Skocz do zawartości

Jedna z wielu podobnych :)


Rekomendowane odpowiedzi

Chciałem się z Wami podzielić moją historią i lekcjami, które z niej wyciągnąłem. Może komuś się to przyda, może ktoś wyciągnie dla siebie z tego odpowiednie wnioski. Może ktoś jest w podobnej sytuacji i stoi na rozdrożu tak jak ja stałem swego czasu. Z drugiej strony wiem po sobie, że najwięcej człowiek się uczy (przynajmniej powinien) na swoich błędach. Teraz kiedy na to patrzę z perspektywy czasu na chłodno ta historia nie odbiega od wielu, które przeczytałem na tym forum.

 

Mój związek trwał 10 lat z czego 7 lat byliśmy małżeństwem. Moja była żona jest od mnie starsza prawie 5 lat. Była już wcześniej mężatką ale kiedy się poznaliśmy była już od roku po rozwodzie i miała z poprzedniego małżeństwa córkę. O ile różnica wieku mi nie przeszkadzała o tyle dziecko było wyzwaniem - nie miałem w tym doświadczenia, nie wiedziałem do końca na co się decyduję. Byłem gówniarzem, jak teraz na to patrzę i zaryzykowałem. Niewiele zarabialiśmy - oboje pracowaliśmy w budżetówce. Ona mieszkała w małym miasteczku w domu u rodziców (2 domy na jednej działce) a ja mieszkałem jeszcze z rodzicami. Na początku wspólne mieszkanie nie wchodziło w grę. Codzienne dojazdy do pracy - razem 100 km generowały za wysokie koszty na moja kieszeń. Ale po 3 latach zmieniłem budżetówkę na korpo i było mnie stać więc podjęliśmy decyzje o wspólnym zamieszkaniu u niej. Z jej córka dogadywałem się bardzo dobrze - traktowałem dziecko jak swoje. Z czasem biologiczny ojciec zniknął z życia a ona zaczęła do mnie mówić tato z czego byłem bardzo dumny.

 

Kilka słów o rodzinach. Moja raczej (zdecydowanie) dysfunkcyjna: matka wszystkiego się bojąca, pasywna całe życie i niedecyzyjna - przyjęła rolę kuli u nogi i od kiedy ja i moje rodzeństwo staliśmy się dorośli to cały czas musimy ją ciągnąć za sobą. Przyjęła na siebie rolę ofiary i nie zrobi nic sama tylko czeka aż, najczęściej ja zrobię wszystko za nią. Rozwinęło się to do tego stopnia, że kilka lat temu po kolejnej awanturze z moim ojcem i rękoczynami pojechałem do nich do domu spakowałem ją i wywiozłem do jej matki a ojca w przypływie emocji strzeliłem tak w pysk, że wybiłem sobie bark. Nie żałuję. Od tego czasu żyją osobno. Ojciec jak można wywnioskować przemocowiec. Zakompleksiony, niezaradny i nieodpowiedzialny. Regularnie wprowadzał terror w domu - awantury, rękoczyny, itd. Generalnie wszystko co ma to dostał od rodziców (jedyne dziecko) i jego jedynym obowiązkiem było się utrzymać czego i tak nie potrafił. Ale wiadomo - specjalista i autorytet w każdej dziedzinie życia od prowadzenia biznesu po stosunki międzyludzkie. Siostra w normie, brat - najmłodszy, niestety kopia ojca z tym, że nie macha rękami.

Jej rodzina: ojciec lekarz - większość czasu w pracy (praktycznie mieszka w szpitalu), spokojny. Matka - z małej miejscowości, żadnej kariery nigdy nie zrobiła i od 40-go roku życia nie pracuje i siedzi w domu. Zatrudniona fikcyjnie w gabinecie swojego męża. Po jej biznesach zostały mu tylko długi do spłacenia i w sumie rozumiem, że posadzenie jej w domu było zwyczajnym ograniczeniem szkód finansowych jakie robiłaby dalej jako businesswoman :) Ale oczywiście w swoim mniemaniu kobieta sukcesu przechwalająca się przy każdej okazji i pomniejszająca jakiekolwiek zalety męża. Wiecznie dominująca w domu i w towarzystwie aż do umęczenia wszystkich. Fanatyczna matka-polka - dzieci to jedyny sens istnienia i należy im we wszystkim pomagać. Brat mojej byłej żony - typ panicza. Starszy ode mnie ale wszystko: „tata daj”. Mieszkanie, samochody, życie - wszystko opłacane z pieniędzy teścia. Kiedyś mi było żal, że wszyscy na nim (teściu) tak żerują ale teraz widzę, że przecież sam do tego doprowadził. Ze szwagrem nie miałem żadnej zażyłości. Tolerowaliśmy się ale nigdy nie przyjaźniliśmy ani nie mieliśmy cieplejszych stosunków. Nie odpowiadał mi nigdy jego model Piotrusia Pana.

 

Wracając do historii. Żyło nam się dobrze. Ona nadal w budżetówce a ja postanowiłem, że dam z siebie wszystko i będę awansował. Pracowałem dużo, 2 razy więcej niż żona ale też często awansowałem i dzięki temu zarabiałem coraz więcej (więcej niż ona) i było nam wygodnie. Dziecko musiało mieć wszystko co najlepsze i to zaraz. No ale żyliśmy na dobrej stopie więc czemu nie? Były same dobrze rzeczy, dodatkowe zajęcia, wyjazdy na wakacje 4 razy w roku - bo ona jak każda kobieta jest podróżniczką… No ale żeby na to zarobić trzeba było tyrać, tzn ja musiałem tyrać bo wymagania rosły. Alimenty dla dziecka to były jakieś grosze i zreszta nie spływały więc był sąd i komornik z byłym małżonkiem. Nie włączałem się w to. Uważałem, że to nie jest moja sprawa. Dla mnie ważne było, że były małżonek się nie pojawiał w naszym życiu co generowało niepotrzebnie niezręczne sytuacje. Ogólnie nie ingerowałem w stosunki biologicznego ojca z dzieckiem - uważałem, że to nie moja sprawa i nigdy nawet nie rozmawiałem o nim w towarzystwie dziecka. Ich kontakt z czasem sam się urwał ale pod koniec małżeństwa oczywiście ja zostałem obarczony winą za to :) No cóż taka dola. Jak już wcześniej napisałem wybrałem pracę w korpo w branży IT - wielu myśli, że to kraina mlekiem i miodem płynąca ale niestety coś za coś. Korpo wyciska jak cytrynę - za dobrą kasę oferuję pracę non-stop, wypalenie zawodowę i wiele innych benefitów :) Ale wybrałem tą drogę świadomie i wiedziałem co mnie czeka. Jest potencjał do zarabiania dużych pieniędzy ale trzeba poświęcić dużo czasu i zdrowia inwestując w siebie i samorozwój. Nie narzekałem - grałem w grę, której zasady były mi znane od początku i decyzje podjąłem świadomie. Moja małżonka pracowała po 20h tygodniowo a ja 60h. Ale ona zarabiała 5k mc a ja 20k a później jeszcze więcej. No i to też był problem bo wiecznie ze mną rywalizowała i ja nie rozumiałem dlaczego bo przecież robię to wszystko dla nas i kasa spływa na wspólne konto - to był duży błąd jak się później okazało. No więc żyło nam się dobrze, zainwestowaliśmy dużo kasy w wyremontowanie domu, w którym mieszkaliśmy (budynek gospodarczy przebudowany później na dom). Chociaż dom formalnie należał do niej a ja nie miałem do niego żadnych praw. Po ślubie w międzyczasie pojawił się pomysł wspólnego dziecka - oczywiście pomysł nie mój bo ja jakoś nie miałem nigdy parcia na posiadanie dzieci ale małża naciskała bardzo i dla świętego spokoju się zgodziłem. Próbowaliśmy wszystkich możliwych metod ale nie było nam dane. 3 próby in vitro skończyły się fiaskiem mimo wyników płodności w normach - teraz tak myślę, że jakaś opatrzność nade mną czuwała, chociaż wierzący nie jestem. Małża załamana a ja skupiłem się na tym co mamy: jej dziecku z pierwszego małżeństwa i zapewnieniu im jak najlepszych warunków. Po czasie wpadła na pomyślą adopcji jej córki przeze mnie - na szczęście się na to nie zdecydowałem.

 

Po kilku latach zacząłem się dusić wieczną obecnością teściów pod oknami, wiecznymi „gorącymi prośbami” teściowej i problemami kiedy chcieliśmy rozbudować dom - bo widok z okna w jadalni będzie im zasłaniał (teściowej). Brakowało mi prywatności. Zaczęło też mnie irytować to, że całą uwagę musimy skupiać na dziecku. Moja żona była tak zafiksowana na punkcie córki, że cały nasz wolny czas był podporządkowany dostarczaniu jej rozrywki i organizowaniu czasu. Więc po pracy jeździłem z nią na dodatkowe zajęcia, baseny, konie i itp. Moja żona w tym czasie siedziała w domu bo była zmęczona. Obowiązkami domowymi też musieliśmy się dzielić równo po połowie bo przecież równouprawnienie :) Ale jak trzeba było w ogrodzie posprzątać lub trawnik skosić to ona jednak nie lubi :) No więc ilośc pracy, obowiązków domowych i wieczne bieganie wokół bąbelka było irytujące, do tego nie otrzymywałem żadnej wdzięczności za wkładany wysiłek a na liście priorytetów mojej żony byłem gdzieś pod koniec - za psem :).

Podjęliśmy decyzje (pod moim naciskiem) na wyprowadzkę do dużego miasta. Zmieniłem pracę i w tygodniu pracowałem a w weekendy zjeżdżałem do domu. Odkładałem każdy grosz jaki mogłem żeby jak najwięcej mieć na wkład własny przy zakupie mieszkania. Dysproporcje między naszymi zarobkami były ogromne. Jednocześnie moja „myszka” podjęła decyzje o tym, że odchodzi z pracy bo skoro ja się rozwijam to ona tym bardziej ma do tego prawo! I postanowiła otworzyć swój biznes - oczywiście trzeba było w niego sporo zainwestować ale przecież „nas stać” a to, że odkładamy na mieszkanie i, że ja od kilku lat w tych samych spodniach chodzę bo oszczędzam to tylko szczegół :) No ale chooy czego się dla myszki nie robi. Jeszcze dałem się namówić na drogi wyjazd do Tajlandii bo przecież ona zawsze chciała tam pojechać i nas stać a ona się dusi, że tylko te pieniądze odkładamy a ona chce żyć! Teść zaoferował pomoc finansową, którą odrzuciłem, bo powiedziałem przy wszystkich, że jesteśmy zdrowi i samodzielni i na nasze własne wydatki jesteśmy w stanie zarobić sami - co wywołało oburzenie u teściowej bo był to przytyk do panicza :) Ogólnie po rozwodzie zauważyłem, że było dobrze kiedy myszka i bąbelek dostawały wszystko czego chcą: wyjazdy na wakacje 4 razy w roku, wyjścia do restauracji, zakupy na poprawę humoru itd… Jak tylko pojawiała się proza życia to myszka zaczynała generować wyimaginowane problemy. Kiedyś przyszła z pomysłem, że ona to w sumie mogłaby być moją „utrzymanką” jak już zarabiałem wystarczająco dużo. Pomysł wyśmiałem i powiedziałem, że nawet jakby to nie miało żadnego wpływu na nasz budżet to do pracy będzie chodzić bo nie wyobrażam sobie, żeby siedziała w domu i pierdziała w fotel jak jej matka. No i równouprawnienie przecież :) Z bąbelkiem było podobnie: jak się zachwycałem jakie cudowne i rozpieszczałem to było ekstra a jak pojawiały się wymagania lub trzeba było ponieść konsekwencje nieprzestrzegania przyjętych zasad to byłem określany „żandarmem” i miałem „odpuścić” bo się stresuje biedna tym, że brudnych gaci nie wrzuca się za łóżko tylko do kosza z praniem… Paranoja.

 

No ale małżeństwo to małżeństwo - na zawsze i czasami nie jest kolorowo. Dla mnie to była świętość. Więc pracowałem, odkładałem i rozpieszczałem. Zacząłem z czasem zauważać, że bąbelek nabiera do mnie dystansu ale myślę sobie „jest w trudnym wieku - wkracza w okres dojrzewania to minie”. Mimo wszystko nie było to przyjemnie ale ja zacząłem się czuć we własnym domu jak wróg kiedy przyjeżdżałem… Matka z córką zawiązały sojusz i nawet moi teściowie zaczęli robić mi uwagi, że jestem dla niej zbyt szorstki bo „to tylko dziecko”. Jaki szorstki? Musieliśmy poważnie porozmawiać i powiedziałem im wprost, że wychowaniem dziecka zajmują się rodzice a nie dziadkowie i niech się nie włączają w nieswoje sprawy. Podczas rozmowy małża atakowała mnie przy nich za wszystko - miała swoich sojuszników a ja byłem sam - dopiero teraz widzę jakie to było podłe z jej strony. No ale pomyślałem, że niedługo się wyprowadzamy więc jeszcze trochę wytrzymam. Znaleźliśmy mieszkanie, kupiliśmy i przeprowadziliśmy się wszyscy. Zainwestowaliśmy w kolejny oddział jej biznesu i… Przyszła pandemia.

 

Ja chodziłem do biura mimo pandemii, żeby zachować jakiś balans. Małża z bąbelkiem siedziały w domu - głównie na sofie w salonie oglądając Netflixa całymi dniami. Jak po pracy wieczorem chciałem sobie pograć przy komputerze to oczywiście był problem bo jestem jak dzieciak i tracę czas. Jak ich jedyną rozrywką były seriale to było dobrze bo przecież to jest lepsze zajęcie :) Małża nie pracowała dużo - jej biznes był bardzo zależny od pandemii. Ledwo wychodziła na 0 przez pewien okres ale mąż inwestował w jej biznes i opłacał koszty związane z drugim nieczynnym oddziałem jej firmy (lokal, sprzęt, reklama itd..).

Postanowiłem, że kupię sobie motocykl - zawsze się nimi pasjonowałem i teraz kiedy wszystkie inwestycje już były poczynione to mogłem zacząć o tym myśleć realnie. Zacząłem się rozglądać po rynku żeby coś kupić. W międzyczasie komornikowi udało się ściągnąć zaległe alimenty z przed kilku lat (kwota, która były miał płacić na córkę to 700 zł miesięcznie). Nasze konto zasiliło trochę gotówki. Jak można się spodziewać koszty utrzymania dziecka przez lata w większości ponosiłem ja i wynosiły one dużo więcej niż zasądzona kwota alimentów :) Cóż taka karma betaprovidera :) No ale tak się też złożyło, że znalazłem idealny motocykl. Pojechaliśmy go razem obejrzeć - podobał mi się. Moja premia miała przyjść za 1,5 mc i pokryłaby w całości koszt zakupu. Małża stwierdziła, że skoro to taka okazja to lepiej żebym kupił go teraz a premię i tak odłożymy na konto. Tak też zrobiłem i w mgnieniu oka bardzo tego żałowałem bo przy każdej okazji miałem potem wypominane, że kupiłem sobie Harleya za alimenty jej córki :) Ale wszystko wg mojej byłej działo w myśl zasady: ja mogę ale mi nie wolno - więc wszystkie moje inwestycję w nią i bąbelka były książkowo zracjonalizowane i uzasadnione i bez niej przecież nigdy bym nie osiągnął sukcesu bo stwarzała mi do tego idealne warunki. Tutaj miała racje: ciągłe wymagania i nieusatysfakcjonowanie tym co ma popychało mnie do zarabiania więcej ;)

Kupiłem ten motocykl i zacząłem nim jeździć to też był problem bo zamiast tego powinienem siedzieć razem z nią na kanapie i oglądać głupie seriale albo organizować imprezy ze znajomymi bo ona uwielbiała brylować w towarzystwie i strasznie łaknęła atencji. Wszystko robiła pod publiczkę żeby tylko ludzie zwracali na nią uwagę a ja wręcz przeciwnie - jestem introwertykiem i do szczęścia nie muszę się otaczać duża grupą ludzi a tylko swoim najbliższym gronem. O to też były wieczne pretensję zresztą. Tak to się jakoś bujało przez jakiś czas ale było mi źle. W swoim domu czułem się jak wróg, ona organizowała wieczne awantury podczas których nie przebierała w słowach i zniżała się do takiego poziomu, do którego ja nigdy nie byłbym zdolny byleby tylko mi dowalić, byleby mnie zranić. Nie rozumiałem dlaczego tak robi. Ona miała sojusz w domu z córką a ja z psem.

W międzyczasie jej córka stawała się nie do zniesienia - okres dojrzewania plus wysokie mniemanie o sobie i przeświadczenie o własnym geniuszu podsycane przez matkę i dziadków to niebezpieczna mieszanka. Jak sobie przypomnę jej wiecznie lekceważący wyraz twarzy z półprzymkniętymi powiekami to nawet teraz ogarnia mnie wściekłość. Chociaż nigdy jej krzywdy nie zrobiłem to wewnątrz nie raz się we mnie gotowało. Tym bardziej kiedy perfidnie robiła coś wbrew ustaleniom a później stała z boku z głupim uśmieszkiem kiedy jej matka robiła mi awanturę o to, że śmiałem od niej czegoś wymagać i tylko się jej wiecznie czepiam. Tak było nie raz. Raz nawet małża wykrzyczała mi przy niej, że jest dumna z faktu, że ona mi się stawia bo to świadczy o tym, że ma silny charakter :) takich sytuacji było coraz więcej. Coraz częściej kłóciliśmy się przez jej córkę a kiedy jej nie było to wszystko było dobrze.

Małża zaczęła notować sobie wszystko co do niej powiedziałem w trakcie kłótni i czytała to codziennie jak mantrę - uzasadniając, że jako ofiara psychicznej przemocy domowej musi mnie wewnętrznie znienawidzić bo nią manipuluję. Rozwaliło mi to mózg - nie potrafiłem zrozumieć po co to robi? Tym bardziej, że w większości przypadków to ona robiła awantury a nie ja… Zdecydowała, że potrzebujemy terapii małżeńskiej. Na początku nie chciałem tego ale po którejś kolejnej awanturze uznałem, że dalej tak nie można i może to jest opcja żeby naprawić stosunki miedzy nami. Wybrała lekarza i poszliśmy.

Na pierwszej wizycie od razu wypaliła „że ona się martwi o córkę i że ona chce żeby ona tutaj była bo ma depresje itd..” Na co terapeuta zapytał ją o przyczyny dlaczego twierdzi, że córka ma depresje i kiedy usłyszał jej argumenty stwierdził, że to żadna depresja tylko wiek dojrzewania + pandemia + to, że córka widzi, że nie jesteśmy spójni jako rodzice więc próbuje nami manipulować i, że jak się upieramy to możemy zapisać córkę na osobną terapię ale tutaj skupiamy się na nas i jak naprawimy stosunki między nami i będziemy konsekwentni co dziecko też zacznie się inaczej zachowywać. Jak możecie przypuszczać małża nie była zadowolona z tego co usłyszała bo przecież „córka”… Byliśmy na kilku spotkaniach i stwierdziła, że ten lekarz jest „be” i już nie potrzebujemy terapii. No ale po kilku tygodniach poprawy życie znowu wróciło do normy i zaczęły się wieczne awantury w domu. Głównie niestety z powodu jej córki.

 

Czarę goryczy przelała impreza sylwestrowa. Byliśmy zaproszeni do znajomych, których bardzo dobrze znamy. Prości szczerzy ludzie i sielska atmosfera, której było nam potrzeba żeby złapać trochę oddechu. Na imprezie z gospodarzem i jego szwagrem zgodnie z planem dużo popiliśmy i grillując w ogrodzie (tak w sylwestra :) ) zrobiliśmy sobie pijackie miśki i wpadliśmy w krzaki. Śmiechu z tego było dużo, wróciliśmy do środka i opowiedzieliśmy o wszystkim naszym małżonkom. Na drugi dzień rano małża przywitała mnie z fochem i wyrzutem, że najadła się przeze mnie wstydu bo byłem tak bezczelny i niegrzeczny, że wywiązała się bójka! Przestraszyłem się bo nie do końca wszystko pamiętałem więc jak otrzeźwiałem to zacząłem obdzwaniać gości i przepraszać za swoje zachowanie - było mi bardzo głupio i wstyd a tych ludzi szczerzę lubię. Ale co się okazało wszyscy jak jeden mąż byli zdziwieni i nie wiedzieli o co mi chodzi bo żadna taka sytuacja nie miała miejsca - i tutaj zrozumiałem, że coś jest nie tak i że to manipulacja małży (kolejna). Przedstawiłem jej fakty a ona na to, że przecież oczywiście, że oni przez grzeczność mi tego nie potwierdzą bo są kulturalni ale ona ich dobrze zna i wie co oni myślą na mój temat :) Wtedy to ja stwierdziłem, że potrzebujemy pomocy psychologa bo tak się tego ciągnąć nie da.

Poszliśmy na terapię dla par do innego terapeuty i znowu było to samo: „bo córka bla, bla, bla..” i lekarz powiedział dokładnie to samo co poprzedni. Znowu się to małży nie podobało ale zobowiązała się, że będzie chodzić na terapie do końca. Chooya to dało szczerze mówiąc bo w na początku marca dzień przed naszą rocznicą ślubu oświadczyła mi, po kolejnej kłótni, że się z córką wyprowadza. Pomyślałem, że to blef ale ona znalazła mieszkanie i powiedziała o tym córce.

 

Stwierdziła, że żeby ratować małżeństwo potrzebujemy separacji - w życiu większej bzdury nie słyszałem. Nie mieliśmy żadnych realnych problemów - awantury, które urządzała dotyczyły wymyślonych przez nią rzeczy albo mojego sprzeciwu o jej brak konsekwencji wobec zachowań córki. Zawodowo nam się układało, finansowo również. Wszyscy byli zdrowi. Wiedliśmy życie, którego większość ludzi nam zazdrościła. Ale nie dla niej było zbyt nudno - trzeba było wsadzić patyk w szprychy i zobaczyć co się stanie…Obie były przeszczęśliwe a mi się świat zawalił… Byłem w trakcie zmiany pracy bo małża chciała nowego mercedesa z salonu więc poszukałem sobie lepiej płatnego zajęcia żeby wziąć leasing (wiem głupi byłem). Do końca miesiąca mieszkała za mną. Przeniosłem się z sypialni do gabinetu i codziennie widziałem jak radośnie wybierają projekty wnętrz i urządzają sobie nowe mieszkanie a ja z rozpaczy nie wiedziałem co mam ze sobą zrobić… Paliłem 2 paczki fajek dziennie i prawie nic nie jadłem - wyglądałem jak wrak… Ryczałem w gabinecie przez 2 tygodnie non stop. Nie mogłem pracować - musiałem pójść na l4. Straciłem energię do życia - przestało mi zależeć. Przeżywałem to strasznie - aż sam się sobie dziwiłem, że tak mocno. Musiałem poszukać pomocy bo bałem się, że coś sobie zrobię a moja małża przyszła z pretensjami, że specjalnie to robię żeby ją terroryzować psychicznie :)

 

Nasz terapeuta był na urlopie więc znalazłem innego. Starszą babkę ok 60-70 lat. Pojechałem na spotkanie i opowiedziałem o wszystkim. Powiedziała tylko, żebym na następne spotkanie przyjechał z żoną. Ona nie chciała jechać ale ją uprosiłem i łaskawie ze mną pojechała. Psycholog nie dawała żadnych opinii tylko zadawała jej pytania. Po pytaniu: „Jest pani po jednym rozwodzie. Drugie małżeństwo stoi na skraju przepaści - czy widzi pani jakiś wspólny mianownik między tymi dwiema sytuacjami?” Małża wstała i opuściła gabinet w trakcie terapii bo „takiego czegoś się nie spodziewała”. Zbierałem szczękę z ziemi - nie wiedziałem jak mam się zachować. Pani psycholog spojrzała na mnie i powiedziała: „Wiem, że nie powinnam tego Panu mówić i wiem, że jest Pan teraz w bardzo trudnej sytuacji ale musi Pan sobie zdać sprawę z tego, że Pana małżeństwo jest już skończone. Ona nie chce się z Panem pogodzić - ona chce Pana złamać i nagiąć do własnej woli. Ma Pan dostarczać pieniądze i nie ma Pan mieć żadnych wymagań wobec niej i jej córki. Chce Pan takiego życia? Nawet jak teraz uda się to Panu jakoś poskładać to za jakiś czas sytuacja się powtórzy. I tak będzie miał Pan aż do śmierci. Ma Pan przed sobą tą lepszą połowę życia i wszelkie możliwości żeby sobie to życie szczęśliwie ułożyć. Pana decyzja ale z załatwieniem spraw majątkowych na Pana miejscu bym się pośpieszyła bo ona zrobi wszystko w sądzie żeby Pana zniszczyć jak zdecyduje się Pan na rozwód”. Nie od razu jej posłuchałem. Byłem zdesperowany aby jednak ratować to małżeństwo za wszelką cenę.

 

Zaproponowałem, że to ja się wyprowadzę a im będzie łatwiej w dużym mieszkaniu a ja sobie coś znajdę ale nie chciała o tym słyszeć bo koszty utrzymania tego mieszkania są duże i one już kupiła meble do nowego… Ale jednocześnie, że to tylko separacja i ona chce żebym o nią walczył :) Wtedy do mnie coś dotarło. Zrozumiałem, że wszelkie możliwe granice dawno już zostały przekroczone i że nie mogę dać się więcej gnoić. Umówiliśmy się, że ja pójdę do biura a ona w tym momencie zabierze z mieszkania wszystko czego potrzebuje i się wyprowadzi. Była zdziwiona bo myślała, że będę jej pomagał w przeprowadzce. Chciałem też porozmawiać z jej córką o tym, że sytuacja między mną a jej matką nie jest jej winą i że nadal traktuje ją jak swoje dziecko (chciałem to załatwić mądrze i dojrzale) ale w trakcie rozmowy usłyszałem, że „nie jestem jej ojcem” i zadzwoniła do niej matka i ona patrząc mi w oczy powiedziała: „on próbuje wykorzystać, że nie ma Cię w domu i wpaja mi swoje argumenty bo wie, że nie mogę się bronić”. Po tym kazałem jej pójść do swojego pokoju i nie wychodzić dopóki matka nie wróci do domu bo jeszcze mogę stracić panowanie nad sobą i urwę jej łeb…

 

Umówiliśmy się, że będziemy kontynuowali terapię dla par - nie wierzyłem w jej powodzenie i powiedziałem jej, że jak opuści nasze mieszkanie to jest to bilet w jedną stronę ale terapię zakończę raz dla własnego spokoju sumienia żeby mieć pewność, że zrobiłem wszystko co mogłem a dwa bo sam potrzebowałem pomocy psychologa. Wyprowadziła się zabierając połowę mebli, samochód i kilkadziesiąt tysięcy oszczędności z naszego konta - o wiele więcej niż połowę :)

 

Nasz terapeuta kiedy usłyszał po powrocie, że nie mieszkamy już razem stwierdził, że w takim wypadku terapia par jest nieskuteczna bo zmiany w swoim zachowaniu musimy wprowadzać na bieżąco i musimy ze sobą przebywać ale małża nie chciała nawet słyszeć o powrocie bo przecież jak ona teraz będzie wyglądała w oczach bąbelka skoro dopiero co świętowały uwolnienie się od „tego tyrana” :) Tydzień po wyprowadzce umówiłem spotkanie z notariuszem aby podpisać umowę małżeńską o rozdzielności majątkowej - małża powiedziała, że niczego nie podpisze ale powiedziałem, że skoro nie chce po dobroci to pójdę z nią do sądu i zmuszę ją do tego podpisu. Zarzuciła mi, że zależy mi tylko na pieniądzach i najgorszy chooy ze mnie ale ja powiedziałem, że skoro chce zgrywać silną i niezależną kobietę to niech będzie taka również finansowo. Ma przecież biznes, który jej pomogłem rozkręcić i zarabia powyżej przeciętnej ale ona, że ja mam dziennie tyle dla siebie samego co ona miesięcznie dla siebie i córki na utrzymanie i, że pozwie mnie o alimenty o spadek jakości życia. Odparłem, że proszę bardzo ale widocznie było jej bardzo źle skoro postanowiła zniszczyć nasze małżeństwo.

 

Kontynuowaliśmy terapię dla par a ja do tego chodziłem na indywidualną bo nadal potrzebowałem wsparcia. Została u mnie zdiagnozowana depresja reaktywna i potwierdzona przez psychiatrę. Przez następnych wiele miesięcy byłem na silnych lekach abym chociaż mógł spać w nocy. Na terapii ustaliliśmy listę naszych indywidualnych wymagań wobec związku ja też powiedziałem, że daje nam czas do końca lipca i że jeśli do tego czasu nic się nie zmieni to kończymy terapię. Jednym z moich wymagań było żeby mnie małża przeprosiła i przekonała do tego abym z powrotem chciał ją i jej córkę w swoim życiu - co jak usłyszała o mało nie zemdlała ze wściekłości. Powiedziała, że nigdy mnie nie przeprosi bo ona musiała to zrobić i że nie mam jej żadnych „deadlineów” stawiać to ja mam walczyć a nie ona bo to wszystko jest moja wina. Oczywiście traktowałem to już na chłodno bo byłem na prochach i swojego zdania nie zmieniłem. W pracy szło mi kiepsko - przez sytuację w życiu prywatnym nie byłem w stanie dać z siebie tego co mogłem. Rozstaliśmy się rok później dzień po moim rozwodzie. Podczas „separacji” małża opuszczała sesje terapii, wpadała do mnie ze 2 razy na seks pod byle pretekstem i ogólnie dawała znać, że kręci się w pobliżu. Nawet rozmawiała z moją matką i kiedy ta jej powiedziała, że powinna to przemyśleć i wrócić to powiedziała jej: „teraz? Kiedy on ma depresje? Jak się wyleczy to możemy o tym pomyśleć”. Mi nawet raz powiedziała, że nie może do mnie wrócić, bo ja i tak ją zostawię po tym wszystkim i wtedy nie będzie, że ona mnie ale ja ją zostawiłem - teraz widzę jakie to chore :) Ogólnie największym dla niej strzałem w pysk była rozdzielność majątkowa i odcięcie od finansów - tego w swoim planie nie przewidziała a wymyśliła sobie, że będziemy mieszkać osobno jako nowoczesne małżeństwo a ja będę za to wszystko płacił bo mnie stać.

 

Rozwód wieźliśmy w styczniu następnego roku. Straciłem na tym całym przedsięwzięciu ok 200k pln, które darowałem mojej byłej ale uznałem, że to tylko pieniądze i odrobię je a jest dla mnie ważniejszy spokój niż ciąganie po sądach przez lata. Nie wniosłem dom sądu o podział majątku. Rozwód bez orzeczenia winy. To jest moja cena, którą zaakceptowałem ale wiem, że to sprawa indywidualna dla każdego czy warto. Strasznie się po tym wszystkim łajdaczyłem i niestety rozczarowało mnie jak wygląda dzisiejszy rynek matrymonialny w Polsce i jakie to jest wszystko proste kiedy zna się zasad gry…

 

Moja była ma teraz „chłopaka” w wieku swoich rodziców ale najważniejsze, że jest wysoko postawiony w korpo i ma kasę. A to, że już jest jedną z wielu to nieważne - każdy ma swoją cenę. Jak na to patrzę z perspektywy czasu to uważam, że dokonałem właściwych wyborów i karma prędzej czy później wraca :) Wnioski? Matki z dzieckiem zdecydowanie nie - chyba, że na seks to tak bo robią niesamowite akrobacje :) Ale nie do stałego związku jeżeli nie chcecie być na końcu listy priorytetów swojej myszki :) To zadziałało u żadnego z moich znajomych i u mnie też nie. Druga sprawa - z daleka od mieszkania z rodzicami - na dłuższa metę to tylko problem i w pewnym wieku pokolenia muszą mieć swoją przestrzeń do życia i swoją prywatność. Trzecia sprawa Ty i Twoje pragnienia są najważniejsze a związek to kompromis. Jeżeli wg Twojej połówki kompromis jest rozumiany jako kapitulacja i zaakceptowanie jej warunków to jest to toksyczny związek i radzę się ewakuować. Kluczowy wniosek - szacunek - szanujcie siebie, szanujcie swojego partnera i tego wymagajcie w zamian. Bez tego nie ma szans. Czas - po każdym takim doświadczeniu potrzebny jest czas aby wylizać się z ran. Jedni potrzebują go więcej inni mniej - mi zajęło to 2 lata żeby się podnieść. Załamała się moja kariera, byłem bezrobotny przez 11 miesięcy ale wykorzystałem ten czas na wyciągnięcie odpowiednich wniosków i była to gorzka ale cenna lekcja w życiu. Pomoc - nie wstydźmy się szukać pomocy bo nie ze wszystkim poradzimy sobie sami. Ja skorzystałem z pomocy psychologa i otworzyło mi to oczy na wiele spraw. Bez tego bym sobie pewnie nie poradził. Lekarz od głowy to też lekarz i to żaden wstyd zwrócić się do niego po pomoc.

  • Like 20
  • Dzięki 10
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

32 minuty temu, Mariano-Italiano napisał(a):

Moja była żona jest od mnie starsza prawie 5 lat

Nigdy bym nie wziął za mąż starszej kobiety od siebie, chyba, że musiałaby być bardzo ładna i wierna, ale to ostateczność.

kobiety szybciej się starzeją. Nie mówiąc o takich rzeczach jak przydatność do porodu , rodzenie i posiadanie potomstwa.

34 minuty temu, Mariano-Italiano napisał(a):

Dziecko musiało mieć wszystko co najlepsze i to zaraz.

Kolejna rzecz, chciałbym mieć dwójkę albo więcej dzieci, dlaczego ? Jak kiedyś przyjdzie ten dzień, rodzice pomrą, zostaje tylko rodzeństwo, jak odpowiednio wychowa się, wówczas takie rodzeństwo wspiera się w życiu i wówczas jest obu łatwiej. jedynaki bardzo często, choć nie zawsze są bardzo często egoistyczni i samolubni i po śmierci rodziców sam musi sobie dawać radę bardzo często.

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mariano-Italiano dzięki że się podzieliłeś historią, dosyć kosztowna lekcja cię spotkała ale jak zauważyłeś, schemat się powtarza, na tym forum takich historii było wiele. 

 

Fajnie że ta pani psycholog prosto z mostu powiedziała jak to bedzie wyglądać, rozumiem że walczyłeś długo o ten związek, ale tam już było dawno przesadzone.

 

Widzisz też swoje błędy w tym wszystkim? Że dałeś wejść na głowę i nie trzymałeś ramy w tej relacji od samego początku? Kobieta jak przestaje cię szanować to już pozamiatane.

 

Tak czy siak dobry czas przed Tobą, z wiedzą na pewno łatwiej będzie funkcjonować. 

 

Odnośnie tego czy karma wraca, to raczej nie. Kobiety najczęściej spadają na 4 łapy bo potrafią manipulować, mają jasno wyznaczony cel. Jedynie co mogę napisać na pocieszenie, że odbije się jej czkawką jej zachowanie, za kilka lat będzie nadal samotną wyrzutą z emocji babą, jeśli nie ma wartości i jest zdegenerowana, to daleko nie zajdzie. Jej jakość życia i iluzja "że jest dobrze" bez poważnych zmian (terapia) będzie na niskim poziomie. 

  • Like 4
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Też ujęło mnie to jak Pani Psycholog wyłożyła Ci prawdę na tacy. Ujęło też mnie to, że pomimo tego i tak brnąłeś w swoje i biegałeś po terapiach, które były grane na to by Cię jeszcze bardziej upierdolić emocjonalnie w myśl zasady, że się starasz i oczekujesz, ale żona wie, że z tego nic nie będzie. W ten sposób ściskała Ci jeszcze bardziej kajdanki na ręce, drenując z zasobów. 

 

To też jest przeciwne do tego co się mówi na forum, że do psycholog to należy pojsc tylko do kobiety. Czasem kobieta może wiecej pomoc niz facet, bo zna tajemnice swojej plci.

 

Drugi wniosek jest taki, ze niezaleznie od klopotow faceta, dopoki sam się nie sparzy, to nic mu nie pomoze w wybiciu sie z matrixa.

 

@Mariano-Italiano Napisz jeszcze, w jakim momencie wybiłes się z "matrixa". Dzięki za historię.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Dzięki za podzielenie się Twoją historią. Aż się nóż w kieszeni otwiera... Bardzo podobnie było u mnie, różnice były takie, że nie dałem jej prawa dysponowania kasą na moich kontach oraz nie widziałem sensu żadnych terapii, bo widziałem konsekwentne dążenia ex do rozwalenia małżeństwa (przy wydatnym udziale ex-teściów).

Poza tym, paradoksalnie, potwierdziłeś konieczność prawidłowego utrzymywania kontaktu biologicznego ojca ze swoją córką, nawet po rozwodzie z jej matką. W opisywanej przez Ciebie historii tego kontaktu w którymś momencie zabrakło. I mam podstawy przypuszczać, że duży wpływ miała na to jej matka...

 

Trzymaj się,  jeszcze będzie dobrze.

I miałes szczęście trafić na tą Panią psycholog :)

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przed wejściem w związek z samotnym rodzicem. To co bym zrobił, to kupił butelkę łychy i spotkał się, z jej byłym/byłą. To byłaby owocna rozmowa. 

 

Co spowodowało, że przestał wychowywać swoje dziecko. Może wpadł w nałóg. Może wpadł w depresję i z niej nie wyszedł. 

 

Dobrze, że podzieliłeś się swoją historią. Brawo za odwagę. 

Edytowane przez Atanda
  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, Spokojnie napisał(a):

@Mariano-Italiano dzięki że się podzieliłeś historią, dosyć kosztowna lekcja cię spotkała ale jak zauważyłeś, schemat się powtarza, na tym forum takich historii było wiele. 

 

Fajnie że ta pani psycholog prosto z mostu powiedziała jak to bedzie wyglądać, rozumiem że walczyłeś długo o ten związek, ale tam już było dawno przesadzone.

 

Widzisz też swoje błędy w tym wszystkim? Że dałeś wejść na głowę i nie trzymałeś ramy w tej relacji od samego początku? Kobieta jak przestaje cię szanować to już pozamiatane.

 

Tak czy siak dobry czas przed Tobą, z wiedzą na pewno łatwiej będzie funkcjonować. 

 

Odnośnie tego czy karma wraca, to raczej nie. Kobiety najczęściej spadają na 4 łapy bo potrafią manipulować, mają jasno wyznaczony cel. Jedynie co mogę napisać na pocieszenie, że odbije się jej czkawką jej zachowanie, za kilka lat będzie nadal samotną wyrzutą z emocji babą, jeśli nie ma wartości i jest zdegenerowana, to daleko nie zajdzie. Jej jakość życia i iluzja "że jest dobrze" bez poważnych zmian (terapia) będzie na niskim poziomie. 

 

Tak błędów było masę i teraz to widzę, że dałem sobie zwyczajnie wejść na głowę. Dla świętego spokoju zgadzałem się a na pomysły myszki - w imię miłości :) Co do karmy to już wróciła - ma starszego o 15 lat (starszego od siebie) rozwodnika z dwójką dzieci - dziadek. Ona jest jeszcze względnie młoda (41) a on zbliża się w wiek seniorski i to po nim widać od razu. Fakt, że ma kasę ale jak facet jest po rozwodzie i jest ogarnięty to ona z tej kasy ani złotówki nigdy nie zobaczy. Poza tym no nie jest to wybór z miłości tylko z wyrachowania - znam ją jednak. No i ich związek odbił się echem wśród naszych wspólnych znajomych i to w dosyć negatywny sposób a jak już pisałem wcześniej on wszystko robi pod publiczkę i potrzebuje powszechnej akceptacji więc opinię sobie zszargała sama poprzez własne wybory. Raczej zostanie samotną matką po 2 rozwodach - kto ją będzie traktował poważnie? Nie ma już w sobie tyle wdzięku i urody co kiedyś.

 

1 godzinę temu, PrzemAss napisał(a):

Miałeś to na co pozwoliłeś. Dobrze że się w końcu obudziłeś, chociaż dosyć późno. Wyboru 5 lat starszej samotnej matki nie jestem w stanie pojąć. Pozostaje życzyć szczęścia w życiu :) 

 

Cóż zawsze miałem ciągoty do milf'ów ;) 

 

1 godzinę temu, antyrefleks napisał(a):

Też ujęło mnie to jak Pani Psycholog wyłożyła Ci prawdę na tacy. Ujęło też mnie to, że pomimo tego i tak brnąłeś w swoje i biegałeś po terapiach, które były grane na to by Cię jeszcze bardziej upierdolić emocjonalnie w myśl zasady, że się starasz i oczekujesz, ale żona wie, że z tego nic nie będzie. W ten sposób ściskała Ci jeszcze bardziej kajdanki na ręce, drenując z zasobów. 

 

To też jest przeciwne do tego co się mówi na forum, że do psycholog to należy pojsc tylko do kobiety. Czasem kobieta może wiecej pomoc niz facet, bo zna tajemnice swojej plci.

 

Drugi wniosek jest taki, ze niezaleznie od klopotow faceta, dopoki sam się nie sparzy, to nic mu nie pomoze w wybiciu sie z matrixa.

 

@Mariano-Italiano Napisz jeszcze, w jakim momencie wybiłes się z "matrixa". Dzięki za historię.

 

No właśnie pani psycholog mi otworzyła oczy i zacząłem dostrzegać co się wokół mnie dzieje. Potem poszło już gładko: łajdaczyłem się i im gorzej traktowałem napotkane kobiety tym bardziej im zależało i pozwalały mi wszystko. I tak zacząłem analizować i testować rynek matrymonialny aż zorientowałem się w działającym schemacie. Potem poczytałem trochę o stosunkach damsko-męskich, poszperałem w internecie i kropki zaczęły się łączyć w jedną spójną całość. Niestety nastąpiło srogie rozczarowanie kiedy magia zniknęła i moją lśniącą zbroje musiałem rzucić w kąt :( 

 

8 minut temu, Atanda napisał(a):

Przed wejściem w związek z samotnym rodzicem. To co bym zrobił, to kupił butelkę łychy i spotkał się, z jej byłym/byłą. To byłaby owocna rozmowa. 

 

Co spowodowało, że przestał wychowywać swoje dziecko. Może wpadł w nałóg. Może wpadł w depresję i z niej nie wyszedł. 

 

Dobrze, że podzieliłeś się swoją historią. Brawo za odwagę. 

 

Oczywiście jak się poznaliśmy to nasłuchałem się jaki on zły i w ogóle - i wierzyłem bo chciałem. Fakt, że gość to typ "ślizgacza": nigdy legalnie nie pracował, nigdy niczego nie posiadał bo wszystko przepisane na matkę żeby mu za długi nie zabrali. Formalnie żadnego majątku ale podobno przystojny - taki bad-boy z definicji :D tylko, że zaczął grać na maszynach i hazard go zgubił. A nasza (!) :D była żona zamiast pomóc mu wyjść z nałogu i leczeniu to spakowała i wyrzuciła z domu. Ot się okazało, że ona prozy życia i problemów nie lubi tylko chilloucik i rozrywkę - tak mi też kiedyś powiedziała :D Dopiero po moim rozwodzie okazało się, że historia była inna niż ta którą mnie uraczono. Tak czy inaczej pierwszy poprzedni mąż ożenił się drugi raz, zrobił drugie dziecko i drugi raz się rozwiódł - jakiś dziwnie podobny schemat oboje powtarzają. I nawet bym się nie zdziwił jakby się zeszli na stare lata :D 

 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Mariano-Italiano, dzięki za podzielenie się tą historią. Określenie "małża" jest myślę w tym wypadku wyjątkowo trafne, czytając miałem skojarzenia z alienem - tym w fazie wstępnej, gdzie po wykluciu z jaja rzuca się człowiekowi na twarz.

 

To co w tej historii uderza, to upór i konsekwencja małży by zgnoić Cię na wszelkie możliwe sposoby, z całym arsenałem manipulacji psychologicznych, od shamingu po gaslighting. Nie wiem czy oglądałeś serię na temat manipulacji na kanale Musisz Wiedzieć, Twoja opowieść mogłby posłużyć za idealną ilustrację do wspomnianego opisu. Polecam uwadze, nawet jeśli teraz jesteś już tych mechanizmów świadomy, to i tak myślę że jeszcze parę lampek Ci się przy tej okazji zapali.

 

I ten upór dziwi mnie tym bardziej, że nie było w tej historii żadnego innego faceta, jakiejś próby przeskoczenia na wyższą gałąź (co swoją drogą nie byłoby też proste, bo i tak trafiła wysoko). Bo takie historie często miewają taki wątek w tle, i się tego spodziewałem. A tymczasem, mamy tutaj wręcz pasję destrukcji, dla samego upodlenia i uzyskania pełnej kontroli, nie dziwię się że miałeś tutaj mindfucka. Myślę że ten problem wychodzi poza samą kwestię bycia samotną matką, ten aspekt spowodował tylko nasilenie objawów które wystąpiłyby i tak. I być może do tego właśnie zmierzała tamta Pani psycholog, gdy zapytała się jej o punkty wspólne z jej poprzednim małżeństwem.

 

Kilka kwestii jeszcze mnie zastanawia.

 

1. Jak na tego rodzaju traumę, trwanie w tym związku przez 10 lat to naprawdę szmat czasu. To że się pozbierałeś, oczywiście dobrze o Tobie świadczy, z tego i z paru innych sytuacji które opisałeś wnioskuję że generalnie jesteś całkiem silnym mentalnie człowiekiem. I dlatego tymbardziej się dziwię, że na to wszystko pozwalałeś. Zazwyczaj w tego rodzaju historiach mamy do czynienia albo z facetem któremu oczy zaszły pusią, albo z kimś po prostu słabym psychicznie, przyzwyczajonym do uległości i bycia wykorzystywanym. A to nie jest Twój przypadek. Napewno dużą rolę odegrały Twoje przekonania na temat małżeństwa, ale wciąż, przed nim miałeś 3 lata na rozeznanie, i nie wierzę by okres demo bądź zakochanie trwało tak długo. Myślę że to jest temat do omówienia z psychologiem, czemu zainteresowałeś się taką akurat kobietą, dlaczego dałeś się jej usidlić, i dlaczego tak ciężko było Ci wyjść z tej toksycznej relacji. Intuicyjnie wyczuwam tu jakiś związek z Twoim trudnym dzieciństwem.

 

2. Te 10 lat to też i kawał życia dla jej (rozumiem, że już nie Twojej) córki. Niedaleko spada jabłko od jabłoni, widać już że i z niej nic dobrego nie wyrośnie, nie z takim przykładem roli kobiety i podejścia do mężczyzny. Z tego co opisujesz, to bardzo ochoczo zaczęła się włączać w schematy manipulacyjne, generując i swoje własne. Tu jeszcze dużo będzie jazd w tym układzie, i całe szczęście że to już nie Twój problem. No właśnie, Twój nie Twój, czy zamierzasz jeszcze utrzymywać kontakt z córką? Co byś zrobił, gdyby ona sama się do Ciebie odezwała, za rok albo dwa?

 

3. Jest tu też jeden element baśniowy - jej zgoda na rozdzielność majątkową, w momencie gdy już paliło się jej pod tyłkiem. Jakim cudem udało Ci się ją do tego przekonać?

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@tony86 Ja tutaj mnóstwo spraw pominąłem bo ciężko jest opisać w miarę logicznie i spójnie 10 lat związku. Tych manipulacji było dużo na przestrzeni lat - o wielu się przekonałem dopiero po rozstaniu. Kanał Musisz Wiedzieć przesłuchałem w całości jakiś czas temu - to też mi pozwoliło zorientować się ile razy byłem manipulowany. Nie było żadnego faceta albo była na tyle dobra, że potrafiła się z tym ukryć ale po rozstaniu była sama przez długi czas i często próbowała do mnie wracać ale twardo postawiłem warunki, których spełnić nie chciała więc nic z tego. Z psychologiem przerobiłem temat. Na początku żadnych czerwonych flag nie było. Dopóki mieszkaliśmy blisko jej rodziców to zachowywała się normalnie bo to mała miejscowość i wszyscy się znali. Dopiero po przeprowadzce do dużego miasta jej sodówka do głowy uderzyła i zaczęła gwiazdorzyć.

 

1. Pozbieranie trwało i zostawiło blizny. Teraz łatwo mi o tym mówić czy pisać ale jeszcze niedawno wcale nie było mi do śmiechu. A pozwalałem ze szczerej miłości bo wydawało mi się, że w małżeństwie należy się wspierać i dbać o to żeby partnerka była szczęśliwa. Teraz też tak myśle tylko dostrzegam, że oprócz dawania muszę również otrzymać tyle samo w zamian. 

 

2. Tutaj masz racje i dawno to zauważyłem - wzorce są złe i rykoszetem największą krzywdę wyrządziła swojej córce a nie mnie. Niestety wątpię żeby była w stanie w dorosłym życiu stworzyć stały i zdrowy związek. Nie utrzymuje z nią kontaktu od momentu wyprowadzki. Próbowałem na początku ale byłem totalnie zlewany. Do tego stopnia, że raz prawie weszła na mnie w markecie i potraktowała jak powietrze. Innym razem udała, że mnie nie zna mijając się ze mną na klatce. Nie mam zamiaru utrzymywać z nią kontaktu - przyznaje, że po tylu latach i wysiłku, który włożyłem w  jej wychowanie i jej finalnym zachowaniu mam straszna awersje do tej dziewczyny i nie chce jej znać.

 

3. Tutaj była sprawa prosta. Powiedziałem, że wykaże w sądzie jej winę jako przyczynę rozpadu małżeństwa. Podpisała umowę wynajmu mieszkania z datą - wykazałbym, że planowała to już od dłuższego czasu. Mało tego byłbym w stanie wykazać rażąca dysproporcje zarobków i przy sprawie o podział majątku musiałaby większość pieniędzy oddać. Jak już wcześniej pisałem jej kalkulacje na początku były inne i to był największy strzał w pysk. Gdyby wiedziała, że się otrząsnę z rozpaczy, zbiorę do kupy i tak rozegram swoje karty to w życiu by się na separacje nie zdecydowała a my bylibyśmy szczęśliwym (lub nie) małżeństwem do tej pory :) 

  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Trochę jeszcze musi się upłynąć wody w rzece, aby facet, który zarabia 20k i robi 60h z awansami w korpo wiedział, że branie 5 lat starszej z dzieckiem i po rozwodzie (która na dodatek próbuje dyrygować w domu), to zaniżanie poziomu dla wszystkich. Serio, jak kobiety mają się nauczyć pokory i realnych oczekiwań, gdy takie rzeczy się dzieją? Ja mam znajomego, który też robi świetną karierę kierowniczą i związał się z kobietą ze sklepu modowego, z dzieciakiem z poprzedniego związku, której facet został prawdopodobnie skasowany (zabity) przez długi mafijne. Nie mają się prawa niczego nauczyć, gdy mówi im się, że nie ma konsekwencji złych decyzji. I trzeba sobie wbić do głowy: jak bierzesz rozwódkę, to nie bierzesz kobiety, której teraz udowodnisz, że związek z tobą to będzie jej spełnienie marzeń o stabilności (i udowodnisz jej, że jednak my faceci jesteśmy w porządku). Rozjebany związek przynajmniej w 50% jest jej winą, chociaż zarówno ona będzie twierdziła inaczej, jak i twoja natura rycerza. I to wyjdzie.

  • Like 5
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

22 minuty temu, Mariano-Italiano napisał(a):

Nie mam zamiaru utrzymywać z nią kontaktu - przyznaje, że po tylu latach i wysiłku, który włożyłem w  jej wychowanie i jej finalnym zachowaniu mam straszna awersje do tej dziewczyny i nie chce jej znać.

To akurat może nie być dobre. Jej zachowanie w zdecydowanej większości, to obserwacja jej matki. Natomiast trudno przypisywać dzieciakowi winę. Dziecko chłonęło pozy matki. Smutne to jest, bo pójdzie dalej w świat i zapewne powieli schemat.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

34 minutes ago, Mariano-Italiano said:

Teraz też tak myśle tylko dostrzegam, że oprócz dawania muszę również otrzymać tyle samo w zamian. 

 

Fajnie. Wielu facetów po takich doświadczeniach zmienia nastawienie do kobiet w drugą stronę. 

 

34 minutes ago, Mariano-Italiano said:

Nie mam zamiaru utrzymywać z nią kontaktu - przyznaje, że po tylu latach i wysiłku, który włożyłem w  jej wychowanie i jej finalnym zachowaniu mam straszna awersje do tej dziewczyny i nie chce jej znać.

 

A ja nie zdziwię się wcale jeśli się do Ciebie jeszcze odezwie. I wtedy zalecałbym daleko idącą ostrożność. Przykra sprawa, ale młoda rośnie na taką samą manipulantkę jak jej mama, więc nie spodziewałbym się z jej strony niczego dobrego, nawet jeśli zmieni swoje nastawienie i z pozoru będzie miła i otwarta.

 

34 minutes ago, Mariano-Italiano said:

Powiedziałem, że wykaże w sądzie jej winę jako przyczynę rozpadu małżeństwa. Podpisała umowę wynajmu mieszkania z datą - wykazałbym, że planowała to już od dłuższego czasu. Mało tego byłbym w stanie wykazać rażąca dysproporcje zarobków i przy sprawie o podział majątku musiałaby większość pieniędzy oddać.

 

Nie jestem specjalistą od rozwodów, ale z tego co chłopaki to niekoniecznie musiałoby to tak wyglądać. O orzeczenie jej winy pewnie i tak nie byłoby łatwo, i coś mi się wydaje że sam fakt dysproporcji zarobków mógłby nie być wystarczający dla korzystnego dla Ciebie podziału majątku. Zresztą, o ile kojarzę to kwestia winy ma się nijak do spraw finansowych. Jakby miała więcej oleju w głowie, to skonsultowałaby się najpierw z prawnikiem i myślę że ten taki podpis by jej stanowczo odradził, także miałeś i trochę szczęścia. Nie wspominając już o tym, że są kraje w Europie i gdzie i alimenty na jej córkę mógłbyś jeszcze dostać.

 

34 minutes ago, Mariano-Italiano said:

Dopiero po przeprowadzce do dużego miasta jej sodówka do głowy uderzyła i zaczęła gwiazdorzyć.

 

Pewnie różne sytuacje z tego związku rozgrywałeś w głowie nie raz. Jak teraz, z tym doświadczeniem, reagowałbyś na takie zachowania?

 

34 minutes ago, Mariano-Italiano said:

Na początku żadnych czerwonych flag nie było.

 

Nie no, chłopie, co Ty mi tu gadasz. W samym okresie przedmałżeńskim z Twojej opowieści widzę ich już całkiem niezłe stadko.

 

- sam fakt bycia samotną matką już jest wielką czerwoną banderą

- opowieść o toksycznym ex, i brak uznania jakiejkolwiek winy po swojej stronie za rozpad poprzedniego małżeństwa, nawet jeśli typ był śliski

- wejście w relację z tego typu facetem

- historia małżeństwa jej rodziców

- jak sam pisałeś, gdy zmieniłeś pracę na lepszą zaczęła z Tobą rywalizować

- dziecko miało mieć wszystko co najlepsze i to na już

- długa lista jej zachcianek, nie znam nikogo kto by na wakacje wyjeżdżał 4 razy w roku, a sam też pracuję w IT i wielu moim znajomym naprawdę dobrze się powodzi

- generalnie, z tego co piszesz, to już przed małżeństwem byłeś traktowany jak bankomat, który się jej po prostu należy

 

O wielu innych rzeczach pewnie nie napisałeś, a paru innych podejrzewam sam możesz do dziś nie dostrzegać.

 

Edytowane przez tony86
  • Like 5
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, tony86 napisał(a):

Pewnie różne sytuacje z tego związku rozgrywałeś w głowie nie raz. Jak teraz, z tym doświadczeniem, reagowałbyś na takie zachowania?

 

Jakbym reagował gdybym wiedział wtedy to co wiem teraz na wybryki mojej ex nie wiem i nie ma co gdybać. Natomiast jak reaguje w obecnych relacjach damsko-męskich raczej o to pewnie chodziło. No więc mówiąc wprost jak się nie podoba to droga wolna. Nie mam zamiaru się męczyć ani nikogo na siłę zmieniać. Jeżeli ktoś nie przystaje do mojego światopoglądu to nie marnuje na taka osobę mojego czasu bo już wiem jak to się kończy. 

1 godzinę temu, tony86 napisał(a):

generalnie, z tego co piszesz, to już przed małżeństwem byłeś traktowany jak bankomat, który się jej po prostu należy

 

Tutaj nie masz racji. Jak się poznaliśmy to oboje zarabialiśmy podobnie czyli marnie. Nie poleciała na kasę bo jej nie miałem. Dobry lvl zarobków osiągnąłem dopiero kiedy już byliśmy razem i to po latach rozwoju. 

 

1 godzinę temu, tony86 napisał(a):

Nie no, chłopie, co Ty mi tu gadasz. W samym okresie przedmałżeńskim z Twojej opowieści widzę ich już całkiem niezłe stadko.

 

Teraz to ja też je widzę ale jak się poznawaliśmy to ja miałem 25 lat i brak pojęcia o świecie i dojrzałych relacjach z kobietami. I też jak pisałem zachcianki mnożyły się z czasem a ich kumulacja nastąpiła dopiero po przeprowadzce do miasta. 

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Klasyka gatunku!

 

 

Dorzucę swoje trzy grosze, jeżeli chodzi SAMOTNE (tylko z nazwy są samotne) mamy z dziećmi:

- autor topiku sam napisał, że mamy to tylko na sex, częstym argumentem na forum jest - ona będzie stawiać dziecko na pierwszym miejscu - I BARDZO KURWA DOBRZE!!, bo taki PIOTRUŚ Pan jak ja, nie liczy od nich na nic więcej jak tylko "szpagat", a jak dojdzie do pseudo LTR to ja mam swoje spawy do zrobienia! Reasumując: To się nie uda! HIHI! Ale Poruchane!

 

 

PS. Oddzielną sytuacją jest kiedy pojawia się drugie dziecko - tu można koleją mitologię napisać, Mariano miał fart!

 

 

Pytanie jakim graczem jest nowy chłop MAŁŻY... pożyjemy zobaczymy. Obstawiam na porządnego gracza.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Mnie nie przestanie rozpierdalać na tym forum pewien schemat u gosci. Przecież tu drugi akapit ( rozwodka z dzieckiem )i temat powinien być zgaszony jak ognisko w lesie. Brak rozeznania z kim sie wchodzi w dluzsza relacje. Przeciez to na fakty wystarczy patrzeć co to jest za baba, jaka przeszlosc jaka rodzina etc, i widzisz jak na dłoni że to Andrzeju jebnie po czasie, cytujac klasyka. 

 

Ale nie, jemu to sie nie przydarzy, no przecież nie może być. Kurtyna...

Edytowane przez SilentAssassin
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 minutę temu, SilentAssassin napisał(a):

Mnie nie przestanie rozpierdalać na tym forum pewien schemat u gosci. Brak rozeznania z kim sie wchodzi w dluzsza relacje. Przeciez to na fakty wystarczy patrzeć co to jest za baba, jaka przeszlosc jaka rodzina etc, i widzisz jak na dłoni że to Andrzeju jebnie po czasie, cytujac klasyka. 

 

Ale nie, jemu to sie nie przydarzy, no przecież nie może być. Kurtyna...


Niech pierwszy rzuci kamieniem ten co od razu wszystko wiedział i się na związkach nie wyłożył ani razu 😬 

  • Like 9
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

34 minuty temu, SilentAssassin napisał(a):

Mnie nie przestanie rozpierdalać na tym forum pewien schemat u gosci

A na innych forach w sieci, jeśli w ogóle istnieją tego typu inne fora, to masz ten sam schemat czy już od razu wyjście z matriksa z automatu?

 

Każdy z nas, ze mną na czele, jak i pewnie z Tobą, musiał pewne rzeczy przeżyć samemu na własnej skórze, musieli ich najpierw doświadczyć, aby następnie to opisać i wyciągnąć wnioski jak tutaj.

 

Nikt z nas nie rodzi się z automatu z wiedzą na temat relacji damsko-męskich i jak to naprawdę funkcjonuje. Jesteśmy dodatkowo kształtowani i wychowywani przez kobiety, oczywiście na białych rycerzy, którzy to taką samotną matkę, starszą od siebie traktują jak spełnienie najskrytszych, życiowych marzeń. 

 

Czy to jest wina nas gości, że tak zostaliśmy przez prokobiecy system ukształtowani, czy może to wina systemu? Odpowiedź wydaje się oczywista i chwała tym wszystkim, którzy z tego gówna wyszli, ale najpierw musieli w to gówno wdepnąć, żeby wiedzieć iż śmierdzi i to jeszcze jak, Jak nie wdepniesz, wiedzieć nie będziesz. Jeszcze większa chwala tym, co się na cudzych błędach nauczyli i wyciągnęli z nich wnioski, bo to jest o wiele trudniejsze niż wejście po uszy w szambo samemu.

 

Gdyby to było takie proste, to nie byłoby tego typu historii. 

  • Like 8
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałem ten temat z wielkim zaciekawieniem i pozwólcie, że wrzucę swoje 2 grosze, mocno skracając moją historię:

 

Byłem w podobnej sytuacji co autor, żeby było śmieszniej, byłem w podobnym wieku, ale kobita z jeszcze większą różnicą wieku. Pracowałem z babą z dzieckiem w jednym z supermarketów i od samego początku zwracała moją uwagę. Miałem 24 lata, świeżo po studiach bez JAKIEGOKOLWIEK doświadczenia damsko-męskiego. Ona natomiast była STARSZA O 9 lat. (Uważałem wtedy, że +-10 jest ok :D) i miała bąbelka 10 letniego, a jej były mąż i ojciec dziecka popełnił samobójstwo z depresji. Oczywiście, kiedy przedstawiła mi swoją wersję ówczesnych zdarzeń, czyli jak do tego doszło, kto był winny, łyknąłem jak pelikan, no bo jakżeby inaczej. Dupa jak dla mnie niesamowita, jak się okazało poderwałem ją dość gładko pomimo wieeeelu rażących błędów i ogromu stresu jaki mi wtedy towarzyszył. Na pierwszej randce były (moje drugie w życiu pocałunki), a po miesiącu był sex i właściwie od tego ta relacja poszła dalej. Poznawanie jej rodziny, syna i właściwie wejście do jej zycia. No i właśnie, tu pierwszy zgrzyt, poznawanie JEJ rodziny, bo ona mojej poznać nie chciała i do końca naszej 3letniej relacji ich nie poznała. Gdy wiedziałem, że relacja idzie w kierunku "związku", zmieniłem pracę, zacząłem zapierdalać jak dziki koń (w miesiącu potrafiłem strzelić ponad dwa etaty, czyli ponad 320h), a po niedługiej chwili kupiłem i wyremontowałem mieszkanie. No i tutaj zaczęły się schody. JA kupiłem mieszkanie, JA je po swojemu wyremontowałem i nie pytałem jej o zdanie, toteż była wymówka, żeby często do mnie nie przyjeżdżać, nie mówiąc już o wprowadzeniu się do mnie (syn uczył się w szkole po za miastem i był to argument do zostania w swoim domu rodzinnym). Kolor ścian nie ten, meble brzydkie, nie ma wanny i księżniczka nie chce stać pod prysznicem i tak dalej. Mimo, że ja pracując tyle godzin, po 2-3h snu na dzień, zamiast po pracy iść się kimnąć, to wsiadałem w samochód i jechałem do niej 15km za miasto. Doszło do tego, że to ja jeździłem do niej te 15km za miasto, a ona mając trasę 500m z pracy do mojego mieszkania, do mnie wpadała raz na miesiąc a czasami na dwa. Wpadała w większości na 30 minut i nara, dużo rzadziej na sex, gdzie u mnie była cisza i spokój. Zacząłem się z tym źle czuć po roku,  bo wiedziałem, że nie tak to ma wyglądać. Doszły do tego awantury o każdą pierdołę, dlaczego tak mało spędzam i wydaje na młodego, nigdzie jej nie zabieram. Moją rodzinę odstawiłem na drugi plan, latałem w większości do niej, wymagała ode mnie zapewnienia, że ona jest najważniejsza i innych dupereli. Poznałem jej rodzinę, ale na jakieś ważniejsze uroczystości jeździła sama, jakby się mnie wstydziła. Związek od samego początku w pracy ukrywała, na wspólne zakupy również nie chciała chodzić. No i tak w skrócie minęły 3 lata. Relację (bo ciężko to nawet nazwać związkiem) zakończyłem na równo tydzień przed 3 rocznicą. Byłem tak zdołowany kolejną awanturą i odmową spędzenia wspólnego czasu i powiedziałem, że to koniec. 
Jak dzisiaj to pisze to czuje wstyd i żal do samego siebie, że pozwoliłem sobie samemu wejść i tkwić w takiej sytuacji.
Po tych wspólnie spędzonych 3 latach, mogę jasno powiedzieć, że jej historia tycząca się rozpadu jej poprzedniego małżeństwa i dlaczego chłop podjął tak drastyczne kroki była dość jednostronna, bo po 3 latach z nią spędzonych, sam byłem na skraju depresji i myślę, że szkoda chłopa.

Tak więc, spędziłem z moją ex dużo mniej czasu niż autor tematu, ale jestem również zdania, że nigdy więcej STARSZEJ baby do ZWIĄZKU, ani laski z dzieckiem. To nie działa i mimo, że mam w tej kwestii jakieś doświadczenie, nie zamierzam sprawdzać tematu drugi raz. Głupota w najczystszej postaci.

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Filips6 Dobrze żeś jej nie zameldował w swoim mieszkaniu.

Co do różnicy wieku- dekada to dużo.

Ale moja matka jest o 3 lata starsza od ojca i zgodne małżeństwo od zawsze. Za to matki siostra ze starszym o 10 lat i przeciwnie.

Moi rodzice dobijają do 60 a ciotka to późna wpadka. Niewiele starsza od mnie - także już po rozwodzie ale i lepiej dla niej.

@Mariano-Italiano U was w IT u facetów to jakiś dziwny standard. Znajomy ze studiów w moim wieku o rozwodzie z kobietą teraz dobijającą do 50. Mają syna, on introwertyk a ona taka ekspansywna osobowość. Było fajnie ale jak wszytsko - przy takiej różnicy wieku i jak się nabiera męskości to baba z wozu, koniom lżej.

Ale wracajac - faceci z IT to naturalne beta bankomaty. Jak się kobita pojawi to czy brzydka, gruba czy koślawa to ważne że ma dziurkę.

A potem żonka leży wywalona, a mężuś zapierdala na jej zachcianki itd.

Dobrze, że niektórzy się budzą. 

 

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@Dirty Dozen w IT introwertycy są częściej spotykani to fakt. Nie po to przecież studiowali informatykę żeby musieć w pracy z ludźmi rozmawiać ;) 

58 minut temu, Dirty Dozen napisał(a):

Jak się kobita pojawi to czy brzydka, gruba czy koślawa to ważne że ma dziurkę.

 

Tutaj się nie zgadzam. Uroda to kwestia indywidualna i wśród moich znajomych z branży większość ma raczej ładne partnerki. Nieprawdą jest, że jak ktoś pracuje w IT to bierze byle co na warsztat. 

 

@Filips6 Niemal dekada to już jednak widoczna różnica. Podejrzewam, że ona nie chciała Twojej rodziny poznać bo się bała oceniania ze względu na różnice wieku.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.