Skocz do zawartości

Związki oczami szczęśliwie żonatego - obserwacje


Rekomendowane odpowiedzi

1 hour ago, Zbychu said:

Bo jeżeli związek zakończył się w 100% z winy kobiety i facet zadaje sobie pytanie "co zjebałem" to nie poprowadzi go to raczej na dobra drogę, tylko wręcz przeciwnie

Nie. Zjebanie ma różne oblicza.

Mój pierwszy LTR skończył się w 200% z winy pannicy.

Kto zjebał? Ja, bo wiedziałem, co to za towar, a i tak się połaszczyłem.

Lata mi zajęło zrozumienie, że dała mi dupy od razu, po może godzinie znajomości, nie dlatego, że to była Wielka Disneyowska Miłość ani nawet wielkie pożądanie, ani nie dlatego, że była taka mądra i od razu się poznała, że ze mnie taki zajebisty chłopak, tylko dlatego... że to była panna, która dawała dupy bez krępacji obcym kolesiom, bo taka już była. Zero zahamowań, zero refleksji, zero uczuć, zero planowania, czyste zwierzęce instynkty. I chciwość, a ja byłem na przyszłościowych studiach i z niebiednej rodziny.

Widziały gały co brały.

 

1 hour ago, maroon said:

Problem jednak zaczyna się gdy sam sobą reprezentujesz więcej i wobec tego adekwatnie więcej od kobiety oczekujesz.

To się wtedy szuka kobiety, która sama więcej od siebie oczekuje i od siebie wymaga, a nie ugania za pierwszą lepszą Karyną, która zamacha cycem.

Dowcip w tym, że żeby wyrwać wartościową kobietę, trzeba prezentować sobą jakąś wartość. A nie tylko przekonanie o własnej zajebistości.

A praca nad sobą boli.

Niewielu z nas potrafi nad sobą sumiennie i do bólu popracować.

Ewentualnie wydaje im się, że praca nad sobą polega na zwiększaniu dochodów, i że jak już zarobią te wielkie pieniądze, to wartościowa kobieta sama przyjdzie. Tyle, że wtedy będą mogli po prostu wybierać z bardziej luksusowych Karynek. A w takim układzie to chyba taniej i bezpieczniej poszukać tych div za 300 zł za godzinę, w których się tak lubował nasz kolega z kawalerkami na wynajem.

 

A tak na boku, ten typek, co zrobił publiczną zrzutkę na pokrycie kosztów utrzymania swoich kawalerek na wynajem, to nie był przypadkiem nasz arch? :D

https://www.bankier.pl/wiadomosc/Ruszyla-zbiorka-na-czynsze-za-siedem-apartamentow-w-Warszawie-W-sieci-zawrzalo-8028896.html

 

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

27 minut temu, Carl93m napisał:

Szkoda tracić czasu na cynizm i oszukiwanie się, że kobiety nie są ważne w życiu mężczyzny.

Zresztą uważam, że to właśnie miłość jest najważniejszą rzeczą dla której człowiek żyje, wbrew całej linii forum. 

 

Pytanie, czym dla Ciebie jest miłość ?

 

Bo dla mnie miłość w sumie jest najważniejsza również, jednak próżno jej szukać w prymitywizmie towarzyszącemu związkowi.

 

Miłość dla mnie istnieje w sferze duchowej, kochasz siebie, nie masz negatywnych uczuć do otaczającego świata, jest ci dobrze, o niczym nie myślisz, nie fantazjujesz, przyszłość i przeszłość to ułuda, jest tylko teraźniejszość i to odczuwasz całym sobą.

 

Dla mnie to jest miłość.

 

Z kobietą nie ma NIC wspólnego i jest moim zdaniem niemożliwa...

28 minut temu, Sundance Kid napisał:

była panna, która dawała dupy bez krępacji obcym kolesiom, bo taka już była. Zero zahamowań, zero refleksji, zero uczuć, zero planowania, czyste zwierzęce instynkty.

 

Kocham ten sort, hau hau hau powiedziałem zwierzęco ! 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Godzinę temu, maroon napisał:

@johnnygoodboy

 

Poznajesz laskę swoich marzeń. 

Ustalacie zasady. 

Jest sielanka. 

Laska łamie ustalenia, bo tak. 

 

Zjedz teraz tę żabę. 

Spokojnie robimy jej kazanie że zrobiła coś złego, jak to na nas wpłynęło i jakie mogą być konsekwencje dla nas i dla niej. 

Cytat

Jest masa związków ludzi bez aspiracji. Praca-dom-praca-dom. Gdzie dla myszki spełnieniem jest ślub, bombelek, M2 z widokiem na podwórko i mąż przynoszący co miesiąc wypłatę. 

 

Jeżeli ktoś jest w czymś takim szczęśliwy, to ok. 

 

Problem jednak zaczyna się gdy sam sobą reprezentujesz więcej i wobec tego adekwatnie więcej od kobiety oczekujesz.

Problem jest też gdy sam nic nie reprezentujesz i oczekujesz niewiadomo czego. 

Dotyczy to zwłaszcza mężczyzn. Bo kobiety mają społeczne przyzwolenie na pewne zachowania i jest masa facetów którzy będą je ogarniać. 

 

Na ofiare losu kobiety nie wyrwiesz. Ale jak ładna dziewica zagada do takiego Ksantiego to choćby była życiowym nieogarem, on będzie wniebowzięty. 

Edytowane przez Libertyn
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

34 minuty temu, maroon napisał:

Np. ustalasz, że nie kłamiemy. To oczywiście ciężko sprawdzić, jest to tzw. gentelmen's agreement. Czyli umowa dwustronna oparta na zaufaniu.

No tak, tylko pytanie czy od jakiegokolwiek człowieka możemy wymagać szczerości w każdej możliwej sytuacji.

Sam staram się być tak szczery, na ile jest to możliwe, ale staram się jednocześnie pamiętać, że moje słowa na temat drugiej osoby czy rzeczy, choćby szczere, nie muszą oddawać prawdy o niej.

Przykładowo - kiedy moja żona pyta mnie czy sukienka, którą sobie kupiła jest ładna (a wiem, że jej samej podoba się bardzo) to wolę powiedzieć "tak, jest ok" niż "jest beznadziejna" (jak w danej chwili mi się wydaje).

Akceptuję przy tym to, że chuja się znam na tym co jest ładne, a co nie i nie chcę być w takich sprawach wyrocznią. Zdarza mi się zresztą w takich kwestiach zmieniać zdanie.

Gdybym jednak odpowiedział w pełni szczerze w danym momencie to wiem, że sprawiłbym jej dużą przykrość (dziewczyny traktują swoje wybory odzieżowe bardzo personalnie, osobiście tego nie rozumiem, ale przyjmuję, że tak jest).

Nie mam nic przeciwko temu, że moja żona nie mówi swojemu przełożonemu co naprawdę o nim myśli - ma dobrą pracę, umie sobie z szefem radzić i co mu po wiedzy, że żona uważa go za niekompetentnego buca? :)

Innymi słowy - akceptuję pewne odchyły od tej zasady.

Gdyby jednak żona powiedziała mi, że idzie na spotkanie z koleżanką, a tak naprawdę spotkała się z kolegą to byłby to potężny red flag. Czuję, że zaufanie ległoby w gruzach i byłaby to równia pochyła związku. Żona zna moje granice w takich sprawach, rozmawialiśmy dużo o kwestii wierności, bo mieliśmy w przeszłości niewiernych partnerów.

 

Dam inny przykład - przekazałem kiedyś żonie po dłuższej rozmowie, że nie mam zamiaru domyślać się czy ma na mnie jakiegoś focha albo, że coś jej zdaniem spierdoliłem i wypomni mi to po jakimś czasie w grubszej kłótni. Ustaliliśmy jedną zasadę - jeśli coś nam nie pasuje to o tym momentalnie mówimy, a jeśli tego nie zrobimy to wina jest po stronie tej osoby, która nie powiedziała o tym, co ją boli. I powiem Ci, że zasada ta się u nas przyjęła i od bardzo długiego czasu się do niej stosujemy, omawiając wszelkie krzywe sytuacje na bieżąco (tak, w udanym związku też się takie zdarzają). Jeśli któreś z nas o czymś nie mówi to automatycznie bierze na siebie konsekwencje takiego milczenia. I tym sposobem nie muszę się już martwić tym, co myśli czy czuje moja żona - polecam.

 

@Carl93m@Sundance Kid nie mam już lajków, ale w pełni popieram.

@RENGERS dużo jest prawdy w tym, co piszesz. Najważniejsza jest zdrowa miłość własna, reszta to tylko dodatki.

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 hours ago, johnnygoodboy said:

I tu pierwsza moja rada dla młodych chłopaków - jeśli wchodzisz w pierwszy poważny związek nikogo nie udawaj. Bądź sobą. Przyjrzyj się własnym mechanizmom działania, własnym reakcjom. Bądź uważny. Zobacz jak sam pozwalasz się wpędzić pod pantofel swojej dziewczyny, zobacz jak sam zaczynasz pomalutku oddawać jej stery w związku, zobacz jak każesz jej decydować o wszystkim (a żadna kobieta tak naprawdę tego nie lubi!), zobacz jak sam pomalutku pozwalasz na szmacenie się, zobacz jak długie są okresy przerw od seksu i Twoje milczące przyzwolenie na to (pozdro @Ali). Jednym słowem odpowiedz sobie na pytanie - czy to moja "pani" (nie znoszę tego określenia, ale jest bardzo symptomatyczne) każe mi wejść pod swojego buta czy też to JA sam pcham się tam nie wiadomo w zasadzie czemu?

 

8 hours ago, johnnygoodboy said:

Mój przekaz jest następujący - jeśli doświadczyłeś traumatycznych sytuacji w poprzedniej relacji zastanów się jak sam się do tego przyczyniłeś - dlaczego w odpowiednim momencie nie potrafiłeś powiedzieć "nie", dlaczego szczęście partnerki było ważniejsze od Twojego szczęścia, dlaczego kierowałeś się jej opiniami a nie swoimi? I tak dalej.

Bez powyższego nie pakuj się w związki, bo na pewno będzie powtórka z rozrywki.

Bardzo dobra rada.

To co proponujesz to uważność na takim dziennikowym levelu, gdzie częste szlifowanie uważności pozwala wyłapać więcej smaczków czy niuansów. Można odkryć, jak szybko wjeżdża automat. Aczkolwiek moim zdaniem - na to też trzeba mieć odpowiedni poziom refleksji, to wymaga czasu. Wspomnienia mają to do siebie, że potrafią się zamazywać, tego typu sprawy można po prostu opisywać jak w dzienniku, aby nie wykrzywić historii (co może prowadzić do wyciągnięcia błędnych wniosków).

Czasem może być tak, że facet doświadczy czegoś, siada, opisuje sobie to, wpada jakaś refleksja, wychodzi wniosek. I to jest plus, tutaj nie będę mówił, że nie.

 

Jest jednak druga strona medalu (sam jej nawet dzisiaj doświadczyłem). Takie małe nakierowanie:

3 godziny temu, brama85 napisał:

kolego twoja rada dotycząca rozkminy nad własnym Ja w sytuacji rozpadu związku jest tworzeniem niepotrzebnie poczucia winy. 

Poddanie swojego zachowania refleksji wymaga włożenia odpowiedniej formy energii.

Jest to energia nie tylko na zastanowienie się, jak było, złożenie i ocenę faktów.

W grę wchodzą przecież emocje.

Wątpię, aby ktokolwiek chciał oceniać sytuacje, które nie przyniosły mu żadnych emocji. Jeśli jest rozpad związku, to te emocje są z reguły negatywne.

I tutaj dużo zależy od mindsetu. Np. jak widziałem posty @SzatanKrieger lub też np. przypominam sobie swoje reagowanie (gdzie ta czułość na zachowania/wibrację kobiety jest wyższa) to prowadzi mnie do wniosku, że w grę wchodzi jeszcze ten element empatii.

W końcu poddajesz się refleksji - aktywujesz empatię i nagle okazuje się, że w sytuacjach, w związku, pewne zachowania mogły wynikać z Twoich zachowań (chociażby nie trzymania ramy, zbyt małego dystansu...itd).

To uderza w ego, powoduje cierpienie, zrzut w niskie wibracje poczucia winy, wstydu, upokorzenie. Jest to mocniejsze, im większy problem, im bardziej mocniejsza jest Twoja empatia, a kobieta prezentuje określoną postawę, której wynikiem jest wbicie w poczucie winy.

 

Gdy kobieta prezentuje postawę "skrzywdzoną", to tak naprawdę nie wiadomo, czy jest to skrzywdzenie wynikające:

 a) ze świadomej manipulacji

 b) z półświadomej manipulacji czy bardziej oszukiwania siebie (racjonalizacja)

 c) z faktycznego skrzywdzenia (gdzie w grę wchodzi jeszcze siła odczucia tej krzywdy)

 

Na forum spotykane są oceny, jak to nazwałeś, mizoginistyczne, więc zakładają one np. opcje a) (to domena osób, które naprawdę mocno się nacięły i nie mają nadziei, że może być inaczej). Oczywiście można trafić także na opcje b) - gdzie facet zakłada, że kobieta tak ma (oszukuje siebie), co powoduje najpierw złość, później pogodzenie się z tym i nie traktowanie kobiet jako poważnych partnerek do relacji. Jednakże gdy rzeczywiście kobieta jest  skrzywdzona (opcja c), to traktowanie jej tak, jakby było b) lub c) nie jest fair.

 

Czy to by oznaczało, że należy zawsze zakładać to skrzywdzenie? Że to facet się przyczynił do problemów?

Myślę, że łatwo wtedy przeoczyć fakt, że różne osoby różnie rozumieją sytuacje.

Dlatego też napisałem to co jest w nawiasie - krzywdę można odczuwać mniej lub bardziej.

Wpływ na to ma psychika, która opiera się na wcześniejszych doświadczeniach (przykrych), na własnej ocenie (czasem też wyrachowanej), empatii...itd

Brak równowagi w tym zakresie prowadzi do postawy, wedle której łatwiej jest kobiecie skorzystać z opcji "ofiary", niż przyznać, że to w niej również jest problem, nad którym powinna pracować.

 

Bo załóżmy taka sytuacja - rozpad związku.

Osoby chcą sobie wyjaśnić pewne kwestie, bo ewidentnie widać, że krzywda jest po obu stronach. Obiektywnie ciężko jest ustalić jak duża jest to krzywda. Związek osiąga punkt krytyczny, gdzie ilość wyrzutów, złości, obaw jest na tyle duża, że powstaje mieszanka wybuchowa, która eksploduje i rani odłamkami obie strony.

Facet wcześniej dociera do momentu kolapsu, gdzie cierpienie jest już na tyle duże, że może w tym tkwić lub coś zmienić. W porównaniu do wcześniejszych prób kobiety - które w większości polegały na zwracaniu uwagi facetowi, facet już wie, że może się kłócić z kobietą (zwracać jej uwagę) - ale to już nic nie daje.

Przyjmuje na bazie wcześniejszych dobrych chwil, że trafił na tę swoją Himalajkę, jest uczucie, więc trzeba o to walczyć. Zdobywa umiejetności, aby się opanować, w końcu udaje mu się rozpracować sytuacje i popatrzeć na nie z dystansu. Dostrzega problemy po obu stronach, w tym swoje, których wcześniej nie dostrzegał. Zaczyna się zmieniać, ale z kolei kobieta stoi w miejscu, wręcz nawet się cofa.

 

Widzi, że facet idzie na pewne ustępstwa (praca nad sobą ułatwia opanowanie, więc np. rzadziej wpada w złość, bo wie, jakie będą efekty), więc teraz jest piłeczka po jej stronie, ale ponieważ z jakiegoś powodu nie pracuje nad sobą - racjonalizuje sobie to zachowanie. Powoli, powoli, gdy facet reaguje już asertywnie ona przyjmuje łatkę ofiary.

Szuka uzasadnienia, jeśli kontaktuje się kimś, kto może jej pomóc (może to być rodzina, przyjaciółki, orbiterzy, psycholog, psychiatra...itd) przedstawia sytuację w sposób, który pomija niewygodne dla niej rzeczy, natomiast stawiające ją jako ofiarę już nie. Tę narrację, która jest wzmacniania przez innych wykorzystuje w interakcji z facetem.  Robiąc shittestowanie, które ma za zadanie zindoktrynować faceta, aby przyjął jej wersję i ocenę wydarzeń (korzystną dla kobiety, niekorzystną dla faceta).

W pewnym momencie ona daje sobie prawo do tego, aby czuć się skrzywdzoną, prowokuje (nawet nieświadomie) sytuacje, w których ma dalej się utwierdzać w tym przekonaniu.

 

I teraz - jeśli ta empatia u faceta jest, widzi, że kobieta cierpi - to skąd ma wiedzieć, jaki jest charakter tego cierpienia? Bo jeśli była próba porozumienia, obie strony wykładały sobie co je boli, facet przyjął do wiadomości, przeanalizował, a kobieta nie, lub w małym stopniu - to czy kobieta nie będzie na poziomie, na którym sama przyczynia się do swojego cierpienia?

Gdzieś jest ten moment, w którym typowo silny facet powie, że to pewnie opcja a) lub b) i machnie ręką. Zakończy związek, skupi się na sobie.

 

Jednak facet, który szuka swojej drogi (a zapewne tutaj jest duża reprezentacja takich Braci), ma nie do końca poprawnie działający mindset, ma empatię - próbę porozumienia ze strony kobiety (gdzie pokazuje, że jednak "ma refleksję") potraktuje jako coś istotnego.

Pochyli się nad problemem, podczas gdy znów nie wiadomo - czy kobieta robi to po to, aby coś uzyskać, chociażby nakarmić się emocjami, czy też doprowadzić do tego, żeby facet jednak bardziej przychylił się do jej zdania.

 

Dlatego też pokazanie nieopierzonemu facetowi - idź wg b) lub a) powoduje, że tworzymy faceta, który będzie mniej wrażliwy, będzie gorzej traktował kobiety, ale finalnie - będzie się czuł lepiej. Natomiast mówiąc: stosuj się do c) dostrzegaj swoje błędy, ale nie doszukuj się na siłę problemów w kobicie (czyli troche b) ) facet zacznie wpadać w poczucie winy, wstyd i tym samym stworzymy słabego samca, którego kobiety nie traktują poważnie i którego życie to pasmo depresji i cierpienia. I którym co ważniejsze - kobiety będą mogły z łatwością manipulować.

 

Dlatego właśnie ja rozumiem z Twojego posta @johnnygoodboy, że większe znaczenie ma stosowanie uważności, gdy etap balansu i wyczucia co do empatii jest już zbudowany.

Czyli umiesz patrzeć się na to, jak Twoje zachowanie wpływa na kobietę, ale umiesz też patrzyć na siebie i efekty.

 

Jest zatem różnica pomiędzy DOSTOSOWANIEM SIĘ DO KOBIETY, a WYCZUCIEM co ta kobieta czuje i w jakim stopniu jej i własne zachowania wpłynęły na sytuację.

Gdzie umie się odpowiednio odseparować i założyć, że kobieta jednak nie zachowuje się poprawnie (np. manipuluje) i na to właśnie też trzeba reagować, adekwatnie do własnego rozumienia i poziomu świadomości.

Tyle, że - to nie jest takie proste. Szczególnie dla świeżaków.

 

Podam moją sytuację, może to da komuś do myślenia (etap rozpadu związku, realizacja zamknięcia etapu w toku):

1) obie strony zdają sobie sprawę, że związek zdechł, facet pogodził się z tym, że kobieta nie dostrzega swoich błędów i ma świadomość, że nie da się tworzyć związku jeśli ten poziom refleksji nad sobą jest drastycznie różny. Facet pracuje nad wyższą wibracją

2) zdarza się coś, co pokazuje facetowi - że kobieta pewne rzeczy jakby widzi inaczej, deklaruje chęć poznania prawdy (czyli to co facet mówił wcześniej, co jak grochem o ścianę, nagle okazuje się warte poznania), widać to uczucie cierpienia wynikające z niewiedzy

3) facet w tym uczestniczy, co powoduje powrót do negatywnych emocji, oddaje swoją energię (obniża wibrację), ale - w słusznym celu (poświęcenie w słusznej sprawie)

4) kobieta wychodzi z sytuacji bogatsza o energię, ale jej refleksja na starym poziomie (energia w formie radosnego zachowania jest widoczna, nie jest to domysł)

5) facet mógłby chcieć odzyskać tą energię (np. poprzez złość), ale tego nie robi, nie chce nakręcać spirali (napisałem na forum pokazując, ona zapewne to przeczytała)

6) kobieta wiedząc o tym, że facet nie złapał się na kolejną zagrywkę w celu przygotowania energetycznego obiadku, przyjmuje maskę zbitej, pokrzywdzonej, bardzo cierpiącej, zewnętrzna prezentacja apatii

7) facet nie wie, skąd wynika jej cierpienie, ale jego empatia (współodczuwanie - widzi, że ona cierpi) sprawia, że jego wibracja spada na pysk - co w połączeniu z wcześniejszą stratą energii stanowi kolejne obciążenie/cierpienie

8) facet widząc to, ma możliwość zareagować:

 a) może ją zjechać (czym da jej do zrozumienia - potwierdzi, że jest ofiarą)

 b) może jej zwrócić uwagę (ze względu na duży poziom "czucia się ofiarą", zwrócenie uwagi odbierze jako "pastwienie się" - czyli coś jak a) )

 c) może przyjąć radosny ton typu "mam Cię w dupie" (jednak to też będzie forma prowokacji i zaowocuje jej agresją lub dalszym już "uzasadnionym" cierpieniem)

 d) może okazać swój aktualny nastrój, nie wchodzić w niepotrzebną polemikę, zachować balans pomiędzy empatią, a chęcią wyrównania rachunków, traktując jako okazję do obserwacji w zakresie uważności

 

Ja wybrałem opcję d), jednak emocje i obciążenie energetyczne wynikające z sytuacji sprawiły, że uważność była trudniejsza do wykonania. Postanowiłem spisać sobie rzeczy, abym w przyszłości nie zapomniał i miał jakiś ew. argument, jak było (a nie że się domyślam, jak tam mogło być). No więc spisuję, więc wnikam w tę sytuację, dochodzę do momentu, w którym zdałem sobie sprawę, że pewne niuansy w jej odpowiedzi wskazywały na to, że nie mówi szczerze.

Ja sobie to zapisałem tak

Quote

ale z taką emfazą jakby mówiła do głupka czyli bez szacunku, ale z chęcia wyrzucenia tego

I chyba do mnie dotarło, i jak mnie nie zacznie napieprzać w okolicy serducha. Mocny stres. Jak widać - emocje weszły za mocno. Miałem wrażenie, jeszcze trochę i jakiś zawał albo coś będzie. Teraz widzę, że zaczęła do mnie docierać fala zrozumienia, że jej zachowanie wciąż spełnia znamiona manipulacji. Że podejście "na prawdę" to był tylko chwyt. Puste akcja, nastawiona na konkret - zdobycie emocji, żywienie się nimi.

Później, gdy zobaczyła, że zdaję sobie z tego sprawę - dalsza racjonalizacja, a może i coś więcej - cierpienie na pokaz, aby nie wziąć jej jako agresorkę w poprzedniej sytuacji. Wybielenie siebie, kosztem robienie z siebie ofiary. Wspaniały grunt, aby facet czuł pogardę do kobiety za takie akcje.

 

Że mógłbym nad tym myśleć (co zrobiłem źle)...ale to nic nie da, bo im więcej będę znajdował dowodów na swoje "złe" zachowaniem, tym więcej ona będzie miała powodów, aby celebrować bycie ofiarą. Z drugiej strony po sposobie oceny widzę, że też przejaskrawiłem opis, wystarczyłoby "emfaza na potrzebę atencji z nutą lekceważenia odbiorcy". Za mały dystans do sytuacji, pewna świadomość, że do tego "obiadku energetycznego" w jakiś sposób dopuściłem. Że być może tę wiedzę możnaby uzyskać w trochę spokojniejszej formie....

Stop.

 

Wtedy zdałem sobie sprawę, że "jebać to" czasem jest lepszym wyjściem. Co mi z tego, że sobie zapiszę, wyciągnę wniosek, jeśli będzie to kosztować zbyt wiele zdrowia?

Skorzystałem wtedy z rady, w której należy sobie podbić wibrację (myśli, które przywołują odpowiednio wysokie uczucia), odpowiednio kojarząca się muza, która wbija człowieka na wysokie wibracje. Wchodzę na forum BS i widzę Wasze wpisy. No i dalej resztę znacie.

 

Dlatego - uważność tak, empatia tak - ale też ten zdrowy egoizm, patrzenie się w swoim kierunku i umiejętność odpuszczenia tam gdzie trzeba, nawet jeśli wydaje się, że coś trzeba przemyśleć czy poddać refleksji. Inaczej tak jak Bracia wskazują - nie potrafiąc się skalibrować można wpaść w białorycerstwo, toksyczną odmianę bluepilla, a wtedy długofalowo będzie pozamiatane.

 

 

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

39 minut temu, Libertyn napisał:

Na ofiare losu kobiety nie wyrwiesz.

Oczywiście, że wyrwiesz. Są takie co je to kręci.

Są nawet takie co kręcą je mordercy-pedofile na dożywotnich wyrokach. Żeby daleko nie szukać - Trynkiewicz miał cały harem fanek.

Jest też taka jednostka chorobowa jak Syndrom Matki Teresy”,

 

Więc wiesz... trzeba być jakimś. Jak w biblii: "Obyś był zimny albo gorący!"

 

?

Edytowane przez BumTrarara
forma
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

52 minuty temu, RENGERS napisał:

Pytanie, czym dla Ciebie jest miłość ?

Miłość to dla mnie to co w Titanicu (filmie) możemy zobaczyć. Serio to piszę. To, że jest ona ulotna i taka Rose pewnie by tego Jacka kopnęła w dupę po miesiącu jakby musiała żyć w londyńskim pokoiku czekając z obiadem jak chłop wróci z doków po załadunku węgla. Kwestia tego, żeby umieć się opanować i po pięknym miesiącu nie chcieć spalić całego świata, tylko przyjąć to na klatę i żyć dalej, może czekając na następne. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, maroon napisał:

I teraz słyszysz jak myszka rozmawia z bliską osobą, np. mamą i łga jak z nut w banalnej kwestii.

Racjonalizacja nie zawsze wynika ze świadomych, złych pobudek, ale może doprowadzić do pomijania pewnych kwestii. Ty widzisz rezultat "myszka kłamie". Mówię to, bo sam byłem łapany na racjonalizowaniu, oprócz tego, że potrafię tę racjonalizację dostrzec u drugiej strony.

 

Jak odróżnić taką perfidność od zaburzenia, które powoduje takie same efekty?

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Libertyn napisał:

Ale nie na długo

Czyli kobieta, jako ta animalna i nieposiadająca możliwości podejmowania decyzji innych niż wynikające z biologiczne popędu, nie jest w stanie związać się na dłużej z nikim innym niż TOP10% CZAD-boyem. OK.

Ale, że coś takie twierdzi taki postępowy liberał to ?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

13 minut temu, BumTrarara napisał:

Czyli kobieta, jako ta animalna i nieposiadająca możliwości podejmowania decyzji innych niż wynikające z biologiczne popędu, nie jest w stanie związać się na dłużej z nikim innym niż TOP10% CZAD-boyem. OK.

Ale, że coś takie twierdzi taki postępowy liberał to ?

XD. Kobiety nie lubią tkwić w związkach gdzie zamiast partnera mają maminsynka który nic nie wnosi. Co nie oznacza że lecą tylko na chady i badboyów. Są jeszcze lesbijki. I mrowie ogarniętych normików. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

19 godzin temu, Zbychu napisał:


To nie jest niestety takie proste i jednoznaczne jak się wydaje. Bo jeżeli związek zakończył się w 100% z winy kobiety i facet zadaje sobie pytanie "co zjebałem" to nie poprowadzi go to raczej na dobra drogę, tylko wręcz przeciwnie - w jeszcze większe białorycerstwo i w skrajnym przypadku do postawy "przepraszania" za swoje życie i nadmierne przejmowanie się swoimi wadami. Przykładowo: jeżeli kobieta od początku zdradzała faceta w związku i jeden facet (powiedzmy facet A) stwierdzi, że powód rozpadu jest taki:
- za mało się starał, proponował
- za bardzo myślał o sobie

- nie doceniał myszki
Czy to wróży dobrą zmianę? 
W tej samej sytuacji inny facet (Facet B) stwierdzi:

- zdrada to była tylko i wyłącznie wina kobiety
- jednocześnie on sam nie powinien aż tak bardzo ufać/zbyt szybko się otwierać, być może nie być tak zdesperowanym

- powinien kopnąć ją w dupe wcześniej jeżeli zauważył jakieś podejrzane sygnały (np brak szacunku, chodzenie wszędzie z telefonem)

I domyślam się, że autorowi chodziło o tą drugą sytuację - wyciągnąć odpowiednie wnioski co poszło nie tak. Tylko trzeba też w tym przypadku mieć zdrową perspektywę. Patrząc na tą samą sytuację - dwóch facetów chcąc dobrze (czyli poprawić to co ewentualnie było JEGO winą, nie winą kobiety) - jeden wyciągnie odpowiednie wnioski i stanie się facetem, który zna swoją wartość, potrafi zadbać o siebie, o kobietę, zadbać o swoje finanse jednocześnie nie nienawidząc kobiet i być w staniem wejść z kobietą w związek i go poprowadzić tak, że ona będzie go szanowała i będzie znała granicę dobrego smaku bez mówienia co 5 minut co może robić/czego nie może robić w związku. Drugi facet (z niską samooceną, mentalnym białorycerstwem) w tej samej sytuacji może wyciągnąć złe wnioski i próbować obaczyć samego siebie winą za zachowanie kobiety i zmienić się pod dyktaturę kobiety (przypodobać się w sposób bardziej desperacji/narzucający).

I kolejną kwestią jest też to, że trzeba trafić na kobietę, która zadała sobie pytanie w swoim związkach: "Coś nie wyszło = gdzie zjebałam = następnym razem zrobię inaczej". Jeżeli tylko facet będzie sobie zadawał takie pytanie i trafi na kobietę, która takiego pytania sobie nie zadaje - to związek i tak będzie klapą.
 

Jasne, jeszcze trzeba umieć myśleć i trzeźwo oceniać sytuację - bez okłamywania się. Ogólnie pełna zgoda, właściwe wnioski, to te, które przedstawiłeś od emotki ? . Nie mam na myśli brania na siebie winy za wszystko zło w związku. Najzwyczajniej w świecie zazwyczaj wina leży w różnym stopniu po obu stronach. Być może winą mężczyzny było w danym przypadku wybranie zjebanej kobiety. Jaka by ta wina nie była, najmniejsza zmiana na lepsze jest lepsza niż obwinienie za wszystko partnerki i powtarzanie bez końca nieudanego scenariusza. Dzięki za rozwinięcie mojej myśli.

 

Kobieta nie musi sobie tego pytania zadawać, żeby to podejście miało sens. Po prostu związek szybko się zakończy, a mężczyzna wyciągnie pomocne mu w następnym związku wnioski. Każdy kolejny będzie trochę lepszy, wraz z chociażby lepszym wyborem kobiety, ale też z lepszym, bardziej męskim i atrakcyjnym, zachowaniem mężczyzny. To jest strategia na wiele związków i wiele lat. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jeżeli relacja ma być panaceum na ból dupy to życzę powodzenia.
Kobiety, związki i tego typu układy są tym czym są i niczym więcej ani niczym mniej. Warto się przyjrzeć swoim oczekiwaniom bo tu często jest odrealniona koncepcja a wystarczy często dać prawo drugiej osobie by czuła, myślała i robiła podobnie jak ja czyli w swoim interesie.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, Iceman84PL napisał:

A jaka jest twoja definicja?

Ok, niech to będzie suplement do mojego pierwszego postu w tym temacie, mam dzisiaj nieco więcej czasu. Zdrowy związek to dla mnie:

a) seks - nie widzę sensu wiązania się z jakąkolwiek kobietą, gdyby go miało nie być; nie jest to sens mojego życia, ale go po prostu lubię - dodaje życiu smak; podzielam częściowo pogląd greka Zorby, że "na tym świecie tylko w ten sposób można dosięgnąć raju" (częściowo, bo o czym Zorba pewnie nie wiedział można go dosięgnąć także w trakcie głębokiej medytacji); mam to szczęście, że moja żona lubi się ze mną "kochać" i ten seks jest u nas regularnie,

b) niższe koszty życia - w poprzednim związku byłem bankomatem i bardzo mi się to nie podobało, moja ex po studiach nie była skora do szukania pracy, lubiła za to wydawać moje pieniądze (w obecnym związku koszty życia dzielimy praktycznie po połowie - ja płacę za wakacje i opłacam raty leasingowe za samochód, żona robi zakupy spożywczo-kosmetyczne i płaci rachunki, w tym opłaca dziecku prywatne przedszkole - nie było to nasze widzimisię, nie przyjęli go po prostu do państwowego; nie uzgadnialiśmy takiego podziału kosztów, samo tak wyszło; ciuchy i hobby każdy finansuje sobie we własnym zakresie; mieszkamy w moim mieszkaniu, które kupiłem za gotówkę tuż przed ślubem; każde z nas ma własne oszczędności - duże zakupy, które zdarzają się nam rzadko finansujemy wspólnie; robimy sobie skromne prezenty na święta uzgadniając zawsze górną wysokość budżetu),

c) mniej obowiązków na co dzień - ja w zasadzie ogarniam tylko auta (aktualnie mamy jedno na spółę) i sprawy techniczne czyli przysłowiowe przykręcanie śrubek w mieszkaniu, żona gotuje, pierze i sprząta (mi też się czasami zdarza), dzieckiem zajmujemy się wspólnie, chociaż bawić woli się ze mną (nie przeszkadza mi to, lubię spędzać z nim czas - po to ma się przecież dziecko i nie rozumiem ludzi, którzy je płodzą, a następnie się od nich odganiają),

d) przestrzeń dla każdego z partnerów - każde z nas ma dużo czasu na własne zainteresowania, zdarza mi się wyjeżdżać z kumplami nawet na kilka dni gdzieś za granicę (żona wyjeżdża z przyjaciółką); uprzedzając ewentualne złośliwości - na przykładzie koleżanki z pracy, która gździła się z innym kolegą przez pół roku w pomieszczeniu magazynowym wiem, że choćbym się zesrał nie upilnuję baby, więc przyjąłem wariant całkowicie temu przeciwny - nie pilnuję jej, ale zna mój pogląd na kwestię zdrady.

Tak, wiem. Zbudowanie takiego związku jest w chuj trudne, możliwe, że rację ma @niemlodyjoda, że w obecnej sytuacji rynkowej niemalże niemożliwe. Myślę, że kluczem jest znalezienie odpowiedniej osoby - nie zbudujesz takiej relacji z gold - diggerką albo kobietą - bluszczem bez własnego życia i zainteresowań. Moja żona jest bardzo niezależna. Przed poznaniem mnie była 2 lata sama, po rozwodzie z byłym mężem była zniechęcona do facetów, nie chadzała na randki, była bardzo nieufna. Podobało mi się to w niej, nie chciałem tzw. wiecznie szukającej laski, dla której będę tylko przystankiem w drodze do księcia. Życie szybko nauczyło moją żonę, że relacje bywają nietrwałe i warto polegać na sobie samym, mieć własne oszczędności, zainteresowania, a facet może być do Ciebie jedynie dodatkiem. Pochodziła z rodziny, gdzie rządził apodyktyczny ojciec, a matka zajmowała się domem - lubi się nim zajmować, codzienne obowiązki ją odprężają. Wierzcie lub nie, ale to ja chciałem ślubu jak zaszła w ciążę (na dziecko też ją "namówiłem", bo chciałem je z nią mieć - czułem, że będzie dobrą matką i się nie pomyliłem), ona była sceptyczna, bo nie chciała być w razie wtopy podwójną rozwódką. Teraz w sumie nie wiem czemu tego ślubu chciałem - uległem wtedy magii matrixa, było to mocno nieprzezorne posunięcie z mojej strony :) Nie róbcie tak bracia, chociaż jeśli zdecydujecie się na dziecko z wybranką to niewiele to w sumie zmienia.

Czy jestem przekonany co do tego, że ten związek będzie wyglądać tak samo za 5, 10, 20 lat? A skąd! Byłbym kompletnym naiwniakiem i durniem. Biorę pod uwagę każdy możliwy scenariusz, nawet całkowitą zmianę mindsetu u mojej żony, to, że może "zakochać się" w innym facecie albo że nagle zacznę ją czymś wkurwiać. Tak się przecież zdarza.

Związek to pewnego rodzaju gra, w której czasem się przegrywa. Gra niesie w sobie nieprzewidywalność - gdybyśmy wiedzieli, że zawsze wygramy i znali całkowicie własną przyszłość byłoby to śmiertelnie nudne. Życie lubi niespodzianki, czasem przykre i nie ma innego wyjścia niż to zaakceptować.

Oczekiwanie przewidywalności po związku to zwyczajna naiwność. Ja wiem, że faceci bardzo pragną stabilizacji, ale to całkowita iluzja. Z chwilą urodzenia spadamy w przepaść zwaną śmiercią, a wszystko, czego próbujemy się "chwytać" (pieniądze, sukcesy, związki) to zwykły, niestały miraż.

 

O bardzo ważnej rzeczy napisał powyżej @icman - związek nigdy nie będzie panaceum na ból dupy! Jeśli jesteś osobą głęboko nieszczęśliwą to będziesz taki również w związku.

Nawet tworząc niemalże idealny związek, odpowiadający Twoim pierwotnym założeniom (w moim przeszkadzają mi w zasadzie nieznaczące detale) mając niespokojny umysł zaczniesz szukać dziury w dupie (i zawsze ją znajdziesz!).

Z wiekiem widzę, że wzbudzam zainteresowanie coraz większej ilości kobiet i mój wewnętrzny diabeł kusi mnie od czasu do czasu, żeby jakąś sobie niezobowiązująco zerżnąć. Czytając opowieści trochę młodszego ode mnie @Bullitt czy @RENGERS (w tym wypadku nieco z przymrużeniem oka - wybacz bracie, ale mój sceptyczny umysł odbiera to co często piszesz za zbyt piękne, żeby było w 100% prawdziwe) często im zazdroszczę i chciałbym tak jak oni. Dobrze mi to podsumował w jednym z tematów @Sundance Kid - trawa zawsze wydaje się być bardziej zielona po drugiej stronie płotu. Czy kiedyś będąc w stanie najebania ulegnę tym cholernym podszeptom i wszystko spierdolę? Nie wiem, w przeszłości zdarzało mi się zachowywać jak kompletny debil i teraz również tego nie wykluczam. Póki co potrafię trzymać ptaka na wodzy i przekonywać ciemną stroną mojego umysłu, że nie warto dla 15 minut zmieniać w tej chwili własnego życia.

I tu dochodzimy do sedna - przewidywalny, stabilny związek to często MONOTONIA. Jeśli chcesz na tym budować własne szczęście to zapomnij, nie będziesz szczęśliwy nawet jeśli ta trudna sztuka zbudowania udanego związku Ci się powiedzie. Umysł zawsze będzie niezaspokojony i będzie poszukiwać szczęścia poza Tobą, chyba, że mu na to świadomie nie pozwolisz i postąpisz przeciwnie do tego, co Ci każe.

Szukaj szczęścia w sobie, uzupełniaj wewnętrzną pustkę odnajdując utracone we wczesnej młodości części siebie. Medytuj, szukaj kontaktu z własnym ciałem, obserwuj w ciszy spokojnie doznania w ciele i uwalniaj stłumione kiedyś emocje, uspokajaj wewnętrzny dialog w głowie. Co chcę przekazać - zintegrowana osobowość, zdrowa miłość własna, samowystarczalność jest moim zdaniem kluczem do szczęścia. Będąc w tym stanie możesz być sam, w związku, mieć przygodne kochanki - jak wolisz. Będą to dodatki do Twojego własnego szczęścia. Mając kontakt z utraconymi częściami siebie będziesz w stanie wyrażać samego siebie na różne sposoby, odnaleźć pasję, zainteresowania (a w ślad za tym poznasz nowych, interesujących ludzi). Tutaj szukaj szczęścia, a związek niech będzie pewnym uzupełnieniem Twojego życia, a nie jego filarem.

 

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

W dniu 2.01.2021 o 21:17, Sundance Kid napisał:

To się wtedy szuka kobiety, która sama więcej od siebie oczekuje i od siebie wymaga, a nie ugania za pierwszą lepszą Karyną, która zamacha cycem.

Dowcip w tym, że żeby wyrwać wartościową kobietę, trzeba prezentować sobą jakąś wartość. A nie tylko przekonanie o własnej zajebistości.

 

Niestety to tak nie działa a wiesz dlaczego? Bo kobiety myślą emocjami a nie mózgiem. To o czym napisałeś byłoby bardzo fajne ale w kobiecej naturze jest chęć do przeżywania rollercoastera a tego, normalny i ułożony psychicznie człowiek, nie jest Pani w stanie codziennie zapewnić.

Jaki jest idealny mężczyzna według kobiety - słodki miś, którym da się sterować i który lata usłużnie po czekoladkę jak panią brzuszek na okresie boli i bad boy co w łóżku potraktuje ją jak szmatę, a jak trzeba to solidnie opi*rdoli. Pokaż mi normalnego faceta, który ma takie rozdwojenie jaźni.

Związek dla faceta to zamknięcie pewnego etapu, koniec tokowania i zalotów, a posiadanie ciepłego leża gdzie on, w zamian za spokój i seks, idzie zdobywać świat aby kobieta mogła rodzić dzieci i miała jak najwyższy status materialny.

Serio - w kapitalizmie, gdzie albo tyrasz na kogoś jak porąbany ale masz coś swojego i musisz mieć oczy naokoło głowy żeby Cię konkurencja nie wygryzła chcesz w domu odstawiać szopki i tańczyć na rzęsach żeby Pani miała emocje?

Twojej tezie przeczą też pato-związki gdzie dziewczyna z dobrego domu, ułożona, zdawałoby się normalna puszcza się z byle narkusem, pijakiem, gangusem czy bad boyem. 

 

@johnnygoodboy

Chodzi mi o to, że Twój post zawiera pewną pułapkę, której niewprawne oko nie wychwyci.

Po pierwsze - wziąłeś samicę po przejściach. Nie mi to oceniać. Ale grasz w lvl easy w związku z tym. 

Po drugie - tak, analizować błędy i je naprawiać ale, na Boga, nie obwiniać się za to, że Pani się puszczała czy też kopnęła zamaszyście w dooopę bo przeskoczyła na drugą gałąź.

Po trzecie - nie, nigdy nie dostosowywać się do kobiet i ich wymagań. To już jest coś co jest mi totalnie obce.

Pracuję nad swoim zdrowiem, ciałem, zasobami dla siebie, nie dla kobiety.

 

Młody chłopak, czytając Twój post, może odnieść wrażenie, że stosując Blue Pillowe metody, a będąc normikiem, przejdzie przez życie suchą stopą z sielanką małżeńską. To działało kiedyś. Teraz już nie. Świat się zmienił, a kobiety, to nie jest to samo co nasze matki, ba, ostatnie 10 lat to już są inne czasy w stosunku do dziś.

 

Powtarzam - rozwój (i to jest w Twoim poście super) jak najbardziej tak ale nie dla kobiety, a dla siebie. To co Ty opisałeś, to coś co funkcjonowało kiedyś. Dziś będzie funkcjonować tylko jeśli Twoje SMV > SMV Samicy. Przy szalejącej hipergamii oznacza to, że facet 6-7 ma do wyboru Panny 4-5. I na to masz tyrać, dbać o siebie itp.? No way ;)

 

Pisałem - zazdroszczę ludziom, którzy znaleźli sobie normalne, fajne babki w latach 90tych i tak gdzieś do 2005 roku - ja byłem wtedy na to za młody - ostatnie momenty aby mieć fajną Polkę z oldschoolowym mindsetem. Odkąd zaczęły się wyjazdy na zachód po wejściu do UE rynek zaczął się psuć na maksa, a aplikacje do randkowania i Instagram całkowicie go rozwaliły.

 

Dzisiaj o roochanie jest mega łatwo. Związek natomiast to wejście na ośmiotysięcznik.

Edytowane przez niemlodyjoda
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, niemlodyjoda napisał:

Po pierwsze - wziąłeś samicę po przejściach. Nie mi to oceniać. Ale grasz w lvl easy w związku z tym.

Każdy jest po jakichś przejściach, ja również byłem po toksycznym, 6-letnim związku - jedyna różnica była taka, że mój był niesformalizowany. Nie miała dzieci (takiej bym nie wziął), a żoną była krótko, bo niecały rok - jej facet nie miał kontroli nad własnym ptakiem. Jej rozwód trwał 20 minut, nawet wspólnego majątku nie mieli, bo dopiero studia skończyli. Żona tuż po kupiła sobie mieszkanie i dalej je spłaca (dokładniej - robią to jej najemcy).

Ciężko będzie Ci wyrwać dziewicę w tym wieku albo laskę bez żadnej historii związkowej (dla mnie byłby to red alert w chuj - bałbym się takiej, bo będzie żyła bajkami Disneya).

 

22 minuty temu, niemlodyjoda napisał:

Po drugie - tak, analizować błędy i je naprawiać ale, na Boga, nie obwiniać się za to, że Pani się puszczała czy też kopnęła zamaszyście w dooopę bo przeskoczyła na drugą gałąź.

To już wyjaśniałem w kolejnym poście, ta ścieżka nie ma nic wspólnego z obwinianiem się tylko z obserwacją własnych schematów postępowania w związku. Celem ma być transformacja z nice guy'a w mężczyznę, a nie zostanie białym rycerzem. Myślę, że z moim innych postów można wywnioskować, że białorycerstwem i spełnianiem zachcianek mojej "pani" (jak to kurwa w ogóle brzmi?) się brzydzę i tego nie robię, sama zaspokaja własne potrzeby jak dorosła osoba.

Nie usprawiedliwiam też w żadnym wypadku kurewstwa, ale zachęcam, żeby nie ograniczać się jedynie do hejtowania swojej byłej. Emocje tak czy inaczej trzeba przerobić, bo się pojawią. Warto się zastanowić nad swoim udziałem w całej tej tragedii - to bardzo rozwijające.

 

25 minut temu, niemlodyjoda napisał:

Po trzecie - nie, nigdy nie dostosowywać się do kobiet i ich wymagań. To już jest coś co jest mi totalnie obce.

Pracuję nad swoim zdrowiem, ciałem, zasobami dla siebie, nie dla kobiety.

Niezależnie od tego jak do tego podchodzisz kobiety będą zwracać na Twój wygląd i zasoby (przy czym dla mnie "zasoby" to nie tylko pieniądze, a przede wszystkim fajna energia, która od Ciebie bije wynikająca z wewnętrznego luzu i pewności siebie). Jeśli chcesz się skutecznie bawić w grę pn. "związki damsko - męskie" nie możesz być Ferdkiem Kiepskim, chyba, że podoba Ci się Halinka Kiepska. Opisywałem Ci przypadek kuzyna SMV 1/10, który związał się z dziewczyną 1/10 i jest szczęśliwy - i dla mnie to jest ok, ale musisz dostosować pod to swój mindset, żeby nie patrzeć stęsknionym wzrokiem na te ładniejsze z poczuciem, że jesteś przegrywem - będąc 1/10 nie możesz oczekiwać, że zainteresuje się Tobą atrakcyjna dziewczyna, bo to przecież niemożliwe.

Większość facetów celuje w kobiety ładne, atrakcyjne i jeśli taki jest ich cel to sami też muszą coś sobą reprezentować, bo inaczej te atrakcyjne będą ich zlewać - wydawałoby się to oczywiste, ale jednak nie jest - niech przykładem będą spermiarze bez zębów i w dziurawych sweterkach uderzający w mediach społecznościowych do modelek. Po jakiego chuja to robią?

Generalnie warto dbać o zdrowie, ciało i zasoby (przede wszystkim mindset) tak czy inaczej i dobrze, że to robisz, niezależnie od powodu.

 

33 minuty temu, niemlodyjoda napisał:

Młody chłopak, czytając Twój post, może odnieść wrażenie, że stosując Blue Pillowe metody, a będąc normikiem, przejdzie przez życie suchą stopą z sielanką małżeńską. To działało kiedyś. Teraz już nie.

Gdzie Ty tam widzisz blue pill i małżeńską sielankę?

Napisałem przecież, że taki związek może w każdej chwili się rozsypać i trzeba mieć tego świadomość, a przykłady tych szczęśliwych jestem w stanie policzyć na palcach jednej ręki.

Niech jednak chłopaki wyciągają wnioski z własnych błędów, a nie pławiąc się w poczuciu własnej wyjątkowości jedynie narzekają na baby, bo to do niczego dobrego ich nie zaprowadzi - popełnią takie same błędy w kolejnych związkach albo zupełnie z nich zrezygnują, pomimo, że w środku chcieliby w takich być.

Kobiety są jakie są, tak jak i mężczyźni. Nikt nie jest aniołem.

 

Bez związku trudno będzie Ci o dziecko, a wiem, że takie mieć chcesz (i słusznie, bardzo polecam, fajnie jest być ojcem). Polecę wyświechtanym, ale prawdziwym tekstem - życie to sztuka wyboru i czasem trzeba podjąć pewne ryzyko, nawet jeśli w konsekwencji musiałbyś zostać weekendowym ojcem (biorę taką opcję pod uwagę w moim przypadku).

 

 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@johnnygoodboy

 

fajnie że ogarnąłeś sobie dobry związek i jestem w nim szczęśliwy. To jest to czego tego forum brakowało. Ile można tutaj czytać o czadach, szczękach, hipergamii itp. Wydaje mi się że większość forumowiczów nie przegryzła jeszcze tej czerwonej pigułki i uważają że szczęśliwy związek to utopia, zwalając wszystko na barki kobiet a samemu się wybielając.

 

Od pewnych schematów nie uciekniemy, ale po to zdobywamy tą wiedzę aby ją wykorzystywać i być jak Neo w matrixie. Jak ktoś chce stworzyć związek i widzi w tym sens dla siebie to nie jest nic złego - z tym że musi pamiętać o tej wiedzy i ją wykorzystywać. Bo jak widać nie każdy wierzy w to że to jest możliwe ;)

 

Ja sam oczywiście uważam że taki związek jest możliwy, sam w takim jestem, ale bez wiedzy którą tutaj zdobyłem i bez przepracowania w sobie wielu rzeczy bałbym się podejść do kobiety i mieć relację taką jaką ja chcę i taka która mnie satysfakcjonuje.

 

Też zgadzam się że dla osoby bez odpowiedniej wiedzy Twoje posty mogą stanowić pewną pułapkę, ale świata nie zbawimy, nie odrobimy lekcji za wszystkich mężczyzn - każdy musi dojść do pewnych wniosków sam. 

Edytowane przez Taboo
  • Like 2
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, johnnygoodboy napisał:

mam to szczęście, że moja żona lubi się ze mną "kochać" i ten seks jest u nas regularnie

 

Złapałeś Boga za nogi ! 

 

2 godziny temu, johnnygoodboy napisał:

w poprzednim związku byłem bankomatem i bardzo mi się to nie podobało

 

To czemu nim byłeś ?

 

2 godziny temu, johnnygoodboy napisał:

nie pilnuję jej, ale zna mój pogląd na kwestię zdrady.

 

Dobre. Myślę, że każda kobieta zna pogląd mężczyzny na ten temat, chuj ją to obchodzi.

 

2 godziny temu, johnnygoodboy napisał:

Tak, wiem. Zbudowanie takiego związku jest w chuj trudne,

 

2 godziny temu, johnnygoodboy napisał:

Myślę, że kluczem jest znalezienie odpowiedniej osoby - nie zbudujesz takiej relacji z gold - diggerką albo kobietą - bluszczem bez własnego życia i zainteresowań. Moja żona jest bardzo niezależna.

 

Niezależna żona, to tragedia. To wymysł współczesnych feministycznych fantastów.

 

2 godziny temu, johnnygoodboy napisał:

Przed poznaniem mnie była 2 lata sama, po rozwodzie z byłym mężem była zniechęcona do facetów, nie chadzała na randki,

 

Wierzysz w to ?  Co wtedy robiła, siedziała w zakonie ? Wiesz co robią ex rozwódki ? Ujeżdżają kutasy, kochają to ! Często z murzynami w klubach ! Mam to nawet na płycie.

 

2 godziny temu, johnnygoodboy napisał:

Gra niesie w sobie nieprzewidywalność

 

 Gra pt. małżeństwo, jest pieprzoną grą w rosyjską ruletkę, tylko w bębenku kul jest 3, zamiast jednej.

 

2 godziny temu, johnnygoodboy napisał:

w tym wypadku nieco z przymrużeniem oka - wybacz bracie, ale mój sceptyczny umysł odbiera to co często piszesz za zbyt piękne, żeby było w 100% prawdziwe)

 

Mój sceptyczny umysł widział zbyt dużo małżeństw w stylu Twego, żeby nie widzieć, że jesteś naiwnym gościem, który w przeszłości nie wyruchał dostatecznej  ilości kobiet, żeby poznać prawdę.

 

Na ilu randkach w życiu byłeś, z iloma kobietami spałeś, co jest tak pięknego i niezwykłego w moich wypowiedziach, bo nie rozumiem Cię stary.

 

 

Fakt, że podbijam w biały dzień do kobiet, często z efektami, to jak je szmacę, przywiązuję kajdankami, rżnę w anus, czy to, że robię to wszystko prawie zawsze za darmo, to że

 

kobiety lubią seks na pierwszym spotkaniu i nie potrzebują do tego związku i stabilności, czucia miłości, wystarczy zwierzęce pożądanie ?

 

Miś, ja nie mogę tak bez związku, nie jestem na to gotowa ! 

 

Hahahahaha ! 

 

Co jest w tym niezwykłego, wytłumacz mi, bo nie rozumiem.

 

Dla mężczyzny który kopulował w ciągu swojego życia,  przynajmniej z kilkudziesięcioma kobietami, to  właśnie  Twój tekst o "udanym" małżeństwie jest naiwny i przekłamany.

 

Bo taki ktoś, zna prawdziwą naturę kobiet, lubi i szanuje kobiety, natomiast patrzy już na to wszystko z duuużym przymrużeniem oka, na tzw. związki, małżeństwa, bo wie, że to pic na wodę.

 

Mam 26 lat wiedzę i praktykę na temat kobiet wartą miliony, stoję wyżej w tej kwestii, niż 95 % mężczyzn u schyłku swojego życia, ja, młody szczyl ! 

 

Jestem Panem kurwa ! 

 

A na serio to podziwiam twoją odwagę i naiwność,  zwłaszcza, po niektórych  czerwonych lampkach twojej Pani, o których wspomniałeś w swoim tekście.

 

Pozdro i znajdź sobie "Fiance" na boku.

 

Najlepiej kilka.

 

Młode 18 kochają takich gości jak Ty, grzechem byłoby nie skorzystać.

 

 

  • Like 1
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Taboo dzięki. Gdybym tego posta opublikował na interii to byłby dramat, ale publikuję go w miejscu, gdzie bracia mają dostęp do wiedzy, która Tobie i mnie pozwoliła zbudować fajne związki.

@RENGERS niepotrzebnie tak emocjonalnie reagujesz - mam prawo być sceptyczny, bo historie o Twoich podbojach czasami brzmią dla mnie po prostu mało prawdopodobnie, tak samo jak Ty masz prawo myśleć, że moja żona po rozwodzie uczestniczyła w gang-bangach z murzynoarabami. Dla mnie luz.

A byłem bankomatem, bo myślałem, że tak "trzeba" - jak wielu facetów :)

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

30 minut temu, RENGERS napisał:

Fakt, że podbijam w biały dzień do kobiet, często z efektami, to jak je szmacę, przywiązuję kajdankami, rżnę w anus, czy to, że robię to wszystko prawie zawsze za darmo

To że kobiety to lubią, potrafią lecieć schematami, że w wielu przypadkach tak to wygląda to ameryki nie odkryłeś. Całe forum jest o tym. Też nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale w stałych związkach kobiety też tak robią, nie tylko z Rengersami. Nawet tym Rengersem z związku nie trzeba być. 

 

Ty masz doświadczenia które będzie ciężko uzyskać dla, nazwijmy to, normalnego faceta. Ale też wielu rzeczy Ty nie doświadczysz i nie będziesz wiedział jak może to inaczej wyglądać. Ludzie o podobnych zainteresowaniach lubią na siebie wpadać :)

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@johnnygoodboy Gratuluję Ci Twojego szczęścia i szczerze życzę, aby sprawy dalej toczyły się właściwym torem. Aczkolwiek zachowaj czujność, zwłaszcza na próby gotowania żaby. Sam rozwiodłem się po kilkunastu latach bycia razem, więc z tej perspektywy uważam, że trochę wcześnie otrąbiasz zwycięstwo. Tak czy owak, dobrze, że napisałeś coś jako przeciwwagę do tego jęczenia, że baby takie i owakie, że tylko Chad-y itp itd.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Adams napisał:

Aczkolwiek zachowaj czujność

Nie wspomniałem o tym w moim wpisie, ale oczywiście to jest ważne, w każdym typie relacji - znajomość, przyjaźń, rodzina...żona, ONS, FWB, LAT ;)

 

Każda mądra osoba powinna o tym pamiętać, nie ważne jak sielankowo jest.

Edytowane przez Taboo
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Taboo napisał:

Wydaje mi się że większość forumowiczów nie przegryzła jeszcze tej czerwonej pigułki i uważają że szczęśliwy związek to utopia, zwalając wszystko na barki kobiet a samemu się wybielając.

 

To wszystko sprowadza się do oczekiwań, faceci mają naprawdę niskie oczekiwania wobec kobiet. Znam facetów w związkach, może nie aż tak dużo, ale żaden nie nazwałbym związkiem "zdrowym" czyli takim w którym następuje synergia i wzajemny rozwój. Ba oprócz jednego, JEDNEGO kolegi nie znam nikogo kto wypowiadał się ciepło o swojej żonie/dziewczynie, albo w ogóle nic nie mówią, ale w tle "słychać" pierdolnik albo wręcz wypowiadają się negatywnie. To jest przykre, no ale tak jest.

 

Dlatego coraz bardziej myślę o tym, że tak, szczęśliwy związek jest trochę formą utopii, może komuś się to udaje kto wie. Też coraz bardziej myślę o tym, że to kwestia Polek, one są kiepskimi żonami, kiedyś a zwłaszcza teraz. Feminizm w polsce jest trochę absurdalny ponieważ u nas w PL kobiety miały całkiem duże prawa, ale to temat na inną rozmowę.

 

Jeśli kobieta się zwiąże z chadem, a wiele tego chce, to zostanie prędzej czy później zdradzona, taka jest ich natura. Wiem z opowieści kolegów o związkach gdzie żona/dziewczyna akceptuje kochankę/kochanki męża. Może to jakieś rozwiązanie, ale nie jest to dobre dla psychiki dziecka. Ale Chady mają skłonności do agresji, nieprzewidywalnych zachowań i generalnie na dłuższą metą to fatalny wybór dla kobiety, no ale kobiety nie myślą racjonalnie. Myślą brzydko mówiąc cipą.

 

Jeśli kobieta się zwiąże z typowym facetem to prędzej czy później zacznie się nim nudzić, zdrada to jest kwestia tego czy ktoś będzie chętny z jej otoczenia i chwili słabości. Niestety wbrew pozorom niektóre związki funkcjonują tylko dlatego, że dana dziewczyna/żona nie miała okazji zdradzić bo nie cieszyła się zainteresowaniem wystarczająco atrakcyjnych samców. Ba czasami nie musi być nawet bardziej atraktycyjny, wystarczy, że jest inny.

 

To jak wcześniej funkcjonowały relacje? Moim zdaniem były dość pragmatyczne oparte na wspólnych celach a nie na jakimś żarliwym uczuciu który znika po jakimś czasie przez efekt habituacji. Związek oparty na celach to związek patriarchalny gdzie facet dominuje, obecnie mamy związki oparte na uczuciach to związki matriarchalne, a że uczucia się zmieniają to wszystko jest w chuj niestabilne. Kiedyś można było planować długoterminowo co sprzyjało bogactwu i stabilizacji społeczeństwa, teraz jest to niemożliwe. Bez zmian systemowych tutaj nie będzie poprawy. Myślę, że wszyscy się mylą - mgtow, redpill i tak dalej. To jest problem systemowy, indywidualna postawa nic nie da i nie zmieni. 

Edytowane przez MrSadGuy
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.