Skocz do zawartości

Syp talary do portfela, to mnie rozwesela - negocjujemy podwyżkę


Obliteraror

Rekomendowane odpowiedzi

Każdy chce więcej w kieszeni mieć ;) Truizm.

Dziwki, koks, Firefox i takie tam.

Ale nie każdy do końca wie, jak się za to zabrać. Albo inaczej. Jak się za to zabiera, to od dupy strony, spalając się już na starcie.

Gdy myślałem nad tym temacie, długo się wahałem, czy w to brnąć. Cały czas miałem wrażenie, że będę pisał truizmy, które każdy pewnie zna z autopsji. Ale przecież tak nie jest. Ludzie dwie dekady ode mnie młodsi niekoniecznie muszą podobnie do mnie postrzegać i świat i biznes. Czy to warte będzie uwagi i będzie miało potencjał merytoryczny, ocenicie sami. Mam nadzieję, że tak. Niezależnie od wieku czytelnika.

 

W świecie idealnym pracodawca zawsze widzi wysiłki pracownika, śledzi na bieżąco jego prace, wysiłki, dokonania i rozwój, po czym należycie je gratyfikuje.  Jak to szło? Jeżeli jesteś inteligentny, to nie będziesz biedny ;) Inaczej - z rozwiniętymi umiejętnościami miękkimi też Ci to moim zdaniem docelowo nie grozi. Szczególnie gdy je rozwijasz. Umiejętność negocjacji, w tym negocjacji kwestii własnego wynagrodzenia bardzo Ci się do tego przyda.

 

Bo świat idealny nie istnieje. Idealny pracodawca również nie istnieje. Istnieje za to jedna zasada (jak napisałem w innym temacie). Siedź w kącie, a (nie) znajdą cię.

 

Kim zawodowo byłem? (Głównie) tym poniżej.

 

 

Jak to działa?

 

Firmy są bardzo różne. Z oficjalnymi widełkami płacowymi, dostępnymi dla wszystkich pracowników poprzez uchwalone regulaminy, jak i wszystkim będącym "tajne przez poufne". Są i takie, w której o zmianie wynagrodzenia można ubiegać się jedynie raz w roku, przy ocenie rocznej. Taka kultura korporacyjna. Poza nią - bardzo ciężko, czasem niemożliwe. Warto już wprowadzić mały disclaimer - poniższe spostrzeżenia wynikają z mojego doświadczenia zawodowego pracy w i z firmami prywatnymi, dużymi i małymi, polskimi i z kapitałem zagranicznym/mieszanymi, notowanymi na GPW jak i niekoniecznie. Nie dotyczą spółek Skarbu Państwa - z nimi mam biznesowo doświadczenia zerowe, więc nie będę się silił na jakiekolwiek porady i spostrzeżenia.

 

Jak wszystko w życiu, "medal widełkowo - płacowy" ma dwie strony. Plusy i minusy. Wielu go lubi, bo pokazuje (w większości przypadków) jasny i klarowny przedział, ile będę zarabiał na stanowisku X w tej organizacji. Ja go nie lubię i dostrzegam więcej negatywów, niż pozytywów. Dlaczego, rozwinę obszerniej potem. W tym momencie tylko napiszę, że jakakolwiek urawniłówka to zabójca motywacji ludzi ambitnych i chcących się rozwijać.

 

Ja mogę być lekko skrzywiony swoim "humanocentrycznym" punktem widzenia, ale zawsze stałem na stanowisku, że największym kapitałem i aktywem organizacji jest ambitny człowiek. Komuś takiemu najczęściej po prostu nie należy przeszkadzać w pracy, czasem jedynie pokazać możliwe drogi ;) I pozwolić działać. Przede wszystkim nie przeszkadzać. Wielu managerów różnego szczebla do dziś nie rozumie tej zasady.

 

comment_RFounjm6KtjF30kNaHhcv6NutuFxhqMB

 

;) Wystarczy śmieszków.

 

Umów się na konkretny dzień i godzinę

 

Takich rozmów nie przeprowadza się na korytarzu, w windzie, czy firmowej kuchni przy ekspresie kawowym. To nie będzie rozmowa na kilka minut. Podobniej jak Ty, Twój przełożony również potrzebuje się do niej przygotować (a przynajmniej powinien. Jeżeli tego nie zrobi, może pomylił stanowiska?). Minimum godzina, czasem więcej. Umawiaj się z nim na konkretny dzień i godzinę. Byście mieli w tym czasie spokój. Argumenty? Chcę porozmawiać o swoim rozwoju zawodowym, nowych możliwościach, ostatnich zmianach stanowiskowo - projektowych etc. Niekoniecznie mów od razu wprost, że chcesz porozmawiać z nim o podwyżce. On najczęściej doskonale sobie z tego będzie zdawał sprawę, do czego ta rozmowa prowadzi ;)

 

To ma być czas dla was. Mądry przełożony w tym czasie również nie będzie dostępny dla nikogo innego (telefony, spotkania, inni ludzie - out). W ten (m.in) sposób pokazuje się szacunek dla pracownika. Znów mam wrażenie, że piszę truizmy, ale czasem trzeba.

 

Przygotuj się mentalnie

 

Najpierw ogarniamy własną głowę, czyli mental. Nie stresuj się na zapas. W dominującej większości przypadków (pomijam warianty patologiczne) nie będzie rozmawiał ze swoim wrogiem. To będzie rozmowa dorosłych, świadomych ludzi, w której jedno zamierza jasno wyartykułować swoje oczekiwania i chęć zmiany, przedstawiając argumenty na swoją korzyść. Druga strona, po wysłuchaniu argumentów musi podjąć decyzję, biorąc pod uwagę nie tylko Ciebie, ale i szerszy kontekst firmy.  Ty za to masz prawo chcieć więcej zarabiać . I masz prawo do takiej rozmowy ze swoim przełożonym. Odrobina koncentracji i stresu bywa wskazana (w końcu Ci zależy, prawda), ale nie może dominować. Bo spalisz się na starcie.

 

Co powoduje, że chcesz tej podwyżki?

 

No właśnie. Dlaczego chcesz więcej zarabiać? Gdy się tam zatrudniałeś, umówiłeś się z pracodawcą na pracę za konkretną stawkę. W czym zatem problem? ;) Może to zabawne, ale pracodawca nie siedzi w Twojej głowie. Jeżeli nie domyśli się, że przestałeś być zadowolony ze swojej stawki, niekoniecznie sam Ci zaproponuje jakąkolwiek gratyfikację. Jestem fanem proaktywności i wrogiem stałych podwyżek przyznawanych odgórnie, dla wszystkich pracowników. Np. 10,15% w górę dostaje każdy w firmie, nawet gdy się o nią nie ubiegał. Albo kolejne kurioza - stała premia miesięczna/kwartalna dla każdego xD


Co to ma być? Nic więcej niż kolejna urawniłówka z głębokiego socjalizmu. Kolejny zabójca motywacji i chęci rozwoju. Nigdy nie ma tak, że każdemu się X więcej należy z racji tego, że również oddycha powietrzem w tej samej firmie ;) Nie, nie należy się. Jeżeli zrównujesz kogoś ambitnego ze ślizgaczem - opierdalaczem, zabijesz z czasem motywację całego zespołu.

 

Jeżeli pisanie ułatwia Ci poukładanie pewnych rzeczy w głowie (mnie zawsze ułatwiało), wypisz sobie swój zakres obowiązków i to, co realnie obecnie w tej firmie robisz. Jeżeli ten zakres wzrósł, nauczyłeś się nowych rzeczy albo robisz więcej, niż w zakresie zapisane, to też to musi się na tej kartce znaleźć. Jesteś w lepszej pozycji negocjacyjnej, wykorzystaj to. I jak najbardziej możesz na nadchodzącą rozmowę wziąć ze sobą swoje notatki. Nawet powinieneś. W sytuacjach stresowych pamięć ludzka miewa tendencje do ulotności.

 

No ale dziecko mi się urodziło, mam problemy osobiste etc.

 

A to zależy, jak by odpowiedział prawnik. Ale z reguły - nigdy nie stosuj takich argumentów na rozmowie o podwyżkę. Unikaj ich na tyle, na ile możesz, chyba że sytuacja jest realnie podbramkowa i bardzo źle się w Twoim życiu podziało (fundusz socjalny i dział kadr/HR powinien znaleźć jakieś rozwiązanie w takiej sytuacji - w większych organizacjach). Pomyśl - pracodawca płaci Ci za pracę, dziecko to Twój problem, nie jego. Tak czy nie? To z reguły nie będzie argument na Twoją korzyść.

 

No ale Staś/Kasia ma X i zarabia Y, ja też chcę mieć X i zarabiać Y!

 

Rany kurwa boskie. Takie argumenty mnie omijały, ale poznałem firmy i szefów, którzy mieli z nimi do czynienia. Powiem więcej - tolerowali to. Nigdy tego nie zrozumiem. Na rozmowie o podwyżce jedynie to, co Cię powinno interesować, to własny portfel, własne oczekiwania finansowe oraz własny potencjał. Ale baranów nie brakuje, wśród decydentów również. Niektórych cieszy zarządzanie w ramach zasady "dziel i rządź", napuszczanie jednych na drugich, sianie fermentu etc. Jeżeli możesz, uciekaj od toksyków, którzy pomylili nowoczesną organizację z socjalistycznym kołochozem, w którym "każdemu wg. potrzeb, od każdego wg. jego możliwości". Ja ten mental w firmach prywatnych widywałem, nie państwowych molochach xD
 

Kryzys nie zawsze ma to samo imię

 

Niektórzy uważają, że w obecnej, inflacyjnej rzeczywistości gospodarczej ciężko w ogóle upominać się o cokolwiek więcej, niż podwyżka inflacyjna. A i tą przecież nie wszyscy z góry dostawali ;) To tak jednak nie działa w mojej opinii. A jak działa, to nie na każdego. Mądry szef nie zostawi bardzo dobrego pracownika z wątpliwościami finansowymi na etapie "zawieszenia". Nawet jeżeli nie udzieli zgody na postulowane przez pracownika wynagrodzenie, to pomyśli nad innymi, niekoniecznie stricte finansowymi "do ręki" benefitami*. Kalkulujesz sobie wtedy - ryzyko spadku pracowniczej motywacji, w worst case scenario - utratę pracownika o dużej wartości. Znalezienie nowego fachowca, wdrożenie, przekazanie całości obowiązków to nie jest prosta sprawa. I nie będzie tania ;)

 

* tu mam na myśli coś bardziej ciekawego niż karta Multisportu i ubezpieczenie medyczne/na życie. To już najczęściej ktoś taki ma. Ale nie ma np. specjalistycznego kursu za spore pieniądze, który w całości opłaci firma, albo służbowego auta do celów prywatnych wyłącznie dla niego. I nie, niekoniecznie musisz być od razu na stanowisku managerskim/kierowniczym, by się o taką furę "upomnieć", szczególnie w mniejszych, mniej "pionowych" instytucjach.

 

Dźwignia

 

Dźwignia to podstawa - w wielu modelach negocjacji. Tych związanych z Twoją podwyżką też. Przypuśćmy, że zarabiasz 7.000 zł netto. Ubiegasz się o 12.000 zł netto, a Twoim realnym celem jest 9.500-10.000 zł netto. Warto zalicytować wyżej, by mieć większe pole do negocjacji i ustępstw. Idealnie by było, gdyby każda ze stron wyszła z pokoju po "podwyżkowej rozmowie" z poczuciem zadowolenia i realizacji swoich celów. I pracownik i jego przełożony. Dlatego trzeba mieć pole do ustępstw. Pole, które kontrolujesz i zdajesz sobie z niego sprawę.

 

Pierdolona tafla jeziora

 

Musisz być spokojny i opanowany. To nie jest tak, że w trakcie rozmowy nie pojawią się jakieś negatywne emocje. To się może zdarzyć, ale kontroluj i głos i emocje, które w Tobie buzują. Im większy spokój zachowasz, tym lepiej dla Ciebie. Pominę już kolejny truizm, że nigdy (prócz środowisk patologicznych lub tych, w których funkcjonując nadal narażasz się np. na odpowiedzialność karną) nie warto palić za sobą mostów. Jak człowiek jest młody, to niekoniecznie zdaje sobie z tego sprawę. Z tego, że świat jest mały. I różnie może być ;) Warto być dobrze zapamiętanym. Nie tylko dlatego, że np. Twój ostatni pracodawca może się stać Twoim jedynym z pierwszych klientów, jak u mnie.

 

Emocje, histerie, fochy i fumy pozostawmy Paniom, my rozmawiamy z poważnymi ludźmi o poważnych stawkach ;)

 

Nie jestem handlowcem, kierownikiem kontraktu, pracuję w szeroko rozumianym "utrzymaniu" (maintenance). Jak mam wycenić i argumentować to, że chcę więcej zarabiać?

 

Proste i jednocześnie trudne pytanie. Okiem laika ktoś pracując w działce, która wprost nie przynosi pieniędzy do firmy, ale bardziej w charakterze "ostrzegawczego znaku drogowego", to dla tej firmy jedynie koszt. Większy bądź mniejszy, ale w teorii zbędny, łatwiej tu ciąć. Okiem praktyka, szczególnie po sytuacjach kryzysowych i koordynowaniu różnych damage control, to jedno z kluczowych obszarów. Akcentuj więc ten obszar i jego rolę. I to, czy firma może sobie pozwolić na dyskomfort w pracy i niezadowolenie pracownika, którego finalnym celem jest takie działanie, by jego przełożeni np. nie trafili za kratki albo uniknęli potężnych kar finansowych z powodu własnych zaniedbań. Mądry pracodawca ostatnie co zrobi, to zlekceważy tego typu "znaki drogowe".

 

A co, jak mi odmówi?!

 

A załamałeś się, jak fajna dziewczyna nie chciała iść z Tobą na kawę? ;) No nie załamałeś się. W kwestiach pracownik - pracodawca jest podobnie. Prawda, odmowa odmowie nierówna. Jeżeli ta odmowa Twojej propozycji (po przedstawieniu argumentów, o których pisałem, może ich być przecież N-ilość) jest nadal kategoryczna, warto poprosić przełożonego o:

 

- klarowny termin, w którym możemy powrócić do tej rozmowy,

- to, czego jeszcze potrzebuję jak pracownik, jakich skilli, by postulowaną stawkę osiągnąć. Konkretnie.

 

Ciąg dalszy zapewne nastąpi, bo to nawet nie jest liźnięcie tematu finansowych relacji pracownik - pracodawca.

 

  • Like 9
  • Dzięki 15
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 hours ago, Obliteraror said:

Minimum godzina, czasem więcej.

Jeśli ktoś jest w stanie przez większą część godziny pokazywać swoje osiągnięcia, za które jeszcze nie został należycie wynagrodzony - jest to jeden ze znaków, że pora zmienić pracodawcę.

W przypadkach normalnych, zasadniczo pół godziny powinno wystarczyć na całą rozmowę, włącznie z wypowiedzią pracodawcy.

7 hours ago, Obliteraror said:

To będzie rozmowa dorosłych, świadomych ludzi,

Cały powyższy, choć bardo dobry poradnik, nie dotyczy Januszexów, czy np. pracy przy sypaniu piasku do betoniarki. Trzeba być tego świadomym.

7 hours ago, Obliteraror said:

Jestem fanem proaktywności

Amerykanie mają takie pasujące powiedzenie - "It's the squeaky wheel, that gets the grease". Smaruje się to koło, które skrzypi. Jak nie skrzypi, to nikt nie będzie smarował na zapas, marnował niepotrzebnie smaru... i tak dalej.

7 hours ago, Obliteraror said:

wrogiem stałych podwyżek przyznawanych odgórnie, dla wszystkich pracowników

Wyjątkiem niech będzie podwyżka inflacyjna. Jako urealnienie kwoty, na którą każdy z pracowników "się umawiał".

7 hours ago, Obliteraror said:

wypisz sobie swój zakres obowiązków i to, co realnie obecnie w tej firmie robisz. Jeżeli ten zakres wzrósł, nauczyłeś się nowych rzeczy albo robisz więcej, niż w zakresie zapisane

Inaczej mówiąc - pokaż, jak Twoja praca przekłada się na zysk firmy. Jak zmiany w Twojej pracy, przekładają się na wzrost zysków firmy. Więcej zarabiasz dla pracodawcy, więcej Ci się "należy", a pracodawca też będzie nadal na plusie.

7 hours ago, Obliteraror said:

pracodawca płaci Ci za pracę, dziecko to Twój problem, nie jego

Jak z alimentami - ten płaci, kto uczynił. Jak nie pracodawca "czynił", to nic nie powinien "za dziecko" płacić.

Generalnie cały wątek urlopów macierzyńskich itd. tu można wrzucić... szczególnie przypadek, że kobieta przychodzi po podwyżkę "bo zaszła" i jednocześnie składa L4 na 6 miesięcy, jest "zdobyczą socjalizmu" - i przykładem złego argumentowania podwyżek.

7 hours ago, Obliteraror said:

No ale Staś/Kasia ma X i zarabia Y, ja też chcę mieć X i zarabiać Y!

Pracownik wysuwający takie żądania, będzie pierwszy - ale na liście do redukcji. Bo jeśli nie rozumie tak podstawowych spraw, jak zasada "dana płaca za daną pracę", najprawdopodobniej jego zatrudnienie było pomyłką. Niestety, ostatnio jest to często spotykane podejście i na rozmowach kwalifikacyjnych pierwszym pytaniem jest "ile będę zarabiał", zamiast "co będę robił by zarabiać".

Pytanie właściwe to "jakiej/ile pracy muszę robić, by zarabiać tyle co Staś/Kasia".

Jeśli jednak zakres wymienionych "targetów" znacząco rozmija się z tym, co Stasiowi/Kasi można udowodnić, znowu - jest to jedna z flag sygnalizujących powrót na rynek pracy, i pożegnanie takiego "szefa".

7 hours ago, Obliteraror said:

Warto być dobrze zapamiętanym

Są branże i firmy, gdzie powrót na to samo stanowisko po odejściu, to częste zjawisko. Bo jeśli kilkoro pracowników opuszcza firmę-matkę X i idzie do firmy Y, gdzie Y<<X, to mądry szef zacznie rozważać zakup całej firmy Y (skoro ma ona potencjał by podebrać ludzi, ma też potencjał by zarobić).

7 hours ago, Obliteraror said:

ktoś pracując w działce, która wprost nie przynosi pieniędzy do firmy, ale bardziej w charakterze "ostrzegawczego znaku drogowego", to dla tej firmy jedynie koszt.

W takich przypadkach dobrą strategią jest przedstawienie alternatywy - jaki koszt poniosła by firma, gdyby wpakowała się na minę, której pracownik zapobiega.

 

Generalnie jeśli ktoś ma takie możliwości, polecam samemu-dla-siebie przygotować listę "temu osobiście zapobiegłem - tyle by wynosiły koszty/kary". I końcową sumę podzielić na swój roczny dochód. Rok to nic, dekada jest oczekiwana, wiek to dobry wynik i argument w rozmowach, millenium - to powód do natychmiastowej interwencji płacowej.

7 hours ago, Obliteraror said:

Prawda, odmowa odmowie nierówna.

Specyficzną formą odmowy jest stwierdzenie, że "firma nie dysponuje możliwością podwyżek, bo nie ma z czego". Bo to zazwyczaj się tłumaczy, że albo operuje na zerowym marginesie i jest bliska bankructwa, albo szef "leci w kulki" i niezależnie ile się dla firmy zarobi, "siem nie podzieli" owocami pracy z pracownikiem. W takim przypadku, znów - warto zacząć się rozglądać za innym pracodawcą.

7 hours ago, Obliteraror said:

Ciąg dalszy zapewne nastąpi, bo to nawet nie jest liźnięcie tematu finansowych relacji pracownik - pracodawca.

Pozwolę sobie zaproponować temat komplementarny do tematu podwyżek - "odchodzę ale jeszcze o mnie usłyszycie". Ogólnie - jakie obowiązki pracodawca musi złamać, by usprawiedliwione moralnie stało się "pogonienie dziada" przez (eks)pracownika - Sanepidem, USem, ZUSem i całą resztą. Osobiście, zastanawiam się, czy zetknąłeś się z przypadkiem, że odmówiłeś doradzania komuś - z powodów moralnych.

 

Wspaniała robota, góra pożytecznych informacji, masa czasu spędzonego na przygotowaniu kompendium wiedzy i doświadczenia - dziękujemy @Obliteraror, dzię-ku-je-my, dzię-ku-je-my...

Edytowane przez Kespert
  • Like 5
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

44 minuty temu, Kespert napisał(a):

Cały powyższy, choć bardo dobry poradnik, nie dotyczy Januszexów, czy np. pracy przy sypaniu piasku do betoniarki. Trzeba być tego świadomym.

Tak, powinienem w sumie to zaznaczyć na samym początku ;)

Nie dotyczy pato - środowisk i pato - decydentów. Tylko organizacji, które raz lepiej, a raz gorzej radzą sobie z otaczającą rzeczywistością.

 

46 minut temu, Kespert napisał(a):

Pracownik wysuwający takie żądania, będzie pierwszy - ale na liście do redukcji. Bo jeśli nie rozumie tak podstawowych spraw, jak zasada "dana płaca za daną pracę", najprawdopodobniej jego zatrudnienie było pomyłką. Niestety, ostatnio jest to często spotykane podejście i na rozmowach kwalifikacyjnych pierwszym pytaniem jest "ile będę zarabiał", zamiast "co będę robił by zarabiać".

Pytanie właściwe to "jakiej/ile pracy muszę robić, by zarabiać tyle co Staś/Kasia".

Patologią jest nie tylko pytanie hipotetycznego Stasia. Patologią jest mental tego nieszczęsnego Stasia, że w ogóle był w stanie taki argument na poważnie wygłosić z siebie w rozmowie z przełożonym. A patologią do n-tej potęgi (bo to akurat sprawa z działki, którą rozwiązywałem) jest to, że przełożony taki argument przyjmował i akceptował. Czy aby nie "faworyzuje" aby kogoś, dając mu więcej xD

Ludzie na stanowiskach, z doświadczeniem, dorobkiem, z papierami nie z Wyższych Szkół Lansu i Gotowania na Gazie potrafili robić takie rzeczy. Jaki był skutek w horyzoncie czasowym - wzrost rotacji i odchodzenie tych najlepszych. Długo się zastanawiali, dlaczego ;)

 

51 minut temu, Kespert napisał(a):

Pozwolę sobie zaproponować temat komplementarny do tematu podwyżek - "odchodzę ale jeszcze o mnie usłyszycie". Ogólnie - jakie obowiązki pracodawca musi złamać, by usprawiedliwione moralnie stało się "pogonienie dziada" przez (eks)pracownika - Sanepidem, USem, ZUSem i całą resztą.

Muszę pomyśleć ;) Dobry ciąg dalszy.

 

51 minut temu, Kespert napisał(a):

Osobiście, zastanawiam się, czy zetknąłeś się z przypadkiem, że odmówiłeś doradzania komuś - z powodów moralnych.

Jasne. Na pewno więcej, niż kilkukrotnie, ale nie była to (na szczęście) norma. Raczej pato-wyjątek od reguły. W sumie po co miałbym pomagać pato - organizacji, która nie widzi, że coś jest nie tak i nie zamierza zmieniać status quo?

 

@Kespert, dziękuję za świetne pociągnięcie tematu dalej. Czekam(y) na więcej :)

 

Wrócę też do pewnych kwestii z Twojego postu (nie tylko tych, które teraz skomentowałem).

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minutes ago, Obliteraror said:

Patologią jest mental tego nieszczęsnego Stasia, że w ogóle był w stanie taki argument na poważnie wygłosić z siebie w rozmowie z przełożonym.

Istnieje coś takiego jak krzywa Gaussa, i zasadniczo opisuje ona tak zwany "rozkład normalny" - nie bez powodu zwany normalnym.

Według Gaussa można uszeregować pensje (jeśli nie ma pensji minimalnej), oraz także wymagania co do "jakości" pracy pracownika.

W idealnym świecie, te dwie krzywe by się pokryły - będąc w ostatnim decylu, powinienneś oczekiwać pensji z ostatniego decylu - i to osobiście uznaję za dość dobry argument (który oczywiście wymaga potem udowodnienia, ale cóż).

Problemem socjalizmu jest natomiast, że tenże nieszczęsny Staś dostaje pensję minimalną, niezależnie jak nisko szereguje się pod względem "jakości".

Co to oznacza? Brak sprzężenia zwrotnego. Brak informacji zwrotnej dla Stasia, ile naprawdę warta jest jego praca - i to zaburzenie informacyjne, jest potem źródłem patologii mentalu.

Natomiast to rozerwanie pętli sprzężenia zwrotnego w dzisiejszym świecie zaczyna się niejako od kołyski - od zakazu kar negatywnych wobec dzieci, od wychowania permisywnego. I takich wychowujemy sobie pracowników...

 

22 minutes ago, Obliteraror said:

Ludzie na stanowiskach, z doświadczeniem, dorobkiem, z papierami nie z Wyższych Szkół Lansu i Gotowania na Gazie potrafili robić takie rzeczy. Jaki był skutek w horyzoncie czasowym - wzrost rotacji i odchodzenie tych najlepszych.

Rotacja - słowo-wytrych.

Nawet na wysokich, topXX poziomach zagranicznych korpo, zagrożenie rotacją nie zawsze jest traktowane odpowiednio... ba, pewien minimalny poziom rotacji jest oczekiwany. Na chłopski rozum - jeśli nikt nie chce odejść, to znaczy że płacimy za dużo. W zależności od branży, nawet rotacja 20% potrafi być uznawana za "normalną" i brak powodów do niepokoju (dla wyjaśnienia, statystycznie oznacza to że w ciągu 5 lat wymieni się tylu pracowników, ilu firma zatrudnia).

Moje osobiste wrażenie z ocierania się o takie rejony decyzyjne jest proste, i opisywalne Zajdlem - TND. Test Na Destrukcję.

Kiedy jest naprawdę ostatni moment, by podwyższyć płace - jak już zaczyna się coś walić jak już są pierwsze zgliszcza.

Kiedy pracownik kluczowy może liczyć na podwyżkę "poza planem" - jak rzuci papierami, ale trzeba go zatrzymać na czas szkolenia/znalezienia zastępcy.

Jest to oczywiście patologia, ale w przewrotny sposób - skuteczna. Taniej stracić jednego klienta, niż podwyższyć stałe koszty...

 

Podobnie działają zresztą często jednostki samorządowe/publiczne. Nie można wysłać samochodu do łatania małej dziury w drodze, bo to "niegospodarność". Musi być zgłoszenie że ktoś urwał koło, musi być pozew o odszkodowanie - i wtedy naprawa staje się "uzasadniona". Obieg papieru zamknięty, procedura odhaczona - i "biznes" jest nie do ruszenia.

 

Stąd zresztą wzięły się takie wynalazki jak raporty płacowo-branżowe. By można było przewidzieć ryzyko "ucieczki" pracowników do innej, lepiej płacącej firmy - oraz aby zagwarantować sobie, by żadna firma z branży nie podnosiła zarobków "niepotrzebnie". W warunkach takiej zmowy płacowej, negocjacje podwyżek są znacząco utrudnione.

 

41 minutes ago, Obliteraror said:

Czekam(y) na więcej :)

Kolejne słowo-wytrych to "zastępowalność".

Dostępność zasobów ludzkich umożliwiających zastąpienie konkretnego pracownika.

Tutaj wkraczamy w sferę rzadko występującą, ale piękną - delikatny balans pomiędzy groźbą utraty pracownika "niezastąpionego", a kosztami poniesionymi na jego zastąpienie.

Bo coś takiego też można próbować użyć jako argument za podwyżką - "płacicie mi X rocznie, ale musielibyście zapłacić 4*X aby wytrenować mojego następcę, więc może warto zmniejszyć ryzyko i zapłacić mi X+20%".

Tylko taki argument rzeczywiście wymaga prawdziwej wiedzy, a nie wyolbrzymionego wyobrażenia o swoich możliwościach...

 

Co można podsumować tak - im lepiej ktoś zna siebie, im bardziej prawdziwie jest w stanie patrzeć na siebie - tym łatwiej mu będzie wykazać swoją wartość dla pracodawcy.

A całość tzw. soft-skilli to umiejętność "malowania" tego obrazu by był piękniejszy, choć pozostał prawdziwy.

Problemem "mentalu" jest wygórowane mniemanie o swoim znaczeniu, mindset "możesz wszystko, jesteś zwycięzcą". Czemu wydatnie pomaga inflacja wykształcenia, przy obniżeniu poziomu.

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Negocjacje z których można od razu wyjść z decyzją dotyczą tylko małych i średnich firm , gdzie negocjujesz np bezpośrednio z dyrektorem, np. market 200 pracowników. 

 

W kilkutysięcznych firmach, takie rzeczy są ustrukturyzowane i kierownik nie tyle nie chce co nie może dać odpowiedzi innej niż "nie bo...." lub "rozumiem, zobaczę co się da zrobić ". Zwykle, taki kierownik może:

- wnioskować do HR o rewizję płacy tego pracownika względem rynku (HRy zareagują zwykle tylko jeśli pracownik wypadł z widełek)

- wnioskować o podwyżkę bo ....

I tu jest pies pogrzebany bo kierownik musi to uzasadnić jakimś konkretem. Cele spełnione przed czasem, jakieś osiągnięcie,  podniesienie kwalifikacji itd.

Argumenty w stylu "wzrosła mi rata kredytu", "urodziło się dziecko ", "pies mi choruje" są z dupy i nic nie zadziałają, a z takimi się najczęściej spotykamy.

 

Sam w takich sytuacjach prosiłem podwładnych "daj mi coś" z czym mogę iść wyżej. Moi pracownicy zawsze mieli w celach rocznych jakiś "otwarty cel" np. usprawnienie linii produkcyjnej,  właśnie w tym celu, żebym mógł wyżej pokazać, że ten gość np. zmniejszył ilość odpadów wieć zaoszdził jakąś kwotę dla firmy.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja przedstawię trochę inny scenariusz - co może być do ugrania w sytuacji, gdy pracownik po prostu wykonuje swoje obowiązki w sposób zwyczajny, by nie powiedzieć przeciętny? Bez wielkich sukcesów, dowiezionych wielomiesięcznych projektów, realizacji na grubo przed terminem, bez wprowadzonych innowacji czy przekraczania oczekiwań. Stanowisko samo w sobie to też głęboki backend o charakterze reaktywnym i wykonawczym dla pomysłów reszty firmy, gdzie o takie "brzęczące zwycięstwa" po prostu nie jest łatwo. A wprowadzone drobne nowinki przede wszystkim ułatwiały pracę na moim stanowisku i ich wpływ na pozostałych nie istnieje.

 

Jak w takich okolicznościach podejść do rozmowy rocznej z przełożonymi i zarządem? Na tę chwilę skłaniam się ku temu, by pogodzić się z porażką, tym, że nie mam argumentu by podwyżkę dostać i tematu nawet nie poruszać. Za to zacząłbym się szykować do zmiany pracy na inną (dużo wcześniej, niż planowałem) - z prawdopodobnie złudnym założeniem, że w nowym miejscu będzie mi się chciało być ponadprzeciętnym pracownikiem i zdołam wyrobić sobie taką renomę.

 

Obecne warunki to nowoczesna firma ~300 os, nie korpo, stanowisko IT ale nie programista.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Poradnik sensowny, tylko brak konkretnych przykładów. Takie rozważania teoretyczne jak w poradnikach podrywu - zaskocz ją czymś, wyróżnij się, bądź bardziej interesujący od innych. Albo porady dla boksera - unikaj jego ciosów i bij, kiedy się odsłoni. To wszystko jest całkowicie słuszne, nie przeczę. Tylko w sytuacji przedstawionej przez @Foxtrot-a niewiele z tego wynika.

Ja bardziej chciałbym zobaczyć prawdziwe przykłady z tego przywoływanego doświadczenia. Np zbijanie argumentu: "nie mogę, polityka firmy, a poza tym jak dam jednemu, to zaraz każdy będzie chciał więcej". Tu moje skromne doświadczenie pokazuje, że są to argumenty wykorzystywane często i bez ograniczeń, wręcz powtarzane jak zdarta płyta. A wzrost zakresu obowiązków jest kwitowany, że wcześniej się przyuczałeś, a teraz dopiero zaczynasz działać jako pełnowartościowy pracownik, którego wynagrodzenie dostawałeś od początku.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Adams @Foxtrot

Jeśli wykonujesz swoje obowiązki i niczym się nie wybijasz to będziesz je wykonywał i nikt z tym nic nie zrobi.

Jesteś wtedy jak taka stara pralka w domu - nie wymieniasz w domu agd na nowe póki stare działa, wyjątkiem jest sytuacja gdy stara pralka nawala, albo jest bardzo kosztowna w stosunku do nowego modelu.

W twojej sytuacji najlepiej zmienić pracodawcę. 

 

Na argumenty w stylu polityka firmy też nie ma jednej odpowiedzi, ale warto znać regulamin wynagradzania, oraz swój zakres obowiązków.  Czasem warto nawet poprosić wcześniej szefa lub HRy właśnie o zakres obowiązków,  bo można się do niego odnieść na rozmowie.

 

Inna jest dyskusja w mniejszych firmach, bezposrednio z dyrektorem.

Natomiast w korporacjach, kierownik średniego szczebla, naprawdę nie ma w tym własnego interesu żeby Ci dać tą kasę lub nie, ale korpo procedury zadbały o to żeby też nie szastał naprawo i lewo.

 

Warto znać regulaminy, bo tam może być zapis np. że jedna podwyżka pi drugiej nie może być częściej niż 6 miesięcy. Więc jeśli masz w pracy np inflacyjną/wyrównanie/merit (zwał jak zwał) np w styczniu,  to kolejną musisz załatwiać już z końcem kwietnia, żeby HRy miały czas przetrawić dokumenty przed lipcem, bo cię kolejna ominie.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ciekawy poradnik, niby truizmy ale warto przyswoić.
Z doświadczenia pracy w „państwówce” powiem, że możesz tyrać jak wół ale przyjdzie znajomek partyjny/rodzinny i nagle jakby Ci ktoś w twarz napluł bo znajomek bierze lepszą kasę, często nie umie nic a i nie rzadko jego etat to fikcja. Szanse awansu bez znajomków oceniam na bardzo nikłe, okruchy z stołu pańskiego bym rzekł. Jest jednak metoda, trzeba wejść w układziki i liczyć, że cię nie wydymią.

No ale przykład idzie z góry, do pracy w europarlamencie trzeba znać jakiś język obcy a najlepiej kilka, coś ogarniać a europosłem może zostać niepiśmienny troglodyta.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak się pracuje 20 lat w jednej firmie to tak czy siak nie ma jak podziałać. jak zmieniasz pracę często to możesz zawołać nawet sporo podwyżki bo w sumie i tak masz wywalone jajca. nie tu to gdzieś indziej. Ja ostatnio zawołałem 500 zł podwyżki i po krótkiej rozmowie dostałem 400 ale i tak z tyłu głowy miałem że i tak musze odejść za parę miesięcy więc bez większego wahania się zgodziłem na 400. W warunkach ciągłego podnoszenia płacy minimalnej i wzrostu cen artykułów spożywczych i paliwa siedzenie w jednej robocie to głupota, a chodzenie ciągle o podwyżki zaskutkuje tym że będzie dołożone pracy, dlatego warto jest zamiast iść po podwyżkę zmienić pracę. W nowej pracy zanim się wdrożysz minie parę miesięcy przez co praca będzie w tym czasie lżejsza. Potem popracujesz jeszcze parę miesięcy wejdzie kolejna podwyżka płacy minimalnej/ podwyżka cen i będziesz w plecy. Dlatego trzeba zmieniać. Przetrwają ci którzy będą w stanie się dostosować do zmieniającej się sytuacji. 

 

Ja i tak widzę ze budują nam komunizm europejski więc w perspektywie myślę ze trzeba a) zwijać sie z PL b) próbować być jak najbardziej samowystarczalnym - przeprowadzić się na wiochę mieć studnie własne uprawy, energie z solarów, krowy kury itp.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ile zarabiasz zależy od tego ile zysków przynosisz pracodawcy.

Podwyżkę zawsze dostają osoby niezbędne dla funkcjonowania danej firmy.

No chyba, że są braki kadrowe, szybko trzeba łatać dziury i nie pozwolić doświadczonym osobom odejść.

 

Jeżeli chodzi o negocjacje udowodnij pracodawcy, że na podwyżkę zasługujesz poprzez przedstawienie mu realnych dokonań 

czy czynności, które wykonujesz sprawiające, że firma jest stabilna, zarabia i ma potencjalne korzyści ze współpracy.

 

Wielu ludzi podchodzi do sprawy zbyt emocjonalnie czy ambicjonalnie poprzez naciskanie, straszenie, mówienie o problemach

czy złej sytuacji gospodarczej tymczasem pracodawca ma to w głębokim poważaniu.

 

Dla niego liczą się statystyki i zarobione pieniądze.

Jakby ktoś jeszcze nie zrozumiał pracownik dla pracodawcy jest zasobem/narzędziem do osiągnięcia zysku, celu firmy.

 

 

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie przeczytałem całego pierwszego posta drogi autorze, ale dodam coś od siebie na podstawie krótkiego (3 lata), ale niezwykle intensywnego rozwoju w międzynarodowych, dużych korpo. Może uda się nie powtórzyć przekazywanych przez Ciebie treści. Chcesz dużo wynegocjować bez nadmiernego blefu? Postaw pracodawcę w ciężkiej sytuacji, wcześniej udowadniając swoją wartość. Wymaga to sumiennej pracy, ale i sporo sprytu. Na moim przykładzie:

 

1) Zbuduj koleżeńskie więzi z przełożonymi, otworzy Ci to furtkę do zrozumienia sieci zależności nisko- i wysokopoziomowych.

2) Wyspecjalizuj się w obszarze, bez którego firma nie może płynnie funkcjonować - tj. Twoje nagłe zniknięcie spowoduje mocne obciążenie kolegów z pracy, na tyle duże, że projekty realnie będą musiały być przesunięte w czasie i/lub powstanie mocne obniżenie morale (również powiązane z pozytywną atmosferą, która do tej pory powinieneś był rozprzestrzeniać). Chodzi głównie o krytyczną roadmapę, którą musisz zrozumieć, i która w jakiś sposób musi być od Ciebie zależna. Ode mnie wymagało to np. brania względnie dużo więcej niż inni na swoje barki, rzecz jasna zaplanowane strategicznie.

3) Zbuduj solidną poduszkę finansową i zabezpiecz się alternatywną robotą, co do której masz niemal pewność, że ją dostaniesz, i najlepiej na $ i tak wyszedłbyś na plus; ale wiadomo - jeśli jesteś zadowolony z obecnej pracy, a chcesz więcej pitosu, warto walczyć o podwyżkę.

4) Nie rób dużych podchodów, tylko oznajmij, że znalazłeś ciekawsze zajęcie i rozważasz stosunkowo szybkie złożenie wypowiedzenia, jeśli warunku zatrudnienia się nie zmienią w trybie względnie szybkim; ale by zachować klasę - zrób to po jakimś istotnym osiągnięciu (np. domknięcie krytycznego etapu w projekcie), w interwale względnego "spokoju". 

5) Czekaj na kontrofertę, jeśli faktycznie jesteś dobry w tym co robisz, i ciężko Cię zastąpić na przestrzeni kolejnych miesięcy... Ta przyjdzie w ciągu chwili (w ost. robocie pojawiła się w 2h).

6) Podbij o 20%.

7) WYMAGAJ USTALEŃ NA PAPIERZE. 

[8) Koniec końców pierdol prace na etacie, ta zabija kreatywność i prawdziwą wolność finansową ;).]

Edytowane przez Anabol
  • Like 7
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Korpo jako etap jest dobre, a czasem wręcz konieczne. Ale nie jako sposób życia. Przez kilka miesięcy walczyłem o poprawę swojej sytuacji, Racjonalne argumenty rozbijały się o mur. Napisałem wniosek, to napuścili na mnie dyrektora ds. zatrudnienia. 

Kultura organizacyjna wprost z folwarku pańszczyźnianego. Pracowników traktują jak swoją własność, niepokornych udupiają. Dopiero po otrzymaniu wypowiedzenia zaczynają się starać. Wyjątkowo nieszczęśliwe połączenie post-peerelowskiego kołchozu, zachodniego korpo i polackiej januszerki. 

 

Ale trzeba pamiętać - o czym już koledzy wspomnieli - że w tak rozbudowanych strukturach proces decyzyjny jest rozwleczony i obwarowany różnymi warunkami. Tak więc trzeba zachować spokój i nie traktować tematu osobiście. Dopóki jest wam ze sobą po drodze, to idziecie razem. A gdy którejś ze stron przestaje się to opłacać - mówicie sobie do widzenia. Proste i uczciwe.

 

Edytowane przez zychu
  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, Adams napisał(a):

"nie mogę, polityka firmy, a poza tym jak dam jednemu, to zaraz każdy będzie chciał więcej

Co do zdania pierwszego - to nie jest argument, bo nic de facto nie znaczy. Co to jest polityka firmy? Istnieje regulamin wynagradzania? Jeżeli istnieje, to czy zapisano w nim wprost (albo w jego aneksie) brak podwyżek? Jeżeli zapisano, to czy w jakimś horyzoncie czasowym i kogo się te "horyzonty" tyczą?

 

A co można powiedzieć wstępnie - przede wszystkim proszę szefa, by to rozwinął (vide polityka firmy), bo to zbyt ogólna odpowiedź ;)

 

Drugi argument to patola organizacyjna. Nie widzę sensu długoterminowego wiązania się ze strukturami, które ze swoimi pracownikami komunikują się na zasadzie "nie, bo nie". I chuj ;) Tu nie ma co negocjować, tylko zrobić wszystko, by się ewakuować w normalniejsze środowisko.

 

Dopiszę potem inne odbijanie piłeczek. Jak macie jakieś swoje, wrzucajcie - wkład każdego jest bardzo cenny.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Obliteraror Super temat. Dzięki za podzielenie się wiedzą.

 

Pytania do Ciebie:

 

1. Czy znasz wiele przykładów firm, w których ubieganie się o podwyżkę jest konkurencyjne względem zmiany pracy? Utarło się powiedzienie, że najlepszą metodą jest zmiana firmy. Są nawet tacy, co nigdy nie pracują >2 lat - "dla higieny".

2. W jaki sposób negocjować przejście na B2B? Jakie proponujesz argumenty? Czy należy np. zapropnować przejście na całkowity koszt pracodawcy podzielone na 12 mc? Czy należy wliczyć w to poza-podstawowe wynagrodzenie (premia, dodatki za dzień pracownika w firmie, podwyższone wpłaty do ppk) które przepadną z przejściem na b2b? I co zrobić z urlopem? Podać całkowity koszt pracodawcy i podnieść go o 10% (bo 10% dni w roku się nie pracuje), czy ubiegać się o płatny urlop? słyszałem, że na b2b nie jest to proste, bo płatny urlop naraża na podważenie b2b przez skarbówkę (że to niby uop). Co doradzasz w tej kwestii?

 

Bo np. moje 16k brutto to 19k kosztu pracodawcy miesięcznie. Ale jak to ma być 19k + VAT, to przecież pracodawca musi odprowadzić ekstra 23%, jeśli dobrze rozumiem? I wtedy nie mam urlopu, więc powinienem chcieć 22k+VAT, żeby "wyjść na swoje" i móc olać te 26 dni pracy rocznie?

Edytowane przez Januszek852
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, Foxtrot napisał(a):

Obecne warunki to nowoczesna firma ~300 os, nie korpo, stanowisko IT ale nie programista.

Mówimy o czymś więcej niż inflacyjna, jak rozumiem. Jeżeli trudno o to na obecnym stanowisku, to może jakiś awans wewnętrzny, w inny obszar firmy (jeżeli to oczywiście możliwe) i czujesz się do tego kompetentny? Jeżeli nie, to moim zdaniem sprawa nie jest w stu procentach zamknięta. Nawet jeżeli procedury, w ramach których poruszasz się w ramach wykonywania codziennych obowiązków są w większości powtarzalne i nie ma tu dużego pola do wielu udoskonaleń. Na podwyżkowej rozmowie akcentowałbym wówczas swoją rolę w (jak wspomniałeś) "wykonawczym" funkcjonowaniu firmy. I tego, co ew. udało się dzięki temu poprawić, ulepszyć. Na pewno coś się znajdzie ;) Ew. odpowiedzieć sobie na pytanie - w jaki sposób funkcjonowałaby firma bez mojego stanowiska? Na ile jestem istotny w szerszej perspektywie?

 

@Januszek852, wieczorem rozwinę odpowiedź na Twoje pytania.

  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 27.10.2023 o 11:27, Januszek852 napisał(a):

1. Czy znasz wiele przykładów firm, w których ubieganie się o podwyżkę jest konkurencyjne względem zmiany pracy? Utarło się powiedzienie, że najlepszą metodą jest zmiana firmy. Są nawet tacy, co nigdy nie pracują >2 lat - "dla higieny".

Nadal z mojego doświadczenia możemy mówić o tendencji, iż łatwiej dostać większą podwyżkę (albo dużo większą), zmieniając pracodawcę. Prawda, wiele zależy od branży, a jeszcze więcej od stanowiska, jakie zajmujesz i o jakie się ubiegasz. Wiele organizacji już od lat korzysta z raportów płacowych, by ew. nie zaniżać i nie zawyżać wynagrodzeń względem konkurencji. Resumując - duża, odczuwalna zmiana: zmiana pracodawcy lub istotnie rośnie Ci zakres obowiązków. Dostajesz nowe rzeczy, które zapewne będą nie tylko wymagające intelektualnie, ale i czasowo. Zawsze wtedy warto upomnieć się o urealnienie stawki, jeżeli firma akurat o tym zapomniała ;)

 

W dniu 27.10.2023 o 11:27, Januszek852 napisał(a):

2. W jaki sposób negocjować przejście na B2B? Jakie proponujesz argumenty? Czy należy np. zapropnować przejście na całkowity koszt pracodawcy podzielone na 12 mc? Czy należy wliczyć w to poza-podstawowe wynagrodzenie (premia, dodatki za dzień pracownika w firmie, podwyższone wpłaty do ppk) które przepadną z przejściem na b2b? I co zrobić z urlopem? Podać całkowity koszt pracodawcy i podnieść go o 10% (bo 10% dni w roku się nie pracuje), czy ubiegać się o płatny urlop? słyszałem, że na b2b nie jest to proste, bo płatny urlop naraża na podważenie b2b przez skarbówkę (że to niby uop). Co doradzasz w tej kwestii?

 

B2B, jak wszystko, ma plusy i minusy. Znam całkiem nieźle Kodeks Pracy, ale nie czuję się w nim (obecnie) ekspertem. Nie traktuj więc tego fragmentu jako prawdy objawionej. Najczęściej z punktu widzenia pracodawcy jest o wiele lepiej, jak ma pracownika na B2B. Ma oszczędności i schodzi z niego kwestia odpowiedzialności za pracownika i jego ew. błędy. Zgodnie z KP pracownik zatrudniony na UOP ew. odpowiada maksymalnie do wysokości trójkrotności swojego wynagrodzenia. W B2B odpowiadasz jak firma. Nie będzie ograniczeń w przypadku ew. przegranego procesu sądowego. Dobrą praktyką (w niektórych branżach) jest w takim przypadku posiadanie polisy OC. Kontrowersyjną praktyką (nie wiem, na czym to obecnie stanęło) było wypychanie etatowych pracowników na B2B, którzy nadal świadczyli swoje usługi jak na UOP, czyli jednemu pracodawcy. Miało to być jakoś uregulowane prawnie, chyba nic na razie z tym nie wyszło.

 

Są zatem i cienie i blaski. Vide ten urlop, o który pytasz. W obecnych czasach umowy B2B bywają bardzo rozbudowane. I jak najbardziej można zapisać w nich urlop. Czasem bywa dłuższy, niż standardowe zapisy etatowego pracownika na UOP ;) Zastanowiłbym się nad tymi rzeczami, które powyżej opisałem, zanim podjąłbym decyzję, po wstępnym oszacowaniu ryzyka.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Anabol bardzo dobry post.

 

Oczywiście wszystko zależy gdzie pracujesz. 15 lat temu zacząłem pracę w małej prywatnej firmie, gdzie na początku dostałem 1800 na rękę, a po 10 latach doszedłem do 3700 na rękę - szaleństwo :D Pracowałem w zapewnieniu jakości i bardzo się zraziłem do tego po tym, ale postanowiłem szukać pracy też w tym sektorze. Znalazłem pracę w dużym, międzynarodowym korpo, prezes firmy w której pracowałem (notabene mój znajomy z innego podwórka - muzycznego) tyko wzruszył ramionami, żadnej kontroferty, powiedział że mogę od zaraz uciekać, miałem lekkie zdziwko ale ok. 

 

Duża korporacja to nowe wyzwania, zupełnie cos innego niż to co wcześniej miałem, ale po 5 latach mam pensję x 2,5 i teraz zaproponowano mi nowa pozycję, menadżerską i podniesienie wypłaty o 20%, na co się nie zgodziłem, zaproponowałem nowe warunki, oczywiście większe i czekam aż to klepną. To że mi to zaproponowano a nie komuś innemu, zawdzięczam nie tylko dobrej opinii wśród współpracowników (którzy sami z siebie potrafili pisać do mego przełożonego że dobrze się ze mną pracuje) ale też mojej pracy zorientowanej na rozwiązywanie problemów i prowadzeniu tego co mi powierzono. Po złożonej ofercie negocjowałem otwarcie z szefem, pisząc że spodziewałem się więcej za tą propozycję i że mi to nie odpowiada. Tutaj wchodzi p. 1 co @Anabol pisał - dobre stosunki z szefem. Dlatego też dziwi mnie trochę co @Trevor napisał, a ciągłej zmianie. Rozumiem że czasem trzeba, ale w ten sposób nic sobie nie zbudujesz - chyba że nie masz takich predyspozycji i nie potrafisz gadać z ludźmi. Dobry kontakt z szefem nie tylko umożliwił mi nowa pozycję, ale też walkę o lepsze finanse. Oczywiście nie wzięło się to znikąd, ale jest poparte budowaniem swojej pozycji poprzez pracę, a nie włażenie w dupę.  

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Z tym szefem to też jest często (zwykle) tak, że on tylko realizuje dyspozycje zarządu. Jeśli jest szlaban na podwyżki w korpo, to nic nie pomoże. Prośby, negocjacje, szantaż, groźby...

 

Co innego w małej firmie, gdzie szef sam ustala zasady. Wtedy możliwości większe.

 

Ja w swojej poprzedniej pracy musiałem też słuchać ściemy o tym, że szykują dla mnie stanowisko kierownicze. Bo wiedzieli, że już nie dadzą rady mnie utrzymac na gównostanowisku, a piniążków nie było. Więc weszła ściema :D żebym tylko został. Jak złożyłem wypowiedzenie, to się szybko okazało, że "ojej, no nie udało się załatwić".

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Januszek852 napisał(a):

Z tym szefem to też jest często (zwykle) tak, że on tylko realizuje dyspozycje zarządu

A jak szef jest w zarządzie, to dyspozycje właściciela ;)

Chyba że właścicielowi nadal chce się być jeszcze prezesem.

 

O jednej rzeczy jeszcze nie napisałem. O modelu biznesowym firmy, w której pracujesz. Jest różnica między pracy u kogoś, kto swoją markę buduje jako lidera kosztowego a lidera jakościowego - przykładowo.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.