Skocz do zawartości

Amok, czyli kilka milionów dolarów


Obliteraror

Rekomendowane odpowiedzi

Długo myślałem, czy w ogóle dzielić się tą jedną historią z swojego zawodowo - doradczego życia. Ale jako że tamta droga jest zakończona (przynajmniej na tę chwilę) i już trochę czasu od niej minęło uznałem, że warto ją przytoczyć. Nie tylko w kontekście finansów, biznesu, przedsiębiorczości, ale bardziej szerzej. Bo w amok można popaść w bardzo różnych sferach i kwestiach, niekoniecznie tych związanych z ilością zarabianych zer.

 

Musimy wprowadzić na scenę Pana X. Pan X to rzutki biznesmen. Na upartego mógłby być moim ojcem, chociaż nikt, kto go pierwszy raz na oczy widział by nie powiedział, że przekroczył dawno szósty krzyżyk. Zawsze zadbany, doskonale ubrany, młodo wyglądający. Fajny człowiek, po prostu. Był moim klientem o jednym z najdłuższych staży, z ogromnym praktycznym biznesowym doświadczeniem. Tytan pracy. Wiele rzeczy można się było od niego nauczyć. Wiele też razem pracowaliśmy, w różnych obszarach. Zawsze fair, nigdy mnie nie oszukał, zawsze dotrzymywał umów itd. Zarobiłem dzięki niemu bardzo dużo. To, jak traktuję ludzi zaufanych i lojalnych, wiecie.

 

I tak czasem bywa, że osoby spędzające ze sobą zawodowo dużo, naprawdę dużo czasu czasem tę znajomość zacieśniają, bo się lubią, szanują i potrafią zakumplować. Stał się moim takim bardzo dobrym, starszym kolegą. Nigdy też nie mógł odżałować, że nie dałem mu się namówić na zacieśnienie współpracy, tj. pełną kontrolę i poprowadzenie jednej z jego spółek. Wszystko będziesz miał, bo ci ufam i właśnie ty dasz radę - mówił. Budżet, swobodę, pensję jaką zechcesz, auto jakie zechcesz, dobór ludzi wg. własnych kryteriów itd. No kto bogatemu zabroni? Kaprys milionera :) 

 

Zawsze grzecznie mu dziękowałem. Z prostego powodu - nie byłbym skutecznym i czasem ostrym, mówiącym niepopularne opinie doradcą, pozostając w jakiejkolwiek pełnej zależności służbowej, chociażby w ramach holdingu czy grupy kapitałowej. Jakoś to z czasem zrozumiał i dalej pracowaliśmy na standardowych, poprzednich zasadach. Ta swoboda wygłoszenia krytycznej czasem opinii była (i jest) dla mnie ogromnie ważna. Dla mnie, mojej reputacji i marki.

 

Przyszedł kiedyś do mnie, nie wiedziałem kto to taki..

 

W końcu nadszedł "ten dzień". Pan X dzwoni do mnie z prośbą, bym przyjechał ASAP. Na tyle, na ile to możliwe, bo chce podzielić się "czymś naprawdę ekscytującym" i "bardzo chcę, byś kogoś poznał". Już przez telefon słyszę radość w głosie. Sam się trochę zaciekawiłem, przyznam. Ale emocje (nie tylko w mojej pracy i branży) to chyba najgorszy doradca, więc wziąłem wszystko na spokojnie (jak to z reguły robię).

 

Jadę zatem do centrali jego firmy.

 

W gabinecie czeka na mnie Pan X i jakiś facet, którego widzę pierwszy raz na oczy. Na oko w moim wieku, może trochę młodszy, ale niewiele. Nie lubię oceniać ludzi po pierwszym wrażeniu i z reguły tego nie robię, ale coś mi od razu w tym facecie nie gra. Wtedy jeszcze nie wiem, co, ale coś wydaje się nie tak. Taki "śliski". Nie budzi mojego zaufania. To Pan Z, tak go nazwijmy.

 

Cześć cześć, dzień dobry, dzień dobry i tak dalej.

 

Siadam i słyszę długą, kwiecistą opowieść Pana X o pomyśle biznesowym, z którym już parę tygodni temu przyszedł do niego Pan Z. Pomyśle biznesowym w faktycznie interesującej i perspektywicznej branży, jak oceniam sobie wtedy od razu w głowie. Żyła złota - ekscytuje się Pan X. Tylko realizować. Pan Z ma referencje z poprzednich miejsc pracy, mówi o kontaktach, rynku który zbadał. Ba, ma nawet, jak sam twierdzi, profesjonalne prognozy finansowe. Wie, co robić. Wie, jak działać. Wie, jak pracować.

 

Ma wszystko. Nie ma tylko pieniędzy na sfinansowanie swojego pomysłu.

A to przecież żyła złota! :)

 

Gadamy, gadamy, gadamy, spotkanie powoli dobiega końca. Pan Z żegna się z Panem X i ze mną, wychodzi.

 

Siedzimy dalej i rozmawiamy już w cztery oczy. Widzę, że Pan X prawie cały czas podskakuje z ekscytacji na krześle a oczy mu się błyszczą tak, jak chyba nigdy nie widziałem. Przypomina ( z całą sympatią dla niego) prawiczka ze złotą kartą w burdelu premium albo człowieka zarabiającego średnią krajową, który na ulicy nagle znalazł milion złotych w gotówce w walizce z karteczką - bierz, to dla ciebie. Żaden to prank czy policyjna prowokacja. Pozdrawiam, zając wielkanocny albo święty Mikołaj.

 

Przypominam, facet ma już od dawna w życiu wszystko, co można sfinansować pieniędzmi.

 

Patrzę na niego i na razie milczę. Pytam w końcu - co ci się stało? Co się z tobą dzieje, z czego ta radość? :)

No nie widzisz? Nie widzisz tego, stary! - prawie krzyczy na mnie. Co za świetny pomysł! Tego właśnie szukałem. Żyła złota i świetny facet (tj. Pan Z). Nie widzisz tego! Patrz, patrz na tego prognozy!

 

Takiej ekscytacji nigdy u niego nie widziałem. To dosyć krytyczny umysł, nigdy się tak nie zachowywał.

 

Obraca w laptopa w moją stronę. Patrz!

Spokojnie, Chcesz, bym coś podziałał również w tym temacie? Sprawdził go jakoś, zweryfikował dorobek i to, z czym do ciebie przyszedł? - pytam

Nie, nie, to już zrobiłem - mówi. Chodzi mi głownie o te prognozy. Zobacz, jaki to rynek. Jakie perspektywy!

 

Ok - odpowiadam :)

 

Wracam do domu z prognozami. Następnego dnia w biurze biorę się za to na poważnie.

 

Że transportem się zajmuje, wiedziałem, że oszukuje...

 

Pierwsza rzecz przykuwa moją uwagę - wzrosty miesiąc do miesiąca, kwartał do kwartału. I co najlepsze - ROI szacowany już po pół roku inwestycji. Same zielone kolorki, orgazm inwestora.


Albo prędzej kupca działek na Księżycu.

 

Wysłałem je po mojej szczegółowej analizie chłopakom z zespołu, by analiza była prowadzona przez więcej niż jedną parę oczu. Wnioski te same.

 

Śmierdzi hurraoptymizmem na kilometr. Albo wałem.

 

Po paru dniach - kolejne spotkanie z Panem X, jest ciekawy co mu powiem na temat tych nieszczęsnych prognoz.

 

Siedzimy. Tłumaczę mu, że ja bym uważał. Szczególnie biorąc pod uwagę kwotę inwestycji, którą oczekuje Pan Z. I nie wierzę kompletnie w ROI po pół roku. Mówię, że w tej branży (jak i wielu innych), biorąc pod uwagę rynek i koszty, jakie poniesie Pan Z to praktycznie nierealne i śmierdzi scamem na kilometr.

 

W odpowiedzi na moje dictum Pan X czerwienieje i wygląda, jakby go miał szlag trafić na miejscu :)

 

Co ty opowiadasz!? - słyszę. Nie myślisz wielowymiarowo! Wiesz, jaki to rynek, jakie perspektywy! Jaka branża! To coś niesamowitego będzie, zobaczysz, sam się przekonasz. Trzeba zawsze włożyć, by potem wyjąć, musi być profesjonalnie i od początku robić dobre wrażenie - prawie mi do ucha krzyczy.

 

Trzeba - ripostuję. Ale nie kilka milionów złotych na starcie w jednym roku. I na co? - mówię. Widziałem listę wydatków - delegacje zagraniczne (wiele), biuro w najlepszej dzielnicy (sic!?), samochody służbowe dla prawie całego zespołu (sic!?), a dla Pana Z auto z segmentu premium za X PLN - co to jest, zastanów się! Nie oczekuj, że ci doradzę akceptację tego, że ktoś chce urządzić sobie jedwabne życie na twój rachunek. Nowa firma i takie olbrzymie koszty na starcie, zamiast oglądać każdą złotówkę i zastanawiać się nad realnym sensem jej wydania? Zastanów się! - kończę.

 

Nie da się przekonać. Jego pieniądze, jego wybory. Jego konsekwencje. Jako doradca nie mogę mu doradzić nic innego. Chciałbym, ale w cuda nie wierzę. Rozstajemy się w złej atmosferze. Pan X jest bardzo zawiedziony, że nie zajarałem się jego nowym biznesem.

 

Pracujemy dalej razem w poprzednich obszarach, do tematu nowej biznesowej zabawki Pana X nie wracam na razie.

 

Mija rok. Do reki biorę sprawozdanie finansowe jednej ze spółek Pana X, z ciekawości. Takiego jego okrętu flagowego, perły w koronie. Widzę zwielokrotnione koszty i ogromne pożyczki na rzecz nowego podmiotu. I rosnące zadłużenie. Powoli zbliżające się do niebezpiecznych wartości.

 

Spotykamy się jakoś tam prywatnie po pewnym czasie, Pan X sam zagaja rozmowę na temat nowego biznesu.

 

No wiesz, dobrze jest. Dużo wydatków, bardzo dużo, ale ile eventów! Ile spotkań! Patrz, w mediach napisali wielokrotnie o nowym perspektywicznym biznesie, który buduję! Itd.

 

A jak tam to ROI po pół roku? Zagajam.

 

A wiesz, trochę to było zbyt optymistyczne, ale będzie, na pewno będzie. W nowym roku na sto procent. Na pewno - mówi.

 

Tak, na pewno. Oczywiście :)

 

A bierzesz pod uwagę, że może nadejdzie moment, by zakręcić mu finansową kroplówkę? - pytam.

Zakręcić?! Chłopie, to już zaraz będzie zarabiać w pełni i wszyscy się odkują, zobaczysz - odpowiada.

 

Amok.

Amok.

Pełny, stuprocentowy amok.

Fascynujące.

 

Nie dało się krytycznie z tym człowiekiem porozmawiać.

 

Można by pisać elaboraty (albo biznesowe poradniki, co biorę pod uwagę), ale po co? :)

Po trzech latach dopiero przyszło otrzeźwienie. Po trzech latach i wpompowaniu w działkę na Księżycu cwanego scamera łącznie kilku milionów dolarów, przy praktycznie blisko zarżnięciu finansowym jednego z przedsiębiorstw, które kontrolował Pan X. Ono finansowało całą jego zabawę.

 

Sprawa sądowa nadal w toku.

 

A ja zostałem przeproszony przez Pana X, bo raz mi nie zaufał :) i jak sam stwierdził, zachował się jak dziadyga z demencją na pokazie garnków. Bardzo, bardzo złe rzeczy o sobie w tej rozmowie mówił. Bardzo klął na siebie i swoją głupotę.

 

Ale ja się przecież na niego nie obraziłem.

Errare humanum est.

 

Nie ma darmowych obiadów

 

Amok.

Amok może dopaść każdego. W każdej sferze. Niekoniecznie biznesowej.

Jeżeli dojdzie do tego dodatkowo działanie zgodnie z teorią utopionych kosztów, jest to jeszcze trudniejsze, by w końcu powiedzieć stop.

 

Zarówno w nieudanym biznesie lub nieudanym małżeństwie.

 

Kretyńskie rzeczy w życiu czasem potrafi zrobić zarówno milioner jak i człowiek o skromnych dochodach. Różna jest tylko skala. Konsekwencje niekoniecznie.

  • Like 24
  • Dzięki 23
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, Templariusz napisał:

Gorzej jeśli taka sytuacja trafia na kogoś kto stawia dosłownie wszystko na jedną kartę i ryzykuje często nie tylko całość swoich zasobów ale i całą swoja przyszłoś

 

Słuszna uwaga. Tutaj na biednego nie trafiło, jak to się ładnie czasem mówi :) Bogaty spotkał cwaniaka bez skrupułów. Mimo że doświadczony, z dorobkiem, poszedł "za wizją", która została mu umiejętnie sprzedana przez doskonałego, fenomenalnego sprzedawcę marzeń. Czyste emocje, głuchość na logikę i argumenty.

 

Jak akceptuję wizjonerstwo. I cenię. Nawet bardzo. Ale na początku, nawet dla totalnego wizjonera (niezależnie od tego, czy wydajesz swoje, czy cudze pieniądze) zawsze tniesz koszty, gdzie to możliwe. Przynajmniej ja zawsze wychodziłem z tego założenia. Bo to nie zabawa za czyjeś pieniądze w atrybuty rekina biznesu, w lokale, samochody i inne kurewstwa.

 

Nie na tym etapie.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

26 minut temu, Obliteraror napisał:

Mimo że doświadczony, z dorobkiem, poszedł "za wizją", która została mu umiejętnie sprzedana przez doskonałego, fenomenalnego sprzedawcę marzeń

 

To wcale nie takie niecodzienne zjawisko, a w miejsce nowego biznesu można wstawić cokolwiek, np. myszkę o ślicznej buźce. 

 

Jakiś czas temu zauważyłem że też mam tendencje do podpalania się. Jedyne co tu można zrobić, to wykuć sobie w mózgu dużymi literami słowo "POCZEKAJ". 

Ile razy chciałem coś kupić, wejść z przytupem w relację czy w proponowane układy. 

Czasem wystarczy kilka tygodni żeby się "przespać" z daną myślą i można podejść bardziej trzeźwo do zagadnienia. 

 

To nie gwarantuje sukcesu bo każdy ma słabe punkty. Tak jak starego wygę może przekręcić sprytna dziewuszka, tak i stary biznesmen może się napalić jak wróbel na plewy. 

 

Czasem wystarczy że ktoś użyje metod z którymi się jeszcze nie spotkaliśmy, a czasem sami to sobie robimy, sytuacja jest tylko efektem. 

 

Jednego się nauczyłem. To, że jesteś w czymś dobry nie znaczy że nie możesz się wyłożyć jak dziecko:) 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 hour ago, Obliteraror said:

Kretyńskie rzeczy w życiu czasem potrafi zrobić zarówno milioner jak i człowiek o skromnych dochodach. Różna jest tylko skala. Konsekwencje niekoniecznie.

Są metody manipulacji, przed którymi ani prosty człowiek, ani cwany milioner, nie dadzą rady się obronić. Kwestia statystyki. Jakie cyfry pojawią się na końcowym rachunku, to już tylko zmienna, pochodna z czego się początkowo odejmowało.

 

Amok.

Słowo - klucz, myślenie wyłączone z krytycznego poznania. Ten sam mechanizm podstawowy. Pani dająca dupy Simonowi Mol, na imprezie w kiblu, by nie wyjść na "rasistkę". Facet oświadczający się po jednej nocy, samotnej matce czwórki dzieci. Milioner pakujący zasoby swej spółki w luksusowe auto dla "rokującego". Franek murarz, lokujący całą swą poduszkę finansową w dogecoina. Żołnierz Fatherlandu na wieżyczce Oświęcimia. Żołnierz rewolucji, "rozkułaczający" Festung Breslau. Dziesięciolatek z AK-47 w służbie króla. Nastolatka z iPhonem, walcząca o obalenie korporacji wykorzystujących pracę niewolniczą. Łucznik z Hongkongu.

Aktywista idący z deskorolką na chłopaka z karabinem. Chłopak z karabinem, stający naprzeciw tłumu wielokrotnie większego niż magazynek.

Amok. Bez dobra i zła, bo na innej płaszczyźnie, niezbieżnej.

Kto potrafi tym amokiem zarządzać, jest jest jak jednooki wśród ślepców. Adolf akwarelista.

Kto potrafi go wygenerować z niczego, jest bogiem wśród śmiertelnych. Steve "Robota".

A nam pozostały popłuczyny, codziennie w TVP i TVN. Żałość, brak elegancji - i chęć poddania się amokowi blokowana przez kwestię smaku.

 

Raz miałem pecha spotkać takiego człowieka... wiedząc co wiem, znając zasady, i tak dałem się zrobić na kilka stów... poniewczasie, uznałem to za słuszną gratyfikację dla mistrza za udzieloną lekcję, bo nikt nie jest ponad biologią swego mózgu.

 

  • Like 3
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie zastanawiają 3 kwestie:

 

1. Jak wyglądała Twoja analiza tej "żyły złota"? Jak wyglądał proces decyzyjny, jak weryfikowaliście dane? I jakie dane były częściami składowymi tej analizy?

 

1 hour ago, Obliteraror said:

Że transportem się zajmuje, wiedziałem, że oszukuje...

Skąd wiedziałeś? Jak się weryfikuje takich ludzi? Bo raczej nie tylko przez Linkedin :D 

 

2. Zastanawia mnie fakt, jak gość który, jak piszesz, jest takim wyjadaczem wyszedł na takiego leszcza? Tak jak pisałeś, wielkie wydatki nowej firmy już na samym starcie, gdy liczy się każdy grosz. Jak taki rekin tego nie zauważył i dał się ponieść emocjom jak dzieciak, skoro jest w biznesie tyle lat i niejedno już widział?

 

3. Jak pan Z poznał pana X? I w jaki sposób go "zwerbował"?

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Obliteraror bardzo dobry tekst.

 

Warto jeszcze wspomnieć, że taki amok jest często zaraźliwy, szczególnie jak najpierw podłapie go człowiek, który jest szanowany przez innych.

 

Jeśli sam jest przekonany do jakiejś rzeczy, choćby inwestycji to wtedy przekona do tego innych. 

 

Amok jest zaraźliwy.

 

 

Zresztą każdy z nas to widział w życiu na różnych płaszczyznach, znajomi przychodzący ze "złotymi biznesami", w które ktoś ich wciągnął.

 

Weź już teraz, wyjmij kasę, zainwestuj bo ja zainwestowałem, za rok lub dwa będą góry pieniędzy. 

 

Ewentualnie, pożycz mi kasę, zaraz będę miał zwrot z inwestycji, kokosy mówię ci kokosy, oddam ci z odsetkami. 

 

I często w amok wpadali ludzie ogarnięci właśnie.

 

Spotykali kogoś charyzmatycznego, lub trafili na swój limit i mimo bardzo dobrego życia nie mogli skoczyć jeszcze wyżej, na siłę szukali trampoliny, lub zwyczajnie chcieli komuś zaimponować jeszcze większym sukcesem, przyczyny mogą być różne. 

 

Zakochani mężczyźni również w amoku podejmujący niekorzystne decyzje finansowe i prawne. 

 

 

  • Like 5
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

No ciekawa historia, jak widać każdy może dać się zmanipulować. 

Dziwi mnie, zachowanie osób poszkodowanych często w takich sytuacjach. Przykładowo, jak są grube afery, że jakiś typ okradł ludzi ze wszystkiego, to dlaczego zwyczajnie nie zniszczą oni mu życia? Nawet, jak ktoś jest bez niczego, może kogoś tak porobić, że będzie niepełnosprawnym i jeździł sobie na wózku. Gdzie w ludziach niektórych ta mściwość? Ta chęć zniszczenia kogoś kto ciebie zniszczył? Nigdy tego nie rozumiałem. Takie osoby nie mają nic do stracenia, pieniędzy nie odzyskają a jak odzyskają to napewno nie wszystko, więc nic innego nie pozostaje, już samosąd. 

Moją babcie ojebali na kilka koła, to tak im za skórę zaszedłem, że już napewno wiedzą, że nie było warto o kilka koła które zajeb@li staruszce. ;)

 

U nas Ukraińcy przyjechali do pracy u typa. Nie chciał im zapłacić, to teraz na oko już nie widzi jedno. ;)

Edytowane przez $Szarak$
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

25 minut temu, manygguh napisał:

Jak wyglądała Twoja analiza tej "żyły złota"? Jak wyglądał proces decyzyjny, jak weryfikowaliście dane? I jakie dane były częściami składowymi tej analizy?

 

To była dosyć klasyczny wzór prognozy finansowej w wariancie uproszczonym, jakiego używa się przy pierwotnej analizie startupów na etapie seedu - preinkubacji (tutaj by to szerzej opisać warto byłoby zrobić osobny temat, o ile kogoś by interesował), ale podstawowym problemem było to, że był to bardzo niechlujny dokument. Trochę rodem z memów z zielonymi wykresikami. Excel jest cierpliwy i wszystko przyjmie. Każde dane. Te z czapki też. Jak widzisz na prognozie tak ogromne wzrosty (przypominam o kosztach, koszty szacowano na ogromne od samego początku), przekraczające te koszty, cały czas wzrosty, z dupy za przeproszeniem dla mnie wyjęte kamienie milowe, to robisz się ostrożny. Tworzony z założeniem, że od startu projektu będzie wyłącznie dobrze, a inwestor zarobi miliony złotych.

 

I tak, w efekcie koszty się w sumie zgadzały :) I tylko one rosły. Wyłącznie.

 

O, taki w odbiorze : )

 

profit-revenue-chart-vector-2079288.jpg

 

34 minuty temu, manygguh napisał:

Skąd wiedziałeś? Jak się weryfikuje takich ludzi

To akurat cytat z rapowej grupy Stona BMS, ale mi wyjątkowo pasował : )

 

Czy wiedziałem. Nie wiedziałem. Przeczuwałem jedynie. Pan Z to świetny sprzedawca. Znakomity. Miałem głównie lampki alarmowe co do kilku rzeczy - ogromnych kosztów zakładanych na starcie (nie finansowanych bezpośrednio przez pieniądze foundera), królewskie wymagania co do standardu prowadzenia biznesu (niezrozumiałe, jak dla mnie, z mojego doświadczenia) i osobowość Pana Z. Ale to totalnie subiektywne uczucie, bo Pan X był zachwycony :)

 

De facto dla mnie ważniejsi są często ludzie, niż projekt sam w sobie. Zawsze inwestowałem w ludzi, w projekt w dalszej kolejności (w swojej dosyć marnej karierze inwestora, bo tylko dwa projekty zewnętrzne, które zasiliłem pieniędzmi mam za sobą).

 

Dobry zespół dowiezie nawet średni projekt. Doskonały w teorii projekt kiepski zespół zrujnuje. A sam projekt z dobrym zespołem można pivotować (tj. czasem zmieniając jego główny obszar biznesowy - czasem to jak najbardziej możliwe).

 

Jak się weryfikuje? W różny sposób - można na to wydać wiele pieniędzy. Poprzez wywiad gospodarczy, mniej lub bardziej oficjalne kanały, sprawdzanie referencji, opinie o poprzednich biznesach, opinie z poprzednich miejsc pracy itd.

A czasem się weryfikuje, szukając nerdozy, podobnej do mnie - czasem to wystarczy :) Trochę szczęścia też nie zaszkodzi.

 

44 minuty temu, manygguh napisał:

2. Zastanawia mnie fakt, jak gość który, jak piszesz, jest takim wyjadaczem wyszedł na takiego leszcza? Tak jak pisałeś, wielkie wydatki nowej firmy już na samym starcie, gdy liczy się każdy grosz. Jak taki rekin tego nie zauważył i dał się ponieść emocjom jak dzieciak, skoro jest w biznesie tyle lat i niejedno już widział?

:) Nie umiem Ci odpowiedzieć na to pytanie, bo na logikę to irracjonalne. Pan X też mi tego nie potrafił wyjaśnić, co go pierdolnęło wtedy, za przeproszeniem.

Czyste emocje, zyski zapisane na papierze, przekonanie "że się uda", bo founder mówi, że się uda, a mi biznesowo wszystko się do tej pory udawało itd.

 

Emocje, emocje, emocje. I za gorąca czasem głowa.

 

46 minut temu, manygguh napisał:

Jak pan Z poznał pana X? I w jaki sposób go "zwerbował"?

 

To nie był pierwszy startup, w który pieniądze wrzucił Pan X. Nie był anonimowy w tej branży i ktoś, szukając finansowania mógł umówić się na rozmowę. A szczegółow dokładnych nie znam, jacyś tam dalecy wspólni znajomi chyba też byli.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

52 minuty temu, manygguh napisał:

2. Zastanawia mnie fakt, jak gość który, jak piszesz, jest takim wyjadaczem wyszedł na takiego leszcza? Tak jak pisałeś, wielkie wydatki nowej firmy już na samym starcie, gdy liczy się każdy grosz. Jak taki rekin tego nie zauważył i dał się ponieść emocjom jak dzieciak, skoro jest w biznesie tyle lat i niejedno już widział?

 

Tak samo jak ten:

 

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

47 minutes ago, Brat Jan said:

Tak samo jak ten:

Czyli Pan Z udzielił Panowi X swojej groty? Oj Bracie Janie....

 

53 minutes ago, Obliteraror said:

To akurat cytat z rapowej grupy Stona BMS, ale mi wyjątkowo pasował : )

Dałem się nabrać! Kisnę niemiłosiernie :D

 

Dziękuję za obszerną odpowiedź. Wszystko rozbija się o racjonalne i chłodne myślenie. Dokładnie takie same paralele można przenieść na związki i pozostałe obszary życia. Bardzo pouczająca i fajna historia (to znaczy dla czytelników oczywiście, nie dla tego gościa).

  • Haha 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

35 minut temu, manygguh napisał:

Czyli Pan Z udzielił Panowi X swojej groty? Oj Bracie Janie....

 

Ale tam panna nie udzieliła groty.

Skończyło się na samych "emocjach", "amoku".

 

2 godziny temu, Mosze Red napisał:

lub trafili na swój limit i mimo bardzo dobrego życia nie mogli skoczyć jeszcze wyżej,

Istnieje coś takiego?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak mi się skojarzyło z Warrenem. 

 

Wall Street to jedyne miejsce, do którego jedni przyjeżdżają rolls royce’ami, aby zasięgać porad u tych, którzy podróżują metrem.

 

Źródło: https://quotepark.com/pl/cytaty/400286-warren-buffett-wall-street-to-jedyne-miejsce-do-ktorego-jedni-p r/

 

W przypadku takich byznesow zawsze ustalam ile "swoich" pieniędzy wyłoży młody rekin. Jeśli to biznes to złoty strzał to chętnie zastawi auto, mieszkanie itp. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, Brat Jan napisał:

Istnieje coś takiego?

 

Oczywiście, że tak.

 

Człowiek zarabia miliony rocznie i nie jest się w stanie przebić wyżej +/- rok po roku zarabia ciut więcej, ciut więcej zjada inflacja i w sumie tkwi na tym samym poziomie finansowym od lat.

 

Ewentualnie jego poziom finansowy rośnie stabilnie ale powoli. 

 

Nie może znaleźć rynku czy niszy, czy nie ma pomysłu na nowy biznes lukratywny. 

 

A chciałby zarobić kilka razy więcej, czy kilkanaście razy więcej, a nie może się przebić i ma poczucie stania w miejscu.

 

Niektórzy dochodzą do jakiegoś poziomu i się zadowalają stabilnością, dbają o to żeby nie spaść z drabinki niżej, a inni chcieliby wyżej, a nie mogą wejść i wtedy są podatni na różne generatory "amoku".

 

 

To występuje u większości ludzi, ten sam mechanizm jest na etacie, często ktoś dochodzi do jakiejś pozycji zawodowej i tkwi na tym samym stołku długie lata, jakoś znacząco się byt nie poprawia, niby jakieś premie, jakieś wysługi lat, ale tak na prawdę nie odczuwa znaczącej poprawy. 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem milionerem więc milionerzy nie powinni mnie słuchać.

Są zasady znane od milleniów.

Po pierwsze - utrzymać obecny stan posiadania.

Po drugie - powiększyć go.

Potem i podczas - nie wkładać wszystkich jajek do jednego koszyka.

Ryzyko rzecz konieczna, ale gdy się przegra musi wystarczyć jeszcze na drugą próbę.

Początki wszystkich rzeczy małe są.

Jeśli już nie wiesz co zrobić z kasą - zakochaj się w niuni co jej nie ma. Sytuacja się odwróci.

 

Jest taki dowcip.

Wspomina facet przy żonie.

"Wiesz?

Kiedyś mieliśmy po 20 lat, mieszkaliśmy na poddaszu, byliśmy bez grosza ale bzykaliśmy się 17 razy na dobę a ty byłaś szczuplutka jak szczupak."

Ona:

"Wiesz?

Znajdź sobie 20-latkę szczuplutką jak szczupak, bzykaj się z nią 17 razy na dobę a ja zrobię tak, że będziesz bez grosza i będziesz mieszkał z nią na poddaszu".

 

AMEN!

 

  • Dzięki 1
  • Haha 2
  • Smutny 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Brat Jan napisał:

Istnieje coś takiego?

Moim zdaniem jak najbardziej. Są też ludzie, którzy tego typu nowe inwestycje traktują jako pewien sposób na życie, hobby i chęć dokonania jeszcze czegoś nowego. Nie chodzi już tylko o pieniądze - te od dawna mają, ale właśnie o to "coś jeszcze" :) By to "coś jeszcze" (jak odpali), było podpisane ich nazwiskiem. Jak widać, nawet stabilny facet 60+ może napalić się jak szczeniak, co pękniętego jeża zobaczył pierwszy raz na własne oczy i spać nie może kolejną noc : )

 

To jest z jednej strony fajna cecha, bo świat przez to nie stoi w miejscu i często łączy w ten sposób ambitnych founderów którzy na razie mają w kieszeni płótno, ale naprawdę dobry pomysł z kimś, kto już nie chce na bieżąco wtrącać się od razu w bieżącą działalność operacyjną, ale ułatwić parę rzeczy, poznać z odpowiednimi ludźmi, otworzyć parę drzwi itd. A przy okazji zarobić.

 

A czasami bywa, jak opisałem. Ludzie. Odpowiedni ludzie. Podstawa. Jak to Newman do Redforda w "Żądle" powiedział:

 

trzeba mi ludzi i forsy, by wyglądali jak ludzie.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 hours ago, Obliteraror said:

. Mimo że doświadczony, z dorobkiem, poszedł "za wizją", która została mu umiejętnie sprzedana przez doskonałego, fenomenalnego sprzedawcę marzeń. 

 

Bogatym ludziom dość często da się sprzedać piękną wizję (niekonicznie realną) szczególnie w modnych obszarach, ale takich wobec których nie mają doświadczenia. 

 

Fakt, do tego trzeba mieć jaja i przynajmniej pozory wiedzy, ale żądza jeszcze większego pieniądza (lub dominacji w jakimś obszarze) niejednego zgubiła. 

 

Ciekawie jest z analizami finansowymi. Przy zupełnie nowych, nieznanych do tej pory przedsięwzięciach, to jest najczęściej wish list i wróżenie z fusów. 

 

Ale zielone słupki zawsze ładnie wyglądają, no i jest dupokrytka w razie czego. 😁

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 hours ago, maroon said:

Bogatym ludziom dość często da się sprzedać piękną wizję

Każdemu. Kwestia metod i determinacji. Każdego da się przekonać. W ostateczności zawsze pozostaje chemia.

 

Dzisiejszy Dilbert, na temat:

532f21002a07013a8638005056a9545d

 

- Otwieram szkołę nauki jazdy dla kierowców TIR-ów.

- Ale ty nie wiesz nawet, jak prowadzić TIRa!

- Oni też nie.

 

- I upewnijcie się, że powoli odpuszczacie framjam, zanim turbo-skręcicie naviplar.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Kespert napisał:

Każdemu. Kwestia metod i determinacji. Każdego da się przekonać. 

A to różnie bywa, o sobie akurat myślę :)

Mam taką dysfunkcję psychiczną, tj. jestem całkowicie pozbawiony wpływu efektu aureoli, na przykład. Dodaj do tego moje pozbawienie emocji i działania pod wpływem emocji, brak umiejętności zarówno okazywania i przeżywania wielkiej radości jak i ogromnego smutku, otrzymasz "efekt Obliterarora" xD.

 

I tyczy się to zarówno dupencji dziesiątek, bo w pewnych środowiskach kręci się ich nadmiar, by nie było wiadomo o co chodzi, jak to kiedyś ładnie m.in @maroon opisał, jak i cudownych pomysłów biznesowych przerzuconych do nad wyraz cierpliwego i wyrozumiałego Excela.

 

Jest to w sumie jakieś upośledzenie i zdaje sobie z tego sprawę. Większość poznanych mi ludzi tak się nie zachowuje.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się tak zajarałem koło 30 na NLP , książki Batki, Grzesiaka, jakichś amerykańców i tym podobne cuda.

Wiedziony amokiem na fali NLP-owych możliwości poszedłem na kurs do jednego magika z Łodzi.

Kurs 1500 za 3 dni plus bardzo przepłacony pobyt w pensjonacie znajomego tego magika.

Kolo mi zrobił taką kaszanę z mózgu że na drugi dzień przelałem mu następne 1500 zł na kurs jak to określał Mercedes wśród kursów.

Urabiany byłem pod jeszcze jeden za 9000 zł ale na to wtedy mnie nie było stać bo już same 3000 zł 20 lat temu to było trochę kaski.

Efekt : facet miał mnie nauczyć wpływać na ludzi, wyrywać panny, posiadać hipnotyczną charyzmę a tymi metodami mnie wyruchał na 3000 a niewiele brakło że byłoby tego dużo więcej.

Jeszcze pamiętam jak walczyłem z wyrzutami sumienia że on był dla mnie tak zajebisty a ja nawet nie kupiłem tego drogiego pakietu - amok normalnie.

Jak się obudziłem to nie wierzyłem własnej głupocie. A dziś po latach gościowi jestem w sumie wdzięczny bo za 3000 zł nabyłem umiejętność wyczuwania wała i nawijania makaronu na uszy na odległość.

Przez zbolałą dupę jednak nauka wchodzi najlepiej.

 

@Obliteraror kup swojemu znajomemu egzemplarz "Świętoszka" Moliera, bardzo pouczająca lektura.

 

Edytowane przez jaro670
  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

59 minutes ago, Obliteraror said:

A to różnie bywa, o sobie akurat myślę

Też tak o sobie myślałem, do czasu aż życie pokazało że - da się.

Tak samo myślałem kiedyś, że są ludzie których nie da się "kupić" - dziś wolę stwierdzenie, że są ludzie, na "kupno" których nikogo jeszcze nie było stać. Funkcja czasu, i statystyka - bo "zawsze jest większa ryba".

1 hour ago, Obliteraror said:

Jest to w sumie jakieś upośledzenie i zdaje sobie z tego sprawę. Większość poznanych mi ludzi tak się nie zachowuje.

Ktoś musi wypełniać te >3sigma krzywej Gaussa ;) przy czym, słowo "norma" samo w swej definicji jest błędem. Więc napisałeś - "większość ludzi popełnia błędy".

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, Kespert napisał:

Tak samo myślałem kiedyś, że są ludzie których nie da się "kupić" - dziś wolę stwierdzenie, że są ludzie, na "kupno" których nikogo jeszcze nie było stać

Tu zgoda, bo z tym akurat trudno polemizować :) W sumie mnie jak najbardziej można "kupić" - wizją, zespołem, zaangażowaniem. Potencjałem itd.

 

Człowiekiem, który chce tego dokonać, znaczy się :) I tak mnie dwa razy w życiu prywatnie już "kupiono". I się na razie nie zawiodłem.

 

To też chyba warto szerzej opisać.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.