Skocz do zawartości

Rekomendowane odpowiedzi

Jak dla mnie to wszystko co mówią i piszą o wewnętrznych aspektach to jedno i to samo, tylko język się różni.

Teraz mamy czasy gdzie nauka jest na ołtarzu i bardzo dobrze bo jednak jest ona dość wymierna i blokuje dużo możliwości manipulacyjnych, dlatego też język psychologii jest najbardziej uznany ale to wszystko jest o tym samym.

A, że tego nie da się wyciągnąć zważyć, opisać i skatalogować to brniemy w opisy, które dla przyszłych pokoleń mogą być dziwne i śmieszne (np. Biblia) a to tylko materia i język, często mylimy mapę z terytorium po prostu i grzęźniemy a  nawet zabijamy innych z powodu różnego opisu i manipulacji cwaniaczków.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, wojkr napisał:

jeżeli w ogóle nie mamy duszy ??? - bo

Zasadniczo mówię wszystkim, że mamy, bo każdy twierdzi, że nie mamy. 

Ogólnie mogę przedstawić argumenty za i przeciw. Wedle zajmowanego stanowiska. 

Oczywiście jest mi to absolutnie obojętne, ponieważ absolutnie nie uzależniam swojego życia doczesnego (choć słowo doczesne mogłoby teraz wskazywać na to, że istnieje życie po śmierci), a chcę głównie powiedzieć, że chodzi mi o życie ziemskie. Obecne. Wiecie o co chodzi...

W każdym razie, jest mi to obojętne. Jak wszystko w moim życiu ostatnio. Jest poplątane i popaprane przez całego wirusa. 

Chyba rozumiecie, że dalsze "rozważania" w tym temacie są pozbawione głębszego sensu, wobec pandemii. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, icman napisał:

Jak dla mnie to wszystko co mówią i piszą o wewnętrznych aspektach to jedno i to samo, tylko język się różni.

Tak mi się skojarzyło, co prawda akurat specyficznie, w stosunku do religii. Obecny Dalajlama, zapytany w wywiadzie-rzece, która wielka religia prowadzi do prawdy, odrzekł, że każda. Podzielił je na religie wiary (chrześcijaństwo, islam, judaizm) i religie wiedzy (buddyzm). Mówią o tym samym, ale w inny sposób, wyznaczając sobie różne drogi do celu. W tym akurat aspekcie, szacunek dla buddystów za ich szersze spojrzenie, poza własny czubek nosa.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Chrześcijanie mówią, że tam gdzie są emocje tam jest władza, a Jezus Chrystus wywołuje największe emocje więc ma największą władzę w tzw. świecie duchowym, a buddyzm itd. się nie liczy.

 

Co do myśli, niektóre mi wyraźnie szkodzą, sabotują mnie. :D Czasem mam wrażenie, że to nie ja tylko mój przeciwnik. Tj. jest sobie państwo, w państwie są buntownicy i trzeba ich pokonać by móc wojować z sąsiednimi państwami (innymi ludźmi). My jesteśmy władcą/władczynią państwa i uporamy się z tym całym pierdolnikiem albo nie.

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@sol

Ważnym aspektem jest też zwrócenie uwagi na to, że każda droga duchowa, religia, wiara, psychologia z różnymi nurtami inaczej postrzega podmiot a nawet bym powiedział, że go tworzy.

Narracja w konkretnym systemie jest na tyle kompleksowa, że tworzy opis tego czym jesteśmy i potem się tym zajmuje czyli dobrze jest znać szerszy kontekst nauk  jeżeli jesteśmy zainteresowani taką zabawą.

Inaczej postrzega "Ja" i je opisuje Buddyzm inaczej Chrześcijaństwo a jeszcze inaczej psychologia.

 

@Bruxa

Nigdy nie spotkałem się z tym opisem Jezus - emocje, ciekawe to, na pewno psychologia skrótów idzie tropem emocji i mi osobiście bardzo ta droga pasuje bo jest szybka.

Myśli faktycznie są bardzo różne, tu bardzo mi pasuje pogląd Buddyzmu, który twierdzi, że nie istnieje żadne "ja", które myśli tylko jest ono tworzone równocześnie z myśleniem.

"Myślę więc jestem".

Edytowane przez icman
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@bassfreak

 

Powiem Ci, że nie bardzo wiem jak można pomóc ale mogę Ci dać tipy:

 

Będziesz szukał wiedzy duchowej, wszelkiej wiedzy co jest z Tobą nie tak, będziesz widział inaczej wszystko z punktu jakby bardziej duchowego, bo tak naprawdę ten "kryzys" ma Tobą wstrząsnąć do prawdy o świecie i o Tobie samym i masz znaleźć odpowiedzi :) 

Może zmienisz zawód, zmienisz karierę, zaczniesz inne studia, pojedziesz do innego miasta czy też kraju. Jest to prze cholernie ciężki okres, dlatego nazywa się "Nocą duszy" ale wiesz po nocy jest dzień, będziesz pełniejszym człowiekiem.

 

To wszystko jest po to byś znalazł pokój w sobie, zrozumiał świat, siebie i byś mógł żyć pełniejszym życiem. Będziesz się izolował, nie miał energii itd. U mnie ten okres przypadł na lata od 17 do 26 roku życia jak nie dłużej, i ciągnie się to nie jako jeszcze do teraz. Pewno gdybym wyleczył siebie w pełni byłbym mega super szczęśliwym człowiekiem z bardzo pozytywną energią no ale nadal ciąży nade mną fatum i pewne ciężkie wybory, które muszę zrobić, by siebie uzdrowić. 

 

Powiem Ci tak, będziesz innym człowiekiem, jeśli interesowała Cię piłka nożna to przestanie, będą od Ciebie odpadać różne zainteresowania i pojawiać się nowe "dojrzewasz" można by powiedzieć do czegoś większego ale ostrzegam (zresztą jak już wiesz) proces wytrze Tobą podłogę ;) 

Nie każdy też to przechodzi, więc wielu Cię nie zrozumie i obrzuci błotem albo Ci powie byś się nie użalał i działał, no niestety... powodzenia z działaniem w takim stanie, jak nie wiesz co ze sobą począć :D 

 

Jeśli znasz angielski, to szukaj "dark night of the soul" a jak nie znasz używaj translatora, robisz tylko kopiuj w klej i całkiem fajnie tłumaczy.

 

Poszukaj również info na polskim internecie :) 

To jest coś w rodzaju grypy, trzeba przejść ale szukaj informacji i jak coś to się podziel.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciemna noc duszy ... przeszedłem, i jakkolwiek by to nie wyglądało - u mnie był to sen.
Migawki z przeszłości, najcięższe momenty w życiu, musiałem się ponownie skonfrontować ze swoim strachem, cierpieniem, gniewem, samotnością, poczuciem odrzucenia, upokorzeniem.
Zrozumiałem rzeczy które wcześniej wypychałem siłą ze swojej głowy, zaakceptowałem, to co się stało w moim życiu.
Zrozumiałem to że na własne życzenie niektóre sprawy spaprałem odcinając się w tych momentach od ludzi którzy mogli mi wtedy pomóc, gromadziło się to we mnie latami.
Nie było zaprzeczeń, wątpliwości, podważania,negowania - wszystko zostało mi przedstawione w taki sposób jaki na prawdę było.

Kiedy wstałem czułem się już inaczej, myśli o pewnych ludziach, byłych, odeszły.
Wystartowałem na nowo, czuje że czego bym się nie złapał wkładam w to całego siebie, nie jestem sam bo teraz o tym wiem, niema tu chęci pokazania się, czyjejś aprobaty, wiem że muszę zrobić "to i to" i robię na tak zwanej "pełnej"

I tak:
Całkowicie zapuszczony pokój, który zamienił się w magazyn po sam sufit (Stare komody PRL, fotele) mają swoje drugie życie.
Rzeczy z całej przyszłości które gromadziły się przez lata (Od 2009) w całym mieszkaniu są już na wysypisku (7 worków).
Gruby kurz, syf, klejące podłogi, pajęczyny - niema.
W tym wszystkim jestem JA.

Bóle kręgosłupa, barków nie doskwierają.
Siła fizyczna rośnie.
Kiedy stawiam rano nogę na podłodze na facjacie pojawia się uśmiech.

"Może jednak mnie o coś poprosisz?"
"Nie potrzebuję już tego"
"W końcu widzisz swoje odbicie w lustrze"
"Teraz to wiem"
 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie ma czegoś takiego jak dusza. My wszyscy mamy umysł a nie „dusze”. Umysł a mózg to zupełnie co innego. W momencie śmierci mózgu tracimy życie- nasz układ nerwowy przestaje działać. Razem z nim umieramy na amen. Na wszelkich ludzkich słabościach żerują inni ludzie a nie siły nadprzyrodzone. Jedni robią co trzeba oraz maja pieniądze i kontrole a inni wierzą w świętości, gusła i nie potrafią się skupi na swoim życiu a żyją alternatywnej rzeczywistości. Wstyd, poczucie wini, religie, normy zwyczajowe odciągają od ryja jednym by dać drugim. Nie dajmy sobie narzucić narracji, ze jesteśmy komuś coś winien albo, ze inni zasługują nie my. Wkurwia mnie to jak bardzo ludzie żyją wg schematów narzuconych z góry- których nikt z nimi nie ustalał. Czy można być szczęśliwym człowiekiem koncentrując się na innych a nie sobie? Czy można być szczęśliwym człowiekiem będąc pod kontrola innych? Będąc zależnym i posłusznym? Z drugiej strony wojowanie  ze wszystkimi o wszystko nie ma sensu i źle się kończy. Gdzie jest ta granica? Jak to ogarnąć?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Temat ucichł, to może ja rzucę puentą:

 

Nie chodzi o to koniec końców czy coś jest po śmierci czy też nie ale, by to życie, które tu mamy przeżyć w szczęściu i zadowoleniu. By nie być jak ta kobieta (żona ala Polskiego Messiego) co powiedziała do swojego faceta "byś się połamał skurwielu" tylko "następny raz idź proszę "robić Messiego" na dwór i nie przejmuj się telewizorem kupimy nowy, i warto by zapytać czy (z Twoją nogą jest wszystko w porządku?)

 

Czy dusza istnieje czy też nie, zostawmy to nie jako na bok i sprawy by jeśli nie istnieje, to ją "wygenerować" by nasz duch inspirował lub dodawał plus do życia nam najbliższych i być może następnych generacji po nas - a jeśli istnieje, to by bycie w porządku nie było poprzedzone dogmatami i izmami czy wymuszonym poczuciem moralności a faktycznym stanem, że z natury jesteśmy dobrzy i nie potrzebujemy nakazów by być świetną rasą jako ogół ;) 

 

To tyle, jak ktoś ma "symptomy utraty duszy" to sugeruję szukać rozwiązań na własną rękę, ja żadnym guru nie jestem ani lekarzem złamanych serc, jestem zwykłym facetem, który miał większość tych oznak i po prostu dzieli się swoją marną wiedzą z innymi, tyle i aż tyle. 

W dysputy religijne i podziały nie chcę wchodzić.

 

Ja nikogo nie pragnę namawiać do istnienia czegoś czego sam pewności nie mam. 

Zachęcam również by w przyszłości obczaić inne tematy, z tej działki bo będzie jeszcze dziwniej :-))

 

Wszystkiego dobrego. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, icman napisał:

Narracja w konkretnym systemie jest na tyle kompleksowa, że tworzy opis tego czym jesteśmy i potem się tym zajmuje czyli dobrze jest znać szerszy kontekst nauk  jeżeli jesteśmy zainteresowani taką zabawą.

Inaczej postrzega "Ja" i je opisuje Buddyzm inaczej Chrześcijaństwo a jeszcze inaczej psychologia.

Tak i to jest o tyle fajne, że mając dostatecznie otwarty umysł i dużą wyobraźnię jesteś w stanie „stać się” na chwilę tym czym opisuje taka teoria, więc jednocześnie współodczuwać to, co przeżywają jej „wyznawcy” i w ten sposób ich rozumieć (czy to mówimy o zjawiskach definiowanych przez psychologię czy też  próby nazwania ich przez religię). W pewnym momencie orientujesz się jednak, że „nazwa” nie ma tak naprawdę znaczenia, jest tylko wytworem naturalnej potrzeby człowieka klasyfikacji i wyjaśniania wszystkiego

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.