Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

@bassfreak ma 100% racji. Wiekszowsc problemow  wynika z niedoborow w diecie. Dieta = sposob odzywiania, nie chwilowy sprint. Czlowiek nie podjada jak ma wszystko dostarczane w pozywieniu. Tylko nawet warzywa z marketow nie maja polowy mikroelementow. 

 

Kazdy raz na rok powinien sobie kompleksowe badania robic, a niedibory adresowac pelnowartosciowym jedzeniem, a nie suplementami. Nawet lekaze nie maja pojecia o odzywianiu. 99% z nich. Jak sie sam nie nauczysz lub nie bedziesz mial swiadomosci co wpychasz do geby to bedziesz gruby. 

 

Bylem w tym roku chwile w PL w rodzinnym miescie nad morzem i naprawde nie bylo na czym zwiesic wzroku. Moze kilku facetow dobrze zbudowanych lub szczuplych (po 30stce ) i kilka kobiet po 40stce. Nawet szczuplych kobiet miedzy 20-25 bylo jak na lekarstwo. Moze mam wyskoie standardy, ale od siebie wymagam i trzymam sie miedzy 12 a 15% tkanki tluszczowej. 

 

Cwiczenia to najmniej efektywny sposob redukcji tluszczu. Zdrowego jedzenia nie da sie jesc ponad to co niezbedne. Cala reszta to wina przetworzonej karmy.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Są korelacje otyłości z poziomem wykształcenia, statusem społecznym, wiekiem, stylem życia, typem odżywiania się, ale głównym czynnikiem i tak będzie tak jak napisałem wcześniej: lenistwo.

 

Rozpiszę to na przykładach z mojego bezpośredniego otoczenia.

 

Sąsiadka. 40+. Stara panna. Bebzon wylewa jej się powoli w stronę kolan. Posiada chyba wszystkie możliwe przewlekłe choroby cywilizacyjne. Papieroski, piwerko na porządku dziennym. Tak się składa, że żona pracuje z nią w tym samym budynku i ma okazje jeździć z Nią zbiorkomem do roboty. Ostatnio padł temat potężnych, porannych korków w okolicy, zwłaszcza pod placówkami oświatowymi. Moja żona stwierdziła, że jest tak, bo każdy musi podwieźć swoje dziecko pod próg przedszkola, zamiast albo zaparkować kilka ulic dalej, albo w ogóle zaprowadzić je pieszo. To tamta oburzyła się, że jak to tak? Jeśli dziecko mówi, że mu się nie chce chodzić, albo jest zmęczone (zmęczone o 8 rano, zauważam) to rodzic musi podwieźć je do przedszkola/szkoły, bo taka jego rola. Stwierdziła, że gdy ona będzie miała dziecko (xD - ale, to już jest osobny temat), to na pewno będzie je wozić autem, bo wygodniej.

 

Sąsiad. Facet około 40, z brzuszkiem. Kibic. Wiec taki trochę sportowiec, nie? Żadnego meczu nie przepuści. Czasami widzimy się po południu lub wieczorem. On zazwyczaj idzie po piwko do żabki, żeby mu przy meczyku nie zaschło w gardle, ja idę  pobiegać albo pojeździć rowerem. Zawsze są podśmiechujki typu: "uuu somsiad, znowu idziesz biegać, uważaj tylko żebyś butów nie pościerał", czy inne tego typu chujowizny ludzi, których zazdrość szczypie w odbyt, bo ktoś przedkłada godzinę treningu nad godzinę oglądania gówna w tv. Mówię mu raz czy drugi, "dawaj biegać ze mną, outlet Adidasa blisko, to nawet jak zetrzesz buty, to nie będzie dużych kosztów." To, gdzie tam, zawsze jakieś wymówki, że nie lubi albo do pracy na 5 rano i idzie odpoczywać.

 

Poza lenistwem są też wzorce, żeby nie powiedzieć, normy na bycie grubym. Przykład:

 

W tym sezonie serio dobrze wyglądam. Przyłożyłem się do zrobienia ogólnej muskulatury i wypłaszczenia brzucha i sam jak patrze w lustro, to mam chęć przybijać sobie piątki. W lipcu spotkałęm się z kuzynką, z którą widzę się średnio raz w roku. Jak mnie zobaczyła, to od razu duże oczy i tekst: "ale, że tatuś po 30 i brzuszka nie ma? Dziwne." To ja do niej, "że co jest dziwne? Że ktoś dba o własne zdrowie i wygląd?" Na to ona wymijająco, że w tym wieku to już wiekszość facetów ma brzuch i że się z tym nie da nic zrobić, bo to już taki wiek. Czizas kurwa! Baba z wyższym wykształceniem mi to powiedziała. Ale, aperolek co weekend z psiapsiułkami, i wyjazd all inclusive 2 razy do roku gdzie leży się plackiem na plaży i wali drinki od rana do wieczora być powinien.

 

Kuzyn. Pracuje w mundurówce. Jakoś z rok czy dwa lata temu coś tam gadał o awansie na wyższy stopień, ale że testy sprawnościowe trzeba by pozaliczać. Mieliśmy się zjechać w rodzinne strony w czasie wakacji, to mu mówię: "Robię trening biegowy 3 razy w tygodniu. Żeby nie było nudno, biega ze mną sąsiadka. Dołączasz się i po 2 tygodniach na bank kondycja ci się poprawi" Myślicie że przyszedł. Kurna już pierwszego dnia nabombonił się podlaskim bimbrem z tamtejszym sąsiadem i 3 dni miał z głowy. Ja dwa razy nie lubię się powtarzać, wiec olałem typa.

 

Kierowca ciężarówki. Kilka dni w trasie. Weekend w domu. Jak wraca opycha się kiełbą z grilla i zalewa wódką. Jak mu mówię że zamiast tych browarów, co je tacha do kabiny to mógłby zatachać parę sztangielek, gumę oporową i wykminić jakiś sposób na zamontowanie drążka np. do naczepy to się puka w głowę i mówi, że koledzy na parkingu będą się z niego śmiali. W ogóle nie znam kierowcy długodystansowego, który nie miałby problemów z otyłością, a akurat trochę ich oglądam pracując w swojej branży.

 

Tych przykładów mógłbym jeszcze mnożyć.

Ludziom się przede wszystkim nie chce. Oczywiście tak jak mówiłem w poprzednim wpisie, są przypadki że ktoś nie ma czasu bo jest przykładowo pochłonięty jakimś większym projektem. Ale projekty mają to do siebie, że się kończą i wtedy jest luka czasowa, w której można coś ze sobą zrobić. Tylko wtedy trzeba podjąć decyzję czy wolimy netflix and chill lub kolejny odcinek M jak Miłość na programie 2, czy godzinę jazdy na rowerze.

Identycznie jest z michą. Wszystko jest kwestią wyboru, co do niej wkładamy. A wymówki typu "nie mam na ten temat wiedzy" w dobie, gdzie na każdym opakowaniu jest tabela kaloryczna a na YouTube setki kanałów o zdrowym żywieniu jest już nie tyle przejawem lenistwa, co hipokryzji.

 

Do wygodnego stylu życia, dochodzą porażki systemowe, które kształtują zachowania ludzi już w dzieciństwie.

Pamiętacie lekcje WF-u? Co z nich wynieśliście? Ja ogólną niechęć do grania w gałę, bo tylko to robiliśmy. I w podstawówce, i w szkole średniej. Na studiach położyłem już na to nawet laskę i pojechałem na jakiś  dwudniowy weekendowy turnus survivalowy, aby zaliczyć ten nieśmieszny żart za jednym zamachem i nie musieć tracić czasu w semestrze. Dlaczego uważam, że lekcje WF-u to farsa? Bo nigdy, żaden nauczyciel, nie przekazał mi informacji po co w ogólena tych lekcjach jestem. Zamiast skupić się na pozytywnych czynnikach uprawiania sportu, pokazać w jaki sposób dobrze technicznie wykonywać różnorodne ćwiczenia. Przekazać wiedzę, tak jak na innych zajęciach, po co w ogóle sport uprawiać. Jakie zagrożenia wynikają z uprawiania/nie uprawiania sportu. Dostawałem tylko piłkę, a nauczyciel szedł do swojej kanciapy.

W jaki sposób ogół dorosłych ludzi ma traktować ruch, jak coś co jest niezbędne , skoro na etapie edukacji szkolnej nie dostali takich informacji? O witaminach przynajmniej coś tam słyszeli na biologii.

 

 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

56 minut temu, Pater Belli napisał(a):

Tylko nawet warzywa z marketow nie maja polowy mikroelementow. 

Dlatego zachęcam do jedzenia dużej ilości warzyw. Logicznym jest, że jeśli załóżmy warzywa teraz mają 50% witamin i mikroelementów w porównaniu z tym, co było kiedyś, to musisz ich jeść dwa razy więcej. Natomiast, niektórzy wyciągają wniosek, że nie trzeba jeść warzyw bo są one wyjałowione. 

 

56 minut temu, Pater Belli napisał(a):

Cwiczenia to najmniej efektywny sposob redukcji tluszczu.

Z jednej strony tak, bo w 5 minut bez problemu jesteś w stanie spożyć 1000-1500 kcal, a w takim samym czasie np. biegnąc, spalisz ile? 20-25 kcal? Jednak warto odchudzanie dietą, uzupełniac też ćwiczeniami, możesz w ten sposób spalić dziennie te 200 kcal i te kalorie spożytkować na produkty bogate odżywczo. No i do tego ćwiczenia mają benefity zdrowotne.

 

  

10 minut temu, Vlad_Lokietnichuk napisał(a):

od razu duże oczy i tekst: "ale, że tatuś po 30 i brzuszka nie ma? Dziwne." To ja do niej, "że co jest dziwne? Że ktoś dba o własne zdrowie i wygląd?" Na to ona wymijająco, że w tym wieku to już wiekszość facetów ma brzuch i że się z tym nie da nic zrobić, bo to już taki wiek

Ja od nastolatka (teraz mam 30 lat) słyszę "zobaczysz, przypomnę ci jak będziesz starszy, jak będziesz wyglądać"

I ogólnie to polecam tutaj przy okazji mój poradnik

  

11 minut temu, Vlad_Lokietnichuk napisał(a):

Kierowca ciężarówki. Kilka dni w trasie. Weekend w domu. Jak wraca opycha się kiełbą z grilla i zalewa wódką. Jak mu mówię że zamiast tych browarów, co je tacha do kabiny to mógłby zatachać parę sztangielek, gumę oporową i wykminić jakiś sposób na zamontowanie drążka np. do naczepy to się puka w głowę i mówi, że koledzy na parkingu będą się z niego śmiali.

To, że śmialiby się, to akurat prawda. Co nie znaczy, że należy się tym przejmować. Jest taki gościu na youtube, Polak, bodajże "trucker packer" jakoś tak. Jeździ ciężarówką, ćwiczy, startował w zawodach. Opowiadał, że mnóstwo hejtu otrzymuje od innych kierowców, zarówno przez internet, jak i w 4 oczy.

 

Aby wypadać dobrze na tle innych to masz dwie opcje, (1) poprawić siebie - cokolwiek to jest - sylwetka, zdrowie, zarobki, oraz (2) obniżyć poziom innych, np. przez zniechęcanie, obgadywanie, donoszenie do skarbówki nieuzasadnione, wypisywanie negatywnych komentarzy w internecie o działalności

Edytowane przez krzy_siek
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, krzy_siek napisał(a):

nudzę się - więc coś zjem"

O to, to!

Oraz:

mam zły humor to sobie poprawię ciastkiem, czekoladą, piwem...

mam stresa to go zajjem, a stresa wywołuje prawie wszystko...

 

Ludzie zapierdalają żeby mieć jakiś materialny poziom życia nie dbając o "michę" bo "nie ma na to czasu".

 

Przy tv obowiązkowo przegryzka, jakby nie można było oglądać bez jedzenia.

Imprezka rodzinna to wyłącznie żarło i alko.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

46 minut temu, krzy_siek napisał(a):

Opowiadał, że mnóstwo hejtu otrzymuje od innych kierowców, zarówno przez internet, jak i w 4 oczy.

No i to jest shaming i wypieranie rzeczywistości w czystej postaci. Normą jest że kierowca scanio jest gruby i TAK MA KURWA W BRANŻY POZOSTAĆ. Jak wszyscy są grubi, to nie ma przecież problemu. To ma przełożenie też na resztę społeczeństwa. Kierowcy to tylko jedna z grup gdzie jest to najbardziej zauważalne.

 

Dlatego uważam, że lepiej nie będzie, bo trendy bodypositive są w mainstreemie i już samo to, wizerunkowo "legalizuje" otyłość. Fit ludzie to jest mimo wszystko marginalny odsetek społeczeństwa i wystarczy wyjść na ulicę czy do sklepu aby to stwierdzić. Nie trzeba tego badać. Pytanie też, ile jest takich ludzi, którzy w ogóle nie wychodzą na zewnątrz, bo są przez otyłość uziemieni w domach. Tacy są poza zasięgiem obserwacji.

Edytowane przez Vlad_Lokietnichuk
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

39 minut temu, krzy_siek napisał(a):

Dlatego zachęcam do jedzenia dużej ilości warzyw. Logicznym jest, że jeśli załóżmy warzywa teraz mają 50% witamin i mikroelementów w porównaniu z tym, co było kiedyś, to musisz ich jeść dwa razy więcej. Natomiast, niektórzy wyciągają wniosek, że nie trzeba jeść warzyw bo są one wyjałowione. 

Słusznie. Ja dodam do tego, że warzywa świetnie się spełniają w roli zapychacza - tak, aby posiłek przy odpowiedniej kaloryce i makrach zarazem sycił.

Na własnym przykładzie - ciężko mi czuć sytość od samych produktów dostarczających białko i tłuszcze. 300 g, mięsa i 70 g orzechów nadal nie robi takiej objętości, żebym czuł się w porządku, ale wyczerpuje już pulę kaloryki i makr. Dlatego w każdym posiłku jem kapustę, sałatę lodową, paprykę, pomidory - one robią objętość, a dzięki wodzie i błonnikowi nie są zarazem gęste kalorycznie.

(Swoją drogą, podobny temat założył kiedyś Barry, też porażony po oglądnięciu naszych plażowiczów.)

W samym temacie - nawiążę do tego, o czym wspominał @Pater Belli.

Obecnie widzimy spadek wymagań. Spadek wymagań względem siebie i spadek wymagań względem innych. Ludzie są podatni na retorykę handlowców i biznesu, że zasługują na coś (wygodnickiego, śmieciowego). Jeśli jesteś miedzy wronami, nikt nie zwróci ci uwagi, że kraczesz, o czym wspomniał @Vlad_Lokietnichuk. Dlatego w otoczeniu ludzi zaniedbanych pozostali sami z siebie się rozgrzeszają.

Do tego dochodzi lenistwo intelektualne i poznawcze. Gros osób dorosłych ma zapotrzebowanie poniżej 2000 kcal na dobę. A mało kto zadaje sobie trud by sprawdzić, ile kalorii mają produkty, które dziennie spożywają. Nie mówiąc już o tym, że ludzie średnio łapią to, ile w żywności przetworzonej dostarczają sobie dodanych cukrów i tłuszczów trans.

Dlatego fajnie jest być fit i dobrać sobie do tego partnerkę fit. Cieszy wzrok i inne zmysły, są wspólne pasje i zainteresowania oraz sposób spędzania czasu. A co nie mniej ważne - jest poczucie satysfakcji i zadowolenia, że ma się u boku kogoś koherentnego do oczekiwań i podaży. Jeśli bowiem samemu prezentuje się określony poziom, to trudno być zadowolonym partnerką z innej ligi.

 

Sokrates podobnież powiedział:  " Jaką hańbą jest dla mężczyzny dożycie wieku starczego, gdy nigdy nie widział on piękna i siły, które mogło osiągnąć jego ciało". Obecnie nasze społeczeństwo składa się już z większości takich pohańbionych. 

 

@RealLife jeśli chcesz jakoś schudnąć spacerami, to polecam intensywne spacery godzinne (powinieneś 7 km przejść) na czczo. Jeśli masz możliwość, jeszcze przed pracą - można dotlenić głowę przy okazji. Sam tak robię (jem pierwszy posiłek białkowo-tłuszczowy w południe), kilka godzin po obudzeniu się. Wcześniej, od razu po pobudce, biorę psa i telefon i idziemy na spacer. Na telefonie odpalam materiały językowe i idąc po lesie gadam do siebie. Zauważyłem, że dużo lepiej mi się tak zakuwa. Nie jest to jednak metoda nowa, zważywszy na dokonania starożytnych perypatetyków.  

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 godzin temu, Trevor napisał(a):

Jesteśmy biednym Polonistanem i takie są skutki. Szczęśliwi ludzie nie są grubasami bo stać ich na dobre życie. Reszta ma chujowe to zajada smutki

Bogaty Amerykanin (USA), to chudy MAerykanin. Biedny jest gruby.

U Ruskich na odwrót.....

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Spacerowa godzinka - załóżmy 200kcal. I załóżmy 7000kcal na "zanik" kilograma tłuszczu. Stąd wychodzi dla nadwagi 50kg -> DWA LATA spacerów 24 godziny na dobę; lub 24 lata przy dwóch godzinach spaceru dziennie. Nieefektywne...

 

Tymczasem organizm sam ma w sobie maszynkę do palenia tłuszczu - termogenezę. Wystarczy ją wykorzystać... skoro w 20C niemal nie zachodzi, a w 15C już działa całkiem nieźle, taka wskazówka powinna wystarczyć. I nagle z 2200kcal dziennie, robi się 3200kcal dziennie (wiadomo, dla każdego inaczej) i to wszystko przy leżeniu do góry brzuchem, podczas snu, czy w pracy siedzącej przed komputerem. Byle nie przesadzać w drugą stronę, przy 10C to już wchodzi na pełnej katar, zapalenie płuc i tak dalej.

 

Druga wskazówka - żeby termogeneza działała z "zapasów oponowych" a nie z aktualnego żarcia, wprowadzamy dietę 8/16 (jemy tylko przez osiem godzin dziennie, pozostałe szesnaście NŻT). Można tu kombinować z dokładnymi terminarzami, ale w mej opinii gra niewarta świeczki - stres że "muszę jeść według rozkładu" daje tyle kortyzolu, że wynik sumaryczny jest negatywny. Wystarczy trzymać się ośmiu godzin okienka, a reszta niech się sama rozłoży energetycznie bez potrzeby doglądania i pamiętania.

 

Za mało? Może jednak rozwalać sobie stawy bieganiem po asfalcie, albo odbijać jajca na rowerze? Jak ktoś ma na myśli samą wagę, a nie rzeźbę, jest trzecia droga, na skróty - EMS. 40 minut to ~1000kcal, kaloryczny odpowiednik 1,5-2 godzin biegania.... ale jak z każdą drogą na skróty, jest cena do zapłacenia. Tą ceną jest ból - w te 40 minut, dostajesz dawkę bólu którą biegacz rozkłada na półtorej godziny. Skondensowaną w czasie. Dawka regeneracji (przecież mięśnie pracowały) też jest odpowiednia do 2-godzinnego biegu, więc lepiej dawkować na początku bardzo ostrożnie, sesja-dwie w tygodniu... Cóż, nie ma nic za darmo, a droga na skróty często jest bardzo droga - ale czasem niektórzy masochiści uznają, ze warto.

Ale razem z termogenezą, masz te -2000kcal dziennie... 0,25kg dziennie. I nadwaga 50kg znika w ~250 dni (wiadomo, szybciej na początku, potem wolniej, ale znika).

 

Oczywiście zdrowe żarcie, nie obżeranie się chemią, regulacja witamin i minerałów w organizmie, unikanie hormonów stresu i tak dalej, to nadal są to obowiązujące podstawy. Nic nie pomoże, jak po sesji EMS w mieszkaniu 15C, zamówi się i zeżre dwie pizze, dwa maki, i popije 3l coli z cukrem. A w nocy wyskoczy na kebaba na mieście, bo głód.

 

Powyższa metoda została przez Kesperta przetestowana na Kespercie, z wynikiem 55kg w ciągu 10 miesięcy. Żadnych gwarancji, że zadziała na innych osobnikach - to tylko prywatna opinia, a nie porada medyczna.

  • Dzięki 1
  • Haha 1
  • Zdziwiony 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Kespert napisał(a):

Spacerowa godzinka - załóżmy 200kcal. I załóżmy 7000kcal na "zanik" kilograma tłuszczu. Stąd wychodzi dla nadwagi 50kg -> DWA LATA spacerów 24 godziny na dobę; lub 24 lata przy dwóch godzinach spaceru dziennie. Nieefektywne...

Nie do końca, bo: 7000 (kcal/kg_tłuszczu) / 200 (kcal/godzinę) = 35 godzin_spacerowania / kg tłuszczu

spalenie 50 kg tłuszczu = 1750 godzin. Przy dwóch godzinach spaceru dziennie to jest około 2 lata i 5 miesięcy. 

 

 

Co do termogenezy, to ja proponuję pływanie w zwykłym basenie. Wtedy zarówno nie rozwalasz sobie stawów i jak o siodełko (hmm ja jeżdżę na rowerze i jaja są OK, polecam kupić inne siodełko), do tego woda w basenie ma nie wiem, z 20 stopni celsjusza, czyli kilkanaście mniej niż Twoje ciało, więc oddajesz ciepło wodzie, i im więcej się w wodzie ruszasz tym więcej ciepła wodzie oddasz (w języku technicznym - konwekcja wymuszona).

Im więcej ciepła oddasz tym więcej kalorii spalisz.

Spanie nago też jest OK.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 9/1/2023 at 9:43 PM, krzy_siek said:

Nie do końca, bo: 7000 (kcal/kg_tłuszczu) / 200 (kcal/godzinę) = 35 godzin_spacerowania / kg tłuszczu

spalenie 50 kg tłuszczu = 1750 godzin. Przy dwóch godzinach spaceru dziennie to jest około 2 lata i 5 miesięcy. 

Nie wiem skąd mi tyle wyszło... ale oczywiście masz rację. (Efekt piątku wieczór, zapewne)

 

On 9/1/2023 at 9:43 PM, krzy_siek said:

Co do termogenezy, to ja proponuję pływanie w zwykłym basenie.

Tutaj chyba rozmijamy się w podstawowym kryterium - efektywności w stosunku do czasu/wysiłku/motywacji. Na basen musisz się wybrać (nie każdy mieszka w pobliżu), musisz jednak przede wszystkim o tym pamiętać ("nie chcem mi siem dzisiaj"). Przy zwykłej, czyli mniej ciuchów - niemal nie robisz nic. A "gratis to uczciwa cena" ;) także w ocenianiu potrzebnej motywacji.

 

On 9/1/2023 at 9:43 PM, krzy_siek said:

polecam kupić inne siodełko

Na "drogę rowerową" z kostki brukowej, z poprzecznymi dylatacjami, nie pomoże żadne siodełko jakie kojarzę.

 

On 9/1/2023 at 9:43 PM, krzy_siek said:

Spanie nago też jest OK.

Jak najbardziej.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

51 minut temu, Kespert napisał(a):

Na "drogę rowerową" z kostki brukowej, z poprzecznymi dylatacjami, nie pomoże żadne siodełko jakie kojarzę.

Ja mam siodełko takie, dość szersze niż standardowe, ciężar rozkłada się na pośladach, a nie na niewielkim ich kawałku + kroczu. Do tego mam dużo wyżej kierownicę, jak nie jesteś schylony to nie opierasz ciężar na kroczu ale na dupie.

Ale co byś nie robił to i tak po nierównej, trudnej drodze nie jest to wygodne.

Ja często w trakcie jazdy jak widzę nierówności to dźwigam dupę i ciężar opieram tylko na nogach, na pedałach. Jeśli tak nie zrobię to czuję dyskomfort, nawet nie w kroczu, tylko w głowie, czuję jak te drgania przechodzą do mózgu i wywołują chwilowy ból głowy

Edytowane przez krzy_siek
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 hour ago, Brat Jan said:

Mógłbyś b. szczegółowo opisać?

W sumie większość masz już powyżej.

 

Pierwsze - ma być ci chłodno, ale nie zimno. Celujesz w temperaturę pomieszczeń 18C (przy 20C już znacznie wolniejszy efekt, przy 16C - za zimno). Nie ubierasz puchowej kurtki w której pływasz w swoim cieple, tylko coś odrobinę lżejszego. Ja używałem warstw cebulkowych - jak się robiło za ciepło, górna warstwa zostawała rozpinana i tak dalej. Zimowa kołdra zastąpiona kocem w poszewce (a i tak przy ogrzewaniu 18C, wystarczała najczęściej sama piżama).

Chodzi o to, by tą wartość statyczną "palonych kalorii" używanych na utrzymanie temperatury ciała, podnieść. Byle bez szkody dla zdrowia. Bo z tych standardowych 2300kcal, można ją podnieść o 1000kcal dziennie praktycznie zerowym wysiłkiem - to twój organizm się męczy i pali tłuszcz, a nie ty.

 

Drugi punkt to taka trochę logiczna kombinacja - skoro chcę by organizm palił zapasy a nie podsycał płomień na bieżąco uzupełnianymi zapasami, to nie można tych zapasów dostarczać w trybie ciągłym. Gdzieś mi się kołacze, że dopiero po X godzinach od posiłku, przestajemy energię czerpać z żołądka i posiłku, a X zależy od zawartości posiłku. Więc najprostsze rozwiązanie to 8/16 - 8 godzin masz okienko kiedy jesz, w ciągu doby. Nie musi nawet być w tych samych godzinach. To wystarczy, by zapasy zaczęły się kurczyć z powodu potrzeby zużycia.

Bardziej skomplikowane to kontrolowanie co w tych posiłkach się znajduje, tak by jak najbardziej skracać czas X. Tutaj polecam google "dieta rozdzielna" ale uczciwie mówię, że to pomaga, ale jest wisienką na torcie, a nie clou działania. Bo jak będziesz dietę rozdzielną rozciągał na 12-14 godzin dziennie, i tak główny cel nie wypali. Obiad stek z surówkami - jak najbardziej, ale stek z frytkami - nie.

W tych ośmiu godzinach okienka nie pilnowałem kalorii 😕 ale to już specyfika - wiem, że kortyzol strasznie mi daje popalić, więc w mym przypadku nie odmawiałem sobie np paru kostek czekolady, bo jakbym się zamartwiał że ich nie zjadłem, to i tak dostałbym. Jak mawiał znajomy, "masz być szczęśliwy by brzuszek równo pracował". Przez krótki czas testowałem zasadę "dwóch pięści" - główny posiłek ma być równy wielkości Twoich dwóch pięści, nie większy, bo to podobno optymalny rozmiar - ale dałem sobie spokój, więc to raczej nie wpłynęło na wynik.

Aha, na śniadanie bułka z kiełbasą odpada (węglowodany + mięso) - człowiek nie uwierzy, jak bardzo można się zapchać samą kiełbasą, dopóki nie spróbuje.

 

Trzecie to taki mój hack - miałem dostęp do sprzętu klasy medycznej. To nie jest łatwe. Bo to co sprzedaje Biedronka/Lidl/Allegro/OLX to chińskie gówno, które co najwyżej boli. Porządny zestaw EMS/TENS kosztuje - a przecież płacisz za ból. Nie znam dzisiejszych cen, podejrzewam 1500+ zł, i nie orientuję się teraz na rynku producentów. Ale porównywałem tani chiński szajs (nie chcąc nadużywać uprzejmości, wysupłałem chyba 130zł na jednokanałowca) i mówię - chińskiego szmelcu nie kupować. Gabinetów oferujących kostiumy EMS nie testowałem.

Ale zasadniczo... odradzam. Wyobraź sobie że siedzisz sobie pół godzinki, czytasz książkę, trochę mięśnie drżą czy lekko łapie skurcz, czasem "kłuje" - ale potem, pół godziny po zdjęciu elektrod, czujesz się jakbyś walił dwie godziny młotem w kamienie, czy zrobił kilka setek brzuszków - aż do tego, że mięśnie potrafią odmówić posłuszeństwa. I tak aż "odpoczną"... potem mnie pouczono, że po to porządny sprzęt ma programy rozgrzewki, i studzenia, aby takie przyjemności zmniejszyć. Ale nie zredukować - nie ma drogi na skróty - obciążenie mięśni wymaga regeneracji, i boli jakbyś naprawdę ćwiczył na siłowni.

 

Hmm... po namyśle, pierwsze dwa punkty sprzedałem jednej znajomej. Zmodyfikowała drugi - dietę o jakieś wymyślne oleje z twarogiem, chlebki pieczone z jajka z serem (??? keto ???), a zamiast EMS zaczęła uprawiać "spacer w miejscu", po 10k kroków w miejscu dziennie. Pań się o wagę nie pyta, ale w około rok zmalała w oczach - i nadal kontunuuje. Jej mąż się boczy o koszty wymiany garderoby ;) ale jej nie przeszkadza.

Edytowane przez Kespert
  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 1.09.2023 o 12:02, Aedan napisał(a):

Tak mi się skojarzyło - żebyś zobaczył miny ludzi jak robiłem sobie na plaży trening gimnastyki - widziałem "pojebany" w ich oczach.

Bo ludzie aktywni nie tracą czasu na smażenie się na plaży.

 

Moja ostatnia wizyta nad morzem: przyszedłem, rozebrałem się do kąpielówek, poplywałem, wytarlem się ręcznikiem i chodu, przecież są ciekawsze rzeczy do roboty, niż leżenie na piasku. 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 4.09.2023 o 23:05, Kapitan Horyzont napisał(a):

 

Moja ostatnia wizyta nad morzem: przyszedłem, rozebrałem się do kąpielówek, poplywałem, wytarlem się ręcznikiem i chodu.

 

Oho, jest nas dwóch.

 

Co do wszelkich metod wymienianych wcześniej na schudnięcie ( @Kespert jak ja Cię szanuję za te liczby ) to wszystko rozbija się i tak o determinację i zadanie sobie mojego ulubionego pytania - "co mi stoi na przeszkodzie w realizacji tego celu?".

 

(tym pytaniem polecam film "Wiatr")

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.