Skocz do zawartości

Wynagrodzenie


Miner

Rekomendowane odpowiedzi

2 godziny temu, Drizzt napisał:

@AdrianoPeruggio Nie fiksuj się tak na samym pomyśle. Trąbi się teraz wszędzie - musisz wymyśleć coś nowego! coś oryginalnego! liczy się pomysł! Reszta już pójdzie sama jeśli masz super pomysł. A to jest gówno prawda!

 

Bo tutaj trzeba podejść od dupy strony, najpierw generujesz ruch, a potem temu ruchowi coś sprzedajesz :] np. takie forum jak to :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jako, że interesuje się różnymi rzeczami i szukam ciągle odpowiedzi na wiele pytań, to niedawno z ciekawości wziąłem udział w warsztatach ustawień systemowych według Hellingera. Do rzeczy. Tam wyszło, że kiedy mnie zależy na pieniądzach i relacjach z ludźmi, to one uciekają i nie mam do nich dostępu.

Gdy zaczynam mieć to wszystko gdzieś, to przychodzą same.

 

W sumie może coś z tym jest, bo nigdy jakoś nie dążyłem do tego, aby coś osiągnąć. Po prostu robiłem swoje najlepiej, jak tylko się da. Czasami praca sprawiała ogromną przyjemność, ale dawała niezbyt duża kasę. Innym razem było więcej pieniędzy, ale praca nie dawała radości.

Wszystko jest kwestią wyboru.

 

Żeby było śmieszniej, najlepiej wspominam pracę w kopalni jako górnik. Miałem świetna ekipę. Choć czasami warunki były ciężkie, to i tak chodziło się tam dla przyjemności.

Nie chciałem pracować fizycznie i zmieniłem stanowisko. No i już nie było tak fajnie.

 

O co mi chodzi... Chcę pokazać, że nie zawsze kasiora jest najważniejsza. Nie każdy musi pracować w biurze, niektórym taka praca po prostu nie odpowiada. Wiadomo: prestiż itp. Ale to nie wszystko.

 

Gdybym jako górnik zarabiał tyle, co obecnie i miał możliwość powrotu do kopalni, to nawet chwili bym się nad tym nie zastanawiał. Wróciłbym natychmiast.

Człowiek zrobi swoje, wraca do domu i może działać dalej. Teraz po prostu się nie chce.

 

Moim celem jest mieszkanie na wsi zabitej dechami. Mieć własny dom, duża działkę, kawałek lasu, sąd, ogródek i trochę zwierząt. W taki sposób mógłbym żyć. Zajmowałbym się swoimi sprawami. Najpewniej miałbym parę samochodów i motocykli w garażu i przy ich renowacji spędzałbym całe dnie ;)

 

Nie czuję potrzeby, aby pokazywać, na co mnie stać. Na wsi jednak nie ma takiego ciśnienia, aby jeździć nowym autem czy nosić modne ubrania. Nikt nie przywiązuje do tego wagi, więc po co się wyróżniać? 

 

Mam kilka pomysłów, ale ciągle jest jakiś głupi strach przed ich realizacją. Trzeba to przełamać i zacząć działać :)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

To chyba tak jak Łazariew mówił że w życiu pod dostatkiem będziesz miał tego bez czego potrafisz się obejść i czego możesz się w każdej chwili wyrzec. Po mojemu bogactwo takiego np.Bransona bierze się też z jego mega wiary w siebie. Nie przejmuje się facet hajsem bo wie że choćby miał zero na koncie to da sobie radę. A jak przestajesz pragnąć ,pożądać to nie masz ciśnienia i biznes się kręci. 

Edytowane przez jaro670
  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

9 godzin temu, Ziomisław napisał:

 

Ja zawsze byłem skąpy i umiem oszczędzać. Gorzej z zarabianiem. Dlatego jestem ciekaw w jaki sposób wiedza o  oszczędzaniu przełożyła się na Twoje zarobki? Zawsze wydawało mi się, że o nich decyduje aktywność zawodowa/biznesowa. Czyżbyś pracował w finansach i łączył jedno z drugim?

 

 

 

@Ziomisław Zamiast siedzieć przed pejsbukiem i oglądać zdjęcia śmiesznych kotów, zająłem się czytaniem blogów eksperckich na temat pieniędzy i oszczędzania ot tak po prostu. Do tego oczywiście też doszły książki, również takie w stylu "4 godzinny tydzień pracy". Jednak wiadomo samo czytanie nie da Ci żadnych efektów. Trzeba ruszyć dupę ze stołka bo niestety samo się nic nie zrobi. Największą prawdą, którą piszą niemalże w każdej książce na temat pieniędzy to to, że każdy z nas ma 24 godziny i tylko od nas zależy jak to wykorzystamy. To jest jak dla mnie prawda nad wszelkie prawdy, uświadamiając sobie to, zaczynasz dostrzegać jak w codziennym życiu marnotrawisz swój czas i pieniądze zarazem. 

 

Jak dla mnie najważniejsze co: poducha finansowa + fundusz awaryjny (gdzieś to już chyba na tym forum pisałem). W zależności od tego na ile stać nas bez dostawania wypłaty co miesiąc, zależy ile opcji i nowości możemy w swoim życiu wypróbować. Ja do obecnego stanu zarobków dochodziłem metodą trochę prób i błędów, jedne biznesy były udane, inne nie itd... Nie wszystko Ci przyjdzie od razu i musisz o tym pamiętać.

 

Nastawienie do pieniądza to też bardzo ważna kwestia. Pieniądz to tylko głupi papierek, ale myślę, że każdy facet w życiu powinien mieć jako takie pojęcie na temat zarabiania, chociażby minimum. Moi koledzy kończą teraz licencjaty na uczelniach i pewnie będą w większości szukać pracy za 1500 zł miesięcznie. Ja już w tym momencie w ich wieku mam komfort, że mam zabezpieczenie na przyszłość i w każdym momencie mogę rzucić pracę i wyjechać gdzie tylko chcę. Oni będą podążać utartym społecznym schematem, a ja cały czas będę robił na odwrót bo doświadczenia życiowe pokazały mi że tak wyjdzie lepiej dla mnie. Nie każdemu się podoba trudna ścieżka do zarabiania większych pieniędzy bo ludzie są przyzwyczajeni do komfortu, że co miesiąc dostaną swoją pensję i jakoś to będzie tak jak @Subiektywny wspomniał wyżej. Moim zdaniem pieniądz jest tylko środkiem do polepszenia i zabezpieczenia swojego bytu na tej Ziemi, nie jest celem samym w sobie. Celu trzeba właśnie szukać w sobie i robić coś przy czym się będziesz cały czas uśmiechał i miał dobry humor. A zazdrość polska? To najgorsze co możesz sobie samemu robić, bo gryziesz się wewnętrznie ze sobą że inni mają lepiej i tym samym nie dążysz do ŻADNEJ zmiany w swoim życiu.  A ja nigdy nie zapomnę jak myłem naczynia w klitce 10m2 pod prysznicem bo nie miałem kranu, albo jak spałem przez 2 miesiące sam za granicą na obskurnym tapczanie przyciągniętym ze Spermüll. :)

  • Like 7
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Dobi napisał:

 

Żeby było śmieszniej, najlepiej wspominam pracę w kopalni jako górnik. Miałem świetna ekipę. Choć czasami warunki były ciężkie, to i tak chodziło się tam dla przyjemności.

Nie chciałem pracować fizycznie i zmieniłem stanowisko. No i już nie było tak fajnie.

 

 

Ta sytuacja przypomina mi to co opisywał Krzysztof Liedel w swojej autobiografii. Gdy był zwykłym policjantem to odczuwał ogromną satysfakcję z tego co robił i dużą grupową solidarność; w tym zawodzie nieraz sporo się ryzykuje i dużo zależy od zaufania do współpracowników.

A kiedy przeszedł do pracy "umysłowej" i został wykładowcą w Szkole Policyjnej, to zaczęły się hocki-klocki typu rozsiewanie plotek, różne podpie....anki za plecami. Nie muszę dodawać, że w tej drugiej pracy w otoczeniu zawodowym było dużo kobiet. ;)

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Drizzt napisał:

@AdrianoPeruggio Nie fiksuj się tak na samym pomyśle. Trąbi się teraz wszędzie - musisz wymyśleć coś nowego! coś oryginalnego! liczy się pomysł! Reszta już pójdzie sama jeśli masz super pomysł. Ja tak nie napisałem.

A to jest gówno prawda! Znajomy pracował w venture capital i opowiadał jakie to innowacyjne pomysły trafia szlag. Bo bardziej liczy się żeby wiedzieć JAK to zrobić i posiadać klientów.

Przecież właśnie napisałem, że trzeba mieć klientów i umieć do nich dotrzeć, ale znalezienie niszy ma duży plus-możesz szybciej mieć target.

 

Sami z nieba nie spadną, nawet jak masz super produkt. No bo powiedz czy apple, coca cola czy redbull to nie jest super produkt? A jakie niewyobrażalne kwoty stale przeznaczają na dotarcie do klienta...

 

Może to być kolejna knajpa, sklep internetowy, blog, książka czy agencja interaktywna. Nic odkrywczego, ale jeśli WIESZ JAK to poprowadzić, masz plan, umiejętności, wiedzę, doświadczenie, ogarniętego prawnika, księgowego i klientów to wypali.

No przecież właśnie napisałem-o tym, że taki rzemieślnik nie odkrywając Ameryki-ale powielając-rzetelnie-pewne schematy może starać się zautomatyzować proces. Np. informatyk pracujący w danej firmie-a więc nie tylko szef tej firmy-może spróbować zacząć pracować spoza biura. Jeśli ma klientów-a czy na posiadanie klientów trzeba zawsze duuużo czasu i bycia specem?-to czemu nie? Ma siedzieć na siłę jak koń w boxie od 9 do 17?

 

A sam pomysł to chuj. Wiem, że w książkach piszą inaczej, ale w realu jest tak, że nie unikniesz ZAPIERDALANIA, jeśli chcesz mieć własny, dochodowy biznes, w dodatku sterowany spod palmy z drinem w jednym ręku i jędrnym cycem w drugim.

Przeczytaj książkę, to pogadamy-bo jak sam się przekonałem na tym Forum i mnie pouczano-najpierw czytanie, potem opinie. Może znajdziesz coś dla siebie? Co szkodzi poszperać?

 

Wracając do pytania:

Myślę, że nawet jeśli to będzie 20 to warto. Ale nie myśl, że to jest takie łatwe. Zamiast książek, które zawzyczaj są głównym dochodem ludzi którzy tak pięknie i lekko piszą o zarabianiu, lepiej porozmawiaj z ludźmi. W książce są listy od czytelników, którym się powiodło, na blogu chyba też-zawsze warto zgłębić temat, ale nic na siłę. Nie trzeba być szefem firmy, można być pracownikiem i zautomatyzować działalność-jeśli ma się target. Oczywiście nic na szybko-to pewien proces, gdzie najpierw zarzucamy wędkę, a potem patrzymy, czy w tym stawie biorą okonie:)

A, i w żadnym wypadku Ciebie nie chcę zniechęcić, a raczej uchronić przed tym, jak w końcu wpadniesz na ścianę nie do przejścia przez błędne początkowe założenia. Dowiedz się co Cię na prawdę czeka :)

Wiem, że realia są różne i nie ma nic pewnego-ale co powstrzymuje przed działaniem? Wizja pracy od 9 do 17 tracąc na to swoje życie, by pod koniec trochę poszaleć jest mało atrakcyjna.

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

12 godzin temu, Subiektywny napisał:

(...)trzeba obniżyć ceny towarów i usług, co za tym idzie mniej zarobić a mniej zarabiając - sami coraz mniej kupujemy i wydajemy. I taka redukcja aż do absurdu(...)

Przekroczyliśmy absurd. Obniżamy ceny usług, ceny towarów mamy takie jak na zaodrzu. Czasem jest nawet gorzej, słuchawkę lub laptopa z ogryzkiem kupisz taniej u londyńczyków niż u warszawiaków. 

 

@Drizzt nigdy nie twierdziłem, że czyjaś praca jest niepotrzebna. Byłaby niepotrzebna, to by jej nie było. Chociaż... Osobiście moja ograniczona wyobraźnia potrafi narysować mi świat bez blogerek modowych :P

Nie chciałem się rozwijać za szeroko i temu napisałem krótko, że moje dawne przemyślenia to dziś kupka kurzu. W mojej gałęzi przemysłu szacuje się, że jedno miejsce pracy w fabryce tworzy 9-11 miejsc pracy w okół, u dostawców osprzętu, chemii, w sprzedaży itp itd. Sęk jest innego rodzaju, a w zasadzie dwa.

Sęk 1.

Na dobre zarobki możesz liczyć w organizacji, która zarabia górę kasy. Jest siano, jest się czym dzielić. I sam wyznaję zasadę: zarobiłeś na mnie, to cię stać, teraz płać. Jak firma jest źle zarządzana, nie ma kasy - nie ma czego dzielić. I choćbyś był niezastąpiony wyżej dupy nie podskoczysz.

Z tym zastąpieniem bądź nie, to bym nie szafował. Na forum jest znany pewien wybitej klasy spec od marketingu, a tutejsze tuzy pewnie w mniej niż tydzień znalazłyby wśród personelu MPO zawodnika, który z powodzeniem by go zastąpił :P

Ergo: dobrze wyceniona jest dobra (w sensie solidnie wykonana, nie etatowa!) praca w dobrej organizacji.

 

Sęk 2.

Postępująca automatyzacja pracy. Już nie tylko przemysł wyposażony jest w rozmaite roboty, są już bezobsługowe hotele, a o parkingach i stacjach paliw nie ma co wspominać. To już nie miejsca pracy tworzą kolejne miejsca pracy. Zaczynamy w tym cięciu kosztów zjadać własny ogon.

Niedawno mój dostawca narzędzi pokazał mi filmik z ich najnowszego super hiper magazynu. System regałów-robotów jest tak potężny, że najpierw postawiono ten system a potem obudowano go budynkiem. W tym olbrzymim magazynie pracuje tylko kilkunastu ludzi. Dowcip polega na tym, że jego budowa i serwisowanie to koszt utrzymania bodaj trzech klasycznych magazynów :P

Edytowane przez Mnemonic
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Tak sobie myślę o tym wszystkim, co tutaj piszecie: o innowacyjności, o pomysłach, wykształceniu, pracy... i coś mi się przypomina.

Niedawno podczas remontu pokoju wymyśliłem sobie, że wymienię grzejnik.
Zadzwoniłem do hydraulika: przyjechał, zdjął grzejnik, wymienił jeden zawór i zamontował dodatkowy, zamontował nowy grzejnik i wziął za to 170zł.
Pracy było może na 40 minut.

Nie sądzę, aby skończył studia, aby jego praca była jakoś szczególnie innowacyjna, nie korzystał z zaawansowanych narzędzi.
Gość jest dość konkretny i zajmuje się różnymi rzeczami. Przyjmując nawet, że pracuje od poniedziałku do piątku po 8 godzin dziennie i w godzinę zarobi 100zł, to daje prawie 17 tys.zł miesięcznie. Te szacunki są zapewne zawyżone, jednakże gość ma sporo zleceń. Długo musiałem czekać aż do mnie przyjedzie :) 

Gdyby pracował dla kogoś, to ile mógłby zarobić? - 12zł... 15zł na godzinę?


Zawsze dziwiłem się ludziom, którzy mają jakieś umiejętności, a pracują w firmach budowlanych za parę zł. Nie rozumiem tego. Niektórzy i tak dorabiają po godzinach. Często pracują dodatkowo 4-5 godzin potrafią zarobić drugą wypłatę.


Nie tylko w innowacyjnych branżach są pieniądze. Nie każdy będzie informatykiem. Niektórzy się do tego nie nadają albo ich to nie interesuje :) 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 12/14/2016 o 00:17, Mnemonic napisał:

Nie wiem, zwyczajnie nie mam pojęcia jak dużą wiedzą trzeba dysponować żeby nie musieć pracować w ogóle. No bo na cholerę taka wiedza? A jestem też jednym z tych gości, których wyjmuje się z pudełka, gdy inni sobie nie radzą. I wciąż zdarzają mi się sytuacje, gdy ja nie daję rady i szukam mądrzejszego.

Byl kiedys gosc od gaszenia pozarow gdy wiercenia ropy nagle przyniosly skutek, ropa poszla jak wsciekla i sie zapalila.

Gosc brał milion dolarow za dzien a skoro bral to dostawal.

Bo palenie sie ropy o dzien dluzej przynosilo duzo wieksze straty niz zaplacenie za szybkie jej zgaszenie.

Nie mowie ze to robota dla kazdego.

Duzo dostaje sie za to czego nikt inny nie umie.

 

-----------------------------------------------------------

 

Podlicz czynsz, prąd, wodę, bilet miesieczny, komorke i internet, moze TV.

Ile ci wychodzi to minimum bez jedzenia i ubrania?

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Stanę troszkę w opozycji wobec przedmówców i powiem tak: czterogodzinny dzień pracy jest możliwy i nawet poznałem z trzech typów którzy w ten właśnie sposób działają/działali. 

 

Metoda jest prosta i trudna zarazem: musisz umieć dobrać sobie odpowiednich ludzi i praktycznie wszystko na nich zrzucasz. Sam tylko załatwiasz robotę i zbierasz kasę. 

 

Przedsiębiorca nr.1 Robi pieniążki z pewnego cyklicznego eventu. Swego czasu szło mu pięknie. Zarobki rzędu 70-100tyś z weekendowej imprezy. W najlepszych czasach miał bardzo dobrą ekipę i posuwał się aż do takich aberracji, że w czasie trwania imprezy dawał przekierowanie połączneń telefonicznych na randomowego pracownika aby mu głowy nie zawracali. Niestety nie jest już tak fajnie jak kiedyś bo przez chciwość zarżnął swój własny interes. 

 

Przedsiębiorca nr.2 Firma budowlana, szef dostarcza pracowników na różne budowy. Przeważnie do prac ogólnych. Ma jednego typa, któremu płaci ze 500 zł więcej i on za niego pilnuje całą reszte. Sam szef to potrafi przez 3-4 tygodnie nie pojawiać się na budowie i nie odbierać telefonów. 

 

Przedsiębiorca nr.3 Sklep internetowy. Koleżka który to rozkręcił zatrudnił 5 studenciakow do ogarniania tematu. Najbystrzejszy po ogarnięciu wszystkiego założył własny sklep i wykosił ex-szefa.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

44 minuty temu, JoeBlue napisał:

(...)Byl kiedys gosc od gaszenia pozarow gdy wiercenia ropy nagle przyniosly skutek, ropa poszla jak wsciekla i sie zapalila(...)

Pojechałeś po bandzie. Ryzykowanie swoim życiem nawet raz na 10 lat dalekie jest od:

Cytat

Dostaje sie kase za to ze w ogole sie jest

Był też podobno gość, który chodził po wodzie. Też kiepsko skończył :(

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja znam kilku gości, którzy zarżnęli swoje firmy przez chciwość i próbę wzbogacenia się na tańszych pracownikach.
Wcześniej mieli dobrych pracowników, którym płacili więcej niż konkurencja, ale potrafili oni sami poprowadzić budowę (instalacje elektryczne).
Chcieli zaoszczędzić, wyrzucili doświadczonych pracowników i na ich miejsce zatrudnili "świeżaków", którzy godzili się na niższe stawki.
Problem polegał na tym, że tym ludziom w ogóle nie zależało na pracy - za takie pieniądze bez problemu mogli znaleźć inną.


Zastanawiałem się nad zorganizowaniem grupy ludzi, z których można by było stworzyć małą firmę budowlaną. Problem polega na tym, że trudno jest znaleźć konkretne osoby do takiej pracy. Ludzie wolą pracować na etacie za 1500zł niż po kilka godzin w tygodniu za podobne pieniądze.
W gruncie rzeczy zarobienie 2000zł w branży budowlanej nie jest jakimś szczególnym wyczynem, jeśli pracuje się na siebie :) 

Oczywiście tutaj mówimy o znacznie większych kwotach i mało kogo zadowolą 2000zł za ciężką pracę.


 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

28 minut temu, lupele napisał:

(...)tak: czterogodzinny dzień pracy jest możliwy i nawet poznałem z trzech(...)

(...)Sam szef to potrafi przez 3-4 tygodnie nie pojawiać się na budowie i nie odbierać telefonów(...)

Swojego Prezesa widzę w firmie może raz w miesiącu (a właściwie bardziej jego auto na parkingu), ale domniemanie, że przez resztę czasu nic nie robi uważam za naciągane. Po za tym czas który poświęcił na dojście do obecnej pozycji, hmmm.... Gdybym miał wskazać który z nas dwóch poświęcił więcej czasu na pracę przez ostatnie 25 lat, to jednak wskazałbym na Prezesa. A zegar nie wyznacza  mi końca dnia pracy.

Edytowane przez Mnemonic
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

7 godzin temu, Mnemonic napisał:

Swojego Prezesa widzę w firmie może raz w miesiącu (a właściwie bardziej jego auto na parkingu), ale domniemanie, że przez resztę czasu nic nie robi uważam za naciągane. Po za tym czas który poświęcił na dojście do obecnej pozycji, hmmm.... Gdybym miał wskazać który z nas dwóch poświęcił więcej czasu na pracę przez ostatnie 25 lat, to jednak wskazałbym na Prezesa. A zegar nie wyznacza  mi końca dnia pracy.

 

Masz rację. Ale ja tamtych ludzi trochę znam i wiem że przeważnie się opierdalają.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak na to wszystko spojrzeć, to są 3 możliwości warte rozważenia:

1) wolność finansowa, marzenie i ideał dostępny dla niewielu,

2) własny biznes, na który zapierdalasz, ale który kochasz. To daje ci perspektywę na jedynkę, ale jeśli naprawdę lubisz to co robisz, to nawet nie chcesz myśleć o emeryturze. 

3) robota na etacie:

a. Którą uwielbiasz i wtedy jest prawie jak wyżej, 

b. Taką, która mniej więcej daje radę finansowo i ogólnie, ale przede wszystkim kończy się po 8 godzinach.

Każda inna opcja to opcja tymczasowa.

 

Edytowane przez Ziomisław
literówki
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Padło wspomnienie o 'fachowcach' od grzejników i ile życzą sobie za usługę.

Budowałem się więc pamiętam stawki za położenie metra gresu, za armaturę, za elektrykę itd.

Były to spore stawki.

 

I miałem cały czas jeden dysonans poznawczy. Ale to kolosalny.

 

Goście żądali solidnych kwot ale ... ni w ząb nie wyglądali na takich, którzy mają pieniądze. Przyjeżdżali szrotowatymi autami, wyglądali jak

obszarpani przez stado wilków i co któryś z nich, jak już się poznaliśmy, kurwił na komorników i swoich wierzycieli. Pomimo kasowania na

spore pieniądze, a robili nie tylko u mnie ale naraz na kilku budowach/inwestycjach (przez co wiecznie byli pokłóceni z kalendarzem) abosultnie

nie wyglądali na ludźmi z zasobami. Wręcz przeciwnie. Być może wynikało to z nieumiejętności późniejszego zarządzania tymi zrobionymi

pieniędzmi i puszczali wszystko od 1ego do 1ego. Kto ich wie ... Taki lajfstaj ;)

 

Druga sprawa.

 

Znam osobiście ludzi zarabiających na etacie w okolicach 14 tys. miesięcznie, którym również ledwo starcza od pierwszego do pierwszego.

Zarabiali 3500 zł - ledwo starczało, zarabiali 7000 zł - po chwili również ledwo starczało, później 10000 zł - i historia szybko się powtórzyła.

Przy 14 tys. jest tak samo. Jakoś pieniądze się ich nie trzymają. Jak komplety wypoczynkowe to wyłącznie nówki Klera za 30 tysi - nie mają tyle na koncie?

Wezmą w ratach na kredyty! Hi-fi Ti-Vi 65 cali - identyko, na kredyt. Auto nówka sztuka z salonu - na kredyt. O domu litościwie nie wspomnę...

I co z tych 14k pln jak raty zjadają ponad połowę z tego? To jest dopiero stan umysłu...

 

Gdybym żył solo - jestem w stanie utrzymać się, na naprawdę sympatycznym poziomie, ale bez zbędnych wydatków na głupoty, za 1/4 tego co zarabiam.

3/4 mogę swobodnie przelewać na sub-konto. Owszem, mogę polecieć po nowego Mercedesa C klasę w coupe do szpanu do salonu w kredycie, walnąć sobie

150cio metrowy apartament w kamienicy równie za kasę banku, urządzić się w środku prosto z najfajniejszych katalogów Kler, Bo Concept i Porsche Design - równie

za kredyt oraz codziennie wpierniczać sushi i mikro dania kuchni fusion w maksi cenie w najmodniejszych aktualnie knajpach - ale to niezawodny sposób na

zniewolniczenie się. Zeżrą mnie raty, rachunki, niewolnicze przywiązanie do wyśrubowanego sposobu życia a na końcu - stres, że gdy w sytuacji losowej zostanę bez

niczego - komornik zapuka do mych drzwi w ciągu 3 miesięcy ... I bańka pryśnie.

 

Aktualny plan? Po 1 stycznia kupno nieruchomości na wynajem. Niedużych - dwa pokoje, kuchnia, łazienka. Razem z kolegą uderzymy też również w kierunku

nieruchomości w Warszawie - nowe budownictwo, kawalerki czy małe M-2 dobrze skomunikowane z centrum. Warszawa ma największą ilość chętnych na wynajem,

do pracy uderza tam masa ludzi - efekt skali jest nieporównywalny z żadnym innym miastem w Polsce. Kolega co prawda proponował kawalerki dla studentów we

Wrocławiu, ale studenci to niepewny interes ;)

 

Tak czy inaczej - dążę do tego, żeby w przyszłości przynajmniej ok 1/3 źródeł dochodów stanowiły pasywne dochody z wynajmu. 2/3 z wykonywanej osobiście pracy, 1/3

ze źródeł niskoobsługowych. W w razie jakichś nieprzewidzianych perturbacji - owa 1/3 starczyła na normalne życie, bez fajerwerków ale również bez szczypania się co

włożyć do koszyka a raz w tygodniu - wyjść sobie do jakiejś knajpki bez kalkulowania, czy dać napiwek miłej barmance czy też lepiej przeznaczyć tą kwotę na zgrzewkę ryżu w Biedronce ;)

 

Jeśli interesuje Was skąd mam kapitał na owe nieruchomości to uprzejmie informuję - z oszczędnego życia przez ostatnie 5-6 lat. Z odkładania od 50 do 70% pensji. Lata minęły szybko a suma się uzbierała już sensowna. I owszem, nie jeżdżę wspomnianą już C-klasą w coupe prosto z salonu, nie leżę na sofach za 30k pln, nie chadzam z garniturach od Zegny (swoją drogą - cholernie przewartościowane i cena nieadekwatna do jakości) oraz nie siedzę dwa razy w roku na Seszelach, Malediwach czy na safari w Kongu. Za to ... wymieniłem powyższe na ową perspektywą zainwestowania w pewien stopień niezależności. Jak mawiają sąsiedzi zza Buga - pażiwiom, uwidzim :)

Bo, za przeproszeniem, przepultać i rozpieprzyć jest łatwo - oszczędzić i odmówić sobie nagrody w postaci natychmiastowej konsumpcji - to już inna para kaloszy.

 

Jak coś mi się urodzi w temacie - będę dawał znać ;)

 

S.

Edytowane przez Subiektywny
  • Like 12
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 minuty temu, Subiektywny napisał:

Być może wynikało to z nieumiejętności późniejszego zarządzania tymi zrobionymi

pieniędzmi i puszczali wszystko od 1ego do 1ego. Kto ich wie ... Taki lajfstaj ;)

 

Efekt powierzania budżetu domowego paniom żonom ;) 

 

Znam kilku takich majstrów, których zarobkami, jak na polskie warunki niemałymi zajmują się małże. 

 

I tak to wygląda, hasło na dziś ŻYCIE PONAD STAN. 

 

Dziwnym zbiegiem okoliczności ich koledzy po fachu niezaobrączkowani nie mają problemów finansowych, a często mogą się pochwalić posiadaniem sporych oszczędności. 

 

Facet sam z siebie nie potrzebuje mega lansu, wiele rzeczy uważa za zbędne (i ma rację), dopiero loszka jak się dorwie do kasy zaczyna ją trwonić.  

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@AdrianoPeruggio

 

Wtrąciłem swoje zdanie na temat samego pomysłu, bo odniosłem wrażenie (być może mylne), że wg Ciebie to priorytet.

 

13 godzin temu, AdrianoPeruggio napisał:

Przeczytaj książkę, to pogadamy

Już trochę mi się przejadły książki o zarabianiu, teraz karmię się czymś innym. Ale za jakiś czas pewnie przewertuję. Aczkolwiek miałem wrażenie, że dyskutujemy o samym zagadnieniu konfrontując wiedzę książkową i inną, a nie o samej książce :)

Życzę Ci jak najlepiej, fajnie, że są młodzi, którzy wierzą, że to jest całkiem proste. Kiedyś też wierzyłem, że jest tak jak w książkach. Jednak po zapoznaniu się z wieloma "żywymi" przykładami, wiem, że nie jest tak kolorowo. Jednak wyjątki (jak wszędzie) zdarzają się. Publikacje na tym polegają, abyś tak się fajnie czuł po przeczytaniu. Jest to mocno wybiurcze i ubarwione. Rzadko kto pisze, jak jest.

 

13 godzin temu, AdrianoPeruggio napisał:

Wizja pracy od 9 do 17 tracąc na to swoje życie, by pod koniec trochę poszaleć jest mało atrakcyjna.

Nie bierzesz jednego pod uwagę. Praca może być fajna :) Podchodzisz do tego jakby praca była chujowym zajęciem, które wykonujesz tylko po to żeby móc egzystować. Więc dążysz do zminimalizowania trwania jej czasu i kombinujesz jak najszybciej i najłatwiej się jej pozbyć. Taka wizja zapierdolu 8-12h dziennie faktycznie przeraża.

Natomiast gdy praca sprawia frajdę, rozwija, sprawia, że musisz myśleć, wymyślać to takie 5-6h dziennie 4x w tyg byłoby by dla mnie optymalnie :D

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

a co za problem samemu wymienić grzejnik... ;)

170 to i tak mało, tutaj każdego którego znam stawki to za 250 zł nie ruszyłby się z miejsca, chyba, że tych grzejnikow byłoby np min. 10, wtedy wzialby 120-150 zl od grzejnika...

 

 

przypomina się pewna sytuacja która przerabiam kilka razy w roku..

 

 

(rozmowa przez tel.)

- Witam, ja w sprawie pracy

- Tak słucham

- Jakie jest wynagrodzenie ?

- O takich sprawach rozmawiamy na zywo, zapraszam do firmy, na juto na 7 rano...

 

Oczywiscie nie ma go ze 3 dni, po 3 dniach przychodzi...

- Dzien dobry ja w sprawie pracy dzwonilem kilka dni wczesniej... (....... )

- (....) Tak slucham

- Jakie jest wynagrodzenie ?

- A jakie Pana by satysfakcjonowało ?

- 12 zł/h minimum

- a Co Pan umie ?

- nic

- a to dziękuje, dowiedzenia :)

 

 

tak to czesto wyglada...

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja teraz jestem w swoim punkcie 3.b: Robota 8h w zawodzie, skromnie (dla wielu stąd bardzo) ale dla mnie już satysfakcjonująco.

 

Nadmiar tego co pozostaje z oszczędzania inwestuję w edukację: język obcy, później albo podyplomówka, albo jakiś kurs zawodowy. Coś sobie wymyślę.

 

Równolegle próbuję wskoczyć na poziom 3a, ale to trudne bo system jest zabetonowany.

 

W mieszkania na wynajem, złoto itp. zacznę inwestować kiedy uznam że moja praca generuje już taki dochód, że mogę trochę odpuścić inwestycje w siebie i własne kwalifikacje. Jeżeli przy okazji uda mi się wejść na poziom 3a (praca o której marzę) - to jestem wygrany bez względu na wszystko.

 

P.S. 

Chcę mieszkać w Polsce, to mój kraj i nikomu go nie oddam.

Edytowane przez Ziomisław
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

34 minuty temu, Subiektywny napisał:

Razem z kolegą uderzymy też również w kierunku nieruchomości w Warszawie - nowe budownictwo, kawalerki czy małe M-2 dobrze skomunikowane z centrum.

 

Jak będziesz miał coś fajnego na Ursynowie to masz już chętnego :D

 

 

 

 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dnia 12.12.2016 o 14:32, Grzenio napisał:

Moja 2. ex ma obecnie 5 cyfrowe wynagrodzenie netto

Co z tego jak brak jej wyobraźni co z tym zrobić. Sam wiesz.

Nawet z taką kwotą można "wegetować".

 

To ja może nieco w ujęciu filozoficznym.

 

Osobiście staram się mieć niskie koszty własne. W sumie mogę, bo z rzeczy materialnych mam wszystko czego potrzebuję a przy tym, niczego specjalnie nie pragnę. Nigdy nie żyłem ponad stan, zawsze dbając o dobry poziom oszczędności. Być może to efekt drylu z domu, bo moja mama zawsze prowadziła księgowość w firmach więc (natury nie oszukasz) przekładało się to również na finansową dyscyplinę domową i pilnowanie odpowiedniej rezerwy budżetowej. Rodzice nigdy nie brali żadnych pożyczek a jak coś chcieli kupić, to po prostu na to odkładali. Jak się można domyślać, tata oddawał całą kasę pod zarząd komisaryczny mamy, jemu przysługiwała tylko kasa z fuch ;) Znamy to, prawda?

 

Nie mam przy tym żadnych kredytów, alimentów i innych dziwnych zobowiązań. Na kredyt kupiłem tylko jedną rzecz - pierwszy, poważny sprzęt komputerowy, bo tego wymagało wykonanie pierwszych zleceń, najpierw w postaci "fuch". Ponadto nie potrzebuję zostawiać majątku potomstwu, bo ani dzieci nie mam ani mieć nie zamierzam. Nadwyżki inwestuję i nie stanowią dla mnie pokusy do wydawania na pierdoły. Wewnętrzny brak pragnień konsumpcyjnych odbieram również jako znaczący element własnego komfortu (np. do dziś np. używam iPhone 4 jeszcze bez "s").

 

Staram się żyć tak, żeby każdy dzień był przyjemny i ciekawy a nie tylko czekać na eksces w postaci wakacji czy weekendu. Sama praca mi tego nie da, choć łatwo ją przyjąć za cel i sens. Ile tak dokładnie naprawdę zarabiam to ja się dowiaduję przy rozliczeniu rocznym. Becker (poziomu finansów nie porównuję) w jednym z wywiadów został zapytany o zarobki, nieco zdziwiony odpowiedział, że nie wie, dodając - "ich spiele, die geld kommt automatisch". Ja wiem zaledwie "mniej więcej" ile (szybkie zestawienie bieżących dokumentów w programie handlowym) z trudnym do oszacowania "ile będzie w przyszłym miesiącu". 

 

Na studiach dorabiałem sobie handelkiem, kupując jakieś tam rzeczy i wożąc je, wracając na weekend do rodzinnej miejscowości, bo zorganizowałem sobie siatkę odbiorców w postaci małych sklepików. Nie musiałem brać kasy od rodziców, co mnie bardzo cieszyło.

Potem pracowałem na etacie w kilku miejscach, całkiem przyzwoicie zarabiając i zawsze prędzej czy później dopadała mnie świadomość rutyny ram czasowych niewolnika. Czułem, jakbym kompletnie nie dysponował swoim życiem. W ostatniej cudzej firmie w jakiej pracowałem (co z tego że praca była fajna), po jakimś czasie przestałem zdążać na ósmą, a gdy przestałem na dziewiątą, odszedłem.

 

Obecnie sam specjalnie "psuję" sobie swój "czterogodzinny tydzień pracy", bo lubię robić to co robię, choć często jest to wymyślanie koła na nowo albo efektem są dodatkowe benefity dla klientów za free. Ale dojście do tego zajęło mi sporo lat i dobowych "dupogodzin", których nawet nie wycenię. Zabawne, bo poskutkowało zanikiem rozróżniania przeze mnie dni tygodnia. Ja naprawdę często nie mam pojęcia jaki jest dzień. Jakieś spotkania rodzinne w weekend? Nie przyjedziecie? Nie, Rx pracuje. Jak to - w niedzielę? Czy: Wstajesz w sobotę o szóstej rano? Po co? 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

18 minut temu, Rnext napisał:

Co z tego jak brak jej wyobraźni co z tym zrobić. Sam wiesz.

Żeby tylko. Brak słów. Trochę mi zajęło dojście do tego - niestety.

16 lat psu w dupę. "Wcięcie, wgięcie cyc i picz. Oczy nie widziały nic."

 

 

19 minut temu, Rnext napisał:

dzieci nie mam ani mieć nie zamierzam.

Tu już nic się nie da zrobić :(

 

 

20 minut temu, Rnext napisał:

Wstajesz w sobotę o szóstej rano? Po co? 

Spać nie mogę. Chyba, że wezmę coś na spanie, to pośpię dłużej.

 

 

Szkoda, że tyle lat minęło, zanim ten matrix człowiek zaczął zauważać i się odważył aby z niego wyjść.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, Drizzt napisał:

Nie bierzesz jednego pod uwagę. Praca może być fajna :) Podchodzisz do tego jakby praca była chujowym zajęciem, które wykonujesz tylko po to żeby móc egzystować. Więc dążysz do zminimalizowania trwania jej czasu i kombinujesz jak najszybciej i najłatwiej się jej pozbyć. Taka wizja zapierdolu 8-12h dziennie faktycznie przeraża.

Natomiast gdy praca sprawia frajdę, rozwija, sprawia, że musisz myśleć, wymyślać to takie 5-6h dziennie 4x w tyg byłoby by dla mnie optymalnie :D

Praca może być fajna, ale jeśli istnieje możliwość jej czasowego drastycznego zmniejszenia, to dobrze, bo masz czas na rozrywkę, rodzinę, znajomych, wycieczki itd. Chodzi o to, by nie robić bezsensownie czegoś, co można zrobić w krótszym czasie.

W dzisiejszych zabieganych czasach problemem jest chyba to, że ludzie nie wiedzą, co zrobić z wolnym czasem, stąd np. wypalenie życiowe u emerytów. Całe życie zapierniczali mając w perspektywie odpoczynek i mnóstwo wolnego czasu-kiedy już to mają, nie wiedzą, jak to wykorzystać.

 

Nie oszukujmy się-zdecydowana większość zawodów, prac to coś, co robi się z przymusu. Dlatego warto to zoptymalizować. Z reguły-a może i nie- praca ma to do siebie, że jest powtarzalna i staje się nudna.

 

Natomiast jeśli uda się połączyć pracę z pasją, to super-tylko proszę o przykłady takiej pracy, która po kilku latach nie nudzi się. Z drugiej strony masz rację bo jeśli np. ktoś lubi kontakt z ludźmi i pomagać ludziom, to każdy dzień przynosi inne historie i człowiek pracuje z przyjemnością, poznając nowych ludzi. Również można pracować podróżując, zwiedzając.

 

--------------------------------

 

2 godziny temu, Subiektywny napisał:

 Tak czy inaczej - dążę do tego, żeby w przyszłości przynajmniej ok 1/3 źródeł dochodów stanowiły pasywne dochody z wynajmu. 2/3 z wykonywanej osobiście pracy, 1/3

ze źródeł niskoobsługowych.

S.

Te niskoobsługowe to co masz na myśli?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Czy my sie nie za bardzo przejmujemy wszystkim , za 20-30 lat będziemy leżeć i śmierdzieć i będziemy jedynie kłopotem dla służb od utylizacji śmierdzących odpadów. Jakie to będzie miało znaczenie czy kupiliśmy dom, merca czy jeździliśmy fabią. Ja swój etap posiadania dla sąsiadów chyba przeszedłem w poprzednich wcieleniach bo dziś hajs mi jest potrzebny tylko i wyłącznie do zabawy i tylko takie jego zdobywanie ma dla mnie sens, podróże, sprzęt latający, sprzęt grający czy co kto tam lubi a domy, mieszkania nieruchomości na które harujemy całe życie staną się tylko pożywką do rodzinnych kłótni i skakania sobie do oczu. Ja mam 13 letnią corollę i wymienię ją jak przestanie jeździć bo do tego służy.  Następnym autem będzie jakiś stary,pancerny Merc Gelenda z lat 80 którym chciałbym jeździć przez następne 20 lat.  Dla mojej rodziny jestem oczywiście dzieciakiem bo miałem już swoją żaglówkę,narty, kajak, paralotnię, 2 motocykle, objechałem całą europę i trochę Afryki , teraz pora na Azję. Urlop to dla mnie zdecydowanie za mało, ja chcę mieć fun przez cały rok. Teraz kupiłem perkę i się na niej uczę grać bo zimą zajęć mniej. Może kiedyś biznes mnie pociągnie ale sam w sobie jest mało ekscytujący (jak dla mnie) a dla samego hajsu to szkoda życia. Aha ,nie muszę dodawać co rodzina o mnie sądzi bo przecież życie jest taaakie poważne. 

Chociaż może rzeczywiście jestem dużym dzieciuchem ale chuj tam ,dobrze mi z tym.

Edytowane przez jaro670
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.