Skocz do zawartości

Strzała amora po 30-tce


FDNY

Rekomendowane odpowiedzi

Forum odkryłem stosunkowo niedawno (jakoś w drugiej połowie lipca). Czy przedstawione tu założenia na temat kobiet otworzyły mi oczy? W pewnym stopniu tak, choć większość opisywanych historii nie była dla mnie jakimś wielkim zaskoczeniem. Nawet dla kogoś takiego jak ja, ale o tym poniżej.

 

 

Trochę o mnie.

 

Z uwagi na to, że jestem z rodziny, w której ojciec obskakiwał wszystko dookoła, miałem wypaczony obraz związku z kobietą. W domu od zawsze były kłótnie i płacz matki. Przez to nigdy sam nie latałem za kobietami uznając, że jeśli „prawdziwa miłość” istnieje, to kiedyś na nią natrafię.
Kierowany tą myślą przez ponad 30 lat życia byłem szczęśliwym, samowystarczalnym singlem. Czy czułem się kiedykolwiek samotny? Tak, było kilka takich momentów w życiu i jeśli wówczas pojawiały się pomysły wprowadzenia samicy do swojej codzienności, to bardziej w kategorii "czasoumilacza" i pojawienia się ewentualnego potomstwa (bo przecież taki jest nasz cel jestestwa - żeby zapewnić przedłużenie gatunku, prawda?).
Jednocześnie przez fakt, że stroniłem od słabszej płci, mój skill w relacjach damsko-męskich był (dalej jest?) na żenująco niskim poziomie.

 

 

Ona.

 

Mój rocznik, moja przełożona w pracy, samotna matka, w niby-związku*, dość wysoki „body count” (przez co była spalona od początku w moich oczach), wysoki SMV. Jednocześnie laska z kategorii tych ciekawszych, mających zainteresowania i chęci rozwoju.
Zanim się wszystko zaczęło między nami, pracowaliśmy ze sobą jakoś 2,5 roku. Na początku w trochę większym, póżniej mniejszym zespole, aż w końcu została nasza dwójka.
Odkąd się pojawiła, mieliśmy świetny kontakt. Od zawsze wiedziałem, że mnie w jakiś sposób podziwia, szanuje moje podejście do życia i liczy się z moim zdaniem. Rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim, praktycznie bez tematów tabu.
Niejednokrotnie miałem wrażenie, że chce czegoś więcej ode mnie, i w sumie działało to w drugą stronę, ale szybko „trzeźwiałem”, bo przecież raz - jest zajęta, dwa - spory przebieg jakoś mnie nigdy nie kręcił. Dlatego też widywaliśmy się tylko w pracy, a przemycane przez nią czasami propozycje wyjścia szybko odbijałem.

 

*Co do „niby-związku”. Była kilka lat z gościem, z którym spotykała się w weekendy raz na tydzień, czy dwa tygodnie. On z tych trzymających na dystans, bez potrzeby zakładania rodziny, nieuznających jej własnego dziecka. Dodatkowo z depresją, stanami lękowymi i zerowymi potrzebami seksualnymi (seks tam pojawiał się raz na kilka miesięcy).
Miałem okazję poznać tego „pana” w momencie, gdy miałem jeszcze wywalone na koleżankę i traktowałem ją jak powietrze, i przez całą resztę dnia zastanawiałem się „o co tam chodzi, w tym ich całym związku?”.
Gość bez jakiejkolwiek energii, zero błysku w oku, zamknięty w sobie, z mocno widoczną nadwagą - ogólnie niezbyt atrakcyjny. Krótko pisząc - odechciewało się żyć patrząc na niego. W sumie to nawet było mi go żal.
Zrozumiałem wtedy, że musi chodzić tylko o jego zasoby. Wiedziałem, że dobrze zarabia (więcej od niej) i praktycznie co spotkanie zabiera ją na wycieczki, bo oboje lubią podróżować. Ona sama niejednokrotnie podkreślała, że „gdyby nie te wycieczki, to by go kopnęła w dupę”. Ja sam nazywałem go wprost (przy niej) - „weekendowym kolegą od wypadów”.

 

 

Coś się zaczyna dziać.

 

Pod koniec zeszłego roku koleżanka zaczęła być coraz bardziej otwarta w stosunku do mnie. Było coraz więcej wiadomości „po godzinach”, jakieś nieuzasadnione przejmowanie się moją osobą. Wtedy jeszcze tego aż tak bardzo nie widziałem, bo przecież nie byłem zainteresowany.
W styczniu (już tego roku) pokłóciła się ze swoim „partnerem”. Zresztą nie pierwszy raz. Nic sobie z tego nie robiłem, bo przecież zawsze godzili się po góra dwóch tygodniach. Czerwona lampka zapaliła mi się, gdy minął miesiąc, a ona coraz bardziej intensyfikowała kontakty ze mną (na piśmie, przez komunikator).

 

Widząc, co się święci, wydawało mi się, że ogarnę temat. Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że pewnego dnia w pracy dopadła mnie „strzała amora”. Coś jak miłość od pierwszego wejrzenia. Mimo wszystko nie pozwoliłem na to, żeby było cokolwiek po mnie widać. Może jest coś we mnie z psychopaty, bo akurat potrafię świetnie maskować emocje. Jednak minęła doba i ona sama do mnie napisała wieczorem: „że widzi, że coś się między nami dzieje, że odczuwa dziwne napięcie, jak jestem przy niej, że czuje się jak nastolatka, gdy jestem w zasięgu wzroku”. Jak sama określiła: „ktoś w tym samym momencie wcisnął guzik”.

 

Jako że jestem z tych, którzy nie lubią poruszać ważnych tematów przez messengera, już podczas najbliższej rozmowy w cztery oczy starałem się jej uzmysłowić, że najpierw musi zamknąć jeden temat, przejść żałobę, określić czego oczekuje od życia i dopiero później bawić się w nową relację z kimś innym, czyli w tym przypadku ze mną. Zaznaczyłem, że nie będę jej trampoliną i tamponikiem emocjonalnym. Mimo zerowych doświadczeń związkowych z kobietami wiedziałem czym to grozi. Wiedziałem, bo jestem dobrym obserwatorem i potrafię uczyć się na błędach innych. No właśnie - wiedziałem…

 

 

Emocje wzięły górę.

 

Wszystko ruszyło z kopyta, gdy poinformowała mnie, że zerwała z „byłym”. Ja z kolei podjarany czymś nowym w moim życiu postanowiłem spróbować. Bo przecież los podsunął mi coś pięknego. 😉

 

Zaczęły się spotkania, przytulanie, pocałunki. Zaczęły się deklaracje z jej strony. Mówiła, „że mnie chce, że tak musiało być, że to budowało się między nami od dłuższego czasu, że nadajemy na tych samych falach, że rozumiemy się bez słów itd.”. Zachowywała się przy mnie jak suczka w rui - wypieki na twarzy, maślane oczka - dosłownie telepało nią, gdy byłem blisko. Od samego początku wiedziałem, że chce mnie dosiąść, ale w myśl zasady „nie daj kobiecie tego czego chce i patrz co się dzieje”, zwlekałem ze zbliżeniem gruby miesiąc. I to wszystko robiłem podświadomie, nie znając tego forum.

 

W końcu nie wytrzymałem, a bardziej moje jaja (ile można chodzić jak kowboj), i podczas jednego ze spotkań, wziąłem ją od progu jej mieszkania w obroty. Bez zbędnych słów.

 

No i poprzestawiały się klocuszki w jej głowie. To był moment spadkowy naszej krótkiej, burzliwej relacji… Zaczęła tęsknić za byłym, pojawiły się krokodyle łzy. Zauważyłem, że zaczyna się oddalać, chociaż cały czas trzymała mnie na sznureczku. Po drodze jeszcze raz trafiliśmy do łóżka, ale praktycznie nic to nie zmieniło.

 

Dowiedziałem się (od niej), że zaczęła odnawiać kontakty z „byłym”. Wyczuwając, że dąży do spotkania z nim srogo ją sk***iłem i rozliczyłem ze wszystkiego. Chyba nic mnie nigdy tak nie wyprowadziło z równowagi. Podziękowałem jej za miłe teksty, snucie wspólnej przyszłości i zrobienie mnie w wała. Najbardziej miałem do niej żal, że za cel obrała sobie właśnie mnie - kumpla z pracy, kogoś kogo niby szanuje i poważa. Bo przecież przy jej atrakcyjności (mocne 9/10) mogłaby mieć każdego w roli pocieszyciela. Tym bardziej że ma całą armię spermiarzy (nie znam faceta, który by sobie nie wykręcał karku na jej widok). Nawijałem tak nad nią jakieś 15 minut. Szlochając, jedyne co potrafiła z siebie wydusić to to, że brakuje jej wycieczek (!) i że jej „były” nie pozwalał jej wchodzić sobie na głowę.

 

Po tym wszystkim spotkaliśmy się jeszcze, żeby odbyć rozmowę w spokojniejszym tonie. Przyznała, że chyba musiała odreagować jej rozstanie (brawo za szczerość!), że mimo wszystko było fajnie i niczego nie żałuje. Powiedziała, że „były” ma to „coś”, i nawet jeśli jestem od niego lepszy w wielu aspektach, to ona nie potrafi pokochać kogoś innego. Kurtyna.

 

 

Myślicie, że to koniec? Niestety nie. To półmetek sezonu.

 

Przez miesiąc od naszej, jeszcze wtedy ostatniej, szczerej rozmowy, byłem pewny, że moje emocje (uczucie?) opadły. Ale się wtedy myliłem…
Nasze relacje w pracy wydawały się normalne (na początku), mimo tego, że miałem mały uraz do jej osoby.
Postawiłem sobie cele, postawiłem na hobby, na wypełnianie każdego dnia jakimś zajęciem.

 

Jak zachowywała się po tym wszystkim koleżanka? Conajmniej dziwnie. Zaczęły się m. in. teksty, że musi się sama teraz zaspokajać… Do tego doszły totalne skrajności w jej nastawieniu do mojej osoby. Raz była niewyobrażalnie miła i pocieszna (jak mała dziewczynka), by kolejnego dnia naskoczyć na mnie z byle powodu - coś czego nigdy przez 2,5 roku wspólnej pracy nie było. Były to naprawdę absurdalne sytuacje. Ze skrajności w skrajność. Jakby ściągnęła wszelkie osłony i pokazywała swoje pełne spektrum charakteru.

 

„Push & pull”? „Shit testy”? Wtedy jeszcze tych terminów nie znałem. Jak reagowałem na próby wytrącenia mnie z równowagi? Na początku ustawiałem ją w taki sam sposób. Reagowałem kontrolowaną agresją, co muszę przyznać, skutkowało. Ani razu nie udało się jej mnie zdominować. Im częściej to występowało, tym bardziej odpuszczałem, aż w końcu spływało to po mnie i wyśmiewałem jej zaczepki. I to też działało. Nawet lepiej niż pierwsza metoda.

 

 

Nawrót „choroby”.

 

Przyznaję. Mimo mnóstwa czerwonych flag nikt mi tak nigdy nie zawrócił w głowie, jak koleżanka. Czyste emocje, haj emocjonalny - coś czego nigdy wcześniej nie doświadczyłem w takim stopniu.

 

Za namową kumpla, który jasno stwierdził, że jestem zakochany (sam tego nie dopuszczałem do myśli), postanowiłem jej o tym powiedzieć. Wiem… Sam mam teraz ciarki żenady. Usprawiedliwiam się tylko tym, że jeśli bym nie spróbował, to bym się nie dowiedział, jak ona na to zareaguje. Była to moja świadoma, „męska” decyzja.

 

Co się zmieniło po tej deklaracji? Dużo. Przede wszystkim jak ręką odjął, zniknęły „shit testy”. Koleżanka już tylko była miła (z małymi wyjątkami, ale to pikuś w porównaniu do tego, co było wcześniej).
Po drodze byliśmy na wspólnej imprezie, bawiliśmy się zajebiście i spędziliśmy razem noc w hotelu. Po wszystkim kazałem jej się we mnie wtulić i pocałować. Zrobiła to bez zająknięcia.

 

Nie byłbym sobą, gdybym kolejny raz nie „wyłożył kawy na ławę”. Zapytałem jej wprost „czy czegoś ode mnie chce?”. Stwierdziła, że „to nic nie znaczy, że mnie bardzo lubi, a jej serce należy do kogo innego, bla bla bla ”.

 

 

Odpuszczam.

 

Następuje zmęczenie materiału. Czuję, że „różowe okulary” spadają mi z nosa. I ona to widzi.

 

Rozstaliśmy się na miesiąc (koleżanka poszła na urlop). Przez bity miesiąc nie dawała o sobie zapomnieć. Tylko ona podejmowała jakiekolwiek próby kontaktu. Ja z kolei trafiam na forum i uświadamiam sobie, że mam idealny obiekt badawczy do zgłębiania kobiecej psychiki.

 

Po jej powrocie znowu zaczęliśmy się spotykać poza robotą. Patrzę już na nią całkowicie inaczej, ale pożądanie i kosmate myśli cały czas są na prowadzeniu. Wprowadzam swoje „shit testy”, gram na emocjach. Świadomie dostarczam jej negatywnych i pozytywnych emocji. Jest między nami lepiej niż kiedykolwiek, ale już bez amorków w mojej głowie.

 

 

Co dalej?

 

Nie wiem. Chyba chcę odgadnąć co tam naprawdę siedzi w tej małej, kobiecej makówce?

 

Niby twierdzi, że jestem tylko jej kolegą, ale jej zachowania daleko odbiegają od tych typowo „koleżeńskich”. Dlaczego tak myślę? Jak zawsze chce coś ode mnie w pracy, to podchodzi bardzo blisko do mojego biurka, przykleja się do mnie, czasami ociera synchronicznie biodrami o moje ramię. Często towarzyszy temu niby przypadkowy dotyk. Jak mnie widzi, to skanuje moje ciało (najczęściej krocze i tors). Jak rozmawiamy twarzą w twarz, to wzrok jej lata po całej mojej twarzy zatrzymując się raz na moich oczach, raz na ustach. Co ważne - nie wykazuje takich zachowań w stosunku do innych samców.

 

Ja też sobie pozwalam. Zdarza mi się polecieć pikantniejszym tekstem albo dotknąć jej szyi, ramion, dłoni, brzucha, tali, tyłka, ud. Bez sprzeciwu z jej strony.

 

Co do jej „byłego-obecnego”, nie wiem do końca, co tam się dzieje. Nie pytam. Ona też jak wspomina o nim, to tylko o jego „porażkach”. Z konkretów, to wyciągnąłem z niej info, że nic tam się nie zmieniło w ich relacji, i że w sumie to już nie ma żadnych oczekiwań, bo cieszy się możliwością podróżowania. Oczywiście musiała dodać, że teraz tak uważa i nie wie, jak będzie za pół roku. Czyli co? „Czekaj na mnie FDNY, bo może mi się znowu odwidzi mój były-obecny?”. 😄

 

Wracaliśmy też kilka razy do tego, co było między nami i ani razu niczego się nie wypierała (gdzie akurat one mają ogromną tendencję do tego). Cały czas przyznaje, że ją wzięło na mnie, że było to silne uczucie, ale zaczęło ją przerażać to „co ludzie powiedzą”, jak zaczniemy się pokazywać razem w miejscach publicznych. Ciekawe, że teraz ją to nie przeraża, jak nas widzą razem na mieście (jak było gorąco między nami, to się ukrywaliśmy)…


Jestem świadomy tego, że wszystko, co tu wypisałem wygląda, jak relacja dwójki nastolatków.
Ja zacząłem się uczyć kobiet, trochę w tym wszystkim jeszcze chodząc na oślep. Całe szczęście, że nie poszedłem ani razu w jakieś skrajności typu „jesteś kobietą mojego życia”. Nigdy nie było żadnych deklaracji z mojej strony, i co najważniejsze POCIESZYCIELSTWA. Jak ryczała, to zostawiałem ją z tym mówiąc za każdym razem, że „nie chcę jej takiej oglądać”. Nie miała też mnie na każde zawołanie. Połowę jej propozycji intymnych spotkań (zaraz po uderzeniu „strzały amora”) zgrabnie odbijałem. Tak więc wątpię, że miała wrażenie „zdobycia ofiary”. I to wszystko robiłem podświadomie, bez jakiejkolwiek wiedzy, będąc wystrzelonym emocjonalnie.

Co do niej - wiem, że emocjonalnie jest dzieckiem i mimo wszystko chyba stara się trzymać mnie w rezerwie. Chyba sama nie wie, czego chce.

 

Cała ta historyjka uświadomiła mnie w przekonaniu, żeby od bab trzymać się jak najdalej. Źródło problemów i straconego czasu. Chociaż w tym przypadku chyba nie aż tak bardzo straconego, patrząc przez pryzmat zdobytego doświadczenia? Lubię się rozwijać, szczególnie w psychologicznych tematach. 😉

 

 

Edytowane przez FDNY
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, FDNY napisał(a):

Chyba chcę odgadnąć co tam naprawdę siedzi w tej małej, kobiecej makówce?

Ej no, chwila, a mówiłeś że czytasz już forum! Zamiast drążyć temat, gdzie panna trzyma Cię na smyczy (bo z tego co piszesz to Ty uja masz kontrolę) to przeczytaj "Kobietopedia" a relację wygaszaj. Bo do ruchania w pracy swojej przełożonej to trzeba mieć mindset i plecy.

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, FDNY napisał(a):

Co dalej?

 

Nie wiem. Chyba chcę odgadnąć co tam naprawdę siedzi w tej małej, kobiecej makówce?

 

Chłopie!

 

Ta kobieta w pierwszej kolejności jest SM. Samotną Mamą. Dla niej liczą się TYLKO zasoby dla niej i dziecka. Cokolwiek Ci powie to jej zachowanie pokazało, że jest gotowa być z nieatrakcyjnym ulańcem TYLKO i wyłącznie z powodu jego zasobów.

 

Ty nie byłeś w żaden sposób rozważany jako potencjalny kandydat do relacji tylko WYZWANIE. Biologicznie miałeś podnieść walidację SAMICY, że może niedostępnego samczyka ZDOBYĆ. Zapewniłeś jej ego informację, że ONA MOŻE zdobyć Ciebie czyli może też i innego samczyka.

 

Więc co ona robi? WRACA do samca, który zapewnia zasoby. Dla niej byłeś/jesteś tylko opcją rezerwową do emocji ale zasoby na pierwszym miejscu.

 

Zrobiła Ci kisiel z mózgu. Była w tym cierpliwa i wytrwała. I przekonała się, że MOŻE... to wszystko. Tyle od Ciebie chciała.

  • Like 14
  • Dzięki 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

Jak na wyposzczonego faceta bez doświadczeń, to się nie dziwię że machnąłeś dzidą na czerwone flagi i się zakochałeś.

Dziwię się, że tak szybko to ogarnąłeś, i że potrafiłeś robić akcje typu "nie chcę Cię takiej oglądać".

Albo ją zbesztać jak burą sukę.

A teraz trzymasz ją w boksach na zasadzie eksperymentu i obserwacji.

 

Wyjaśnienie jest jedno - jesteś naturalnym psychopatą.

 

I to pewnie jeden z powodów, dla których wciąż ją jakoś tam do Ciebie ciągnie mimo że

- popełniałeś głupie błędy, typu wyjazd z deklaracjami uczuć i "stawianie kawy na ławę"

- byłeś słaby w łóżku

 

Bo jeśli relacja jest w zwyżkowej, a po seksie wpada w dołek, to ewidentnie była tą Twoją stroną zawiedziona. Zresztą nic dziwnego, gdzie i kiedy miałeś niby zdobyć doświadczenie.

 

Normalnemu facetowi to bym radził ewakuację, bo panna ewidentnie niestabilna i może czerwonych flag. Ale Ty to raczej ogarniesz, a doświadczenie Ci się przyda, więc się baw, ona ze swoimi podejściem też szczerze powiedziawszy na nic lepszego nie zasługuje. Tylko mam nadzieję masz świadomość, że koniec tej drogi jest taki że ona już się postara żebyś robotę sam zmienił.

  • Like 5
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, zuckerfrei napisał(a):

Ruchaj ją, a nie rozbieraj pseudo Panie psychologu. 

 

Zastanawiam się nad zaproponowaniem jej układu "FF", zamiast odpierdalać jakieś pseudo tarło, które mnie już męczy i zwyczajnie nudzi.

 

1 godzinę temu, Libertyn napisał(a):

To przełożona. Zrobiłeś najgorszą możliwą rzecz. Wdałeś się w romans w którym na starcie masz niższą pozycje i jesteś bardziej wrażliwy na jej zagrania. 

 

Układ jest specyficzny. Jej przełożeństwa nigdy nie odczułem. Jest praktycznie tylko na papierze.

 

1 godzinę temu, tony86 napisał(a):

Jak na wyposzczonego faceta bez doświadczeń, to się nie dziwię że machnąłeś dzidą na czerwone flagi i się zakochałeś.

Dziwię się, że tak szybko to ogarnąłeś, i że potrafiłeś robić akcje typu "nie chcę Cię takiej oglądać".

Albo ją zbesztać jak burą sukę.

A teraz trzymasz ją w boksach na zasadzie eksperymentu i obserwacji.

 

Wyjaśnienie jest jedno - jesteś naturalnym psychopatą.

 

Nie wiem czy to dobrze, ale podbiłeś moje ego. 😉

 

1 godzinę temu, tony86 napisał(a):

I to pewnie jeden z powodów, dla których wciąż ją jakoś tam do Ciebie ciągnie mimo że

- popełniałeś głupie błędy, typu wyjazd z deklaracjami uczuć i "stawianie kawy na ławę"

- byłeś słaby w łóżku

 

Bo jeśli relacja jest w zwyżkowej, a po seksie wpada w dołek, to ewidentnie była tą Twoją stroną zawiedziona. Zresztą nic dziwnego, gdzie i kiedy miałeś niby zdobyć doświadczenie.

 

Wszystko się działo przed lekturą forum. Stąd błędy.

 

Co do tematów łóżkowych, to... Ykhm! Skoro już tu jestem to będę w 100% szczery. Pierwszy raz z nią, był moim pierwszym razem. Grubo, nie? Możecie się śmiać, ale to konsekwencja tego, że już dawno zamknąłem się w stworzonej przez siebie klatce. Mimo powodzenia u kobiet. Nie robię z siebie ofiary, i też nie chcę być tak postrzegany (nie lubię tego). Szczęście w nieszczęściu jest takie, że wyciągam wnioski i zaczynam przepracowywać "traumy".

 

Ona oczywiście o tym nie wiedziała. Nie wiem czy zagrałem fair ukrywając ten wstydliwy sekret.

 

Pewnie się zastanawiacie, jak było? Bo przecież oczywiste jest, że przez większość życia radziłem sobie z tym tematem w jeden jedyny możliwy sposób przed ekranem komputera. 🙂

Najbardziej obawiałem się tego, że szybko dojdę. A walczyłem 1,5h... Pojawiły się problemy z erekcją, ze stresu praktycznie nic nie czułem, nawet orgazmu. Skończyliśmy w tym samym momencie. Ja zlałem się dosłownie jak koń.

Drugi raz był nieporównywalnie lepszy (dla mnie i dla niej, i nie chodzi tu jęki, ale o reakcje jej ciała - tego nie da się nie zauważyć). Doszedłem po ok. 1,5h (ona po 1h). Tym razem wszystko czułem, był orgazm i znowu duży finisz (była pod wrażeniem).

 

I tak jestem w pełni świadomy tego, że akurat na tym polu wypadając słabo, mogłem ją do siebie zniechęcić. Dlatego czasami ryję sobie banie żałując, że nie postawiłem przed nią sprawy jasno. Na razie niech żyje w błogiej nieświadomości. Było, minęło.

 

2 godziny temu, tony86 napisał(a):

Normalnemu facetowi to bym radził ewakuację, bo panna ewidentnie niestabilna i może czerwonych flag. Ale Ty to raczej ogarniesz, a doświadczenie Ci się przyda, więc się baw, ona ze swoimi podejściem też szczerze powiedziawszy na nic lepszego nie zasługuje. Tylko mam nadzieję masz świadomość, że koniec tej drogi jest taki że ona już się postara żebyś robotę sam zmienił.

 

Jeśli ja zmienię pracę, to i ona będzie musiała to zrobić. Jest zwyczajnie zależna ode mnie. Specyficzna robota.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

2 godziny temu, tony86 napisał(a):

 

- byłeś słaby w łóżku

 

Bo jeśli relacja jest w zwyżkowej, a po seksie wpada w dołek, to ewidentnie była tą Twoją stroną zawiedziona. Zresztą nic dziwnego, gdzie i kiedy miałeś niby zdobyć doświadczenie.

Jestes co do tego pewien? 

 

@Miszka wyjasnil na czym jej zalezalo. Kobiety maja inne wyobrazenie na temat sexu. Jest on dla nich srodkiem do celu. Dlatego moga go uprawiac duzo czesciej. 

 

Kolega miał dla niej być wyłącznie rozrywką, osobą, którą można zaliczyć., sprawdzic wlasna atrakcyjnosc. Laska 9/10 bujajaca sie z grubasem. Rynek SM ją zweryfikowal i ma niskie mniemanie o sobie. Duzo atrakcyjnych facetow nie bedzie podbijalo do SM. Zainteresuja sie wtedy gdy one zrobia pierwszy solidny ruch, bo w sumie po co sie starac? Dla wystrzału? Wiedzą, ze nie warto. A pytanie czy ona chce sie narazac na lek przed odrzuceniem? Moze probowala nie raz zlapac kogos lepszego i zmiotlo ja z planszy, dlatego teraz leci w zasoby u grubego beciaka z rozwalona psycha (latwy do kontroli).

  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 hour ago, FDNY said:

Nie wiem czy to dobrze, ale podbiłeś moje ego.

 

To bardziej stwierdzenie faktu z mojej strony, ale jeśli już je jakoś wartościować, to tak, na plus.

Takie zdystansowanie emocjonalne to złota rzecz.

Niejeden na Twoim miejscu popłynąłby z emocjami w piździec.

 

1 hour ago, FDNY said:

Co do tematów łóżkowych, to... Ykhm! Skoro już tu jestem to będę w 100% szczery. Pierwszy raz z nią, był moim pierwszym razem. Grubo, nie? Możecie się śmiać, ale to konsekwencja tego, że już dawno zamknąłem się w stworzonej przez siebie klatce. Mimo powodzenia u kobiet. Nie robię z siebie ofiary, i też nie chcę być tak postrzegany (nie lubię tego). Szczęście w nieszczęściu jest takie, że wyciągam wnioski i zaczynam przepracowywać "traumy".

 

Ona oczywiście o tym nie wiedziała. Nie wiem czy zagrałem fair ukrywając ten wstydliwy sekret.

 

No nie dziwi mnie to, wynikało z kontekstu. Cóż z tego - niewiele, ludzie mają różne priorytety w życiu, sam akurat inicjację miałem dość wcześnie ale zdarzył mi się potem i super długi okres na sucho, były inne tematy w życiu. Nie ma co oceniać.

 

No tyle, że po prostu będziesz potrzebował czasu by nabrać w te klocki jakiejś wprawy.

 

A co do tego że jej nie powiedziałeś - oczywiście bardzo dobrze, tak trzeba, nie miej żadnych wątpliwości tutaj. Z przyszłymi partnerkami też skromnym expem się nie chwal.

 

1 hour ago, FDNY said:

Jeśli ja zmienię pracę, to i ona będzie musiała to zrobić. Jest zwyczajnie zależna ode mnie. Specyficzna robota.

 

Wydaje Ci się, nie ma ludzie niezastępowalnych. A jak odpali się jej małpa z brzytwą to najpierw będzie Cię chciała wywalić, a potem będzie myśleć co dalej.

 

44 minutes ago, antyrefleks said:

@Miszka wyjasnil na czym jej zalezalo. Kobiety maja inne wyobrazenie na temat sexu. Jest on dla nich srodkiem do celu. Dlatego moga go uprawiac duzo czesciej. 

 

Miszka dobrze to opisał od strony strategicznej, ja skupiłem się na tu i teraz. Plus ostatnia odpowiedź autora potwierdziła moje przypuszczenia.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

1 godzinę temu, FDNY napisał(a):

Zastanawiam się nad zaproponowaniem jej układu "FF", zamiast odpierdalać jakieś pseudo tarło, które mnie już męczy i zwyczajnie nudzi.

 

Niczego z nią nie ustalaj. Traktuj ją w ten sposób. Podchodź do tej relacji w ten sposób. To ty rozdajesz karty. Ona chce grać swoją grę... Ty graj swoją...

 

Jeszcze raz podkreślam. Jesteś dla niej narzędziem. 

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

 

Cześć :) :)

 

Dzięki za historię. Świetnie opisana.

 

 

Jest ona, najlepsza seks bomba w biurze, każdy się na nią ogląda, każdy chciałby z nią mieć seks. Mądra, na wyższym stanowisku. To jest twoja przełożona, z którą Ci się dobrze rozmawia.

Ona zaprasza Cię na seks, podrywa.

Każdy facet byłby wniebowzięty, prawda?

To nie będzie związek, nie będzie małżeństwo. Tylko przyjaźń, romans, seks. Ona ma dziecko, ale ona sama to dziecko utrzymuje z pensji wyższej niż twoja.

Nawet nie musiałeś jej podrywać, to ona sama chciała, abyś był częścią jej życia, erotycznego, seksu.

 

 

Absolutnie idealna sytuacja.

 

 

 

Wiesz o czym jest twoja opowieść?

 

Nie o dziwnej kobiecie. Nie.

 

Twoja opowieść jest jak totalnie zepsuć taki układ przez robienie dokładnie na odwrót niż się powinno.

 

 

 

Są mężczyźni słabi, tacy o których się mówi "nie znają gry", "nice guys", którzy przegyrwają w relacjach z kobietami.

 

Są mężczyźni, którzy znają grę, ale nieustannie się bronią. Wątłe ego może upaść, trzeba go chronić. Mają białorycerskie przekonania, nie można dotknąć kobiety, która jest w relacji z innym, nie można iść na seks szybko, nie można mowić romantycznych słów.

 

Jeśli musisz się ciągle bronić, to znaczy że jesteś słaby.

 

Silny mężczyzna nie musi się już bronić.

 

 

 

Jak będę szorstki, to sorki -- ale chcę pokazać słabe punkty.

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

 Przez to nigdy sam nie latałem za kobietami uznając, że jeśli „prawdziwa miłość” istnieje, to kiedyś na nią natrafię.

 

Nie natrafisz niestety.

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Kierowany tą myślą przez ponad 30 lat życia byłem szczęśliwym, samowystarczalnym singlem. Czy czułem się kiedykolwiek samotny? Tak, było kilka takich momentów w życiu i jeśli wówczas pojawiały się pomysły wprowadzenia samicy do swojej codzienności, to bardziej w kategorii "czasoumilacza" i pojawienia się ewentualnego potomstwa (bo przecież taki jest nasz cel jestestwa - żeby zapewnić przedłużenie gatunku, prawda?).

 

Kobieta ===> czasoumilacz.

Dzieci ==> ewentualny dodatek.

 

A gdzie relacje między ludźmi? Miłość? Życie razem? W rodzinie?

 

Twoja wizja jest przerażająca dla mnie. NIe mieć dzieci to jak być prawiczkiem całe życie.

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Mój rocznik, moja przełożona w pracy, samotna matka, w niby-związku*, dość wysoki „body count” (przez co była spalona od początku w moich oczach), wysoki SMV.

 

Wysoki body count? Skąd wiedziałeś? NIGDY się o tym nie rozmawia. Jak kobieta pyta to się nie odpowiada, bo z tego są zawsze problemy. Zawsze.

 

Wysokie SMV -- czyż to nie idealna kobieta, aby ją poznać i mieć z nią seks? Każdy by chciał.

 

Każdy by chciał, tylko nie może jej poderwać.

Tobie wyłożyła się na tacy do wzięcia.

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Odkąd się pojawiła, mieliśmy świetny kontakt. Od zawsze wiedziałem, że mnie w jakiś sposób podziwia, szanuje moje podejście do życia i liczy się z moim zdaniem. Rozmawialiśmy dosłownie o wszystkim, praktycznie bez tematów tabu.

 

Przypuszczam, że już wtedy dawała Ci znaki zainteresowania Tobą, które Ty ignorowałeś.

Bo nie odróżniasz objawu zainteresowania od bycia miłą.

 

Laski o wysokim SMV nie rozmawiają o wszystkim z wszystkimi.

Przecież nie miała takiego "świetnego kontaktu" z innymi kolegami.

 

Ty zostałeś wybrany.

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Niejednokrotnie miałem wrażenie, że chce czegoś więcej ode mnie, i w sumie działało to w drugą stronę, ale szybko „trzeźwiałem”,

 

Dżizas... czy chociaż teraz zdajesz sobie sprawę, że to twoje "trzeźwienie" nie jest chwalebne?

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

bo przecież raz - jest zajęta, dwa - spory przebieg jakoś mnie nigdy nie kręcił. Dlatego też widywaliśmy się tylko w pracy, a przemycane przez nią czasami propozycje wyjścia szybko odbijałem.

 

FAcepalm.

 

Spory przebieg nie kręcił -- wg mnie kłamiesz. Kręcił, tylko się bałeś. Czułeś katastrofę dla swojego ego. Gdyby coś poszło nie tak, to ono byłoby zniszczone.

 

Odbijałeś propozycje od najlepszej laski w biurze. To jak kujon w podstawówce, który nie idzie na dyskotekę, bo się boi, więc wymyśla, że nie może, bo ... coś-tam.

 

Ona napierała na Ciebie całą swoją siłą, a Ty byłeś oporny.

 

Jak kobieta chce z Tobą się spotykać, a Ty mówisz, że "ona jest w związku", to niestety również nie jest chwalebne dla Ciebie. Bo ona z tego związku już się wymeldowała. Teraz przychodzi do Ciebie.

 

Biały rycerz jednak uważa, że to szlachetne zakończyć tamten związek, zanim w ogóle spotka się z tą kobietą.

 

Takie białorycerzenie ma tylko uzasadnienie, jak ten jej gościu jest twoim bratem, kuzynem, kolegą, przyjacielem i nie chcesz skrzywdzić tego mężćzyzny.

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

*Co do „niby-związku”. Była kilka lat z gościem, z którym spotykała się w weekendy raz na tydzień, czy dwa tygodnie. On z tych trzymających na dystans, bez potrzeby zakładania rodziny, nieuznających jej własnego dziecka.

 

Trzymający dystans, nie chce rodziny, nie uznający jej dziecka --- Ty to wymieniasz jako wady?

Właśnie tak należy prowadzić relację z mamą z dzieckiem.

 

Same matki mówią "dziecko jest na pierwszym miejscu".

 

Więc jak chcesz z nią być, to mówisz "U Ciebie dziecko jest na pierwszym miejscu. U mnie Ty jesteś na pierwszym."

Nie wspierasz dziecka finansowo. W twoim przypadku szefowa tego nie oczekiwała.

NIe będziesz mężem i żoną z szefową. Ona ma siebie i dziecko, to jej rodzina.

 

Mogłeś spędzać czas, mieć seks z najlepszą kobietą w biurze.

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Dodatkowo z depresją, stanami lękowymi i zerowymi potrzebami seksualnymi (seks tam pojawiał się raz na kilka miesięcy).

 

Idealna sytuacja.

 

Brakuje jej bliskości, seksu, emocji.

 

Ten brak pcha kobiety do mężczyzny, bo tylko w seksie może to odnaleźć.

 

I ona napierała na Ciebie.

 

Inna sprawa -- skąd wiesz że nie miała z nim seksu? Może miała, tylko nie chciała Ci mówić, że miała super seks, bo widziała, że to by rozbiło twoje ego na mak.

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Miałem okazję poznać tego „pana” w momencie, gdy miałem jeszcze wywalone na koleżankę i traktowałem ją jak powietrze, i przez całą resztę dnia zastanawiałem się „o co tam chodzi, w tym ich całym związku?”.

 

Taaaaa... wywalone na koleżankę i cały dzień się zastanawiałem... Ech...

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Gość bez jakiejkolwiek energii, zero błysku w oku, zamknięty w sobie, z mocno widoczną nadwagą - ogólnie niezbyt atrakcyjny. Krótko pisząc - odechciewało się żyć patrząc na niego. W sumie to nawet było mi go żal.
Zrozumiałem wtedy, że musi chodzić tylko o jego zasoby. Wiedziałem, że dobrze zarabia (więcej od niej) i praktycznie co spotkanie zabiera ją na wycieczki, bo oboje lubią podróżować. Ona sama niejednokrotnie podkreślała, że „gdyby nie te wycieczki, to by go kopnęła w dupę”. Ja sam nazywałem go wprost (przy niej) - „weekendowym kolegą od wypadów”.

 

Nie do końća wierzę, że taka kobieta ogarnięta w życiu spędza czas z nieogarem w zamian za wycieczki, w dodatku gdy ona zarabia pewnie niemało, a jej rodzina ma tylko dwie głowy do wykarmienia.

 

Ciekawe ile z tego wszystkiego ona Ci powiedziała, ile z tego jest prawdą.

Na końcu się okaże, że oni są emocjonalnie ze sobą związani.

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

... pokłóciła się ze swoim „partnerem”.

....ona coraz bardziej intensyfikowała kontakty ze mną (na piśmie, przez komunikator).

Widząc, co się święci, wydawało mi się, że ogarnę temat.

 

Co Ci się wydawało? Że będziesz ją bzykał i tyle? FWB?

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Wszystko byłoby fajnie, gdyby nie to, że pewnego dnia w pracy dopadła mnie „strzała amora”. Coś jak miłość od pierwszego wejrzenia.

 

Hehehe... Cóż.

 

Wiesz jaki jest Święty Graal relacji międzyludzkich?    Mieć seks z dziewczyną, w której jesteś zauroczony.

 

Można tego szukać całymi latami, niektórzy nie wierzą że istnieje, niektórzy znaleźli.

 

Tobie ten Święty Graal został wprost w ręce wciśnięty.

 

Ty zaś jako wadę wymieniasz, że się zauroczyłeś.

Masakra po prostu.

 

 

Co robić na przyszłość?

Jak się zauroczyłeś, to podrywać ją, aby mieć seks z tą dziewczyną, któ©a Cię zauroczyła.

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Mimo wszystko nie pozwoliłem na to, żeby było cokolwiek po mnie widać.

 

Zupełne przeciwieństwo co należało robić.

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Może jest coś we mnie z psychopaty, bo akurat potrafię świetnie maskować emocje.

 

Oj nie dodawaj sobie splendoru. Coś jak dziewczyna mówi "jestem nimfomanką".

 

NIe jesteś psychopatą, tylko maskujesz emocje, bo twoje ego drży ze strachu.

 

Jakeigo strachu?

 

No takiego, że jak objawisz kobiecie swoje myśli, emocje, zauroczenie, a ona tego nie przyjmie wiwatami, czyli będziesz odrzucony, to ego zostanie zdruzgotane.

 

Początkujący adept judo dramatycznie boi się upadać, więc boi się wyjść na matę.

Mistrz judo przede wszystkim upada, wstaje, walczy dalej. Upadał milion razy. Wie, że trzeba iść na matę aby wygrać.

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Jednak minęła doba i ona sama do mnie napisała wieczorem: „że widzi, że coś się między nami dzieje, że odczuwa dziwne napięcie, jak jestem przy niej, że czuje się jak nastolatka, gdy jestem w zasięgu wzroku”. Jak sama określiła: „ktoś w tym samym momencie wcisnął guzik”.

 

Kobiety wzięła sprawy w swoje ręce. Uff! Ona to zrobiła, co powinieneś zrobić Ty.

Ona napisała "czuję się jak nastolatka". Ona...

A to Ty powinieneś pisać.

 

Od tej jej wiadomości poniekąd jesteś złamanym mężczyzną.

 

Ona wzięła od Ciebie szablę i nią walczy, bo Ty się bałeś.

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Jako że jestem z tych, którzy nie lubią poruszać ważnych tematów przez messengera,

 

W sumie dobrze.

 

Ja bym wsiadł w samochód i zaraz był u niej w domu.

 

Ty czekałeś na najbliższą rozmowę.

Że niby tak chłodno i z rozwagą.

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

starałem się jej uzmysłowić, że najpierw musi zamknąć jeden temat, przejść żałobę, określić czego oczekuje od życia i dopiero później bawić się w nową relację z kimś innym, czyli w tym przypadku ze mną.

 

NIe, nie... totalne bzdury.

NIe musi zrywać z tamtym gościem. Może dalej jeździć na wycieczki, seksić się z nim, i go uwielbiać za wszystko.

Nie będzie żadnej żałoby. Akurat! Laska SMV wysokie, w pracy sukces, dziecko, ... i będize żałobę robić. No way.

 

A dopiero później z Tobą? Dżizas... setki facetów by ją brało od razu bez pytania i wahania.

 

Miałbyś super kochankę, pewnie przyjaciółkę, atrakcyjną.

 

A żony nie potrzebujesz, a dzieci to tylko jakiś dodatek dla Ciebie, wiec kochanka/przyjaciółka jest wystarczająca.

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Zaznaczyłem, że nie będę jej trampoliną i tamponikiem emocjonalnym. Mimo zerowych doświadczeń związkowych z kobietami wiedziałem czym to grozi. Wiedziałem, bo jestem dobrym obserwatorem i potrafię uczyć się na błędach innych. No właśnie - wiedziałem…

 

Sorki wodzu. Nie wiedziałeś.

 

Znowu twoje ego się uratowało przez ucieczkę.

 

U mocnego mężczyzny gdy kobieta płacze i żali się, to on nie jest tamponem emocjonalnym. Najlepiej jak jest seks, a potem ona mu płacze do ramiona. Potem pisze "jesteś najlepszym kochankiem i przyjacielem".

 

Ty po prostu zwiałeś.

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Emocje wzięły górę.

Wszystko ruszyło z kopyta, gdy poinformowała mnie, że zerwała z „byłym”. Ja z kolei podjarany czymś nowym w moim życiu postanowiłem spróbować. Bo przecież los podsunął mi coś pięknego. 😉

Zaczęły się spotkania, przytulanie, pocałunki. Zaczęły się deklaracje z jej strony. Mówiła, „że mnie chce, że tak musiało być, że to budowało się między nami od dłuższego czasu, że nadajemy na tych samych falach, że rozumiemy się bez słów itd.”. Zachowywała się przy mnie jak suczka w rui - wypieki na twarzy, maślane oczka - dosłownie telepało nią, gdy byłem blisko. Od samego początku wiedziałem, że chce mnie dosiąść,

 

Współczuję jej, bo musiała robić to co przypada mężczyznom.

 

Ona musiała podrywać gościa totalnie opornego na seks i niezdecydowanego.

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

ale w myśl zasady „nie daj kobiecie tego czego chce i patrz co się dzieje”, zwlekałem ze zbliżeniem gruby miesiąc. I to wszystko robiłem podświadomie, nie znając tego forum.

 

To była totalna głupota odwlekać seks.

 

Obrazek jest taki:    ona nago leży w łóżku, rozkłada nogi, mówi "bierz mnie", a on na to     "nie daj kobiecie czego chce i patrz co się dzieje".

 

Co ma się dziać? Wszyscy dążą do seksu, ona chce seksu i co oczekujesz?

 

 

Niestety męski ród czasem schodzi na psy...

Z opowieści kobiet znam przypadki, że gościu już miał wejść w cipkę, penis już cipkę dotykał, ale gościu się wycofał, bo "nie może zdradzać".

Dwa razy takie coś słyszałem. Drugi stweirdził, że nie może wejść, bo to zdrada, więc on tylko minetkę.

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

W końcu nie wytrzymałem, a bardziej moje jaja (ile można chodzić jak kowboj), i podczas jednego ze spotkań, wziąłem ją od progu jej mieszkania w obroty. Bez zbędnych słów.

 

Zupełnie jak kobieta... Emocje go poniosły i był seks.

 

Jeszcze dodaj, że po seksie żałowałeś...

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

No i poprzestawiały się klocuszki w jej głowie.

 

W jej głowie? Jesteś pewien?

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

To był moment spadkowy naszej krótkiej, burzliwej relacji… Zaczęła tęsknić za byłym, pojawiły się krokodyle łzy. Zauważyłem, że zaczyna się oddalać, chociaż cały czas trzymała mnie na sznureczku. Po drodze jeszcze raz trafiliśmy do łóżka, ale praktycznie nic to nie zmieniło.

 

Odkąd zostałeś złamany tymi jej wyznaniami o zauroczeniu, które powinny wyjść od Ciebie, to twoja wartość SMV szła w dół i w dół.

Być może seks z Tobą jej udowodnił, że emocjonalnie nie ogarniasz. Brak Ci siły emocjonalnej.

Wczuła może, że nie czujesz się godny jej cipki.

 

Pomyślała "ten gościu od wycieczek, on taki nie płacący na moje dziecko, który daje mi seks kiedy on chce, ... to z nim jednak czuję się jak z silnym mężczyzną".

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Dowiedziałem się (od niej), że zaczęła odnawiać kontakty z „byłym”. Wyczuwając, że dąży do spotkania z nim srogo ją sk***iłem i rozliczyłem ze wszystkiego.

 

Dramatyczna słabość twoja.

Wtykasz nos w nie twoją relację.

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Chyba nic mnie nigdy tak nie wyprowadziło z równowagi. Podziękowałem jej za miłe teksty, snucie wspólnej przyszłości i zrobienie mnie w wała.

 

Ooo... robienie w wała? A jak?

Ego prysło. Sorki. Stało się.

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Najbardziej miałem do niej żal, że za cel obrała sobie właśnie mnie - kumpla z pracy, kogoś kogo niby szanuje i poważa.

 

Tak. Bo uważała Cię za silnego.

Pokazałeś, że jesteś słaby.

 

Kiedy najbardziej byłeś słaby?

Jak się zauroczyłeś i bałeś jej o tym powiedzieć.

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Bo przecież przy jej atrakcyjności (mocne 9/10) mogłaby mieć każdego w roli pocieszyciela. Tym bardziej że ma całą armię spermiarzy (nie znam faceta, który by sobie nie wykręcał karku na jej widok). Nawijałem tak nad nią jakieś 15 minut. Szlochając, jedyne co potrafiła z siebie wydusić to to, że brakuje jej wycieczek (!) i że jej „były” nie pozwalał jej wchodzić sobie na głowę.

 

Bo słaby mężczyzna awanturuje się, więc jej emocje skoczyły w płacz.

Ona może nawet nie wie jak ceni "kolegę od wycieczek".

 

 

Nazywanie siebie "pocieszycielem" pokazuje jak bardzo cenisz swoją wartość.

 

Tampon, pocieszyciel -- Ty się takim kreujesz.

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Jak zachowywała się po tym wszystkim koleżanka? Conajmniej dziwnie. Zaczęły się m. in. teksty, że musi się sama teraz zaspokajać… Do tego doszły totalne skrajności w jej nastawieniu do mojej osoby. Raz była niewyobrażalnie miła i pocieszna (jak mała dziewczynka), by kolejnego dnia naskoczyć na mnie z byle powodu - coś czego nigdy przez 2,5 roku wspólnej pracy nie było. Były to naprawdę absurdalne sytuacje. Ze skrajności w skrajność. Jakby ściągnęła wszelkie osłony i pokazywała swoje pełne spektrum charakteru.

 

Jest szansa, że wasz seks był dobry.

Chciałaby seksu, ale potem myśli, że jesteś słaby emocjonalnie... tzn nie myśli, tylko czuje.

Chce, abyś ją przeleciał, ale jednocześnie boi się twoich jazd emocjonalnych.

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

„Push & pull”? „Shit testy”? Wtedy jeszcze tych terminów nie znałem. Jak reagowałem na próby wytrącenia mnie z równowagi? Na początku ustawiałem ją w taki sam sposób. Reagowałem kontrolowaną agresją, co muszę przyznać, skutkowało. Ani razu nie udało się jej mnie zdominować. Im częściej to występowało, tym bardziej odpuszczałem, aż w końcu spływało to po mnie i wyśmiewałem jej zaczepki. I to też działało. Nawet lepiej niż pierwsza metoda.

 

Cały czas jesteś zdominowany.

Bronisz swoje ego, bo musizs bronić, bo jest słabe.

 

Ja bym w tej sytuacji z nią sypiał i miał seks, a za pół roku się zobaczy co dalej.

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Przyznaję. Mimo mnóstwa czerwonych flag nikt mi tak nigdy nie zawrócił w głowie, jak koleżanka. Czyste emocje, haj emocjonalny - coś czego nigdy wcześniej nie doświadczyłem w takim stopniu.

 

Zero czerwonych flag.

 

"Kolega od wycieczek" wie, że nie ma czerwonych flag. I korzysta. Ma seks, wycieczki, super kobietę u boku. Jej dziecko mu nie szkodzi.

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Za namową kumpla, który jasno stwierdził, że jestem zakochany (sam tego nie dopuszczałem do myśli), postanowiłem jej o tym powiedzieć. Wiem… Sam mam teraz ciarki żenady. Usprawiedliwiam się tylko tym, że jeśli bym nie spróbował, to bym się nie dowiedział, jak ona na to zareaguje. Była to moja świadoma, „męska” decyzja.

 

Nooo! W końcu męskie zachowanie -- powiedzieć jej o zakochaniu, zauroczeniu.

 

Szkoda, że powiesz to jej po tym, gdy już jesteś złamanym mężczyzną, który się awanturuje, który dowodzi jak jest słaby.

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Co się zmieniło po tej deklaracji? Dużo. Przede wszystkim jak ręką odjął, zniknęły „shit testy”.

 

Jak się działa po męsku, to taka magia się dzieje.

Pewnie jej ulżyło, że zagrałeś po męsku.

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Koleżanka już tylko była miła (z małymi wyjątkami, ale to pikuś w porównaniu do tego, co było wcześniej).
Po drodze byliśmy na wspólnej imprezie, bawiliśmy się zajebiście i spędziliśmy razem noc w hotelu. Po wszystkim kazałem jej się we mnie wtulić i pocałować. Zrobiła to bez zająknięcia.

 

Tzn był seks?

Jak był to drugi punkt męski zaliczony.

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Nie byłbym sobą, gdybym kolejny raz nie „wyłożył kawy na ławę”. Zapytałem jej wprost „czy czegoś ode mnie chce?”. Stwierdziła, że „to nic nie znaczy, że mnie bardzo lubi, a jej serce należy do kogo innego, bla bla bla ”.

 

Szlag by to trafił...

Ty znowu się zgnoiłeś.

 

Twoje działanie:    "Ojej! Czy mogę być twoim pieskiem? Czy mnie nie odrzucisz? Czy Ty mnie czasem nie wykorzystujesz? Obiecaj proszę, że będę waaaaażny... Plis, plis, plis..."

 

No i poszło się bujać.

Męska energia szlag trafił.

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Odpuszczam.

Następuje zmęczenie materiału. Czuję, że „różowe okulary” spadają mi z nosa. I ona to widzi.

 

Ty po prostu nie masz siły grać tak wysoko.

 

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Rozstaliśmy się na miesiąc (koleżanka poszła na urlop). Przez bity miesiąc nie dawała o sobie zapomnieć. Tylko ona podejmowała jakiekolwiek próby kontaktu. Ja z kolei trafiam na forum i uświadamiam sobie, że mam idealny obiekt badawczy do zgłębiania kobiecej psychiki.

 

Ona Cię pragnie.

Ale ona chce mieć mężczyznę przy sobie, a nie lokaja.

 

Silny mężczyzna nie przejmowałby się że ona ma "kolegę od wycieczek".

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Niby twierdzi, że jestem tylko jej kolegą, ale jej zachowania daleko odbiegają od tych typowo „koleżeńskich”.

 

Pytanie "kim dla Ciebie jestem" to słabość mężćzyzny.

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Dlaczego tak myślę? Jak zawsze chce coś ode mnie w pracy, to podchodzi bardzo blisko do mojego biurka, przykleja się do mnie, czasami ociera synchronicznie biodrami o moje ramię. Często towarzyszy temu niby przypadkowy dotyk. Jak mnie widzi, to skanuje moje ciało (najczęściej krocze i tors). Jak rozmawiamy twarzą w twarz, to wzrok jej lata po całej mojej twarzy zatrzymując się raz na moich oczach, raz na ustach. Co ważne - nie wykazuje takich zachowań w stosunku do innych samców.

 

Gadasz jak incel, który szuka potwierdzenia, że koleżanka z klasy jest nim zainteresowana, bo lewą ręką dotknęła prawego włosa, jak on przechodził przez drzwi.

 

Jest seks? To dobrze.

Nie ma seksu? To źle.

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Co do jej „byłego-obecnego”, nie wiem do końca, co tam się dzieje. Nie pytam. Ona też jak wspomina o nim, to tylko o jego „porażkach”.

 

Chroni twoje ego.

Bo sukcesów jego byś nie przetrwał.

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Z konkretów, to wyciągnąłem z niej info, że nic tam się nie zmieniło w ich relacji, i że w sumie to już nie ma żadnych oczekiwań, bo cieszy się możliwością podróżowania. Oczywiście musiała dodać, że teraz tak uważa i nie wie, jak będzie za pół roku. Czyli co? „Czekaj na mnie FDNY, bo może mi się znowu odwidzi mój były-obecny?”. 😄

 

Bo widzi jaki jesteś pragnący wyłączności.

Ona najchętniej miałaby Was dwóch.

Ale jeden jest tak słaby, że nie da rady i musi być sam.

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Ja zacząłem się uczyć kobiet, trochę w tym wszystkim jeszcze chodząc na oślep. Całe szczęście, że nie poszedłem ani razu w jakieś skrajności typu „jesteś kobietą mojego życia”.

 

Lepiej było powiedzieć "jesteś kobietą mojego życia" i z nią sypiać, a nie robić dramy.

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Jak ryczała, to zostawiałem ją z tym mówiąc za każdym razem, że „nie chcę jej takiej oglądać”.

 

Sorki wodzu. To twoja słabość.

Kobieta zaczyna płakać, a Ty uciekasz, bo nie chcesz być pocieszycielem, bo gdybyś został, to byś był pocieszycielemm.

 

Ja zaś zostaję przy kboiecie i nie jestem pocieszycielem. Zdarza mi się zarzut, że jestem "złym mężczyzną", albo "nie można być takim ignorantem jak Ty". Ale i tak z nią jestem i słucham o jej życiu.

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Nie miała też mnie na każde zawołanie. Połowę jej propozycji intymnych spotkań (zaraz po uderzeniu „strzały amora”) zgrabnie odbijałem.

 

Boszzz... jakie to głupie.

 

W sumie pierwszy raz czytam o mężczyźnie, który musi się bronić przed seksem.

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Tak więc wątpię, że miała wrażenie „zdobycia ofiary”. I to wszystko robiłem podświadomie, bez jakiejkolwiek wiedzy, będąc wystrzelonym emocjonalnie.

 

Ona i tak wie że jesteś ofiarą, bo każdy facet by przyleciał na seks od razu.

Po rpostu widzi, że robisz gierki, ale Ci wybacza je ... do czasu aż Cię kopnie w tyłek jako słabeusza.

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Cała ta historyjka uświadomiła mnie w przekonaniu, żeby od bab trzymać się jak najdalej.

 

To dobrze. Będzie więcej bab dla nas. Bo ja lubię trzymać je blisko, najbliżej. Najlepiej tak, że jak mam erekcję, to jestem w jej środku.

 

 

 

 

 

6 godzin temu, FDNY napisał(a):

Źródło problemów i straconego czasu. Chociaż w tym przypadku chyba nie aż tak bardzo straconego, patrząc przez pryzmat zdobytego doświadczenia? Lubię się rozwijać, szczególnie w psychologicznych tematach. 😉

 

Zatem... nie trzymaj jej daleko, tylko blisko.

 

 

 

Podsumowując... zrobiłeś duży krok w samorozwoju.

Czas na dalsze kroki.

 

Wiem, że praca nad sobą to jak orka na ugorze.

 

Mistrz mówił:    "Nie dziw się, że masz trudno jak idziesz na szczyt. Jak chcesz mieć łatwo, to możesz nie iść w ogóle, albo iść bok lub w dół. "

 

 

Dzięki za super "case study", studium przypadku :) :)

 

 

 

 

 

 

2 godziny temu, FDNY napisał(a):

Zastanawiam się nad zaproponowaniem jej układu "FF", zamiast odpierdalać jakieś pseudo tarło, które mnie już męczy i zwyczajnie nudzi.

 

Nie proponuje się układów.

Chodzi się na seks randki.

 

Ty zaś brylujesz w tym, że takich randek odmawiasz.

 

 

 

 

2 godziny temu, FDNY napisał(a):

Co do tematów łóżkowych, to... Ykhm! Skoro już tu jestem to będę w 100% szczery. Pierwszy raz z nią, był moim pierwszym razem. Grubo, nie? Możecie się śmiać, ale to konsekwencja tego, że już dawno zamknąłem się w stworzonej przez siebie klatce. Mimo powodzenia u kobiet. Nie robię z siebie ofiary, i też nie chcę być tak postrzegany (nie lubię tego). Szczęście w nieszczęściu jest takie, że wyciągam wnioski i zaczynam przepracowywać "traumy".

 

Gratuluje, że miałeś w końcu pierwszy raz.

I to z seks bombą :) :)

 

 

 

 

 

2 godziny temu, FDNY napisał(a):

 

Ona oczywiście o tym nie wiedziała. Nie wiem czy zagrałem fair ukrywając ten wstydliwy sekret.

 

NIE mówi się o ilości partnerów. Wbij to sobie do głowy.

Mądre kobiety nie pytają.

 

 

 

 

 

2 godziny temu, FDNY napisał(a):

Najbardziej obawiałem się tego, że szybko dojdę. A walczyłem 1,5h... Pojawiły się problemy z erekcją, ze stresu praktycznie nic nie czułem, nawet orgazmu. Skończyliśmy w tym samym momencie. Ja zlałem się dosłownie jak koń.

 

Booosko :) :) Super seks. :)

 

 

 

 

2 godziny temu, FDNY napisał(a):

Drugi raz był nieporównywalnie lepszy (dla mnie i dla niej, i nie chodzi tu jęki, ale o reakcje jej ciała - tego nie da się nie zauważyć). Doszedłem po ok. 1,5h (ona po 1h). Tym razem wszystko czułem, był orgazm i znowu duży finisz (była pod wrażeniem).

 

Wg mnie ona chce więcej i więcej seksu z Tobą.

 

 

 

 

 

 

2 godziny temu, FDNY napisał(a):

I tak jestem w pełni świadomy tego, że akurat na tym polu wypadając słabo, mogłem ją do siebie zniechęcić. Dlatego czasami ryję sobie banie żałując, że nie postawiłem przed nią sprawy jasno. Na razie niech żyje w błogiej nieświadomości. Było, minęło.

 

Znowu myślisz całkiem na odwrót.

 

Wbij sobie do głowy:

 

1. dobrze, że nie spowiadałeś się że jesteś prawiczkiem

2. ona miała dobry seks.

 

 

Dla dobra świata, pliiis, jeździj do niej na seks na każde jej zawołanie.

Wtedy naprawdę świat będzie lepszy.

Tylko musi być seks. Pamiętaj. Musi być seks.

 

 

 

 

 

 

 

 

 

 

Edytowane przez kenobi
  • Dzięki 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

17 minut temu, kenobi napisał(a):

 

Cześć :) :)

 

Dzięki za historię. Świetnie opisana.

 

Kenobi.

 

Kolejny "temat nowicjusza" w którym sprzedajesz pomysł na "bierz jak dają, uciekaj jak biją"...

 

Poraz kolejny napiszę. Twoja droga jest dobra dla Ciebie. Niekoniecznie dla kogoś innego, szczególnie młodszego i bez Twojego doświadczenia.

 

To się sprawdza z poziomu 40-latka, który ma rodzinę i obowiązki od których nie chce uciekać ale też i nie chce nic zrobić z tym co ma więc szuka odskoczni od swojego znudzenia życiem. 

 

Co powiesz dzieciom jak się kiedyś wyda?

 

Tak... ruchałem inne panny na boku, bo mamusia mi się znudziła.

 

Nie radź 30-latkowi tej drogi...

24 minuty temu, kenobi napisał(a):

Dla dobra świata, pliiis, jeździj do niej na seks na każde jej zawołanie.

Wtedy naprawdę świat będzie lepszy.

Tylko musi być seks. Pamiętaj. Musi być seks.

 

@kenobi Ty masz pierdolca na punkcie ruchania czy co?

  • Like 3
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Miszka napisał(a):

@kenobi Ty masz pierdolca na punkcie ruchania czy co?

Również to zauważyłem, on jest seksoholik?

10 godzin temu, FDNY napisał(a):

Najbardziej obawiałem się tego, że szybko dojdę. A walczyłem 1,5h... Pojawiły się problemy z erekcją, ze stresu praktycznie nic nie czułem, nawet orgazmu. Skończyliśmy w tym samym momencie. Ja zlałem się dosłownie jak koń.

Drugi raz był nieporównywalnie lepszy (dla mnie i dla niej, i nie chodzi tu jęki, ale o reakcje jej ciała - tego nie da się nie zauważyć). Doszedłem po ok. 1,5h (ona po 1h). Tym razem wszystko czułem, był orgazm i znowu duży finisz (była pod wrażeniem).

 

Jakie stosowaliście zabezpieczenia przed ciążą?

 

@FDNY zastanawiam się, co ona w Tobie widziała, że wybrała Ciebie a nie kogoś innego.

Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

8 godzin temu, Miszka napisał(a):

Kolejny "temat nowicjusza" w którym sprzedajesz pomysł na "bierz jak dają, uciekaj jak biją"...

 

....

 

8 godzin temu, Miszka napisał(a):

Poraz kolejny napiszę. Twoja droga jest dobra dla Ciebie. Niekoniecznie dla kogoś innego, szczególnie młodszego i bez Twojego doświadczenia.

 

Tak, wziąłem sobie twoją naukę do serca.

 

 

 

 

8 godzin temu, Miszka napisał(a):

To się sprawdza z poziomu 40-latka, który ma rodzinę i obowiązki od których nie chce uciekać ale też i nie chce nic zrobić z tym co ma więc szuka odskoczni od swojego znudzenia życiem.

Co powiesz dzieciom jak się kiedyś wyda?

Tak... ruchałem inne panny na boku, bo mamusia mi się znudziła.

 

Naprawdę chciałbyś o mnie rozmawiać? Wątpię.

Myślisz, że nie przemyślałem tego wszystkiego?

 

 

 

 

8 godzin temu, Miszka napisał(a):

Nie radź 30-latkowi tej drogi...

 

W poprzednim wątku napisałem nie bacząc kto jest po drugiej stronie.

To był 28-latek, mąż, małe dziecko, drugie w drodze.

Miałeś rację.

 

 

 

Tutaj mamy:

 

1. singla niemłodego pracującego pewnie na stanowisku wymagającym intelektu, gościu bardzo ładnie pisze po polsku.

 

2. seks bombę z biura, która ma dziecko, która ma wyższe stanowisko niż kolega punkt 1

 

3. oraz "przyjaciela od wycieczek",

 

 

 

 

Jak się to wszystko poskłada do kupy, to wychodzi jak dwa razy dwa równa się cztery, że:

 

1. seks bomba ma dziecko, radzi sobie sama

 

2. ma pana od wyjazdów i kolegę fuck-friend + przyjaciela

 

3. autor tego wątku ma regularny seks z atrakcyjnną obiektywnie kobietą

 

 

 

Wskazałem błędy gdzie robił.

 

 

Wskazuję następne błędy:

 

1. proponowanie FF -- bzdura; liczą się spotkania, seks, a nie kontrakty

 

2. unikanie spoktań z seksem na zaproszenie kobiety -- gierki mężczyzny we mgle

 

3. oczekiwanie wyłącznośći od seks bomby, wtrącanie się w inne jej relacje -- błąd

 

4. oczekiwanie, że będzie z seks bombą mężem i żoną — to już sami tutaj pisaliście też błąd

 

 

 

Czyli tym razem nie mogę przytaknąć i powiedzieć, żę przeholowałem.

Jest jak jest. Świat jest trudny. Relacje trudne.

 

 

A gościu ma wszystko od losu co kawaler może dostać...

za wyjątkiem żony i dzieci.

 

 

 

 

8 godzin temu, Miszka napisał(a):

@kenobi Ty masz pierdolca na punkcie ruchania czy co?

 

Dajmy z tym spokój.
 

Jak ktoś ma "pierdolca na punkcie roweru" to też mu tak mówisz?

 

Jedni lubią górki, inni sąsiada córki.

 

 

 

 

Edytowane przez kenobi
  • Like 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

15 hours ago, FDNY said:

Cała ta historyjka uświadomiła mnie w przekonaniu, żeby od bab trzymać się jak najdalej

 

Bzdura. 

 

Zmień pracę. 

Zerwij kontakty z samotna matką i odchoruj swoje. 

 

Jak zrobiłem podobnie ponad 2 lata temu i odzyskałem wolność, zdrowie i rodzinę (akurat u ciebie jeszcze nie ma). 

 

Zacznij się spotykać z kobietami 3-10 lat młodszymi i bez dzieci. 

 

PS. Nigdy nie będziesz górą w takiej relacji bo ona ma dziecko + partnera a ty nic. Walka jest nierówna. 

 

Edytowane przez RealLife
  • Like 1
  • Dzięki 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

@kenobi, mam dziwne wrażenie, że praktycznie wszystko, co wypisałeś, kłóci się z ideą tego forum. Nie chcę się odnosić do Twojej każdej rady, ale serio miałem na samym starcie podłożyć się mówiąc o uczuciach? Może jeszcze uklęknąć z pierścionkiem? Nie atakuję, szanuję i doceniam Twoje podejście, ale w moim przypadku na 99% by się to nie sprawdziło.

 

Dodatkowo zaprzeczasz sam sobie. Napisałeś, że byłem słaby, bo nie wziąłem jej kiedy ona tego chciała, tylko wtedy kiedy ja uznałem, że jest dobry moment na atak. Z kolei jej "byłego-obecnego" oceniasz jako silnego samca, bo nie dopuszcza jej do siebie kiedy ona ma chcicę, tylko wtedy kiedy mu się zachce.

 

Ja z nią serio mam zajebisty kontakt. Nie mam większego problemu żeby jej prosto z mostu powiedzieć: "Słuchaj - jutro u mnie wieczorem. Weź szczoteczkę do zębów". Jest tylko jeden mały szkopuł w tym wszystkim. Nie chcę wyjść w jej oczach na tego bardzo potrzebującego.

Edytowane przez FDNY
  • Like 2
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

31 minut temu, FDNY napisał(a):

@kenobi, mam dziwne wrażenie, że praktycznie wszystko, co wypisałeś, kłóci się z ideą tego forum. Nie chcę się odnosić do Twojej każdej rady, ale serio miałem na samym starcie podłożyć się mówiąc o uczuciach? ...

 

W jaki sposób należy działać:

 

1. mówić o uczuciach

2. nie mówić o uczuciach

 

Które wybrać? Które właściwe? Jak mężczyzna powinien działać?

To są zupełnie przeciwne drogi, prawda?

 

Nie do końca...

 

1 wybierasz gdy ona jest Tobą zainteresowana, ona wypuszcza balony próbne, a Ty działasz ostro. Ona daje znak, że chce, ale Ty ją gonisz, łapiesz.

 

Jeśli kobieta Cię nie chce, nie zwraca na Ciebie uwagi, to wybierasz punkt 2, bo mówienie o uczuciach w takiej sytuacji tylko pogarsza twoją męską energię.

 

 

 

 

Inny przykład:

 

1. dotykać kobiety, eskalować dotyk

2. nie dotykać, bo to dotyk niepożądany

 

Które wybrać? Są przeciwne, prawda?

 

Jeśli kobieta nie odczuje twojego dotyku jako przełamanie jej barier, to wybierasz 1.

Jak za mało mówiłeś, ona nie pożąda Cię, nie lubi jeszcze, nie chce poznawać, to twój dotyk jest opresyjny, za wcześnie.

 

 

 

I tak dalej i tak dalej.

 

 

 

 

 

31 minut temu, FDNY napisał(a):

Dodatkowo zaprzeczasz sam sobie. Napisałeś, że byłem słaby, bo nie wziąłem jej kiedy ona tego chciała, tylko wtedy kiedy ja uznałem, że jest dobry moment na atak. Z kolei jej "byłego-obecnego" oceniasz jako silnego samca, bo nie dopuszcza jej do siebie kiedy ona ma chcicę, tylko wtedy kiedy mu się zachce.

 

"nie dopuszcza jej do siebie kiedy ona ma chcicę" -- wg mnie to słabe i wcale nie umacnia mężczyzny;

 

Znasz całą swoją historię, wyciągnij wnioski. Ona Cię chciała, podrywała, ... jak powiedziałeś, że Ty też do niej czujesz zauroczenie, to potem poszło gładko, seks był, jesteście ze sobą blisko. To było dobre męskie zagranie. Takie są fakty. Opieramy się na faktach.

 

Ona emocjonalnie z nim jest związana, a to świadczy o tym, że on jest dla niej silny, ona czegoś tam potrzebuje. Panowie mówią, że potrzebuje kasy na dziecko jak to samotna matka, ale to nieprawda, bo on na dziecko nie płaci (pewnie nie płaci). Mówią, że ona potrzebuje finansowanie wycieczek, ale pewni ewycieczki może sama sfinansować. Więc pewnie pociąga ją emocjonalnie czas spędzony z mężczyzną.

 

 

 

31 minut temu, FDNY napisał(a):

Ja z nią serio mam zajebisty kontakt. Nie mam większego problemu żeby jej prosto z mostu powiedzieć: "Słuchaj - jutro u mnie wieczorem. Weź szczoteczkę do zębów". Jest tylko jeden mały szkopuł w tym wszystkim. Nie chcę wyjść w jej oczach na tego bardzo potrzebującego.

 

Potrzebującego czego? Związku? NIE będziesz miał z nią związku. NIe będziecie mężem i żoną.

 

Gdy miałeś z kobietą seks, to dynamika relacji jest inna. Możesz mówić, że jej pragniesz, albo że chcesz z nią się seksić, że chcesz wieczór z nią,  to Ci wcale męskości nie ujmuje — nawet dodaje, że mężczyzna wie co czuje i to komunikuje.

 

Jeśli zaczniesz mówić "tęsknię" albo "brakuje mi Ciebie", to wtedy jest przemoc emocjonalna -- znaczy to że "jeśli nie będziesz dla mnie, to mnie skrzywdzisz (biednego)".

 

 

 

 

 

 

 

34 minuty temu, FDNY napisał(a):

Napisałeś, że byłem słaby, bo nie wziąłem jej kiedy ona tego chciała, tylko wtedy kiedy ja uznałem, że jest dobry moment na atak.

 

Weź to na logikę.

 

1. celem podrywu jest aby mieć z nią seks

 

2. ona chce seksu, daje znaki, aby był seks

 

 

Zatem gdzie tutaj jest pole na gierki w stylu "wstrzymam się, do momentu, gdy uznam, że to czas na atak".

 

To nie męskość, tylko słabość. Taka obawa, że "nie pójdę do niej na seks teraz, bo to ona powiedziała, że chce seksu, a nie ja powiedziałem, żę teraz będziemy mieli seks, czyli ona rządzi".

 

 

 

 

Edytowane przez kenobi
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

16 godzin temu, FDNY napisał(a):

Pewnie się zastanawiacie, jak było? Bo przecież oczywiste jest, że przez większość życia radziłem sobie z tym tematem w jeden jedyny możliwy sposób przed ekranem komputera. 🙂

Najbardziej obawiałem się tego, że szybko dojdę. A walczyłem 1,5h... Pojawiły się problemy z erekcją, ze stresu praktycznie nic nie czułem, nawet orgazmu. Skończyliśmy w tym samym momencie. Ja zlałem się dosłownie jak koń.

Drugi raz był nieporównywalnie lepszy (dla mnie i dla niej, i nie chodzi tu jęki, ale o reakcje jej ciała - tego nie da się nie zauważyć). Doszedłem po ok. 1,5h (ona po 1h). Tym razem wszystko czułem, był orgazm i znowu duży finisz (była pod wrażeniem).

Ja tylko o czasie😁

Trochę takie science-fiction porn jak na prawiczka, biorąc pod uwagę przedstawioną skalę atrakcyjność pani mamy😎

No chyba, że normy czasowe podane są od pierwszego dotyku do ubrania spodni plus włączając prysznic oraz przerwy w dopływie ciśnienia do tłoka.

A z drugiej strony ,,zacna" i potrzebująca zawodniczka jak tyle potrzebuje by dojść. Tylko gdzie ty znajdziesz później czas i siły na realizację swoich męskich zadań oraz postaw. I pewnie nawet krótkoterminowo trochę Ci zazdroszczę lecz pamiętaj szanuj siebie oraz swoje wartości bo ruchanie to nie wszystko jak niektórzy tutaj podchodzą. Do tego jednak dochodzi się w pewnym wieku i osiągnięciu spokoju ducha😉

 

  • Haha 1
Odnośnik do komentarza
Udostępnij na innych stronach

×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.