Skocz do zawartości

Wyścig szczurów wśród mam


Rekomendowane odpowiedzi

Witajcie.

Czy Wy też zauważyliście ostatnio taką modę wśród mam, że ich dzieci mają być we wszystkim najlepsze. 

Ciągle słyszę jak mamy przechwalają się, że ich dziecko ma 2 lata i już mówi pełnymi zdaniami i w 4 językach. Zna alfabet polski i grecki, a nawet łaciński... 

Jest kreatywne, bo od pierwszych dni życia miało same kreatywne zabawy. 

A to wszystko oczywiście ZASŁUGA MAM.

Zasypiają samodzielnie, jedzą już wszystko, co im się da. Potrafią pływać. A mając 3 miesiące już raczkowały i  mówiły mama... Dzięki komu? Dzięki matkom oczywiście. 

 

Szczerze zapytałam te matki, czy wszystkie zabawy z dzieckiem mają być teraz sensoryczne, kreatywne. Już dziecko nie może się samo ze sobą pobawić plastikową zabawką? W piaskownicy? Czy jestem gorszą matką, bo nie przerobiłam ogrodu na sensoryczny tor przeszkód? 

Dlaczego rodzice mają takie niezdrowe parcie, żeby ich dzieci były we wszystkim najlepsze i wszelkie umiejętności zdobywały najszybciej? 

Jak to rzutuje potem na przyszłe życie dzieci? 

Co o tym myślicie? 

 

 

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To patrzenie za swoim dzieckiem i radość z osiagnięć to dobra cecha. Poprostu ty jesteś na to wyczulona, porównywanie rozwoju swojego dziecka z innymi dziećmi jest ok. Tylko taki rodzic będzie reagował na wszelkie odstępstwa. Dziwnym by było gdyby 2 latek nic nie mówił i pełna akceptacja ze strony rodziców. A tak to wiadomo do że trzeba prowokować dziecko do mówienia czy czegoś tam innego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja też to zauważam. Wiadomo, że rodzice (zwłaszcza matka) będą opowiadać/cieszyć się osiągnięciami/sukcesami dziecka, natomiast często przybiera to formę przechwałek...

 

Moim zdaniem jest to spowodowane tym że rodzic utożsamia dziecko z własnym ja.... więc jeśli MOJE dziecko jest najlepsze to jest "LEPSZE" od innych dzieci (czytaj: twojego dziecka).

 

Taka to historia wg mnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Znajoma równolatka wysłała swoje 5-letnie dziecko na tenisa. Za 50zł za godzinę kobieta rzuca dziecku piłki a ono je odbija. Nie ćwiczy ono tam nic czego nie mogło by robić z matką za darmo. Ale matka nie mogłaby wtedy siedzieć ciągle na telefonie jakby rzucała dziecku piłki.

 

Niech to gówno będzie wstępem do tego co napiszę dalej.

 

Nie lubię tych gadek o dzieciakach bo często wymykają się z granic zdrowego rozsądku to znaczy rodzice częściej niż rzadziej nie widzą, że ich dziecko jest wyjątkowe tylko dla nich a dla innych ludzi jest tylko dzieckiem i opowiadają ci o nim tyle (i jego całkowicie standardowych dla każdego dziecka zachowaniach) jak o ósmym cudzie świata ( a to miejsce mają w polin przecież zarezerwowane kobiety ;) ).

 

Druga sprawa, że w wielu przypadkach dosyć mocno jest to podobne do zwykłego prostackiego przechwalania się typu a my byli na wakacjach tam a my wzieli kredyt itp i o nic więcej w tym nie chodzi najczęściej niż o pochwalenie się czymś co "inni nie mają".

 

Po trzecie uważam też, że wiele z tych zajęć jest lub będzie realizowana niekonsekwentnie. Powiem nawet więcej - jeśli wykonanie nadzorują polskie mamusie to bankowo będzie realizowana niekonsekwentnie ale to mało istotne ważne, że można się pochwalić, że "moje to ćwiczy to i to, poszło tam i tam".

 

Jeśli chodzi o psychikę dziecka to raczej byłbym spokojny (jeśli akurat rozpatrujemy ją tylko pod kątem pchania w dodatkowe zajęcia) bo mamusie siedzące na smartfonach, które same z dyscypliną wszelaką (pokarmową często również....) są na bakier, nie będą się przecież aż tak często odrywać od telefonów, żeby interesować sie tematem na bieżąco i nadzorować postępy dziecka. Ważne, że chodzi na zajęcia dodatkowe i można o tym w kółko trąbić.

 

Z tym przerobionym ogrodem pod dziecko to śmiechłem (nawet jeśli to tylko wymysł) GDZIE JEST OJCIEC DO CHOLERY JASNEJ, ŻE NA TO POZWOLIŁ? XD A zapomniałem pewnie zgodnie z polską tradycją siedzi pod pantoflem i ma gówno do gadania....

 

No nic współczuję ci trochę @JudgeMe bo ja jeszcze dzieci nie mam więc jak moi znajomi zaczynają odjeżdżać lub ktokolwiek to szybko się mogę katapultować, nie muszę też słuchać na jakiś wywiadówkach itp. niemniej te licytowania się muszą być dla ciebie jako rodzica irytujące bo z jednej strony nie wypada siedzieć cicho jak inni się przerzucają co to oni dla swoich dzieci nie narobili gdzie ich nie nawysyłali, żeby nie było, że ty jakiś rodzic wyrodny jesteś co ma w dupie wszystko z drugiej nie chce się brać udziału w tym mentalnym wyścigu szczurów gdzie w tym całym nawale samozachwytów można odnieść wrażenie, słuszne, że wcale nie chodzi o dzieci.

 

Na koniec dodam od siebie, że już kiedyś poświęciłem pewien czas na refleksję o wysyłaniu dzieci na zajęcia dodatkowe. Katalizatorem tej refleksji był fakt, że co jakiś czas musze przypominać własnej matce, że jest niedorozwinięta a to z tytułu tego, że chodzi i powtarza po mojej wychowawczyni z gimnazjum "X mówiła, że widziałaby cię na politechnice" na co ja słysząc to tysięczny raz odpowiadam "i wychodzi jak obie jesteście tępe a ty jeszcze bardziej bo nawet nie znasz własnego dziecka bo gdybyś chociaż 10minut w życiu poświęciła na poznanie mnie to byś widziała, że pomimo w miarę równie rozłożonych predyspozycji to jednak jestem humanistą a nie ścisłowcem (ma to przełożenie oczywiście na rzeczy, które mnie interesują) ale to wystarczyło się w życiu zainteresować co lubi i do czego ma predyspozycje własne dziecko ale na ciebie jak na polską mamusie przystało to za dużo".

 

I właśnie dlatego od dawna wydaje mi się, że o ile bardzo małe dziecko można zapisać na jakieś ogólne rzeczy typu piłka czy basen to z konkretniejszymi kierunkami (typu nauka chińskiego gdzie wiadomo każda godzina u korepetytora nie kosztuje tyle co u korepetytora angielskiego) to z czymś poważniejszym powinno się poczekać aż zacznie zdradzać predyspozycje. Może ścisłowiec? Może humanista? A może w ogóle myślenie mu nie idzie a rzeczy manualne wchodzą o wiele lepiej? Ale do takich obserwacji rodzic musi nie być idiotą mającym swoje dziecko za jakąś nieoszlifowaną (jeszcze) alfę i omegę.

 

Takie przynajmniej mam wrażenie.

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, JudgeMe napisał(a):

Czy Wy też zauważyliście ostatnio taką modę wśród mam, że ich dzieci mają być we wszystkim najlepsze. 

Też. Matka powinna wychować własne dziecko na dobrego, uczciwego i przede wszystkim radosnego człowieka. I nie chodzi o wychowanie na kukolda czy simpa( w przypadku małych chłopców) tylko świadomą jednostkę w społeczeństwie. Wiele matek( często toksycznych) chce, aby dziecko było najlepsze, tylko z tego powodu, że karmi to ich próżne EGO. Same czują się niedowartościowane w życiu i chcą ,,łatać" swoje braki, narzucając oczekiwanie wobec własnego dziecka. U mnie tak akurat nie było, gdyż moja matka jest zbyt lękliwa i niemal wszystkiego się boi.  Jest to spowodowane prawdopodobnie dużymi traumami, które spotkały jej rodzinę. Ojciec z kolei to wycofany alkoholik, więc nie miałem odpowiednich wzorców, z jednej, jak i drugiej strony.

Nawiązując do tematu, to warto dziecku organizować dodatkowe zajęcia( zajęcia sportowe, nauka gry na instrumencie, dodatkowe lekcje języka obcego), gdyż wszystko to sprawia, że młody człowiek, ciekawy świata, rozwija się i łapię doświadczenie, obcuje z innymi ludźmi i zdobywa skille społeczne. Matka powinna to robić, jak już wspomniałem dla dobra własnego dziecka, a nie po to, aby pochwalić się przed koleżankami. To jest bardzo podobne do słynnego ,,mierzenia się na qta** " u mężczyzn.

5 godzin temu, JudgeMe napisał(a):

Dlaczego rodzice mają takie niezdrowe parcie, żeby ich dzieci były we wszystkim najlepsze i wszelkie umiejętności zdobywały najszybciej? 

Jak to rzutuje potem na przyszłe życie dzieci? 

Dzieci bardzo często spełniające oczekiwania rodziców, bardzo często kończą jako głęboko nieszczęśliwe. Dziecku powinno otrzymać od rodziców odpowiednie narzędzia do wejścia w dorosłość( przekazana wiedza, umiejętności, wartości, zasady itd) i dopiero potem zacząć same decydować, na jakie wody, skierować swój własny statek, zwany życiem.

  • Like 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgadzam się ze wszystkim, co tu napisaliście. 

Ja popadłam na początku macierzyństwa w podobny perfekcjonizm. Tyle było literatury na różne tematy, o rozwoju ruchowym, o rozwoju mowy, o rozwoju emocjonalnym. O diecie. O zabawach. 

Oszaleć można. 

W pewnym momencie zauważyłam, że tak bardzo skupiam się na ćwiczeniach z moim synkiem, że on w ogóle się nie śmieje, bo pomijałam nic nie wnoszące do jego życia zabawy w głupie miny, przy lustrze, itp. 

Szybko uświadomiłam sobie swój błąd na szczęście. Bardzo szybko. 

W tym wszystkim potrzebna jest równowaga. Mi tego zabrakło, dlatego jestem teraz przewrażliwiona na podobne treści. Jeśli rzeczywiście jest tak, że życie takiego dziecka składa się tylko z ćwiczeń mowy, ruchu, zabawy tylko rozwijające i kreatywnej, to jest to bardzo smutne dziecińswo. Choć można to też ze sobą połączyć, ale rzadko to się udaje. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nihil novi, choćby KMN zrobił niemłody już skecz na ten temat, choć w tej roli dla odmiany byli tatuśkowie.

 

 

Generalnie dla mnie jest to cecha ludzi niedowartościowanych, którzy brak sukcesów i kolorytu we własnych życiach próbują kompensować przez potomków, oczywiście piejąc o tym dookoła dla podbudowania ego.

Skrajną patologią są konkursy miss piękności kilkulatek (u nas na szczęście chyba mniej popularne niż na zachodzie), gdzie próbują realizować się sfrustrowane mamuśki.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie bardziej przeraża to, że kobiety w P0lsce w przerażającej większości traktują swego chłopa tylko jako bankomat do zapierdalania na całą rodzinę i na różne udziwnione pomysły naszych witaminek.

Dziecko nie raz jest ważniejsze od faceta (co w jakimś stopniu jest zrozumiałe)

Ale jeżeli ze strony kobiety już nie ma pożądania do mężczyzny, a jedynie traktuje go jako betabankomat, to robi się to już przerażające i przykre za razem...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Matki kompensują sobie własne problemy tworząc kolejne problemy dla dzieciaków które stracą dzieciństwo i będą je w jakiś sposób starać się odreagować, w tym stres itd i później się dziwią, że chlają i ćpają.  Żal mi tych dzieciaków bo czesto te mamuśki sa nieźle pdolniete i się znęcają nad tymi dzieciakami śrubując im wymagania. Njagorsze są mamuśki córek to te same co później mówi im że żaden facet się dla nich nie nadaje sabotując jej potencjalne małżeństwo aby sobei wychować opiekę na starość, a na koniec i tak  im mamuśka powie że zobacz co z ciebie wyrosło, tyle łożyłam a nawet chłopa nie mogłaś sobie znaleźć. I takie pdolniete matki robią pdolniete córeczki, często to samotne matki to już wogóle do kwadratu.

 

K..a jak dobrze że ja  wtym cyrku nie uczestniczę, poznałem raz taką jednąładną dizewczynę, matka z wysokiej palestry, pdolnieta w kosmos, ciągle niezadowolona do 10-tej potęgi, agresywna nie tylko do ludzi ale opryskliwa dla córki. Ludzie jak widzicie coś takiego albo opowiadają wam takie historie to tam jest tyle traum że uciekajcie jak najdalej

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Same nie mają żadnych osiagnięć, no to przelewają chore ambicje na dzieci. A z dziecka robią tresowaną małpę, która wszystko to prędzej czy później przypłaci nerwicami.

Mnie rozjebało doszczętnie, gdy się dowiedziałem, że w jakimś przedszkolu dzieci przygotowuje się do nauki programowania. Tak - programowania. Bo "świat będzie od nich wymagał takich umiejetności". No ja pierdolę.

Edytowane przez zychu
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Pomyślcie że taki dzieciak pod kloszem ma pompowane ego że zostanie kimś bo rodzice sobie coś kompensują a później przyjdzie moment zderzenia z rzeczywistości i zjazd.

 

Szczerze gdybym miał syna to jedyne na co bym go zapisał to jakiś sport typu piłka gdzie byłby wśród równieśników, gra zespołowa, praca w grupie oraz jakieś sporty walki aby zbudować pewność siebie i żeby nie był popychadłem.

Reszta to taki pdolenie i każdy myśli że zrobią sobie jakiegoś geniusza a dzieciak tylko traci dzieciństwo i będzie miał często później depreche,

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z jednym zastrzeżeniem, to nie jest ostatnio. Ostatnio może to widać bo są większe dysproporcje w zarobkach i możliwościach.

 

Kiedyś się matki prześcigały, której dziecko samo siedzi (warto porozmawiać z ortopedą jak takie sztuczne pionizowanie wpływa na późniejsze wady postawy), które już mówi, jak auta rozpoznaje, samo gotuje itp. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, Piter_1982 napisał(a):

Z jednym zastrzeżeniem, to nie jest ostatnio. Ostatnio może to widać bo są większe dysproporcje w zarobkach i możliwościach.

 

Kiedyś się matki prześcigały, której dziecko samo siedzi (warto porozmawiać z ortopedą jak takie sztuczne pionizowanie wpływa na późniejsze wady postawy), które już mówi, jak auta rozpoznaje, samo gotuje itp. 

Nie kiedyś. Teraz też. Mnie zawsze pytały: a czy już siedzi?

Nie, nie siedział, bo nie sadzałam i głęboko piętnowałam wszelkie próby sadzania, dopóki sam nie opanował tej umiejętności. Nie chciałam mu niszczyć kręgosłupa.

Z kolei ich teksty: a nas sadzali, i jakoś żyjemy. 

Tak, żyjemy ze złymi postawami i skrzywieniami... 

Śmieszy mnie to jak matki się cieszyły, że ich dzieci w wieku 5 miesięcy siedziały stabilnie z podparciem poduszkami... 

Zero wyobraźni... A potem płacz: moje dziecko ma rok i nawet nie raczkuje. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie znam się a się wypowiem. 😜

 

10 godzin temu, JudgeMe napisał(a):

A to wszystko oczywiście ZASŁUGA MAM.

Zasypiają samodzielnie, jedzą już wszystko, co im się da. Potrafią pływać. A mając 3 miesiące już raczkowały i  mówiły mama... Dzięki komu? Dzięki matkom oczywiście. 

 

 

Łatanie dziur w ego, które ostro odbije się później na ich psychice.

 

Generalnie to jakieś SW, inny sport, gra na instrumencie i angielski wskazane, ale nie od wczesnego dzieciństwa - jakiś czas temu słyszałem jak kuzynka opowiadała coś podobnego o koleżance, której bąbelek na nocnik sam nie siada a ma tyle zajęć co niektóre dzieci przez całe dzieciństwo.😲

 

 

Kiedyś na jakimś rodzinnym, ostro zakrapianym spotkaniu temat dyskusji zszedł na dzieciństwo moje i brata. Kuzynka twierdziła, że moi rodzice byli byli dumni w moich osiągnięć w dzieciństwie ( taaa k...a osiągnięcia w podstawówce w polskiej szkole w Polsce B, ale co tam xD) i celowo nie mówili o tym przy mnie, żeby mi ego nie wystrzeliło. Pamiętam zawsze reakcje matki na gorszą ocenę. ;) 

 

Resztę @MarkoBe i @Król Jarosław I idealnie posklejali. ;) 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Zgodnie z obietnicą, wypowiem się, treściwie, ile się da.

 

Obecnie w codzienności dzieci brakuje po prostu:

- codzienności (czynności dnia codziennego i zachowań, sytuacji społecznych);

- rodziców i innych członków rodziny, którzy po prostu uczą ww aspektów codzienności.

 

Rozwój dziecka jest omawiany (powinien być) przez lekarza ginekologa, położną, pediatrę, pielęgniarkę środowiskową, w szkole - nauczyciela, pedagoga, psychologa. 

Co do tego tematu - utworzyłam kiedyś wątek o nazwie "Rozwój dziecka". 

Forumowe mamy, proszę by tam podały istotne informacje dot.rozwoju dziecka do 1 r.ż.

 

Nie będę wchodzić w kompetencje fizjoterapeuty, dlatego nie omawiam motorycznego rozwoju niemowląt. 

Rodzic ma wątpliwości co do fizycznego rozwoju dziecka - lekarz pediatra! 

 

Co do starszaków.

W rozwoju dziecka przeszkadzają najbardziej...rodzice.

Swoimi skrajnymi postawami. 

 

By nie tworzyć ogromnych treści posłużę się przykładem ostatniej mojej małej buntowniczki, która mnie odwiedziła z opiekunami. 

 

Dziewczynka, l.7.

Bardzo bystra, ma łatwość w nawiązywaniu kontaktu, więc na max.godzinną posiadówę/zabawę jest fajna. 

Za to przy jedzeniu, przy stole, czy po kilku godzinach obecności była nie do wytrzymania (wrzaski, płacze, fochy). 

 

Po mojej rozmowie z nią wyszło, że: 

- młoda nigdy nie jadała w skupiskach ludzi, w określonych sytuacjach społecznych; nawet na weselach musiała zjeść w odosobnieniu; w przedzszkolu nie chce jeść, "bo nie wolno tam do telewizora";

- młoda ma prosty jadłospis na co dzień: frytki, tosty, ziemniaki, słodycze, kanapki i tak w koło.

Tego menu nauczyła ją jej matka (z lenistwa, bo łatwiej jest upiec frytkę i dać ją dzieciakowi przy oglądaniu TV), a babcia miała małe zaparcie w sobie przy próbach rozszerzania diety, więc bunty wnuczki przy rozszerzaniu diety też były łatwiejsze do złagodzenia kanapką z nutellą.

 

Taty próby wprowadzania innego jadłospisu są daremne, bo kilka tygodni w roku (tata zjeżdża do Polski co kilka miesięcy) nie sprawi, że dziecko będzie miało zdrowe nawyki żywieniowe. Mama i babcie dają do jedzenia to, czego Mała chce, a nie czego potrzebuje.

 

I tu jest problem - brak JEDNEJ i PRAWIDŁOWEJ strategii wychowawczej. Wszyscy są na zawołanie Młodej. 

Nie ma w dniu codziennym zasad, ram zachowań społecznych.

Zachowanie przy stole jasno to pokazało.

 

Młoda powiedziała na pogaduchach ze mną, że jada przy tablecie, przy telewizorze, czyli siedząc samej na podłodze, na sofie, w łóżku. 

 

Zauważyłam, że Młoda ma manierę bycia obsługiwaną - w postaci zwracania się bezosobowo w trybie rozkazującym np."trzeba podać chleb", "chce nutelle, nie ma jej! Trzeba wziąć z lodówki!", "trzeba ogórka, ja chce ogórka, a go nie ma na stole!". 

Takie zwroty mogą być jeszcze do stolerowania u 2-3 latka. 

U starszych dzieciaków - NIE!

Tak, opiekunowie przyznali, że dziewczynkę babcie i matka dosłownie obsługują.

U mnie przez 4 dni była nauka słów "proszę, dziękuję, przepraszam". 

Tu był największy bunt i akcje przy stole, czy przy czynnościach dnia codziennego. 

 

Będąc samej, pod moją opieką, nie było tak zaawansowanych fochów. 

Nie było opiekunów, więc nie było kogo urobić. Naturalnie dziecko łapie, że jak dane zachowanie przy obcej osobie nie działa, to trzeba zacząć jakoś współpracować, czyli dziecko zaczyna "się łamać" pod wpływem kogoś "silniejszego".

Normalna strategia przetrwania w stadzie.

 

U mnie Młoda uczyła się wiązać buty. 

Prostego gotowania najwięcej, np.zebranie jajka po jego gotowanie, dzięki temu Młoda chętniej jadła. Nie trzeba było robić wielkich cyrków, żeby jej "ukoloryzować" jedzenie.

 

Reasumując - cała ta rodzinka musi nareszcie usiąść do stołu i ustalić, że np.słodycze są tylko w niedzielę.

Każdy posiłek jest przy stole. 

Co nie smakuje, odkładane jest na bok talerza, dziękując przy tym za posiłek. 

Tematu alergii pokarmowych nie ruszajmy - mam zasadę taką - skoro dziecko czegoś nigdy nie spróbowało, to skąd przesłanka na alergię pokarmową? 

Ten temat zostawia się lekarzom, wtedy gdy są objawy!

 

I na tym przykładzie można stwierdzić, że obecnie wiele dzieciaków, to jedynacy, którzy są pewnego rodzaju świadomym/nieświadomym "odhaczeniem" na życiowej liście swoich rodziców lub inwestycją w postaci "chińskiej porcelany " - patrzeć, podziwiać, wyręczać, by w życiu "miało lepiej i zarabiało nie ruszając się". 

 

Serio, dzieciaki zdobywają wiele umiejętności dzięki byciu w czynnościach dnia codziennego. 

Nie musimy im koloryzować, np.pojscia do sklepu. 

W jednej placówce dzieciaki miały problem z prostymi działaniami matematycznymi. 

Co zrobiłam? 

Wchodząc do poszczególnej grupy z nienacka pytam dziecko "rzecz kosztowała 39,99 zł, daję Ci stówę. Ile będzie reszty?!". 

Nie szło, potem im pokazałam jak się liczy szybko, by wydać resztę (od części groszowej zaczynając "wydawanie reszty").

Nie było to zgodne z podstawą programową, ale dzieciaki nie mają już problemu z działaniami do setek. 

Bardzo im się spodobało "wydawanie reszty".

 

Na temat podstaw programowych na poszczególnym etapie edukacyjnym - nie wypowiem się. 

Wiemy jak jest.

 

Myślę, że chyba, My, Europejczycy, przejmujemy model chiński w wychowywaniu - dziecko jako zero-jedynkowa "inwestycja".

Ma to swoje plusy i minusy. 

 

Z resztą najważniejsze:

My, dorośli, sami sobie komplikujemy własną codzienność, do której wpakowujemy dzieci. 

Wiem, że łatwo jest pierdolić o idealnym modelu wychowawczym, ale na chleb trzeba jakoś zarobić!

Przykre jest to, że My, Polacy akceptujemy system, który drenuje Nas z Naszych pieniędzy i czasu. 

I tu jest przyczyna tego, że w rodzinach mamy rozwaloną codzienność: tata na obczyźnie, mama, babcia, dziadek do roboty, a dzieciak jak przesyłka kurierska - dostarczana i odbierana ze żłobka/przedszkola.

 

Pomarudzone! Odhaczone! 💪😂

 

Na forum mamy wielu świadomych rodziców! Trzymajcie się!

Dziękuję, że jesteście! 

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@meghan Co do żywienia dzieci pełna zgoda. Ja obserwuje, że na placach zabaw te mamy mają ze sobą 100 rodzajów przekąsek. Chrupki kukurydziane, herbatniki, racuchy, placuszki z nutella, naleśniki na słodko, batoniki, czekolady, coca colę. Nie wiem co jeszcze, całe torby węgli i słodyczy i te dzieci zamiast się bawić, to siedzą i jedzą te naleśniki z nutella.

 

Ja z moją robię tak, raz na 2 tyg. Idziemy do sklepu, wsadzam ją do wózka i idziemy na warzywa/ owoce. I jest: Mamo, a cio to? Mówię: bakłażan. Bakłażan? Chce to zjeść.

I tak ona sama wybiera warzywa i owoce, które sama pakuje do koszyka i potem je jemy. 

Uwielbia marchewkę jako przekąska i jabłka.

Bardzo fajna zabawa, bo te posiłki później też razem przygotowujemy.

 

Ubolewam tylko, że ona tak lubi mięso, którego ja tak nie lubię.  😁 No ale trudno, jemy je razem.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

42 minuty temu, Lalka napisał(a):

Ja obserwuje, że na placach zabaw te mamy mają ze sobą 100 rodzajów przekąsek. Chrupki kukurydziane, herbatniki, racuchy, placuszki z nutella, naleśniki na słodko, batoniki, czekolady, coca colę. Nie wiem co jeszcze, całe torby węgli i słodyczy i te dzieci zamiast się bawić, to siedzą i jedzą te naleśniki z nutella.

Właśnie!

Zastanawiam się dlaczego, my, dorośli, tak mamy. 

 

Jedzenie (frytka, naleśnik) sprawia, że dziecko na chwilę "daje nam spokój"?

 

Nie umiemy dziecka nauczyć zachowań społecznych i regularnych czynności (m.in.zjedzenia posiłku w miejscu), więc na placu zabaw szybko coś zje, dzięki czemu nie umrze nam z niedożywienia? 

 

Za dziecka nie mieliśmy tyle słodyczy, więc dziecku chcemy dać coś, czego nie mieliśmy, a chcieliśmy mieć? 

 

Nasza wiedza o żywieniu jest na kiepskim poziomie? 

 

Chcemy okazać dziecku miłość, więc dajemy mu smakołyki? 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@meghan Dla świętego spokoju tak robią.

Na każdym kroku Ci rodzice siedzą na ławkach z telefonem w ręku,  lub na kocu i tylko: No idź się baw albo idź jeść. Zero spojrzeń w stronę dziecka i zainteresowania.

 

Ja mojej to 100% uwagi poświęcam i reaguje na to co mówi, myśli, czuje. Spacery i wyjścia są dla niej, nie dla mnie. I te dzieciaczki jak to widzą to zawsze też chcą mojej uwagi, przychodzą, mówią do mnie, mam ich słuchać, przytulają się. Dla mnie to jest szok, ale podobno mam rękę do dzieci i podejście, ale i tak zdumiewa. Ja obca osoba, a one się kleją do mnie i chcą się bawić z nami. 

Wczoraj zbierałam żołędzie z trójką dziewczynek (mamy z 200 m dalej na kocu), czwarta pobiegła w jakieś krzaki to ją wzięłam, bo prawie w pokrzywy wpadła. Zero reakcji rodziców, a pokrzywy wysokość pół metra, a mała ledwo chodzić się nauczyła.

Raz taki chłopczyk 1,5 roku się do nas przykleił, jego tata widząc to, że dziecko ma opiekę bez słowa poszedł do sklepu.

Takie sytuacje mam codziennie, zawsze na tych placach bawię te dzieci wszystkie, ale jak im uwagi nie poświęcić, gdy same o nią proszą? Widzą jak się bawię z małą, ich rodzice w telefonach, to może dlatego tak.

 

Albo mijam się z powołaniem i powinnam w przedszkolu pracować z tymi bombelkami, ale ja miłości to mam dla wszystkich dzieci. 😅

Edytowane przez Lalka
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@JudgeMe Ty masz chłopaków, chłopcy mają swoje indywidualne tempo. Chłopcy są cudni, ale widzę w przedszkolach, że te dziewczyny to nie dość że wyższe, bardziej rozgadane, wierszykami trzaskają. Potem to się zmienia. Chłopcom trzeba dać czas, nie porównywać ich, pomagać, wspierać, ale oni się z czasem ogarną.

Kogo nie spotkam, kto ma parkę to mówi, że z córką za niemowlaka, przedszkolaka łatwiej. Potem to się zmienia.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Amperka
Dokładnie! Słuszna obserwacja!!! :) 
Widzę, że w wielu literaturach specjalistycznych zmienia się opis wielu zagadnień dot.rozwoju dziecka. Zmiana ta polega na nie uwzględnianiu płci dziecka. 
Po prostu chłopcy mają niski wskaźnik ugodowości, stąd są już zauważalne różnice w rozwoju, w socjalizacji, czy w emocjonalności. 
Co do emocjonalności - tutaj chyba dużą rolę zaczął odgrywać czynnik kulturowy. Jednak temu nie będę poświęcać tutaj czasu, sami widzimy, jak zmieniły się warunki w szkołach, czy w przedszkolach. 

W ogóle jestem za tym, by wiele etapów edukacyjnych skrócić w wymiarze czasu. 
Od podstawówki po studia. 
Jak zwykle jestem antysystemowa, ale uważam, że "uczenie się" do 26 r.ż. jest straszne dla rozwoju i specjalizacji, ale temu trzeba poświęcić osobny wątek. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.