Jump to content

Recommended Posts

2 godziny temu, Amperka napisał(a):

Ale to chyba wtedy już propozycja otwartego związku pozostaje, no bo jak w tym koleżeńskim układzie trwać?

Każdy sam musi sobie odpowiedzieć na to pytanie. Ja tego nie wiem. Mnie udało się te niemoc przełamać, ale z moją zdradą po drodze. 

  • Haha 1
Link to comment
Share on other sites

Teraz, Obliteraror napisał(a):

Każdy sam musi sobie odpowiedzieć na to pytanie. Ja tego nie wiem. Mnie udało się te niemoc przełamać, ale z moją zdradą po drodze. 

Kiedyś może bym i się tu wytrząsała, że jak to tak. Dzisiaj już chyba mam większy dystans. To chyba ta tak zwana mądrość etapu :)

  • Like 2
Link to comment
Share on other sites

@meghan moim zdaniem twój facet się zablokował gdy powiedziałaś ,że nie chcesz teraz dzieci.

 

Wydaje mi się, że działa bierno-agresywnie zamiast proaktywnie. 

 

Dodatkowo dużo siedzi w swojej głowie dlatego też ma ograniczone libido. 

 

Być może uda wam się stworzyć wspólną wizję, którą byście chcieli wprowadzić w życie. 

 

trzymam kciuki  

  • Like 2
Link to comment
Share on other sites

On 11/1/2023 at 5:25 PM, Obliteraror said:

Zarówno mężczyzna, jak i kobieta ma prawo czuć się pożądanym/ą w long termie czy małżeństwie.

Prawo to jest, że cię wsadzą gdy coś ukradniesz.

Prawo do sexu mężczyźni mają automatycznie?

Nie. Zależy od zdrowia kobiety a jej migreny czasami trwają miesiącami jeśli trzeba.

Że czasem kobiety rżną się wtedy na boku to przecież tylko wymysł sexoholików a nie prawda.

Jaki procent kobiet został nakryty na takim grzechu?

5? 10?

Prawo nie reguluje emocji, bo to niemożliwe.

Nawet moralne prawo nie potrafi tego robić.

 

To wszystko tak nie działa.

Z jednej strony facet pierdoła, ale to mój pierdoła.

Lepszy ktoś niż nikt. Singielki dowodem na w/w.

Z drugiej - sąsiad by na rękach nosił, lizał wszędzie i zabierał na wycieczki zagraniczne, ale to nierealne marzenie.

Gdyby przestał być sąsiadem a został partnerem - sytuacja by się powtórzyła a koło zamknęło.

 

Edited by JoeBlue
  • Like 2
Link to comment
Share on other sites

5 godzin temu, JoeBlue napisał(a):

wsadzą gdy coś ukradniesz.

I dasz się złapać, zapomniałeś dodać.🤣🤣🤣

 

5 godzin temu, JoeBlue napisał(a):

kobiety rżną się wtedy na boku to przecież tylko wymysł sexoholików

Z innego tematu wyczytał byś, że również piwniczniaków i blackpillowcòw.🤣

 

 

Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...

Mąż dalej się odchudza.

Zaczął ćwiczyć. Ruszyło mu libido. 

Znowu miłe zaskoczenie, ale tym razem podchodzę do tego bez emocji. Nie cieszę się jak naiwne dziewczę!

Korzystam z zapotrzebowania męża. I tyle.

Szczerze - pasowałaby mi taki układ relacji dm - wspólny czas "wieczorem".

 

Była rozmowa o jego zmianie wobec "obowiązków małżeńskich". 

W skrócie.

Zauważył, że się zmieniły się jego potrzeby w wyniku schudnięcia. 

 

Czuję dopiero teraz luz wobec projektu "małżeństwo". Cokolwiek dalej będzie, to już nie jestem taka spięta i krytyczna woebc swojej kobiecości. Pewnie robię się "syta" w wiadomym temacie.

 

Bardziej zmęczenie daje mi się teraz we znaki. Praca od rana do wieczora, od poniedziałku do soboty, niedziela na studia i szkolenia. 

Przełaziłam przeziębienie i od wczoraj leżę z zajebistym kaszlem.

 

Dziękuję mojej hipergami, czy rozsądkowi. Nieistotne, co to jest.

Przy moim obecnym stylu pracy nie wyobrażam sobie mieć dzieci!!!

Kilka lat temu podjęłam dobrą decyzję, by wstrzymać się z posiadaniem dzieci. 

Bardzo dobrą! 💪

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

  • 2 months later...

Walentyki skłaniają do aktualizacji tematu.

 

Jest lepiej.

Pewnie wynika to z tego, że przestałam  kopać się sama ze sobą. 

Trochę we mnie wsi, pragmatyzmu i pracoholizmu. To pewnego rodzaju atuty. Nie kobiece, co nie zmienia faktu, że to dalej atuty, a własne zalety/karty przetargowe warto doceniać, chronić i dawać im warunki do zdrowego użytkowania. 🙂

 

Moją naturalną "kartą przetargową" w wszelakich relacjach jest po prostu moja przydatność, dyspozycyjność. Umiem coś, no to mnie potrzeba. 

Już czas przestać się obrażać na ten fakt.

 

No i ten fakt dotyczy mojego małżeństwa, czy w ogóle relacji z facetami. 

Nigdy nie byłam, no i raczej nie będę pierwym wyborem męskiego "mózgu z pomiędzy nóg", co nie znaczy, że w gratisie, czy w ramach uniżenia mam oddawać swoją wiedzę, umiejętności, pracowitość i czas. 

 

A że jeszcze w ciul muszę się uczyć, to temu należy dawać czas i energię. 

Głowa i ręce w czasie kryzysu są potrzebne, dupa jedynie pogłębia kryzys, wszelaki kryzys. 

Link to comment
Share on other sites

12 godzin temu, meghan napisał(a):

Moją naturalną "kartą przetargową" w wszelakich relacjach jest po prostu moja przydatność, dyspozycyjność

Każda nieprzymusowa relacja się na tym opiera.

meghan zdejmnij z siebie tą presje przydatności. Jesli dajesz coś z siebie to dla twojej przyjemności, bez oczekiwania czegoś w zamian.

Zrób sobie test, odpuść jakiś twój obowiązek np. gotowanie, zakupy, telefon z życzeniami urodzinowymi,  zobaczysz, życie będzie się toczyc dalej. Nikt nie powie meghan jesteś nie przydatna, a nawet jak powie to co? 

Zobacz jak to jest, bo to jest to czego się wg. mnie obawiasz. 

Nikt Cię nie "utuli" tak abyś poczuła spokój dlatego idź w drugą stronę a zobaczysz, że bez tych głasków z zewnątrz też będziesz potrafiła żyć. 

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

@peg tak już mam i tak mi zostanie. Jedynie mogę modyfikować ilość "usług", co z resztą opisałam

W dniu 15.02.2024 o 00:05, meghan napisał(a):

a własne zalety/karty przetargowe warto doceniać, chronić i dawać im warunki do zdrowego użytkowania. 🙂

:) 

To jest moja specyfikacja naturalnej motywacji - inni ludzie. Każdy z nas ma inną specyfikację naturalnej motywacji, do tego ma inną osobowość, inne doświadczenia, więc w ujęciu społeczno-relacyjnym będzie predysponowany do innego zakresu ról. 
Stąd wiem, że jeszcze 4-5 lat temu ciężko znosiłam zapierdol, bo... wracałam do pustych ścian w bloku, w którym sąsiedztwo było dość mało towarzyskie, w pracy tabelka, tabelka, tabelka, a małżeństwo... szkoda wspominać.

Odkąd wróciłam na wieś, a moja praca zawodowa jest oparta wyłącznie na kontakcie z drugim człowiekiem; przez mój dom rodzinny, otoczenie przechodzi sporo człowieka na co dzień, to inaczej znoszę moje kompleksy, czy brakującą dobę. :) 
W obecnym zapierdolu widzę sens i moją przydatność. :) Tak, pewnie z tej racji, że ktoś mi powie dobre słowo lub jest zależny ode mnie w jakieś trudnej sytuacji.


Innego mojego lęku dotykasz - bezcelowej samotności. 
Najbardziej boję się powrotu do miejskiego życia i zapierdolu - komputer, papier, cztery ściany, betonoza połączona z ludzkim, codziennym marazmem. Nie, nie zniosę tego drugi raz! I tego się boję! 

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

Inni ludzie stawiają nas w sytułacjach w których możemy się sprawdzać. .

 

Trochę czuję o co Ci chodzi z tą bezcelową samotnością. Ja mam tak, że nie potrafię jeść sama. Jak mieszkałam sama to prawie nic nie jadłam, dla rodziny chce mi sie gotować, robić śniadanie. 

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

  • 1 month later...

W ostatnim czasie lubię moją codzienność.

Nawet ten gwar, co za tym idzie zapierdol. 🙂

 

Żal o to, że nie mam typowo kobiecych profitów w życiu ustał. 

Chyba przez to, że dotarło do mnie, że jestem potrzebna mojemu otoczeniu/środowiskowi taka, jaka jestem. 

 

Ustał względny spokój w moich rodzinach (w mojej i mojego męża), więc człowiek też nabył innej perspektywy. 

Za chwilę się urodzi bratanica męża, więc trochę tym żyjemy. 

 

Oczywiście, powzdycham czasem sobie do fajnego żywota znajomych paniuś.

Ostatnio wcześniej skoczyłam jedną robotę, wjeżdżam na moją wieś i mijam spacerującą ciężarną znajomą z pierwszym dzieckiem, która żaden pracy się nie imała i nie ma zamiaru zmieniać aktywności zawodowej, mąż jej sponsoruje życie. 

Pierwsza myśl: "no fajnie ma, ale co jak jej tego męża zabraknie?!". 

Dziewczyna ma opinię głupiej gąski, co Pana Boga za nogi złapała. A niech ma, oby jej tego męża nie zabrakło i oby umiała się dalej ustawić w życiu, bo... Upadek z wysokiego konia niezwykle boli.

 

Przyszła kolejna trudność w małżeństwie, ale z tym się liczyłam odkładając, czy prawie zamykając życiowy projekt, nad którym ubolewałam przez lata. 

Jakoś mnie i męża to nie zraża, bo w sumie opcja B też wchodzi w grę. Multiwujostwo przez tyle lat weszło nam w krew.

 

Pogodziłam się z tym, że mąż ma zupełnie inne usposobienie od mojego : ja muszę być na ciągłych obrotach, a on - po pracy jest kawa, książka, laptop. 

Tak naprawdę małżeństwo uratowało to, że mąż zaaktywizował się w obowiązkach. To pewnie przez to, że schudł: ma więcej energii, inicjatywy i pewności? siebie? 

Nie muszę już go prosić jak nastolatka o wykonanie podstawowych obowiązków. 

Mąż schudł, zapewne hormony weszły w odpowiedni poziom no i - życie małżeńskie zaczęło istnieć. 😎

 

Dużo też dało to, że poczułam w życiu zawodowym satysfakcję. 

 

Jak dotychczas funkcjonowałam w poczuciu deficytu ("mało kasy", "mało odpoczynku", "mało uznania jako baba"), to wiadomym jest, że człowiek raczej jest na mało pozytywnym etapie w życiu.

  • Like 2
Link to comment
Share on other sites

  • 2 weeks later...

W niedzielę opracowałam materiały dot.rozwoju osobowości u dzieci i rozwoju układu neurologicznego u płodu (dzieci). 

 

Nie wiem. Ścięło mnie to. W niedzielę po zamknięciu laptopa nie mogłam sobie znaleźć miejsca.

Nie rozumiem dlaczego, ale chyba już osiągnęłam punkt krytyczny poczucia deficytu - posiadanie dziecka.

Wczoraj nie szło nie zauważyć tego, że mam obniżony nastrój. Nie byłam w stanie dłużej być w pracy (etat).

 

Chyba tryb "walki"/"nadaktywności" przestał działać. Po tylu latach dorobku, wyrzeczeń organizm się buntuje. 

 

Po raz pierwszy w życiu pomyślałam, że muszę chyba się wspomóc tzw."tabletką na humor", bo...

Dzisiaj nie mam ochoty wstać łóżka, choć jest tyle do zrobienia. 

 

Chyba dobił mnie fakt, że mając już stałą pracę, do tego kolejne oferty pracy, dom, fajną atmosferę w rodzinie, zaaktywizowanie się męża w życiu codziennym- CZYLI MAJĄC JUŻ TO, CZEGO POTRZEBOWAŁAM BY ZAŁOŻYĆ RODZINĘ  - okazuje się, że nie mam owulacji. 

 

Staram się sama ustawić do pionu i przegadać sobie samej, że, np.kobiety mają w roku nawet dwa bezowulacyjne miesięczne cykle, ale mam obawę, że w moim przypadku to nie statystyka i norma fizjologiczna... 

Czekają mnie badania.

 

Mam tysiące głupich myśli:

"A trzeba było biedy nie klepać! I co Ci teraz z tego zapierdalania?! Poustawiałaś patusiarską rodzinkę męża swoim kosztem! No tak, MatkaTeresa z Kalkuty! Święty Piotr naszykował Ci już miejsce VIP w sektorze Niebo? Trzeba było kopnąć w dupę bidnego męża, a nie zapierdalać, bo chłopok nie umiał dać w odpowiednim momencie warunków pod własną rodzinę! I co z tego, że dobra chłopaczyna?! Jaka chłopaczyna skoro ta pipa się ogarniała kurwa w kilka lat?! Chlip, chlip, loveqrwastory! 

Zobacz, co teraz masz! No tak, siostrzyczka męża ma się świetnie! Wyciagnełaś ją z tarapatów, pomogłaś skończyć kierunek medyczny, pomogłaś znaleźć lekarzy, potem faceta i co - szwagiereczka ma teraz 100m2 mieszkanko, dziecko w drodze, faceta na każde skinienie, a Ty co - będziesz czekać na resztki z pańskiego stołu w postaci niańczenia siostrzenico-chrzestnicy męża, żeby szwagiereczkę odciążyć?! No pogratulować inwestycji! I - dio - tka jesteś! A teraz nie becz! Normalna baba bierze se normalnego chłopa, ma dzieci, chłop zajmuje się stworzeniem warunków pod rodzinę, a baba zajmuję się rodziną. Wypadasz z gry! Do widzenia!"

 

Także ten, trzeba wziąć się do kupy. Jadę do znajomej, żeby oceniła powagę mojego dołka. 

  • Sad 4
Link to comment
Share on other sites

12 godzin temu, meghan napisał(a):

Dzisiaj nie mam ochoty wstać łóżka, choć jest tyle do zrobienia.

 

@meghan Ewidentnie potrzebujesz odpoczynku i wakacji. Jeśli nie posiadasz możliwości by wyjechać, rób rzeczy które są Ci miłe i przyjemne, przestań się wszystkim przejmować. Mamy wiosnę- nieco zaziębioną :D, ale jednak, to wspaniały czas! 

Sama wkręcasz się w karuzelę negatywnych przemyśleń, po co to robić? Zniewalasz samą siebie w ten sposób. Po co grzebać w śmietniku starych wspomnień, żalu względem bliskich? Zostaw przeszłość za sobą, czyli tam gdzie jej miejsce, nie sabotuj decyzji, które dotychczas podjęłaś, widocznie na dany moment były najlepszym rozwiązaniem. 

 

12 godzin temu, meghan napisał(a):

mając już stałą pracę, do tego kolejne oferty pracy, dom, fajną atmosferę w rodzinie, zaaktywizowanie się męża w życiu codziennym

 

Spójrz jak wiele osiągnęłaś! Zamiast marudzić zaczęłabym od tańca radości i śmiechu zwycięstwa!

 

12 godzin temu, meghan napisał(a):

okazuje się, że nie mam owulacji. 

 

Przyczyną może być po prostu stres i przemęczenie. Zadbaj o siebie, nie tylko w aspektach fizycznych, ale też psychicznych. Przede wszystkim spokój- wkoło może być armagedon, ale nie można pozwolić gościć mu w swojej głowie!

 

Jestem pewna, że w niedalekiej przyszłości spełnisz marzenie i zostaniecie wraz z mężem rodzicami, nie może być inaczej!

Link to comment
Share on other sites

Załamałam się. 
Wizja chodzenia całego miesiąca na badania, by znaleźć m.in. pęcherzyk, a jeśli jest, czy pęka; czy sprawdzić poziom hormonów - mnie dobija. 
Ustawiam się do pionu faktami medycznymi, czy nawet utartymi sloganami "dopóki nie ma wyniku badań, to nadal jest się zdrowym", "strach to odmowa ze strony rozumu." itd.

Najbardziej mnie przeraża moja wściekłość na męża. Jeśli się okaże, że mam m.in.wyjebany kortyzol w górę, to wiem, że tu nie mam rozwiązania, chyba że się wejdzie na farmakoterapię, a tego naprawdę nie chcę.
Przy obecnym trybie pracy mam po prostu dobre zarobki, od sierpnia/września wchodzą mi dwie kolejne placówki, więc będę wtedy zarabiała dwukrotnie więcej od męża. 
Jak mi lekarz powie, że musi pani m.in.mniej pracować, to w gabinecie lekarskim po prostu odwalę trzodę, a wracając do domu to chyba męża spakuję i odstawię na peron.

Najbardziej przerażają mnie myśli, że to przez męża nie mogę zajść w ciążę... "poświęciłam pierwsze lata małżeństwa na zapierdalanie, bo ona jak mysz kościelna, ani grosza przy dupie, więc jak można było się zająć tworzeniem rodziny! Byłam jak chłop, więc pozostanę chłopem w tym małżeństwie!". 

To irracjonalne! To chore!

Niepotrzebnie dostałam umowę na stałe i lepsze zlecenia, bo już w głowie zamykałam plany o rodzinie. Zaczęłam lepiej zarabiać, no to wróciła nadzieja.
Normalnie wystrzeliłam z radości w kosmos niczym podjarana blondynka! 
Zrobiłam konkretne plany na zakup wszystkiego pod dziecko - włącznie z szukaniem dobrych fotelików samochodowych. No wszystkiego. Tablica na Trello kompletna. 

Jeśli chodzi o badania, to nie chcę mieć tak dokładanego podejścia. Badania, badania, lekarze, lekarze, kochanie się pod ustalone parametry w moim organizmie. Nie, to już za dużo... 
A w tym wszystkim mój mąż, który nie będzie dla mnie tzw.męskim wsparciem. 
Wystarczy to, że gdy zadzwonili z klinki, żebym przyjechała po wynik cytologii - dzwonią, to znaczy, że coś wyszło w badaniu - poprosiłam go o to, żeby ze mną pojechał. Nie chciał ze mną jechać, bo... jego ciężarna siostra będzie dzwonić, bo czegoś ona potrzebuje...  

Może nie bez powodu nie mogę zajść w ciążę. Być może natura i tak jest mądrzejsza. 

  • Like 1
  • Thanks 1
  • Sad 2
Link to comment
Share on other sites

Rany boskie, @meghan, ale Cię nosi!

 

A tak już bliżej rzeczywistości - przerabialiśmy to dekady temu z moją ex. Też ją nosiło. Po czym, kiedy babskie hormony jej ustąpiły, stwierdziła niemal, że posiadanie dziecka byłoby mini-katastrofą. Baby tak mają. Jak przyjdzie "wola boża" to rozum im odejmuje. 

 

Przypadek drugiej kumpeli. Ma trójkę dzieci i w wieku koło 35 lat, stwierdziła, że kocha je nad życie i jak już są, to są, ale... nic by się nie stało, gdyby ich nie miała. No cóż, za krótki okres obłąkańczej pożądliwości bycia matką, płaci się znacznie dłużej pewną formą rozgoryczenia, do którego nawet przed sobą nie ma się ochoty przyznawać. Ewolucja robi Cię w chuja i kwestia tego, jak do tej presji podejdziesz.

  • Like 3
Link to comment
Share on other sites

@Rnext
Sory Wujku, ale nie zrozumiemy się. 

 

Ty z natury/z racji przekazanych wzorców/warunków jakie miałeś w dzieciństwie - lubisz se żyć w pojedynkę, patrzysz na świat poprzez pryzmat własnych potrzeb i percepcji, które są dość mocno osadzone w ego. Nic mi do tego.
Ja nie mam tak i tak mieć nie będę. Dla mnie gotowanie nowego dania dla samej siebie nie ma smaku, dla Ciebie ma i ni jak mamy tu dyskutować. Nie zrozumiemy się.

Nie mam zamiaru sztucznie zaspakajać sobie potrzeby posiadania dziecka (np. mając bratanków, czy też pracując z dziećmi) w ramach uniesienia się swoją rzekomą wyższością intelektualną nad innymi babami i naturą. 

Wystarczy, że ponad 7 lat byłam w trybie "rozsądek". Chciałam za to "otrzymać nagrodę", "zapracować sobie" na spokojne macierzyństwo (czyli zwiększyć swoje zarobki), by dziecko miało jak najlepsze warunki, by rodzina miała jak najlepsze warunki.
Nawet ponad rok temu z płaczem w myślach zamykałam temat macierzyństwa. 

Jak nie byłam w stanie, w okresie największej posuchy, zrobić mężowi rogów, choć co to trudnego w tych czasach - Internety i byle kto się trafi - właśnie - ruchanie się z kimś, dla kogo wsad w dziurę w płocie, czy we mnie jest mało różniący się - po prostu we mnie zbudzał odrazę do samej siebie. 
I jak mi teraz przyjdzie zapładniać się pipetą, to do siebie samej - jako kobiety - poczuję największą odrazę. 
Ileż potrzeb mam olać w ramach wyższego "ja", czy godzenia się ze swoim miejscem w babskim szeregu?

Jeśli chcesz napisać między wierszami, że "meghan, dobre, kobiece geny się rozmnażają, nawet w świecie, który nie ma sensu, rozumiesz? Może Ty znajdziesz sobie inną rolę w życiu i w społeczeństwie?", to nie powiem, dostanę konkret strzał, choć słuszny, bo traktuję Twój punkt widzenia trochę jak przypowieści mędrca. 
A człowiek ma swoje potrzeby, plany, a nawet marzenia. Substytut to nadal substytut. 

  • Sad 2
Link to comment
Share on other sites

Nie ma takich słów chyba, które przyniosłyby Ci teraz pocieszenie, ale spróbuję.

Pracujesz na wysokich obrotach, ciągle jesteś gdzieś i czymś zajęta, kto wie jak ogromne pokłady stresu w sobie nosisz. 

Jesteś pod opieką lekarza? Ile cykli minęło bez "trafienia"? Jak z poziomem kortyzolu? Może jakieś hormonalne trudności?

Może się okazać, że będziesz musiała zwolnić tempo życia, żeby w tę ciążę zajść. Czy jesteś na to gotowa? Wiesz, może być i taki wariant, że jak zajdziesz w ciążę będziesz musiała leżeć plackiem do rozwiązania, czy na taką opcję jesteś przygotowana?

Jest tyle rzeczy po drodze od nieudanych prób zajścia w ciążę do "absolutnie nic z tego nie będzie", że na łzy i rozpacz za wcześnie. Wiem, że łatwo mówić, ale trochę to chyba rozumiem bo sama jestem w procesie prób zajścia, póki co bez większych skutków.

To strasznie trudne i strasznie wkurzające, bo myślisz sobie, że przecież patologia to ma dzieci od tak, a Ty zdrowa, pracująca normalna kobieta nie możesz. Czujesz złość na swoje ciało i na wszystko dookoła, bo może jakby nie ten partner, jakby nie to życie to by było inaczej, lepiej.

Ale jest co jest. Znasz się na ludzkiej psychice, wiesz, że to zaklęte koło, że jak tak dalej pójdzie, to możesz wpaść w obsesję i zaorać wszystko co zbudowałaś i z takim trudem starałaś się utrzymać - np. swoje małżeństwo.

Nawet jak się okaże, że potrzebne będzie in vitro, to co w tym tragicznego? Mnóstwo ludzi tak zachodzi w ciążę i ma zdrowe dzieci. A może wystarczy, że trochę odpoczniesz, będziesz mniej pracować, zmienisz dietę, ustabilizujesz hormony i się uda naturalnie. Jesteś młoda i masz jeszcze czas.

Przytulam i trzymam kciuki, żeby się udało.

 

  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

11 godzin temu, meghan napisał(a):

Być może natura i tak jest mądrzejsza. 

No to na pewno ale to w kontekscie że zatrzymała Ci się owulacja bo podswiadomie nie chcesz dziecka z tym mężczyzną (bo tak to rozumiem)? Może tak być i to ciekawy mechanizm.

Ja w przeciwieństwie do "Wujka" zgadzam się że kobieta powinna mieć dzieci i to wiele. Jesteśmy niestety zwierzętami z uzytecznym komputerkiem zwanym korą nową. Esencja zostaje gadzia. Sprawy są proste. Problem mają Ci którzy za dużo myślą, analizują w tym temacie.

Link to comment
Share on other sites

@meghan Wmówiono Ci, że najpierw kariera, stabilizacja itp. a na dziecko przyjdzie czas. Znak współczesnych czasów przez co dzietność jest jaka jest, obrotna dziewucha jesteś więc dałabyś sobie radę w dążeniu do stabilizacji z dzieckiem przy boku.

  • Like 1
Link to comment
Share on other sites

21 godzin temu, meghan napisał(a):

"meghan, dobre, kobiece geny się rozmnażają, nawet w świecie, który nie ma sensu, rozumiesz? Może Ty znajdziesz sobie inną rolę w życiu i w społeczeństwie?",

 

Gdy (sporo już lat temu) byłem pierwszy raz w klinice leczenia niepłodności, by zrobić sobie komplet badań (jakoś to było po pierwszym roku regularnego współżycia po odstawieniu gumek), zaszokował mnie lekko legion ludzi w różnym wieku. Dużo ode mnie starszych, w moim wieku, jak i młodszych. Osób praktycznie w każdym wieku. W tym w wieku 20,25+

 

Nie ma żadnej reguły. Niepłodność jest diagnozowana w tych czasach jako choroba cywilizacyjna.

 

I tak niestety będzie. Idąc w farmakologię czy pełne IVF trzeba się psychicznie przygotować na odarcie całego procesu ze spontaniczności. Tyle że najpierw sama i mąż musicie tego świadomie chcieć i polegać na sobie w trudniejszych chwilach, które na pewno się trafią

. Czy ta wola jest po obu stronach, nie wiem. Poza tym nie jest to tania procedura, ale z tego już pewnie zdajesz sobie sprawę.

 

21 godzin temu, meghan napisał(a):

I jak mi teraz przyjdzie zapładniać się pipetą, to do siebie samej - jako kobiety - poczuję największą odrazę. 

 

Nigdy nie patrz na to w ten sposób. Potęguje to jedynie stres. A stres (szczególnie przewlekły) to nie tylko największy z "kancerogenów", ale również zabójca płodności.

 

Dużo siły, Gośka.

  • Like 1
  • Thanks 1
Link to comment
Share on other sites

×
×
  • Create New...

Important Information

We have placed cookies on your device to help make this website better. You can adjust your cookie settings, otherwise we'll assume you're okay to continue.