Skocz do zawartości

Gruby Grubas

Rekomendowane odpowiedzi

Byłem dziś u lekarza, tak właściwie bez zamiaru rozmowy o otyłości, ale w końcu doszło i do tego. Nie wiem, jak mam na to wszystko zareagować.

 

Mam (jeszcze) stosunkowo dobre wyniki badań (cholesterol, tarczyca itp). Ale dowiedziałem się, że organizm zaczyna się już sypać; za jakieś 20 lat będę kaleką lub trupem. Zacznie szwankować serce i stawy, pojawi się cukrzyca.

 

Nie jest też tak, że to tylko i wyłącznie ja zawiniłem. Przyjmuję leki, które mogą powodować wzrost apetytu i nadwagę. Czyli nie jestem do końca winny. Marne to jednak pocieszenie.

 

A teraz najważniejsze: lekarz zaproponował leczenie operacyjne, czyli właśnie operację. Kurwa, kiedyś myślałem, że takie rzeczy to tylko w filmach albo u jakiś całkowicie obcych ludzi. Nawet tutaj gdy pisałem wcześniej o operacji, o traktowałem to trochę po macoszemu, jako taką ostateczność, która jednak nigdy nie nastąpi, a tutaj proszę: lekarz sam z siebie zaczyna rozmawiać o otyłości i wychodzi z taką propozycją. Aż ciężko mi w to uwierzyć: owszem, miałem zamiar zapytać o to tak z własnej ciekawości, ale nawet nie przypuszczałem, że operacja może mieć naprawdę zastosowanie dla mnie.

 

Dostałem jakieś tam papiery i namiary do szpitala zajmującego się tego typu przypadkami. Teraz nie mam za bardzo czasu, ale w przyszłym tygodniu będę musiał podzwonić i popytać, jak to wszystko wygląda. Kurwa, tak naprawdę nie wierzyłem, że będą mnie ciąć. Ja pierdolę, co się dzieje?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, Gruby Grubas napisał:

Nie jest też tak, że to tylko i wyłącznie ja zawiniłem. Przyjmuję leki, które mogą powodować wzrost apetytu i nadwagę. Czyli nie jestem do końca winny. 

Żaden lek nie sprawia, że organizm znikąd bierze energię którą odkłada w tkankę tłuszczową.

Wzrost apetytu - ok, rozumiem że dwa ciastka więcej albo dodatkowa porcja ziemniaków to wyższy apetyt, no ale kurwa, 40kg przez leki?

W dalszym ciągu zrzucasz odpowiedzialność na coś innego niż siebie, ale lekom nie wyrosła ręka która potajemnie wsuwała Ci kebab do ust.

Połóż się pod nóż, ale gdy będziesz gubić wagę z dnia na dzień to po 3 miesiącach schowasz się w piwnicy, bo będziesz wyglądał jak człowiek spadochron (tak, mam tu na myśli pozostałą skórę)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Albo się weźmiesz za mordę i zmienisz swoje życie albo cała ta pisanina na darmo. Poświęcisz ze 2 lata to resztę przeżyjesz jako gość. Nie poświęcisz to za te dwadzieścia pomyślisz sobie: ale dałem dupy. 

 

Tu się nie ma co rozwodzić nad tematem. Albo działasz albo przegrywasz. Duże elo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, lupele napisał:

Albo się weźmiesz za mordę i zmienisz swoje życie albo cała ta pisanina na darmo. Poświęcisz ze 2 lata to resztę przeżyjesz jako gość. Nie poświęcisz to za te dwadzieścia pomyślisz sobie: ale dałem dupy. 

 

1 godzinę temu, DeMasta napisał:

Połóż się pod nóż, ale gdy będziesz gubić wagę z dnia na dzień to po 3 miesiącach schowasz się w piwnicy, bo będziesz wyglądał jak człowiek spadochron (tak, mam tu na myśli pozostałą skórę)

 

1 godzinę temu, seba33 napisał:

Gówno się dzieje. Nie masz jaj by wziąć życie w swoje ręce i się zmienić. Możesz się dać pokroić ale i tak wrócisz do stanu wyjścia, albo wpadniesz w inny nałóg. Po co zawalczyć lepiej iść na łatwiznę.

 

@Gruby Grubas słuchaj kolegów bo dobrze ci radzą. Jakbyś się postarał na dobrej diecie i ciężkim zapierdalaniu to w regularnym zrzucaniu wagi mógłbyś zrzucić te 30-40 kilogramów w rok czy półtora roku bez efektu jojo bo jak zaczniesz to nie dlatego aby zrzucić sadło ale dlatego aby zmienić nastawienie i styl życia. Jak zaczniesz ćwiczyć i być na diecie to już tak zostanie i nie będzie odwrotu. A za 2 lata będą z ciebie ludzie. Przy tym wzroście jak zejdziesz do 90 kg to powinno wystarczyć. Powodzenia i wytrwałości.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie, problem kolegi jest bardzo poważny i ja mu współczuję. Bądźmy mili. Co do leków, mój kolega psychiatra mi polecał na IBS lek, po którym się tyje od jednej bułki dziennie, więc nie mówcie że takich leków nie ma - są.

 

Większość rad które mu piszecie, przecież on doskonale zna - wszystko jest w necie. Jak będziecie mu pisać że nie ma jaj, to go poniżycie - przecież on już i tak się czuje nic nie warty. Nie idźcie drogą opierdalania kogoś, kto i tak czuje się poniżony. Z poniżenia nie wykluje się supermen który schudnie, tylko jeszcze bardziej kolegę straumatyzujecie.

 

Co ja powiem:

 

1. Miliony ludzi chudną, więc Twój problem jest odwracalny. To nie kalectwo, a coś co w pół roku można odwrócić bez głodowania, np. dieta slow carb Ferrisa (4 godzinne ciało). Zmieni się motywacja i hormony, zmieni się ciało - takie rzeczy się zdarzają, więc niby dlaczego nie mogłyby Ciebie spotkać?

 

2. Jeśli masz świadomość bycia nołjajfem, to znaczy że nim nie jesteś - oni nie są świadomi swoich ograniczeń, a Ty tak, co daje Ci szansę że coś z tym kiedyś zrobisz.

 

3. Proponuję zmianę nicka np. na Szczupły i muskularny, żeby trochę podrajcować podświadomość, zmienię Ci go jeśli wyrazisz takie życzenie.

 

4. Proponuję zmianę avatara np. na Arnolda czy kogo tam lubisz, byle miał super męskie ciało, może podświadomość załapie.

 

5. Spróbuj kupić nagranie Bytofa "Odchudzanie bez diety" za 120zł, na pewno coś pomoże i wpłynie na Ciebie.

 

 

No i głowa do góry, ludzie nie z takich problemów wychodzili.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Marku nikt nikogo nie chce poniżyć. Całe życie walczę z otyłością znam ten problem od podszewki i doskonale wiem co czuje taka osoba. Wszystko co opisal kolega (poza lekarzami i braniem leków) przerobiłem na własnej skórze. Jeśli gość przychodzi po pomoc to tej pomocy mu udzielam — podaję sprawdzony przepis, który sam zastosowałem. No ale kolega chce iść na łatwiznę, a nic samo się nie zrobi. Trzeba wysiłku, samozaparcia i chęci. Tutaj jest potrzebny dobry psychiatra i jakiś potężny wstrząs. Do dziś jestem wdzięczny lekarzowi, który wykrzuczał mi parę lat temu, że jak się nie wezmę za siebie to po 30stce zamiast cieszyć się życiem, będę cieszył się że żyje.

 

Kolega ma mentalność ofiary, bo tak jest wygodnie. Byłem w takim samym stanie, ale po przyjęciu wielu ciosów od życia nie było zmiłuj wóz albo przewóz. Bez ułożenia sobie wszystkiego w głowie nawet po schudnięciu znów przytyje. Najpierw praca nad psychiką, a później walka, ale bez wysiłku i samzaparcia nic się nie zrobi.

 

PS. O zmianie nicku i avatara już pisałem, ale kolega chyba nie chce niz zmieniać, bo nic nie zrobił w ogóle.

Edytowane przez seba33
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 6.09.2016 o 13:40, seba33 napisał:

Teraz zacznij dietę. 4-5 posiłków dziennie. 600 - 800 kalorii. Nie słuchaj mądrych doradców, że można sobie zniszczyć organizm, gdy już schudniesz stopniowo zwiększysz kaloryczność. Masz jeść często ale mało. Zrezygnuj z rzeczy mącznych, tłustych, smażonych. 

 

Przy tak niskiej kaloryczności efekt jojo bardzo prawdopodobny, a jeśli nawet utrzyma wagę to zostaje problem obwisłej skóry. 

Testosteron "lubi" tłuste.

Zgadzam się, że najpierw trzeba przekabacić podświadomość.

 

Piszecie, że biegając przy zbyt dużej wadze uszkodzi się stawy. A da się bardziej precyzyjnie określić od jakiej nadwagi lepiej nie biegać? Kilka tygodni temu zacząłem biegać i teraz się zastanawiam czy już na wózek inwalidzki odkładać :D. Mierze 186 cm i warze 95 kg.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wszystko co opisuję to doświadczenia z autopsji. Ja w ogóle uwielbiam termin "efekt jojo". Bo skąd się on bierze? Z żarcia tylko i wyłącznie - nie będziesz żreć to nie będzie "efektu jojo". Ludzie mają to do siebie, że gdy już osiągną upragnioną wagę to rzucają się na żarcie i bardzo szybko wracają do punktu wyjścia. Dlatego podkreślam cały czas jaj ważne jest ułożenie sobie tego w głowie i psychika oraz ciągła praca nad sobą i kontrola.

 

Co do kaloryczności to dieta 800 kalorii nie może być stosowana ciągle. Po zrzuceniu olreślonej ilości kg należy stopniowo zwiększać kaloryczność (ok 100 kal na tydzień) o zawsze trzeba mieć ten margines kilku kilogramów, które mogą się pojawić aż do stabilizacji wagi. Ja po schudnięciu 40 kilko w 3 miechy miałem skórę jak pupcia niemowlęcia. Mało tego wszystkie obrzydliwe rozstępy idealnie się wchłonęły. Nie miałem w ogóle zwisającej skóry, a piłem tylko rozcieńczany ocet jabłkowy i dodstkowo pastylki z wyciągiem z alg.

 

Przy Twojej wadze biegałbym, ale rób to z głową, bo wszystko zależy od indywidualnych cech organizmu. Kup odpowiednie obuwie, zadbaj o rozgrzewkę i staraj się biegać jak najmniej po betonie. I nid na hurra że dziś przebiegniesz sto km a jutro się ruszyć nie będziesz mógł. Wszystko z głową i umiarem!

Edytowane przez seba33
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, seba33 napisał:

Wszystko co opisuję to doświadczenia z autopsji. Ja w ogóle uwielbiam termin "efekt jojo". Bo skąd się on bierze? Z żarcia tylko i wyłącznie - nie będziesz żreć to nie będzie "efektu jojo". Ludzie mają to do siebie, że gdy już osiągną upragnioną wagę to rzucają się na żarcie i bardzo szybko wracają do punktu wyjścia. Dlatego podkreślam cały czas jaj ważne jest ułożenie sobie tego w głowie i psychika oraz ciągła praca nad sobą i kontrola.

 

Co do kaloryczności to dieta 800 kalorii nie może być stosowana ciągle. Po zrzuceniu olreślonej ilości kg należy stopniowo zwiększać kaloryczność (ok 100 kal na tydzień) o zawsze trzeba mieć ten margines kilku kilogramów, które mogą się pojawić aż do stabilizacji wagi. Ja po schudnięciu 40 kilko w 3 miechy miałem skórę jak pupcia niemowlęcia. Mało tego wszystkie obrzydliwe rozstępy idealnie się wchłonęły. Nie miałem w ogóle zwisającej skóry, a piłem tylko rozcieńczany ocet jabłkowy i dodstkowo pastylki z wyciągiem z alg.

 

Przy Twojej wadze biegałbym, ale rób to z głową, bo wszystko zależy od indywidualnych cech organizmu. Kup odpowiednie obuwie, zadbaj o rozgrzewkę i staraj się biegać jak najmniej po betonie. I nid na hurra że dziś przebiegniesz sto km a jutro się ruszyć nie będziesz mógł. Wszystko z głową i umiarem!

 

Zrzuciłeś 40kg w trzy miesiące?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@seba33 nie zgodzę się z tym 800 kcal. Kolega Gruby ma 180 cm, czyli nawet przy niskiej aktywności jego zapotrzebowanie na kalorie będzie wynosiło z 2200 kcal. Jak to obetnie o 1400 kcal jak proponujesz to za chooya nie wytrzyma i po niedługim czasie wróci do objadania i znowu przytyje. Do tego dojdzie frustracja z powodu kolejnej porażki.

 

Trzeba pamiętać, że organizm potrzebuję coś więcej niż kalorie. Jeśli nie dostarczamy ciału mikroelementów to organizm też będzie reagował głodem! Większość ludzi nawet jak zjada wystarczającą ilość kalorii to nie dostarcza odpowiednich ilości mikroelementów, a co dopiero jak obetnie ilość spożywanych pokarmów niemal trzykrotnie.

 

Jestem przekonany, że jakbyś zastąpił bezwartościowe jedzenie - zdrowym pojawiłyby się pozytywne efekty. Przestawienie się nie jest trudne i nie wymaga aż tyle zachodu. Często zdrowe jedzenie jest prostsze w przygotowaniu. Jedyny problem to na początku nie smakuje i potrzeba z 2-4 tygodni żeby się przyzwyczaić. Np. mi przejście ze słodzenia do niesłodzenia herbaty zajęło ok. 20 dni. Dzisiaj rzygam jak przypadkowo upiję słodką herbatę.

 

Kolejna sprawa to pewnie nie zdajesz sobie nawet sprawy ile jesz. Już w poprzednim poście pisałem, że powinieneś zapisywać wszystko co zjadasz w ciągu dnia. Nie musi to być jakoś super dokładnie wyliczone, orientacyjnie żebyś na koniec dnia wiedział co zjadłeś i czy miało to w sumie 2500 kcal czy 4000 kcal. Polecam tę stronę http://www.ilewazy.pl/

Takie zapisywanie pomaga Ci zorientować się ile kalorii mają produkty i całe posiłki które zjadasz. Po kilku tygodniach będziesz już z głowy potrafił oszacować czy dany posiłek ma ok. 500 kcal czy ok. 1000 kcal. Jest to ważne bo wiele osób nie zdaje sobie sprawy jak bardzo kaloryczne są niektóre produkty. Dodatkowo nauczy Cię to trochę dyscypliny i systematyczności.

 

Jeśli sumiennie przez tydzień będziesz prowadził taki dziennik to zamieść go na forum a z pewnością pomożemy Ci stopniowo pozmieniać niezdrowe na zdrowe w taki sposób, żebyś dał radę.

Tu polecam wątek: http://braciasamcy.pl/index.php?/topic/5319-wkurwia-mnie-jakość-produktów-spożywczych/&page=1

 

Co do biegania też się nie zgadzam, ale luz bo kolega Gruby przy 180 cm i 135 kg i tak nie przebiegnie 50m... Na razie dużo maszeruj, ale też w dobrych butach plus ten orbiterek na siłce. Natomiast ćwiczeń siłowych powinieneś robić sporo, bo im więcej mięśni tym więcej kalorii się spala.

 

Dla mnie odchudzanie z takiej nadwagi powinno być jak maraton a nie sprint. Lepiej odchudzać się nawet 3 lata, ale niech to będzie już trwałe. Dlatego preferuje bardzo powolne zmienianie nawyków. Każdego tygodnia wprowadzasz z 2-3 nawyki, po 2-3 miesiącach dodatkowo obcinasz 300-400 kcal i następnie się tego trzymasz.

 

Coś co możesz zacząć już teraz:

 - zacznij jeść codziennie grejfuta

 - zacznij pić zieloną herbatę (oczywiście bez CUKRU! bo to barbarzyństwo a poza tym niezdrowe)

 - zapisuj co zjadłeś i ile to miało kcal, ale na razie bez zmian, szczerze

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

:DA tak: Przy wzroście 190 cm ważyłem 138 kilo w najbardziej krytycznym momencie. Pierw zacząłem czytać o dietach i szukać. Przetrząsnąłem chyba cały internet. Zacząłem się odchudzać początkiem lipca 2013 roku. Rozjebało mi się małżeństwo i moim pragnieniem była zmiana siebie oraz poznanie kogoś wartościowego. To był taki motor napędowy. Najpierw zaopatrzyłem się w tabele kaloryczne i wagę kuchenna do ważenia jedzenia. Następnie podzieliłem sobie posiłki na 4-5 małych porcji w odstępie 3-4 godzin. Nie miałem jednakowych pór, bo i tryb życia i pracy nie pozwalał. Następnie odrzuciłem cukier, słodycze, białe pieczywo, makarony i rzeczy mączne. Zacząłem jeść dużo warzyw w różnych formach. Surówki, gotowane (oprócz marchewki, ponieważ podczas obróbki cieplnej zmienia się indeks glikemiczny czyli zwiększa się kaloryczność), dużo jadłem produktów o tzw ujemnej kaloryczności (podczas trawienia których organizm musi zużyć energię). Posiłki były mizerne, ale zdrowe i zawierające wszystkie niezbędne mikroelementy.

Przykład:

śniadanie: 10 dkg wędliny drobiowej

II śniadanie: marchewka z jabłkiem

Obiad: filet na parze z warzywami

Podwieczorek: mały jogurt naturalny

 

Całość zamykała się w granicach 800 kalorii. Ponadto stosowałem produkty zwiększające metabolizm tj ocet jabłkowy (3 razy dziennie łyżka/szklankę wody), imbir, herbata zielona lub czerwona pu-erh. Wspomagałem się też tabletkami zawierającymi wyciągi z al:Dg. W tym elemencie chodzi o to by organizm otrzymywał mniej kalorii niż potrzebuje do zużycia. Ważny jest też ruch. Przy mojej wadze nie za bardzo mogłem, więc postawiłem na spacery. Ale to były mordercze spacery: Szybkim krokiem tak by się zmęczyć. Po kilkanaście kilometrów. Robiłem czasem dwu-trzy dniowe przerwy by organizm się zregenerował i nie przyzwyczaił do jednostajnego wysiłku. Traktowałem to jako relaks: Słuchawki na uszy z ulubioną muzą i TYLKO pozytywne myśli.

 

 

To w sumie tyle i aż tyle. Było ciężko, wręcz mordęga. Ale byłem nastawiony na sukces i wszystko temu podporządkowałem, bez kompromisów. Zdarzały się momenty zwątpienia, słabosci, gdy organizm zaczął się buntować. Efekty przyszły po tygodniu. Zauważyłem, że ubrania są jakby szersze:D. W międzyczasie poszedłem do lekarza w związku z ciśnieniem i otyłością. Przepisał mi wszystkie możliwe badania krwi. I gdy właśnie po tygodniu odchudzania poszedłem na pobranie... waga wskazała o 10 kilo mniej. W tych utraconych kilogramach było pewnie dużo wody, ale sukces nakręcił mnie jeszcze bardziej. Po ok 1,5 miesiąca miałem na koncie już ok 20 kilo w dół. I wtedy waga stanęła na 2v tygodnie. Już zacząłem się martwić, ale to organizm po prostu przyzwyczajał się do nowej sytuacji. Później poszło znowu.

 

 

Niestety jak to pewnie wszyscy mają w pewnym momencie sobie odpuściłem i waga poszybowała w górę o ok 20 kilo. Wtedy zrozumiałem, że walka z samym sobą potrwa już chyba na zawsze. W tej chwili zrzuciłem ok 10 kilo z tego i moja waga to 108 - 110 czyli i tak 30 kg na plusie. Jem ok 1500 kalorii, ale nadal nie używam chleba, makaronów itp. Dużo warzyw, oliwę z oliwek (witaminy potrzebują tłuszczu by się strawić), mięso rzadko głównie drobiowe) Ćwiczę na siłowni, ale przede wszystkim cholernie polubiłem siebie. TO KLUCZ! Moje życie zmieniło się dlatego, że ja sam uwierzyłem w siebie I od tego trzeba zacząć w każdej walce z nałogiem. Jeśli Marku zechcesz mogę przesłać parę zdjęc przed i po na priva by udowodnić że nie kłamię. Pozdrawiam :D

Edytowane przez seba33
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, seba33 napisał:

zmienia się indeks glikemiczny czyli zwiększa się kaloryczność

 

Zwiększa się wyrzut cukru, kalorie pozostają takie same. Chociaż i tak wychodzę z założenia, że lepiej jedno mocne pierdolnięcie i tym samym hartowanie organizmu, niż małe dawki a ciągłego ładowania "cukru".

 

Szacun za 800 kcal i nieposkładanie się pod kątem psychicznym :D ja ~800 kcal mam z samego ryżu na obiad (2 torebki). 

I nic udowadniać nie trzeba, bo przy takim obcięciu kalorii smalec musi polecieć. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki radeq. Pozwolę sobie na krótką refleksję i niejako podsumowanie. Rozmawialem z wieloma otyłymi osobami. Swoim sukcesem podzieliłem się ba forum dla otyłych. Zaczęli się do mnie zgłaszać ludzie o porady. Ludzie zdrowi tzn nie cierpiący na tarczycę, nie przyjmująvy sterydów itp. I niestety wysnułem jeden smutny wniosek: ludzie to pierdolone lenie, będą się wysrywać w ciebie, zgrywać ofiary bo tak najwygodniej.

 

"ale jak to chleba mam nie jeść", " 800 kalorii to organizm się uszkodzi", "przecież chyba w święta sobie mogę odpuścić", " zbliżają się imieniny ciotki Kunegundy nie wypada by nie jeść" I wiele podobnych wymówek. Ludziom się nie chce wolą oszukiwać samych siebie i innych. 

 

Jeśli się jest zdrowym możba schudnąć. W Auschwitz nie było otyłych i efektu jojo...

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Cześć,

 

z niektórymi radami się zgodzę i postaram się wprowadzić w życie.

 

@seba33, na pewno nie dam rady jechać na 800 kcal. Może co najwyżej ze dwa dni, ale później wpierdalałbym jak oszalały. Od dietetyka dostałem dietę 1500-1600 kcal i to też było słabe - bywało, że ciągnąłem na tym cały dzień, ale na wieczór sobie odbijałem. Też z autopsji - wiem, że nie dam rady przy tak małej ilości jedzenia.

 

Swoją drogą - gratulacje z powodu utraconej wagi. Mi osobiście bardzo ciężko jest w to uwierzyć: 40 kg trudno byłoby zrzucić w rok.

 

@Aumakua: jak najbardziej, mój problem jest odwracalny, kiedyś w pewnej mierze go zwalczyłem. Prawdą jest, że znam większość porad i mechanizmów, ale co z tego - tu działają emocje, a nie rozum, czego bardzo żałuję. Jest tak, jak Ty mówiłeś o sobie w którejś z ostatnich audycji: wiesz, że batoniki są dla Ciebie niezdrowe i psują zdrowie, ale je zjadasz, bo chcesz zagłuszyć emocje. U mnie jest podobnie - obżeram się do oporu, bo lubię i też chcę zagłuszyć emocje i choć przez chwilę poczuć zadowolenie, radość, właśnie po żarciu.

 

Ferrisa znam, właściwie z Twoich materiałów - przeczytałem tę najważniejszą część jego książki, próbowałem jakoś wprowadzić w życie, ale niewiele z tego wyszło. Próbowałem też jakieś niskowęglowodanowe diety, ale bez chleba nie wyrabiam za bardzo.

 

@Drakonma według mnie sporo racji - ja żarłbym coś lepszego jakościowo, to bez wątpienia byłyby efekty, faktem jest, że teraz często zjadam śmieci.

 

Na pewno warto zrobić sobie taki dzienniczek jedzeniowy, żeby mieć na papierze wszystkie swoje grzechy i w ogóle wszystko co się zjadło. To zrobię nawet jeśli nie będę stosował diety. Ze stronek też skorzystam.

 

Dużo ciężej będzie ze zmianą obecnego nawyku, który wyrabiałem przez znaczną część swojego życia; chodzi tu o obżeranie się dla polepszenia humoru. Nie będę ukrywał, ja to lubię. Fajnie jest się nawpierdalać i przez moment odczuwać zadowolenie. Ja tak walczę ze stresem, a sporo go w moim życiu. To trochę jak z alkoholizmem albo fajurką - obżeranie widzę tu jako uzależnienie.

 

I jeszcze coś.

 

Wiem, że chcecie mnie wspomóc poprzez dawanie rad i w ogóle wypowiedzi tutaj. Traktuję to jako porady, z których wybiorę dla siebie to, co będzie mi odpowiadało. Nie przejąłem się w ogóle wpisami, które zawierały jakieś niemiłe fragmenty - to już mnie nie rusza, jestem uodporniony i było to raczej dla mnie śmieszne aniżeli dokuczliwe. Poza tym wiem, że to taki sposób na zmotywowanie mnie.

 

Nie wiem, czy będę teraz wprowadzał jakąś dietę. Teraz pewnie nie.

 

Jak najbardziej, chcę iść na łatwiznę i dać się pociąć. Wydaje się, że mam teraz realną szansę, żeby załapać się na taki zabieg. Chciałbym, aby udało mi się to załatwić. Mam już dość męczenia się i życia z otyłością. Jeśli lekarze zakwalifikują mnie na zabieg, to pójdę bez mrugnięcia okiem. Wiem, że dieta i ćwiczenia to dużo trudu i wyrzeczenia, a mi już nie chce się czekać na efekty.

 

Wiem, że to co tu pisze nie wszystkim będzie odpowiadać, ale jestem szczery z Wami i ze sobą.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

52 minuty temu, Gruby Grubas napisał:

ma według mnie sporo racji - ja żarłbym coś lepszego jakościowo, to bez wątpienia byłyby efekty, faktem jest, że teraz często zjadam śmieci.

 

Skoro to wiesz to nie jedz tego już. Właśnie jesteś na dobrej drodze, skoro zauważyłeś sam swój problem to znaczy, że może a raczej musi być tylko lepiej. Szef @Aumakua dobrze ci radził - zmień nastawienie. Widzę u ciebie awatar i nazwę konta oraz cytat pod twoimi postami podkreślające twój stan. Sam się nakręcasz. Programujesz swoją podświadomość. Ciągle wtłaczasz te same złe wzorce. Jak będziesz sobie ciągle wmawiał, że jesteś gruby czy beznadziejny to nawet najlepsza dieta i trening nic nie da. To że jesteś gruby to chyba już powinieneś sam wiedzieć. Nie potrzebnie tak się spinasz. Działaj wytrwale i konsekwentnie. Wrzuć sobie awatar Arnolda, jakiś plakat na ścianę w pokoju Franka Zane a na tapetę w kompie rzeźbę Steve'a Reevsa .MOTYWACJA to podstawa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Geralt, nie ukrywam, kiedy tu przychodziłem, to za swój główny problem uznawałem (uznaję) otyłość - stąd nazwa. Poza tym pod tym nikiem pisałem też czasem na innych forach.

 

Obrazki wiem jak pozmieniać, ale nazwy użytkownika nie. Trzeba napisać do administracji, orientujesz się?

 

Aha, cytat wziąłem z piosenki, to w ogóle nie było powiązane z otyłością - tłuszcz w cytacie to czysty przypadek.

Edytowane przez Gruby Grubas
Nie dopisałem o podpisie
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Napisz do Bosa, zresztą już sam Ci to proponował. Cóż ja Ci mogę powiedzieć, żal mi Cię tak po ludzku. Myślę, że dopiero jakiś bodziec, pierdolnięcie z zewnątrz Cię zmotywuje. Może to będzie kobieta, może jakiś lekarz, a może pierwszy ostrzegawczy zawał (czego Ci nie życzę). Powalcz chłopie o siebie, człowiek naprawdę dużo może, musi tylko chcieć. 

Edytowane przez seba33
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tym bodźcem odnośnie choroby to często jest tak, że to chwilowe pierdolnięcie, a potem się wraca do punktu wyjścia jak się troszkę poprawi, także wszystkie zewnętrze motywatory zawodzą prędzej czy później. Nic tak nie zmienia człowieka jak pasja (fizycznie i psychicznie), a w sumie to 12 kg schudłem przez 1,5 roku :D 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.