Skocz do zawartości

Praca w korpo to droga donikąd


maroon

Rekomendowane odpowiedzi

Cytując poetę: „Najbardziej lubię wizualizować sobie ostateczny krach systemu korporacji”.

 

A tak na poważnie to chyba jednym z niewielu sensownych rozwiązań jest rozkręcanie własnej firmy. Ja pracuje na etacie, a po godzinach rozkręcam biznes coachingowy. I tam nie mam przełożonych itd są klienci oczywiście różni i liczy się ich ocena, a nie czyjeś widzimisie i układy. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pracowałem w państwowym „korpo” 5 lat. Zasada jest prosta, nigdy ale to nigdy nie przyznawać się, że coś się więcej, lepiej potrafi zrobić. Wszelkie laury zgarnia kierownik/dyrektor, a tobie oprócz dowalenia nowych obowiązków nic nie dadzą. Stanowiska od kierownika w górę praktycznie dostępne są tylko dla partyjniaków lub ich rodzin. 
Dochodziło u mnie do takich rzeczy, że jako szeregowy pracownik musiałem kierować biurem i uczyć kierownika jak to się robi. Oczywiście za samo pytanie o jakiejś podwyżce były teksty typu „się nie podoba to zmień pracę”. Tymczasem Pan kierownik kasował 3x tyle co ja + premie.

Tak samo dzieje się z stanowiskami prostymi typu specjalista etc. Partyjniaki zawsze zarabiają górną granicę a motłoch minimalną pensję. Przy okazji partyjniaki nic nie robią, knują i tylko patrzą jak komuś dowalić. Dyrektor mojego działu z całą pewnością był psychopatą. Im większą komuś zrobił krzywdę tym miał lepszy humor. 
A i creme de la creme gdy się odchodzi z takiej pracy zawsze otrzymuję się opinię nieroba, debila etc. 
Także jak nie jesteś w partii, nie ma tam czego szukać. Jakieś 50% załogi ciagnelo u mnie na psychotropach, od młodych 25 do nawet 65.

Wypisałem się z tego syfu, założyłem firmę przewozową, odbiłem się i nadszedł covid. Bankructwo już zagląda do drzwi.

Ehh... czas stąd uciekać. Dom zabić deskami. 

  • Like 1
  • Dzięki 2
  • Smutny 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 hours ago, tmr said:

Miałem 2 mce temu pracownika. Lat 50 . Przedstawił kwity z kursów poza pl. 

Podobno znał się na instalacjach, centralach wentylacji mech.itd( nie będę truł szczegółów)

Skierowany na 1 obiekt. 

2 dnia zrobił mi awanturę, że.....godzine czy półtorej musiał czekać żeby się do mnie dostać. Pytam łba"a spieszy się gdzieś panu?". 3 x wyjebałem go za drzwi bo wracał. I klepał teorie, że mu pomieszczenie socjalne nie pasi. 

 Ja nie unoszę głosu. A łba musiałem ustawić. I 1 raz uniosłem głos. O 14 polazł w pizd...u z obiektu. Jak mi przekazano. Ponieważ...."mial na dziś dosyć.a i tak nie miał co robić".

Po 3 dniach wyleciał.

To tyle jeśli chodzi o potrzebę norm, zasad.

Jak onegdaj przyleciała konsultantka z Belgii, to zażyczyła sobie hotelu 4* z siłownią w komplecie. 

 

To że są konfliktowe zjeby, to jedno.

 

Drugie jak ktoś na zachodzie w normalnych warunkach i procedurach pracował, to do naszej januszerki się nie dostosuje, bo to są dwa światy. 

 

Trzy jak ktoś nie potrafi pracownikom czasu i zajęć organizować, to potem trzęsie dupą "co oni tam robią" albo się pyszczy, że ktoś do domu poszedł. 

 

Montaże, serwisy, to robota zadaniowa. Zrobił, zamontował, podpisał kwity, nie ma nic więcej do roboty, niech jedzie. Co ma pierdzieć w biurze w krzesło? 

 

To jest właśnie ta kolosalna różnica w mentalu polskiego biznesu i zachodniego. 

 

 

Edytowane przez maroon
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

I do tego masz podpisane firmy z zewnetrznymi dostawcami usług.wykonał określone czynności. Jeśli ktoś decyduje się na pracę etatową, świadczoną w siedzibie, w określonych godzinach, za stawke taka to a taką .... to niech nie jęczy, że mu nie wolno iść popykać na xboxie w domu. Bo sie nudzi. 

Jakby miał zajęć na 7 h 45 min ( 15 min przerwy) to by jęczał, że go jak niewolnika. Ot polaczki. Im nie dogodzisz

Edytowane przez tmr
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, maroon napisał:

 

To jest właśnie ta kolosalna różnica w mentalu polskiego biznesu i zachodniego. 

Jak pisałem - mentalność karbowego na folwarku. Zwolenników dupogodzin bez większego sensu nigdy nie byłem w stanie zrozumieć. A ich nie brakuje, na różnych szczeblach. Bardzo wysokich również.

 

@tmr, firmy często nie potrafią organizować pracy pracownikom. Albo się szkłem chce dupę utrzeć, zatrudniając jednego na stanowisko obejmujący zadania i etat dla trzech osób, albo w drugą stronę.  Ale w drugą stronę to mniej szkodliwe. Chociaż ktoś maksymalnie ogarnięty długo w takiej firmie nie posiedzi. Bo prędzej czy później zacznie coś swojego kręcić w godzinach pracy, mając dużo dodatkowego czasu dla siebie :) I tak tyczy się to głównie stanowisk, w których można jakoś zaplanować czas na wykonanie danej pracy. Stanowiska stricte kreatywne często nie mają z tym wiele wspólnego. I tu naprawdę ciężko zaplanować cokolwiek od A do Z, poza deadlinem. Tutaj praca godzinowa przynosi czasem więcej szkody, niż pożytku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, Zbychu napisał:

a gdzie jest niby dobrze?

Dobre, w samo sedno.

14 godzin temu, maroon napisał:

Ciężko utrzymać wysoką stopę życiową, willę za dwie bańki i dzieci w prywatnych szkołach będąc przykładowo 4 lata na bezrobociu. 

Za jedną bańkę masz dwa mieszkania i domek na prowincji, stracisz prace, mieszkanie dajesz pod wynajem, a idziesz mieszkać do domku na prowincji. Dzieci idą do lokalnej szkoły. po co taki apartament, zastaw się a pokaż się.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Januszek852 @maroon

W temacie pracy na uczelni cośtam mogę się wypowiedzieć, jestem związany z uczelnią techniczną kilka lat;

 

Plusy - jak dla mnie, bo niektórym poniższe nie będzie odpowiadać:
- praca kreatywna, uczysz się nowych rzeczy które Cię ciekawią, masz możliwość jeździć na szkolenia i konferencje zagraniczne, przy okazji pozwiedzać, poznać ludzi. To oczywiście nie dotyczy czasów kowidowych gdzie wszystko zdalnie

- Praca zadaniowa a nie na czas. Tu jednak się zdarza, że jakieś zadanie zajmie o wiele więcej, niż zakładałeś. Albo coś działa, aż nagle pojawi się przypadek że nie bedzie działać i musisz poprawiać. Albo okazuje się, że to jak zaplanowałeś (wybranie metody / oprogramowania) po prostu się nie da zrobić i musisz szukać innego rozwiązania zadania

- jakiśtam niby-prestiż, bardziej wśród pracowników (jesli jesteś dobry) i wśród studentów. Wiadomo, poza uczelnią to nie do końca, bo nie masz na czole napisane gdzie pracujesz. Anyway, mojego ego to nigdy nie łechtało

- jak jesteś ogarnięty, potrafisz organizować sobie pracę, masz doświadczenie, dobrze dobierasz ludzi - to możesz pracować w kilku projektach i zarabiać z kilku źródeł

- możliwość otrzymania grantów, np. za publikacje, za ściągnięcie zagranicznego doktoranta, za zorganizowanie zagranicznej konferencji itp.

- jak jesteś doktorantem to masz stałą pewną pensję za prowadzenie zajęć, i jednostka ma obowiązek takowe zajęcia ze studentami dla Ciebie znaleźć, nawet jeśli jest słaby nabór

- mozesz być w projektach we współpracy z przemysłem, uczysz się czegoś praktycznego, nabywasz kontakty

 

Minusy:

- niepewność zatrudnienia. Po doktoracie często otrzymujesz etat na rok i w tym czasie sam musisz zorganizowac etat.

- Ja nie spotkałem się z sytuacją gdzie ktoś zatrudniał w roli wykładowcy jak pisze @Januszek852. Jeśli ktoś został profesorem-wykładowcą, to najpierw był doktorantem, potem dr hab, adiunktem, potem zmarł wykładowca lub przeszedł na emeryturę i zrobiło się miejsce.

- po doktoracie możesz albo dostać etat dydaktyczny i tylko (chyba tylko) prowadzisz zajęcia bez dodatkowych źródeł dochodu, albo dostajesz etat naukowy gdzie nie masz żadnych zajęć, dyplomantów, i prowadzisz/pracujesz w projektach. Minus pierwszej opcji - ciężko taki etat dostać + brak/małe dodatkowych dochodów. Minus drugiej opcji - niepewność - czy dostaniesz projekt by dalej się utrzymać, kwestia zarządzania projektem, odpowiedzialności

- dużo zależy od szczęścia, na kogo trafisz do współpracy, czy z jakichś powodów nie będą odrzucać Twoich wniosków, czy akurat będzie etat. Czasem jest tak, że to co Ty umiesz i robisz nie przekona uczelni do zatrudnienia Ciebie więc zaczynasz coś innego, a 2 miesiące później dostaje projekt albo dofinansowanie za robienie pewnych rzeczy i osoba z zewnątrz dostaje etat na to, co Ty mógłbyś robić

- musisz składać wnioski projektowe: odnaleźć jakiś problem naukowy do rozwiązania, zebrać ludzi, rozpisać etaty, budżet, rzeczy/soft do zakupienia, licencje. Znaleźć jednostki do współpracy, najlepiej zagraniczne. Składasz wniosek i zostaje on odrzucony z bliżej nieokreślonych powodów (z 80-90% wniosków bywa odrzucane, zależy jeszcze gdzie/jakie)

- jak prowadzisz zajęcia to czujesz się niedoceniany. Na początku miałem ogromny zapał, tłumaczyłem studentom różne rzeczy po godzinach. Przygotowywałem dodatkowe materiały. Robiłem darmowe kursy. Potem przekonałem się, że takie aktywności nie doceni student ("bo mi się należy, jemu płacą"), nawet nie wypełni Ci ankiety żeby dać pozytywną ocenę. Uczelnia też tego nijak nie oceni, czy prowadzisz zajęcia na odpierdol, czy się przykładasz, tyle samo masz hajsu i perspektyw na dalsze zatrudnienie. Nikt nie sprawdził nigdy materiałów jakie przygotowuję do zajęć - poczucie że inni mają wyjebane nie jest fajne, ale plus taki że miałem pewną dowolność bez bycia kontrolowanym

- dostajesz jakieś obowiązki organizacyjne za które nie masz hajsu, a które np. zabrano pracownikom administracyjnym żeby nie utworzyć nowego etatu (dziekanat, administracja, pracownicy techniczni). 
- bywa, że jakiś wykładowca blisko emerytury jest trzymany, bo nie można go zwolnić (za blisko emerytury), prowadzi zajęcia ucząc przestarzałych metod których już się nie używa nigdzie (jest więc szkoda dla studentów), i blokuje etat dla młodych-rokujących
- użeranie się ze studentami, pretensjonalni, wiedzą lepiej, robisz im przysługę a nie musisz i nie docenią

- poczucie, że generalnie jak powinie Ci się noga to cię wyjebią bez żadnych sentymentów
- generalnie też prowadzi się takie korporacyjne pranie mózgu, przygotowuje się plan rozwoju jednostki na dany czas, nazywa się uczelnię "Alma Mater", wtłacza się ludziom jakieś poczucie misji, a tak naprawdę - patrz punkt wyżej

 

Edytowane przez krzy_siek
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, Zbychu napisał:

- Praca fizyczna? - 90% towarzystwa to patologia umysłowa, alkoholicy, ćpuny itd. Dodatkowo szef janusz i musisz mu ciągle pokazywać swoją pewność siebie,

Więc dlatego nie rozmawiam w pracy  ze współpracownikami o niczym.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Boromir napisał:

Przydałby się dyktafon i kamerka, a potem do sądu pracy i w internet.

To nie prywatna firma niestety. Znają każdego, układy, partyjni koledzy itp. Z aparatem państwowym nie wygrasz. Nie ważne z jakiej partii jest zarząd i tak jesteś na straconej pozycji. Szkoda czasu, nerwów i ewentualnej zemsty. Najlepiej uciec z tego bagna. Jak ktoś mi mówi, że taka fajna praca na „państwowym” to chce mi się śmiać. Jeden wyrobnik robi za trzech i jest traktowany jak gówno. Masz dziękować za to, że łaskawie prace masz ;) 

Podczas ost. rozmowy wprost powiedziałem jak jest. I co? No ma Pan rację, życzymy sukcesów w prywatnym sektorze bo tam płacą za innowacje, można dojść pracą do czegoś. 
Nie zapominajmy o tym jak mamią ludzi, że „kiedyś” będą płacić lepiej. Nie będą, nigdy. 
 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

50 minut temu, krzy_siek napisał:

Ja nie spotkałem się z sytuacją gdzie ktoś zatrudniał w roli wykładowcy

Już tłumaczę. To było uproszczenie na potrzeby tematu, bo nie chciałem wchodzić w szczegóły.

 

Sama posada to asystent za 2800 na rękę 😂czyli zarobki pani z biedry.

 

Ale ja i tak jestem już zaawansowany w temacie doktoratu, więc na tym gównostanowisku max. rok, potem obrona i adiunkt, tam już jest, no 4500 koło na rękę, czyli tyle, co mam teraz.

 

A do tego dostęp do grantów, badań, a samo pensum to 240 godzin rocznie, więc ekhm, tyle moja dziewczyna w miesiąc robiła ostatnio ;)

 

50 minut temu, krzy_siek napisał:

- po doktoracie możesz albo dostać etat dydaktyczny i tylko (chyba tylko) prowadzisz zajęcia bez dodatkowych źródeł dochodu, albo dostajesz etat naukowy gdzie nie masz żadnych zajęć, dyplomantów, i prowadzisz/pracujesz w projektach.

Jest trzecia opcja (najlepsza i na taką - jeśli wygram... - będę zatrudniony) - etat naukowo-dydaktyczny.

 

50 minut temu, krzy_siek napisał:

Czasem jest tak, że to co Ty umiesz i robisz nie przekona uczelni do zatrudnienia Ciebie

 

To jest "moja" uczelnia, kończyłem ją te 8 lat temu, a że przemysł jest malutki, to nieraz z tymi ludźmi współpracowałem. Podobno bardzo chcą, żebym przyszedł do nich. Podobno, bo zawsze jest szansa, że ktoś wyżej postawiony zaproponuje "swojaka" z którym przegram z kretesem...

 

Ja mam bdb CV, a lepsi ode mnie wymiatcze nie przyjdą do państwówki za 2800 na rękę. Jedynie boję się kolesia z polecenia, bo tutaj już nie ma rady.

 

Edytowane przez Januszek852
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

44 minuty temu, Januszek852 napisał:

Już tłumaczę. To było uproszczenie na potrzeby tematu, bo nie chciałem wchodzić w szczegóły.

Spoko, teraz rozumiem. Faktycznie trochę offtop zrobiłem, no ale dyskusja tu się wywiązała ogólna o różnych miejscach zatrudnienia

Ja, z tego co widzę jestem na takim etapie jak Ty;)

Fakt etaty naukowo-dydaktyczne są, ale, przynajmniej wszędzie gdzie ja słyszałem, serio niewiele ich jest

 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że spokojnie możemy tu o tym pogadać, bo to posada NIEkorpo i dość drastycznie inna od typowej państwówki.

 

Tam, gdzie bym poszedł są fajni ludzie, trochę się znamy, więc myślę, że też by mnie traktowali trochę inaczej, niż zwykłego gościa z ulicy albo studenta na doktorskich.

 

Mój promotor mówi, że bardzo by mnie chciał na tej uczelni, bo się według niego bardzo nadaję ;) Jego głos się tam liczy konkretnie bo to profesor (dawniej : profesor zwyczajny), jest ich tylko dwóch w tej "katedrze" na ten moment.

 

Ale nikt nie wie, czy kierownik nie ma jakiegoś znajomka. To byłoby K.O.

 

28 minut temu, krzy_siek napisał:

Fakt etaty naukowo-dydaktyczne są, ale, przynajmniej wszędzie gdzie ja słyszałem, serio niewiele ich jest

 

Akurat u mnie na uczelni wszyscy jadą tylko na takich, to daje Ci duży większy spokój, gdyż zawsze "coś" możesz zrobić i czymś wybronić swoje miejsce pracy. Jak nie ma dużo studentów, to klepiesz prodżekt i piszesz artykuły. Jak nie ma nic do roboty z przemysłu, to prowadzisz zajęcia.

Edytowane przez Januszek852
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Januszek852 napisał:

Akurat u mnie na uczelni wszyscy jadą tylko na takich, to daje Ci duży większy spokój, gdyż zawsze "coś" możesz zrobić i czymś wybronić swoje miejsce pracy. Jak nie ma dużo studentów, to klepiesz prodżekt i piszesz artykuły. Jak nie ma nic do roboty z przemysłu, to prowadzisz zajęcia.

Dokładnie tak, to najlepsza opcja, jednak u mnie przyznawana niezwykle rzadko, w przypadku nowych (tzn. świeżo po doktoracie, albo z zewnątrz zatrudniani do projektu) zawsze jest etat TYLKO naukowy. I jest niepewność, niepokój - nie dostaniesz żadnego projektu to możesz wylecieć.

 

2 godziny temu, Januszek852 napisał:

Mój promotor mówi, że bardzo by mnie chciał na tej uczelni, bo się według niego bardzo nadaję ;) Jego głos się tam liczy konkretnie

Mój mówi to samo, i ogólnie by mnie tam chcieli, ale musiałby się pojawić projekt na który mógłbym być zatrudniony, albo musiałbym ja go dostać, składając przed obroną doktoratu, i wtedy zostałbym kierownikiem projektu. Ogólnie to moja jednostka utraciła mnóstwo młodych, rokujących ludzi, którzy dużo sobą wnosili (udział w projektach, publikacje, dobre oceny z ankiet studenckich, promocja uczelni). Dużo zależy od szczęścia i okoliczności. Jeszcze mam opcję spróbowac po doktoracie dostać się na inną uczelnię albo za granicę.
 

 

 

 

Zachęcam do obejrzenia

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@krzy_siek, czyli na dobrą sprawę jesteś zatrudniony - jak każdy w branży projektowej - terminowo. Kończy się projekt, nie ma następnego - wypad. Ja jestem w mojej firmie po stronie zamawiającego (zawsze) ale też poznałem dużo wykonawców, osobiście, i wiem, że u nich zmiana pracy to normalka, chyba, że są np. typowym projektantem z uprawnieniami, bo ktoś musi przybić pieczątkę i lepiej trzymać w firmie swojego. Ale taki typowy PM zmienia pracę masę razy. Na uczelni o profilu stricte naukowym musi być podobnie, tj. jesteś tam, póki są projekty. Rzeczywiście jest to dość niefajna sytuacja i osobiście chyba bym nie poszedł na coś takiego. Mi nawet na asystenta dadzą naukowo-dydaktyczne, bo potrzebują murzyna do prowadzenia ćwiczeń. Więc jest silny argument za większą stabilnością.

 

Odnoście zagranicznych uczelni, to na pewno większy prestiż i możliwości, ale u mnie chyba 100% kadry (albo, no nie wiem, 95%?) to lokalsi, myślę, że absolwenci danego kierunku mają generalnie większe szanse na utrzymanie się i są lepiej traktowani przez starych.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 godzin temu, Boromir napisał:

Bo pewnie szukali wysoko zamiast starać się np.  być kierownikiem w firmie kogucik. Zejście z 50 tys do 5 tys bywa bolesne, jednak status społeczny, doświadczenie w takim wypadku pomaga, robi swoje, 5 tys to  nie są złe pieniądze.

 

Echhh...

No właśnie TO TAK NIE DZIAŁA. Widzę, że nie masz doświadczenia i wiedzy jak się rzeczy na WYSOKIM szczeblu mają.

Usiądź, weź herbatkę w dłoń i Wujek Misiek Ci objaśni.

 

Jeżeli przekwalifikujesz się np z trzyliterowca (wiesz, o co chodzi z trzyliterowcem, prawda?) w firmie - dajmy na to - Stellantis Polska na dyrektora sprzedaży punktu dilerskiego Opel w Kraśniku, to...

 

To już NI CHUJA NIE WRÓCISZ na poziom trzyliterowiec w branży automotive.

 

Nigdy.

 

Taki ruch zadziała jak zawór zwrotny - przepuści tylko w jedną stronę. Stajesz się azatrudnialny na wysokim poziomie. Masz "wewnętrzne fuj". Strzał w kolano.

 

Z nazwisk mógłbym Ci podać parę osób DOKŁADNIE o takim przebiegu kariery. Jak znasz branżę moto, to skojarzysz konkretny przykład. Nie wrócili i nie wrócą na szczyt.

 

Dodatkowo: często dyrektorzy wysokiego szczebla mają długie zakazy konkurencji. Wpisane w pakiet i to jako warunek sine qua non podpisania umowy w ogóle. I taki "okres przejściowy" może trwać rok-dwa. Chodzi o to, żeby WIEDZA, jaką masz na takim stołku się zdeaktualizowała i żeby eksdyrektor "w szkodę nie poszedł".

Oczywiście po to jest taka rzecz jak odprawa: żeby dyro z głodu w tym czasie nie zdechł. Na tym poziomie firma musi być "miłosierna" z prostego względu: "Wierchuszka" MUSI mieć pewność, że pewne standardy przemysłowe działają. Ci ludzie - siłą rzeczy - muszą mieć pewne marginesy podjęcia ryzyka prowadzenia działalności, a mając żar pod dupą o stołek/dach nad głową skłonność do odważniejszych, czy wręcz jakichkolwiek działań spada do zera.

 

I nie, nie chodzi tu o klepanie po pleckach konkretnych ludzi i ich personalne dobro, tylko o zabezpieczenie interesów firmy. Ciągłości i istoty biznesu.

 

Także...

Ja wiem, że są "self-made multimilionerzy", którzy dorobili się na zbijaniu europalet. Tylko że ich doświadczenia NIJAK mają się do standardów korporacji. Korporacji rozumianych tak, że rzucasz nazwę i każdy wie, o co chodzi. A nie że "Szwagrexpol Sp. z o.o.".

 

Nie zrozum mnie źle - to nic osobistego.

Po prostu nie masz wiedzy u źródła i metodą kalek przenosisz chłopską logikę polskiego smallbusinessu do biznesu w innej skali.

Stąd wrzucam Ci wykład 🙂

 

 

  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, SamiecGamma napisał:

@Zbychu ale akurat @maroon ma dużo racji, choć pisze bardziej ogólnie niż ty. Ty bardziej z nastawieniem na konkretną branżę - w tym przypadku IT. W ogóle IT to nie jest najlepszy przykład, szczególnie programista, bo możesz trafić w takie miejsce, gdzie nie będziesz miał dużo stresów, nie będziesz miał nadgodzin jak jesteś ogarnięty itd. Ale kokosów z tego nie ma. Ten mityczny programista 15k - ok: dziś to standardowa stawka dla mida/seniora, ale w dużym mieście to jest takie eldorado? O czym my mówimy... Z większym doświadczeniem da się dostać 20k, ale to trzeba już być naprawdę dobrym. 30k też jest możliwe do uzyskania na stanowisku specjalistycznym, ale to już dostanie 1 osoba na 1000 (?).

 

W korpo rzadko dostaniesz greenfield project - jako software engineer "odziedziczysz" codebase, który nierzadko ma setki tys. linii, jest kiepsko zdokumentowany, tworzyło go na przestrzeni wielu lat wielu misiów, w tym takich, którzy powinni mieć zakaz wykonywania tego zawodu. Ja przez 2 lata babrałem się w czymś takim. O 2 za dużo. Zdecydowanie wolę już start-upy, bo tam tworzysz coś od zera i masz wpływ na całą archiekturę rozwiązania. Ale z kolei w start-upie nie ma stabilności, bo 99% start-upów wiemy jak kończy. Tyle, że jak już jesteś dobry, to bez problemu znajdziesz sobie kolejnego zleceniodawcę.

 

No ale przecież ja dokładnie to samo napisałem. IT to realnie 10-15k, nie wiem skąd wzieliście to 30k. Co do minusów korpo IT no to są - ale do tej pory nikt nie odpowiedział, co jest niby lepszą opcją? Bo mimo tych wad i tak IT bije na głowę 95% zawodów, pracę w januszeksie, wyjazd za granicę/własny biznes bez bycia specjalistą w swoim fachu/kontaktów/dużego wkładu/szczęścia. Masz pewne (małe) zarobki, wypłatę na czas, traktują cię po ludzku, urlopy, benefity, jakiś tam work-life-balance. No sorry, dla mnie praktycznie każda inna branża to wyścig szczurów, albo ciągłe udowadnianie swojej wartości, żeby ktoś cię nie zaczął gnoić/wykorzystywać. Ludzie czekający na twoje potknięcia, żeby donieść szefowi - w IT czegoś takiego nie ma. Dostajesz zadanie i je robisz i to jest piękne.

A że 15k to mało? No mało, ale co z tego? Ja bym nie chciał 30k jeżeli każdy mój dzień zaczynałby się i kończył wkurwieniem, a tak widzę każde stanowisko gdzie płacą 30k+. Managerów i dyrektorów też często dopadają zawały, udary, wylewy, te pieniądze zdrowia nie dadzą, a w IT masz te 15k nie mając aż tak dużego poziomu stresu (chociaż mały też nie jest - można powiedzieć, że jest średni)

Jak dobrze zagospodarujesz kasą to w te 10-15 lat w branży kupisz sobie mieszkanie/dom, samochód i odłożysz na założenie własnego biznesu, albo przebranżowienie na stare lata. No wiadomo, że nie będzie z tego willi, ferrari czy niewiadomo czego, ale tez nie będzie totalnej biedy. Najbardziej boli mimo wszystko, że ciężko będzie uzbierać cokolwiek dla ewentualnych potomków, żeby zapewnić im jakąś kawalerkę czy samochód na start w dorosłość. No ale to może się uda zgromadzić z włąsnego biznesu po 40stce.

Pracując w IT jedynie odpada emerytura po 40, bycie rentierem czy posiadanie 10 kawalerek na wynajem - no ale to też wcześniej napisałem. Żeby sobie pozwolic na emeryture czy życie z dochodu pasywnego to trzeba przez 10 lat klepać te 30-50k miesięcznie. A i tak można to przepłacić zawałem/udarem/wylewem. Nie warto

12 godzin temu, Januszek852 napisał:

Na ten przykład u mnie od 3 miesięcy obowiązuje zakaz pracy zdalnej.

 

Czy w domu zrobiłem wszystkie projekty na czas? Tak.

Czy ktoś na tym ucierpiał? Nie.

Czy byłem zadowolony? Bardzo.

Dlaczego nie mogę pracować zdalnie? Bo nie. Bo prezes uważa, że praca zdalna to nie praca.

 

I tyle.

Beton.

To nie o to chodzi. Widzisz, masa osób na pracy zdalnej będzie pracować tak samo jak w biurze, może nawet wydajniej. Ale dużo osób na pracy zdalnej będzie lecieć w kulki, albo sobie zautomatyzują procesy i będą się wyrabiać w 2 godziny dziennie.

A tak? Siedząc w biurze, nawet jak w 4 godziny zrobisz coś, co masz zrobić w 8 to i tak będziesz przez pozostałe 4 godziny udawał, że coś robisz. Albo będziesz pracował powoli, dokształcał się, cokolwiek. Z punktu widzenia pracodawcy bardziej się opłaca zaganiać ludzi do pracy z domu, bo suma sumarum ludzie zrobią więcej skoro musza i tak odbębić te 8 godzin.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja tam sie zgadzam ze @Zbychu. IT to w zasadzie jedyny sensowny zawód na typowy etat. Masz dostęp do wynagrodzenia zachodniego mieszkając w Polsce, coś wspaniałego samo z siebie. Do tego możesz podjąć pracę wszędzie na świecie, bo ona wszędzie polega na tym samym. Gorzej ma np. prawnik, bo jego wiedza o polskim prawie nijak się nie przyda np. w Stanach... Jest bardzo dużo ofert pracy (chociaż ostatnio głównie dla seniorów, no ale są i niżej). Pracownik może wynegocjować dogodne warunki - praca zdalna? no problemo. Zadaniowy czas pracy? Proszę bardzo. W zasadzie jedyny problem, jaki widzę (i dotyczy to bardziej programowania), to że sama czynność potrafi być bardzo nudna. Dla mnie było to w zasadzie nie do przejścia... ale może ja jestem jakiś dziwny, bo wiem, że wiele osób jara się kodowaniem. Ja dosłownie umierałem na tym z nudy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, Libertyn napisał:

Dla tych co nie zrozumieli. 

Nie ważne co robisz, w korpo czy na własny rachunek. Jeśli to jest coś co Ciebie określa to za te x lat na emeryturze będziesz się czuł jak weteran po wojnie. Naprawdę współczuję ludziom którzy nie mają pasji a życie ich toczy się wokół pracy i zarabiania. 

Work life balance to klucz. Tylko z mojego doświadczenia wynika, że to właśnie w korpo mam odbębnić 8 godzin, ale mogę popracować 4 godziny rano, potem przerwa, 2 godziny pracy, znowu przerwa i znowu 2 godziny pracy pod wieczór. Mogę sobie dopasować cały dzień pod siebie.

Własny biznes? Spoko, ale to często właśnie własny biznes = praca ponad siły. 12, 14 czy nawet 16 godzin dziennie. Użeranie się z prawem, fiskusem, sanepidem czy konkurencją. Jednoosobowa działalność - to trzeba znaleźc niszę, żeby dobrze kosić hajs. Zatrudnianie osób? To trzeba i tak rekrutować te osoby, doglądać, delegować pracę.

Januszeks? Praca poza domem, praca w nocy, praca po 12 godzin dziennie.

Każdy z trybów pracy ma wiele wad, generalnie większość ludzi zostaje przez pracę zniszczonych. Ale ja w korpo widzę akurat najmniej wad i najwięcej stabilności

@Januszek852 - no mnie tez zajebiście to nudzi. Ale nie mam innego wyboru. Najprawdopodobniej gdybym się jarał od małego nie wiem, jakimś naprawianiem samochodów, albo gdyby mnie ojciec nauczył jakiegoś fachu typu stolarstwo to pewnie bym szedł we własny biznes. Ale niestety wchodząc w dorosłość umiałem tyle i co nic, więc logiczne było pójście do IT.

Tak jak mówiłem - wszędzie gdzie się nie obejrze, jest gorzej. Plus mam doświadczenia i przyjemność pracy w "gównorobotach", kilka lat biedy, nędzy i szarpania się z szefunciami czy współpracownikami - podziękuje, już wole to nudne IT i bycie małpą od klepania kodu.

Poza IT gdybym miał wybierać jeszcze inny zawód to byłoby bycie trenerem personalnym na jakiejś siłowni, albo jakieś fizjoterapie. Chociaż kokosów z tego nie ma i pewnie ciężko się wybić, to praca raczej bezstresowa, pomagasz ludziom, robisz to co lubisz. 

Poza tymi dwoma rzeczami i posiadanie własnego biznesu opartego na własnym fachu i byciu ekspertem, bycie jakimś celebrytą czy politykiem - 99% innych ścieżek kojarzy mi się z biedą, nędzą, szarpaniem z szefami/współpracownikami albo kombinatorstwem.

Edytowane przez Zbychu
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 hours ago, Samiec:) said:

Także uwaga! Nie wiem jak to wygląda w PL bo nie pracowałem nigdy na umowę i dla korpo w PL ale myślę, że ludzie są wykorzystywani. Dlaczego? Duża liczba nadgodzin, nagdanianie projektów innych osób które nic nie robią w firmie, klepanie kodu po kimś, mała liczba dni ulropu w roku, słabe wynagordznie itd itd... Wymieniać można dużo jednak warto się skupić na rozwiązaniu. Jeśli uważacie, że korpo w PL  to droga donikąd to próbujcie sił  za granicami kraju na zachodzie. Tutaj jest całkiem inna kultura pracy i ani razu w dwóch korpo IT nie zdażyła mi się sytuacja jakie tutaj wymieniacie. Dosłownie ani razu. Teraz dla przykładu jakie mam i miałem warunki pracy

[brak pl klaw]

 

Mam identyczne doswiadczenia. Cale zycie pracuje w mega korpo [przeszedlem przez 4] za granica i tylko sobie chwale. Pracowalem tez na wlasny rachunek przez rok - tez za granica i tez w tej samej branzy. Powiem tak. W korpo solidna pensja na czas, praca 9-5, zerowa wrecz kontrola przelozonego (mam wolne stanowisko) i totalny spokoj. Jest problem to zaraz wszyscy sie zbieraja aby znalezc rozwiazanie. Na dzialalnosci to bylo tylko uzeranie sie - o niezaplacone faktury, ubezpieczenia, oplaty za wszystko, wymogi, druczki... Swoje zarobilem ale tyle co sie natyralem i naganialem to tylko ja wiem. Dalem sobie z tematem spokoj jak tylko trafil mi sie dobry etat, gdzie nie dosc ze mam podobne wynagrodzenie to prawie 0 stresu. Moim stresem w biurze bylo to, ze spacer na lunchu mogl trwac o 15 min mniej albo to ze zabraklo herbat smakowych w biurze 😁 Oczywiscie sa plotki, swinki podkladane od czasu do czasu, ale nic niepokojacego - bardziej nieporozumienia.

 

W PL znajomi pracuja dla wielkiej czworki, bankowosci itp. i jest tak jak @Januszek852 opisuje na przykladzie swojej kobiety. Praca 14-15h, telefony w sobote o 23ciej, wymuszone normy, nienaturalny wyscig szczurow, brzydkie donosy i plotki.

 

Ale powiem Wam tylko jedno. Kazda z moich poprzednich firm miala przedstawicielstwo w PL i kazda traktowala PL na rowni z Indiami i Malezja. Serio. Ludzie ktorzy byli delegowani do PL aby wspomoc zespoly w Wawie czy Krakowie mowili ze jada 'na wojne' do Polski. 😀

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez dziadek do orzechow
ort
  • Like 2
  • Dzięki 1
  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Zbychu gdybym mógł przenieść się w czasie... :) To myslę, że bym tak to widział:

 

1. Streamer, tiktoker, influencer, tłiczer, instagramer, youtuber, onlyfanka... jeszcze 5 lat temu nie było wcale tak trudno wstrzelić się w niszę i prowadzić kanał, podczas pandemii dochody tych dziwnie nazwanych "zawodów" (kek) wystrzeliły. Dziś przeciętny lachon pokazujący stopy i dupę na onlyfans zarabia niczym Senior IT Architect. Natomiast solidnie prowadzony kanał dobrego gracza w popularną grę online (typu np. Counter Strike) to od kilku do nawet kilkunastu tysięcy dolarów z reklam youtube + donejty na twitchu. Oczywiście łatwo mówić, bo trzeba mieć do tego głos, biegle władać angielskim (na tyle biegle, by umieć żartować), albo być kobietą. Natomiast to są zajęcia, które dają bardzo duże zarobki za bardzo mały wysiłek.

 

2. Lekarz+emigracja. Wprawdzie to ciężka i niewdzięczna praca na studiach, ale są lepsze specjalizacje (chirurg plastyczny) i gorsze (proktolog 😅), no i takie, które w zasadzie są złotem (anestezjolog - jest ich potworny niedobór i mogą w prywatnych klinikach wyciągać nawet w PL kosmiczny pieniądz). Lekarz w USA czy na zachodzie to z automatu klasa wyższa, do tego fascynujący i mega pożyteczny zawód.

 

3. Programista15k, tutaj zgadzam się w pełni - najlepszy tradycyjny etat w Polsce.

 

Taki mój top3 dla ludzi bez talentu i bez pleców, którzy nie chcą bądź nie mogą zdobyć legitymacji partyjnej.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, Zbychu napisał:

No ale przecież ja dokładnie to samo napisałem. IT to realnie 10-15k, nie wiem skąd wzieliście to 30k

 

Na pewno nie stąd:

 

Godzinę temu, Zbychu napisał:

Ale niestety wchodząc w dorosłość umiałem tyle i co nic, więc logiczne było pójście do IT.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.