Skocz do zawartości

Szokujące wyniki badań. Miliony mężczyzn bez choćby jednego przyjaciela


deleteduser10

Rekomendowane odpowiedzi

Mężczyzna w samotności odnajduje siebie, jest wtedy najbardziej produktywny, ma najwięcej energii i chęci do życia. Nie mam przyjaciół, kiedy zacząłem odnosić sukcesy w życiu i zmieniać się na lepsze, stali się dla mnie ciężarem, nie poradzili sobie z moją zmianą.

Skłaniam się ku teorii, że z przyjaźnią jest tak jak z miłością , ludzie od małego są bombardowani wzorcami przyjaźni [ filmy, książki itp.] i każdy chce mieć jednego lub kilku przyjaciół, a przecież człowiek jest z natury egoistą, wszędzie chce odnieść wszelako rozumianą korzyść, czyli najczęściej pragnie Twojej energii , zainteresowania, pocieszenia itp..

Tak w przyjaźni, jak i w ''miłości" jest osoba bardziej zaangażowana, której bardziej zależy, która pragnie czerpać przyjemności i zyski i druga która to wykorzystuje do własnych celów.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mężczyzna w samotności odnajduje siebie, jest wtedy najbardziej produktywny, ma najwięcej energii i chęci do życia.

Myślę, że nie w każdym przypadku tak jest. U mnie w największej mierze zależy to od samopoczucia i kondycji psychicznej.

 

 

Popieram poprzedników. Mam specyficzne zainteresowania i mieszkam obecnie w mieście w którym ciężko znaleźć kogoś z kim można by o tym pogadać. Po skończeniu studiów zamierzam stąd wyjechać właśnie do innych ludzi. Przekonałem się już, że zainteresowania wspólne zainteresowania potrafią naprawdę świetnie połączyć facetówo innych charakterach. W wielu przypadkach to zaobserwowałem.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Piosenka o przyjaźni.

 

Najlepszym przyjacielem jest Bóg-lepszym niż rodzice nawet-On nas kocha zawsze.

 

Zauważyłem, że przyjaźnie ze szkoły, studiów wygasają, ludzie się rozchodzą, dlatego warto mieć bliższych kumpli na stałe.

 

PS. Czy spodnie skina ze zdjęcia pod piosenką to ''rurki''? Pytanie bez prowokacji, tylko chcę poznać Wasze zdanie.

Edytowane przez AdrianoPeruggio
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Rzyganie, alkohol, dupy i tym podobne to tematy popularne, bo z życia wzięte i z prawie każdym można o tym pogadać. Ambitniejsze, jak choćby teorie spiskowe, wymagają odpowiedniego rozmówcy. Odpowiedniego nie w sensie intelektu, ale wiedzy z danego zakresu, zainteresowań. Dlatego daleki byłbym od diagnozowania debilizmu u 90% społeczeństwa. Ponadto to nie osoba usiłująca wciągnąć mnie w pogawędkę o codzienności jest najbardziej uciążliwa, ale ta, która uparcie mówi do mnie coś, czego nie rozumiem albo w ogóle mnie nie interesuje. Z tego względu nigdy nie podejmuję bliskich mi tematów, chyba że powierzchownie, dopóki nie trafię na odpowiedni grunt.

 

Mam to szczęście, że mam kogoś, o kim z pełną odpowiedzialnością mogę powiedzieć, że jest moim przyjacielem. Jest też tzw. białym rycerzem, ale mam to gdzieś, omijamy newralgiczne tematy.

Edytowane przez Wstydliwy
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja nieposiadanie przyjaciół mam rodzinne. Ojciec nie spotyka się z kumplami w barze a jak chce wypić to sobie otwiera flaszke i robi drinka lub zaprasza mnie i sobie wódkę duszkiem tak :). Ma jednego kolegę, z którym chodzą na ryby i to wszystko. Brat podobnie ma jednego kumpla bliższego. Ja podobnie mam jednego kumpla, z którym widujemy się raz na dwa, trzy miesiące i któremu służę jako bufor do wyżalenia się. Mnie zwierzanie się z rozterek wewnętrznych komuś innemu nigdy nie leżało dlatego znajomości te nie nazywam przyjaźniami. My trzymamy się razem jako rodzina co nie jest częstym zjawiskiem. Zazwyczaj niesnaski rodzinne są wynikiem knowań kobiecych ale na szczęście brat i ojciec trzymają swoje kobiety krótko.

Odwrotnie niż ja. Mam paru bliskich mi kumpli ( określenie " mieć przyjaciela " nie przejdzie mi przez gardło), którzy są dla mnie jak rodzina, znamy się na wylot i to od lat, dbamy o podtrzymywanie kontaktów. To taka nasza grupa wsparcia. Ciężko się żyje w " próżni ", bez wiernych kompanionów.

 

@ Hawk Mężczyzna w samotności odnajduje siebie, jest wtedy najbardziej produktywny, ma najwięcej energii i chęci do życia. Nie mam przyjaciół, kiedy zacząłem odnosić sukcesy w życiu i zmieniać się na lepsze, stali się dla mnie ciężarem, nie poradzili sobie z moją zmianą.Skłaniam się ku teorii, że z przyjaźnią jest tak jak z miłością..."

                    Tak po kobiecemu powiedziane. Nic nie zrozumiałem. Taka racjonalizacja jest przygnębiająca. To okropne być samotnym i nie móc na nikogo liczyć. Ostatnio gadałem z kumplami przy wódce na temat samotności i doszliśmy do wniosku, że w obecnych czasach te całe internety ( facebook, smartphony i inne badziewia ) powodują, że  kontakty z ludżmi stają się niezwykle powierzchowne i przez to nic nie warte= samotność. Przyjażń  ma  też wymiar praktyczny,np. parę razy kumple pomogli mi znależć robotę,i ja  chętnie pomogam swoim kompanionom. I tak to się kręci. 

Edytowane przez kic-anty
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To samo u mnie, ciezko nazwac dobrych kumpli przyjaciółmi bo tak naprawde życiowe sytuacje nie zmusiły mnie nigdy do "sprawdzenia" takich znajomosci. Ograniczam sie raczej do 3-4 kumpli z którymi mam dobry kontakt, tematy do rozmów i wiem, że moge na nich liczyc w trudnych momentach. Raczej nie chce mi sie mnożyc niewiadomo jak ilosc kumpli, liczy sie jakosc.

Co do emigracji, potwierdzam tez pracowalem pare miesiecy za granica i to w zatrważającej wiekszsci straszne towarzystwo, nie obrażając nikogo. Po jakims czasie mozna palnąc sobie w łeb :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Osobiście przekonałem się jak można liczyć na ludzi, po wypadku w którym o mało co nie straciłem życia (dwa miesiące leżałem w szpitalu). Z całej rzeszy znajomych i osób określających się nawet samozwańczo jako moi przyjaciele, odwiedziły mnie dokładnie 2 osoby (3 z matką). Od tamtej pory drastycznie zacząłem ciąć kontakty. Obecnie ograniczyłem kontakty do minimum. Zresztą najlepszy przyjaciel, opuścił PL 3 lata temu i kontakt od tego czasu się urwał.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z całym szacunkiem ale jesteście w błędzie, przyjaciela nie poznasz po tym, że pomoże Ci w biedzie, bo on się przez to dowartościuje i będzie się wtedy czuł od Ciebie lepszy, będziesz miał u niego dług. Prawdziwego przyjaciela poznasz wtedy, kiedy będzie Ci się wiodło, kiedy będziesz odnosił sukcesy a on szczerze będzie się z Tobą cieszył Twoimi sukcesami. Większość przyjaźni nie wytrzymuje takiej próby, smutne ale prawdziwe.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Osobiście przekonałem się jak można liczyć na ludzi, po wypadku w którym o mało co nie straciłem życia (dwa miesiące leżałem w szpitalu). Z całej rzeszy znajomych i osób określających się nawet samozwańczo jako moi przyjaciele, odwiedziły mnie dokładnie 2 osoby (3 z matką). Od tamtej pory drastycznie zacząłem ciąć kontakty. Obecnie ograniczyłem kontakty do minimum. Zresztą najlepszy przyjaciel, opuścił PL 3 lata temu i kontakt od tego czasu się urwał.

No właśnie, ta powierzchowność kontaktów ( w tzw. dzisiejszych czasach ) jest przygnębiająca i okropna. 

 

@ hawk "Z całym szacunkiem ale jesteście w błędzie, przyjaciela nie poznasz po tym, że pomoże Ci w biedzie, bo on się przez to dowartościuje i będzie się wtedy czuł od Ciebie lepszy, będziesz miał u niego dług. Prawdziwego przyjaciela poznasz wtedy, kiedy będzie Ci się wiodło, kiedy będziesz odnosił sukcesy a on szczerze będzie się z Tobą cieszył Twoimi sukcesami."

Jak nie mam roboty i jestem już w czarnej doopie finansowej, to mam gdzieś czy kumpel poczuje się lepiej, czy gorzej. Ja potrzebuję pracy i tyle. Wolę, żeby kumpel poczuł się lepszy ( wali mnie to ) bo mi załatwił dobrą robotę, niż np. emigrować. Sukcesy kumpli czy rodziny zawsze cieszą, a porażki martwią. Samotność jest okropna i tyle.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Życie wszystko weryfikuje. Mnie póki potrzebowali to też miałem grono ''przyjaciół'', później sprawy się odwróciły i nie pamiętają, że istniałem, ale sram na to. 

 

Mam kilka zaufanych osób i to mi wystarczy. Reszta znajomości to już tak czysto 'biznesowo'. Od treningów (chociaż tu poznałem fajnych ludzi nie spuszczających się nad wódą i ćpaniem), od roboty i tyle. 

 

Dobre relacje pogłębiać, pasożytniczo-nijakie ucinać i po sprawie. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako socjolog z wykształcenia polecam zapoznać sie z teoriami wymiany i socjologicznymi teoriami ekonomicznymi:

https://pl.wikipedia.org/wiki/Teoria_wymiany

 

A tak z mojego doświadczenia - zawsze mialem dość mały, ale za to wierny krąg kumpli. Niektórzy przychodzili i odchodzili, ale ogolnie mam kilku kolegów/przyjaciół których znam i z którymi kontynuuje przyjaźń od zerówki. Nie wiem jak to dalej sie potoczy, bo drugi rok mieszkam na obczyźnie a i materialnie i mentalnie pojawily sie ogromne rozstepy miedzy nami, ale zobaczymy. To co wiele osob jakos przegapia to to, ze zawsze mozna poznac nowych znajomych, takich jak sie chce, takich ktorzy pasuja do naszego etapu w zyciu. 

 

Ja to widze tak, warto to dzielić na dwie grupy. Warto spedzac czas z ludzmi którzy:

1) Mają takie same cele jak my, uczymy sie od nich nowych rzeczy, mogą byc naszymi mentorami albo mozemy wspierac sie wzajemnie idąc po coś (vide polowanie na mamuta). Ja np chcialbym poznac teraz osoby które mają własne biznesy i kroją gruby pieniądz, bo wiem że wtedy mi też byłoby łatwiej zarabiać. Poza tym wychodzenie na miasto z kolegami mieszkającymi z rodzicami albo wiecznie opieprzającymi sie, ktorzy muszą w żabce kupować piwo, wnosić je do pubu i po kryjomu przelewać pod stołem jest troche niekomfortowe na dłuższą mete. Ja sobie kupie szklaneczke bourbona za 20 zl a on bedzie zdenerwowany ze musi pracowac 4 h zeby tyle zarobic.

 

Tyler (Owen Cook) z Real Social Dynamics (najwieksza firma uczaca uwodzenia w USA i chyba na świecie), mówił gdzieś że najlepszym sposobem na nauczenie sie uwodzenia bez zbednych pierdół i chodzenia w kółko jest zadawanie sie z facetami ktorym dobrze idzie z kobietami. Ja czytalem mnostwo materialow, czasami chodzilem "zagadywac" na miasto i wiele mi to nie dawalo. Wyszedlem 2 razy z przyjacielem który miał kilkanaście dziewczyn - zaskoczyło mi w głowie w ciągu sekundy i nauczyłem sie przez jedną noc wiecej co po 2 latach studiowania tego tematu samemu (bo wikszosc moich kumpli to rycerze albo cipki jesli chodzi o temat spraw damsko meskich, mimo ze zbudowani dobrze i czesto wizualnie bardziej mescy ode mnie). Czyli - z pieniedzmi i wszystkim innym jest tak samo.

 

2) Czy to znaczy ze powinienem zadawac sie teraz tylko z kolesiami ktorzy duzo zarabiaja i maja biznesy? Nie. Np. jeden kolezka ktorego znam od podstawowki (od 6 roku życia) jest wiecznym bumelantem.  Ma 25 lat, jest na drugim roku licencjatu jakiegoś fikcyjnego kierunku na gównianej uczelni, mieszka w akademiku 15 metrow od domu i pobiera kase od rodziców oraz lewe stypdenium. Wszystkei pieniadze wydaje na gry komputerowe itd. Ale JEST ZABAWNY. Wiec powinnismy zadawac sie z zabawnymi i pozytywnymi ludzmi, z takimi z ktorymi mozemy oderwac sie od bullshitu, pracy, zmartwien i po prostu sie rozerwac. Lubie miec kumpli z ktorymi moge pogadac o problemach, moich bólach dupy zwiaznymi z kobietami, biznesem, zdrowiem itd. Ale równie dobrze uwielbiam zadawać sie z kolesiami ktorzy moje gorzkie zale mają w dupie i nieraz mówią mi wprost "Sluchaj Krzysiu...a chuj mnie to obchodzi?" (nie, nie nazywam sie krzysiu, ale chce byc anonimowy :D). Albo: w gimnazjum mialem okropną rozterke, pierwsza milosc, trzymanie sie za raczki, laska mnie olala. Ide do kumpla (tez jeden z tych z ktorymi trzymam od podstawowki, z drobnymi przerwami), zale mu sie, placze w ramie, godzine chyba pierdoliłem jak mnie boli moje male kruche serduszko. On pił browarka, palił szluga i patrzył na mnie badawczym spojrzeniem.

Kończe w końcu swoje kazanie, cisza. Spodziewalem sie psychoanalizy, dziesiatek pytan i zglebiania mojego Weltschmerzu. Tymczasem Mietek zaciągnał sie fajeczką, sciągnął łyk browarka, cmoknął sobie pod nosem, westchnął i mówi tak:

"Krzysiu... Zapytaj ją tak: chcesz sie ruchać czy nie?!?!" 

I koniec rozmowy :D

I tym oto tekstem absolutnie zbił mój zapłakany umysł z tropu, zmienił mi stan emocjonalny, zaczelismy sie smiac i wyzywac od pedałów i przez reszte dnia mialem zajebisty humor.

Wiec: pozytywność, dobra energia i nauka. A jeśli jest i to i to, to macie zajebistego kumpla.

 

Oczywiscie dochodzą tez inne rzeczy. Np. facetem ktorego teraz uwazam za najwiekszego przyjaciela jest koleś który przeżył w zyciu w miare podobne rzeczy jak ja -mi umarla dziewczyna, jemu mama jak miał 13 lat. Po tym jak dowiedzialem sie o jej smierci i podjalem natychmiastowa decyzje o wyprowadzce i powrotu do mojego miasta, on wpadl do mojego mieszkania i przez caly dzien pakowal moje rzeczy i mnie wyprowadzal. Pozniej pomagal mojemu tacie targac wszystko do auta, itd. Ja do tego mieszkania nigdy nie bylem w stanie juz wrocic, a on mi pomógł. Rok później, jak siadła mi psychika, wyciągnał mnie sila na miasto i pokazal jak sie wyrywa laski. Nieraz dzwonił do mnie  o 4 rano w srodku tygodnia, zebym wpadl do niego rowerem, wszedl z nim na dach wiezowca, wypił bourbona i zapalił blanta, sluchajac Davida Bowie i patrząc na rozświetlony Poznań z góry.
Zabawne jest to że jednocześnie jest tym z moim kumpli którzy najczesciej mnie denerwuja i najczesciej mam mu ochote zasadzić kopa w twarz. Tydzien pod jednym dachem bym z nim nie wytrzymal, za mocne charaktery, bysmy sie pozabijali. W sumie to moge z czystym sumieniem powiedziec ze menda z niego. Ale uwielbiamy razem spedzac czas. Widze go raz na pol roku albo rzadziej, ale ZAWSZE jak juz sie widzimy mamy zajebiste spotkania. Takie ktore sie wspomina po latach i pamieta kazda chwile.

Zawsze ewoluuja w jakimś niespodziewanym kierunku, prawie jak byśmy oglądali dobrze napisany i nakrecony film. Zawsze są ciekawe tematy do rozmowy. 

Z żadną kobietą nie czułem nigdy czegoś takiego, brawdziwe braterstwo. ...Czasami wydaje mi sie, ze chcialbym byc gejem :D

Mam nadzieje ze to nie minie, bo pomimo ze koles mial kilkanascie dziewczyn to zamieszkal teraz ze swoją "lubą" (dlugoletni zwiazek) i widze juz poważne symptomy brania faceta pod pantofel.

Fajne jest też to że odziedziczył sporo kasy po mamie, ma swoje mieszkanie itd, wiec póki co on najlepiej zniósł moją przemiane finansową (z goscia pracujacego za 900 zl  miesiecznie w biurze pelnym kobiet do goscia robiacego dwa biznesy w USA). Prawda jest to co pisał Hawk. Wiekszosc waszych znajomych dostanie okropnego bólu dupy jak zacznie Wam w życiu wychodzić. Ja juz czuje bardzo oslabiony i splycony kontakt z wieloma znajomymi + wielu z nich chce ze mnie zrobic bank pożyczkowy.

Edytowane przez Tamten Pan
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.