Skocz do zawartości

Szczęście to... Hormony?


Rekomendowane odpowiedzi

Hej!

 

Piszę trochę w odniesieniu słów Marka, odnośnie tego, że szczęście to nawyk.

Nie wiem, czy ktoś mnie kojarzy, ale jeżeli nie to już tłumaczę: jestem tą, która wiecznie zrzędziła że nie zdąży znaleźć sobie męża, że nie zerwie z obecnym, bo straciła z nim 2 lata, że musi mieć dziecko, żeby być kobietą, ale wcale tego dziecka nie chce. Tak, wiem - to trochę popaprane. 

 

Te myśli, o których mówię, towarzyszyły mi dobrych kilka miesięcy, jak nie dłużej. Przez ten czas wiecznie się zamartwiałam, chodziłam smutna, wkurzona. Byłam okropnie wredna a nawet i podła w stosunku do moich bliskich, szczególnie rodziców. Dodatkowo wieczny płacz wieczorami, popijanie winka, kłótnie z chłopakiem, że nie chce ze mną mieszkać, nie chce mnie poznać ze swoimi rodzicami itd. 

Nie było mi łatwo ze sobą wytrzymać, nie wspominając o osobach wokół. 

 

 

//Przepraszam, przez przypadek się wysłało. Idę teraz wyedytować resztę i zaraz poprawię

Edytowane przez tamelodia
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy mogłabym prosić moderację o wklejenie postu poniżej do pierwszego postu? Minęło za dużo czasu na edycję :( 

 

 Hej!

 

Piszę trochę w odniesieniu słów Marka, odnośnie tego, że szczęście to nawyk.

Nie wiem, czy ktoś mnie kojarzy, ale jeżeli nie to już tłumaczę: jestem tą, która wiecznie zrzędziła że nie zdąży znaleźć sobie męża, że nie zerwie z obecnym, bo straciła z nim 2 lata, że musi mieć dziecko, żeby być kobietą, ale wcale tego dziecka nie chce. Tak, wiem - to trochę popaprane. 

 

Te myśli, o których mówię, towarzyszyły mi dobrych kilka miesięcy, jak nie dłużej. Przez ten czas wiecznie się zamartwiałam, chodziłam smutna, wkurzona. Byłam okropnie wredna a nawet i podła w stosunku do moich bliskich, szczególnie rodziców. Dodatkowo wieczny płacz wieczorami, popijanie winka, kłótnie z chłopakiem, że nie chce ze mną mieszkać, nie chce mnie poznać ze swoimi rodzicami itd. 

Nie było mi łatwo ze sobą wytrzymać, nie wspominając o osobach wokół. 

 

W końcu, stała się rzecz w pracy. Nie straciłam jej, po prostu nastały pewne zmiany z którymi bardzo, bardzo ciężko było mi się pogodzić. Takiego miksu złości/smutku nigdy w sobie nie miałam. Stwierdziłam, że jedynym sensownym rozwiązaniem jest udanie się do psychiatry, który wypisze mi zwolnienie. Skoro mój pracodawca mnie tak traktuje, to niech radzi sobie beze mnie - tak myślałam.

No więc poszłam, z myślą o tym zwolnieniu, a lekarz zaproponował tabletki (+ zwolnienie). Stwierdziłam, że w sumie - czemu nie. W tamtym momencie już i tak gorzej być nie mogło. Od kilku lat chodziłam do kilku terapeutów, żaden nie potrafił mi pomóc, a tylko mnie wkurzał. I wydawałam kasę w błoto. Okazało się, że szczęście kosztuje niewiele, bo wizyta u psychiatry to koszt ok 200 zł, a tabletki - zależy jakie się dostanie, ale u mnie to ok. 20zł za opakowanie. 

 

Pierwsze 2 tygodnie nie czułam żadnych zmian, ani negatywnych, ani pozytywnych, a podobno negatywne zmiany pojawiają się często. Zgodnie z zaleceniem lekarza, nie czytałam na ulotce jakie są te skutki uboczne - powiedział, żebym poczytała sobie po miesiącu, jak tabletki zaczną działać :D 

 

Zaczęły działać i powiem Wam, że takiego szczęścia nigdy nie odczuwałam. To są tabletki z serotoniną. Zaczęłam od 0,5 tabletki, teraz jestem na 1,5. Chodzi o to, żeby obserwować swój nastrój i w przypadku gdy zaczyna się pogarszać, można zwiększyć swoją dawkę o 0,5. Później, gdy dojdzie się do 2 tabletek bierze się tę dawkę kilka miesięcy i stara się stopniowo zmniejszać dawkę. Zmieniają się połączenia w przekaźnikach, biochemia mózgu, a ja sama uczę się w tym momencie funkcjonować bez skrajnych emocji jakie mi towarzyszyły. Tak tłumaczył lekarz. Dodał, że dopiero kończę 25 lat, więc ze spokojem to wszystko powinno się udać. Gorzej jest z osobami starszymi. 

 

A teraz o tym, jak się czuję. Poza tym, że rozpiera mnie pełnia szczęścia, przestałam reagować skrajnymi emocjami na przykre wydarzenia. Zaczęłam unikać rzeczy, które mogłyby u mnie wyzwalać przykre emocje. Wcześniej, potrafiłam katować się czytaniem forum, które działało na mnie skrajnie negatywnie. Później, katowałam się cały czas swoimi myślami jak to bardzo przegrałam życie, bo jestem kobietą itd. Teraz tego nie ma. Weszłam na forum, weszłam na jakiś wątek o kobietach, przeczytałam ze dwie wiadomości i od razu wyszłam, podczas gdy kilka miesięcy temu przeczytałabym cały wątek żeby tylko się powkurzać :D Wszelkie moje czarne myśli, łącznie te dotyczące samobójstwa zniknęły, a ja żyję całkowicie normalnie. 

Jako minus, mogę podać, że zaczęłam mieć "wywalone" na życie. Owszem, ma to swoje plusy, bo mam na przykład wywalone, że w wieku 25 lat nie mieszkam z chłopakiem, podczas gdy wcześniej był to dla mnie życiowy dramat. A jako minus, to to, że mam studia i tak jak rok temu byłam bardzo zorganizowana i pilna, tak teraz jakoś mi to nie idzie, ale no... Nie przejmuję się :D 

 

Jako kolejny minus, albo plus, zależy jak na to patrzeć, to wydawanie pieniędzy. Wcześniej można powiedzieć, że "dziadowałam", bo liczyłam każdą złotówkę i gdy chciałam coś kupić, to mówiłam "za przyszłą wypłatę" i tak miałam kolejkę rzeczy do kupienia "za przyszłą wypłatę". Owszem - oszczędzałam więcej, ale bardzo się tym martwiłam. Teraz wiem, że mam pewne oszczędności, ale mogę lekką ręką wydać np. 600 zł u kosmetyczki (gdzie kiedyś wydanie 100zł powodowało u mnie złe emocje :D ), czy kupienie w końcu kurtki zimowej czy fajnych butów za 300zł (kiedyś nie kupiłabym butów za tyle, lub pomyślała "za przyszłą wypłatę" :D). 

 

A kolejna sprawa, że ostatnio pokłóciłam się z chłopakiem. Wydaje mi się, że za późno przeszłam na wyższą dawkę leku, bo w przeciwnym wypadku miałabym wyrąbane przecież :D Pokłóciliśmy się o te całe protesty no i mieszkanie razem. I zwykle wyglądało to tak, że ja strasznie, strasznie się na to wszystko wkurzałam, potrafiłam mu w nocy zadzwonić z pretensjami itd. A teraz, ok - pokłóciliśmy się. Powiedziałam, że jak się ogarnie i ustali czego chce od tego związku, to niech napisze/zadzwoni. Takie słowa już wiele razy z moich ust padały, ale zawsze wtedy pisałam pierwsza bo nie wytrzymywałam emocjonalnie. A teraz? Teraz mija tydzień odkąd nie rozmawiamy. Owszem, pierwszy dzień było mi całkiem smutno, ale dalej było tylko lepiej. Nawet nie czuję potrzeby pisania do niego i już wiem, że on pierwszy nie napisze (duma mu nie pozwoli), więc śmiało mogę uznać, że jestem singielką. Jeszcze kilka miesięcy temu, spowodowałoby to we mnie taką panikę i popłoch, że nie wiem czy bym to wytrzymała. Raczej nie i napisałabym do niego, żebyśmy się pogodzili. Z kolei teraz, na luzie sobie robię swoje rzeczy. Czasem sobie o nim pomyślę, ale w sposób neutralny. Ani nie pozytywnie, ani nie negatywnie. Nigdy nie odczuwałam czegoś takiego, ale JEST SUPER ❤️ 

 

W nawiązaniu do powiedzenia "szczęscie to nawyk" - ja naprawdę, wcześniej próbowałam się cieszyć, ale po prostu nie mogłam. Dopiero teraz, gdy biorę odpowiednie hormony jestem w stanie żyć!

Jeżeli ktoś potrzebuje namiary na psychiatrę w Warszawie, to mogę podać na priv info o tym lekarzu.

 

❤️❤️❤️ 

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Gratulacje? Masz podstawę w formie pomocy psychologicznej-farmaceutycznej, to teraz pora na coraz więcej zmian zależnych tylko od Ciebie. Pamiętaj jednak, aby Twoje samopoczucie nie było zależne tylko od tabletek. To bardzo ważne na przyszłość.

 

Szczęście to właśnie nawyki. Dbanie o prostą codzienność. Mi też właśnie wizyta u specjalisty odmieniła życie. Mimo że niewiele ze sobą tu pisałyśmy, to jednak bardzo mnie ucieszyła wiadomość o zmianach u Ciebie. Powodzenia i oby tak dalej?

Edytowane przez Hatmehit
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

43 minuty temu, tamelodia napisał:

Okazało się, że szczęście kosztuje niewiele, bo wizyta u psychiatry to koszt ok 200 zł, a tabletki - zależy jakie się dostanie, ale u mnie to ok. 20zł za opakowanie. 

Coache od rozwoju duchowego Cię nienawidzą, pokazałaś jak prostym trikiem można być w życiu szczęśliwym.

43 minuty temu, tamelodia napisał:

Zgodnie z zaleceniem lekarza, nie czytałam na ulotce jakie są te skutki uboczne - powiedział, żebym poczytała sobie po miesiącu, jak tabletki zaczną działać

Wyobraźcie sobie świat w którym WIĘKSZOŚĆ samic tak postępuje...

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z moich doświadczeń również wynika, ze szczęście to nawyk. Człowiek generalnie jest tym kim myśli, ze jest. Nie musimy być optymistami ale nie możemy być negatywni bo to jest jak wyrok. Ludzie którzy rodzą się w szarych rodzinach robotniczych bez ojcowizny/posagu bardzo często maja obniżone poczucie własnej wartości. Tak naprawdę ludzie nie do końca wiedza na co ich stać i może się okazać, ze się niedoceniani. Prawie zawsze tak jest. Zakładam ze stać Cię na więcej niż gówno  praca i złudzenia. Trzymam kciuki 

  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ok, część z Was mówi, że szczęście to nawyki, ale ale... W moim przypadku nie było to możliwe, bo po prostu przychodziły do mnie takie myśli, że nie mogłam sobie dać z nimi rady. Po prostu, nie dało się ich powstrzymać NICZYM. 

 

16 minut temu, Zielonooka napisał:

@tamelodia masz teraz jakieś nowe/inne plany na przyszłość w związku z poprawą stanu psychicznego? 

Narazie cieszę się tu i teraz :D 

Czekam do lutego/marca z odstawieniem ich i zobaczę co i jak. Te tabletki nie mają być na stałe. Póki co biorę je od sierpnia, zobaczę jak pójdzie z odstawianiem i co wtedy się wydarzy. Ale serio, jestem tak szczęśliwa, że nie widzę problemu żebym miała je brać do końca życia :D 

 

Siostra, która pracuje w zawodzie medycznym, powiedziała tylko, żebym uważała, bo nawet nie zauważę jak wejdę w stan hipomanii. 

 

Edytowane przez tamelodia
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

6 minut temu, tamelodia napisał:

Ok, część z Was mówi, że szczęście to nawyki, ale ale... W moim przypadku nie było to możliwe, bo po prostu przychodziły do mnie takie myśli, że nie mogłam sobie dać z nimi rady. Po prostu, nie dało się ich powstrzymać NICZYM. 

 

Narazie cieszę się tu i teraz :D 

Czekam do lutego/marca z odstawieniem ich i zobaczę co i jak. Te tabletki nie mają być na stałe. Póki co biorę je od sierpnia, zobaczę jak pójdzie z odstawianiem i co wtedy się wydarzy. Ale serio, jestem tak szczęśliwa, że nie widzę problemu żebym miała je brać do końca życia :D 

 

Siostra, która pracuje w zawodzie medycznym, powiedziała tylko, żebym uważała, bo nawet nie zauważę jak wejdę w stan hipomanii. 

 

1. Niepotrzebnie informujesz rodzinę o swoich problemach. Realnie Ci nie pomogą a jedynie dupę obrobią z łatką- tej od „tabletek”. Nikomu nie ufaj. 
2. Nie podniecaj się swoją pracą. Nie podniecaj się swoimi problemami. Nie podniecaj się swoim chłopakiem. Jeśli potrafisz oczywiście. Piona 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Bartek2 akurat  o to, że będę "tą od tabletek" się nie boję. Najwyżej będę. Myślę jednak, że moja rodzina jest raczej wyluzowana pod tym względem. Zarówno rodzice, siostra - tego jestem pewna, jak i dalsza rodzina - tu jestem mniej pewna, ale wydaje mi się, że nie mieliby z tym problemu. 

Raz zrobiłam u siebie mini domówkę. Mam przeszklone szafki i tam leżały moje tabletki, ale nie tak bardzo na widoku i też nie wpadłam na pomysł, żeby je schować. Po jakimś czasie, moja "koleżanka" na wspólnej grupie ze znajomymi, ogłosiła wszem i wobec, że "tamelodia bierze antydepresenty" :D Ja miałam jedno wielkie "WTF!?", jak mogła coś takiego powiedzieć wszystkim? Moi znajomi na szczęście są ogarnięci i dostała opierdol, że no... Takich rzeczy się nie mówi na forum. 

Jak rozmawiałam na ten temat z mamą, to powiedziałą zmartwiona: "Ale ty się chyba tym nie martwisz? Wiesz, dla mnie to nie jest żaden problem" ❤️ 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 hour ago, tamelodia said:

Wydaje mi się, że za późno przeszłam na wyższą dawkę leku, bo w przeciwnym wypadku miałabym wyrąbane przecież :D 

Haha

 

Uczucie wyjebki jest zajebiste, ważniejsze od szczęścia. A może to właśnie jest szczęście?

 

Też lubię dobry stuff. Akurat nie mam doświadczeń z antydepresantami ale jakieś browni z marycha czy wiśnióweczka. Aż strach pomyśleć co by było gdybym była anestezjologiem albo gdybym mieszkała w Amsterdamie ?

 

Także Kochana ciesz się życiem. A chłopak, jak to było: on nie był twój, tylko była twoja kolej ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

38 minut temu, tamelodia napisał:

Narazie cieszę się tu i teraz :D 

Czekam do lutego/marca z odstawieniem ich i zobaczę co i jak. Te tabletki nie mają być na stałe. Póki co biorę je od sierpnia, zobaczę jak pójdzie z odstawianiem i co wtedy się wydarzy. Ale serio, jestem tak szczęśliwa, że nie widzę problemu żebym miała je brać do końca życia

To dobrze, że znalazłaś jakiś sposób na poprawę nastroju. Oby tak dalej. :D

W sumie Twój problem jest całkiem podobny do mojego. Też nie dobrze było/jest mi z faktem bycia kobietą. Jedna młoda dama nie mogła się nadziwić, że wolę męską rolę. Jakby każda musiała myśleć jak ona.

No ale, powodzenia! I głowa do góry! :)

4 minuty temu, Colemanka napisał:

chłopak, jak to było: on nie był twój, tylko była twoja kolej

Mroczne nauki. :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, tamelodia napisał:

jak to bardzo przegrałam życie, bo jestem kobietą itd

Piekło kobiet :(

1 godzinę temu, tamelodia napisał:

Pokłóciliśmy się o te całe protesty

Piekło kobiet :(

 

Przeczytaj "Serotoninę" Michela Houlebequa (pewnie się inaczej pisze to nazwisko - przepraszam autora), główna postać też zwiększała dawkę leku, przeczytaj jak to się skończyło, nie zaspojleruje bo nie pamiętam. 

2 godziny temu, tamelodia napisał:

śmiało mogę uznać, że jestem singielką

Piekło kobiet :(

 

Nawet Tony Soprano brał antydepresant, prozac czy jakoś tak. Nie napiszę nic odkrywczego, na tabletkach długo nie zajedziesz. Super, że czujesz dużą poprawę nastroju, ale musisz zmienić w swoim życiu, umyśle kilka rzeczy. Rozumiem, że teraz jest trudno: (Piekło kobiet :( ) ale musisz próbować. Leki kiedyś musisz odstawić, albo nie dasz rady dawkę do końca życia podkręcać. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@tamelodia Witaj. Miło Cię czytać. Nawet trochę tęskno mi było ;)

To ten sam chłopak co wtedy?

 

Ja się nie czepiam. Moja babcia dożyła 80 lat, a jak przyjeżdżaliśmy do niej i pytaliśmy co jej kupić do jedzenia, albo picia to mówiła "nic mi nie trzeba, tylko te tabletki z krzyżykiem" :D

Edytowane przez Amperka
  • Haha 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Miło mi się czytało Ciebie. No ogólnie super post. Nie znudziłam się wręcz chciałam czytać dalej. No super. W końcu hormon szczęścia ?
Fajnie, że sobie radzisz, że jest już inaczej. Pewne problemy Ci się przez to rozwiązały. Może jakoś spróbuj się zdyscyplinować ze studiami, też może będziesz szczęśliwa, że coś zdobisz.

 

Z chłopakiem nic na siłę. Bierzesz tabletki kłócicie się, nie bierzesz też. Może on jeśli chce być w związku też powinien nas sobą trochę popracować. A jeśli nie. Masz dopiero 25 lat. Bez przesady. Co cię goni. A bycie na sile tylko kończy się tym, że się potem jak będą większe problemy rozstaniecie albo rozwiedziecie. 
Naprawić można dużo ale trzeba chcieć, a może on nie chce? 

Ciesz się, żyj, takie pozytywne osoby szczęśliwe przyciągną innych ?. I życzę Ci wszystkiego najlepszego na lepszej drodze. Obyś jak odłożyła tabletki było tak samo. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.