Skocz do zawartości

Studia! Czy iść i co wybrać?


Czarny Wilk

Rekomendowane odpowiedzi

W tym roku poprawiałem wynik matury z angielskiego z 34% na 80%.

Na drugi rok chciałbym napisać jeszcze raz i dołożyć do tego rozszerzenie.Caly czas się dalej uczę.

Myślałem czy nie iść na studia, coś związanego z angielskim, jakieś biznesowe czy jakieś zarządzanie. 

Po takich studniach, miałbym możliwość zdobycia lepszej pracy, zdobycia znajomości które są cholernie ważne. Z tym że nie wiem co wybrać. Mógłby mi ktoś doradzić?

 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odradzam studia językowe, jeżeli nie jesteś zapaleńcem. 

Prawdę mówiąc, to sugeruję zrobić sobie jakieś kwalifikacje zawodowe + angielski i wyjechać za granicę.

 

Czasy, kiedy po finansach/zarządzaniu i z angielskim c1 byłeś kimś, minęły około 2000 roku.

 

Edytowane przez zychu
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

36 minut temu, Czarny Wilk napisał:

biznesowe czy jakieś zarządzanie

Za dużo naprodukowano "managerów". A wszelkiego typu zarządzania ( zasobami, kompetencjami itd ) to na podyplomówkę i to też nie 1.

Za mało napisałeś o zainteresowaniach, umiejętnościach. Humanista? Techniczny?

Wydział lekarski? Akademia Sztuki Wojennej? AWF ?

Wypisywanie nazw kierunków to bezsens. Trzeba zawęzić. 

Chyba, że na niczym się nie znasz to idziesz na Prawo;) ( żeby nie bylo -absolwent collegium iuridicum to pisze )

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też odradzam studia językowe, żeby opanować język obcy nie ma konieczności aby wybierać go jako obszar studiów.

 

W mojej ocenie jest to strata czasu. 

 

Nauczyć się języka na poziomie C1 można w zależności od zdolności poświęcając na to 800 - 1200 h nauki. 

 

Można to spokojnie osiągnąć studiując w międzyczasie jakiś użyteczny kierunek i skupiając sie na zdobyciu zawodu dobrze płatnego, ewentualnej nostryfikacji dyplomów czy poświadczeniu umiejętności zawodowych zagranicą jeśli chcesz gdzieś wyjechać po studiach. 

 

 

  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Czarny Wilk napisał:

Myślałem czy nie iść na studia, coś związanego z angielskim, jakieś biznesowe czy jakieś zarządzanie. 

Po takich studniach, miałbym możliwość zdobycia lepszej pracy, zdobycia znajomości które są cholernie ważne.

Jeżeli nie masz sprecyzowanej wizji studiów, to kierunki ekonomiczne (ekonomia, finanse, zarządzanie) są w miarę bezpiecznym wyborem. Przy czym tu akurat dobrze jest wybrać uczelnię, która ma renomę. Długookresowym liderem uczelni ekonomicznych w PL jest warszawska SGH. Próg wejścia jest wysoki, ale same studia to nic strasznego, pikuś przy dowolnych studiach technicznych. Być może dostępne są studia w języku angielskim - takie studia niejednokrotnie odbywają się w partnerstwie z jakimś uniwerkiem w UK czy USA i od razu dostajesz dwa dyplomy. Na wielu pracodawcach robi to wrażenie. Jakbyś chciał emigrować, to dyplom uczelni brytyjskiej czy amerykańskiej ma szansę zrobić większe wrażenie od polskiego.


Po takich studiach za wiele się nie umie (ale po językowych umie się jeszcze mniej), niemniej zna się podstawy przedsiębiorczości, funkcjonowania przedsiębiorstw, rynków finansowych, trochę prawa administracyjnego, trochę gospodarczego. Uczą tam też statystyki i podstaw badań społecznych, co jest wiedzą w PL praktycznie tajemną. Po takich studiach masz większe podstawy do założenia własnego biznesu, niż po jakichkolwiek innych. Przy okazji absolwenci takich studiów są mile widziani we wszelkich korpo. I nie mówię tu o pracy na słuchawce w jakimś call centre, tylko o prawdziwych stanowiskach biznesowych, gdzie podejmuje się decyzje, dysponuje własnym budżetem itp.

 

Co ważne, studia ekonomiczne są łatwe. Na studiach technicznych czy medycznych jest zapierdol, więc jak nie masz silnego i popartego przykładami w rodzinie przekonania, że chcesz być inżynierem albo lekarzem, to daruj sobie. 

Edytowane przez Adams
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Studia lub szkoła zawodowa za granica. W Niemczech będziesz miał płacone co miesiąc za naukę także spokojnie się z tego utrzymasz. 
 

Studia językowe to dramat, miałem w szkole nauczycielkę po germanistyce,

jak przyjechała wymiana z de to nie potrafiła się dobrze wysłowić.

 

Jak nauka języka to tylko za granica. Uczyłem się niemieckiego 3 lata w Polsce, i powiem Ci, że po wyjeździe do Niemiec okazało się, ze był to zmarnowany czas.

 

Według testów Goethego wychodziło mi b2/c1, matura ustna z niemieckiego  95 proc. pisemna rozszerzona też coś ponad 90- ale to tylko teoria. W praktyce po przyjeździe nie byłem w stanie się wysłowić o rozumieniu mowy potocznej nie wspomnę.


Po 3 latach konkretnej nauki i kontakcie z Niemcami śmiało mogę stwierdzić, że skil skacze do tego rzeczywistego b2 po 5 latach c1/c2.

 

Szkola zagraniczna również bardzo dobrze wyglada w CV.

 

W Niemczech akurat jest deficyt to łatwo się wstrzelić.

 

Angielski trochę taki do wszystkiego i niczego.

 

Podczas nauki za granica ogarniesz słówka fachowe, dialekty, mowę potoczną- nauczenie się  tego w Polsce graniczy z cudem.

 

Niemcy są blisko, duży przemysł, dużo miejsc pracy i dobre perspektywy rozwoju, jak nie Niemcy to później Szwajcaria.


Anglia już trochę przereklamowana i za daleko. 

 

Zawsze wszystkim polecam naukę niemieckiego- ja się go nauczyłem, większość znajomych wałkowalo angielski- z perspektywy czasu moja decyzja okazała się dużo lepsza.

 

Nie idź na jakieś gowno kierunku typu zarządzenie itd. Rób co konkretnego, w zależności od predyspozycji jakas  inżynieria itd.

 

 

No chyba, że idziesz w tak bardzo propagowane na tym forum „AJTI”to wtedy wiadomo angielski bo AJTI to międzynarodowe konekcje i $

Edytowane przez Kacperski
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Czarny Wilk napisał:

Myślałem czy nie iść na studia, coś związanego z angielskim, jakieś biznesowe czy jakieś zarządzanie. 

Po takich studniach, miałbym możliwość zdobycia lepszej pracy, zdobycia znajomości które są cholernie ważne. Z tym że nie wiem co wybrać. Mógłby mi ktoś doradzić?

 

Jak chcesz iść w tym kierunku, to doradzę coś od siebie.

 

Anglistykę odradzam - jest bardzo dużo filologów po tym kierunku i nie jest elitarny. Przeciętna osoba z wyższym wykształceniem ma angielski na poziomie B2/C1. Nie jest to coś, co wzbudza efekt "wow". To jest znormalizowane, a więc nie będziesz w tym kierunku najprawdopodobniej zarabiał kokosów. Chyba, że .. miałbyś własny biznes, ale to zupełnie inna historia.

 

Jeżeli chcesz coś językowego, to nie jest to zła opcja, byleby było coś raczej niszowego. Trzy historie ode mnie.

 

Kiedyś miałem kontakt z pewnym człowiekiem, który zbierał ciężkie baty za to, że zamiast na "coś konkretnego" poszedł na .. filologię czeską. Ojciec mechanik nie mógł wytrzymać ze śmiechu i zaznaczył, że jak mu się nie uda to on mu nie pomoże. Jakże szybko morda ojczulka się zamknęła, kiedy nagle zaczął jego syn zarabiać więcej od niego i nie miał przy tym ujebanych rąk smarem i innym syfem. Z tego co wiem, kończąc filologię czeską skończył ją wraz z mniej niż dziesięcioma osobami. Filologię angielską pewnie kończy 10 razy tyle osób, jak ni więcej. Zarobki około pięciocyfrowe z językiem czeskim. Zgaduję, że kojarzysz wiele osób, które jakoś znają angielski ale raczej mało język czeski, prawda? Da się? :) 

 

To jest historia z drugiej ręki. Jedna osoba wkręciła się w język ukraiński. Pisała umowy, załatwiała sprawy "służbowe" w tym języku. Pracy multum, bo w tych czasach nie było osób do pracy z tym językiem, mało kto go znał. I zarobki, że nie trzeba tego słynnego IT. Teraz jak u tej osoby to wygląda, to nie wiem.

 

Jedna z historii, którą opisywałem w temacie: https://braciasamcy.pl/index.php?/topic/39095-jak-w-polsce-szybko-i-łatwo-zostać-kimś-w-ujęciu-społecznym-i-zarobkowym/page/3/&tab=comments#comment-914002

"Ostatnio poznałem tłumacza, który działa z językami i jak to określił - w Polsce za to bardzo mało płacą i działa na rynku zachodnim. Jest tłumaczem języków europejskich, kilku zamożnych państw, i na własnej działalności opowiada o zyskach rzędów 25k miesięcznie - czyli znacznie więcej niż psycholog i ilość wrzuconych pieniędzy w kształcenie na pewno jest mniejsza. Dopytywałem o to jak pracuje i na jego 40-50 tysięcy stron przetłumaczonego tekstu, mówi, że nie zamierza zmieniać zawodu, bo jest świetny."

 

 

Uprzedzając pytania, kontaktu do tych ludzi nie daję.

 

Także opcja językowa nie jest zła, ALE:
- język angielski to obecnie narzędzie, coś jak ręka. Nikt nie daje pieniędzy za posiadanie ręki,
- wybierz język NISZOWY. Taki, którego zna mało osób. Norweski? Szwedzki? Holenderski? I w tym się specjalizuj.

 

I nie musisz jebać jakichś kierunków typu inżynier i udawać, że "znaczysz więcej". Kiedyś ludzie jak gdzieś wchodzili przedstawiali się: "jestem X i studiuję prawo". Obecnie to działa tak: "jestem X i studiuję kierunek ścisły". Trochę mnie to bawi i lekko wydaje mi się żałosne.

 

Pamiętaj, że jeżeli chodzi o zarobki rzędu 10k/ miesiąc, co nie jest w sumie czymś nie wiadomo czym, to zarabia tyle robol w fabryce za zachodnią granicą. I zamiast się napinać jak baranie jaja, że nie masz pieniędzy, to możesz jechać na 3 miesiące do pracy i żyć w PL leżąc interesem do góry przez wiele miesięcy na skromnym poziomie, a w tym czasie edukować się w kierunku, który TY CHCESZ - a nie internetowi specjaliści - czy rozwijać własny biznes.

 

Pamiętaj, że nauka języka do w miarę komunikatywnego poziomu to około rok. Potem możesz działać z aspektami jeszcze bardziej niszowymi w kwestii języka - i za to się płaci. I to nie mało - a maszyny tłumaczące nie wyprą tak szybko języka. I w kwestii łączenia języków i kierunku ścisłego. Cóż, nie polecam, bo się zajedziesz i nie będziesz miał własnego życia. A poziom frustracji jaki wtedy będzie, nie jest tym, z czym chciałbyś żyć. Been here, done that - nie polecam, człowiek wariuje.

 

I nie słuchaj historii typu "poznałem osobę po językowych studiach i nic nie potrafi powiedzieć, coś tam duka". Liczy się tylko to, co sam potrafisz i się nauczysz. Na całą resztę nie tylko powinieneś, ale wręcz musisz mieć - po prostu wyjebane. Tutaj nie dostajesz pieniędzy za nazwę uniwersytetu w CV, tylko za umiejętności jakie wnosisz.

 

Konkrety. Nie robienie 10 rzeczy w życiu i rozchodzenie się "wzdłuż", tylko jednej bądź dwóch, ale na głębi. I sobie poradzisz.

 

  • Like 8
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli nie planujesz kariery naukowej, to niewiele jest studiów gwarantujących dobre zarobki (a kariera naukowa też coraz mniej). Właściwie jedyne to medycyna jeśli ją ukończysz. Nawet prawo przestało już być w top. 

 

Przede wszystkim uświadom sobie, że studia to jeden z wielu wyborów przed jakimi staniesz. Można iść na byle jaką uczelnię i czas poza studiami poświęcić na rozwijanie innych umiejętności. Można iść na prestiżowe i błyszczeć potem dyplomem, obie drogi są ok. Jednak powtórzę, zapomnij że dyplom cokolwiek gwarantuje. 

 

Poza tym na filologii wcale nie uczysz się używać języka, masz dużo zajęć z historii, gramatyki itp. Nawet jeśli jakiś kierunek jest szumnie nazywany biznesowym, to okazuje się, że kadra profesorska 30 lat wykłada to samo i nie będzie się zmieniać. Hit o jakim słyszałem to język rosyjski w biznesie. Studia magisterskie. Przez 3 semestry najcięższym przedmiotem był starocerkiewny. No ale pan profesor był kolegą szefa danej jednostki, więc musiał mieć dużo godzin. 

 

Ciężko radzić jak nie znamy twojej sytuacji. Co innego gdy możesz sobie pozwolić na studia dziennie, a co innego jak musisz pracować. Studia językowe nie muszą być złe, jeśli wyciśniesz maks ze stypendiów/możliwości wyjazdów. Jednak angielski to raczej punk obowiązkowy teraz przy jakiejkolwiek pracy, a nie super umiejętność, za którą ktoś zapłaci. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Bądźmy szczerzy opanowanie języka na poziomie B2 samodzielnie, za pomocą powszechnie dostępnych narzędzi to nie problem.

 

Jak do tego dołoży się konwersacje z native speakerami, a są platformy umożliwiające zrealizowanie tego w łatwy sposób, to efekt nauki języka będzie lepszy niż ten uzyskany na studiach i szybszy. 

 

Trzy lata filologii angielskiej jak chcesz iść na płatne studia to 21k czesnego + inne wydatki zależnie od trybu w jakim studiujesz, powiedzmy, że wyjdzie 25k za 3 lata studiów.

 

Za te pieniądze możesz mieć 400h konwersacji z native speakerami z USA/ Australii/ UK.

 

To znaczy, że ucząc się samodzielnie przez godzinę dziennie + dokładając 3h tygodniowo konwersacji (np. 3x 1h) w ciągu 2 lat osiągniesz na 99% znacznie wyższy poziom umiejętności językowych, niż przez 3 lata studiów.  I wydasz mniej kasy niż by cię studia kosztowały. 

 

Będziesz przygotowany do egzaminu C1 i będziesz swobodnie posługiwał sie językiem w mowie i piśmie.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeśli nie uprawiasz "nostryfikowanego" zawodu, w którym studia są wymagane (lekarz, prawnik, architekt), to nie widzę sensu tracenia 5 lat na studiowanie w dzisiejszych czasach. I mówi ci to osoba, która skończyła chyba najbardziej ścisły kierunek, a nawet dwa.  Ja poszedłem na studia tylko dlatego, że w szkole średniej planowałem karierę naukową. Bardzo byłem wtedy tym zajarany. W trakcie studiów mi się zmieniło - nie dlatego, że mi nie szło, szło bardzo dobrze, po prostu zapatrywania na świat i swoją karierę zmieniłem, ale jak już coś zacząłem, to skończyłem. Dziś na studia bym nie poszedł. Zamiast tego dorwał pierwszą pracę w swoim zawodzie, a równocześnie rozwijał się. Notabene na studiach takie coś też jest możliwe i to nawet na dziennych - miałem moment w swoim życiu, że studiowałem i jednocześnie pracowałem na 4/5 (fakt, potem zmieniłem sobie na 3/5) etatu. Da się, ale zmęczony będziesz...

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, tmr napisał:

Humanista? Techniczny?

Wydział lekarski? Akademia Sztuki Wojennej? AWF ?

Wypisywanie nazw kierunków to bezsens. Trzeba zawęzić. 

Chyba, że na niczym się nie znasz to idziesz na Prawo;) ( żeby nie bylo -absolwent collegium iuridicum to pisze )

 

Humanista,  z matematyką nigdy nie miałem po drodze. 

Aktualnie pracuje jako spedytor, zacząłem miesiąc temu. Dopiero się tego wszystkiego uczę. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Czarny Wilk napisał:

Humanista,  z matematyką nigdy nie miałem po drodze. 

 

Ciężko w dzisiejszych czasach zarabiać dobre siano jako humanista, techniczni maja duuużo łatwiej.


Z ciekawości wpisałem w Google jakie zawody mogą wykonywać humaniści, wyskoczyło mi m.i.n obsługa klijenta oraz HR xD

 

W czasach kryzysu i cięcia kosztów przez firmy obsługę klijenta może robic z doskoku jakiś technik a dział HR leci na pysk w pierwszej kolejności, także nic specjalnego ten humanizm xD

 

 

Edytowane przez Kacperski
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Messer napisał:

 

Jak chcesz iść w tym kierunku, to doradzę coś od siebie.

 

Anglistykę odradzam - jest bardzo dużo filologów po tym kierunku i nie jest elitarny. Przeciętna osoba z wyższym wykształceniem ma angielski na poziomie B2/C1. Nie jest to coś, co wzbudza efekt "wow". To jest znormalizowane, a więc nie będziesz w tym kierunku najprawdopodobniej zarabiał kokosów. Chyba, że .. miałbyś własny biznes, ale to zupełnie inna historia.

 

Jeżeli chcesz coś językowego, to nie jest to zła opcja, byleby było coś raczej niszowego. Trzy historie ode mnie.

 

Kiedyś miałem kontakt z pewnym człowiekiem, który zbierał ciężkie baty za to, że zamiast na "coś konkretnego" poszedł na .. filologię czeską. Ojciec mechanik nie mógł wytrzymać ze śmiechu i zaznaczył, że jak mu się nie uda to on mu nie pomoże. Jakże szybko morda ojczulka się zamknęła, kiedy nagle zaczął jego syn zarabiać więcej od niego i nie miał przy tym ujebanych rąk smarem i innym syfem. Z tego co wiem, kończąc filologię czeską skończył ją wraz z mniej niż dziesięcioma osobami. Filologię angielską pewnie kończy 10 razy tyle osób, jak ni więcej. Zarobki około pięciocyfrowe z językiem czeskim. Zgaduję, że kojarzysz wiele osób, które jakoś znają angielski ale raczej mało język czeski, prawda? Da się? :) 

 

To jest historia z drugiej ręki. Jedna osoba wkręciła się w język ukraiński. Pisała umowy, załatwiała sprawy "służbowe" w tym języku. Pracy multum, bo w tych czasach nie było osób do pracy z tym językiem, mało kto go znał. I zarobki, że nie trzeba tego słynnego IT. Teraz jak u tej osoby to wygląda, to nie wiem.

 

Jedna z historii, którą opisywałem w temacie: https://braciasamcy.pl/index.php?/topic/39095-jak-w-polsce-szybko-i-łatwo-zostać-kimś-w-ujęciu-społecznym-i-zarobkowym/page/3/&tab=comments#comment-914002

"Ostatnio poznałem tłumacza, który działa z językami i jak to określił - w Polsce za to bardzo mało płacą i działa na rynku zachodnim. Jest tłumaczem języków europejskich, kilku zamożnych państw, i na własnej działalności opowiada o zyskach rzędów 25k miesięcznie - czyli znacznie więcej niż psycholog i ilość wrzuconych pieniędzy w kształcenie na pewno jest mniejsza. Dopytywałem o to jak pracuje i na jego 40-50 tysięcy stron przetłumaczonego tekstu, mówi, że nie zamierza zmieniać zawodu, bo jest świetny."

 

 

Uprzedzając pytania, kontaktu do tych ludzi nie daję.

 

Także opcja językowa nie jest zła, ALE:
- język angielski to obecnie narzędzie, coś jak ręka. Nikt nie daje pieniędzy za posiadanie ręki,
- wybierz język NISZOWY. Taki, którego zna mało osób. Norweski? Szwedzki? Holenderski? I w tym się specjalizuj.

 

I nie musisz jebać jakichś kierunków typu inżynier i udawać, że "znaczysz więcej". Kiedyś ludzie jak gdzieś wchodzili przedstawiali się: "jestem X i studiuję prawo". Obecnie to działa tak: "jestem X i studiuję kierunek ścisły". Trochę mnie to bawi i lekko wydaje mi się żałosne.

 

Pamiętaj, że jeżeli chodzi o zarobki rzędu 10k/ miesiąc, co nie jest w sumie czymś nie wiadomo czym, to zarabia tyle robol w fabryce za zachodnią granicą. I zamiast się napinać jak baranie jaja, że nie masz pieniędzy, to możesz jechać na 3 miesiące do pracy i żyć w PL leżąc interesem do góry przez wiele miesięcy na skromnym poziomie, a w tym czasie edukować się w kierunku, który TY CHCESZ - a nie internetowi specjaliści - czy rozwijać własny biznes.

 

Pamiętaj, że nauka języka do w miarę komunikatywnego poziomu to około rok. Potem możesz działać z aspektami jeszcze bardziej niszowymi w kwestii języka - i za to się płaci. I to nie mało - a maszyny tłumaczące nie wyprą tak szybko języka. I w kwestii łączenia języków i kierunku ścisłego. Cóż, nie polecam, bo się zajedziesz i nie będziesz miał własnego życia. A poziom frustracji jaki wtedy będzie, nie jest tym, z czym chciałbyś żyć. Been here, done that - nie polecam, człowiek wariuje.

 

I nie słuchaj historii typu "poznałem osobę po językowych studiach i nic nie potrafi powiedzieć, coś tam duka". Liczy się tylko to, co sam potrafisz i się nauczysz. Na całą resztę nie tylko powinieneś, ale wręcz musisz mieć - po prostu wyjebane. Tutaj nie dostajesz pieniędzy za nazwę uniwersytetu w CV, tylko za umiejętności jakie wnosisz.

 

Konkrety. Nie robienie 10 rzeczy w życiu i rozchodzenie się "wzdłuż", tylko jednej bądź dwóch, ale na głębi. I sobie poradzisz.

 

Na mojej uczelni student nauk ekonomicznych to raczej nikt nie ogarnia zadnego języka na przyzwoitym poziomie nie kowiac juz o b2.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

24 minuty temu, Kacperski napisał:

Ciężko w dzisiejszych czasach zarabiać dobre siano jako humanista, techniczni maja duuużo łatwiej.

 

Powiedz to takiemu Tomaszowi Lisowi, który prawdopodobnie zarabia w dzień tyle, co ja w miesiąc. No dobra, może nie w dzień a w tydzień, ale mimo wszystko. Nie ma znaczenia czy ścisły czy humanista - jak jesteś w czymś zajebisty, to zarabiasz...

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

40 minut temu, Kacperski napisał:

Ciężko w dzisiejszych czasach zarabiać dobre siano jako humanista, techniczni maja duuużo łatwiej.

Zaczynałem jako 'humanista', teraz jestem technicznym. 

 

Może nie na inżyniera, ale na dobrego fachowca-technika można się wykształcić będąc nawet 'humanistą'. Tyle że wielu ludziom, zwłaszcza po studiach, nie podoba się perspektywa rąk ubabranych smarem, nawet jeżeli mieliby przy tym dobrze zarabiać.

 

14 minut temu, SamiecGamma napisał:

 

Powiedz to takiemu Tomaszowi Lisowi, który prawdopodobnie zarabia w dzień tyle, co ja w miesiąc. No dobra, może nie w dzień a w tydzień, ale mimo wszystko. Nie ma znaczenia czy ścisły czy humanista - jak jesteś w czymś zajebisty, to zarabiasz...

Po prostu ma parcie i znajomości.

Edytowane przez zychu
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

43 minuty temu, Kacperski napisał:

Ciężko w dzisiejszych czasach zarabiać dobre siano jako humanista, techniczni maja duuużo łatwiej.

Uważam, że spora generalizacja. Sam znam z bliskiego otoczenia ludzi, którzy pokończyli politechniki na dobrych kierunkach, z dobrymi wynikami i delikatnie mówiąc nie zarabiają kokosów. Myślę, że funkcjonuje wiele mitów jakoby tylko studia techniczne gwarantowały dobrą kasę, a humanista do łopaty. Tymczasem po studiach humanistycznych też można dobrze żyć (dobry psycholog, dobry filolog, nie wiem czy można wrzucić w humanistyczny nurt zawód sędziego, prokuratora, adwokata, chociaż akurat tutaj to bardzo długa droga, żeby się wybić). 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, zychu napisał:

Tyle że wielu ludziom, zwłaszcza po studiach, nie podoba się perspektywa rąk ubabranych smarem, nawet jeżeli mieliby przy tym dobrze zarabiać.

I później zali się jeden z drugim w świerzakowni, że siedzi cały dzień na dupie, klepie bez sensu w klawiaturę i boryka się z nadwagą oraz stanami depresyjnymi o poziomie teścia nie wspomnę.

 

Siedzenie cały dzień na dupie i klepanie w klawiaturę jest praca która jest według mnie bardzo sprzeczna z naszą przynajmniej męską naturą (co innego panie). 

 

 

Ot cena czystych raczek za wszelką cenę.

 

Mało kto z nas ma według mnie predyspozycje do takich prac co oczywiście nie znaczy, że takich osób nie ma.


Pomijam tutaj dyplomatów oraz prezesów- to inna bajka.

 

Nie mówię żeby tyrać fizycznie ujebanym po szyje 12h dziennie ale element pracy fizycznej bardzo dobrze wpływa na nasze samopoczucie.

 

Mam kilku znajomych, którzy siedzą w biurach- rozmawiając czy pisząc z nimi zauważam u nich tendencje do dużych wachan nastrojów oraz bardzo duży wpływ aktualnych bardzo złych informacji gospodarczych na ich samopoczucie. Jakby nie potrafili tego strawić i sobie jakos przetłumaczyć.

 

Takie są moje odczucia wynikające z doświadczeń oraz obserwacji.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 minut temu, Kacperski napisał:

Siedzenie cały dzień na dupie i klepanie w klawiaturę jest praca która jest według mnie bardzo sprzeczna z naszą przynajmniej męską naturą (co innego panie). 

 

Cóż, nie jestem programistą, więc nie mam pełnego obrazu, ale zgodzę się, że praca siedząca przy komputerze, a jeszcze do tego praca całkowicie bez ludzi, by mnie wykończyła psychicznie i fizycznie. 

 

15 minut temu, Kacperski napisał:

Nie mówię żeby tyrać fizycznie ujebanym po szyje 12h dziennie ale element pracy fizycznej bardzo dobrze wpływa na nasze samopoczucie.

 

Zgadza się. Trzeba szukać złotego środka, chociaż to trudne. Ekstremalna praca fizyczna też jest wykańczająca tak samo jak ekstremalnie siedząca praca. Miałem okazję kiedyś popracować trochę za biurkiem i czułem, że dosłownie się duszę. Jak dla mnie ekstremum to takie hardkorowe siedzenie na tyłku przez 8 godzin bez ruchu- to już jest sprzeczne z naturą człowieka. Człowiek sam zaczyna wtedy improwizować, wychodzić do toalety, wstaje, coś przekłada, byle tylko zaznać ruchu. 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

[brak pl klaw]

 

Polecam NIE ISC na studia. Obecnie osoby bez studiow czesto zarabiaja duuuzo wiecej anizeli osoby z wyksztalceniem wyzszym. Osobiscie szlifowalbym jezyk i szukal zagranicznych zlecen lub w ogole pracy poza PL, nawet na kontraktach.

 

Warto zrobic sobie jak najwiecej uprawnien zawodowych, najlepiej technicznych. To, ze jestes humanista nie wyklucza np. zrobienia papierow na elektryka czy tez hydraulika. Kazdy jest sie w stanie tego nauczyc. Powtarzalem to wielokrotnie, ze teraz dobry elektryk czesto zarabia duzo wiecej anizeli sredni adwokat. Nawet na PL rynku wg. informacji ktore posiadam elektryk na samozatrudnieniu w rejonie warszawskim na lekko wyciaga 10tys. Jezeli udaloby Ci sie zorganizowac ekipe to jest to wielokrotnosc tej kwoty. Skad wiem - moj szwagier jest energetykiem i kosi siano jak leci. Nawet zszedl z ambicji i w ramach fuch robi rzeczy typu okablowanie i instalacje w domach, i zarabia niemilosierne pieniadze jak na PL rynek. Zero znajomosci. Zaczal od ogloszenia na oeliksie. Za podobna robote w Irlandii czy Wyspach pieniadze sa nawet jeszcze lepsze. W jukeju za okablowanie mieszkania dostajesz 12-15tys funtow, a jest to miesiac pracy z przerwami tygodniowy turnus na podratowanie zdrowia.

 

Uprawnienia spawacza to takze dorby deal. Kilka wyjazdow i mozesz w PL odpoczywac.

 

Po studiach to albo standardowa sciezka korpo albo wlasna dzialalnosc. Z ta druga kwestia nie jest teraz tak latwo. Podatki i obciazenia to raz, ryzyko to dwa, a konkurencja to trzy.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, SamiecGamma napisał:

 

Powiedz to takiemu Tomaszowi Lisowi, który prawdopodobnie zarabia w dzień tyle, co ja w miesiąc. No dobra, może nie w dzień a w tydzień, ale mimo wszystko. Nie ma znaczenia czy ścisły czy humanista - jak jesteś w czymś zajebisty, to zarabiasz...


Takich Lisów można zliczyć na palcach jednej ręki.

W dziennikarstwie ciężko sie przebić pomijam fakt, że nie każdy chce być rozpoznawalny.

 

Dlatego też powtarzam raz drugi-

techniczni mają duużo łatwiej.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.