesz od czego zaczac. Na poczatku musisz sie nauczyc jak miec dobra relacje z samym sobą. Bez tego nigdy nie bedziesz mial dobrej relacji z nikim. To powoli pozwoli ci na odkrycie kim jestes. Do tego ostatniego mozesz dojsc takze poprez eliminacje kim nie jestes. To jest punkt startowy. Zapraszam do grupy NMMNG. To powinna byc twoja pierwsza pozycja na liscie do przeczywtania. Pozniej musisz siegnac do tematu traumy i CPTSD. Jak czytasz / rozumiesz po angielsku to jest znacznie wiecej materialow. To taki poczatek.

 

Z psychoterapeutami tak jest, ze potrzeba czasu aby trafic na wlasciwego. Ja mialem 3 castingi i wtedy cos zaiskrzylo. Nie sugeruj sie plcia, jak ci moga niektorzy mowic, sugeruj sie wiekiem. Im starszy tym lepiej, ale nie do konca to jest regula. Poczytaj, posluchaj o terapii skoncentrowanej na emocjach - EFT.

 

Co do bliskosci. Potrzebujemy innych ludzi owszem, ale nie tak mocno jak nam sie wydaje. Poaza tym ty obecnie potrzebujesz kobiety, ktora wypelni wszystkie twje braki i potrzeby. Kazda czuje, albo poczuje, ze emocjonalnie jestes w malo bezpiecznym miejscu i szukasz kogos do podpiecia sie do cudzego zbiornika emocjonalnego. Jak sie cos takiego stanie, to zaczniesz wysysac druga osobe do zera. Ty potrzebujesz znalezc potrzebe bliskosci ze soba i kilka innych zrodel do uzupelnienia poszczegolnych zbiornikow emocjonalnych. Jedna osoba nigdy ci tego nie da. Ty swoja samowystarczalnoscia wypierales potrzeby. Budowales tym do siebie uraze. Wrzuciles kolejna czesc siebie do cienia. Boisz sie byc porzuconym, ale ty juz dawno siebie porzuciles. 

 

8 godzin temu, Nodofski napisał(a):

Nawet jeśli będę będę brał tony antydepresantów i stanę się impotentem, to w psychice tego nie wyłączę. Właściwie gdyby seks nie istniał mógłbym się z wszystkim pogodzić i prowadzić życie pustelnika. Tylko że to właśnie satysfakcja seksualna innych osób, oczywiście sprzężona z wzajemnym pożądaniem, a nie tylko mechanicznym zaspokojeniem budzi u mnie tak potężną zazdrość i wprowadza w jakąś otchłań.

Kolejny klasyczny przyklad zachowania milego faceta. Ty potrzebujesz seksu do czegos innego niz spuszczenie z kija. Ty traktujesz go jako element uzyskania bliskosci i moze akceptacji. Kazdy facet chce by porzadany. Nawet nie chodzi o sam akt. Tu sie nie roznisz, ale twoje potrzeby sa tak duze, ze podswiadomie odbierane przez kobiety sygnaly je odpychaja. 

 

7 godzin temu, Nodofski napisał(a):

Już od jakiegoś czasu zgłębiam te teorie łącznie z black pillem, ale chyba rzeczywiście nie potrafię tego do końca przyjąć. Owszem, w ciągu tych ok. 15 lat przebojów emocjonalnych z kobietami przestałem już wierzyć w bezinteresowną miłość, zaczynam rozumiem transakcyjność potrzeb i zasobów, tylko boję się, że pogrążanie w red pillu całkowicie zabije we mnie chęć do działania i tylko pogłębi depresję.

 

O boze, prosze nie rob tego sobie. To tylko wrzuci cie w wir autodestrukcji i urazy i nienawisci. Red pill tez nie jest dla ciebie, ze wzgledu na twoje braki emocjonalne. Jak trafisz do zwiazku, wszystko zacznie sie sypac, bo RP nie jest instrukcja. Obecnie jest niestety zrodlem urazy i szukania publiki wsrod samozwanczych ekspertow. W twoim stanie RP zabierze ci radosc zwiazku, bo wszystko bedziesz analizowal pod wzgledem nie do konca zrozumianych teorii, przez co bedziesz dalej zyl w niepewnosci i stresie, bo hipergamia... 

 

8 godzin temu, Nodofski napisał(a):

Odpowiedź jest oczywista, że siebie nienawidzę. Tylko, że bardziej dotyczy to ograniczeń wyglądu, głosu, poruszania się i bycia, może jeszcze ograniczeń intelektualnych. Na poziomie psychiki ego cały czas broni trudnego charakterku i nie pozwala na ruszenie osobowości.

 

Ty siebie nie nienawidzisz. Ty sie siebie wstydzisz. Ty jestes w wenetrznym konflikcie, bo na zewnatrz jestes kims innym niz czuesz ze mozesz byc, ze czesc ciebie, jest w cieniu. Czesc ciebie to nadala wewnetrzne dziecko, ktorym nikt sie nie zajal i dlaej tkwi w tobie zaniedbane i opuszczone. Ego to jedna z masek. Ego to jest to jak bys chcial aby cie swiat widzial i odbieral. Ego jest twoim mechanizmem przetrwania, bo boisz sie pokazac swiatu kim naprawde jestes. 

 

7 godzin temu, Foxtrot napisał(a):

Muszę niestety zgłosić zastrzeżenie do części wpisu @Pater Belli. OP potrzebuje bliskości i z powodu jej braku jest obecnie w złym stanie - a Ty mu doradzasz, żeby zaprzestał swoich dążeń do zrealizowania tej potrzeby, następnie przez samodoskonalenie osiągnął jakiś dziesiąty level wewnętrznego zen i dopiero wtedy może tej bliskości szukać - gdy nie będzie mu już de facto potrzebna? Z bliskością jest tak jak z tzw. self-love czy wysoką samooceną, jeśli ktoś nigdy ich nie doświadczył ze strony otoczenia, to nagle sam ich sobie z dupy nie wyciągnie. O ile niektóre rzeczy, jak zarobki, można jeszcze obiektywnie zweryfikować porównując własne do średnich branżowych czy miejscowości, to jest to mniejszość.

 

Nie poisze o samodoskonaleniu. Pisze o leczeniu. O znalezieniu siebie. Jak bedzie sie teraz samodoskonalil, to udoskonali kolejna maske, kolejne ego. Nie chodzi o poziomy zen, chodzi o swiadomosc. Swiadomosc kim sie jest i czego sie potrzebuje a ktore potrzeby to tak naprawde rzeczy, ktore chcemy bo inni mowia ze je potrzebujemy. Potrzebujemy milosci i bliskosci z samym soba. Potrzebujemy akceptacji samego siebie. Akceptacji nie ciala, czy przez inteligencje, ale swojego JA. Tego co nie okresla nas przez to ze jestesmy wyksztalceni, bogaci, biedni, porzadani, wysportowani. To wszystko mozna dostac, stracic lub odzyskac. @Foxtrot, kazesz mu sie porownywac? Co z tego ze bedzie zarabial kupe siana, jak mentalnie bedzie nadal w tym samym miejscu? Wtedy latwiej trafi na jakas golddighgerke, ktora mu uchyli cipy aby pozniej go zniszczyc.  Bliskosc uzyka od siebie poprzez akceptacje siebie i wszystkich rzeczy jakie w sobie schowal. Jak pozbedzie sie toksycznego wstydu. Poki sie od tego nie uwolni, nie bedzie prawdziwie zyl. Kto jest bogatszy, facet co ma miliony na koncie i zadnego prawdziwego przyjaciela, czy ktos biedny, ale  otoczony przez kochajacych ludzi i swiadmy, ze znajdzie zawsze swoje bezpieczne miejsce. 

 

8 godzin temu, Foxtrot napisał(a):

A zgniłą wisienką na torcie jest fakt, że moja potrzeba bliskości nadal nie została zrealizowana, mimo podejmowanych kierunkowych prób. Po prostu wyzbyłem się desperacji, mam mniej przygnębienia na co dzień i wyższą samoocenę, moja sytuacja życiowa dużo mniej mnie frustruje. Ale może Tobie się uda.

Bo nadal szukasz jej w zlym miejscu. Bo nadal sie w pelni nie akceptujesz. Bo nadal siebie nie kochasz. Zycie traktujesz jako wyscig SMV, caly czas sie porownujac. Moglbym napisac wiele frazesow, ale byly pisane milion razy. Zainteresowanie kobiet daje szczescie, poprawia samoocene, ale to jest to tylko chwilowe, bo uzaleznia radosc i szczescie od innej osoby. Czy dziala, dziala. A jak przestanie, to co wtedy?

 

A co gdyby szczecie bylo decyzja i droga do niego jest prosta? Zyjemy w niesamowitych czasach, mozemy tyle i bedziemy mogli jeszcze wiecej. Przestancie sie programowac nieszczesciem i oczekiwaniami innych. Patrzymy na ludzi i rzeczy nie przez to jakie sa, ale jacy sami jestesmy.

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 godzin temu, Nodofski napisał(a):

Przyczyna tego stanu rzeczy jest prosta, przez całe życie dramatycznie brakuje mi relacji z kobietami, a moja pewność siebie, w tym zakresie jest poniżej jakiegokolwiek poziomu.

Pewność siebie wynika z doświadczenia i świadomości, że masz to czego pragniesz na wyciągnięcie ręki czyt. jesteś syty a gotowanie sprawia Ci frajdę.

 

Ta przyczyna wcale nie jest taka prosta tylko powierzchowne spojrzenie taką ją czyni.

 

Pragniesz pewnych odczuć/ emocji/ uczuć i mózg kalkuluje jak to osiągnąć manipulując rzeczywistością zewnętrzną typu wygląd, umiejętności społeczne etc.

Tylko się namęczysz bo intencja nie jest oczywista dla Ciebie.

 

Zobacz dokładnie co jest tak naprawdę problemem.

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, Maurycy napisał(a):

 

Mógłbyś się podzielić, w jaki sposób dokonałeś tego skoku? 

 

Więcej szczegółów podawałem w Świeżakowni, ale poniżej punktowa lista. Mniej więcej 1/3 wysiłków przy tym awansie była konieczna z powodów niezależnych, 1/3 to moja własna decyzja, a 1/3 to konsekwencja zaniedbań lub ignorancji ze strony rodziców.

 

1. Schudłem ok. 40 kg przy wzroście 168 cm.

2. Kilka zabiegów z zakresu medycyny estetycznej. Były mało ekstremalne i znikomo inwazyjne, ale specyficzne, dlatego nie wymieniam.

3. Poświęciłem lata wysiłku (energii fizycznej i mentalnej, czasu, zasobów itp.) na trening siłowy z wybranymi elementami kulturystyki, od jakiegoś czasu również sztuki walki - z zastrzeżeniem, że efekty wymagały niewspółmiernie dużo pracy z uwagi na wzrost, proporcje (krótki tors i szerokie biodra) oraz estrogenową dystrybucję tkanki tłuszczowej (dupa i uda).

4. W zasadzie nie piję alkoholu bo go nie lubię, nie palę papierosów - nie muszę się zmagać z ich negatywnymi dla wyglądu konsekwencjami.

5. Z pilnowania postury i w miarę atletycznej sylwetki, oraz utrzymywania otwartej mowy ciała, uczyniłem nawyk.

6. Więcej niż raz wymieniałem całą garderobę. Obecnie noszę odzież business i smart casual, najchętniej z wełny, lnu, lyocellu czy modalu. Koniecznie bez logo. Prawie każdą rzecz zanoszę do krawcowej celem poprawki i dopasowania do nietypowej sylwetki.

7. Co 3-4 tyg odwiedzam dobrego barbera, 1x w tygodniu sam lekko koryguję sobie zarost.

8. Zacząłem bardzo dbać o higienę. Z mniej oczywistych elementów to na przykład usuwanie owłosienia tam gdzie nie jest estetyczne, usuwanie skórek przy paznokciach, higiena języka.

9. Zacząłem przywiązywać wagę do pielęgnacji, używam dobrych produktów do twarzy, ciała, włosów i zarostu, zarówno profilaktycznie jak i celowo.

10. Wyleczyłem uzębienie, regularnie chodzę na higienizację i wybielanie. Zgryz pozostaje lekko krzywy, bo jego wyleczenie byłoby skrajnie inwazyjne, drogie i problematyczne.

11. Mówiąc ogólnie, zacząłem przywiązywać uwagę do wizerunku. Od czyszczenia obuwia po każdym zabrudzeniu, przez prasowanie odzieży, po używanie dwóch luster np. przy układaniu fryzury i zarostu.

 

Do każdego z tych punktów dochodzi odpowiednia edukacja i testowanie rozwiązań. Z innych popularniejszych porad to nie używam perfum i nie zamierzam, ponieważ nie znoszę obcych zapachów.

 

Na koniec chciałbym podkreślić, że to jest lista a nie harmonogram procesu. Te wszystkie zmiany nie działy się jednocześnie, jak taka stereotypowa przemiana bohatera w filmie. Poza schudnięciem od którego wszystko się zaczęło, żadna z powyższych rzeczy nie była określonym zamiarem ani celem, ale raczej wynikiem powtarzanej analizy: co aktualnie jest moim najsłabszym punktem. W żadnym momencie nie miałem wsparcia zewnętrznego, czas trwania ok. 5 lat.

 

 

34 minuty temu, Pater Belli napisał(a):

Bo nadal szukasz jej w zlym miejscu. Bo nadal sie w pelni nie akceptujesz. Bo nadal siebie nie kochasz. Zycie traktujesz jako wyscig SMV, caly czas sie porownujac. Moglbym napisac wiele frazesow, ale byly pisane milion razy. Zainteresowanie kobiet daje szczescie, poprawia samoocene, ale to jest to tylko chwilowe, bo uzaleznia radosc i szczescie od innej osoby. Czy dziala, dziala. A jak przestanie, to co wtedy?

 

A co gdyby szczecie bylo decyzja i droga do niego jest prosta? Zyjemy w niesamowitych czasach, mozemy tyle i bedziemy mogli jeszcze wiecej. Przestancie sie programowac nieszczesciem i oczekiwaniami innych. Patrzymy na ludzi i rzeczy nie przez to jakie sa, ale jacy sami jestesmy.

 

Nikt z nas nie mieszka na bezludnej wyspie i nie funkcjonuje wyłącznie w obszarze własnej świadomości. Przeciwnie, funkcjonujemy w społeczeństwie - w otoczeniu innych ludzi. Ja mogę sobie myśleć co tylko chcę (na przykład, że jestem najprzystojniejszym mężczyzną na świecie), ale jeśli rzeczywistość - w tym wypadku sposób w jaki traktują mnie inni ludzie - tego nie potwierdza (a nie potwierdza), to takie swobodne przekonania nosiłyby znamiona urojeń.

 

Zresztą, nie trzeba patrzeć tak szeroko. Biorąc pod uwagę emocjonalne i społeczne aspekty człowieczeństwa, pragnienie akceptacji i bliskości ze strony jednej czy kilku najbliższych osób jest zupełnie legitną potrzebą, a nawet naturalną i instynktowną. Teoria piramidy potrzeb ma swoje zastrzeżenia, ale dyskusję odbieram tak, jakbyś Ty pisał, że w konstrukcji można zrezygnować z jednej z górnych cegiełek (owszem można, blisko szczytu nic się już nie zawali), a ja tłumaczył, że nie zbuduje się piramidy jeśli w fundamencie jest wielka czarna dziura.

 

 

  • Like 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Siedem.

 

Ogólnie streszczając do kilku żołnierskich słów: TLDR; za dużo bajek Disneya mój panie.

 

Wersja dłuższa:

Dałeś sobie wprogramować, dzięki bezkrytycznemu łyknięciu propagandy sianej przez broń masowego rażania jakim są media oraz branża rozrywkowa, całkowicie wirtualny obraz kobiet, społeczeństwa oraz relacji międzyludzkich. Obraz jaki przyjąłeś, jest całkowicie odrewany od realiów i rzeczywistości, stąd dopadła Cię depresja (nie jesteś w stanie pogodzić rzeczywistości, którą widzisz ze swoim totalnie odklejonym obrazem wykreowanym przez kulturę popularną). Twoja mapa rzeczywistości nie pokrywa się z terytorium, więc nie łódź się, że gdziekolwiek z taką mapą dotrzesz.

 

Pewność siebie, to nie jakiś twór 'teoretyczny'. Pewność siebie to nie cel sam w sobie a raczej wynik innych składowych a próba 'wykreowania' sztucznej 'pewności siebie' spowoduje że będziesz jeszcze bardziej 'sztucznym' i 'odklejnoym' człowiekiem. W tej kwestii da się jednak coś zrobić: zacznij od książek Nathaniela Brandena a w szczególności od 'Taking responsibility' (jest jakieś tłumaczenie na język polski, ale tłumaczenia są zazwyczaj bardziej odzwierciedleniem przekonań tłumacza niż tego, co autor napisał).

 

Co dalej? A może co wcześniej.. ogólnie długa droga przed tobą bracie, bo nałykałeś się strasznej ilości całkowicie nierealnych przekonań. Zacząć możesz od książek Marka: Kobietopedia, Wyprawa po kobiece runo czy Brudna gra.

Niestety, ale zderzenie z żeczywistością będzie jeszcze bardziej bolesne.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Foxtrot napisał(a):

nie funkcjonuje wyłącznie w obszarze własnej świadomości

A to powininen byc cel kazdego. to cel ludzi najbardziej oswieconych. Dlaczego tak swiadomie podchodzisz do wlasnego SMV, a do innych czesci nie? 

 

Godzinę temu, Foxtrot napisał(a):

Ja mogę sobie myśleć co tylko chcę (na przykład, że jestem najprzystojniejszym mężczyzną na świecie), ale jeśli rzeczywistość - w tym wypadku sposób w jaki traktują mnie inni ludzie - tego nie potwierdza (a nie potwierdza), to takie swobodne przekonania nosiłyby znamiona urojeń.

A jakie ma to znaczenie ze wzgledu na wlasno wartosc? Jakie znaczenie ma ze wzgledu na wlasna wartosc SMV? Juz operowanie tym wskaznikiem, cokolwiek ch***ym i czesto inaczej interpretoanym przez plcie to porownywanie sie i wrzucanie siebie w szuflade i stawianie ograniczen. To kierowanie sie w zyciu potrzeba uzyskania walidacji przez innych w twoim przypadku plec przeciwna. Dlaczego siebie nie kochac jak to robia kobiety? Jestescie silniejsi fizycznie, zarabiacie wiecej pieniedzy, rozwiazujecie trudne problemy, a mentalnie siedzicie w okopie bojac sie podjac dzialania. Nie jestem nie wiadomojak cudowny, ale odkad zmienilem sposob myslenia, znlaazlem dystans do zycia ludzie do mnie zaczeli lgnac. Czuje sie wystarczajacy taki jaki jestem. a jeszcze pol roku wczesniej bylem na granicy. Wydawalo mi sie ze nic nie znacze. 

 

Ludzie traktuja cie tak jak ty im na to pozwalasz. Tylko tyle. Naogladales sie mase gowna na YT i myslisz, ze idziesz ulica i nie ogladaja sie za toba, ze jak napotkanej kobiecie nie kapie przez nogawke, to nie jestes przystojny? Sorry, ale twoje magiczne SMV jest nadal sporo nizej niz myslisz. Jest nadal na 2, albo nizej....

 

 

...

 

 

 

Obrazilem cie, zle sie poczules? To przepraszam. Wiesz ponioslo mnie. Nie mam prawa oceniac. Wykonales kawal sporej roboty i powinienes byc dumny z siebie. W sumie ja nic nie wiem, wiec nie sluchajcie mnie. Wiem, ze dalej bedziesz pracowal i wskoczysz nawet wyzej. Po namysle, to musialo byc bardzo satysfakcjonujace taka zmiane zaliczyc. Gratuluje.

 

 

 

...

 

 

 

Teraz poczules sie lepiej. Jak sie poczules jak cie anonim z Internetu obraza a jak sie ktos pyta jak osiagnales ten swoj skok i jak cie chwali? Tak latwo ludzmi manipulowac. Wystarczy dobre albo zle slowo. Jestes blaznem, ja jestem blaznem. Lubie byc blaznem. Jestem coraz bardziej swiadomym blaznem. Zdradze ci sekret, ludzie lubia sie smiac. Kobiety wola brzydkich zabawnych blaznow niz przystojnych i smutasow z kijem w dupie. 

 

 

Godzinę temu, Foxtrot napisał(a):

Zresztą, nie trzeba patrzeć tak szeroko. Biorąc pod uwagę emocjonalne i społeczne aspekty człowieczeństwa, pragnienie akceptacji i bliskości ze strony jednej czy kilku najbliższych osób jest zupełnie legitną potrzebą, a nawet naturalną i instynktowną. Teoria piramidy potrzeb ma swoje zastrzeżenia, ale dyskusję odbieram tak, jakbyś Ty pisał, że w konstrukcji można zrezygnować z jednej z górnych cegiełek (owszem można, blisko szczytu nic się już nie zawali), a ja tłumaczył, że nie zbuduje się piramidy jeśli w fundamencie jest wielka czarna dziura.

 

Kto decyduje o emocjonalnych i spolecznych aspektach? Napisz mi jaka potrzebe akceptacji i bliskosci uzyskasz u innych a jakiej nie uzyskasz od siebie samego bedac w pelni swiadomym. Zyjac nie ograniczajac sie oczekiwaniami innych i okreslenia siebie oczami innych. Ty piszesz o potrzebie przynaleznosci. Tu nie chodzi o bliskosc. Dlaczego akceptacja kobiet ma byc lepsza od akceptacji mezczyzn?

 

Nawet nie jestem kolo negowania elementow piramidy. Kazdy jeden jest istotny. Tylko jest jeden haczyk. Nie posiadajac samemu, innym nie dasz i od innych nie otrzymasz tyle ile potrzebujesz.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 hours ago, Foxtrot said:

Bo nadal szukasz jej w zlym miejscu. Bo nadal sie w pelni nie akceptujesz. Bo nadal siebie nie kochasz. Zycie traktujesz jako wyscig SMV, caly czas sie porownujac.

 

3 hours ago, Foxtrot said:

Nikt z nas nie mieszka na bezludnej wyspie i nie funkcjonuje wyłącznie w obszarze własnej świadomości. Przeciwnie, funkcjonujemy w społeczeństwie - w otoczeniu innych ludzi. Ja mogę sobie myśleć co tylko chcę (na przykład, że jestem najprzystojniejszym mężczyzną na świecie), ale jeśli rzeczywistość - w tym wypadku sposób w jaki traktują mnie inni ludzie - tego nie potwierdza (a nie potwierdza), to takie swobodne przekonania nosiłyby znamiona urojeń.

 

Zgoda z bratem @Foxtrot. Oczywiście, samoakceptacja jest istotna, ale nie przykryje się w ten sposób potrzeb. Jako 30-letni facet bez związku na koncie, brat @Nodofski ma potrzebę i bliskości i seksu, i docenienia przez kobietę również, i nie wmówi sobie że jest inaczej. Conajwyżej może się z tym pogodzić, jednocześnie podejmując działania które pomogą zmienić ten stan w przyszłości. Ale dyskomfort pozostanie i tak.

 

Na poziomie podświadomym każdy z nas ma zaszyte przekonania na temat siebie i świata, o ich zmianę bardzo trudno, wymaga to czasu, i realnych sygnałów z zewnątrz. Nie wmówisz sobie pewności siebie i nie poczujesz się atrakcyjny, jeśli lustro tego nie potwierdza a inni ludzie Cię w ten sposób nie traktują.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, Kiroviets napisał(a):

Mógłbyś napisać co to wg Ciebie znaczy.🤔

To stan, w którym człowiek jest w pełni obecny w chwili, nie identyfikuje się z myślami i emocjami, a jedynie je obserwuje. Taki człowiek jest wolny od lęku, złości, smutku i innych negatywnych uczuć, które wynikają z przywiązania do ego, do osób do rzeczy do przeszłości. To stan, do którego dążę, który pozwala na doświadczanie głębokiego pokoju, radości i miłości, które są naturalnym stanem naszej istoty. Nie jest czymś, co trzeba zdobyć lub osiągnąć, ale czymś, co już jest w nas i co trzeba tylko odkryć poprzez uwolnienie się od iluzji i fałszywych przekonań, którymi zostaliśmy uwarunkowani w celu kontroli. Wtedy nasze traumy będą miały jedne, jedyne znaczenie. Służyły jako nauka dla dalszego rozwoju. To bycie sobą w każdej chwili i przestanie się identyfikować za pomocą etykiet. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Kiroviets napisał(a):

@Pater Belli dzięki za objaśnienie. Chociaż przyznam szczerze, że nie kleję za bardzo. Podobnie jak przekazu niektórych polecanych tutaj książek psychologicznych.🤔🤦

Albo tych styli przywiązania.

W psychologii dość precyzyjnie opisane są style przywiązania.

Mega upraszczając. 

Styl bezpieczny: ufasz, nie zakładasz złych intencji, jesteś elastyczny, potrafisz wspierać partnerkę, jesteś lojalny. Ja mam taki styl. Czytałeś mój wątek i wiesz jaki wpierdol dostałem.

Styl lękowy: Boisz się odrzucenia i barku uwagi. Potrzebujesz dużo atencji od partnerki. Bark atencji wywołuje strach. Swoją samoocenę budujesz na tym jak ocenia cię partnerka. 

Styl unikający: Masz swój świat. Starasz się unikać zaangażowania, trzymasz dystans i niezależność emocjonalną. Masz problem z wyrażaniem uczuć.

Styl lękowo-unikający: Ten styl przywiązania jest mieszanką lękowego i unikającego stylu i często jest wynikiem traumatycznych doświadczeń we wczesnym dzieciństwie

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Piszesz, że masz około 30 lat i życie się dla Ciebie skończyło bracie. Pocieszę Cię - ja musiałem zaczynać na nowo układać wszystko po 40stce. Masz chłopie jeszcze wiele lat aby się spokojnie poukładać, największa moc jest między 30-50, wiele by pewnie dało, aby mieć znowu tyle lat co ty po swoich przejściach - skup się na sobie, myszki traktuj jako dodatek. Jak spełnisz swoje marzenia, będziesz dla nich magnesem.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.