Skocz do zawartości

Strefa komfortu niszczy plany i ambicje?


Brat Jan

Rekomendowane odpowiedzi

To nie tak. We wszystkim musi byc balans i równowaga. Nie można ciągle być poza swoją "strefą komfortu" bo zwariujesz. Wychodzisz ze strefy komfortu, ale TYLKO I WYŁĄCZNIE na własnych warunkach. Dajesz sobie czas i swobodę żeby ogarnąć sytuację poza strefą komfortu w której się znajdujesz. 

 

Ciągłe spinanie się spowoduje tylko pogorszenie sytuacji i wyrzuty sumienia "o nie znowu wracam do strefy komfortu". Zrozum że to pojęcie zostało wymyslone przez ludzi którym zależy żeby cię wtłoczyć w niekomfortowe dla ciebie warunki i namieszać ci w głowie. 

 

Do wszystkiego z głową i rozsądkiem (i z umiarem). Mierz siły na zamiary. Myśl obserwuj, analizuj i działąj nawet nie mająć wszystkich informacji bo nauczysz się w trakcie. 

  • Like 8
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się zastanawiam dokąd realnie ludzie gonią z tymi ambicjami i marzeniami, jak daleko to sięga? Dla mnie takie teksty to puste frazesy, z boku to wygląda tak, jakby celem życia była ciągła gonitwa i odmrażanie sobie tyłka. 

 

Nie chcesz strefy komfortu to wyrzuć wszystko co masz łącznie z ubraniami i won pod most, półśrodki i ten buńczuczny ton mnie śmieszą. Gdy kurtyna okazuje się że tym opuszczeniem strefy komfortu jest stawianie czoła drobnym życiowym niedogodnościom, gdzie wielcy kołcze stawiają to jako receptę na sukces - a to dopiero podstawa normalnego życia.

 

Co o tym myślę? Rada niepraktyczna. Trzeba szukać lepszych rozwiązań w swojej sytuacji, nie radzę palić mostów, rzucać wszystkiego na hurra bo wyobraźnia potrafi oszukać. Trzeba też mieć gdzie i kiedy naładować swoje baterie, człowiek to nie maszyna i potrzebuje komfortu.

 

 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To jest swojego rodzaju paradoks. Opuszczasz strefę komfortu, bo docelowo pragniesz dużo większej strefy komfortu.

Czy "ciepły kurwidołek" zabija ambicje i marzenia? Jak najbardziej może to zrobić. Ale najczęściej wtedy, gdy te ambicje i marzenia były bardziej myśleniem życzeniowym typu "ale byłoby fajnie, gdybym..", a nie opracowanym i wdrożonym planem działania. Planem, który z oczywistych powodów zakłada trudności, problemy i porażki.

 

Mówi się czasem, że droga jest ważniejsza niż cel. Nie do końca mi takie myślenie pasuje. Trzeba wiedzieć, kiedy odpuścić. Zatrzymać się. Nacieszyć się tym, co udało się zrealizować. Niestety nie ma uniwersalnej odpowiedzi na pytanie, kiedy to zrobić. 

  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak dla mnie to dużo pierdolenia jest w tym. Teraz każdy mówi o tym, że trzeba być "pewnym siebie", każdy chce wychodzić ze "strefy komfortu", taaa. Tylko ludzie nie zastanawiaja się jaką to ma cene? Cena jest taka, że stajesz się kolejnym klonem, czytasz ksiązki milionerów kołczingu, którzy dorobili się milionów nie przez biznes opisany w ksiązce, tylko na sprzedaży książek o zarabianiu milionów. Ale o tym nie mówią.

Ceną ciągłego wychodzenia ze strefy komfortu jest to, że w pewnym momencie przestajesz być sobą. Oddalasz się sam od siebie i stajesz się produktem korporacji. Bo zauważ, że ludzie nie wychodzą ze strefy komfortu żeby robić to co naprawdę chcą i co im da naprawdę szczęście.

Wychodzą ze strefy komfortu, żeby robić to co modne i utarte np: zagadywać masowo do dziewczyn jak puas z nadzieją na ruchanie dziesiątek, a nie wychodzą ze strefy komfortu, żeby nauczyć się po prostu rozmawiać z ludźmi. 

Wychodzą ze strefy komfortu żeby robić biznes i grubą kasę, ale nie zastanawiają się, że w sumie to oni nie lubią robić tego co robią, chociaż kwit się zgadza to czeka wypalenie zawodowe i poczucie niezadowolenia. Nie wychodzą, żeby zacząć robić to lubią, stać się w tym mistrzem i podążąć za wartościami i cieszyć się może trochę mniejszym hajsem, ale za to zarobionym z uśmiechem na ustach, zamiast stresu i wkurwienia, że się nie robi tego co lubi, tylko sukces to przerzucanie kolejnej tabelki w excelu.

Ostatnio brat @mac pisał o wartościach i do tego tutaj bije. Ludzie wychodzą ze strefy komfortu, ale nie robią tego co naprawdę potrzebne, podążają za modą i płytkimi pragnieniami (kasa, wygląd, kobiety, seks) które dają wyrzut dopaminy, ale nie dają długotrwałego szczęścia. Ale nie podążają za tym, co naprawdę godne uwagi - wartości i życie zgodne ze swoim sumieniem, które nie jest tak dopaminogenne, ale na dłuższą metę daje spokój ducha i stabilizację życiową. Poczucie, że nic nie muszę robić/udowadniać, żeby czuć się zajebiście sam ze sobą. Jaki ma sens wychodzenie ze strefy komfortu żeby mieć drogie pasje np: jakieś nurkowanie czy gra w golfa, ale jednocześnie zwykły spacer czy wyjazd w góry przestaje sprawiać przyjemność? Nie sztuką cieszyć się z drogich aut i wystawnego życia, ale trzeba żyć w ciągłym stresie, żeby tego nie stracić. Tymczasem jeżeli zwykłe wyjście na spacer daje ci radość, zabawa z psem, wycieczka, rozmowa na luzie z obcą osobą. Proste i małe rzeczy mogą wystarczyć.

No i jest jeszcze kwestia warunkowania szczęścia. Czy ludzie próbując wyjść ze strefy komfortu mówią sobie "spróbuję osiągnąć to i to, ale nie muszę, będę szczęśliwy tu i teraz, nie ważne czy się uda"? Czy może ludzie raczej zakładają "wyjdę ze strefy komfortu, zacznę zagadywać dupy, zarabiać miliony i dopiero wtedy będę szczęśliwy, a teraz będę czuł się jak gówno, bo nic z tego co se założyłem nie mam i jestem na początku drogi". Gdyby wyjśćie ze strefy komfortu było takie piękne - czemu milionerzy, miliarderzy, popularni ludzie tak często wpadają w narkotyki, alkoholizm, lekomanie, jakieś orgie seksualne, dlaczego kończą samobójem? Może całe życie liczyli na to, że jak dojdą na koniec będą szczęsliwi, a potem zrozumieli, że X kasy na koncie i zajebista popularność - gówno zmieniła w ich życiu i dalej czują się tak samo chujowo, jak gdy byli biedni i nieznani. Bo być może nie spełniali swoich wewnętrznych pragnień, tylko te narzucone?

 

Edytowane przez Zbychu
  • Like 11
  • Dzięki 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Strefa komfortu to fundament ambicji. Ludzie jej pozbawieni, z reguły dążą do bycia w strefie komfortu. 

Z jakiegoś powodu przez większość czasu to ludzie z pokaźną strefą komfortu dokonywali odkryć. 

Antoine Lavoisier będąc beztroskim arystokratą bawił się probówkami i wyizolował bodajże tlen. Jacques z wsi obok był skupiony na utrzymywaniu efemerycznej strefy komfortu. 

 

Firmy otwierają przecież względnie zamożni ludzie, nie ludzie bezdomni. 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mam plany, duże plany, uważam się za osobę ambitną.

 

Ja pracując, ucząc się czegoś nowego czuję się w strefie komfortu bo wiem, że to będzie procentować w przyszłości.

 

I ogólnie nie lubię zdania "wyjść ze strefy komfortu".

 

Wolę "ruszaj tyłek leniu, samo się nie zrobi i nie zrobi jak się chce do czegoś dojść".

 

Pozdrawiam.

Mass.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Guano nie strefa komfortu. 

 

Strefa oczekiwań innych ludzi i poprawności społecznej, której ulegamy rezygnując z naszych własnych marzeń i oczekiwań.

 

Dlatego potem żyjemy nie swoim życiem, robiąc dobrą minę do złej gry. 

 

Owe "wyjście poza strefę komfortu", to po prostu poszukiwanie innej drogi życia, tyle. 

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Nie lubię tego pojęcia ma ono negatywny wydźwięk. Jak ktoś lubi leżeć przed TV i daje mu to szczęście to po co z tego rezygnować. Dla mnie takie "szczęście" jest słabe ale po co oceniać kogoś swoją miarą. Jak ktoś goni za kasą, karierą i dostarcza mu to satysfakcji to tak naprawdę jest w swojej strefie komfortu.

Jak ktoś za czymś goni dla kogoś (dla myszki, dla statusu, dla dzieci) a nie dla siebie to jest to najprostsza droga do wyczerpania psychicznego i to jest dla mnie wychodzenie ze strefy komfortu.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ludziom w trudnej sytuacji materialnej często zarzuca się apatię i brak starań, tymczasem oni są tak bardzo skupieni na przeżyciu każdego dnia, że nie wykazują inicjatyw, które poprawiłyby ich byt w perspektywie kilku tygodni, miesięcy czy lat. Czy to oznacza, że tkwią w strefie komfortu? Nie wydaje mi się. 

 

Druga rzecz, ciągłe powtarzanie o tym, że '"nie jestem przeciętniakiem i nie sprzedam się korpo. Nie dla mnie strefa komfortu" to prosta droga do frustracji. Spójrz na podróżników jak Michał Pater, który w pewnym momencie zaczął otwarcie narzekać, na to, że jest w okolicach 30. i jedyne co ma to plecak. Dziś siedzi w Kambodży, ale mentalnie jest wciąż związany z Polską. 

 

Kluczem jest balans. Jak zgromadzę dobra, które pozwolą mi przeżyć rok bez pracy to mogę bawić się w "opuszczanie strefy komfortu". Może zacznę pisać, albo spróbuję freelancu, nie wiem. Dziś wolę schylić głowę i zacisnąć zęby. Mój czas jeszcze nadejdzie. 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Hmm. Wyszedłem ze strefy komfortu, rzucając pracę w której byłem 4 lata i pojechałem za granicę w ciemno. Jedna z lepszych życiowo decyzji, zarobiłem pieniędzy jak nigdy dotąd, po powrocie do Polski znalazłem prace kilkukrotnie lepiej płatne.

 

Stwierdziłem, że nie ma sensu zapierdalać za grosze u kogoś. Nie umiałem języka - nauczyłem się. Pojechałem autem, pierwsza taka trasa półtorej tysiąca km i co? Przywiozłem dużo większą pewność siebie oraz samoocenę oraz kupę szmalu, dzięki któremu wyszedłem z dziadowania i spełniłem marzenia jak prawo jazdy kat A, motocykle itd. 

 

Jesienią planuję odbyć służbę przygotowawczą, trenuję od marca pompki, brzuszki, biegi itd. Teraz więcej pracuję ale też coś porobię, poszerzę horyzonty oraz przygotuję się na coś, co w końcu i tak nastąpi, a patrząc na eurokomunizm, koronakomunizm, na ludzkie skurwienie jestem dziwnie pewny, że te umiejętności przydadzą mi się za mojego życia, wystarczy popatrzeć na historię ostatnich tylko stu lat.

 

Wyszedłem ze strefy komfortu jadąc sam parę godzin do Warszawy, walnąłem pięścią w stół i powiedziałem sobie: skoro nic nie robię, to nie mam prawa narzekać. Jadę po swoje na protesty w sprawie otwarcia gospodarki. Byłem, uczestniczyłem, widziałem co wyczynia władza, dorwałem znajomości. Po tym zacząłem treningi gdyż zdałem sobie sprawę, że ludzie tacy jak ja będą wkrótce potrzebni.

 

Wyszedłem ze strefy komfortu, i mam w dupie co ludzie o mnie myślą. Mówię wprost jak jest o pis itd, wiem że są ludzie beton gdzie nic nie zrobisz, ale nie dam się przegadać że białe jest czarne. 

 

Plus wychodzenie ze strefy komfortu w małych, codziennych sprawach. Na zakupach zamiast gówien typu słodycze i alkohol, wybieram ryby i warzywa.

 

Parę lat temu występowałem na żywo przed ponad 300ma ludźmi na scenie. 

Z chłopaka, który bał się umówić na jakąś wizytę takie osiągnięcie to kilkaset procent progresu w rozwoju osobistym!

 

Wyszedłem ze strefy komfortu inwestując tysiące PLN w mały biznesik, który przyniósł bardzo dobre wyniki finansowe, fakt że się skończył, ale obrót pieniądzem sprawił że pieniądze zrobił pieniądz, przy większym lub mniejszym wysyłku.

 

Ostanie wyjście ze strefy komfortu to spławienie p0lki którą poznałem tu na emigracji, która niby chciała ale nie do końca, a ja nie mam zamiaru być kolegą od darmowych podwózek i podziękowałem za znajomość, mówiąc że za jakiś czas muszę wracać co w sumie jest prawdą. Numerek na szybko kosztuje 80zł, nie mam zamiaru nadskakiwać p0lce, a czas i paliwo też kosztują. 

 

Powiem wam, co by było gdybym nie wyszedł ze strefy komfortu i słuchał się mamusi (choć się także słuchałem i bardzo żałowałem),

poszedłbym do "łogulniaka" zamiast jeździć do szkoły do większego miasta, nie miałbym zawodu tylko praktycznie żadnych kwalifikacji. Maturę zdałem poza matematyką, więc pewnie bym zdał, ale kurwa jak żyję już trzy dekady, nikt mnie jeszcze nie pytał o maturę, żaden pracodawca.

 

Idąc dalej: mając gówno wykształcenie, miałbym gówno pracę za grosze i nie byłoby mnie stać na nic. I tak miałem ciężej niż większość ludzi, prawo jazdy zrobiłem jak poszedłem do pracy i zarobiłem, auto tak samo, czy motocykle, wszystko za swoje. Pewnie bym dalej jeździł rowerem, bo przy zarobkach 2 tysiące z hakiem gówno bym miał. Byłbym dalej traktowany jak najmłodsze dziecko, czyli ignorowany i niedoceniany, a z każdym wyjazdem i powrotem byłem coraz bardziej szanowany w domu. 

 

Nie mając kasy nie jeździłbym sobie ani autem, ani motocyklem, ani nie podróżował, nie miałbym tyle sprzętu ile mam, a planuję dokupić więcej fantów dla ułatwienia pracy itd. 

 

Gdybym nie wyszedł ze strefy komfortu, nie czytał bym książek Marka o podświadomości i psychologii ewolucyjnej, nie znałbym podstawowych praw rządzących człowiekiem.

 

Oczywiście, jeśli ktoś pójdzie na jakiś kurs, dowie się że może wszystko i rzuci pracę zwyzywając pracodawcę, zostając bez kasy to nie będzie to delikatnie mówiąc mądre, dlatego wszystko należy robić z głową. 

 

I sama definicja stefy komfortu będzie troszkę inna dla różnych sytuacji. 

Kiedy ktoś napierdala na Twój kraj, że mordował żydów czy coś to Twoim obowiązkiem jest wyrazić sprzeciw, napisać komentarz, wkleić link, dać ripostę jak np "German nazi death camp" bądź "stop Palestynian holocaust". Ale jeśli jakiś pijany Janusz coś pierdoli pod śmietnikiem to jebać jego i iść dalej, nie dotykać śmiecia.

 

I przeciwieństwem odwagi nie jest tchórzostwo, ale... Konformizm. Podążanie bezmyślnie za stadem baranów, w kwestiach religijnych, w kwestiach życiowych, gdzie u nas sukces reprodukcyjny to sukces życiowy, a przecież robaki też się rozmnażają.

Konformizm to poddawanie się eksperymentom medycznym, bo ktoś w kwadratowym kolorowym pudełku tak każe.

Konformizm to zamykanie własnego biznesu, mimo że prawnie NIE MA PODSTAW do takich czynności.

Konformizm to narzekanie, nie robiąc nic, zupełnie kurwa nic. 

To chyba będzie na tyle.

  • Like 2
  • Dzięki 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

DOHC, to fajne co napisałeś, ale Ty wychodziłeś ze strefy wkurwienia, a nie komfortu.
Ze strefy komfortu to wychodzi się gdy jest Ci dobrze, ale w sumie nudno i chcesz dalej coś zdobywać.

U mnie w korpo używają tego sformułowania żeby ludzi do dodatkowej roboty zagnać

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że można wypracować taki stan umysłu, że nic nie stanowi przeszkody, a wszystko, co się dzieje to strefa komfortu. Jeżeli człowiek czuje się dobrze ze sobą, porozwiązywane problemy psychiczne, zdrowotne wszystko staje się wręcz przygodą, czymś ekscytującym. Nie wierzę w strefę komfortu tak szczerze mówiąc. Sam dążę do stworzenia idealnego dnia, co momentami naprawdę się udaje i co mam wychodzić z idealnego, wymarzonego dnia? No nie. To spełnienie marzeń właśnie, mieć zajebistą codzienność. Strefa komfortu oznacza strach, a jeżeli lubię swoje życie to nie jest strefa komfortu tylko luksusowy statek, który płynie bez strachu, bo problemy się rozwiążą z wykwalifikowanym kapitanem i dobrze dobraną załogą.

 

Strefę komfortu wymyślił, jakiś spec od marketingu, a ten "brak" wypełnił szkoleniami, jak wyjść ze strefy komfortu xD Poza tym ambicja i planowanie to tylko preferencje, a nie jakiś cel nadrzędny życia. A może nie chcę żyć ambitnie, tylko na luzie, z ziomeczkami balować nieustannie? 😆 Ambicja to też kolejne słówko z nowomowy. Zapierdalaj, bo będziesz taki modny. Nie. Osobiście nie chcę na tym świecie niczego ludziom zostawić 😆 W porównaniu do mędrców nie buduję pomnika nieśmiertelności, tylko inwestuję we własną wygodę, w rozrywkę i baluję właśnie. To moja ambicja xD Ogólnie ten system robi ludziom wodę z mózgu, tak myślę. Trzeba wszystkiemu zaprzeczyć, żeby odzyskać tego fajnego, spokojnego siebie, który ma wypierdolone na jakieś planowanie i spełnianie wielkich norm.

Edytowane przez mac
  • Like 5
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Libertyn napisał:

Strefa komfortu to fundament ambicji. Ludzie jej pozbawieni, z reguły dążą do bycia w strefie komfortu. 

 

Raczej jest na odwrót.

 

1 godzinę temu, Libertyn napisał:

 

Firmy otwierają przecież względnie zamożni ludzie, nie ludzie bezdomni. 

 

Tu jest naprawdę różnie.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzisiaj miałem spotkanie z człowiekiem, który zarabia ponad milion złoty rocznie. Stawiam, że górne widełki dla tej osoby, to około półtora miliona rocznie, ale raczej nie więcej - chyba, że o czymś nie wiem. Rozmawialiśmy o biznesie i o zdrowiu.

Ogólnie rzecz biorąc, mogę powiedzieć, że jestem bardzo zmotywowanym i pracowitym człowiekiem, ale też mnie łapią gorsze dni, doły i zniechęcenie i ze względu na to, że wszystko załatwiam sobie w życiu sam, mogę liczyć prawie wyłącznie na siebie - co jest utrapieniem.

Rozmawialiśmy bardzo krótko z tym człowiekiem, bo tylko z 10 minut (ale to i tak długo, jak na taką osobę) i po tym spotkaniu poczułem się zupełnie inaczej, zupełnie ogarnęła mnie inna energia, żeby dogonić taką osobę i jeszcze trochę wycisnąć z siebie, żeby jednak spełnić kilka swoich marzeń - które kosztują. W moment wyszedłem ze zniechęcenia monotonią i chęcią opierdalania się w wolnym czasie. To coś innego niż obejrzeć filmik motywujący - to jest coś zupełnie innego. 

 

W 100% zgadzam się z obrazkiem, strefa komfortu to właściwie nasze otoczenie, które narzuca nam tempo przekładające się na cele i mentalność w danej sprawie. Ciężko być zmotywowanym do czegokolwiek, będąc SYTYM. W momencie GŁODU i widząc, że działa się może na swoje 20-30% (albo mniej) i poprzeczka stoi jeszcze bardzo WYSOKO .. no cóż, wtedy człowiek zachowuje się zupełnie inaczej. 


 

2 minuty temu, vodkas85 napisał:

Jak słyszę tekst, strefa komfortu. Widzę odpicowanego ziomeczka, machającego rękoma, z mimiką Anny Szlęzak, który w dupie był gówno widział. 


W takim razie bywasz wśród towarzystwa, które nie nakręca na to, co jest związane z wysokimi finansami i masz złe skojarzenia z rozemocjonowanymi przygłupami. Strefa komfortu to jest wyrok, najczęściej jaki wymierzamy sami sobie. Z reguły jest tak, że ile można znieść niedogodności, taka jest ostateczna nagroda. Jak ktoś nie chce żadnych niedogodności i unika ich jak diabeł wody święconej, to pod koniec swojego życia pewnie ostatnie co sobie powie to to, że było spełnione i przyjemne.

  • Like 4
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 minut temu, Messer napisał:

Dzisiaj miałem spotkanie z człowiekiem, który zarabia ponad milion złoty rocznie. Stawiam, że górne widełki dla tej osoby, to około półtora miliona rocznie, ale raczej nie więcej - chyba, że o czymś nie wiem. Rozmawialiśmy o biznesie i o zdrowiu.

Ogólnie rzecz biorąc, mogę powiedzieć, że jestem bardzo zmotywowanym i pracowitym człowiekiem, ale też mnie łapią gorsze dni, doły i zniechęcenie i ze względu na to, że wszystko załatwiam sobie w życiu sam, mogę liczyć prawie wyłącznie na siebie - co jest utrapieniem.

Rozmawialiśmy bardzo krótko z tym człowiekiem, bo tylko z 10 minut (ale to i tak długo, jak na taką osobę) i po tym spotkaniu poczułem się zupełnie inaczej, zupełnie ogarnęła mnie inna energia, żeby dogonić taką osobę i jeszcze trochę wycisnąć z siebie, żeby jednak spełnić kilka swoich marzeń - które kosztują. W moment wyszedłem ze zniechęcenia monotonią i chęcią opierdalania się w wolnym czasie. To coś innego niż obejrzeć filmik motywujący - to jest coś zupełnie innego. 

 

W 100% zgadzam się z obrazkiem, strefa komfortu to właściwie nasze otoczenie, które narzuca nam tempo przekładające się na cele i mentalność w danej sprawie. Ciężko być zmotywowanym do czegokolwiek, będąc SYTYM. W momencie GŁODU i widząc, że działa się może na swoje 20-30% (albo mniej) i poprzeczka stoi jeszcze bardzo WYSOKO .. no cóż, wtedy człowiek zachowuje się zupełnie inaczej. 


 


W takim razie bywasz wśród towarzystwa, które nie nakręca na to, co jest związane z wysokimi finansami i masz złe skojarzenia z rozemocjonowanymi przygłupami. Strefa komfortu to jest wyrok, najczęściej jaki wymierzamy sami sobie. Z reguły jest tak, że ile można znieść niedogodności, taka jest ostateczna nagroda. Jak ktoś nie chce żadnych niedogodności i unika ich jak diabeł wody święconej, to pod koniec swojego życia pewnie ostatnie co sobie powie to to, że było spełnione i przyjemne.

Zgadzam się w stu procentach. Tak, strefa komfortu to wyrok na samemu sobie. Jednocześnie strefa komfortu kojarzy mi się z dialerami mentalnego haju, którzy sami nie wiedzą o czym gadają. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Strefa komfortu to inaczej opór.

Opór to smok, ty jesteś rycerzem.

Z oporem toczysz wojnę całe życie.

Tak wojnę, bo żadne psychologiczne działanie typu akceptacja tutaj nie zadziała. 

Opór to ukryty wróg.

Można go poznać pod postacią: perfekcjonizmu, prokrastynacji, lęku przed osiągnięciem sukcesu.

Ma go każdy i choćbyś był na marsie/saturnie czy wenus to on będzie z tobą.

 

Najlepsza pozycja odnośnie strefy komfortu i jej sposobności to "The work"- Pressfield.

Polskie wydanie to pociągnij za spust, dostępne w audiobooku od Rafała Mazura z Zen jaskiniowca.

Powtarzam - najlepsza pozycja :) 

 

 

 

 

  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Forum BS w szczytowej formie :)  

Ciekawy obrazek, zapiszę sobie, dzięki :)

 

Myślę, że strefa komfortu jako element spokoju jest dobry, motywuje jako nagroda. Ale również potrafi rozleniwić. To czy ktoś "w czasie spokoju" sukcesywnie się rozwija - zależy od osobowości i wcześniejszych doświadczeń.

 

Ale wychodzenie ze strefy i motywacja do tego, gdy trzeba coś w życiu zmienić, jest równie ważne.

Istotne wydaje się balansowanie, szukanie optimum, niekoniecznie 50/50. Wychodzenie ze strefy komfortu i zabiera i daje energię. Coś takiego obserwowałem u siebie.

Daje, bo sięgam po więcej, ale też zabiera, bo muszę udźwignąć tę zmianę, a nie wracać z powrotem do starej strefy (co mi się również zdarza).

 

Po sobie widzę, że jeśli dzień obejmuje przekraczanie strefy w takim optymalnym oknie, dzień po prostu jest lepszy. Wbija wyższa wibracja. Może to jakaś forma haju? cholera wie, ale przeplatanie spokojnych dni z takimi aktywnymi wychodzi najlepiej. Im więcej spokojnych "nudnych" tym łatwiej się zagrzebać w codzienności, braku rozwoju i finalnie i chęci sięgania po więcej.

 

4 godziny temu, Trevor napisał:

Ciągłe spinanie się spowoduje tylko pogorszenie sytuacji i wyrzuty sumienia "o nie znowu wracam do strefy komfortu". Zrozum że to pojęcie zostało wymyslone przez ludzi którym zależy żeby cię wtłoczyć w niekomfortowe dla ciebie warunki i namieszać ci w głowie. 

Spinanie jako objaw perfekcjonizmu (porównywania się i prób ciągłego ulepszenia sytuacji - w tym przypadku unikania spokoju). Co wbija w lęki, niskie wibracje i przyciąga się podobne - np. żal (niżej) lub złość (wyżej). Przerabiałem wiele razy, przełamywanie strefy komfortu - tak, ale w jakimś optymalnym okienku, w którym nie jest ani zbyt lekko (nierozwojowe), ani zbyt ciężko (zasobożernie).

 

Przełamywanie powinno być nie na fali nośnej perfekcjonizmu, a odwagi wiary w "wystarczająco dobrze", lub też jak Marek w książce użył sformułowania "stosunkowo dobrze".

Akceptacja tego, że nie wyszło idealnie jest cholernie ważna. Ja mam za sobą lata działania w trybie "muszę być perfekcyjny" i niestety, uważam, że takie podejście jest błędne.

Zainicjowane za młodu, traktowane jako "właściwe" zamiast jako balast. Owszem, pozwoliło mi na zrobienie w pewnym momencie większych dokonań ale przez takie podejście nie umiałem wynieść ich na poziom, który z nimi rezonował i tego utrzymać.

To sprawia, że trudniej jest odczuwać wdzięczność. Pamiętam, jak @mac pisał o tym pielęgnowaniu wdzięczności za duperele, to jest bardzo dobre podejście. Nawet w sekcji rekolekcyjnej/katolickiej słyszałem o tym, żeby wielbić Boga, obojętnie czy jest chujowo czy mega dobrze czy też neutralnie. W efekcie chodzi wciąż o tę opcję, aby nie wbijać w ciemną stronę (lęki, pragnienie) a być w tej wyższej (chociażby akceptacja, a najlepiej miłość).

 

Perfekcjonizm za bardzo potrafi wbijać w pragnienia, lęki, dumę/pychę czy złość (na siebie -> i wtedy depresja, apatia). I wtedy przekraczanie stref komfortu staje się ciężkim wyzwaniem.

A powinno być przygodą, bo właśnie przez zabawę, przygodę, pasję budzi się prawdziwa namiętność czy zainteresowanie.

 

26 minut temu, Messer napisał:

Rozmawialiśmy bardzo krótko z tym człowiekiem, bo tylko z 10 minut (ale to i tak długo, jak na taką osobę) i po tym spotkaniu poczułem się zupełnie inaczej, zupełnie ogarnęła mnie inna energia, żeby dogonić taką osobę i jeszcze trochę wycisnąć z siebie, żeby jednak spełnić kilka swoich marzeń - które kosztują. W moment wyszedłem ze zniechęcenia monotonią i chęcią opierdalania się w wolnym czasie. To coś innego niż obejrzeć filmik motywujący - to jest coś zupełnie innego. 

Wszedłeś w atraktor jego ambicji / potencjału. Zaraził Cię wiarą w "jeszcze lepsze".  Fajny stan.

 

15 minut temu, Maninblack napisał:

Strefa komfortu to inaczej opór.

Opór to smok, ty jesteś rycerzem.

Z oporem toczysz wojnę całe życie.

Tak wojnę, bo żadne psychologiczne działanie typu akceptacja tutaj nie zadziała. 

Opór to ukryty wróg.

Można go poznać pod postacią: perfekcjonizmu, prokrastynacji, lęku przed osiągnięciem sukcesu.

Widzę, że dziś drukarka będzie drukować kolejny motywator :)  Dzięki, mocne!

 

Wiesz co....sporo w tym prawdy. Ja bym powiedział, że oporem tym jest zbyt mała wiara w powodzenie lub zbyt duża wiara w niepowodzenie.

Opór z czegoś się bierze, a te wszystkie opcje "jak poznać" co napisałeś to dominanty ciemnej strony.

Tym samym idąc tropem (jak wyprowadzając równanie) "opór jest negatywny", zakładając, że jest tożsamy ze strefą - pokonywanie stref komfortu jest dobre i pozytywne :) 

 

Ale opór można mieć też przed wpadnięciem w negatywny stan. Opór przez zrobieniem czegoś nierozsądnego lub głupoty.

 

 

  • Like 3
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Opuszczałem swoją strefę komfortu przez ostatnie 6 lat studiów i żałuję tylko jednej rzeczy - że nie opuszczałem jej jeszcze bardziej. Wychodzenie ze strefy komfortu rozwija i to bardzo. Patrzę na samego siebie sprzed pójścia na studia i widzę kompletnie innego człowieka. Nie chciałbym wracać do tamtego okresu. Cieszę się z tego co osiągnąłem i czuję się zmotywowany kolejnymi planami opuszczania komfortu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak już dawno nie wchodziłem na stronę ujarani. Warto zachować balans w życiu. Jednak brak rozwoju oznaczać może te strefę komfortu. Ùczyc się nowych rzeczy + przelamywac się do robienia czegoś co może przynieść porażkę. Kto nie próbuje jakiś zadań w życiu sie podjąć np. nauka gry na gitarze chociażby (a tak chciałby umiec) stoi według mnie w miejscu.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.