Jump to content

Nasze śniadania, obiady i kolacje


Recommended Posts

Akurat dzisiaj mam fazę na gotowanie, bo zaraz uruchamiam wyprodukowanie sera korycińskiego, rybę po tzw. "grecku" na bazie polędwiczki z dorsza, w rondlu czeka ragu w stylu bolońskim na jutrzejszy obiad z własnej roboty tagliatelle zrobionymi na tradycyjny sposób - tylko semolina i jajka od swojskich kurek. Na śniadanie wrąbałem przepyszne (swojskie) jajka na miękko ze świeżą bułką z masłem. 

 

I tak mnie naszła ciekawość, jak się nasi świadomi forumowicze odżywiają. Kupujecie gotowce? Catering? Jecie w locie jak psy, co się nawinie? Fastfoodownie a może restauracjie? Komponujecie sobie dania i optymalizujecie składniki? 

  • Like 2
  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

Właśnie sobie bulgocze gulasz wołowy z papryką (dziś słodka w proszku) w tłustej śmietanie, wyjąłem też z lodówki kiszona kapustę, żeby odtajała, do tego oliwa czeka w kieliszku do polania.   

 

U mnie często gulasz wołowy (w maśle klarowanym i z surową papryką wcześniej obsmażoną to dla mnie odkrycie roku) lub z żołądków. Jajecznica. Trochę za rzadko rosół niż bym chciał. Dużo kiszonek (ogólniej bakterii, a więc kefiry i jogurty, sery itp.) 

 

Do tego dużo ryb, pod każdą postacią. Czasem duszę (chyba najprostszy sposób przyrządzenia czegokolwiek) ale też wędzone i w zalewie po prostu ze słoika.

 

Jak nie mam czasu to zamawiam albo jem na mieście, ale staram się nie śmieci. Bardzo rzadko KFC wpadnie . McDonalds już nie pamiętam kiedy. Staram się wtedy kawałek prawdziwego mięsa zjeść i warzywa. Wbrew pozorom nie jest koszmarnie trudne zdrowe odżywianie się na mieście, jednak wychodzi na pewno drożej. Prawie zawsze w karcie znajdzie się tatar. A no i zupa rybna z Nord Fish często na kolację przy spacerze sobie zajrzę. Jak jest to w ostatniej godzinie za 1/2 ceny. 

 

Za często niż bym chciał sięgam po słodkie napoje gazowane. 

 

Staram się jeść potrawy z okolic diety śródziemnomorskiej z małą ilością węgli, a raczej tłuszczami ( na keto miałem fajna wagę i nawet wydolność lepszą, ale męczyłem się strasznie).

 

Ostatnio wysiewam kiełki, robię kiszonki, kupuję warzywa i jaja od zaprzyjaźnionego rolnika.  

 

Tylko brakuje że sam, w ziemi zacznę grzebać samodzielnie i kupię kota. Coraz więcej czytam o parmakulturze.  

  • Like 2
Link to comment
Share on other sites

34 minuty temu, Rnext napisał:

Widzę że polowa garkuchnia u Ciebie.

Ta akurat jest na alkohol. I oprócz niej mam jeszcze meve spider pro, że o breżniewce nie wspomnę 😉.

 

42 minuty temu, KrólowaŁabędzi napisał:

A najbardziej te z kminkiem 😂

Można je jeść nawet z miodem/dżemem (wszystkie są z kminkiem).

Link to comment
Share on other sites

Jak na razie sami faceci sobie gotują jak widać. Potwierdzało by to moją obserwację, że panie przeważnie się do kuchni nie garną i raczej jedzą jak "pies przez pole". A to fasolka z puszki a to sucha bułka czy serek homo itp. 

 

12 minutes ago, Piter_1982 said:

Coraz więcej czytam o parmakulturze.  

Genialny temat! Sam się interesuję permakulturą jakoś od dekady. Startował wówczas blog "permakulturnik" kolesia, który niejako zapoczątkował szerzej ten temat w Polsce. Będę wkrótce szukał czegoś z kawałkiem ogrodu, bo aktualny kawałek przydomowej ziemi to raz że maciupki a dwa że praktycznie piaseczek. 

 

12 minutes ago, Piter_1982 said:

Prawie zawsze w karcie znajdzie się tatar.

Mam już mięsiwo zmielone na jutrzejsze, "tatarskie" śniadanie. Na prosto, nawet bez żółtka zrobię. Tylko cebulka, sól i pieprz. 

 

@Patton ja parę dni temu przetestowałem "kuchnię" polową Optimusa. Tylko butelka ciśnieniowa (z pompką oczywiście) i palnik - szczyt prostoty. Zalałem naftą i daje czadu jak normalny, domowy palnik gazowy. 

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

5 minut temu, Rnext napisał:

A to fasolka z puszki

Z takiej fasolki też można wyczarować coś lepszego.

 

5 minut temu, Rnext napisał:

 ja parę dni temu przetestowałem "kuchnię" polową Optimusa. Tylko butelka ciśnieniowa (z pompką oczywiście) i palnik - szczyt prostoty. Zalałem naftą i daje czadu jak normalny, domowy palnik gazowy. 

No powiem ci że breżniewka jest dobra do gotowania wody, ale do smażenia np boczku jest już mocno średnia.

Link to comment
Share on other sites

  • Rnext changed the title to Nasze śniadania, obiady i kolacje

Aż mnie naszła ochota na biwak. Głodny się zrobiłem. 

 

Ja dużo ostatnio gotuje w domu. Głównie w weekendy. Syn ma 6 lat i razem coś gotujemy. W sensie mam dla kogo stać przy garach. 

 

Na wakacje wysyłam żonę i syna do teściowow to zacznie się dieta kebabo-pizzo-sloikowa. 

 

  • Like 2
Link to comment
Share on other sites

Matko, takie fotki i opisy, a ja jeszcze nie miałam dziś czasu nic zjeść ☹️.

3 godziny temu, Rnext napisał:

I tak mnie naszła ciekawość, jak się nasi świadomi forumowicze odżywiają. Kupujecie gotowce? Catering? Jecie w locie jak psy, co się nawinie? Fastfoodownie a może restauracjie? Komponujecie sobie dania i optymalizujecie składniki? 

U mnie pierwszy posiłek od kilku lat to zawsze albo świeży sok albo owoce. Takie śniadanie to ogromna oszczędność czasu, a zarazem jak dla mnie klucz do dobrego samopoczucia. 

Ja przeważnie sama przygotowuję posiłki, nigdy nie korzystałam z cateringu, na mieście jeść nie lubię, więc robię to ekstremalnie rzadko.

 

Fastfoodów też nie jadam. Teraz mam świadomość czemu tego nie robić, ale mimo, że moja mama w zasadzie nie miała pojęcia o zdrowym odżywianiu, to jakimś cudem od dziecka miałam wpajane, że fastfoody to ZŁO 😁. No i jakoś mi się to zakodowało. Hamburgera może jadłam 2 razy w życiu 😄. W McDonald w moim mieście nigdy nie byłam.

 

Sama dla siebie nie lubię gotować, ale dla innych już tak. Wtedy mogę się postarać, bo sama sobie to ekstremalnie proste posiłki przygotowuję.  

2 godziny temu, KrólowaŁabędzi napisał:

Kocham te suchary! A najbardziej te z kminkiem 😂

To jeszcze je produkują 😆? Kiedyś je jadłam, pamiętam że mega twarde były.

Link to comment
Share on other sites

U mnie dużo jest gotowania. Z racji uprawianych sportów jest ono wysoko postawione w priorytetach życiowych. Dobre jedzenie gwarantuje lepsze wyniki sportowe, a myśle, że i pozasportowe. Na śniadanie zwykle duża ilość tłuszczu plus białka, w ciągu dnia warzywa, białko i tłuszcze. Tak więc wszystkie potrawy, które bazują na mięsie są u mnie mile widziane. Kuchnia azjatycka, ale i polska kiełbasa też znajduje miejsce na moim stole.

 

W najbliższej przyszłości zamierzam przetestować jedzenie przed pracą śniadań węglowodanowych czyli owsianka górska/kasza manna + owoce typu banan i inne dodatki. Jest to dość szybkie śniadanie, a zapewnią dużą ilość energii. Staram się jeść mało posiłków i nie przesadzać z ilością, bo lubię jeść (forma tego nie lubi). Konsekwentnie zmniejszam ilość spożywanego jedzenia i zamierzam w najbliższym czasie uporządkować ten aspekt, aby jeść maksymalnie efektywnie (wartościowe produkty, nie przesadzać z ilością).  

 

 

Nie znam kobiety, która miałaby smykałkę do gotowania. Dobra, jedna, która to robi dla biznesu. W pozostałym zakresie żadna koleżanka/badź ex nie przywiązywały wagi do gotowania. Jedzenie syfu, jak to fajnie ujął autor tematu, w locie jak psy. Jedna z moich ex gotowała, bo ja gotowałem. Natomiast nowo poznawane panny w ogóle miały to gdzieś co było dla mnie zatrważające jak można nie szanować własnego organizmu w ten sposób. Miałem okazje pomieszkiwać na wyjeździe służbowym przez kilka dni z paroma to oniemiałem. Nie wiedziałem, że tak można i da się funkcjonować (inteligentne dziewczyny).

  • Like 4
Link to comment
Share on other sites

17 minutes ago, antyrefleks said:

Nie znam kobiety, która miałaby smykałkę do gotowania.

Oj, ja znam - fenomenalnie gotuje, ma świetną "mapę smaków" w głowie i potrafi wymyślić co z czym powinno być połączone, żeby osiągnąć konkretny cel smakowy. Zioła, przyprawy w małym palcu. Wszystko zupełnie amatorsko. 

 

19 minutes ago, antyrefleks said:

Natomiast nowo poznawane panny w ogóle miały to gdzieś co było dla mnie zatrważające jak można nie szanować własnego organizmu

Ja pamiętam scenkę niegdyś w akademiku. Byliśmy z kumplem w pokoju u dziewczyn i jedna (najgrubsza) zrobiła się głodna. Wyjęła z szufladki łyżeczkę, otworzyła lodówkę sięgając po słoiczek majonezu Winiary i zaczęła go jeść saute tą łyżką wprost ze słoika. Oczywiście w lodówce nie brakowało produktów do zrobienia choćby elementarnej kanapki. Ale pewnie trudność stanowiło samo pokrojenie chleba. Nie wiem, ale w szoku byłem, mimo, że jako studenciak różnie się jadało. 

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

Aktualnie jestem na diecie redukcyjnej, także dość dużą wagę przykładam do tego co jem.  4 posiłki dziennie:

- śniadanie głównie jajecznica, różnorakie owsianki, płatki,

- 2 posiłek to przeważnie koktajle/shake, kanapki z warzywami wędliną itp - taki lekki posiłek ;)

- Obiad to głównie makarony/ryże/kasza/ziemniaki + kurczak/indyk, czasami jakieś naleśniki się machnie z dobrym wnętrzem,

- na kolacje zazwyczaj jem naleśniki, twaróg, różne sałatki z kurczakiem.

W każdym posiłku dość spora liczba warzyw, a na śniadanie do owsianek owoców.

Ogółem odkąd stosuje taką dietę zacząłem się dużo lepiej czuć, bo wcześniej przyznam że jadłem nieczysto i nie raz był tydzień, gdzie zamawiałem codziennie pizze/kebaba :D 

Zdrowa micha to zdrowa micha ;)

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

Kapusta kiszona, kapusta zasmażana, kiełba, masło, włoszczyzna, ser, makaron ryżowy to jakieś 90% tego co jem. 


Już od dłuższego czasu kontroluję co jem, i pracuję nad dietą idealną, mając na uwadze

  • Redukcje symptomów alergii na roztocza i pyłki
  • Zapobieganie nowotworom, demencji oraz ogólnie chorobom cywilizacyjnym
  • Wspomaganie układu odpornościowego (czyli zdrowego układu trawiennego oraz zbalansowanej flory bakteryjnej)

I na ten moment doszedłem do takiej oto listy produktów które jem. W ciągu dnia jem raczej na "surowo" i tłusto (kiełba + masło + kapusta), wieczorem makaron z serem lub zapiekanka z cukinią, ewentualnie więcej kapuchy. Staram się, aby moje jedzenie nie było wyhodowane na nawozach sztucznych, miało mało pozostałości po opryskach, i ogólnie było dobrej jakości.

 

Taką dietę oraz dodatkowo posty zdrowotne chcę (już niedługo) wypróbować na rodzinie żeby wyleczyć ojca z nowotworu. 

 

Jak skończę całą dokumentację nt. żywienia to się nią na forum podzielę

 

Brakuje mi jeszcze dokładnego rozeznania nt. zmian w diecie w stosunku do pory roku

  1. Nabiał

    1. Sery długo dojrzewające, cheddar, camembert, pleśniowe - w takich produktach laktozy, której nie jesteśmy w stanie strawić, jest znacznie mniej

    2. Jogurt, śmietana BIO - j.w.

    3. Jajka, tylko z wolnego wybiegu, najlepiej gotowane na miękko, żółtko ugotowane na twardo i smażone na patelni jest ciężkostrawne.

  2. Mięso

    1. Ze sklepów, w których dostawy pochodzą od lokalnych producentów

    2. Mniej smażenia, jak już to na smalcu nie na roślinnym

    3. Wołowina raz na jakiś czas

    4. Kiełbasa suszona na co dzień

    5. Kaszanka, przynajmniej raz na tydzień

    6. Wywar z kośćmi, rosół, przynajmniej raz na tydzień

  3. Ryby

    1. Łosoś, najlepiej złowiony dziko (b. ciężko znaleźć), lub wyprodukowany na rynek zachodni lub skandynawski (w Auchan jest pyszny suszony)

  4. Tłuszcze

    1. Masło BIO

    2. Nie utwardzone oleje roślinne, tłoczone na zimno, z wyższej półki, nie smażyć na nich

    3. Awokado BIO

  5. Warzywa BIO, najlepiej sezonowe

    1. Skrobiowe (ziemniaki) w niedużych ilościach

    2. Z supermarketu tylko BIO

    3. Włoszczyzna, brzydka, krzywa, warzywa z targu lub lokalnych warzywniaków

    4. Dużo kapusty, gotowana, zasmażana

    5. Zielenina (rukola, roszponka…)

    6. Dużo cebuli i czosnku

    7. Ryż tylko BIO, tylko brązowy, makaron ryżowy

  6. Owoce

    1. Borówki tylko

  7. Kiszonki

    1. Kiszona kapusta, ogórki ekologiczne jest teraz w prawie każdym supermarkecie, chyba najważniejsza rzecz w diecie, najlepiej dwie nieduże porcje dziennie (nie przesadzić też)

  8. Grzyby

    1. Pieczarki tylko BIO, grzyby leśne, shitake, ale nie codziennie

    2. Suszone na słońcu w lato - mają dużo witaminy D

  9. Przyprawy

    1. Sól, pieprz

    2. Kurkuma

    3. Jak kostka rosołowa to tylko BIO, dawać najwyżej połowę tego co w opakowaniu

    4. Mieszanki ziołowe różne, np. “do ciężkich dań”

    5. Świeża bazylia, pietruszka itd.

    6. Płatki drożdżowe nieaktywne

  10. Picie

    1. Głównie woda, najlepiej oligoceńska, może być ze sklepu zwykła + czasem mineralna, zero czegokolwiek co jest słodkie

    2. Zielona herbata

 

  • Like 3
Link to comment
Share on other sites

Na śniadanie jadam ostatnio warzywa (sałata, papryka, pomidor, rzodkiewki, cebula, kiełki) + jajko i/lub awokado. Plusem pracy z domu jest to, że nie muszę wciskać w siebie tego jak wstanę, tylko na spokojnie o 9.00. 

Z gotowców jadam jogurty naturalne na bazie mleka kokosowego. Czasami posiłkuję się bulionem warzywnym w słoiku Winiary, nie umiem zrobić naprawdę dobrego, aromatycznego wywaru warzywnego, a mięsnych nie jadam.

Podziwiam ludzi jak @Rnext którym chce się robić własny makaron czy jogurty... ja nie z tych ;)

Staram się kupować warzywa od rolnika z rynku, często niczym babcie o godz. 7.20 jestem już w domu po zakupach spożywczych. 

 

Na obiad planuję jutro indyjską zupę warzywną, która "chodzi za mną" od kilku dni. Mam nadzieję, że znaleziony przepis mnie nie rozczaruje :)

 

Przyznam, że moje kubki smakowe nie są zbyt wysublimowane, na ogół jeśli coś jest wege to mi smakuje ;) Gotuję przyzwoicie, ale na pewno nie wybitnie. Lubię proste jadło - dzisiaj na obiad wcinałam kapustę duszoną z pomidorami i cebulą.

 

Mam kilka popisowych dań, mąż twierdzi, że moja pizza jest bezkonkurencyjna. Z caterinu nie korzystam, ogrom produkowanych przy tym śmieci byłby dla mnie nie do przełknięcia. Na mieście jadam kilka razy w  roku - w zasadzie tylko na wyjazdach.

 

 

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

15 hours ago, catwoman said:

Z caterinu nie korzystam, ogrom produkowanych przy tym śmieci byłby dla mnie nie do przełknięcia.

Genialna obserwacja! Pamiętam, gdy kiedyś mignął mi gdzieś na YT test cateringu od Lewandowskiej i przynieśli kolesiowi całą, wielką torbę (szczęśliwie papierową) plastikowych kuwet z żarciem, zamykanych hermetycznie folią. Cztery spore kuwety i plastikowa butelka soku. Pomyślałem sobie, że to jakieś ironiczne szyderstwo ze strony kobiety "fit&eko". Sam nawet z odrazą patrzę na maszynki jednorazowe do golenia a tu dzień w dzień, po pół kilo plastiku rozwożą każdemu i to w kilkudziesięciu miastach w Polsce. Absurdalne. Ale słomki do picia trzeba zlikwidować eko-dekretem EU.

 

15 hours ago, catwoman said:

Podziwiam ludzi jak @Rnext którym chce się robić własny makaron czy jogurty... ja nie z tych

W głowach większości kobiet, które znam, jest wmontowane jakieś irracjonalne przekonanie "ciągłego stania nad garami", kiedy się coś gotuje. I one mają rzeczywiście imperatyw, żeby ciągle (i zupełnie niepotrzebnie) w garach mieszać jak coś gotują. Przy przemyślanej organizacji, a zwłaszcza - przy okazji integracyjnej pomocy drugiej osoby, to wszystko się odbywa raz-dwa. Przecież jakoś da się to zorganizować, że w przyzwoitej restauracji (wiem, trochę inna bajka), kilkadziesiąt osób na sali, czeka na super wypasiony obiad tylko 15-20 minut. A i tak tylko dlatego, że nie da się upiec perliczki w 3 minuty ;)

 

Taki jogurt robi się sam, sery też. Po prostu wlewam mleko do jogurtownicy, dosypuję bakterie (i podpuszczkę jeśli ser), włączam urządzenie i po 14h mam jogurt grecki (odcieka też w urządzeniu). Suma robót to mniej niż 5 minut i to razem z myciem sprzętu. No, przy serach to więcej roboty - cięcie skrzepu i przekładanie do foremek i odciekanie z obracaniem co jakiś czas. Suma czasu prac to może 15-20 minut. Wystarczy planowanie i organizacja a taki jogurt czy ser jest na tydzień. Sam mam takie założenie, że szykując obiad, musi być co najmniej na dwa dni.

 

I fajnie, że kupujesz od rolników. Gdyby handel i dystrybucja nie były w rękach globalnych korpo, dla których rolnik jest ich nieformalnym pracownikiem na śmieciówce, można by do tego nie przykładać wagi. 

  • Like 7
Link to comment
Share on other sites

Ja przyznaję, że mój gust smakowy chyba zatrzymał się na podstawówce. Mogłabym przeżyć na mleku. Kawa inka, owsianka z mlekiem, kasza manna, kasza jaglana z mlekiem, kluski z owocami, kluski z jagodami, śliwkami, truskawkami. U nas mleko schodzi zgrzewkami.

W lecie to mogłabym przetrwać na malinach, jabłkach, gruszkach.

Ja nawet gdybym sobie robiła jakieś wystawne danie przez 3 godziny, to ono i tak mi będzie mniej smakować, niż naleśniki z twarogiem. Ja po prostu lubię takie byleco.

Od 2,5 h gotuje się rosół z kaczki, potem mam warzywa z roladkami wołowymi, ale ja i tak po cichu zrobię sobie budyń albo kaszę manną, a potem zjem tylko rosołek i powiem, że więcej już nie mogę.

 

 

 

  • Like 1
  • Haha 2
Link to comment
Share on other sites

6 hours ago, Amperka said:

Ja przyznaję, że mój gust smakowy chyba zatrzymał się na podstawówce.

Coś chyba w tym jest, bo z tego co piszesz to zasadniczo jesz "domowe fastfoody" i to tylko na słodko. Taki pociąg do cukrów (pewnie również czujesz słodycz laktozy w mleku jak ja) może być czasami objawem depresji atypowej i zdaje się prostą drogą do insulinooporności czy cukrzycy. W sumie w PL jest 25% więcej cukrzyczek niż cukrzyków. 

Ale Wasze dzieci tak się nie odżywiają? 

Link to comment
Share on other sites

Moja pani gotuje na co dzień i bardzo lubi.

 

Dziś zrobiła krewetki z czosnkiem i chilli, domowe kimchi i świeży domowy chleb.

 

W ogóle nie kupujemy pieczywa i kiszonej, wszystko robi sama. Często jemy pieczone albo duszone mięso. Ona ma jakieś swoje zasady, co do tego, co jemy, ale ja się tym szczególnie nie interesuje.

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

7 godzin temu, Amperka napisał:

Ja przyznaję, że mój gust smakowy chyba zatrzymał się na podstawówce. Mogłabym przeżyć na mleku. Kawa inka, owsianka z mlekiem, kasza manna, kasza jaglana z mlekiem, kluski z owocami, kluski z jagodami, śliwkami, truskawkami. U nas mleko schodzi zgrzewkami.

W lecie to mogłabym przetrwać na malinach, jabłkach, gruszkach.

Ja nawet gdybym sobie robiła jakieś wystawne danie przez 3 godziny, to ono i tak mi będzie mniej smakować, niż naleśniki z twarogiem. Ja po prostu lubię takie byleco.

Od 2,5 h gotuje się rosół z kaczki, potem mam warzywa z roladkami wołowymi, ale ja i tak po cichu zrobię sobie budyń albo kaszę manną, a potem zjem tylko rosołek i powiem, że więcej już nie mogę.

@AmperkaNie powiem nic złego na mleko, bo uwielbiam. Mleko i pochodne ale... dzień bez mięsa to dzień stracony. Umarłbym z głodu.

Jadłbym co godzina i nadal chodziłbym głodny.

 

Czasem słyszę rady typu "jesteś głodny, zjedz jabłko"... Matko i Córko... po pół godzinie miałbym głód x4. po kolejnej pół godzinie z głodu by mnie łeb rozbolał.

 

12 godzin temu, Rnext napisał:

W głowach większości kobiet, które znam, jest wmontowane jakieś irracjonalne przekonanie "ciągłego stania nad garami", kiedy się coś gotuje. I one mają rzeczywiście imperatyw, żeby ciągle (i zupełnie niepotrzebnie) w garach mieszać jak coś gotują. 

Nie mam pojęcia skąd to się bierze, ale... domyślam się. 

 

Miałem taką koleżankę w pracy... wiecznie sterta papierów na biurku i "zarobiona"... tylko co przyjdziesz do niej w ciągu dnia to nic z tej sterty cały dzień nie znika... Ale ona jest "zarobiona"...

 

Odkąd gotuję kawalersko, to pierwsze, co zaczęło mi do głowy przychodzić to:

- jak zrobić zakupy, żeby mieć wszystko we właściwych proporcjach

- co przygotować, żeby wykorzystać to, co mam w lodówce, żeby nie chodzić niepotrzebnie po brakujące produkty do sklepu

- jak przygotować półprodukty, żeby w trakcie upapranymi rękami nie grzebać w szufladach

- jak to zrobić szybko i bez niepotrzebnego kręcenia się po kuchni.

- w odpowiedniej kolejności, żeby czasu między obsmażaniem mięsa a np. gotowaniem kaszy wykorzystać na inne rzeczy równolegle.

- jak to zrobić od razu na 2 - 3 dni (odpowiednie proporcje) bo nie mam ochoty częściej gotować.

- jak to zrobić, żeby się nie narobić i w momencie gotowego obiadu mieć już wszystko posprzątane, pozmywane, żeby bałaganu nie było.

A po zjedzeniu mieć tylko do umycia talerze i co najwyżej przełożyć zawartość do pojemników do lodówki i domyć garnek (lub dwa), żeby już mieć wszystko "na czysto" i żeby nie zawalało miejsca w lodówce (garnek w lodówce to strata miejsca jak cholera).

 

Co w jakiej kolejności przygotowywać, żeby nie tracić czasu niepotrzebnie. I naprawdę zwykły obiad typu mielone, schabowy, gulasz, potrawka z kurczaka, fasolka po bretońsku leczo to są rzeczy, które można ogarnąć w mniej niż godzinę w kuchni. Większość z tych rzeczy to 20 minut czasu i potem od czasu do czasu zamieszać... jak mięso dochodzi.

 

No naprawdę... schabowy z surówką z marchwi i jabłka i ziemniakami "z wody" to 30 minut od obrania pierwszego ziemniaka do starcia marchewki na surówkę i usmażenia kotleta.

 

Zresztą jestem fanem dań jednogarnkowych. Obrać, pokroić, podsmażyć, wyłożyć do żaroodporniaka i fru do piekarnika... dusi się samo i w ogóle nie trzeba myśleć o tym.

 

Natomiast WSZYSTKIE kobiety z którymi miałem do czynienia robiły z tego gotowania wielkie Aj Waj... 2 godziny nie wychodzi z kuchni, żeby zrobić zwykły obiad.

A potem w weekend "wielkie zmęczenie" w gronie rodzinnym bo partner nie pomaga.

 

Mnie to w kuchni denerwuje. "Bo ja chcę Ci pomóc"... wybija z rytmu, zakłóca porządek. Kiedy ja chcę użyć tego noża, to akurat jest obieranie czy krojenie. Kiedy mi potrzebny garnek, to akurat w tym coś jest mieszane... Albo ja tam jestem albo ona... bo inaczej będzie źle...

 

Powiem Wam, że odkąd ogarniam "kuchnię kawalera", która wg moich aspiracji ma maksymalnie nawiązywać do kuchni z mojego domu rodzinnego(bo to mi smakuje i koniec)  to przestałem wierzyć w mit zarobionej kobiety stojącej przy garach. Cały dzień w pracy musi myśleć co zrobi na obiad, potem zakupy wracając do domu, potem wielkie gotowanie i...

Wychodzi z kuchni od 17:00 do 19:00 urobiona po łokcie... Nie... po prostu nie dam się więcej na to nabrać.

 

Mogę wyjechać na tydzień z domu i bez problemu pamiętam co zostało w zamrażalniku, jakie mięso mam i co z niego mogę zrobić.

Ogarnięcie "zapasów" w spiżarce i dokupienie TYLKO BRAKUJĄCYCH rzeczy nie stanowi problemu.

 

Więc zupełnie w to "urobienie" przestałem wierzyć.

  • Like 3
Link to comment
Share on other sites

12 godzin temu, Rnext napisał:

Coś chyba w tym jest, bo z tego co piszesz to zasadniczo jesz "domowe fastfoody" i to tylko na słodko. Taki pociąg do cukrów (pewnie również czujesz słodycz laktozy w mleku jak ja) może być czasami objawem depresji atypowej i zdaje się prostą drogą do insulinooporności czy cukrzycy. W sumie w PL jest 25% więcej cukrzyczek niż cukrzyków. 

Ale Wasze dzieci tak się nie odżywiają? 

Nie, zawsze jest normalnie obiad. Dzieci uwielbiają zupy, a wszystko mamy ze swojego ogrodu, a mięsa od wujków, więc oni jedzą zdrowo. Ja się muszę tajniaczyć. Siadamy do stołu, zjadam zupę, drugiego już nie mogę. Mąż groźnie patrzy - znowu jadłaś jakieś budynie. A potem narzeka, że czuje się jak w przedszkolu.

Ja lubię gotować, włączam audiobooka i dla mnie to jak wypoczynek. Ale gotuję zwykle dla innych, bo ja to, najchętniej bym sobie naleśniki zachlapała i micha zadowolona. 

Może powinnam zacząć zmieniać te nawyki, pójść do jakiegoś dietetyka. 

Edited by Amperka
  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.