Skocz do zawartości

Jak to jest z tym "szukaniem szczęścia w sobie samym"? Zbawienie, czy potencjalne narzędzie dla manipulatorów?


Edelgeist

Rekomendowane odpowiedzi

 Miałem kilka rozkmin nad emocjami i nad czysto logicznym podejściem do rzeczywistości. Pierwsze spostrzeżenie jest takie, że celem każdego działania, jakie jest podejmowane przez jednostkę, jest feedback ze strony świata. W innym wypadku, ludzie by nie szli na studia, zadowalali się najniższą pensją, pozwalającą na przeżycie, czy szli medytować w góry, żywiąc się korzonkami. Innymi słowy: odczuwasz szczęście/satysfakcję (w moim przypadku te dwa pojęcia są raczej tożsame), kiedy odziałujesz na świat, a on ci odpowiada za pośrednictwem oczekiwanego rezultatu.

 Wdzięczność za to, co się już posiada, jest czymś, bez wątpienia wartościowym w większości sytuacji, jednak w moim przypadku implikuje to obawę, że mogę to utracić i wywołuje poczucie besztania ze strony fikcyjnego "przyjaciela" za to, że nie jestem wystarczająco wdzięczny. Ja w tym widzę potencjalne narzędzie retoryczne, zachęcające nas do obniżania oczekiwań, rezygnacji z planów, zahamowania w dalszym rozwoju.

Tak samo to się tyczy relacji damsko-męskich. Kiedy byłem młodszy za bardzo nie było potencjalnych partnerek wokół mnie. Postanowiłem się pogogodzić z tym, że ten temat mnie nie dotyczy, pod wpływem pewnych fragmentów przeczytanego Nowego Testamentu.

 

"Rzekli mu uczniowie: Jeśli tak się przedstawia sprawa męża i żony, nie warto się żenić. A On im powiedział: Nie wszyscy pojmują tę sprawę, tylko ci, którym jest dane. Albowiem są trzebieńcy, którzy się takimi z żywota matki urodzili, są też trzebieńcy, którzy zostali wytrzebieni przez ludzi, są również trzebieńcy, którzy się wytrzebili sami dla Królestwa Niebios. Kto może pojąć, niech pojmuje!"

 

Mt 19:10-12

 

"Sądzę więc, że w obliczu groźnego położenia dobrze jest człowiekowi pozostać takim, jakim jest. Jesteś związany z żoną? Nie szukaj rozłączenia. Nie jesteś związany z żoną? Nie szukaj żony. A jeśli się ożeniłeś, nie zgrzeszyłeś, a jeśli panna wyszła za mąż, nie zgrzeszyła; wszakże tacy będą mieli doczesne kłopoty, ja zaś chciałbym wam tego oszczędzić. A to powiadam, bracia, czas, który pozostał, jest krótki; dopóki jednak trwa, winni również ci, którzy mają żony, żyć tak, jakby ich nie mieli;"

 

1 Kor 7:26-29

 

"Tak więc, kto poślubia pannę swoją, dobrze czyni, ale kto nie poślubia, lepiej czyni."

 

1 Kor 7:38

 

Tak więc ja żyłem tak, jakby ten temat mnie nie dotyczył, wykazując bierną postawę, oczekując tego, że Bóg mi da ukojenie. Problem pojawił się wtedy, kiedy poszedłem do pracy i przewinąłem się przez kilka miejsc pracy. W tym czasie trafiły się trzy okazje na fajną dziewczynę, w których widziałem większe lub mniejsze oznaki zainteresowania moją osobą. Wszystkie jednak przepuściłem, ponieważ praktycznie w ogóle się do nich nie odzywałem, bo po prostu nie miałem pretekstu/tematu do odezwania się. Nie odczuwam jakiegoś szczególnego dołka z tego tytułu, ale jest gdzieś z tyłu głowy, jakieś tam mniejsze lub większe poczucie straty.

Do tego znajomi z pracy czasem żartują ze mnie, że mam już 38 lat i jeszcze nigdy nie miałem dziewczyny. A kiedy się mnie pytają o taki stan rzeczy, raz zasłaniam się zaprezentowanymi wyżej wersetami, innym razem mówię, że miałem zaburzony rozwój i czuję, że jestem na tym samym etapie rozwoju, co ten, kiedy miałem 12 lat. Doszły do tego lekkie sugestie swatające z jedną z naszych koleżanek.

Teraz ewidentne poczucie szczęścia, choć niezbyt długotrwałe, dają mi spacery, podczas których wypijam z 3-5 piw, wprowadzając się w stan lekkiej poalkoholowej euforii. U mnie alkohol wywołuje stan optymizmu. A nadmienię, że odchyba dwóch lat nie piłem gorzały. Zazwyczaj jest to lżejszy kaliber piwo, w okolicach 7%, albo na chacie Martini.

 Do tego doszła dwa miesiące temu śmierć matki po niespełna półtora rocznej walce z nowotworem. Była to dziwna kobieta. Z jednej strony były momenty, że czułem się przez nią bardzo kochany, z drugiej strony bywała zdolna do naprawdę podłych zachowań wobec mnie. Najbardziej przykre doświadczenie to to, że miałą zwyczaj rozładowywać na mnie agresję, za rzeczy na które nie miałem wpływu. Nie będę się wdawał w szczegóły, ale schemat mniej więcej był taki: 1) ja najpierw mówiłem jej, żeby czegoś nie robiła, bo będą przez to problemy. 2) Ona olewała to, co mam do powiedzenia, mówiąc, że "nie będę jej mówił, co ma robić", albo "mam gówno do gadania". 3) Robiła to co, chciała, po jakimś czasie rzeczywiście nadchodziły przewidziane przeze mnie skutki. 4) W niej narastała potem frustracja. 5) Rozładowywała tę frustrację na mnie, robiąc awantury o błahostki.

Jednak jest mi smutno, bo miałem nadzieję, że kiedyś wyprostuje swoje życie. A umarła prawdopodobnie przez patelnię, którą kupiła i też jej mówiłem, żeby jej nie używała, bo śmierdziało chemią, jak w fabryce silników samochodowych (miałem kiedyś okazję odwiedzić takową, więc wiem o czym mówię).

 

 Więc jak jest z tym szczęściem? Jest ono zależne od relacji ze światem, relacji z samym sobą, czy jest to kwestia przedefiniowania pojęć? Czym jest szczęście, a czym satysfakcja. Bo w moim wewnętrznym odczuciu te dwa pojęcia są tożsame.

  • Like 2
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

40 minut temu, Edelgeist napisał(a):

Więc jak jest z tym szczęściem? Jest ono zależne od relacji ze światem, relacji z samym sobą, czy jest to kwestia przedefiniowania pojęć?

Ja nie umiem tego jakoś w ładne słowa ubrać, ale jeżeli człowiek nie jest szczęśliwy w swoim własnym towarzystwie. Jeżeli nie potrafi np. iść gdzieś sam, czy zająć się hobby i być szczęśliwy sam ze swoimi myślami, tylko ciągle waliduje się względem innych. To nigdy nie będzie naprawdę szczęśliwy i nie zbuduje szczęśliwego związku.

  • Like 9
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Edelgeist napisał(a):

Innymi słowy: odczuwasz szczęście/satysfakcję (w moim przypadku te dwa pojęcia są raczej tożsame), kiedy odziałujesz na świat, a on ci odpowiada za pośrednictwem oczekiwanego rezultatu.

To raczej kontrola i pasuje do tego co piszesz.

Z mojej perspektywy problematyczne jest samo szukanie a nie to gdzie szukasz.

 

Zobacz czego Ci brakuje w tej chwili.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

3 godziny temu, Edelgeist napisał(a):

 Miałem kilka rozkmin nad emocjami i nad czysto logicznym podejściem do rzeczywistości. Pierwsze spostrzeżenie jest takie, że celem każdego działania, jakie jest podejmowane przez jednostkę, jest feedback ze strony świata. W innym wypadku, ludzie by nie szli na studia, zadowalali się najniższą pensją, pozwalającą na przeżycie, czy szli medytować w góry, żywiąc się korzonkami. Innymi słowy: odczuwasz szczęście/satysfakcję (w moim przypadku te dwa pojęcia są raczej tożsame), kiedy odziałujesz na świat, a on ci odpowiada za pośrednictwem oczekiwanego rezultatu.

 Wdzięczność za to, co się już posiada, jest czymś, bez wątpienia wartościowym w większości sytuacji, jednak w moim przypadku implikuje to obawę, że mogę to utracić i wywołuje poczucie besztania ze strony fikcyjnego "przyjaciela" za to, że nie jestem wystarczająco wdzięczny. Ja w tym widzę potencjalne narzędzie retoryczne, zachęcające nas do obniżania oczekiwań, rezygnacji z planów, zahamowania w dalszym rozwoju.

Tak samo to się tyczy relacji damsko-męskich. Kiedy byłem młodszy za bardzo nie było potencjalnych partnerek wokół mnie. Postanowiłem się pogogodzić z tym, że ten temat mnie nie dotyczy, pod wpływem pewnych fragmentów przeczytanego Nowego Testamentu.

 

"Rzekli mu uczniowie: Jeśli tak się przedstawia sprawa męża i żony, nie warto się żenić. A On im powiedział: Nie wszyscy pojmują tę sprawę, tylko ci, którym jest dane. Albowiem są trzebieńcy, którzy się takimi z żywota matki urodzili, są też trzebieńcy, którzy zostali wytrzebieni przez ludzi, są również trzebieńcy, którzy się wytrzebili sami dla Królestwa Niebios. Kto może pojąć, niech pojmuje!"

 

Mt 19:10-12

 

"Sądzę więc, że w obliczu groźnego położenia dobrze jest człowiekowi pozostać takim, jakim jest. Jesteś związany z żoną? Nie szukaj rozłączenia. Nie jesteś związany z żoną? Nie szukaj żony. A jeśli się ożeniłeś, nie zgrzeszyłeś, a jeśli panna wyszła za mąż, nie zgrzeszyła; wszakże tacy będą mieli doczesne kłopoty, ja zaś chciałbym wam tego oszczędzić. A to powiadam, bracia, czas, który pozostał, jest krótki; dopóki jednak trwa, winni również ci, którzy mają żony, żyć tak, jakby ich nie mieli;"

 

1 Kor 7:26-29

 

"Tak więc, kto poślubia pannę swoją, dobrze czyni, ale kto nie poślubia, lepiej czyni."

 

1 Kor 7:38

 

Tak więc ja żyłem tak, jakby ten temat mnie nie dotyczył, wykazując bierną postawę, oczekując tego, że Bóg mi da ukojenie. Problem pojawił się wtedy, kiedy poszedłem do pracy i przewinąłem się przez kilka miejsc pracy. W tym czasie trafiły się trzy okazje na fajną dziewczynę, w których widziałem większe lub mniejsze oznaki zainteresowania moją osobą. Wszystkie jednak przepuściłem, ponieważ praktycznie w ogóle się do nich nie odzywałem, bo po prostu nie miałem pretekstu/tematu do odezwania się. Nie odczuwam jakiegoś szczególnego dołka z tego tytułu, ale jest gdzieś z tyłu głowy, jakieś tam mniejsze lub większe poczucie straty.

Do tego znajomi z pracy czasem żartują ze mnie, że mam już 38 lat i jeszcze nigdy nie miałem dziewczyny. A kiedy się mnie pytają o taki stan rzeczy, raz zasłaniam się zaprezentowanymi wyżej wersetami, innym razem mówię, że miałem zaburzony rozwój i czuję, że jestem na tym samym etapie rozwoju, co ten, kiedy miałem 12 lat. Doszły do tego lekkie sugestie swatające z jedną z naszych koleżanek.

Teraz ewidentne poczucie szczęścia, choć niezbyt długotrwałe, dają mi spacery, podczas których wypijam z 3-5 piw, wprowadzając się w stan lekkiej poalkoholowej euforii. U mnie alkohol wywołuje stan optymizmu. A nadmienię, że odchyba dwóch lat nie piłem gorzały. Zazwyczaj jest to lżejszy kaliber piwo, w okolicach 7%, albo na chacie Martini.

 Do tego doszła dwa miesiące temu śmierć matki po niespełna półtora rocznej walce z nowotworem. Była to dziwna kobieta. Z jednej strony były momenty, że czułem się przez nią bardzo kochany, z drugiej strony bywała zdolna do naprawdę podłych zachowań wobec mnie. Najbardziej przykre doświadczenie to to, że miałą zwyczaj rozładowywać na mnie agresję, za rzeczy na które nie miałem wpływu. Nie będę się wdawał w szczegóły, ale schemat mniej więcej był taki: 1) ja najpierw mówiłem jej, żeby czegoś nie robiła, bo będą przez to problemy. 2) Ona olewała to, co mam do powiedzenia, mówiąc, że "nie będę jej mówił, co ma robić", albo "mam gówno do gadania". 3) Robiła to co, chciała, po jakimś czasie rzeczywiście nadchodziły przewidziane przeze mnie skutki. 4) W niej narastała potem frustracja. 5) Rozładowywała tę frustrację na mnie, robiąc awantury o błahostki.

Jednak jest mi smutno, bo miałem nadzieję, że kiedyś wyprostuje swoje życie. A umarła prawdopodobnie przez patelnię, którą kupiła i też jej mówiłem, żeby jej nie używała, bo śmierdziało chemią, jak w fabryce silników samochodowych (miałem kiedyś okazję odwiedzić takową, więc wiem o czym mówię).

 

 Więc jak jest z tym szczęściem? Jest ono zależne od relacji ze światem, relacji z samym sobą, czy jest to kwestia przedefiniowania pojęć? Czym jest szczęście, a czym satysfakcja. Bo w moim wewnętrznym odczuciu te dwa pojęcia są tożsame.

Najmądrzejsi i zarazem najbardziej pogodni ludzie jakich znam zgodnie mówią:

"Szczęście jest w nas, szczęście to nawyk"

I ja się z tym zgadzam w 100%

 

Coraz częściej mówię sobie ze jestem szczęśliwy w tym momencie. 

Bo jest ładna pogoda, bo zjadłem pyszny deser, bo mam plany na weekend. 

 

Szczęście to nawyk: nawyk myślowy. 

Ostatnio zdarzył mi się poważny wypadek i płakałem z bólu i frustracji. Z czasem zacząłem szukać pozytywów i je znalazłem. Oczywiście nie cieszę się z wypadku ale na próbuje wymyślić jak najwięcej pozytywnych skutków ubocznych zaistniałej sytuacji. 

 

Na nasze życie składają się:

1. Nawyki (zachowania i myślowe)

2. Przekonania (o sobie, ludziach i świecie)

 

Jeśli będziesz uważał w głębi serca że świat to obrzydliwe miejsce wypełnione debilami to codziennie będziesz znajdował potwierdzenia. I dokładnie tak samo będzie gdy przyjmiesz założenia odwrotne. Np. Że każdy ma w sobie coś ciekawego i pięknego. 

 

  • Like 11
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

21 minut temu, Gixer napisał(a):

Na nasze życie składają się:

1. Nawyki (zachowania i myślowe)

2. Przekonania (o sobie, ludziach i świecie)

A ja dodam, że 

1. Nawyki można kształtować - podobno ok 30 dni rutyny wystarczy żeby coś weszło w nawyk

 

2. Przekonania można zmieniać, usuwać, zaszczepiać - wystarczy je spisać, przemyśleć a następnie im zaprzeczyć podając mózgowi fakty - polecajka blog Michal Pasterski - zmiana przekonań, ale ostrożnie bo można sobie sieczkę w głowie zrobić.

  • Like 4
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja uważam że brak spełnienia w relacjach damsko-męskich będzie u każdego wywoływać poczucie braku, które człowiek może potem próbować maskować nałogami, albo ucieczkami typu "Ja szukam szczęścia w samym sobie". 

Należy zadbać o każdą sferę życia.

Aczkolwiek po części się zgadzam ze "szczęściem samym w sobie" bo jak tego jeszcze nie masz, to wg mnie lepiej nie szukać na szybko związku. Wcześniej lepiej jest uporządkować swoje życie, porozwiązywać problemy. Bo niektórzy oczekują że znajdą partnerkę która otoczy ich matczyną opieką i pomoże wygrzebać się ze swoich niedoskonałości.

 

A Ciebie autorze @Edelgeist, bez urazy, ale podejrzewam o uciekanie od realiów świata w przeintelektualizowaną filozofię.

Zobacz sam napisałeś

3 godziny temu, Edelgeist napisał(a):

Kiedy byłem młodszy za bardzo nie było potencjalnych partnerek wokół mnie.

Gdyby wiele dziewczyn, mówiąc po prostacku, chciało dobrać się do Twojego żądła to szybko wyleczyłbyś się z tej całej filozofii i rozkmin.

 

Jak dla mnie, to za dużo analizowania. 

Oceniam trochę na podstawie swojego doświadczenia. Jestem mocno pochłonięty naukami ścisłymi. I mam pewną wrażliwość na poezję, sztukę. Dawniej na imprezach, z dziewczynami próbowałem rozmawiać na tematy fizyki, literatury, no nie wychodziło to xd Girls just wanna have fun, musisz pobudzać emocje, być dynamiczny. A brnąc w rozmyślania które poruszasz zakładając ten temat, jeszcze bardziej oddalasz się od kontaktów z kobietami.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Odpowiadając na pytanie z tematu: Szczęście w sobie znajduje się za darmo, a za szczęście z zewnątrz trzeba zapłacić. Ergo szukanie szczęścia w sobie jesteś mniej narażony na manipulacje. Co nie znaczy, że manipulacji w ogóle nie będzie, ale co do zasady ludzie manipulują dla zysku. Tam gdzie nie ma zysku finansowego jest 90% mniej oszustwa.

 

ALE, szukanie szczęścia w sobie nie oznacza zamknięcia na świat zewnętrzny, bierności i apatii. Bardziej "klu" problemu leży w tym gdzie jesteś zakotwiczony emocjonalnie. Jeśli jesteś zakotwiczony w sobie, inni nie mają tak dużego wpływu na Ciebie. Ale niedorzecznością byłoby oczekiwać, że będziesz cały czas w stanie ekstazy płynącej z samej tylko radości przebywania ze sobą. Dalej duża część "szczęścia" to odnoszenie sukcesów, cieszenie się życiem, zaspokajanie swoich potrzeb. Mamy np. piramidę potrzeb Maslowa. U podstawy potrzeby fizjologiczne, potem emocjonalne, potem rozwój. Częścią emocjonalno-fizjologicznych potrzeb jest seks i związek. Te cytaty ostrzegają przed szukaniem na siłę, a nie przed szukaniem wcale.

 

Skrajności są prawie zawsze złe. Szczęście w sobie jest dobre, ale jeszcze lepsze w połączeniu ze szczęściem z zewnątrz.

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

11 minut temu, krzy_siek napisał(a):

Ja uważam że brak spełnienia w relacjach damsko-męskich będzie u każdego wywoływać poczucie braku, które człowiek może potem próbować maskować nałogami, albo ucieczkami typu "Ja szukam szczęścia w samym sobie". 

Co przez to rozumiesz? Czy jeśli miałem x partnerek w swoim życiu, ale nie wyszło z żadną, a dzisiaj jako singiel jednak odnalazłem szczęście w sobie i trudno mi sobie wyobrazić taką stała relacje D-M (w sensie prawdopodobnie przyniosłaby mi więcej strat niż zysków) to mam też braki?

 

Dzisiaj teoretycznie czasami zdarzają się braki bliskości, ale to też gdzieś próbuję zrozumieć, że jest to moim przekonaniem z dzieciństwa, które muszę przepracować. W innych kulturach mężczyźni nie mają potrzeb bliskości kobiety bo tak byli wychowani. 

 

@Edelgeist polecam książkę:

przebudzenie-b-iext121502416.jpg

Polecam porobić notatki.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

20 minut temu, krzy_siek napisał(a):

Ja uważam że brak spełnienia w relacjach damsko-męskich będzie u każdego wywoływać poczucie braku, które człowiek może potem próbować maskować nałogami, albo ucieczkami typu "Ja szukam szczęścia w samym sobie". 

Zakładając że szczęście to zero "0", nieszczęście/depresja to "-1", a szczęście+ (jak program PiSu) to "1".

 

To co ty @krzy_siek proponujesz, to tylko "0" z kobietą lub "-1" samemu.

 

Ja uważam że trzeba tak żyć, aby na co dzień mieć to "0" a jak trafimy fajny zwiazek to uzyskać "+1", ale wtedy wciąż nie boimy się spaść na "0" bo tam też było ok.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Od kilku lat interesuje się neo-stoicyzmem, czyli klasycznym stoicyzmem odnowionym, dopasowanym do naszych czasów. Jedną z kluczowych przesłań tej filozofii jest właśnie znalezienie szczęścia niezależnie od czynników zewnętrznych, czyli można przyjąć, że to odpowiada szukaniu szczęścia w sobie a raczej nie dopuszczaniu do bycia nieszczęśliwym. 

 

Problem w tym, że osiągnięcie takiej umiejętności to są lata ćwiczeń, wizualizacji i prowadzenia dziennika. 

 

Nie da się pojechać w góry na weekend i znaleźć szczęście w sobie. Dodatkowo dochodzą potrzeby biologiczne, których brak zaspokojenia powoduje dyskomfort i o znalezieniu szczęścia mowy być nie może jeśli notorycznie i dokucza ci brak kobiety dajmy na to. Takie wyparcie własnych potrzeb w imię szukania szczęścia w sobie doprowadzi do depresji. 

 

Więc jak być szczęśliwym? W ogólności to zaspokajanie potrzeb własnych przy jednoczesnym unikaniu cierpienia, bólu. 

 

Dalej się już komplikuje. Bo człowiek jest nienasycony. Dostaniesz palec, będziesz chciał całą rękę. Każdy ma ograniczone zasoby więc wszystkich własnych potrzeb nie zaspokoi. 

 

Im więcej bodźców i pokus tym trudniej być szczęśliwym bo chce się to wszystko mieć co mają inni. Dlatego też mnisi zamykają się w klasztorach, pustelnicy w górach. Odcinają się o świata pełnego pokus. 

 

Jest też pogląd, który mówi że człowiek szczęśliwy być nie może. Wynika to z definicji człowieka, czyli istoty świadomej. To bardzo ważny głos w tej dyskusji. 

 

Podsumowując - jeśli nie jesteś buddyjskim mnichem zamkniętym w starym, odizolowanym klasztorze gdzieś w Tybecie, to raczej ciągłego szczęścia nie zaznasz.

 

Można jednak zorganizować sobie całkiem wygodne życie w sposób następujący:

- zaspokojenie podstawowych potrzeb (bezpieczeństwa, głodu, mieszkania, seksu)

- trening stoicki aby uodpornić się na nieprzyjemne sytuacje losowe oraz innych ludzi. 

- unikanie bodźców i pokus,

- jak najwięcej kontaktu z przyrodą. 

 

Dwa ostatnie oznaczają życie na wsi. 

 

Choć co do tego mam wątpliwości czy mieszczuch wychowany od małego w blokowisku odnajdzie się  a wsi. 

Edytowane przez RealLife
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 minut temu, RealLife napisał(a):

Można jednak zorganizować sobie całkiem wygodne życie w sposób następujący:

- zaspokojenie podstawowych potrzeb (bezpieczeństwa, głodu, mieszkania, seksu)

- trening stoicki aby uodpornić się na nieprzyjemne sytuacje losowe oraz innych ludzi. 

- unikanie bodźców i pokus,

- jak najwięcej kontaktu z przyrodą. 

 

Dwa ostatnie oznaczają życie na wsi. 

 

Choć co do tego mam wątpliwości czy mieszczuch wychowany od małego w blokowisku odnajdzie się  a wsi. 

 

@Rnext jak to widzisz?

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Brat Jan ja tam wiele nie dodam, poza tym, że każdy musi chodzić w butach jak najlepiej do siebie dopasowanych. Ani nie namawiam ani nie zniechęcam, ale funkcjonowałem w wielkich aglomeracjach i na obecnym etapie serdecznie podziękuję (mimo pewnych, ale niewielkich zalet). Wolę klimaty wiejsko-sielskie, wyłażenie bosą stopą w gaciach na podwórko, delikatne odludzie, przycinanie ziółek (nie mylić z zielem ;)) itp. przerywniki w aktywności zarobkowej. Gdy sobie pomyślę o mieszkaniu w jakimś bloku czy czymś takim w miejskim gettcie, to się tylko wzdrygam. 

  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

5 godzin temu, Edelgeist napisał(a):

że miałem zaburzony rozwój i czuję, że jestem na tym samym etapie rozwoju, co ten, kiedy miałem 12 lat.

 

5 godzin temu, Edelgeist napisał(a):

Teraz ewidentne poczucie szczęścia, choć niezbyt długotrwałe, dają mi spacery, podczas których wypijam z 3-5 piw, wprowadzając się w stan lekkiej poalkoholowej euforii. U mnie alkohol wywołuje stan optymizmu.

Kurde, jakbym o sobie czytał. Serio. Też, zwłaszcza latem, lubię wypić parę zimnych piwek, które początkowo dają mi euforię, choć wiem, że alkohol to tak na prawdę trucizna i gówno. Kiedyś, będąc nieco młodszy, również czytałem Biblię i wybrane przeze mnie cytaty o byciu bezżennym :)

Każdy człowiek potrzebuje bliskości, ale tą bliskość, można ,, zaspokoić" spokojem. Wiem, że to bardzo trudne, ale być może lata medytacji, bycia ,,tu i teraz", porzucenia ego, mogą przynieść wymierne rezultaty.

5 godzin temu, Edelgeist napisał(a):

Pierwsze spostrzeżenie jest takie, że celem każdego działania, jakie jest podejmowane przez jednostkę, jest feedback ze strony świata. W innym wypadku, ludzie by nie szli na studia, zadowalali się najniższą pensją, pozwalającą na przeżycie

Ajahn Brahm wspominał w swoim występieniu, po wielu, wielu latach bycia w związkach, skończenia studiów na wydziale fizyki w Cambridge, pracy naukowca, że ,,Gdybym wiedział to wtedy, co teraz wiem" to nie szukałby szczęścia i spełnienia, w owych dziedzinach. Być może z wiekiem, zmieniają się nasze priorytety. Myślę, że jesteś w najlepszym swoim wieku, dla mężczyzny, stąd takie refleksje. Nie oszukujmy się większość powiedzmy 20-25 latków, nie będzie mieć takich przemyśleń, bo dla nich liczą się tylko chwilę ulotne i żadnej autorefleksji. Dojrzałeś do pewnego stanu i możesz być, poniekąd, z tego dumny.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja najszczęśliwsze chwile jakie mam, to gdy jestem sam. Nie z dziewczyną, nie ze znajomymi. 

Jak napisałeś o tym, że lubisz długie spacery z piciem, to przypomina mi się jak 6 lat temu, gdy miałem 19 lat, rzuciłem kierunek studiów, wróciłem do swojej prowincji, były to ostatnie chwile singielstwa mojego, poszedłem w tym małym mieście najbardziej wysunięte na wschód w Polsce w nocy na długi spacer, kupiłem dwa piwa i myślałem. Było tak pięknie. Miałem wolny umysł, wtedy przychodzą najciekawsze pomysły, najgłębiej możemy wejść we wspomnienia ciesząc się obecną chwilą. Także chodzenie po lesie lub koło jezior z energolem jest świetne - myśląc o swojej małości wobec gigantyczności świata. 

jako, że jesteśmy istotami biologicznymi, to niestety (będąc racjonalny) ma to swoje nazwy. Szczęście długotrwałe to serotonina, a krótkotrwałe to dopamina. Najlepiej wyjść z ogólnego sensu życia jako człowieka i dopasować do tego swoją filozofię, pracę, działania, jestestwo. Ja tak po dłuższym myśleniu o tym jak być szczęśliwym doszedłem...

Czasem żałuję, że nie mam więcej wolnego czasu, ale w głębi duszy wiem, że na starość będę żałować, że nie zrobię w młodości pewnych rzeczy... Więc te przyjemności staram sobie odłożyć po 60-tce...

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Edelgeist

 

Bardzo dobre cytaty z pisma świętego, ogólnie chodzi o to żeby człowiek nie żył WYŁĄCZNIE SAM DLA SIEBIE.

Jeśli ktoś nie chce się żenić/mieć dzieci to nie ma w tym nic złego Bóg tego nie potępia, ale swoim żywotem RÓB COŚ DOBREGO DLA INNYCH/DLA ŚWIATA. (Ale nie daj sobie przy tym wchodzić na łeb)

 

Wiele ludzi tutaj źle interpretuje pismo czy katolicyzm, Bóg na siłę nie będzie ci kazał być ojcem/mężem jeśli nie czujesz się w tych rolach a tym bardziej nie ma do tego odpowiedniej kandydatki.

Wręcz przeciwnie pismo potępia branie sobie na żonę kogoś kto się na to nie nadaje xDD

 

Edytowane przez bassfreak
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Ja się czuję naj w samotności, mam święty spokój i mogę sobie porozmawiać sam ze sobą, zadając sobie egzystencjalne pytania, zauważyłem również, że jestem niezłym słuchaczem i tak sobie wstaje rano o 12 jak na artystę i erotomana przystało, włączam prysznic, głośnik bluetooth, aria operowa napierrdala i siedzę w kabinie i jest mi zajebiście, potem idę na randkę z jakąś szmulą i boli mnie serduszko i siusiak, że musimy kopulować, jest to nie do zniesienia, obserwując ostatnio pomarańczowych, tajskich mnichów, zadałem sobie pytanie czy warto? Czy warto wstąpić w szeregi pomarańczowych transformersów, a może odjebać sobie sprzęt i zostać lejdibojem?

 

Życie zaskakuje i pełne jest niesłychanych przemyśleń.

 

Która droga jest najlepsza?

 

Tego mogę się tylko domyślać!

  • Like 2
  • Dzięki 1
  • Haha 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Spokojnie napisał(a):

Co przez to rozumiesz? Czy jeśli miałem x partnerek w swoim życiu, ale nie wyszło z żadną, a dzisiaj jako singiel jednak odnalazłem szczęście w sobie i trudno mi sobie wyobrazić taką stała relacje D-M (w sensie prawdopodobnie przyniosłaby mi więcej strat niż zysków) to mam też braki?

Rozumiem przez to, że poszukiwanie szczęścia w samym sobie poza relacjami z kobietami, i szerokie analizy rozmyślania, mają sens jeśli już doświadczyłeś bliskości z kobietami, seksu, randek itd. 

Bo jeśli tego nie miałeś, albo dlatego że kobiety nie były zainteresowane, albo nie miałeś żadnego social skilla, to takie "szukanie szczęścia w samym sobie" jest wg mnie ucieczką, usprawiedliwieniem siebie, wymówką przed działaniem w kierunku tego czego pragniesz (kontakt z kobietami).

Tak jak w medytację idą często ludzie, którzy nie poosiągali celów w życiu realnym. Nie wyszło im w doczesnym świecie, więc chcą odlecieć do innego.

Albo, ktoś opowiada, że w sumie to nie ma potrzeby dużo zarabiać, kupować dobrych samochodów i żyć w dużym ładnym mieszkaniu, bo z przeciętnym samochodem i mieszkaniem też jest OK. Wymówka, ucieczka, samooszukiwanie, ochrona ego.

  • Like 6
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Wydaje sie ze tylko swiadome wybijanie ze strefy konfortu moze dac poczucie szczescia . Do niczego nie jestes przyspawany i nie ma obawy ze cos mozna stracic . Gdyby socjale nie chlali i nie trzaskali bachorow , mogli by doznac oswiecenia 😂

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak to powiedział m.in. Victor Frankl - nie dążysz do szczęścia, ale do odnalezienia sensu w życiu. Szczęście jest wypadkową tego dążenia, a nie celem. Tak jak szukanie satysfakcji, przyjemności, tak szukanie szczęścia ostatecznie nic nie daje, bo jest tylko efektem dążenia do czegoś innego.

  • Like 5
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Myślę, że są dwie drogi do szczęścia.

 

Pierwsza jest aktywna - to wtedy gdy wyznaczasz sobie cele, i je osiągasz. Masz poczucie, że trzymasz ster swojego losu, że masz nad sobą kontrolę, i idziesz w słusznym kierunku. To wiąże się z pracą, cierpieniem, zawodem, ale ostatecznie warto. I to jest praca w sensie ciągłym, nie ma tutaj umarzonego raju który gdy osiągnę będzie 10/10. Nie będzie, bo ta satysfakcja nie bierze się z punktu w którym jesteś, ale z faktu że do niego zmierzasz. Więc gdy go osiągniesz, wybierasz punkt wyżej.

 

Druga jest pasywna. To pogodzenie się z losem, i szukanie satysfakcji z miejsca w którym się jest. Człowiek może żyć samotnie na pustelni, żywiąc się korzonkami, i być szczęśliwy. Pytanie tylko, czy warto.

 

Wydaje mi się, że w życiu trzeba łączyć obydwie te drogi. Działać, i nie zadowalać się tym co jest, ale jednocześnie i za to być wdzięcznym. 

 

Natomiast napewno odżegnywałbym się od jakichś prób znalezienia szczęścia wyłącznie w sobie, izolacji od świata i potrzeb. Ta droga będzie zawsze naznaczona ucieczką, czego byś sobie nie wkręcał. To będzie zawsze "jestem szczęśliwy, pomimo że".

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

4 godziny temu, Spokojnie napisał(a):

 

 

@Edelgeist polecam książkę:

przebudzenie-b-iext121502416.jpg

Polecam porobić notatki.

Też bardzo polecam twórczość de Mello, przy czym jednak polecam zacząć od "Odkryć życie na nowo". Przy czym najpierw oryginalny wykład (poniżej), potem książkę, potem Przebudzenie, a na końcu Wezwanie do miłości (ta ostatnia malutka jest). "Przestań się naprawiać" nie polecam. Nie dlatego, że jest słaba, ale dlatego, że praktycznie niczego nowego się nie znajdzie. A dlaczego najpierw w wersji wideo? De Mello był człowiekiem...specyficznym, którego by zrozumieć dobrze, trzeba zaznajomić się z tym jak akcentował pewne zdania, gestykulację itp. by wiedzieć, jakie jest prawdziwe znaczenie danych kwestii. Na szczęście ten jeden filmik daje "klucz" do pozostałych książek. Ewentualnie jako wstęp wstępu, polecam mowę Ajahna Brahma "Ocena braku siebie" (yt/soundcloud, jest z lektorem), by w sposób przystępny wiedzieć o co tutaj chodzi i by nie wywaliło bezpieczników przy de Mello.

 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 godzin temu, krzy_siek napisał(a):

Ja uważam że brak spełnienia w relacjach damsko-męskich będzie u każdego wywoływać poczucie braku, które człowiek może potem próbować maskować nałogami, albo ucieczkami typu "Ja szukam szczęścia w samym sobie". 

Należy zadbać o każdą sferę życia.

Aczkolwiek po części się zgadzam ze "szczęściem samym w sobie" bo jak tego jeszcze nie masz, to wg mnie lepiej nie szukać na szybko związku. Wcześniej lepiej jest uporządkować swoje życie, porozwiązywać problemy. Bo niektórzy oczekują że znajdą partnerkę która otoczy ich matczyną opieką i pomoże wygrzebać się ze swoich niedoskonałości.

 

A Ciebie autorze @Edelgeist, bez urazy, ale podejrzewam o uciekanie od realiów świata w przeintelektualizowaną filozofię.

Zobacz sam napisałeś

Gdyby wiele dziewczyn, mówiąc po prostacku, chciało dobrać się do Twojego żądła to szybko wyleczyłbyś się z tej całej filozofii i rozkmin.

 

Jak dla mnie, to za dużo analizowania. 

Oceniam trochę na podstawie swojego doświadczenia. Jestem mocno pochłonięty naukami ścisłymi. I mam pewną wrażliwość na poezję, sztukę. Dawniej na imprezach, z dziewczynami próbowałem rozmawiać na tematy fizyki, literatury, no nie wychodziło to xd Girls just wanna have fun, musisz pobudzać emocje, być dynamiczny. A brnąc w rozmyślania które poruszasz zakładając ten temat, jeszcze bardziej oddalasz się od kontaktów z kobietami.

Kobieta może być dopełnieniem szczęścia.  

Najpierw bądź szczęśliwy sam ze sobą a później szukaj dopełnienia. Nigdy na odwrót.

 

Tysiac jest przypadków gdzie Panna/facet sądziła ze jak już znajdzie chłopa to wszystko się ułoży jak za użyciem różdżki... Z początku tab było a później zaczęły wychodzić braki i wyszło na to że to wina tego faceta. Bo gdyby był tylko bardziej/mniej xyz to by było znów idealnie...

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.