Skocz do zawartości

Wynagrodzenie


Miner

Rekomendowane odpowiedzi

To ja was przebije, obecnie mam dwa, Nokia Lumia, która była już dwa razy naprawiana, i druga Nokia, nawet nie wiem jaki to model, kupiłem za 60 zł na bazarku, mam ją rok, spadła kilkaset razy, wpadła do muszli klozetowej i działa jak nowa ;)

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To ja napiszę od siebie parę słów. Jestem młody ale w życiu już doświadczyłem niejednej sytuacji gdzie nie było co zjeść, ale zawsze sobie jakoś poradziłem. Raz zarabiałem 0 zł a raz zarabiałem 1000 zł na miesiąc i to utrzymywałem się z tego w stolicy Podkarpacia. Od kiedy zacząłem się interesować wiedzą na temat oszczędzania to wszystko mi ruszyło do przodu. I mówię tu o sposobie wydawania pieniędzy i o zarobkach. Ja zarabiam teraz od 8 do 10 tys. miesięcznie w zależności od moich prac/zajęć dodatkowych ale poniżej 8k nie schodzę nigdy. I jeszcze nigdy nie narzekałem, że mnie na coś nie stać. Co z tego, że wszyscy moi znajomi jeżdżą dookoła beemkami za 150-200 tys lub innymi mercedesami i dodatkowo chcą jeszcze na siłę pokazać, że ich na wszystko stać. Dla mnie to po prostu śmieszne. Znam ludzi z wielu krajów w Europie tam gdzie jest jeszcze biedniej niż w Polsce i powiem tylko jedno co z moich obserwacji wynika: jeśli komuś drastycznie skoczą zarobki w górę to dostaje szału i zaczyna się jego konsumpcjonistyczny styl życia na pokaz. Czyli kredyty i jeszcze raz kredyty. Skoro go stać to bierze ile się da.

 

A ja sobie obrałem inną drogę w życiu. Teraz nawet jakbym zarabiał 3k netto to i tak wiem, że bym sobie poradził. Głównie chodzi o podejście do tego wszystkiego. Po co mi miliony ciuchów, najnowszy telefon i kupa elektronicznego badziewia? Dziękuję takie rzeczy to nie dla mnie. Wolę mieć raz dobrze kupiony i sprawdzony sprzęt na lata niż otaczać się zewsząd wpychanym chińskim śmierdzącym plastikiem. I przy tym dobry i sprawdzony wcale nie oznacza drogi. Znam takich, którzy w życiu nie kupiliby auta używanego bo  brzydzą się usiąść na "siedzeniu w które ktoś wcześniej pierdział". To ciekawe co robią jak ktoś ich podrzuca taksą gdy nowa furka ich zawiedzie :P A na co wolę wydać pieniądze? Na swoje zdrowie. Wolę dać 100 zł za paletkę do badmintona i pograć z kolegą jak jest piękna pogoda na zewnątrz i np wypić sobie do tego piwko z sokiem lub jakiegoś drinka. Albo kupić sobie witaminy i inne suplementy. Albo, np dobrze się ubrać w to w czym czuję się najlepiej i jednocześnie elegancko. Lepiej mieć jeden dobry ciuch niż 10 gorszej jakości, które nadają się do wyrzucenia po jednym założeniu. 

 

Jak dla mnie po tym co widziałem to najlepiej pasuje minimalizm tak jak koledze wyżej. Brak pierdół w otoczeniu, szybka możliwość zawinięcia się z mieszkania, żadnych kredytów nad głową. Niestety to tylko u nas najbardziej przyjęło się, że mieszkanie powinno być kupione na własność. Jednak większość ludzi nie zdaje sobie sprawy, że gdy spłaca kredyt to i tak mieszkanie nie jest jego. A ja raczej przez kolejne 15 lat nie kupię mieszkania, bo jeszcze nie wiem gdzie w ogóle chcę mieszkać, a jeśli już będę kupował to tylko i wyłącznie 100% w gotówce. A to, że wynajmowane nie jest moje? To tylko moim zdaniem urojone problemy i poczucie bycia gorszym, które zostało nam wpojone. Ja na szczęście pozbywam się z każdym dniem takiego uczucia na wszystkie możliwe sposoby.

 

I powiem wam tak Bracia. Można żyć na przyzwoitym poziomie samemu dla siebie, mieć na wszystko, na sport, jedzenie, zdrowie spokojnie za 4k netto. Całą kwotę powyżej można odkładać na przyszłość i inwestycje. Nie wypowiem się w przypadku małżeństw, rodzin itd bo zwyczajnie nie mam i nie zamierzam raczej mieć :D

 

 

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Kredyt na mieszkanie, to sprawa indywidualna.
Ja mam w tej sprawie inne podejście niż @Samiec:)

Dla mnie po prostu zakup mieszkania jest tańszy od wynajmowania. Kalkulacja jest prosta.
Mieszkanie z kredytem można sprzedać w dowolnym momencie. Nic nikogo nie wiąże.
Spłacanie kredytu przez 20 czy 30 lat? - Przecież za wynajem też trzeba płacić :) 

Ja mam kredyt na 25 lat. Na 30 lat był niewiele tańszy, więc nie miało to większego sensu. Być może niedługo zamienię na 20 lat. Wtedy całkowity koszt kredytu jest znacznie niższy, a miesięczna rata niewiele się zmienia.


Mnie także odpowiada minimalizm. Mieszkanie mam takie, jakie jest mi potrzebne, a nie takie, jakie mógłbym mięć. Bez większych problemów mógłbym kupić dom, ale po co? Trzy pokoje wystarczają mi w zupełności. Jeden jest córki.
Zakup mieszkania był trochę podyktowany sprawą dziecka. Ex z adwokaciną zawsze podkreślała, że mieszkam w wynajętym mieszkaniu, co nie zapewnia dziecku poczucia bezpieczeństwa (jakim cudem? - nie wiem), ale baba w todze to podłapała i powtarzała w każdym postanowieniu. Gdy kupiłem mieszkanie - odpadł im jeden argument przeciwko mnie.


Przed zakupem mieszkania broniłem się naprawdę bardzo długo. Nigdy nie było to moim celem, stało się właściwie koniecznością.

Nie mam kompleksów na punkcie samochodu. Nie obchodzi mnie to, czy ktoś ma lepszy. Mój ma prawie 15 lat i daje radę, choć wymiana na nowszy model by nie zaszkodziła.
Kolega ma takie podejście, że kupuje samochody w cenie max. 3000zł. Jeździ tak długo, jak tylko się da i oddaje na złom, gdy coś się popsuje. To też jest dobre podejście ;) Niewiele osób bierze pod uwagę realną utratę wartości samochodu, a przecież to są pieniądze, które wypływają z kieszeni. W sposób niewidoczny, ale wypływają.
 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Timothy Ferriss w ''Czterogodzinnym tygodniu pracy'' wskazał, że mając zdalną firmę można nie będąc milionerem żyć podróżując po świecie i mając to, na co z reguły ludzie czekają do emerytury. Polecam kupić tą książkę.

 

Ludzie dążą do posiadania milionów-aby móc kiedyś wypoczywać, podróżować-a czemu nie robić tego od zaraz?

Edytowane przez AdrianoPeruggio
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

37 minut temu, AdrianoPeruggio napisał:

Ludzie dążą do posiadania milionów-aby móc kiedyś wypoczywać, podróżować-a czemu nie robić tego od zaraz?

 

Bo to nie działa w polskich warunkach. Nawet jak zacznie działać to wymaga wieloletniej pracy i dużego doświadczenia i umiejętności, które na to pozwalają. Czyli w skrócie musisz wiele lat poświęcić, aby móc zacząć tak żyć. 

 

Chyba, że jesteś genialnym programistą na dodatek z dobrym zmysłem do sprzedaży swych umiejętności/ owoców pracy, a ilu takich jest, jeden na milion? ;) 

 

Na coś takiego może sobie pozwolić wysoko wydajny i wyspecjalizowany pracownik, minimum z 10 latami doświadczenia w zawodzie, a nie młody gość, który przeczytał książkę ;) 

 

 

 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 12/12/2016 o 13:59, Subiektywny napisał:

Tak na marginesie dodam, że osobiście optowałem za kwotą 5000 zł netto jako poziomem 'nieźle'.
Bez rozgraniczenia spłata kredytu/dzieci/żona itd. Po prostu sama kwota.

 

5000 netto, zeta to minimum za jakie pójdę do pracy, za mniej wolę nie pracować.

Ja sprzedaję swoją wiedzę, pracodawca ma płacić i tyle.

Z racji tego, że tyle wymagam to dla lokalnych nie pracuję, niech dla nich robią bambusy, czy UPA.

 

Dlatego jeżdżę za granicę, jednak gdyby mi przyszło pracować (z przymusu) za 2 tysie, to z automatu "zapominam" co umiem:D.

Za granicą spokojnie zarobię 60 000 (a i więcej;)), mając dodatkowo więcej wolnego czasu, na przykład na czytanie BS.

I powiadam, że gdybym był sam, bez dzieci, żony, to niewiedziałbym co robić z kasą.

 

Tak na marginesie:

Z racji tego, że usługi w moim "zawodzie" świadczą coraz lepsi idioci:D, napawa mnie to perwersyjną satysfakcją jak to wszystko jest zjebane,

oraz świadomość, że za jakiś czas nie będzię czego ratować:lol:, będzię total MEXICO;).

Ja nie patrzę od strony cyferek i tabelek, wolę pujść na plac budowy i zajrzeć do serca;).

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, Mosze Red napisał:

 

Bo to nie działa w polskich warunkach. Nawet jak zacznie działać to wymaga wieloletniej pracy i dużego doświadczenia i umiejętności, które na to pozwalają. Czyli w skrócie musisz wiele lat poświęcić, aby móc zacząć tak żyć. 

 

Chyba, że jesteś genialnym programistą na dodatek z dobrym zmysłem do sprzedaży swych umiejętności/ owoców pracy, a ilu takich jest, jeden na milion? ;) 

 

Na coś takiego może sobie pozwolić wysoko wydajny i wyspecjalizowany pracownik, minimum z 10 latami doświadczenia w zawodzie, a nie młody gość, który przeczytał książkę ;) 

 

 

 

 

Ja tam nie wiem. Pracy nie poświęcam wiele czasu. Mam luz.

A podróże. Już się napodróżowałem. A zresztą mi się nie chce.

 

Z drugiej strony nie mam jakiś szczególnych wymagań a i sponsoring mecenat nie jest czymś czym gardzę B)

Edytowane przez wroński
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja w rok 2017 wejdę z mega przeskokiem jeśli chodzi o pieniądze. Fakt, że za granicą, ale wyciągnę jakieś 8 razy więcej niż w Polszy i mam w tym ogarnięte mieszkanie.

W sumie praca ogarnięta dzięki dobrym znajomościom i nie za damski chuj, bo pomogłem pewnemu człowiekowi w ważnej dla niego sprawie całkowicie bezinteresownie. Poważni ludzie takie rzeczy doceniają :)

 

 

Edytowane przez Kaptur
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Mosze Red napisał:

 

Bo to nie działa w polskich warunkach. Dlaczego?

Nawet jak zacznie działać to wymaga wieloletniej pracy i dużego doświadczenia i umiejętności, które na to pozwalają. Czyli w skrócie musisz wiele lat poświęcić, aby móc zacząć tak żyć. 

Czy wiele lat to reguła? A może wystarczy kilka, by znaleźć pomysł, stwierdzić, że jest dochodowy-a potem go zautomatyzować-to zależy chyba od usługi, jedna jest mało niszowa i trzeba lat by wyrobić sobie markę i klientów, inna trafia od razu w duże zapotrzebowanie ludu.

 

Chyba, że jesteś genialnym programistą na dodatek z dobrym zmysłem do sprzedaży swych umiejętności/ owoców pracy, a ilu takich jest, jeden na milion? ;) 

Tu nie chodzi o usługi informatyczne, tylko ogólnie o usługi na odległość, co do pomysłów to po przeczytaniu książki  każdy może spróbować coś wynaleźć, ludzie są różni  a wyobraźnia nieskończona. Autor prowadzi bloga i są świadectwa ludzi, którzy zmienili swoje życie.

 

Na coś takiego może sobie pozwolić wysoko wydajny i wyspecjalizowany pracownik, minimum z 10 latami doświadczenia w zawodzie, a nie młody gość, który przeczytał książkę ;) 

Zakładasz, że aby zaistnieć na rynku usług i zbudować sobie na nim pozycję, trzeba co najmniej 10 lat? Owszem, specjalizacja jest konieczna, ale można znaleźć dochodowe nisze w krótszym czasie, czy nie? Czy nie jest tak, że im coś jest bardziej innowacyjne i sprzedawalne, tym szybciej pozwala rozkręcić biznes? A gdy pomysł jest mało innowacyjny-wówczas rzeczywiście trzeba latami wyrobić sobie markę i stałych klientów, bo siłą rzeczy na starcie ma się konkurencję na danym polu.

 

 

A co do polskich warunków-nic nie stoi na przeszkodzie, by nie opierać się wyłącznie na klientach polskich-a nawet można ich całkiem pominąć-bo np. zdecydujesz, że odkryłeś w swoich umiejętnościach i zainteresowaniach coś, co zaspokaja potrzeby np. obywateli Boliwii czy mieszkańców Azji.

 

Zresztą przyjmijmy nawet te 10 lat-czy lepiej jest po 10 latach robić na co dzień coś, na co większość czeka do emerytury?

Od dawna o tym myślałem przed zapoznaniem z książką dlaczego ograniczać się. Owszem, jak ktoś lubi może żyć w Polsce-ale można próbować zautomatyzować swoją pracę aby pracować w inny sposób. Odsyłam do książki.

Edytowane przez AdrianoPeruggio
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

14 godzin temu, AdrianoPeruggio napisał:

Bo to nie działa w polskich warunkach. Dlaczego?

 

Najbardziej skomplikowane prawo podatkowe na świecie/ niskie zarobki/ biurokracja/ nepotyzm/ powszechne skurwysyństwo, dalej mam wymieniać?

 

 

14 godzin temu, AdrianoPeruggio napisał:

Czy wiele lat to reguła? A może wystarczy kilka, by znaleźć pomysł, stwierdzić, że jest dochodowy-a potem go zautomatyzować-to zależy chyba od usługi, jedna jest mało niszowa i trzeba lat by wyrobić sobie markę i klientów, inna trafia od razu w duże zapotrzebowanie ludu.

 

Wracamy do punktu pierwszego, żeby coś zrobić w RP potrzebujesz 2 - 3 - 4 x tyle czasu poświęcić niż na zachodzie.

 

Można szybko, ale jak pisałem trzeba być geniuszem w swojej dziedzinie lub mieć super nowatorski pomysł, który będziesz potrafił zrealizować.  

 

 

14 godzin temu, AdrianoPeruggio napisał:

Tu nie chodzi o usługi informatyczne, tylko ogólnie o usługi na odległość, co do pomysłów to po przeczytaniu książki  każdy może spróbować coś wynaleźć, ludzie są różni  a wyobraźnia nieskończona. Autor prowadzi bloga i są świadectwa ludzi, którzy zmienili swoje życie.

 

Programista to był tylko przykład. Tak samo jak Pastorzy i Księża w USA prowadza blogi z opisem cudownych ozdrowień w skutek modlitwy. Tyle, że opisują tylko przypadki ozdrowień, niepowodzeń nie opisują, a tak naprawdę te ich cudowne uleczenia pokrywają się ze statystyką medyczną, czyli wcale nie są cudowne.

 

Jakiś promil ludzi ma predyspozycje, żeby zrealizować 4 godzinny dzień pracy, a spróbuje wielu ludzi to zrobić, jednak uda się malusieńkiej części. Rozumiesz? 

 

 

14 godzin temu, AdrianoPeruggio napisał:

Zakładasz, że aby zaistnieć na rynku usług i zbudować sobie na nim pozycję, trzeba co najmniej 10 lat? Owszem, specjalizacja jest konieczna, ale można znaleźć dochodowe nisze w krótszym czasie, czy nie? Czy nie jest tak, że im coś jest bardziej innowacyjne i sprzedawalne, tym szybciej pozwala rozkręcić biznes? A gdy pomysł jest mało innowacyjny-wówczas rzeczywiście trzeba latami wyrobić sobie markę i stałych klientów, bo siłą rzeczy na starcie ma się konkurencję na danym polu.

 

Dochodowa nisz również wymaga kwalifikacji i tzw.renomy, a to wymaga pracy i doświadczenia. 

 

 

Adriano, znam około 30 ludzi zafascynowanych tą książką, i zasadniczo nikomu nie udało się w polskich warunkach tego zrealizować. 

 

Znam jedną osobę, której się udało, kolega jest inżynierem, mieszkał od 15 roku życia w USA. W wieku 34 lat miał już dość doświadczenia zawodowego i renomę, żeby sobie pozwolić na takie rozwiązanie. A całe studia i po studiach zapierdalał 12h na dobę, 6 dni w tygodniu, żeby do tego doprowadzić.

 

 

Adriano:

 

nauka > wiedza > umiejętności > działanie 

 

Nie da się tego schematu przeskoczyć. Wrócę do przykładu, genialny programista, który mógł sobie pozwolić na takie rozwiązanie np. w wieku 25 lat, od małego dzieciaka fascynował się swoją dziedziną, uczył się, gromadził wiedzę, szlifował umiejętności, a na koniec potrafił przełożyć to na działanie.

 

Czyli odniósł sukces w młodym wieku, co nie znaczy, że mało pracował, wręcz przeciwnie jak koledzy latali za loszkami i wpierdalali burgery w Macu, on pracował.

 

Żeby coś osiągnąć potrzebujesz czasu i skupienia.    

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Do tego jeszcze determinacja, po drodzę są niepowodzenia, które mogą być kluczowe co do przyszłości danej osoby...

W Polsce oprócz wrogości wobec przedsiebiorców istnieje, coś takiego jak brak pieniędzy, dlatego patent jest sprzedawany za granicę. Polskie państwo nie finansuje nowych patentów, nowych pomysłów bo w ich interesie nie leży renoma i promowanie naszego kraju, przedsiebiorców, dlatego Ci odnoszá sukcesy za granicą, bo tam akurat system jest o niebo przyjaźniejszy, w Polsce nadal przedsiebiorca jest traktowany jako potencjalny przestępca...

Edytowane przez Assasyn
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak się zastanawiałem nad tym, co mógłbym robić, wykorzystując umiejętności, które mam dziś.

Do wszystkich tych rzeczy potrzebne są pieniądze na zakup sprzętu, nieruchomości (można wynajmować, ale to też kosztuje), narzędzi, szkolenia, uprawnienia.

 

Tak naprawdę żeby zacząć, potrzeba przynajmniej kilkanaście tys.zł.

Można zbierać jagody w lesie. Na tym też da się zarobić, ale niezbyt wiele.

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

On 12.12.2016 at 9:53 PM, Mnemonic said:

To niestety błąd. NALEŻY się - wynagrodzenie za pracę. Często ciężką, brudną i niewdzięczną - jak w kopalni.

Osobiście bardzo nie lubię określania pracodawca.  Nikt mi pracy nie daje. Firma kupuje moją pracę.

 

Oczywiscie. I jak w kazdym sklepie - ten co wystawia towar wyznacza jego cenę.

Bede mial stoisko obok ciebie i bede bral dwa razy tyle co ty za to samo i co z tego wynika?

Powiesz tym co kupuja ode mnie zeby brali od ciebie?

A oni powiedza ze to ich kasa i zrobia z nia co chca. A chca dac mnie. I nic ci do tego.

Czujesz co chce przekazac?

 

Wielu ludzi mowi "jak on tyle zarabia a ja robie to samo to tez tyle chce".

To TWOJA racja, logiczna.

Racja szefa jest np. taka:

"Owszem. Ale gdy przyjdzie awaria, raz na 5 lat - on ją naprawi w godzine a ty w ogole bo nie masz o tym pojecia. Za to on dostaje dwa razy tyle. Albo 10 razy tyle."

 

Od pewnego poziomu wiedzy juz nie trzeba w ogole pracowac.

Dostaje sie kase za to ze w ogole sie jest. Bo mozna sie wkurzyc i nie byc tu tylko isc gdzie indziej.

Madry szef wie kogo zatrzymac za WSZELKA cene.

Takich co potrafia SAMODZIELNIE podejmowac decyzje.

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja akurat mam wystarczającą kasę, ale żaden z pomysłów na dodatkowy biznes, które analizowałem , nie wydał mi się dobry...

 

Niestety - żeby coś rozkręcić, trzeba się temu mocno poświęcić...a ja mam świetną prace, i nie rzucę jej, ani nie zaniedbam...

Po drugie - spore ryzyko nietrafienia, niepowodzenia i wtopy, wyruchania przez kogoś itp. itd.

Po trzecie - całkowita nieprzewidywalność i zmienność prawa i przepisów w Polsce - w każdej chwili mogą dowalić zaporowe cło, podatek, wymagać pozwolenia itp.

Szkoda nerwów, jak sądzę po długich rozkminach...

 

Kupię sobie mieszkanie, i tyle... Bez kredytu, za to z ogródkiem...

I tak kasa jest tylko środkiem do celu, a jednym z moich celów , jest piękne mieszkanie z ogródkiem...:lol:

 

 

A tak a propo tych wszystkich książek "jak stać się bogatym" - one służą tylko do tego , aby wzbogacili się na nich ich autorzy, a nie czytelnicy...:P

Nigdy nie słyszałem o  człowieku, który by przeczytał jakiś taki poradnik/książkę, i nagle dzięki temu odniósł sukces i zdobył miliony...

 

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, JoeBlue napisał:

(..)To TWOJA racja, logiczna(...)

Dawno, dawno temu zastanawiałem się nad „potrzebnościa” ludzkiej pracy. Coś w stylu: moja była żona pracuje na oddziale neonatologii, na którym codziennie ratuje się czyjeś życie. Ja naprawiam urządzenia które ktoś inny popsuł. Urządzenia które czynią życie przyjemniejszym. Użyte źle lub głupio powodują, że człowiek staje się obiektem zainteresowania oddziału chirurgi urazowej, lub zakładu pogrzebowego. Zawsze zarabiałem 2-3 razy tyle co moja ex.

W kontekście społeczno-socjologicznym kretynizm totalny. Sama kwestia błędu w sztuce. Ona się myli – ktoś umiera. Ja się mylę – naprawa trwa trochę dłużej, kosztuje trochę więcej.

 

Moje dawne rozważania legły w gruzach. Bo, ponieważ, dlatego, że… współczesny świat jest odporny na logikę w wersji basic.

Weźmy specjalistów od marketingu i innej reklamy i wstrzymajmy ich pracę na powiedzmy miesiąc, w takiej powiedzmy Warszawie. Co mamy? Spadek sprzedaży Iphona o ile, 10%? Teraz zakończmy ich labę i dajmy miesiąc wolnego tym gościom od oczyszczania miasta, na których pracę najczęściej się wkurwiamy w chwili gdy śpieszymy się na mega ważne spotkanie marketingowe, a śmieciara zastawia bramę do pilnie strzeżonego osiedla.

 

Nie wiem, zwyczajnie nie mam pojęcia jak dużą wiedzą trzeba dysponować żeby nie musieć pracować w ogóle. No bo na cholerę taka wiedza? A jestem też jednym z tych gości, których wyjmuje się z pudełka, gdy inni sobie nie radzą. I wciąż zdarzają mi się sytuacje, gdy ja nie daję rady i szukam mądrzejszego.

Moja ograniczona wyobraźnia podsuwa mi scenariusze na branie kasy za samo bycie, ale związane są z kurestwem albo polityką, co na jedno wychodzi :P

 

W kapitalizmie wszystko warte jest tyle, ile ktoś chce za to zapłacić. Tyle, że tylko w tym wątku bracia pokazali jak wygląda zdrowy rozsądek choćby w temacie zakupu telefonu. I zauważ, że ten zdrowy rozsądek jednostek nijak się ma do wzrostu sprzedaży Iphona 7 :(

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, Samiec:) napisał:

Od kiedy zacząłem się interesować wiedzą na temat oszczędzania to wszystko mi ruszyło do przodu. I mówię tu o sposobie wydawania pieniędzy i o zarobkach:P:D

 

Ja zawsze byłem skąpy i umiem oszczędzać. Gorzej z zarabianiem. Dlatego jestem ciekaw w jaki sposób wiedza o  oszczędzaniu przełożyła się na Twoje zarobki? Zawsze wydawało mi się, że o nich decyduje aktywność zawodowa/biznesowa. Czyżbyś pracował w finansach i łączył jedno z drugim?

 

Teraz 3 grosze od siebie. Ja też uważam, że minimalizm jest dobrym wyjściem. Schody zaczynają się wtedy kiedy pojawia się rodzina: dla kobiet i dzieci konsumpcyjny styl życia jest ideałem i szczytem marzeń. Są to istoty podatne na reklamę i presję społeczną, co wiem po swoim przykładzie. Długo nie rozumiałem jak Ojciec może chcieć jeździć rowerem skoro stać go na auto, a wszyscy koledzy z klasy już mają samochody. Wtedy się wstydziłem i bardzo to przeżywałem, dzisiaj zaczynam rozumieć.

 

Przeżyć można za niewiele. Problemem są przekonania: kiedyś pracowałem w wielkim mieście, zawód wymagający studiów i języków obcych, praca ciekawa, czasem fascynująca, pewna i na państwowym, za... mniej niż 1500 zł!

 

Niby się dało przeżyć (słoiki), ale psychicznie było to piekło. Teraz pracuję gdzie indziej, wg mojej skromnej skali zarabiam skromne pieniądze, ale przynajmniej dostając wycinek z wypłatą nie myślę o samobójstwie ;)

 

Korzyścią z tych doświadczeń jest (oprócz wpisu w cv) fakt, że swoje konsumpcyjne potrzeby nauczyłem się ograniczać na tyle, że prawie (miesiące kiedy są większe, wyjątkowe i zaplanowane wydatki) zawsze uda mi się coś odłożyć. I to coś to nie są symboliczne sumki na piwko, tylko w porównaniu do tego co zarabiam całkiem rozsądna kasa. Nie znaczy to oczywiście, że zżeram najtańszy syf, albo nie wydaję kasy na książki i hobby. Kontroluję swój budżet, mam wykresik i pilnuję żeby suma moich skromnych oszczędności rosła.

 

Moim ideałem jest spokój i czas dla siebie, nie potrzebuję willi i fury na kredyt kupionej w celu wkurwiania innych ludzi ;)

 

Z drugiej strony do zdrowych przekonań o pieniądzu sporo mi brakuje. 

 

Po pierwsze ciągle jeszcze uzależniam swoją wartość od tego ile zarabiam i kiedy czytam takie posty i słyszę ludzi sypiących liczbami takimi jak 8k to żyć mi się odechciewa. To właśnie jest najgorsze przekonanie, źródło mnóstwa cierpień i kompleksów, sprawa wręcz niebezpieczna.

 

Są 2 równoległe drogi, którymi chyba mogę z tego wyjść:

 

1. Zmiana zawodu albo podnoszenie i rozszerzanie kwalifikacji, jakiś biznes na boku, inwestycje. To jest materiał na osobny temat i tutaj to zostawię.

 

2. Praca nad przekonaniami dot. pieniędzy i bogactwa. Staram się je zmieniać, ale póki co bez względu na ilość przeczytanych informacji moja podświadomość wie swoje.

 

Zauważyłem jednak, że po wzroście zarobków nieco mi odpuściła. To jest chyba dobry temat, żeby poprosić bardziej doświadczonych i bogatszych Braci o pomoc i wskazówki ws wyrobienia w sobie odpowiednich przekonań i dobrego podejścia do forsy i zasobów.

Edytowane przez Ziomisław
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Panowie,

 

Mając pewien ogląd na ogólną sytuację w Polsce oraz licznych znajomych rozsianych po różnych branżach napiszę tak.

 

Książki typu 'czterogodzinny tydzień pracy' to można w realiach polskich wrzucić do poradników z działu 'pocieszenia'. Ot czytamy sobie i marzymy, że kiedyś tak będziemy mieć. Takie samolukrowanie bylejakiej rzeczywistości. Nawet ludzie których znam zajmujący się prowadzeniem blogów i szkoleniami w zakresie ich zakładania/prowadzenia/reklamy etc - pomimo niesztywnych godzin pracy nie siedzą 4h tygodniowo. Właściwie siedzą codziennie po wiele godzin. Raz cztery a raz dwanaście z kilkoma przerwami.

Branża prawna? To samo - bez różnicy czy ludzie są na etacie czy prowadzą własne kancelarie (pracują u siebie, nie u kogoś). Godziny trzeba odbębnić.

W Polsce nadal pokutują dwa przekonania. Pierwsze to takie, że należy siedzieć na dupie w pracy bez różnicy czy faktycznie się pracuje czy już zrobiło wszystko i teoretycznie można sobie iść do domu czy na obiad w mieście. Pracujesz = siedzisz na tyłku w pracy. I basta. Drugie przekonanie, ale to wynika ze specyfiki polskiej gospodarki i poniekąd mentalności - pracę należy 'kupić' jak najtaniej. Stańcie do jakiegokolwiek przetargu z ofertą - cena usługi ZAWSZE jest kluczowym elementem oceny. Tanio! Tanio! Tanio! Drugą sprawą jest to, że rynek praktycznie w każdej branży zawalony jest partaczami, którzy są gotowi wykonać pracę wartą symboliczne 100zł za 50zł - nie znają się, ale się podejmą - jakoś to będzie. Kocham to typowo polskie 'jakoś to będzie ...'.

 

Gospodarkę mamy taką, że produkując generalnie niskoprzetworzone dobra i małej wartości dodanej - globalnie konkurujemy przede wszystkim niskimi kosztami pracy. Nie możemy przyciąć na jabłczanym logu, opatentowanej technologii - to przycinamy na pensji Marka czy Tomka by mieć produkt jak najtańszy. Takie kurna równanie w dół.

To taka trochę samonapędzająca się spirala - pracownicy dostają małe pensje więc mniej mogą widać kupując. Mniej kupując - trzeba obniżyć ceny towarów i usług, co za tym idzie mniej zarobić a mniej zarabiając - sami coraz mniej kupujemy i wydajemy. I taka redukcja aż do absurdu.

 

Co do specjalistów w każdej dziedzinie, którzy zarabiają proporcjonalnie dużo a pracują proporcjonalnie mało. Jest ich dosłownie garstka, garsteczka. Nie chce ponownie nikomu zabijać słodkich i obłudnych marzeń - ale prawdopodobieństwo, że zostaniemy jednym z takich speców jest tak nikłe że hej. Marzcie sobie proszę ile chcecie - ale generalnie a konto realizacji tych marzeń kredytów nie zaciągajcie ;)

 

W Polsce ma być tanio. A to oznacza, że statystyczny Janek/Krzysiek/Kryśka dostanie za swoją pracę niskie wynagrodzenie. A to z kolei oznacza, że mają mało kasy by kupić od Was usługi czy towary. Kółko się zamyka, kurtyna !

 

S.

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odnosząc się do do głównego pytania, które zadał @Subiektywny w mieście 40-50.000 zł nieźle, to już 5.000 zł. To nie jest ani mało, ani dużo. Abstrahuję od kwestii dodatkowych obciążeń (jakieś duże kredyty, rodzina, alimenty). Kwota 5.000 zł zarabiana przez jedną osobę, to w tego rodzaju mieście jest już nieźle. Drugą stroną medalu jest to o czym wspomniał @Mosze Red, tj. że w gruncie rzeczy osób (w każdym mieście w PL) zarabiających nieźle i lepiej jest dramatycznie mało. Osoba z takimi dochodami w miecie powiatowym, to już jest niesamowity kąsek dla kobiet (bez żadnego podziału na wiek, stan cywilny czy majątkowy).

 

Widzę, że z tego tematu urodziła się dyskusja nt. prawdziwej amplitudy wynagrodzeń i moje doświadczenie i widza w temacie ogranicza się do dwóch stwierdzeń (zresztą powtarzanych przez mościwego Reda...): 1. Jak chcesz dobrze zarobić, to musisz mieć rzadkie umiejętności (choćby jedna, drobna umiejętność z której Klient lub Pracodawca korzysta raz na 2-3 lata). Im większe zapotrzebowanie i niedobór na dane dobro = tym drożej. 2. W Polsce jest trudniej. W Polsce jest dużo osób wykształconych, dlatego albo wybijasz się doświadczeniem, albo specjalizacją. Najlepiej jedno i drugie. Oczywiście jest trzecia droga = własna działalność. Żadne z tych rozwiązań w PL nie przewiduje szybkiego wzbogacenia się pracując mało. To dotyczy garstki ludzi.

Edytowane przez Miner
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mnemonic Fajne przemyślenia. Miewam podobne. Ja akurat pracuję w reklamie. Ex pracowała jako nauczycielka i zarabiała mniej niż połowę tego co ja. Tak na dobrą sprawę, można pomyśleć, że mój zawód mógłby nie istnieć i ludzie by żyli. A nauczyciel jednak bardziej się przyda i jest to bardziej odpowiedzialna praca. W końcu ma znaczący wpływ na przyszłe pokolenia ludzi. Płaca niby nie wspólmierna.

 

ALE.

 

Coś trzeba w życiu robić żeby mieć co do gara włożyć :) W dzisiejszym świecie powstało multum branż, które nie są nam niezbędne do życia. W większości sprawiają po prostu, że jest nam wygodniej. Lecz stąd bierze się też postęp i rozwój.

 

 

9 godzin temu, Mnemonic napisał:

Weźmy specjalistów od marketingu i innej reklamy i wstrzymajmy ich pracę na powiedzmy miesiąc, w takiej powiedzmy Warszawie. Co mamy?

 

Pójdźmy krok dalej. Wstrzymajmy na rok. Co mamy? Masy ludzi bez pracy. Potracone mieszkania. Tragedie rodzin bez kasy i pracy. I nie mówię tu o specjalistach od marketingu. Zostawmy ich. Ale o branże powiązane. Ile firm z sektoru handlu i usług upadnie? Bez tej głupiej reklamy ogromna ilość przedsiębiorstw, sklepików, zakładów zbankrutuje. A co będzie z bankami jak zniknie reklama?

 

 

Wiem doskonale o co Ci chodzi, ale warto też czasem spojrzeć z innej strony.

A co do zarobków? Nie są one podyktowane tym czy dana czynność jest potrzebna dla świata, a raczej tym jak bardzo jesteś niezastąpiony. Pojadę dalej Twoim przykłądem. Nie ma sprzątaczy, ale podejrzewam, że KAŻDY zdrowy marketingowiec będzie w stanie go zastąpić. A który sprzątacz zastąpi specjalistę od marketingu?

 

Koniec końców, fajnie jest robić coś w co się wierzy, że jest przydatne i dobre dla innych. Dla własnego komfortu. ALBO jakoś fajnie to sobie przetłumaczyć :D Moja branża np. wierzę, że daje możliwość zarabiania wielu ludziom, więc i  zapewnia bytu wielu rodzinom. Aczkolwiek myślę, że i tak z czasem będę myślał nad zmianami.

 

Pozdro.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Ziomisław napisał:

Są 2 równoległe drogi, którymi chyba mogę z tego wyjść:

 

1. Zmiana zawodu albo podnoszenie i rozszerzanie kwalifikacji, jakiś biznes na boku, inwestycje. To jest materiał na osobny temat i tutaj to zostawię.

 

2. Praca nad przekonaniami dot. pieniędzy i bogactwa. Staram się je zmieniać, ale póki co bez względu na ilość przeczytanych informacji moja podświadomość wie swoje.

 

Zauważyłem jednak, że po wzroście zarobków nieco mi odpuściła. To jest chyba dobry temat, żeby poprosić bardziej doświadczonych i bogatszych Braci o pomoc i wskazówki ws wyrobienia w sobie odpowiednich przekonań i dobrego podejścia do forsy i zasobów.

 

 

Samą oszczędnością dobrobytu sobie nie zbudujesz, po prostu trzeba też dobrze zarabiać/generować przychody...

Dopiero połączenie wysokich przychodów i mądrego wydawania kasy daje upragniony efekt.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Cytat

 

 

 

Wracamy do punktu pierwszego, żeby coś zrobić w RP potrzebujesz 2 - 3 - 4 x tyle czasu poświęcić niż na zachodzie.

 

To prawda, ale to że ktoś jest Polakiem i żyje w Polsce nie znaczy, że nie może dojść do wniosku że spodobał mu się jakiś zamorski kraj-i rozszerzyć target o klientów z innych części świata.

Oczywiście są tacy, którzy lubią życie w Polsce-w sensie że mają tu znajomych itd.-wówczas  można by prowadzić firmę fizycznie w Polsce, ale działać też międzynarodowo-ale pojawia się polskie prawo i biurokracja, więc tutaj byłoby chyba ciężej. Ale z drugiej strony, można by założyć tutaj spółkę zagraniczną-tyle że porządnie bo fiskus tylko czeka na potknięcia.

 

Można szybko, ale jak pisałem trzeba być geniuszem w swojej dziedzinie lub mieć super nowatorski pomysł, który będziesz potrafił zrealizować.  

 

A czy zwykły rzemieślnik choćby w branży usług prawniczych nie może z Acapulco doradzać internetowo Polakom, co mają robić na gruncie polskich przepisów? Czy bycie w kancelarii od 9 do 17 to konieczność i nie można tego zautomatyzować? Owszem, trzeba mieć tych klientów a żeby ich mieć wyrobić sobie markę-no ale markę wyrobić może chyba też rzemieślnik po kilku latach-w końcu kancelarie prowadzą i pracują w nich chyba nie sami geniusze?

 

 

 

Programista to był tylko przykład. Tak samo jak Pastorzy i Księża w USA prowadza blogi z opisem cudownych ozdrowień w skutek modlitwy. Tyle, że opisują tylko przypadki ozdrowień, niepowodzeń nie opisują, a tak naprawdę te ich cudowne uleczenia pokrywają się ze statystyką medyczną, czyli wcale nie są cudowne.

 

Jakiś promil ludzi ma predyspozycje, żeby zrealizować 4 godzinny dzień pracy, a spróbuje wielu ludzi to zrobić, jednak uda się malusieńkiej części. Rozumiesz? 

 

 

 

Dochodowa nisz również wymaga kwalifikacji i tzw.renomy, a to wymaga pracy i doświadczenia.

 

Zgadzam się, ale nawet jeśli to ma być 10 lat-czy nie warto? A może mniej niż 10? A może nagle wstrzelisz się w coś, czego nikt do tej pory nie zapewniał ludowi?

 

 

Adriano, znam około 30 ludzi zafascynowanych tą książką, i zasadniczo nikomu nie udało się w polskich warunkach tego zrealizować. 

 

Znam jedną osobę, której się udało, kolega jest inżynierem, mieszkał od 15 roku życia w USA. W wieku 34 lat miał już dość doświadczenia zawodowego i renomę, żeby sobie pozwolić na takie rozwiązanie. A całe studia i po studiach zapierdalał 12h na dobę, 6 dni w tygodniu, żeby do tego doprowadzić.

 

 

Adriano:

 

nauka > wiedza > umiejętności > działanie 

 

Nie da się tego schematu przeskoczyć. Wrócę do przykładu, genialny programista, który mógł sobie pozwolić na takie rozwiązanie np. w wieku 25 lat, od małego dzieciaka fascynował się swoją dziedziną, uczył się, gromadził wiedzę, szlifował umiejętności, a na koniec potrafił przełożyć to na działanie.

 

Czyli odniósł sukces w młodym wieku, co nie znaczy, że mało pracował, wręcz przeciwnie jak koledzy latali za loszkami i wpierdalali burgery w Macu, on pracował.

 

Żeby coś osiągnąć potrzebujesz czasu i skupienia.    

 

To wszystko prawda, ale czy zawsze musi to trwać długo? Skoro znajdziesz coś, czego potrzebują ludzie już teraz i nikt inny im tego nie daje, albo daje za drogo. Nie musi to chyba być wynalazek, a dobry pomysł np. masz pomysł by sprzedać coś lepszego i tańszego niż konkurencja. Są klienci? Są. Więc pozostaje kwestia zautomatyzowania.

 

Czy jest to tylko dla wysokiej klasy specjalistów- może rzemieślnik-zwykły pracownik dajmy na to kancelarii czy biura maklerskiego nabierze w kilka lat doświadczenia i umówi się z szefem-że będzie dalej dla niego pracował, ale zza komputera i z innego kraju? Rzemieślnicy też mają klientów, a i rzemieślnik, i geniusz może spróbować zautomatyzować biznes- o ile rodzaj biznesu na to pozwala, bo zgadzam się że nie każdy-są pewnie takie, które wymagają osobistej obecności.

 

Ponadto taki biznes to nie tylko usługi, ale można np. zająć się handlem towarami.

 

 

Edytowane przez AdrianoPeruggio
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@AdrianoPeruggio Nie fiksuj się tak na samym pomyśle. Trąbi się teraz wszędzie - musisz wymyśleć coś nowego! coś oryginalnego! liczy się pomysł! Reszta już pójdzie sama jeśli masz super pomysł. A to jest gówno prawda! Znajomy pracował w venture capital i opowiadał jakie to innowacyjne pomysły trafia szlag. Bo bardziej liczy się żeby wiedzieć JAK to zrobić i posiadać klientów. Sami z nieba nie spadną, nawet jak masz super produkt. No bo powiedz czy apple, coca cola czy redbull to nie jest super produkt? A jakie niewyobrażalne kwoty stale przeznaczają na dotarcie do klienta...

 

Może to być kolejna knajpa, sklep internetowy, blog, książka czy agencja interaktywna. Nic odkrywczego, ale jeśli WIESZ JAK to poprowadzić, masz plan, umiejętności, wiedzę, doświadczenie, ogarniętego prawnika, księgowego i klientów to wypali.

 

A sam pomysł to chuj. Wiem, że w książkach piszą inaczej, ale w realu jest tak, że nie unikniesz ZAPIERDALANIA, jeśli chcesz mieć własny, dochodowy biznes, w dodatku sterowany spod palmy z drinem w jednym ręku i jędrnym cycem w drugim.

 

Wracając do pytania:

48 minut temu, AdrianoPeruggio napisał:

ale nawet jeśli to ma być 10 lat-czy nie warto?

Myślę, że nawet jeśli to będzie 20 to warto. Ale nie myśl, że to jest takie łatwe. Zamiast książek, które zawzyczaj są głównym dochodem ludzi którzy tak pięknie i lekko piszą o zarabianiu, lepiej porozmawiaj z ludźmi.

A, i w żadnym wypadku Ciebie nie chcę zniechęcić, a raczej uchronić przed tym, jak w końcu wpadniesz na ścianę nie do przejścia przez błędne początkowe założenia. Dowiedz się co Cię na prawdę czeka :)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, RedBull1973 napisał:

 

 

Samą oszczędnością dobrobytu sobie nie zbudujesz, po prostu trzeba też dobrze zarabiać/generować przychody...

Dopiero połączenie wysokich przychodów i mądrego wydawania kasy daje upragniony efekt.

 

Tyle to ja wiem. Tylko jak to zrobić? ;)

Ale to temat na inną dyskusję. 

 

Zwrócę uwagę na jedną rzecz: z wynagrodzeniem jest podobnie jak z loszkami.

 

Jeżeli uzależniasz swoją wartość od tego ile ich miałeś albo jak ładną posiadasz, to już poległeś. Kobieta to tylko narzędzie do zaspokajania potrzeb: jeżeli daje Ci bliskość, wsparcie w trudnych chwilach, gotuje, robi kanapki i zmywa naczynia, a w dodatku jeszcze wygląda na tyle że chcesz ją dymać - to wtedy powinna wystarczyć. Nie musi być 10/10.

 

Podobnie z kasą: niechby mnie było stać na samodzielne życie - chałupę, dobre i zdrowe żarcie, hobby. To jest podstawa i wystarczy. Później ewentualnie więcej jeśli zostanę kiedyś głową rodu ;) - ale też na miarę rzeczywistych potrzeb, a nie dla pustej konsumpcji i fejmu na pejsie.

 

Grunt żeby nie na styk: Pieniądz to tylko narzędzie do zaspakajania potrzeb. Niestety u mnie ciągle pokutuje przekonanie, że wynagrodzenie=twoja wartość i cel życia. Potrzebuję je zmienić, bo mnie niszczy od środka.

Edytowane przez Ziomisław
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.