Skocz do zawartości

Problemy ze wspólnym spędzaniem czasu


Rekomendowane odpowiedzi

2 godziny temu, Jaśnie Wielmożny napisał:

 @Elfii

 

MI w tej historii nie styka parę kwestii, ten piękny obrazek jest zbyt idealny. Koleś płacze? Nie ma kumpli, cały dzień gra na konsoli? Nie wiem co rozumiesz przez słowo artysta ale nie mam żadnego znajomego zajmującego się zawodowo twórczością, który by tak marnotrawił czas. Albo się tworzy, albo się inspiruje albo upadla (hehe) Jeszcze mówisz, że twój Pan jest jakąś osobą , którą powiedzmy możemy kojarzyć. Nie styka mi tu kompletnie nic, bo to jakiś obrazek ludzkiego naleśnika bez absolutnie żadnego swojego życia jak i życia wewnętrznego.

Dobra, wyjaśniam więc. 

 

Pacjent jest po 30. Ma stałą pracę (w zasadzie pierwszą poważną, dotychczas były to staże lub próby połączenia niewymagającej pracy dorywczej do mocno absorbujących studiów - studia na bardzo dobrej uczelni, na kierunku, który wybrali mu rodzice i po ich skończeniu nie szuka pracy w wyuczonym zawodzie). Po powrocie z pracy faktycznie większość czasu spędza na graniu/oglądaniu filmów itd. Czasami zajmuje się swoimi projektami, bo umówmy się - nie zarabia na nich. Są to projekty związane ściśle z muzyką metalową, nikt mu nie zapłaci za puszczanie tego w radiu. Dotychczas wydał 4 płyty (projekty z różnymi ludźm i pod różnymi nazwami) 5 w zasadzie (z nowym składem i pod jeszcze inną nazwą) czeka na wydanie, kilka innych w fazie planowania lub bardzo wstępnych ustaleń. 
Kumple są w większości z miasta w którym studiował lub innych zakamarków kraju, dokąd się porozjeżdżali. Najbliższy mu kumpel mieszka ok. 150km od nas, więc logiczne, że nie wychodzi z nim co piątek na piwo. Ostatni raz widzieli się na Sylwestra. 
Tutaj "na miejscu" ma raczej tylko mnie i moich znajomych, choć tych też nie jest zbyt wiele, bo większość moich koleżanek skończyła studia później niż ja (albo wcale), a ja trochę olałam sprawy towarzyskie jak dostałam dobrą pracę i skupiłam się na niej. 
Czasem piszą do niego znajomi np. z technikum, ale "ten jest głupi", "tamten to maruda" i koniec końców z nikim nie wychodzi. Zachęcałam, ale "jak będzie chciał to pójdzie, a że nie chce to nie chodzi". Przecież go nie wypchnę na siłę. 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Elfii wg mnie gościu nie ma swojego życia i po 30-tce czy 35 skapcanieje na kanapie.

 

Jest wysportowany? (Nie czytałem wszystkich postów, może już pisałaś)

 

@Jaśnie Wielmożny ja mu przypiąłem etykietkę "artysta" jak przeczytałem, że jest wokalistą. Może na wyrost. Może rzemieślnik.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 27.02.2020 o 12:34, Elfii napisał:

aha, to nie chcesz nic razem porobić? Myślałem, że spędzimy ze sobą trochę czasu po południu, pół dnia się nie widzieliśmy..." +smutne oczy zbitego szczeniaka. Ustępuję więc i robię to, co On zaplanował, starając się zdusić w sobie złość, ale nie jest to proste, bo ulubiona gra nagle przestaje mi się podobać i zwyczajnie wku**ia, kiedy kompletnie nie mam na nią ochoty.

 

Wokalista DEATH METALOWY trzymajcie mnie.

 

@Elfii to jebn** prędzej czy później, teraz jesteś zajęta nową pracą to jeszcze tego nie widzisz.

-płacze

-skomle o uwage

-marudzi

-jest przylepem

-nie ma kumpli albo nie umie sobie ich na miejscu ogarnąć więc gra na konsoli

 

BOŻEEEEE

 

 

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

56 minut temu, Jaśnie Wielmożny napisał:

Wokalista DEATH METALOWY trzymajcie mnie.

Wiesz, poza domem może i deathmetalowy Prezes Wszechświata, ale w domu szczeniaczek, przylepa i kapeć. Zdarza się nierzadko. :(

Edytowane przez Imbryk
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Imbryk Nie pójdę na koncert, od artysty żądą się inspiracji i energii, Kaśka Nosowska ma pewnie więcej przytupu. A kapcia pewnie czuć z kilometra jak stoi na tej scenie cały we krwi z keczupu. Paradoksalnie death metalowcy są zazwyczaj totalnymi cipendelsami uzależnionymi od lasek. Casus tego, że w młodości byli piętnowani za swoją pasje przez cebulackich rówieśników

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dobra, rady radami, a wyśmiewanie wyśmiewaniem.

 

Otrzymałam wiele fajnych i przydatnych informacji od większości użytkowników i za to bardzo dziękuję, jesteście kochani ❤

 

Natomiast proszę bardzo o zaprzestanie insynuacji na temat, jakoby Mój był jakąś cipą w każdym aspekcie życiowym, bo kurde nie jest. Poskarżyłam się na JEDNO i poprosiłam o informacje w tej sprawie, a domniemania, jak się zachowuje na koncertach czy teksty typu "to jebnie" to przepraszam, ale nie są ani potrzebne ani niczemu nie służą, poza reperacją własnego ego chyba. Przepraszam, ale po prostu sobie nie życzę obrażania nieznanego Wam człowieka. 

 

Jeśli coś sensownego jeszcze ktoś chce dodać to jestem chętna do dyskusji, ale bez inwektyw proszę.

Godzinę temu, Imbryk napisał:

Wiesz, poza domem może i deathmetalowy Prezes Wszechświata, ale w domu szczeniaczek, przylepa i kapeć. Zdarza się nierzadko. :(

Nie death, a black jeśli już.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 minut temu, Elfii napisał:

Jeśli coś sensownego jeszcze ktoś chce dodać to jestem chętna do dyskusji, ale bez inwektyw proszę.

No to w sumie większość już wiesz. Porozmawiać, oznajmić, zdrowo robić swoje czyli mieć więcej osobnych zajęć, nie dawać się szantażować, patrzeć na jego reakcje.

 

W sumie, jeśli dotychczas nie wyznaczałaś mu zdrowych granic, to on po prostu może ich nie czuć i dlatego naciska.

Natomiast jak mu je teraz postawisz to może uzdrowić sytuację na dłuższy czas/na zawsze.

 

Daj znać kiedy masz zamiar z nim pogadać i co wynikło z rozmowy.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 minut temu, Elfii napisał:

"to jebnie" to przepraszam, ale nie są ani potrzebne ani niczemu nie służą, poza reperacją własnego ego chyba.

Moje ego nie ma nic wspólnego z obrażaniem innych ludzi, a jeśli masz wątpliwości zapraszam do lektury moich postów, które w większości służą doradzaniu innym lub też ukazywaniu swojego punktu widzenia w dobrej sprawie.

 

Ty się jeszcze obruszasz, bo jeszcze wiele nie wiesz, ja też wiele kiedyś nie wiedziałem i też się obruszałem. Życzę ci wszystkiego dobrego z chłopakiem,

 

ale przyjmij mój punkt widzenia, męski punkt widzenia, którego nie znasz, a już na pewno nie dzięki panu wokaliście. Czas pokaże, tymczasem naprawiaj związek i uśmiechaj się pięknie.

 

JW

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Elfii, jest dużo o jego wadach w tym wątku. Jednak On Ci się podoba. Napisz, proszę, dla odmiany- co sobie w nim najbardziej cenisz i co Cie w nim kręci najbardziej. Strzelam, że macie podobne gusta muzyczne, black metal, ta sama subkultura, podobny styl. Czym Cię uwiódł?? Bo mi i przypuszczam sporemu gronu braci tutaj pewnie Ciężko ogarnąć, co ogarnięta laska robi z "mniej" ogarniętym facetem. Jest przystojny/ lepiej zarabia/ bywasz lub bywałaś na jego koncertach?? 

 

Wiem, bo już po części to tłumaczyłaś, że jest opiekuńczy i możesz na nim polegać, to dla Ciebie kluczowa cecha??

Edytowane przez Granatowy
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

29 minut temu, Granatowy napisał:

@Elfii, jest dużo o jego wadach w tym wątku. Jednak On Ci się podoba. Napisz, proszę, dla odmiany- co sobie w nim najbardziej cenisz i co Cie w nim kręci najbardziej. Strzelam, że macie podobne gusta muzyczne, black metal, ta sama subkultura, podobny styl. Czym Cię uwiódł?? Bo mi i przypuszczam sporemu gronu braci tutaj pewnie Ciężko ogarnąć, co ogarnięta laska robi z "mniej" ogarniętym facetem. Jest przystojny/ lepiej zarabia/ bywasz lub bywałaś na jego koncertach?? 

Dużo tego. Poza tą nieustanną potrzebą atencji to wszystko w nim lubię. 

 

Poznaliśmy się przez internet i nie wiedziałam, że "on to on", bo znałam jego muzykę, ale nie personalia. Połączyłam człowieka z głosem po ok. 3 miesiącach znajomości, jak przyjrzałam się płytom na półkach w jego mieszkaniu xD więc to też nie do końca tak, że poleciałam na wokalistę. 

Styl podobny, ja też jestem typową "kucpanną', w zasadzie wychowano mnie na gitarach i Mayhem, bo ojciec miał sklep muzyczny i prywatnie słuchał tanich rzeczy. Jeździłam na metalowe koncerty już jako 10latka, z ojcem na motocyklu (wiem, że to było z jego strony nieodpowiedzialne) więc dla mnie partner o takich zainteresowaniach jest tak samo naturalną rzeczą, jak to, że powinien mieć penisa xD 

Urzekło mnie w partnerze chyba dobre serce. Serio. To jest człowiek, co to staruszkę przeprowadzi przez jezdnię, pomoże mi zanieść cięższe zakupy i otuli swoją bluzą w chłodny wieczór. 

Podoba mi się fizycznie, ale to oczywiste, więc nie rozwijam tematu.

Polubiłam też od początku jego poczucie humoru, dystans, ogólnie mocno czarno-chamskie żarty. 

I to, że nie imprezuje z alkoholem (pije rzadko, a jeśli już to dobre alkohole, a nie żubra czy innego harnasia). Ja też nie przepadam za uchlewaniem się, jeśli już to wolę w domu, z nim, a nie w klubie pełnym ludzi.

Jego status materialny nie ma dla mnie znaczenia. Oboje pracujemy, mamy "wspólny hajs" i pokusiłabym się nawet o stwierdzenie, że dokładam do tego funduszu trochę więcej, niż on. Ważne jest, że nie musimy liczyć każdego grosza, a to, że kto kupi bilety do kina a kto popcorn jest nieistotne. 

Słucha mnie i jest dla niego ważne, jak się czuję. Rozmawiamy czasem kilka godzin bez przerwy i naprawdę nie kończą się tematy. 

Mamy wspólna wizję przyszłości, oboje chcemy tego samego i w takim samym czasie. Bez kompromisów, po prostu wizja "jak będzie za 5 lat" pokrywa nam się w 100% 

No i to, że ciągle się stara. Nie ma wyjebane, bo już mnie zdobył, on po 2 latach potrafi mnie "podrywać" jak na pierwszej randce. I wychodzi mu to bardzo naturalnie, odwdzięczam mu się tym samym oczywiście. Ale to przemiłe mieć nadal motylki w brzuchu na myśl o wspólnej kolacji. 

+W zasadzie to powinno być na początku: jest mądry. Inteligentny. Dużo wie, mądrze mówi. Ufam mu i jego poglądom, ocenom.

 

Nie wiem, co więcej i tak dużo napisałam xD 

Edytowane przez Elfii
  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

+ zapomniałam o jednym z najważniejszych: ateista. Po apostazji (jak i ja). Bardzo ważne to dla mnie, totalnie nie potrafiłabym żyć w związku, w którym ktoś mi się modli do jakiejś figurki czy obrazka. Odpadają kłótnie o ewentualny ślub kościelny, chrzczenie dzieci, bieganie ze święconką itd. gdyby nie był po apostazji to najprawdopodobniej bym forsowała jej zrobienie lub odpuściła związek. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 27.02.2020 o 12:34, Elfii napisał:

Witam wszystkich,

 

Temat nie do końca pasuje mi do "dupoobrabialni", ale nie znalazłam lepszego miejsca na jego dodanie.

 

Potrzebuję porady lub pomocy w innym spojrzeniu na pewien aspekt mojego związku. 

 

Jesteśmy ze sobą prawie 2 lata (ja po 25 roku życia, On po 30). Związek uważam za naprawdę udany i wiążę przyszłość z tym człowiekiem. 

Nie piszę tutaj, by chwalić się jak to mam super, więc pozwolicie, że daruję sobie szczegółowe opisy co w Nim mi się podoba, anegdotki czy (według mnie) niepotrzebne kwestie. Ma być rzeczowo :)

 

Od początku związku praktycznie niewiele się kłócimy. W kwestiach spornych staram się iść na kompromis lub po prostu się podporządkować, ponieważ ufam Mu i wiem, że tak jak On powie, tak najczęściej jest dobrze. On również jest zadowolony z takiego układu, bo lubi dowodzić i mieć rację, a ja z natury jestem raczej uległa.

 

Niestety jest jedna kwestia, w której od momentu poznania drzemy ze sobą koty i nie potrafimy się dogadać, a mianowicie jest to ilość wspólnie spędzanego czasu.

Mieszkamy razem od roku. Nasze dni wyglądają tak, że spędzamy w pracy 8h, następnie on odbiera mnie z pracy (ma po drodze), zamawiamy jedzenie lub ja coś gotuję, a potem robimy wszystko razem. Najczęściej są to gry (oboje je lubimy, choć on potrzebuje tego rodzaju rozrywki zdecydowanie więcej), filmy lub cokolwiek innego, co można robić razem. Bardzo rzadko któreś z nas robi coś oddzielnie i średnio raz w miesiącu ja pękam i zaczynam żądać jednego popołudnia w samotności. Chcę skupić się na przeczytaniu książki, pogooglać o nowinkach w mojej dziedzinie pracy, popisać z dawno niewidzianą koleżanką lub cokolwiek podobnego. O wyjściach bez Niego nie ma raczej mowy - nie mam potrzeby szlajać się po klubach czy barach, ale miło byłoby czasem odwiedzić znajomą i napić się herbaty/wina w damskim towarzystwie. Teoretycznie On mi tego nie zabrania, jednak na wzmiankę z mojej strony pt. "a może poszłabym do Aśki?" ma autentycznie łzy w oczach i zaczyna monolog o tym jak to kiedyś (tzn. na początku) jego towarzystwo mi wystarczało i dlaczego to się zmieniło. Nie zmieniło się, ale jak większość bab chciałabym czasem pogadać o maseczkach na twarz i kolorach lakieru do paznokci. Najlepsze jest to, że On takich moich wynurzeń również czasem słucha i uważa, że koleżanki mi niepotrzebne, bo z Nim też mogę o tym pogadać. A ja po prostu nie chcę, żeby mu (przepraszam za wyrażenie) c*pa wyrosła i nie chcę gadać mu o takich bzdurach. 
Kiedyś dużo czytałam, udzielałam się w wolontariacie, organizowałam spotkania integracyjne dla ludzi z mojej korporacji - teraz nie robię NIC, bo cały swój czas i energię poświęcam Jemu. Na co dzień nie mam z tym problemu, ot, priorytety mi się zmieniły. Ale frustruje mnie, że nie jestem w stanie bez awantury poczytać książki czy obejrzeć odcinka serialu, bo "aha, to nie chcesz nic razem porobić? Myślałem, że spędzimy ze sobą trochę czasu po południu, pół dnia się nie widzieliśmy..." +smutne oczy zbitego szczeniaka. Ustępuję więc i robię to, co On zaplanował, starając się zdusić w sobie złość, ale nie jest to proste, bo ulubiona gra nagle przestaje mi się podobać i zwyczajnie wku**ia, kiedy kompletnie nie mam na nią ochoty.
On również mógłby zająć się fajnymi rzeczami (już pomijam zabijacze czasu takie jak gry): jest wokalistą, ma rozgrzebanych kilka projektów i czasem staram się Go (bezskutecznie) zachęcać do ich realizacji. On jednak siada nad tym tylko kiedy np. jestem w delegacji i nie może spędzać czasu ze mną. Jak kupuje nowe gry na konsolę to tylko takie, które można przejść w kooperacji, bo single player jest bezużyteczny, skoro można robić coś RAZEM.

Zaznaczam, bo to chyba ważne: nie odrzucam propozycji wspólnego popołudnia codziennie - raz na może 2/3 tygodnie chcę zająć się sama sobą, a w pozostałym czasie jestem "do jego dyspozycji" i często proponuję również wspólne zajęcia sama.

 

Druga rzecz: czasem każdy ma jakiś problem, prawda? A to ktoś w pracy zdenerwował, a to trzeba przygotować projekt i nie wiadomo od czego zacząć, a to jakaś kłótnia z rodzicami... On w każdym moim problemie chce na siłę uczestniczyć. Owszem, jego zdanie jest dla mnie ważne i kiedy nie wiem, co powinnam zrobić to po streszczeniu mu sytuacji razem próbujemy znaleźć rozwiązanie. On również może liczyć na mnie. Natomiast, kiedy istotnie coś tam się stało, ale wiem, że sobie poradzę to nie potrzebuję rad, staram się być samodzielna i nie obarczać go zbędnymi rzeczami. O to również się kłócimy, bo "po co masz radzić sobie sama, przecież masz mnie". Zdarza się, że czuję się jak dziecko, które trzeba we wszystkim wyręczać i niestety zdarza mi się warknąć "poradzę sobie!", czego później żałuję, bo nie chciałam sprawiać mu przykrości. Jak dorosłemu człowiekowi wytłumaczyć, że to nie tak, że nie uważam jego pomocy za potrzebną, a jego zbytnia ingerencja po prostu drażni? 
Wczoraj stresowałam się rozmową roczną (korpo wymysł) i faktycznie nie byłam w nastroju. Nie krzyczałam, nie rzucałam talerzami, ot, byłam lekko zaniepokojona i starałam się w głowie ułożyć plan działania. On natomiast postanowił, że będzie mnie rozbawiał, żebym przestała o tym myśleć i się wreszcie uśmiechnęła. Oczywiście wyszła z tego kłótnia, bo jego żarty po prostu mnie drażniły. Uprzejmie prosiłam, by dał mi godzinkę spokoju, ogarnę to i mi przejdzie, a wtedy sama się do Niego odezwę- było to na nic, a jeszcze usłyszałam, że jestem czepliwa i nieprzyjemna, bo nie śmieję się z jego żartów i nie doceniam pomocy, którą mi proponuje. *nie prosiłam o pomoc). Mam wrażenie, że On chciałby, abym była robotem/marionetką reagującą wyłącznie na takie bodźce, których On aktualnie potrzebuje. 

 

Wydaje mi się, że poniekąd nasze problemy są kwestią wychowania: oboje jesteśmy jedynakami, jednak On ma cholernie nadopiekuńczych rodziców. Był kontrolowany i rozliczany ze spędzanego czasu, znajomych, ocen w szkole i na studiach, karano go za słabsze wyniki w nauce itd. 
Mnie natomiast wychowywano tak, że jeśli np. w wakacje nie zarobiłam sobie pieniędzy przy zbiorach truskawek na nowe buty to po prostu nie miałam nowych butów (i to nie z powodu biedy czy patologii, chodziło o zasadę). Jak szłam do podstawówki to matka wsadziła mnie w autobus i "radź sobie". Słabsze oceny? To nie zdasz klasy, a potem nie znajdziesz pracy. Owszem moi rodzice mają swoje za uszami, ale na pewno dzięki ich podejściu byłam i jestem samodzielna, potrafię sobie poradzić. On natomiast ma czasem problemy np. w załatwieniu czegoś w urzędach czy rozliczeniu PITa. Nie wypominam Mu tego absolutnie, chwalę za każdą rzecz, z którą sobie poradził, a on oczekuje docenienia i pochwał, więc je ode mnie dostaje.

Nie jestem nieczuła, pod względem łóżkowym, czy czułości jest u nas świetnie. Nie mam natomiast pomysłu, jak zapewnić go o tym, że jeśli wolę poczytać książkę zamiast wyjść z nim na spacer to nie dlatego, że kocham go mniej, niż wczoraj kiedy to się na spacer czy wspólne oglądanie filmu zgodziłam. Jak uświadomić go, że chwilowy brak okazywania atencji nie jest spowodowany "fochem" czy "znudzeniem" a potrzebą zrelaksowania się we własnym towarzystwie? Nie wyobrażam sobie, że zawsze będziemy się na siebie wściekać w tej sprawie i nie chcę przy każdej takiej akcji tłumaczyć mu jaki jest dla mnie ważny. 

Rozstania się nie biorę pod uwagę nawet. 

Baaaardzo przepraszam za obszerność tekstu.

Jakieś rady? :)

 

Cała ta sytuacja jest naprawdę mocno niepokojąca. 

Napisałaś wyżej, że jesteś uległa, bo co on powie, tak będzie dobrze. 

Tylko czy analizujesz, czy faktycznie po jego decyzji jest dobrze? On jest w naprawdę watpliwym stanie psychicznym oraz jak wspominałaś ma problem z załatwieniem czegoś w urzędzie. 

Napisałaś też, że planujesz z nim przyszłość. Czy zdajesz sobie sprawę, że ewentualne dzieci będą miały z nim dramat, jak i Ty? Jego reakcje z płaczem i szantażem są na poziomie małego dziecka. Jak ktoś taki ma być odpowiedzialnym rodzicem? Długotrwała terapia się szykuje. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 1.03.2020 o 08:48, Halinka napisał:

Cała ta sytuacja jest naprawdę mocno niepokojąca. 

Napisałaś wyżej, że jesteś uległa, bo co on powie, tak będzie dobrze. 

Tylko czy analizujesz, czy faktycznie po jego decyzji jest dobrze? On jest w naprawdę watpliwym stanie psychicznym oraz jak wspominałaś ma problem z załatwieniem czegoś w urzędzie. 

Napisałaś też, że planujesz z nim przyszłość. Czy zdajesz sobie sprawę, że ewentualne dzieci będą miały z nim dramat, jak i Ty? Jego reakcje z płaczem i szantażem są na poziomie małego dziecka. Jak ktoś taki ma być odpowiedzialnym rodzicem? Długotrwała terapia się szykuje. 

Tak, analizuję jego decyzje i kiedy w czymś się myli to o tym rozmawiamy.

Nie, dzieci (ewentualne) nie będą miały z nim tego problemu, co ja, tego jestem pewna.

Dajcie sobie wszyscy siana z tymi terapiami. Jak już wspominałam, partner na takową uczęszczał w przeszłości (dużo mu to pomogło), ale nie mam zamiaru wysyłać chłopa do głowologa o byle pierdołę. Zastanawiam się czy wszyscy Ci, którzy tak krzyczą "terapia, terapia!" choć raz sami byli u psychologa i wiedzą jak to wygląda. Mam wrażenie, że w dzisiejszych czasach to lata się do psychiatry z powodami typu "bo moja szefowa mnie nie lubi" i traktuje się terapie jak czarodziejską różdżkę, po której mijają wszystkie bolączki. 

Proszę o niepisanie już - TERAPIA w tym wątku, bo 15 innych osób już to napisało i to, że 16 napisze nic nie zmieni, a radę uważam za beznadziejną.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.