Skocz do zawartości

Życie na wsi vs życie w mieście vs życie w małym miasteczku - Wasze opinie, przemyślenia i uwagi


niemlodyjoda

Rekomendowane odpowiedzi

@Imiennik staram się być uczciwy, również w relacji z kobietą. Jeśli kobieta włożyła 30% udziału finansowego w ten dom, to powinna mieć 30% udział w KW. Wszystko inne będzie nieuczciwe w jej stronę. Nie chcę zachowywać się jak kobieta i zagarniać wszystko dla siebie ;)

 

@KrugerrandJa tam Cię rozumiem. Bracia tutaj często mają chłodny stosunek do Warszawy, ale moja i myszki rodzina aktywnie walczyła o to miasto, np. dziadek był powstańcem. Taka przeszłość rodzin sprawia, że inaczej się patrzy na te ulice, nabiera się - że tak powiem - stosunku sentymentalnego ... ;)

 

Jeśli miałbym do końca życia mieszkać w Polsce, to chciałbym dom w Warszawie. Najęchtniej na Choszczówce, bo tam przez Czajkę jest taniej, a są piękne lasy. Niestety, działka w Warszawie w 2020, kiedy kupowałem swoją, była po prostu dla mnie za droga. W Warszawie praktycznie nie ma dobrych działek. Na domiporcie jest obecnie chyba 5 stron działek do 700k i każda ma dyskwalifikującą wadę. Powyżej nie patrzę, bo mnie totalnie nie stać. Skoro za swoją - ledwie parę km od granic Warszawy - dałem 275 koła, to przecież nie dam 800k za taką samą tylko 5 km bliżej i z "Warszawa" w adresie. Bo to by było bez sensu.

 

Ale może gdy chociaż częściowo wyplączę się z kredytu, to pojawi się jakaś okazja w najpiękniejszych częściach stolicy? Radość, Międzylesie, Choszczówka? :) Kto wie. Chciałbym wrócić. Jak nie do Warszawy, to do Bułgarii nad samo morze wypierdzielę kiedyś. Ale jedno jest pewne, z blokami mi już nie po drodze, a na Warszawę willową mnie niestety nie stać.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 hours ago, Januszek852 said:

Działka kupiona za gotówkę.

 

Kredyt na 600k. Rata 2250 PLN miesięcznie, co stanowi <20% dochodu i jest zgodnie z metodą DTI bezpieczną wartością.

 

https://www.investopedia.com/terms/d/dti.asp

 

Bombelków nie planujemy. Ślubu też nie. Działka jest moja i wszystko co przyjdzie postawić na tej działce też będzie moje. Jak myszka się zmyje, to jej problem.

 

Jestem w stanie znieść WIBOR 7% (podwojenie raty) a nawet większy, z potrojeniem raty włącznie. Planujemy spłacać po ok. 6 000 PLN miesięcznie, albo więcej, żeby w ok. 10 lat pozbyć się kredytu. Tzn. przeznaczać 6k na ratę i co rok skracać okres, bo za aneks do umowy jest kilkaset złotych karnych opłat typowo. Bank nie chce, by tak robić - wiadomo.

 

Jak się zacznie sypać coś, to dom będzie na tyle mały, nowoczesny i w miejscu z dobrym dojazdem, że nie powinno być straty na odsprzedaży, a jesli nawet - to pomijalna.

 

 

Postaram się dziś coś naskrobać :)

Czytam ten wątek i chciałem Ci tylko powiedzieć że jesteś bardzo konkretnym i fajnym gościem którego życie nie przytłacza i nie zaskoczy. 
To forum pokazuje jaka jest różnica pomiędzy rozhisteryzowaną kobietą bez planu i koncepcji a facetem w sile wieku potrafiącym analizować i zrozumieć otaczający świat.

 

Co do wyliczeń nie ma do nich żadnego ALE. Jest to po prostu całkiem inne podejście do tematu pieniędzy jakie ja mam. Przyjmujesz założenie spłacania kredytu jako coś co nie jest drogie, to prawda, ale pozbawiać Cię jednego - możliwości inwestowania. 
Właściwie skazujesz się na życie na ciągłym etacie bo będzie Ci ciężko zaryzykować mając na głowie 600k złotych. Wiem ze nie miałeś za dużo opcji, ale kupując działkę za gotówkę, pozbawiłeś się szansy na pomnażanie majątku z istniejącego już kapitału. Oczywiście, to nie jest tak ze już nigdy nie uzbierasz kasy a te 250k to była jakaś niebotyczna suma, ale mysle ze można było to lepiej rozegrać co nie znaczy ze zrobiłeś coś złe, ot inaczej niż ja bym zrobił ale jakie to ma znaczenie ;)

 

 

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

U mnie jest tak.

 

1. Wieś ponad 3000 mieszkańców, ale centrum bardziej wygląda jak miasteczko.

2. Internet jest bardzo dobry (2 dostawców światłowodu). Z zasięgiem mobilnego też nie ma problemów.

3. Dwa miasta w pobliżu, w odległości poniżej 10 km (Podobna odległość dzieli mnie od innego kraju). A trzecie jest w odległości 11-12 km.

3. Kilkadziesiąt km do miasta wojewódzkiego.

4. Blisko autostrady.

5. Prawie nikt nie hoduje zwierząt. Także nie ma smrodu.

5. Jest dość bezpiecznie.

6. Jest kilka różnych sklepów, zakładów, 2 apteki, 2 mechaników, i jest nawet jeden lokal.

7. Z rozrywką jest kiepsko.

8. Zieleni jest dość sporo.

9. Wiele młodych osób wyjeżdża do miast, i mało z tych osób wraca.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Barry, dziękuję za miłe słowa. Gdybym miał gdzie mieszkać, to bym się tak nie rwał do kredytowania, ale obecnie mieszkam "z upoważnienia ojca" w mieszkaniu, które jest na dobrą sprawę jak służbowe. A ojciec, 70 lat, chce iśc na emeryturę, już złożył papiery - wprawdzie podpisano mu pół etatu na kolejny rok, ale mam ok. 2 lata, po których mieszkanie stracę. A jest to nie lada gratka, wprawdzie maluteńkie, ale jest w Śródmieściu, strzeżone, z dużą ilością zieleni, w kamienicy o tak grubych murach, że krzyk na całe gardło słychać jak szmer. Kiedyś to budowali.

 

Wprawdzie też nie jest idealnie, bo np. ostatnio mnóstwo dzieci pod oknami - krzyki i piski do wieczora, ale to problem tylko latem. Bardzo hałasuje też przemysłowa klimatyzacja na pobliskim budynku (niemieszkalnym) - generuje niezły ryk, prawdę mówiąc. Gdyby nie to, że jestem do niej przyzwyczajony, to bym chyba zwariował. Ale to również problem tylko latem, bo tylko wtedy wentylatory rozpędzają się do takiego stopnia.

 

Ale w nocy jest wręcz grobowa cisza. Cudowna sprawa, a do tego - śródmieście Warszawy,więc wszystko mega blisko, a do każdej pracy jechałem "w przeciwnym kierunku" do tłumu, więc mogłem sobie usiąść zawsze ;) Rynkowa cena tego miejsca to byłoby pewnie ze 25 000 PLN z metra. Jak nie więcej.

 

Nie chciałbym przenieść się do miejsca, gdzie będą imprezy, krzyki, muzyka płynąca zza ścian. Jako dziecko mieszkałem w takich miejscach i wiem, że słabo to znoszę. Lubię sobie posiedzieć w spokoju z książką, lubię się wyspać... Dlatego decyzja była tylko jedna. Buduję dom. Oczywiście nie zamykałem się na mieszkania, nawet obejrzałem kilka ostatnio. Ale w Warszawie zawsze wychodzi tak samo: realna cena (60m^2) to 600 000 PLN, i to nawet wtedy, gdy mieszkanie jest zdewastowane i na obrzeżu.

 

Jeśli jakiś brat jest zainteresowany:

 

https://www.morizon.pl/oferta/sprzedaz-mieszkanie-warszawa-ursus-59m2-mzn2038018382

 

Byłem, skusiło mnie, że 300m od stacji i że 60m^2 za 7500 PLN, czyli obecnie tanio.

Mieszkanie na pewno byłoby niezłe na wynajem.

 

ALE:

 

mieszkanie zdewastowane.

miejscami śmierdzi - starością i cholera wie czym (trupem?).

Trzeba zerwać wszystko, skuć do betonu i wyremontować w całości.

4 piętro bez windy. Z małym dzieckiem nikt nie kupi (kto będzie tachał wózek na 4 piętro?), starsza osoba też nie.

Akustyka - stojąc na balkonie słyszałem, jak wszystko się odbija od ścian bloku obok. Sztućce, rozmowy, telewizory... stosunkowo głośno. Raczej konieczna wymiana okien na lepsze. Pytanie, czy administracja zgodzi się na założenie klimy albo wentylacji mechanicznej (dziurawienie elewacji). jak nie, to okna trzeba będzie rozszczelniać, a wtedy i tak będzie hałas jak cholera płynący zza okien.

Na dole podobno starsi ludzie, nie wiem, jak po bokach. Można wyodrębnić sypialnię z tylko jednym sąsiadem (tym z dołu), co na pewno jest na +.

Pomieszczenia fajne, rozkładowe jak się wywali jedną ścianę (z karton-gipsu).

Dużo łóżek w środku, pewnie wynajmowane było kilku Ukraińcom.

 

Jeśli ktoś nie jest wrażliwy na hałasy z zewnątrz i chce wyremntować to solidnie, to mogę nawet polecić.

Problem w tym, że jak policzy się wszystkie koszty, to wychodzi:

2% pcc

3% prowizja agenta

koszty notarialne

destrukcja+remont generalny (liczę 1500 zł/m^2)

założenie klimy, wentylacji i dopłata do okien dźwiękoszczelnych

 

mi wychodzi 600 000 PLN nakładu.

Trochę tańsze od domu za 800k, jasne. Ale tyle kasy za takie coś? echhh. No nie potrafię się przekonać. Wolę dopłacić te 200k i mieć warunki o parę klas lepszych.

 

Dojazd do centrum 24 min z dojściem vs. 37 ode mnie. Czyli lepiej nieco, ale też pociągiem, więc od 22 tylko linia nocna.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, SamiecGamma napisał:

A po cholerę chodzić do szkoły średniej w Warszawie czy innym dużym mieście? Chodziłem do LO w swoim mieście, małym, poza Warszawą (tam gdzie mieszkałem pół życia). Dostałem się wszędzie na studia gdzie chciałem... Dziś bardzo łatwo jest się uczyć jak się chce.

Hmmm... to jest w sumie słuszna uwaga. Być może zbytnio patrzę na to przez pryzmat czasów, kiedy to ja chodziłem do ogólniaka. Wtedy najbliższe LO odpowiadające mi profilem miałem właśnie w Warszawie. Teraz może być inaczej.

4 godziny temu, maroon napisał:

Na studiach kolega dojeżdżał z Wólki Węglowej...

 

Istotą problemu jest kiepski dojazd i o tym od początku mówiłem, kiedy to nawiązywałem do porównania KM do Metra. Z tej perspektywy patrząc, jak dla mnie to gadasz od rzeczy. I jeszcze coś bredzisz o sojowym latte... 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

32 minutes ago, Adams said:

.

 

Istotą problemu jest kiepski dojazd i o tym od początku mówiłem, kiedy to nawiązywałem do porównania KM do Metra. Z tej perspektywy patrząc, jak dla mnie to gadasz od rzeczy. I jeszcze coś bredzisz o sojowym latte... 

Bredzę o tym, że jedni idą do przodu, a inni we wszystkim widzą problem, np. w dojazdach. Oczywiście każdy by chciał mieszkać w willi na Górnośląskiej i popitalać spacerkiem do Batorego 5 minut, ale takie cymesy to przywilej nielicznych i bardziej fartem, niż planowym działaniem. 

 

Jeżeli dla kogoś priorytetem jest czas dojazdu do szkoły/pracy <15 minut, to nie ma bata albo wynajmuje albo zmienia pracę na taką blisko. Ew. zatrudnia się na platformie wiertniczej lub statku. 

Edytowane przez maroon
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minute ago, Januszek852 said:

"blisko staw" czytaj z kilometr i "bajkowe miejsce" to już trzeba się bać 😁

 

Dla mnie to coś takiego:

 

https://m.olx.pl/d/oferta/dzialka-rekreacyjno-budowlana-w-serocku-CID3-IDKvG9d.html

 

Okazyjna cena, jedyne 1,5 bańki 😁

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 minuty temu, maroon napisał:

"blisko staw" czytaj z kilometr i "bajkowe miejsce" to już trzeba się bać 😁

Staw blisko, ale za duży to on nie jest ;)

 

https://www.google.com/maps/place/Wandy+4,+05-806+Nowa+Wieś/@52.1406651,20.7882698,266m/data=!3m1!1e3!4m5!3m4!1s0x4719360bc416ef17:0x6e0a1c288440471e!8m2!3d52.141283!4d20.79138

 

to tutaj jest.

 

No blisko wukadki (która jak wiadomo demonem prędkości nie jest) i ten mały stawik niedaleko. Spoko.

Okolica w miarę luźna zabudową. Spoko.

1,1 miliona. Totalnie nie spoko. Komuś spadło coś na głowę.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, maroon napisał:

Drogich mieszkań teraz jest masa. Ja swoj apartament 100m2 sprzedałem za prawie równy milion. Mógłbym gdzieś 1100 tys. wziąć ale kosztem długiego czekania na klienta. 

 

Jak chcesz iść w mieszkanie, to bardzo drogie - min. 150m2, ostatnie piętro, wielki taras, penthouse, odremontowana na tip-top stara kamienica, kilkulokalowa plomba na Saskiej Kępie, etc. Czyli ceny gdzieś tak od 2,5 bańki wzwyż. To co teraz dewy sprzedają jako luksusowe apartamenty to jest dramat i tragedia. 

Jest taka mieścina Serock, po drugiej stronie Zalewu. Działka 700m2 przez uliczkę zalew jedyne 1,2 miliona 😁 To są lokalizacje. 😁

 

W ogóle działki z dostępem do wody, stawem, itp. są cholernie drogie.

Wlasnie widze ze drogich mieszkan jest masa. I na spadki nie liczę. 2,5 bańko to przegięcie. Mam max bańkę.

 

Wiem, widziałem, oglądałem… te luksusowe apartamenty… to tylko w nazwie jest luksus. Bo w tylko w Polsce chcą zakombinować na maxa. Jak klient wymaga - tak ma. Na zachodzie cenią i szanują się ludzie bardzo. Stąd dewy musza siłą rzeczy się dostosować i dać jakość! Jak klient nie wymaga, to po co deweloper ma się starać? Musiałaby się zmienić mentalność wszystkich. Nie tylko pojedynczych osób.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie wiem czy się śmiać, płakać czy wkurzać.

Wszędzie trawa jest bardziej zielona niż tutaj.

Na Zachodzie robią przekręty o jakich się nam nie śniło.

Ludzie co byli na Zachodzie stwierdzają niejednokrotnie, że są rzeczy lepsze tam a inne lepsze tutaj.

Już się zdarza, że z Zachodu ludzie przeprowadzają się do Polski, bo tu jest lepiej.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Warto dodać, że żyjąc na wsi bez pracy zdalnej tak naprawdę człowiek jest uzależniony od posiadania samochodu.

Obecnie żyję w mieście, blokowisko. Po wyjściu z budynku mam większość rzeczy potrzebnych do codziennego życia dosłownie pod ręką.

Posiadam prawo jazdy ale posiadanie samochodu w mieście jest dla mnie całkowicie zbędne, korki, parkowanie itp. To nie dla mnie, wsiadam w pociąg/autobus i niczym się nie przejmuje. Na torach i bus-pasach korków nie ma.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Mosze Red napisał:

Tutaj ciekawe porównanie (głównie finansowe) domu w mieście/ mieszkań w mieście/ domów na wsi. 

 

http://oszczednymilioner.pl/2021/07/10/przeprowadzka-na-wies-czy-to-ma-sens-dla-przecietnego-kowalskiego/ 

 

 

Dzięki za ten link. Bardzo podoba mi się sposób myślenia tego człowieka czyli nie wywalanie hajsu na byle gówno w sreberku.

Świetny test z "miesiącem bez samochodu".

 

To jest bardzo celne:

 

Cytat

 

Czas więc na finansowe podsumowanie. Dodaję wszystkie koszty:

Stary dom blisko centrum – 3200+710+170+= 4080 zł,

Nowy segment na obrzeżach 2800+560+230  =3590 zł,

Mieszkanie w mieście – 1100 + 400 + 200+230 =1930 zł,

Dom na wsi prawie nowy – 1050 + 610+ 450/900 = 2110/2560 zł,

Dom na wsi stary – 1050+ 810+ 450/900  = 2310/2760 zl.

 

 

Najśmieszniejsze jest to, że ze znanych mi ludzi w najdroższe wersje z w/w poszli Ci, którzy... najmniej mają ;) I to w większości była zachcianka Pani, bo "nie wypada mieszkać w bloku, tak jak nie wypada jeździć autem nie z salonu" 

 

;) 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@niemlodyjoda dobry blog, co ciekawe google mi go podsunęło wczoraj jak szukałem materiałów dotyczących jednego zagadnienia z zakresu survivalu. 

 

Warto zauważyć, że on to wszystko rozpatruje z punktu widzenia pracy w mieście i mieszkania na wsi. 

 

Jeśli ktoś pracuje zdalnie lub jest jakiegoś typu twórcą, to różnica między blokowiskiem, a domem na wsi pod względem kosztów będzie praktycznie żadna. 

 

Ponadto w artykule jest mowa o kredytowaniu zakupu nieruchomości, a jak ktoś ma środki i nie musi się kredytować, albo ma nieruchomość w mieście i chce ją sprzedać i się przenieść to sytuacja jest jeszcze lepsza. 

 

Nie dość, że odejdzie kredytowanie, to przy przeprowadzce zostanie jeszcze nadwyżka finansowa.   

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

54 minuty temu, niemlodyjoda napisał:

Najśmieszniejsze jest to, że ze znanych mi ludzi w najdroższe wersje z w/w poszli Ci, którzy... najmniej mają ;) I to w większości była zachcianka Pani, bo "nie wypada mieszkać w bloku, tak jak nie wypada jeździć autem nie z salonu" 

 

Standard. Ludziom tak wbito do głowy konsumpcjonizm, że wyłącza im to całkowicie rozsądek, jakieś planowanie przyszłości itd., choć dla mnie jest to niepojęte...

 

Taki przykład: w moim bloku sąsiedzi - para - on: PM, ona: lekarz specjalista + 2 dzieci robią właśnie remont generalny swojego M3 (ok. 75 mkw, kredytowane). Po 12 latach rozpieprzają wszystko do żywego. Widziałem co poszło do kontenera, który sobie zamówili: 3 pary drzwi - na oko: stan bardzo dobry, umywalki i inne sanitaria: stan b. dobry, płyta indukcyjna (po uj wywalać coś, co ma żywotność 20 lat? 😮). Jak już się znudziło, to napisali by ogłoszenie i oddali chociaż część rodzinie zastępczej. Jak rok temu oddawałem dwa rowery, stare ale w dobrym stanie (wciąż użytkowane), to mnie matka takiej rodziny prawie całowała po rękach... Sąsiedzi mają dwójkę dzieci. Nie lepiej byłoby odkładać im na przyszłość, żeby ułatwić start w życie i żeby one nie musiały już się kredytować na 100% tak jak rodzice? Ja rozumiem, że klasa średnia, pewnie oboje nieźle zarabiają, ale po co rozpierdalać kasę? 

 

I też jestem pewien, że inicjatorką tych wydatków była pani. Faceci to minimaliści, dużo do szczęścia nie potrzebują, a już na pewno nie wymiany płytek w łazience co 5 czy nawet 10 lat. Z roku na rok coraz bardziej czuję się wygrany tym, że nie jestem żonaty 😁

Edytowane przez SamiecGamma
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 minut temu, SamiecGamma napisał:

Widziałem co poszło do kontenera, który sobie zamówili: 3 pary drzwi - na oko: stan bardzo dobry, umywalki i inne sanitaria: stan b. dobry, płyta indukcyjna (po uj wywalać coś, co ma żywotność 20 lat? 😮)

 

Niemodne już. 

 

Generalnie jeśli chodzi o wykańczanie to mamy podążanie za aktualnym modnym i częste remonty, na dodatek oparte na gówno materiałach.

 

Ludzie całkowicie zapominają, że istnieje coś takiego jak styl ponadczasowy (w sumie wiele takich styli) gdzie wykończenie będzie dobrze wyglądało i za 50 lat, oczywiście jak się wszystko zrobi z materiałów wysokiej jakości). Jak dasz dobrej jakości drewno na podłogi 300 - 450 PLN za metr kwadratowy, to będziesz miał podłogę, która ciebie przeżyje, wygląda świetnie i wymaga tylko okresowej konserwacji, a nie gówno panele czy cienkie deseczki udające parkiet. 

 

Tak samo jak dasz marmur czy inny kamień w łazience, będzie to cholernie trwałe. 

 

To samo jeśli chodzi o meblowanie. Można kupić badziew, a można kupić z solidnego drewna, które kupującego przeżyją, można zamówić z odpowiedniego materiału w artystycznym wykonaniu. 

 

Oczywiście jakość +ponadczasowy wygląd + trwałość kosztują. 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 minuty temu, Mosze Red napisał:

To samo jeśli chodzi o meblowanie. Można kupić badziew, a można kupić z solidnego drewna, które kupującego przeżyją, można zamówić z odpowiedniego materiału w artystycznym wykonaniu. 

"Nie dotyczy rodzin mających dzieci" :D

 

Marmur, kamień i podłoga raczej się oprą grzecznym dzieciom, ale meble i drzwi będą miały ślady dziecięcej działalności, a czasem to i żonka coś rozpieprzy.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 godziny temu, Mosze Red napisał:

Tutaj ciekawe porównanie (głównie finansowe) domu w mieście/ mieszkań w mieście/ domów na wsi. 

 

http://oszczednymilioner.pl/2021/07/10/przeprowadzka-na-wies-czy-to-ma-sens-dla-przecietnego-kowalskiego/ 

 

To są "podstawowe" koszty. To trochę tak jak z autem  -gdy wyjeżdżamy nim z salonu to mając auto na gwarancji interesuje nas tylko koszt przeglądów okresowych i ubezpieczenia. Nie myślimy ile np. będzie kosztowała wymiana rozrządu....bo to pieśń przyszłości. Dom za miastem kupuje się jednak raczej na dłużej i po kilku pierwszych latach zawsze coś wyłazi niespodziewanego. A to ptaki zrobią gniazda w rynnach i trzeba je usunąć (wysoki dach więc np. z podnośnika), a to wiatr złamie drzewo i uszkodzi płot, a to elewację trzeba odmalować, bo kurz nanoszony z drogi obok posesji upaćkał ją przez lata itp.

Niestety to co przy remoncie mieszkania kosztuje kilka tysi, przy remoncie domu kosztuje zazwyczaj kilkanaście (bo większa powierzchnia, bo mieszkanie to tylko problem z tym co jest w środku, w domu mamy sporo przestrzeni "na zewnątrz" -np. taras który może przeciekać itp.

 

Mieszkanie w małym miasteczku - na wsi to także inne atrakcje, których mieszkańcy miast nie znają - np. w czasie dużych burz w lato mogą spaść drzewa na linie średniego/niskiego napięcia i nagle cała okolica nie ma prądu przez cały dzień (i praca zdalna idzie w piz***u). W czasie burzy- może zaś swajczyć nam sprzęt elektroniczny jeśli piorun trafi w transformator (co czasami się zdarza). Na wsi (gdy się ma swoją studnię a nie wodociąg miejski), brak prądu oznacza także nagle brak wody. Więc nagle sytuacja niczym w średniowieczu....nie ma się nawet gdzie załatwić (bo brak wody, to brak działającej toalety po pierwszym spłukaniu). 

 

Kolejna kwestia to...pokusa konsumpcjonizmu. Mieszkając w mieście w bloku, nawet jak byśmy się baardzo starali, to nie za bardzo jest na co wydawać kasę, bo ogranicza nas mała przestrzeń samego mieszkania (można iść w sprzęt RTV/ AGD i to tyle w sumie). Mając dom pod miastem zaczyna się festiwal zakupów. 

Mamy jakąs tam działkę porośniętą trawą...więc trzeba kupić kosiarkę, im większa działka tym większa kosiarka - bo łatwiej kosić. Jakiś żywopłot to piła do niego, jak mamy jakieś krzew/kwiatki to przydałyby się jakieś narzędzia. Jak pojawiają się gówniaki, to zaczyna się szaleństwo: trampoliny, place zabaw, huśtawki, piaskownice. Wszystko to jest super....ale kosztuje. Do tego jakieś meble ogrodowe (co by kawy nie pić na stojąco), jakiś gril, może basen dla dzieciaków.

Większość tych rzeczy jest używanych średnio dwa-trzy razy w roku (oczywiście po początkowym okresie zachwytu). 

 

Inna kwestia - podboje/podrywy. Mieszkasz w dużym mieście, to masz blisko na randki. Jak randka idzie nieźle łatwo się przenieść do niej lub do siebie. Nawet ustawiając w jakieś apce typu Badoo promień na 10 km masz sporo możliwości. Jak mieszkasz 30-40 km od dużego miasta (nawet gdy jest to miejsce dobrze skomunikowane), to zazwyczaj większość i tak umawia się na randki w dużym mieście -więc za każdym razem trzeba dojechać i wrócić. Jedziesz autem, więc z drinka/wina nici. Dla tych co są drętwi bez alko to dodatkowy problem. Zakładając że zaczynasz RTL z jakąś panną która wynajmuje mieszkanie w dużym mieście typu Wawa. Ty mieszkasz te wspomniane 30-40 km od Wawy. Co wtedy? Spotykacie się u niej? Słabo bo ciasno. Lepiej u Ciebie bo wygodniej - wtedy pojawiają się problemy z jej dojazdem do pracy (np. odebranie jej wieczorem po pracy i podwózka do jakiegoś PKP/PKS rano). Z czasem laska zacznie coś przebąkiwać że skoro i tak tyle czasu jesteście u Ciebie to czemu by może nie na stałe itp.

 

Ogólnie moim zdaniem do 30-tki tylko miasto. Ponieważ wtedy nie ma się zazwyczaj ani odpowiednich zasobów ani chęci na walkę z tym co przynosi wieś/osiedla pod dużym miastem.

Mając 30-40 lat to kwestia naszego nastawienia (jak bardzo idziemy w wizję myszki o domku z ogródkiem i labradorach bawiących się z bombelkiem). Im bardziej jesteśmy nastawieni na zabawowy tryb, nowe znajomości z laskami, podboje -tym bardziej miasto to lepsze miejsce dla nas. Im bardziej jesteśmy w strony "może by się tak ustatkować" ew "walnąć wszystko i wynieść w Bieszczady" tym wieś/osiedla pod miastem są dla nas.

 

P.S. Na koniec przypomniała mi się jeszcze jedna historia. 

Mając mieszkanie w bloku to co złego może nas spotkać to: włamanie/kradzież, zalanie przez sąsiada, pożar. O ile to pierwsze to kwestia losowa, to drugie i trzecie zdarzają się rzadko. Na pewno warto się ubezpieczyć na te 3 pozycje.

Mieszkając w domku pod miastem, pojawiają się historie które normalnie mieszkając w mieście nawet nam nie przychodzą do głowy. Ja np. lubię robić sobie wakacje zimą - wtedy lecę gdzieś dalej. Ostatnim razem gdy wyleciałem do Azji w Polsce były srogie mrozy. Pech chciał że piec gazowy  od centralnego ogrzewania nawalił (wyskoczył jakiś błąd i przestał grzać). Gdyby nie to że poprosiłem kogoś z rodziny, żeby zerkał co kilka dni, to wracając z wakacji zastałbym w domu ruderę, bo -brak ogrzewania powoduje że po kilku dniach temp. w środku spadnie poniżej zera - temp poniżej zera = zamarznie woda w instalacji zarówno wodnej jak i CO. czyli popękają rury w ścianach i w podłodze (plus ew grzejniki). Koszt wymiany orurowania, grzejników, naprawy ścian, naprawy parkietów ogromny.

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Zdzichu_Wawa zgadzam się i nie zgadzam. 

 

W bloku też ponosisz koszty utrzymania zewnętrznej części budynku i jego okolicy, z tą różnicą, że nie robisz tego jak coś się stanie, tylko składasz się na to co miesiąc płacąc czynsz do spółdzielni czy wspólnoty.    

 

Jedyny argument to powierzchnia użytkowa, co ma znaczenie jak porównasz mieszkanie 50 metrów do domu np. 120 metrów, ale uczciwość nakazuje porównywać koszt utrzymania tej samej powierzchni. Jak weźmiesz apek 100+ metrów i porównasz do typowego domu 100 - 120 wcale różnica nie będzie duża. 

 

Ponadto kto ci karze kupować lub budować wielki dom? Możesz sobie sprawić coś o metrażu porównywalnym do mieszkania. 

 

Brak prądu przez jeden dzień załatwia niewielka instalacja solarna, która pozwoli ci w przypadku awarii zapewnić sobie podstawowe rzeczy, jak oświetlenie budynku, naładowanie smartfona itp. Tutaj już zaczynamy się ocierać o zagadnienia prepperingu. 

 

Co do randkowania jest to pewne utrudnienie, zgadzam się, no ale coś za coś. Sam zresztą pisałem, że miasto ma więcej plusów dla ludzi młodych, a ich ilość z wiekiem maleje. 

 

Co do awarii pod nieobecność, mamy XXI wiek, można wprowadzić pewne elementy inteligentnego domu i monitorować nawet z drugiego końca świata co się dzieje na posesji i w domu, jaka jest temperatura, czy piec działa, itp. Coś nawala telefon do przyjaciela, a można wszystko zorganizować tak, żeby mieć mieć alternatywne opcje np. dwa niezależne piece, którymi możesz sterować z aplikacji. 

 

Idzie burza, wyłączasz elektronikę z sieci i tyle, zresztą to jest zalecane nawet w blokach. Tak samo na blokowiskach brak tzw. światła występuje często z brakiem wody bo przepompownie działają w oparciu o ta sama sieć energetyczną i też mieszkańcy stają przed sytuacją, że nie da się spuścić wody. W domu masz ten komfort, że wyjdziesz pod krzaki i odcedzisz kartofelki, na blokowisku narobisz sobie obciachu lejąc pod murkiem. 

 

Dom w mieście ma te same wady, które opisałeś. 

 

Zasadniczo, każdy z problemów, o którym wspomniałeś ma swoje rozwiązania. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

25 minut temu, Mosze Red napisał:

W bloku też ponosisz koszty utrzymania zewnętrznej części budynku i jego okolicy, z tą różnicą, że nie robisz tego jak coś się stanie, tylko składasz się na to co miesiąc płacąc czynsz do spółdzielni czy wspólnoty.    

 

Nadal koszty "funduszu remontowego" mieszkając w mieście są znacząco mniejsze od kosztów bieżących napraw w domu pod miastem (przy założeniu że dom ma lat 10+)

26 minut temu, Mosze Red napisał:

Jedyny argument to powierzchnia użytkowa, co ma znaczenie jak porównasz mieszkanie 50 metrów do domu np. 120 metrów, ale uczciwość nakazuje porównywać koszt utrzymania tej samej powierzchni. Jak weźmiesz apek 100+ metrów i porównasz do typowego domu 100 - 120 wcale różnica nie będzie duża. 

 

Pytanie zatem czy porównujemy pod kątem wartości inwestycji (mieszkanie w mieście vs mieszkanie poza miastem) czy pod kątem metrażu.  Bo jak będzie raz tak, raz tak to zaczniemy mieszać jednostki miary. Mając przykładowe 500 tyś PLN możemy kupić jakiś domek pod Wawą (powiedzmy ok 30-40 km jak pisałem) i pewnie da się kupić coś ok 40 m2 w Wawie. Więc koszty inwestycji podobne. Komfort mieszkania znacząco różny, ale też koszty "dodatkowe" o których pisałem a które wcześniej nie były brane pod uwagę także znacząco inne. Jak byśmy chcieli porównywać 120 m2 mieszkanie w Wawie vs 120 m2 dom pod Wawą to nam "trochę" inne wartości inwestycji wyjdą. 

 

31 minut temu, Mosze Red napisał:

Ponadto kto ci karze kupować lub budować wielki dom? Możesz sobie sprawić coś o metrażu porównywalnym do mieszkania. 

 

Raz, jaki jest sens budowania czegoś np. 50 m2 (taka pewnie jest średnia mieszkań plus minus).

Po drugie budując dom masz pewne koszty stałe (działka, przyłącze prądu, przyłącze gazu, przyłącze kanalizacji, ogrodzenie, piec CO, garaż). Więc to trochę taki "koszt stały". Niezależnie czy zbudujesz 50m2, czy 150 m2 to te koszty i tak poniesiesz. Okazuje się że te dodatkowe 100m2 już nie wychodzi tak sporo więcej.

 

34 minuty temu, Mosze Red napisał:

Brak prądu przez jeden dzień załatwia niewielka instalacja solarna, która pozwoli ci w przypadku awarii zapewnić sobie podstawowe rzeczy, jak oświetlenie budynku, naładowanie smartfona itp. Tutaj już zaczynamy się ocierać o zagadnienia prepperingu. 

 

Może się mylę, ale mając panele fotowoltaiczne, nie można mieć osobnego zasilania na wypadek braku prądu. Przynajmniej tak gdzieś czytałem że są zbudowane te instalacje -bo nagle zakład elektro wysłałby ekipę na naprawę - a tam byłoby nadal napięcie z instalacji fotowoltaicznej mieszkańców.

 

Jasne że da się to zrobić osobną niezależną instalacją...ale to dodatkowe duże koszty, o które nie musimy się martwić mieszkając w mieście (tam brak prądu jest od wielkiego dzwonu).

 

36 minut temu, Mosze Red napisał:

Co do awarii pod nieobecność, mamy XXI wiek, można wprowadzić pewne elementy inteligentnego domu i monitorować nawet z drugiego końca świata co się dzieje na posesji i w domu, jaka jest temperatura, czy piec działa, itp. Coś nawala telefon do przyjaciela, a można wszystko zorganizować tak, żeby mieć mieć alternatywne opcje np. dwa niezależne piece, którymi możesz sterować z aplikacji. 

 

 

Jasne że można, ale tutaj tak samo - raz że dodatkowe koszty, dwa że brak autonomii. W mieście zatrzaskujesz drzwi i się nie martwisz. Pod miastem trzeba kombinować, kogoś fatygować żeby ew sprawdził lub pomógł w razie awarii. Czyli zaczynasz grać w grę "przysługa za przysługę" - nie wszyscy to lubią. 

 

38 minut temu, Mosze Red napisał:

Dom w mieście ma te same wady, które opisałeś. 

 

Dom w mieście to kwestia dużo wyższej inwestycji. Myślę że to nawet nie warto analizować, bo wyjdzie nam trochę taka dyskusja w stylu "takie Ferrari to takie nieekonomiczne jest -pali jak smok"...wśród właścicieli Pasatów w TDI.

 

40 minut temu, Mosze Red napisał:

Zasadniczo, każdy z problemów, o którym wspomniałeś ma swoje rozwiązania. 

 

Jasne, tylko każde z tych rozwiązań generuje dodatkowe koszty (które w linkowanym wcześniej art nie były uwzględnione).

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Zdzichu_Wawa @Mosze Red Obaj macie swoje racje ;)

 

Ja przeżyłem pół swojego życia w małym mieście pod Warszawą i z dojazdami do pracy i to była makabra. Drobiazgi mogą czasem urastać do rangi prawdziwych problemów. Mnie np. wkurzało notoryczne odcinanie prądu po północy na 15-20 minut. Zdarzało się to 2, a nawet 3 razy w tygodniu. Często lubiłem sobie popracować w nocy czy nawet posiedzieć przy kompie po prostu, a w tamtych czasach nie mogłem znaleźć UPSa, który by utrzymał dłużej niż 10 minut moją małą stację roboczą. To była jedna z największych uciążliwości codziennego życia, która bardzo przyspieszyła moją decyzję o wyprowadzce. Tu gdzie teraz mieszkam nie ma takich problemów. 

 

Domek na wsi, gdzie mieszkała moja babcia, nie jakiś koniec świata, tylko 50 km od Warszawy: sąsiedzi interesujący się jej życiem, m.in. tym czy chodzi do kościoła czy nie. Tak, takie akcje. W małych społecznościach tak jest. W dużym mieście - pełna anonimowość, każdy ma wyjebane na drugiego. Mi tam odpowiada, dopóki oczywiście ktoś mi nie robi krzywdy, nie zakłóca spokoju itd. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 18.07.2021 o 15:56, Tomek9494 napisał:

Warto dodać, że żyjąc na wsi bez pracy zdalnej tak naprawdę człowiek jest uzależniony od posiadania samochodu.

Obecnie żyję w mieście, blokowisko. Po wyjściu z budynku mam większość rzeczy potrzebnych do codziennego życia dosłownie pod ręką.

Posiadam prawo jazdy ale posiadanie samochodu w mieście jest dla mnie całkowicie zbędne, korki, parkowanie itp. To nie dla mnie, wsiadam w pociąg/autobus i niczym się nie przejmuje. Na torach i bus-pasach korków nie ma.

Podbijam to co napisał Tomek.
Moim zdaniem praca jako praca zdalna nie przyjmie się tzn beda jakieś formy hybrydy ale bedą co jakichś czas wołali do biura nawet tych z B2B i będzie to często w interesie wołanego.

Sam pracuje na zmianę- kilka tygodni na wsi 200 km od Wawy , kilka tygodni w Wawie i tak sobie ustawiam robotę  tak, żeby być w stolicy jak najmniej razy.  Jestem w Waw także aby raz na jakichś czas spotkać się z jakąś miłą panią i spędzić fajnie kilka wieczorów.
Gdybym nie miał domu rodzinnego na wsi i mieszkania w Waw, celowałbym w używane i urządzone  mieszkanie końcówka lat 90 tych  w Wawie (Kabaty , Natolin lub Bródno blisko Lasku Bródnowskiego)   bo tam blisko zieleni  a także w dom dzielony z  z jakimś sensownym kumplem na wsi lub zakup czegoś typu  "dom na kurzej stópce" aby być w nim w okresie maj- wrzesień, później zamknąć na zimę i niczym sie nie przejmować kiedy się wyjedzie. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 godzin temu, Zdzichu_Wawa napisał:

Nadal koszty "funduszu remontowego" mieszkając w mieście są znacząco mniejsze od kosztów bieżących napraw w domu pod miastem (przy założeniu że dom ma lat 10+)

Tylko przy kupnie starego domu.


Zobacz na przykładzie moich rodziców. Obecnie składnik remont/eksploatacja w ich czynszu to ok. 150 zł.

 

Upraszczając, że płacili to przez 30 lat życia tam - a stawka oczywiście była różna, ale i zarobki, więc powiedzmy, że było tak samo - no to wydali już 55 000 PLN. A wiesz, co zrobiła spółdzielnia? Ano wymieniła im domofon na nowy. I odmalowała klatkę. Raz na 5 lat odmalowują. Nie było termomodernizacji, blok brudny i nieocieplony. A oni mają tylko 38m^2. Za większy metraż oczywiście zapłaciliby więcej, z równie gównianym efektem. Na co poszło 55k? Na pensje administracji, podejrzewam.

 

Czy solidnie zbudowany, nowoczesny i mały dom wymagałby 55 000 PLN nakładów lub więcej i na utrzymanie i remonty? jeśli uważasz, że tak - to na co konkretnie? Nie myślę tutaj o poPRLowskim partactwie, które zawsze przecieka, pęka i obsuwa się na swoich 300m^2. Takie były wtedy czasy i standardy, ale nie trzeba tego kupować przecież. Myślmy o nówce :) Myślmy o domu, gdzie np. blachodachówka ma 40 lat gwarancji (są i 50-letnie). Co tam dokładnie trzeba robić i czemu wychodzi drogo? Nie liczmy typowego odświeżenia/remontu, malowania ścian, etc. bo w blokach też są takie koszty.

 

20 godzin temu, Zdzichu_Wawa napisał:

Okazuje się że te dodatkowe 100m2 już nie wychodzi tak sporo więcej.

Ależ wychodzi - w utrzymaniu.

 

Mam na myśli ogrzewanie i sprzątanie, oraz oczywiście wykończenie, które jest z metra podobne.

 

Jeśli płacicsz za coś, czego nie potrzebujesz, bo "dom musi mieć 150m^2", to ulegasz presji społecznej niejako.

 

Wprwadzie 50m^2 to faktycznie mało, ale już 80m^2 na luziku starczy każdemu. Gdybym nie chciał zmieścić w domu osobistej siłowni, to bym budował właśnie 70-80m^2 z dobrym rozkładem pomieszczeń (projekt indywidualny, rzecz jasna) a nie 100m^2. No ale mam trochę gratów i wyszło, że nie chcę się kisić w zagraconych pomieszczeniach.

 

20 godzin temu, Zdzichu_Wawa napisał:

W mieście zatrzaskujesz drzwi i się nie martwisz.

 

Tak łatwo to nie ma:

 

http://www.administrator24.info/artykul/id11323,rekordowa-liczba-wlaman-do-mieszkan

 

Generalnie kradzież czy włam może trafić się wszędzie.

 

20 godzin temu, Zdzichu_Wawa napisał:

Jasne, tylko każde z tych rozwiązań generuje dodatkowe koszty

 

Tutaj warto dodać, że w mieszkaniu nie tyle nie masz dodatkowych kosztów, co po prostu nie możesz ich ponieść. Jesteś w 100% zależny od tego, co zaplanował deweloper i co realizuje administracja lub "wspólnota". A z tą bezproblemowością to różnie bywa. Mojej siostrze regularnie zalewa piwnicę w budynku. Mieszkańcy cośtam jojczą, ale deweloper rozłożył ręce i "radźcie sobie sami". To tani blok więc "wspólnota" to zbieranina różnych ludzi - wynajmujący, przyjazdni Ukraińcy, patusy. "Dogadywanie się z nimi", wspólne stanowisko "wspólnoty", etc. to mrzonka. Więc finalnie nikt nic nie robi i raczej nikt niczego nie zrobi.

 

20 godzin temu, SamiecGamma napisał:

W dużym mieście - pełna anonimowość, każdy ma wyjebane na drugiego.

 

To dla mnie największa zaleta miasta. Im większe, tym lepsze, bo tym bardziej nie znasz swoich sąsiadów.

 

Niestety, nadal ich słyszysz, nawet, jak ich nie znasz. Dlatego optymalne rozwiązanie to dom w obszarze administracyjnym miasta, najlepiej jak najbliżej jego centrum, w miarę możliwości, ale to, jak już wspominałem - potworne pieniądze. Mało kogo stać, a nawet jeśli, to zaczyna taka osoba myśleć - czy nie lepiej kupić dom w Chorwacji nad samym morzem za 1/3 tej kwoty? ;)

 

 

18 godzin temu, Personal Best napisał:

celowałbym w używane i urządzone  mieszkanie końcówka lat 90 tych  w Wawie (Kabaty , Natolin lub Bródno blisko Lasku Bródnowskiego)   bo tam blisko zieleni  a także w dom dzielony z  z jakimś sensownym kumplem na wsi lub zakup czegoś typu  "dom na kurzej stópce" aby być w nim w okresie maj- wrzesień, później zamknąć na zimę i niczym sie nie przejmować kiedy się wyjedzie. 

 

Za połączenie tychże mógłbyś już zbudować dom na małej działce w samej Warszawie, mając np. 200m do przystanku autobusowego ztm z busem co kwadrans, albo 2 km samochodem do stacji metra. I pewnie miałbyś wygodniejsze życie, niż w obu z tych miejscach z osobna w odpowiednich okresach.

Edytowane przez Januszek852
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.