Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Yolo Opublikowano 15 Marca 2020 Ta odpowiedź cieszy się zainteresowaniem. Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 (edytowane) Długo zastanawiałem się, czy opisywać tę historię, czy uda mi się zdobyć na obiektywizm, szczerość i co za tym idzie, pokazanie swoich słabości. Nie dla wszystkich tutaj jestem anonimowy. Rady ani pocieszenia już nie potrzebuję, podbijać ego nie muszę, a mścić się nie chcę. Pokusa jest, bo oprócz mnie będzie o dwóch aktywnych uczestnikach forum. Opowiem Wam o kawałku swojego życia, o upadku pewnego siebie faceta, o tym jak się podnosił i jaką wartość wyniósł z gorzkiego doświadczenia. O sposobie podnoszenia się z kolan który wzmacnia, pozwala rozwijać świadomość i stawać się lepszym człowiekiem. A przede wszystkim, nie zostawia piętna na psychice, nie napełnia jadem, wrogością, zgorzknieniem ani rezygnacją na kolejne miesiące czy lata. Nie jest to droga łatwa, ale wysiłek opłacalny. Chciałbym żeby to właśnie stanowiło wartość tego, co tu opowiem. Byłoby dobrze, gdyby ten tekst przydał się kiedyś, komuś w podobnej sytuacji. Opiszę swoją historię, która miała miejsce w zeszłym roku, choć wciąż żyje, ale już własnym życiem. Dosyć przydługich wstępów i - Do rzeczy! Jak stwierdziła bezzębna dziwka pochylając się nad penisem starego żołdaka;) O mnie; Facet krótko po czterdziestce, dwójka dzieci w opiece naprzemiennej, cztery lata po rozstaniu z ich matką, po piętnastu latach razem. Doświadczenie życiowe dosyć spore i różnorodne. Od np. wypasu zwierząt w górach nad brzegiem morza, na południu Włoch, do uczestniczenia w gaszeniu kilku konfliktów zbrojnych w zapalnych miejscach świata. Plus wiele innych, mniej lub bardziej dziwnych rzeczy. Jeśli chodzi o sprawy damsko męskie, sytuacja dobra. Czas małżeństwa, gdzie raczej rutyna i jedna partnerka- żona, poprzedzony kilkoma krótkimi związkami, nic wielkiego. Po odzyskaniu, dzięki małżonce, wolności i (dzięki sobie;)) jaj, kilka krótkich relacji i kilka dłuższych, z myślą że być może uda się coś fajnego zbudować. Ostatnie dwa związki zakończone przeze mnie. Pierwszy, z kobietą na której bardzo mi zależało, a która chciała zmienić wspólne ustalenia w trakcie gry. Drugi, z kobietą niesłychanie atrakcyjną i inteligentną, ale wyrachowaną. Powodzenie wśród kobiet niezłe, a gdy się o nie postarać, lepiej niż niezłe. Mimo to w rok przed zawarciem opisywanej znajomosci żadnej poważniejszej relacji i całkowita abstynencja seksualna. Już wtedy seks dla seksu nie był niczym interesującym, zrezygnowałem z przygód. Sprawy zawodowe ok, kilka hobby i jedna pasja, teraz zawieszona. Niezłe poczucie wartości, próby budowania świadomości i rozwoju duchowego. Czyli, ogólnie miałem o sobie dobre mniemanie, uważałem że wiem dużo o życiu i o relacjach, że się nieźle sprawdziłem na wielu polach. W takim czasie ją spotkałem, tutaj na forum. Napisałem pierwszy, pozytywnie zaskoczony jej postawą w pewnym wątku. Pisaliśmy przez kilka tygodni koncentrując się tylko na jednym temacie, nie poruszając innych, nie mając pojęcia jak wyglądamy. Zaczęły się rozmowy, coraz bardziej wykraczające poza początkowy temat, coraz bardziej otwierające nas na siebie, zbliżające. Dużo mi o sobie opowiedziała, niektóre rzeczy mocno nieciekawe. Nie przeszkadzało mi to, nie traktowałem jej jeszcze jako potencjalnej partnerki, nie oceniałem jej. Interesowała mnie mocno jako człowiek, to jaką przeszła drogę i jak sobie radziła. Działo się u niej wiele, w młodym jeszcze życiu, a ja chciałem je poznać. Z czasem dołączyły rozmowy wideo, ona szybko ku mojemu zaskoczeniu zaczęła patrzeć we mnie jak w obrazek, a ja zacząłem mięknąć od środka. Przyszła myśl o spotkaniu, ona je zaproponowała. Ustaliliśmy, że poczekamy na ostatnie egzaminy kończące jej studia i wtedy się zobaczymy. Krótko o niej, opis na tamtą chwilę; Dziewczyna ze stolicy, studiująca wymagający kierunek, bardzo atrakcyjna i inteligentna. Nie do końca w moim typie, ale górna półka jeśli chodzi o wygląd. Przynajmniej wtedy, gdy była w formie. 'Matka' dwójki kotów, wegetarianka (wiem, wiem jak to brzmi;)), w bardzo dobrej sytuacji materialnej dzięki rodzicom i z dobrze zapowiadającą się karierą (pierwsza praca naukowa już w trakcie nauki i widoki na kolejne), czyli kontekst finansowy jasny, bez parcia. Kobieta o podobnych wartościach do moich, dbająca o kontakt, responsywna. Jak dla mnie wtedy, niemal ideał. Niemal, bo była i mroczna strona. Mocne obciążenie, wynikające z dzieciństwa i różnych ciężkich rzeczy, które miały na nie wpływ. Ryzyko nieciekawych schematów wyniesionych z domu. Duże zainteresowanie używkami wszelakiego typu (część już wygaszona), dwa lata wcześniej toksyczna relacja zakończona mocnym tąpnięciem, niemal tragedią. Odreagowywanie tego i szukanie własnej wartości w krótkich relacjach, polegających na wyszukiwaniu trudnego, ambitnego celu i uwodzeniu go. "Zdobyciu". Przez rok przed naszą relacją już względny spokój, szukanie siebie na ścieżce duchowości. Zdecydowałem, że chcę ją poznać i wtedy zdecyduję co dalej, choć już czułem w jej stronę 'wolę Bożą' Poza tym, sam nie byłem ideałem, a z powodu kilku starych spraw poczet w panteonie świętych raczej mi nie grozi. Przyleciała do mnie początkiem lata. Pojechałem po nią na lotnisko, zobaczyłem z daleka. Zwiewna sukienka, blond burza lśniących włosów, zbyt mocny makijaż na pięknej twarzy, smukła sylwetka. I ten wzrost... Cholera jedna, założyła obcasy, kiedy i bez nich była centymetr czy dwa wyższa ode mnie. Na szczęście miałem już doświadczenie z kobietą sporo ode mnie wyższą i z przełamywaniem barier w głowie z tym związanych. Inaczej, chyba byłoby mi trochę głupio. Wtuliła się mocno, na dzień dobry. Wziąłem w jedną rękę cięższą walizkę, w drugą chwyciłem jej dłoń i poprowadziłem w stronę samochodu. To był tydzień, chyba. Pamiętam jak przez mgłę. Już od pierwszej nocy, ogień. Nie tak to miało wyglądać, chciałem to rozegrać spokojniej. Nie udało się. Chemia między nami przyćmiła wszystko inne. Idealne dopasowanie, które zrobiło nam kogel-mogel z mózgu. Boskie stworzenia, inteligentni ludzie, zredukowane do rangi królików w trakcie rui. Ciekawe doświadczenie. Miewałem podobne ale nigdy aż tak intensywnie. U niej, podobnie. Siedząc trzeciego dnia, pijąc kawę na tarasie, opowiadała o fali hormonów które zostały wyzwolone w nocy, a które wciąż ją zalewają. Szukała w sieci określeń na to co przeżywała a o czym nie wiedziała że istnieje. Wtedy, na tym tarasie trzeciego dnia, zaproponowała małżeństwo. Myślałem w pierwszej chwili że nie zrozumiałem, upewniłem się. No tak, Yolo. Co Ci zależy? Dokładnie tak to zapamiętałem. Zbyłem żartem, choć zrobiło się nieswojo. Ego miało niezłe używanie, ten mały chujek zlokalizowany z tyłu głowy przechodził wtedy złoty czas. Stop klatki- łóżko, prysznic, ona lepiąca pierogi w mojej kuchni, ocean i plaża. Ten czas szybko minął, odwiozłem ją na pociąg. Na drugim końcu kraju miała przyjaciółkę, chciała z nią spędzić kilka dni. Mieliśmy się spotkać niebawem, ledwie miesiąc z hakiem. Powrót do normalności, choć już zupełnie innej. Jej pierwsze jazdy, jeszcze niewinne, niegroźne. Takie trochę 'głupiutkie'. Zamartwianie się tym, że to się nie uda, że nie jest wystarczająca. Że za głupia, że za brzydka, że jeszcze wcale przecież nie zna życia. Traktowałem to ze śmiechem, pokazywałem jak bardzo się myli. Przecież chciałem jej obecności, budowania czegoś razem. Ale szczerze, sam miałem pietra. Wiadomo czego chce od życia młoda dziewczyna, do czego dąży. Marzyła o wielodzietnej rodzinie, sama jest jedynaczką. A ja już dzieci mam, to nie jest na liście moich priorytetów. Nawet nie wiedziałem czy tego chcę, takiej zmiany w swoim życiu. Pierdolić to, nie po to mam jaja żeby w wieku czterdziestu lat przygotowywać się do emerytury. Być może to jest szansa na ułożenia od nowa swojej rzeczywistości, z kobietą na której mi zależy, w oparciu o fundamentalne wartości, które oboje wyznajemy. Takie myśli wtedy po głowie. Jej propozycja, że rzuci wszystko i przyjedzie do mnie na pół roku. Wpadło jej to do głowy, a do pełnego prawa wykonywania zawodu musiała jeszcze odbyć roczny staż. Dyplom już miała, ale ten rok był niezbędny do uzyskania wolności w jej zawodzie, pracy bez nadzoru. Zdębiałem. Za dużo, za szybko. Chciałem tego roku na odległość, z odwiedzinami kiedy to tylko możliwe , żeby się przygotować do nowej roli. Zależało mi żeby to było w wolności. A gdyby przyjechała teraz, byłaby ode mnie zależna. Jakiś czas pózniej zrozumiałem, że ona chciała by ktoś kierował jej życiem, wziął je. Odmówiłem, choć długo i mocno nalegała. Wiedziałem też, że jeśli przyjedzie do mnie, spędzimy pół roku razem i wszystko będzie dobrze, za cholerę nie wypuszczę jej na roczny staż do kraju, a pewnie i ona sama nie będzie chciała jechać. I wszystkie te lata nauki psu na budę. Nie rozumiałem tej postawy, wtedy wydało mi się to lekkomyślną próbą zjedzenia deseru przed daniem głównym. Długo miała mi to za złe, wypominała jeszcze po kilku miesiącach. Zaczęła się uczyć języka kraju, w którym mieszkam i zasięgać opinii w sprawie pracy w zawodzie. Sam ruszałem swoje kontakty by się czegoś dowiedzieć. Jej przyjaciółka z roku podjęła tutaj pracę, mogła sporo pomóc jeśli chodzi o praktyczne informacje. Zauważyłem niepokojącą prawidłowość- kiedy był fajny czas, zbliżaliśmy się do siebie coraz bardziej, po chwili przychodziło z jej strony ochłodzenie, albo jakaś emocjonalna zawierucha, w której traciła grunt pod nogami. Zaczynało to wyglądać niepokojąco, ale już wkrótce mieliśmy się ponownie spotykać. Było też jasne, że nie radzi sobie z tym co się stało na pierwszym spotkaniu, jaki miało przebieg. Zdecydowanie nie radziła sobie z odległością, dołował ją brak bliskości. Mnie też nie było łatwo ale miałem cel, wiedziałem po co to wszystko. W przeddzień jej przyjazdu dzwonię, czy jest już gotowa, spakowana, miałem złe przeczucie. Odpowiedziała mi z płaczem, że nie przyjedzie. Że przyjęła zaręczyny od swego przyjaciela i że to między nami nie miało prawa się udać. Znali się od wielu lat, kiedy on się dowiedział że wybiera się do mnie, wyskoczył na drugi dzień z pierścionkiem. Stwierdziła, że nikt nie zna jej lepiej w jej najgorszej wersji, że on ją akceptuje i na pewno nie odrzuci. Był chory na to samo co ona, bała się że ja tego nie ogarnę. W domu spotkanie rodzinne, masa ludzi już na lekkim rauszu, a ja stoję przed domem, rozmawiam i serce mi pęka, mózg się przegrzewa. Kurwa, jeszcze wczoraj było wszystko dobrze a dziś już koniec. Wracam do swoich, wszyscy uśmiechnięci, pytają czy moja dziewczyna już jedzie. Mowię, że jej nie będzie, nie może przyjechać, nie dowierzają. Za dwa dni takie wydarzenie, wystawiła Cię teraz, w ostatniej chwili? Ech, gdybym Wam powiedział wszystko... Piję alkohol ale nic z tego nie wychodzi. Zaczynam z nią pisać wieczorem, potem rozmawiać, już w nocy. Ona, głosem pełnym emfazy i dumy , mocno już pijana powtarza w kółko; Jestem narzeczoną, Yolo. Czego jeszcze chcesz ode mnie, przecież teraz jestem narzeczoną... Tonem, jak gdyby dostała właśnie profesurę na Harwardzie. W głowie chomik, przewijają się wszystkie forumowe teorie o ścianie i inne tego typu. Zasypia w trakcie rozmowy, słyszę jej spokojny oddech. Nie śpię tej nocy i wiem że nie odpuszczę, nie zostawię tego tak po prostu. Nie ma takiej opcji, żebym siedział wpatrzony w telefon czekając na rozwój wydarzeń. Wsiadam w samochód nad ranem, jadę przez połowę kraju nie znając adresu, wiedząc tylko że to gdzieś w stolicy. Na szczęście nie spotkałem po drodze patrolu z alkomatem. W drodze dzwonię do znajomych 'z możliwościami', próbuję ustalić adres z pomocą danych. Ci, którzy ogarnęliby to bez problemu, akurat na urlopach. Ci, którzy pracowali, mieli mniejsze możliwości. Nie mogli tego zrobić, niedawno zmieniono przepisy i takie weryfikacje były rejestrowane przez system, wymagano podania powodu. Próbuję się do niej dodzwonić od połowy trasy. Nie odbiera, pewnie śpi. Alko i leki robią swoje. Jadę mimo to, liczę na cud. Udało się dodzwonić wjeżdżając do stolicy. Nie wierzy, nie daje się przekonać. W końcu podaje miejsce publiczne, gdzie mamy się spotkać. Po chwili zmienia, mam jechać nad jezioro pod Warszawą. Kiedy dojeżdżam, odwołuje. Mówi że to bez sensu, żebym wracał. Tłumaczę jej, że nie ma takiej opcji, nie odpuszczę. Chcę się z nią spotkać i usłyszeć, spojrzeć w oczy. Potem niech robi co chce. Ostatecznie daje się przekonać, przyjeżdża. Zimna maska, totalnie inna od tej którą znałem. Spokojna, opanowana. Tłumaczy że to nie ma sensu, że się nie uda. A wtedy ona rozsypie się na drobne kawałki, nie chce przez to ponownie przechodzić. Że już przyjęła jego oświadczyny, byli z tym u rodziców, dziś odwiedzają kolejnych, on nalega na pośpiech. Że tak będzie lepiej. Nie dociera nic, wtedy poznaję jej drugą twarz. Kompletne odcięcie od emocji, skrajna racjonalność, do porzygu. Siedzimy na odrapanej ławce, rozmawiamy spokojnie patrząc w jezioro. Dociera do mnie bezsens tej sytuacji. Przytulam ją. Ona początkowo bierna, potem wczepia się we mnie z całej siły, ledwie na kilka sekund. Odjeżdża. Widzę ją ostatni raz, tak mi się wtedy wydaje. Wracam do domu jak zbity pies. Ponad tysiąc km po to, by się upewnić w bezsensie sytuacji i pożegnać. W nocy znów nie mogę spać, układam słowa. Głośny, gorący oddech. Spazmy. Katatonia Drgające ciało, spocona pościel Cisza, skupienie. Modlitwa. Dychotomia. Oczy. Duże. Pytające. Pełne i puste. Wyczekujące. Wpatrzone w usta. Tafla jeziora, obca sylwetka Wtulona mocno w me ciało Tak bardzo moja I taka czyjaś. Życia nam wciąż za mało. Na szczęście, zajęć od cholery, wciąga ferwor przygotowań do uroczystości. Kiełkuje w głowie, co muszę zrobić, wiem już jak sobie z tym poradzić. Mobilizuję się, by pogodzić z sytuacją, by wzbudzić w sobie wdzięczność i zaufanie. Zaczyna się to udawać, wsparcie z góry? Dziękuję za dobre chwile i za lekcję, próbuję zrozumieć naukę, budować w sobie postawę pokory i wdzięczności. Ktoś mógłby powiedzieć, że to frajerstwo. A działa. Nie chodzę w skowronkach, nastrój raczej nostalgiczny, ale budzi się poczucie wewnętrznego spokoju i przekonanie, że będzie dobrze. Że wszystko ma swój cel i do czegoś prowadzi, a ja odebrałem swoją lekcję nawet, jeśli jeszcze jej nie rozumiem. Przy okazji przeżywając kilka pięknych chwil. Uroczystość na kilkaset osób, dla mnie trochę męczarnia, nie lubię takich zjazdów. Bardziej mnie nie ma niż jestem, spacerując nocą po najbliższej okolicy. Dopiero nad ranem, już w bardziej kameralnym gronie popuszczam pasa. Pijemy razem i śpiewamy, orkiestra już się ewakuowała. Odbieram kilka niedwuznacznych propozycji, kilka sugestii. Śmieję się z tego, obserwując. W środku spokój, choć podszyty jeszcze zrezygnowaniem. Opuszczam to miejsce jako ostatni, rezygnując z transportu, decydując się na kilkukilometrowy spacer. Idę sobie niedzielnym porankiem na sporym rauszu, z uśmiechem od ucha do ucha, ciesząc się chwilą. Mijam kompleks sportowy, widzę ekipę młodych, rozpoczynających poranny trening. Zuchy, pomyślałem. Tak w niedzielę, o poranku trenować, kiedy mają wakacje. Widzę z daleka napisy na koszulkach, podchodzę bliżej nie wierząc. Zaczynam rozmowę z trenerem, dopytuję o pochodzenie. On odpowiada, a mi opada kopara. Spotykam w tej małej wsi ekipę sportową z podwarszawskiej miejscowości. Miejscowości, skąd pochodzi ona. Ekipę klubu, w którym trenowała kilka lat. W głowie się wszystko wywraca, wiem że to jeszcze nie koniec. Choć nie mam pojęcia jak dałoby się odwrócić tę sytuację. Zaczynamy znów ze sobą pisać, pokazuję jej że wszystko co robi, to ucieczka. Nie radzi sobie z własnymi emocjami, odcina się od nich, wypiera. Uciekała od dawna, w beznadziejny sposób. Teraz, to jakby ukoronowanie. Wybiera bezpieczeństwo, uczuciowy chłód, bezstresowy związek gdzie może w pełni kontrolować sytuację. W takich warunkach umie i może funkcjonować w miarę normalnie. Początkowo nic do niej nie trafia, wreszcie zaczyna to widzieć, rozumieć. Ja nie naciskam, choć cały czas w kontakcie. Pod koniec mojego urlopu, kiedy zostało ledwie kilka dni, ona decyduje się przyjechać. Nie wierzę w to niemal do ostatniej chwili, znam ją na tyle by wiedzieć że może zawrócić w połowie drogi. Przyjeżdża późnym wieczorem. Oddech przesycony zapachem maskującym papierosy, zmarnowany wygląd. Nie witamy się, zabieram jej kluczyki, wsiadam do jej samochodu i jedziemy w pewne szczególne miejsce, podziękować. Tam wtula się we mnie mocno mówiąc, jaka była głupia. Pierwsza noc razem, ponowne uderzenie mega chemii i opór. Nie chciałem już w to wchodzić, wiedziałem czym pachnie. Chciałem rozwijać tę relację spokojnie, bez poprzedniego szału. Seks nam strasznie namieszał, wywołał w niej ogromne emocje przed którymi potem uciekała, niszcząc tę relację. To miał być nowy początek, na innych zasadach. Nie do końca się udawało, nie jestem z kamienia. A ona pokazywała że tego chce, że pragnie. Inicjowała zawzięcie. Małe dziecko, nie umiejące się oprzeć słodyczom, mimo że ledwie odchorowało przejedzenie i niestrawność. Motyw małego dziecka, często widoczny, szczególnie później. Bezrefleksyjne podążanie za tym, by poczuć się dobrze, by było fajnie. By nie bolało, by ktoś pochwalił. Jedna z dwóch jej skrajnych twarzy. Nie umiała inaczej, żyła skrajnościami. Święta i dziwka w jednej osobie. Sam miałem z tym kiedyś problem, rozumiałem obie. Zintegrowałem w sobie te sprzeczności, miałem już spokój, ale doświadczenie pozostało. Chciałem jej takiej jaka była i jak ją na daną chwilę poznałem. A poznałem już w miarę dobrze, czasem zarzucała że potrafię czytać w myślach. Przeciągnąłem urlop do ostatniej chwili, ten czas mijał spokojnie na odkrywaniu siebie w trochę inny sposób, który pokazał że mamy sobie sporo do zaoferowania poza seksem. A sam seks, że potrafi pokazać się w tej relacji też z drugiej, skrajnej strony, ocierającej się o mistykę, duchowość. Choć raz, nastąpił duży zgrzyt pokazujący, że ta sama bliskość potrafi być sponiewierana kiedy ją źle potraktować. Dużo istotnych lekcji. Rozstaliśmy się początkiem września, wpatrzeni w siebie jak zakochani gówniarze, mając zaplanowane kolejne spotkanie za ok dwa miesiące. Złapała fajny kontakt z moimi dziećmi, została ciepło przyjęta przez rodzinę. Wszystko wydawało się ok. Spokój nie trwał długo, dawne schematy powróciły. Kilka-kilkanaście dni spokoju, zbliżania się do siebie i tąpnięcie, jej ucieczka. Tak w kółko. Pierwszy poważny zgrzyt- miałem jej za złe kontakty z niedoszłym narzeczonym. Kręcił się wokół, ona nie rozumiała dlaczego mi się to nie podoba. Jednocześnie mając mi za złe wirtualne kontaktu z fb, dziewczyny które reagowały na mojej tablicy. Dziewczyny, które były obecne od lat i z którymi nic mnie nie łączyło. Zaczynało to wyglądać coraz gorzej, zbliżał się do niej ogromny stres a ona nie umiała sobie z nim radzić. Przeszedłem z nią przez egzaminy kończące studia, przeszedłem przez ten dopuszczający do zawodu, który miał być formalnością, ale swoje kosztował. Teraz, miała podjąć pracę w wyznaczonym miejscu, właściwie roczny staż. Padło na małą miejscowość, ponad godzina jazdy w jedną stronę. Była zła na tę sytuację, miała mieszkanie w Warszawie i tam chciała pracować, żyć życiem stolicy. Padło na dziurę zabitą dechami, która początkowo się jej spodobała, a w której wkrótce zaczęła się dusić. Początek października. Stresująca praca, w której nie miała jeszcze doświadczenia i nie zawsze mogła liczyć na pomoc. Dojazdy, które początkowo miały być świetną okazją do nauki języka i przypominania sobie potrzebnej wiedzy ze studiów, zaczęły męczyć. Pojawiła się okazja, pokój obok pracy. Pokój w mieszkaniu, gdzie mieli być inni lokatorzy, mieszkał już jej znajomy. Wzięła go. Tutaj mocne tąpnięcie u mnie, coś się złamało. Długi czas napięcia, coś jebło w środku. Zareagowałem mocno, nie rozumiejąc kolejny raz nagłego zwrotu akcji z jej strony. Miała mieszkać u siebie i dojeżdżać, potem były myśli o podnajmie swojego mieszkania i wynajęciu czegoś w miejscowości gdzie pracowała. W końcu wzięła ten pokój, mieszkanie zostawiajac sobie na weekendy. Nie ogarniałem, miałem dosyć. Ona nie rozumiała, że będąc w relacji takie decyzje podejmuje się wspólnie. Mnie wyjebała zazdrość, o jaką się nie podejrzewałem. Męczyłem się z odległością, chciałem jej na codzień. A teraz jakiś koleś miał ją oglądać w jej codzienności, której mi tak cholernie brakowało. Wkurwienie na maksa, zazdrość, chęć ucięcia tego wszystkiego, wykończenie. Jej niezrozumienie sytuacji, tego że sam mam swoje demony które potrafią mi wybić bezpieczniki i potrzebuję chwili by się ogarnąć. Że też mam swoje emocje, choć ich na codzień nie widać. To był początek końca. Została w tym pokoju i rzuciła się w wir pracy, było jej coraz mniej. Z pracy czerpała teraz energię i poczucie wartości. Cieszyła się jak dziecko kiedy przełożony pogłaskał ją po głowie i pochwalił, łapała duże doły kiedy coś nie wychodziło. Wieczory spędzane na piciu alkoholu, coraz gorzej to wyglądało. Próbowałem jeszcze ogarnąć, udzielić wsparcia, motywować. Mieliśmy się niebawem spotkać, jechałem na oparach czekając na ten moment, licząc że będzie złapaniem równowagi, wyrównaniem w balansie złych i dobrych chwil. Był moment, kiedy poczułem się jak Kolumb odkrywający Amerykę. Skupiłem na niej całą swoją energię, kosztem swojego życia. Szukałem rozwiązania jej zachowań, wiedziałem już że nie są normalne, stanowią duży problem i trzeba coś z tym zrobić jeśli ta relacja ma być zdrowa. Znalazłem wreszcie fachowy opis wraz z gotowymi rozwiązaniami. Opisy symptomów, krok po kroku, idealnie pasujący do jej zachowania. Rady, jak sobie radzić mając traumatyczny lęk przed bliskością i syndrom DDD. Nic do niej nie docierało. Rozumiała to swoją wysoką inteligencją poznawczą, ale nie mogła pojąć inteligencją emocjonalną, którą miała na poziomie dziecka. Wtedy zrozumiałem, że czasem się nie da. Że wiedza na którą nie jesteśmy gotowi, nie wchodzi. Nawet gdy ją podawać na złotej tacy. Że sytuacja jest beznadziejna. Próbowałem dalej, ale zacząłem się skupiać też na sobie. Odkryłem u siebie syndrom ratownika, niesłychanie drenujący z energii, DDD choć już w szczątkowej formie i lęk przed odrzuceniem. Byłem w ciężkim szoku, widząc że mam w sobie jeszcze tyle rzeczy z przeszłości, o które się nie podejrzewałem. Możecie sobie wyobrazić funkcjonowanie dwojga ludzi, z których jedno ma lęk przed bliskością, drugie lęk przed odrzuceniem. To była największa i niezaprzeczalna wartość tej relacji- pokazała i dotknęła głęboko ukrytych, starych zranień. Wywaliła na światło dzienne cały ten syf. Zacząłem się za to zabierać, krok po kroku. Wiedziałem że muszę się tego pozbyć, bo sam sabotuję swoje szczęście. Wchodziłem w to, w te czarne dziury w sobie, dotykałem ich. Ona, swoim zachowaniem pokazywała mi gdzie mam szukać. Choć właściwie to sam sobie pokazywałem, obserwując swoje reakcje na jej zachowanie. A jej zachowanie było coraz gorsze. Alkohol i autodestrukcja, przejawiająca się w zachowaniu i widoczna w bliznach na twarzy, maskowanych zbyt mocnym makijażem. Próbowała na koniec wciągać w cholerne doły, opisując pijana co może zrobić, że istnieje ktoś kto tylko czeka na telefon. Że zrobi z nim w łóżku dokładnie to co ze mną. Że w każdej chwili może to zrobić. To były najmroczniejsze chwile w tej relacji. Tyle, że byłem już wtedy silniejszy, mądrzejszy. Opisywaną sytuację skwitowałem krótko; Dzwoń. Dlaczego tego nie robisz? Pokazywałem, że daje sobą pomiatać swoimi traumami, autodestrukcją. Że nie dźwiga własnych emocji uciekając przed nimi, robiąc sobie krzywdę. Jednocześnie, skupiałem się już mocno na sobie. Wiedziałem, że mam swoje podwórko do ogarnięcia i nie mogę brać odpowiedzialności za cudze, jeśli sam właściciel niezainteresowany. Zależało mi wciąż na niej, ale zaczynało docierać że to droga do nikąd. Ona powoli się odcinała, miała dosyć tej sytuacji, tego co sama wyprawia. Czarę goryczy przekroczyła jedna z ostatnich rozmów video, gdzie ją totalnie poniosło. Pijana, weszła w seksualność w sposób, który był odrzucający. Ale i przyciągający, to było chore. Po tamtej rozmowie zaczęła się wycofywać, coraz bardziej. Próbowałem w swojej głupiej desperacji to jeszcze ratować, proponowałem wzięcie oddechu od siebie by się poukładać, postawić na nogi. Przewartościować tę relację. Ale to już była musztarda po obiedzie, szambo wybiło. Ja chciałem to posprzątać, oczyścić i wypompować resztki syfu, ona już była gdzie indziej. Zostawiła to, po prostu. Anulowała przyjazd przewidziany na koniec października, wyjechała z koleżankami w góry. Przysyłała fotki, utrzymywała relację na luźnej stopie. A ja zacząłem widzieć zmianę. Jakby przybywało jej coraz więcej energii, to było zastanawiające. Przerwanie toksycznej relacji to jedno, ale miałem silne wrażenie że chodzi o coś więcej. Zaliczyła jeszcze jeden mocny dół, gdy przyszła po pomoc. Godzina rozmowy i z zapłakanej, mokrej kury znów stanęła na nogi. A ja stanąłem wryty, mając ubaw z sobie samego. Zaraz po tym jak poczuła się lepiej, przerwała rozmowę. Wzięła sobie czego potrzebowała i wyszła. Pomyślałem sobie, ty głupi chuju. Ile jeszcze będziesz karmił tego pasożyta? Nie wiedziałem co zrobić, prosiłem o znak. Po kilku dniach, córka zeszła na dół jeszcze nie do końca rozbudzona, mówiąc; śniła mi się M. Widziałam was razem, siedzących przy kuchennym stole. Znowu rozpierdol w głowie. Skupienie się na sobie, drążenie w tym wszystkim co się ujawniło. Wyciąganie zardzewiałych, starych gwoździ. Pojmowanie tego, skąd mi się to wzięło. Dlaczego pozwalałem się tak traktować, dlaczego tkwiłem w takim syfie mając wciąż nadzieję na normalność. Wywlekanie starych emocji, facet po czterdziestce płaczący jak dziecko z powodu sytuacji, które zdarzyły się kilka dekad wcześniej. Oczyszczenie. To już schyłek roku, ona co jakiś czas wracała, prawie do końca stycznia chciała rozmawiać skupiając się na tym wszystkim, co się stało. Próbując ustawić mnie do swojej narracji. Początkowo wszystko deprymując, potem przyznając że projektowała na mnie złość, którą miała do siebie. Ale moja robota z sobą już dawała efekty. Nie dałem się w to wciągać, pokazywałem fakty. Ona przedstawiała swoją interpretację sytuacji, o faktach zapominając, próbując wciągać w rozmowy, których już nie chciałem. Kiedy nie zgadzałem się z jej wersją, oskarżała o nierozumienie, o poczucie wszechwiedzy. Bunt małego dziecka, emocje kontra fakty. Już nie pamietała o sytuacjach, kiedy dziękowała cała zapłakana, patrząc jak zbity pies. Mówiąc jaki jestem mądry i dojrzały, jak niemal czytam w jej myślach pokazując jej co w niej siedzi. A ja pokazywałem zwykłe mechanizmy i schematy, których nie rozumiała. Była mi wdzięczna, bo używałem swej wiedzy i poświęcałem energię by jej pomóc, co na chwilę działało. Teraz, kiedy używałem tej samej wiedzy by pokazać inne schematy, w które uciekała, jak próbuje sobie zracjonalizować sytuacje, które rozwaliły tę relację, okazywało się że niczego nie rozumiem. Nawet zaczęła opowiadać o swojej nowej znajomosci, która była już na etapie relacji. Na moje pytanie, po co wciąż do mnie wraca, czego tu szuka, skoro jest szczęśliwa w związku, nie umiała racjonalnie odpowiedzieć. Co ciekawe, opisywała go w dokładnie taki sposób, w jaki to robiła wcześniej w stosunku do mnie. Te same słowa. Miałem głębokie przeświadczenie, intuicję, że wiem o kogo chodzi. Rozpierdalało mnie to, bo nie dało się logicznie wytłumaczyć. Odrzucałem to, myśląc że wariuję. Wracała cały czas, ale kontakt na jej toksycznych zasadach już mnie średnio interesował. Końcem stycznia odpisałem w taki sposób, który ją skutecznie zniechęcił do dalszej konwersacji. Wisienka na torcie. Oboje, ona i on są aktywnymi uczestnikami forum. Ona, przestała używać swojego starego konta i przed ostatnim przyjazdem do mnie założyła nowe. Buduje sobie tutaj od tamtej pory popularność, coraz śmielej poczynając. Nie zorientowałem się prędko, ten wizerunek jest zupełnie inny od poznanego przeze mnie. Ale od jakiegoś czasu pisze odważniej, ujawniając coraz więcej o sobie. Na tyle, by się połapać. On. Stary RedPilowiec, z ugruntowaną pozycją i wysoką renomą. Diablo inteligentny, choć niekoniecznie emocjonalnie. Strasznie mnie gryzło przeczucie, że chodzi o niego kiedy nie wiedziałem jeszcze że ona tutaj buszuje pod innym nickiem. Potwierdzenie tego było jak uwolnienie, ogromna ulga. Jednak nie zwariowałem. Do niego; Powinienem być na Ciebie zły. Wszedłeś na moje miejsce, kiedy jeszcze próbowałem je ratować. Umościłeś się na nim wygodnie, myśląc że trafiłeś gwiazdkę z nieba. Tymczasem jesteś kolejną bateryjką, wszedłeś z powrotem w Matrix. Ale wszedłeś na moje miejsce i gdyby nie Ty, pewnie jeszcze bym próbował to ratować, pozwalając się drenować z sił i energii. Pewnie i ona zostałaby dłużej, rujnując mi zdrowie. Choć właściwie sam to sobie robiłem. Decyzja o rozwodzie dla panny poznanej kilka miesięcy temu. Stary, jesteś w jeszcze gorszej dupie emocjonalnej niż sam byłem w zeszłym roku. Powodzenia w odbieraniu swojej życiowej lekcji pokory. Ciekaw jestem, czy będziesz miał na tyle jaj, by kiedyś dopisać pod własnym nickiem ciąg dalszy tej historii. Do niej; Nie mam Ci wiele do napisania, wypruwałem swego czasu żyły byś coś zrozumiała, psu na budę. Ale okazji do wbicia szpileczki nie pominę, taka mała satysfakcja tego małego chujka z tyłu głowy, ego. Wiem już co miałaś na myśli, że Twoja nowa relacja może się wydawać niesłychanie trudna. Facet, który mógłby być Twoim ojcem, żonaty. Ale z drugiej strony, jaki ambitny cel, a przecież lubisz takie, to dodaje Ci wartości;) Tak zawrócić w głowie, jestem pełen podziwu. Nie bardzo ogarniam jak ma się to wszystko do Twoich wartości, o które bardzo dbałaś. A może rozumiem. Nie ważne co, byle poczuć ukojenie, wprowadzić się w emocjonalny dobrostan. Czy to alkohol, czy seks, Bóg czy nowa zdobycz. Liczy się cel, reszta to środki do niego. Patrzę na Twój nowy profil, założony chwilę przed naszym ostatnim spotkaniem, kiedy wszystko wydawało się super. Patrzę na ten wykreowany wizerunek i oczom nie wierzę. Posty pełne swady, humoru, pewności siebie. Cynicznej zadziorności. Pisane w czasie, kiedy wypłakiwałaś mi się szukając pocieszenia, kiedy drenowałaś z energii. To jest chore. Sam bym w to nie wierzył, gdyby nie 100% potwierdzenie w ostatnich tygodniach. Jaki ten świat mały..;) Do Was, czytelnicy; Z każdego syfu da się wyjsć obronną ręką, wyciągnąć lekcję. Powstać bogatszym, dojrzalszym. "Przez ciernie do gwiazd" to wcale nie takie głupie powiedzenie. Gdyby nie ta sytuacja, nie miałbym szans dotrzeć do tak głębokich pokładów samego siebie, że nie miałem o nich pojęcia. Zrozumieć podstawy swojego funkcjonowania. Jestem wdzięczny za to wszystko, idę dalej z podniesioną głową. Ale bez zbytniej pychy, wolałbym uniknąć kolejnych lekcji pokory;) To od nas zależy, co zrobimy z tym co przynosi mam życie. Warto o tym pamiętać. Chciałem pokazać jeden z najgorszych rodzajów toksyczności, kiedy ludzie nie wyrządzają sobie krzywdy świadomie, nie działają na siebie z otwartą wrogością, a mimo to działają destrukcyjnie. Kiedy kobieca uległość jest tak zniewalająca, że nie sposób nie pomóc. Nigdy, nigdy nie pomagajcie komuś, kto nie chce i nie szuka pomocy, kto nie pokazuje tego czynami. Inaczej, będziecie służyć za żywą bateryjkę do utrzymywania dobrego nastroju. Tutaj jest to pokazane na przykładzie kobiety, ale chyba oczywistym jest że mechanizmy, traumy, schematy i niedojrzałość emocjonalną można trafić niezależnie od płci. Czego sam jestem przykładem, też mam swoje za uszami. Jestem pewien że gdyby nie moja determinacja, a czasem wręcz beznadziejna desperacja, miałoby to łagodniejszy przebieg, wywoływało mniejszy opór. Ale prędzej czy później, efekt był do przewidzenia. Dziękuję za lekturę, mam nadzieję że komuś, kiedyś moja lekcja pomoże. Ps. Wszelkie podobieństwo nie jest przypadkowe. Nie pytajcie mnie o tożsamość tej dwójki, to nie jest istotne. Mogę udowodnić wszystko co tu napisałem, jeśli zajdzie taka konieczność, ale tylko właścicielowi tego miejsca. Jemu to się należy, jako gospodarzowi sceny części tych wydarzeń. Edytowane 15 Marca 2020 przez Yolo 37 17 2 5 2 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
deleteduser110 Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 Cóż za emocje! Napiszę po swojemu: jebał ją pies i tego barana (starego redpillowca) tak samo. A do reszty chłopaków, jak chcecie sobie poszukać dupy, to hajda na miasto, a nie tutaj - ja mam swoją opinię o kobietach stąd, ale zatrzymam ją dla siebie. %-) Powodzenia i "jeszcze będzie pięknie". Z wyrazami szacunku, Ważniak 22 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rolbot Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 50 minut temu, Yolo napisał: Ps. Wszelkie podobieństwo nie jest przypadkowe. Nie pytajcie mnie o tożsamość tej dwójki, to nie jest istotne. To są sprawy oczywiste. Chłopie, tu laski się tylko krygują na takie "inne" i " głębiej biorące życie". Natura pozostaje jednak ta sama. Ile tu "traktujesz kobiety przedmiotowo!" w wątkach w "rezerwacie", a te same po dwóch mailach zdjęcia gołej dupy na maila wysyłają. Same piszą. Po to tu siedzą - lubią być w towarzystwie facetów. A jak laska lubi męskie towarzystwo to wiesz dalej sam. Niczym się to nie różni o realu, gdzie jakaś woli męskie towarzystwo. Nie przejmuj się. Każdy choć ma i wiedzę, czasem popłynie. Tego błędu nie popełniają tylko spermiarze siedzący całe życie na gierkach, i perfekcyjni w teorii. A ten kolega z forum...cóż...napalił się na małe zgrabne cycki...klasyka. 7 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Obliteraror Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 Bardzo ciekawa historia. Ale.... 53 minuty temu, Yolo napisał: Matka' dwójki kotów, wegetarianka Pierwszy alert. 53 minuty temu, Yolo napisał: w bardzo dobrej sytuacji materialnej dzięki rodzicom Drugi alert. Już czerwony. 54 minuty temu, Yolo napisał: Mocne obciążenie, wynikające z dzieciństwa i różnych ciężkich rzeczy, które miały na nie wpływ. Ryzyko nieciekawych schematów wyniesionych z domu. Duże zainteresowanie używkami wszelakiego typu (część już wygaszona), dwa lata wcześniej toksyczna relacja zakończona mocnym tąpnięciem, niemal tragedią. Alert o sile ICBM-u. A to, że z Rezerwatu już nie przypominam : )) 56 minut temu, Yolo napisał: Wtedy, na tym tarasie trzeciego dnia, zaproponowała małżeństwo. Alert o sile bomby Tsar. Mądry facet jesteś. A wątek bym przypiął, dla ostrzeżenia i potomnosci. 13 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Husquarna Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 Ledwo przebrnąłem przez tą ścianę tekstu. Ładnie napisane jak jakaś opowieść romantyczna, ale i tak ciężko mi się to czytało. Co mam ci powiedzieć, wjebałeś się po pachy w bagno z jakąś małolatą, która nie wie czego chce od życia. 4 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Ksanti Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 O kurła ale telenowela brazylijska. 4 2 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
SzatanK Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 Całe forum w pigułce normalnie. 5 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
GriTo Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 Szanowny @Yolo. Szacunek. Uszanowanie. 1 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
deleteduser74 Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 @Yolo A ja się zastanawiałem, co się z tobą dzieje na forum. Byłeś nie widoczny i proszę, zagadaka rozwiązana! 1 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
SSydney Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 51 minut temu, Ważniak napisał: swoją opinię o kobietach stąd, ale zatrzymam ją dla siebie. %-) Myślę, że mamy podobne poglądy w tej kwestii. ? "%-)" - to była ulubiona emotka pokaczu. W ogóle sporo starej gwardii już nie jest aktywna a szkoda. ? 5 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
deleteduser74 Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 Godzinę temu, Yolo napisał: Ciekaw jestem, czy będziesz miał na tyle jaj, by kiedyś dopisać pod własnym nickiem ciąg dalszy tej historii. Myślę, że jego jaja kończą się, gdy wejdzie w waginę 1 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Azizi Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 @Yolo nie ukrywam, że zawsze szanowałem to co pisałeś, nie kryłem się z tym ani trochu. Tym bardziej dzięki, że się tym wszystkim podzieliłeś. Swoiste katharsis, które tu zrobiłeś. Dobrze dla Ciebie, dobrze dla nas. Tak to jest z nami, ratownikami. Zapominamy o swojej godności i wartości. Nie warto. Coś o tym wiem, pewnie wielu ludzi stąd też. Co do Brata RedPillowca - Braci się nie r*cha po kryjomu, mściwy nie jestem, ale wierzę, że karma wraca. Ch*j w oko Wam obojgu. 1 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Chadeusz Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 4 minuty temu, SSydney napisał: "%-)" - to była ulubiona emotka pokaczu. I większości użytkowników niedziałającego już forum. @Yolo zastanawiam się jaki miałeś cel publikując ten wpis? Chęć zemsty? Podałeś tyle danych, że bez problemu każdy może zidentyfikować osoby z forum o których piszesz. Urobiła Cię jak chciała, wzięła co chciała, a Ty jak ten forumowy świeżak uwierzyłeś w brednie o bezinteresownej miłości. 4 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
trop Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 @Chadeusz Brat @Yolo bardzo dobrze zrobił. Ta opowieść oprócz ewidentnych morałów, pomoże nie jednemu nowemu Bratu który wpierdzieli się w toksyczny syf. Bo niestety DDA takim syfem jest. A kto to jest tu na forum? Nie obchodzi mnie to. Zachowali się bardzo nieładnie i zapewne o tym wiedzą. Choć w sumie ta paniusia z DDA niekoniecznie. Jej potrzebna jest długa terapia. 5 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Cortazar Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 Normalnie jakbym czytał Jean'a d'Ormesson'a. 1 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
fikakowo Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 (edytowane) Musiałem wkleić to sobie do czytania tekstu na głos w internecie, bo w połowie tekstu wymiękłem. Miałem podobną kobietę, rzuciła mnie i pisała jak do kolegi o swoich nowych fagasach a ja jak idiota zamiast ją olać, gadałem przez wiele miesięcy z bólem. Na pytanie po co pisze skoro nie chce się ze mną spotykać i ma innych facetów też nie potrafiła odpowiedzieć. Całe szczęście się odciąłem od niej bo trwanie w takiej znajomości nie ma sensu. Edytowane 15 Marca 2020 przez fikakowo 2 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
deleteduser92 Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 WOW Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
deleteduser82 Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 1 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Kim Un Jest? Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 Gruba historia. Obecność na forum, ciekawe, mądre życiowo wypowiedzi, a potem jeb zaprzeczenie temu wszystkiemu i romans z... członkinią forum ? Wow! Dlatego właśnie napisałem tu ostatnio, że wielu z nas tutaj struga twardzieli, a potem upadają, podnoszą się by znów upaść. Życie... 13 2 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
deleteduser82 Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 @lobont czy to Ty ją teraz pukasz? ? 1 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Yolo Opublikowano 15 Marca 2020 Autor Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 6 minut temu, NoName napisał: @lobont czy to Ty ją teraz pukasz? ? Daj spokój arch'owi, niech sobie używa Bracia, odniosę się do Was, zbieram myśli. 1 1 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Baelish Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 Ciekawe ilu mamy takich zatwardziałych redpillowych braci, którzy dając innym rady, szukają atencji i miłości w rezerwacie. Pewnie jak bym poznał skalę to bym się lewą nogą przeżegnał 15 1 3 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Krugerrand Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 Mam takie nieodparte wrażenie, że po każdej dłuższej nieobecności na forum, a to już nie pierwsza w Jego wykonaniu, @Yolo wraca na nie jakiś taki silniejszy z jeszcze ostrzejszym poczuciem humoru. Tak jakby te przerwy miały czemuś służyć i jak widać służą. Tym razem już wiem czym to było spowodowane. Dobrze, że to z siebie wyrzuciłeś i postanowiłeś ku przestrodze to opisać. Do tego starego redpillowca z forum mam takie "braterskie pozdrowienie": Ty stara popierdółka jesteś, a nie redpillowiec. Fiuto-głowy do kwadratu z Ciebie, że postanawiasz żonkę i rodzinkę pewnie zostawić dla jakiejś niestabilnie emocjonalnie istotki i to jeszcze z naszego Rezerwatu. Oj jaka ona inna niż wszystkie i wyjątkowa. Ty tego co @Yolo przeżył nie przeżyjesz. Wszystkiego naj na nowej drodze życia, w nowej rzeczywistości z ustawą Ziobry w tle. Na tę z Rezerwatu, słów mi szkoda. Rezerwat to odzwierciedlenie Polek, ale z jakimś dużo większym natężeniem. 3 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
mirek_handlarz_ludzmi Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 (edytowane) Chłopaki a czemu Wy flekujecie "Starego Repillowca"? Powinniście raczej mu współczuć. Pewnie to taki facet, jak @Yolo - ogarnięty, kumaty, mający najróżniejsze walory i zasoby, które jebana wampirzyca będzie mogła ssać latami, aż ofiara w końcu się uwolni. Mam wrażenie @Yolo, że jesteś wściekły na tego brata. Czy on wiedział, że odbija Ci dziewczynę? A smutna refleksja ogólna jest taka, że młoda świeża cipa bez problemu omota dojrzałego kocura, szczególnie kiedy ta cipa chce nie tylko seksu, ale żeby jej też tatusiować. Nie zapalały Ci się lampki, kiedy przychodziła Ci się spowiadać z problemów? Nie miałeś poczucia, że żyjesz cudzym życiem i problemami z dupy o które nie prosiłeś, nie czujesz, a jednak przysłaniają Twoje życie, choć przecież zniknęłyby, gdybyś tylko wykopał francę ze swojego życia? Edytowane 15 Marca 2020 przez mirek_handlarz_ludzmi 6 1 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
deleteduser139 Opublikowano 15 Marca 2020 Udostępnij Opublikowano 15 Marca 2020 (edytowane) Generalnie to nie znam wersji drugiej strony, ale z tego co widzę to "stary Redpillowiec" to w sumie debil a nie redpillowiec. Ryzykuje rozwód z orzeczeniem o winie dla jakiejś młodej prawdopodobnie niestabilnej piczki. Skomplikuje sobie tylko życie, ale jak ktoś jest redpillowcem to jest paradoksalnie bardziej narażony na takie chore akcje. Zawsze uważałem, że redpillowcy są pierdolenieci, ale teraz to już to wiem na 100% xD Yolo natomiast poleciał schematem, wyidelaizowal kobiete a później pierdolnal głową w rzeczywistość. Edytowane 15 Marca 2020 przez dobryziomek 6 Odnośnik do komentarza Udostępnij na innych stronach Więcej opcji udostępniania...
Rekomendowane odpowiedzi