Skocz do zawartości

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 30.09.2020 uwzględniając wszystkie działy

  1. @Skyrr Ja: - lat 47, - dwa rozwody, - dwójka dzieci, - obecnie partnerka: lat 30. - mieszkam 30/70: Polska/USA. Po przeczytaniu Twojego tekstu wiem, że jesteś pod wpływem dużych emocji. Nie, nie da się tego załatwić tak aby nikt nie cierpiał. Pierwsza uwaga: nadal robisz wszystko pod swoją ex. Dlaczego? Bo: 1. Chcesz mieszkać blisko. 2. Nie zamierzasz sprzedać wspólnego mieszkania. 3. Chcesz wyjaśniać rodzinie. Spoko. Też to przechodziłem, z tą różnicą że sam jestem prawnikiem w rodzaju mściwego skurwysyna, dlatego mimowolnie dość znacznie mi to pomogło. Jednym słowem przejechałem po paniach walcem. Ale do rzeczy, jakie są moje rady: A. Wyprowadź się na drugi koniec miasta. Jak najdalej od ex i dziecka. Będzie Ci łatwiej rozpocząć nowe życie. Tkwienie 200 m od byłej rodziny to taka kotwica. Ja na początku wyprowadziłem się 600 km od ex, potem na inny kontynent świata. B. Pamiętaj, że ex ma w dupie dziecko. Nie wprost, dziecko jest jej potrzebne do spełniania własnego życia, a to że dziecko będzie płakało, obniży się chęć do życia, w przyszłości będzie miało problemy - co to ją obchodzi, liczy się tu i teraz. Pamiętaj, kobiety są mało uczuciowe i dość płytkie. Płacz i delikatna skóra to nie jest wrażliwość. C. W pierwszej kolejności myśl o sobie, a nie o dziecku, o ex to już w ogóle nie myśl. Tak, nie myśl o dziecku, wiem kontrowersyjne. Tak wiem, jestem chujem. Dziecko poradzi sobie bez Ciebie tzn.będzie musiało. W życiu dziecka materialnie (miejscowo) niewiele się zmienia. Co powiedzieć dziecku? To co czujesz i jeśli powiesz, że będziesz w każdą środę o 15.00 to musisz być tam co do sekundy, bo dziecko będzie odliczało te sekundy. D. Jak już otrzepiesz z siebie stary brud, celuj w panie z zakresu 28-30 lat. Jest tam jeszcze sporo takich, które nie chcą mieć dzieci, a ciało jeszcze podnieca. E. Jeśli musisz płakać, to płacz w samotności, nawet jeśli dziecko będzie zasłaniać całym sobą drzwi wyjściowe, kiedy będziesz wynosił ostatnią walizkę, a dziecko będzie wyło "tatusiu". Przeszedłem to. Pamiętaj, że to nie ty zniszczyłeś dziecku życie tylko pinda ex. Pamiętaj, żeby nie ratować świata. F. Sprzedaj mieszkanie pod groźbą niepłacenia kredytu. Komornik? Jest przynajmniej 100 sposobów jak komfortowo żyć z zajęciami komorniczymi. Niestety, życie się chwilowo zesrało więc trochę tego zostanie z Tobą, ale trzeba na nowo nauczyć się z tym żyć. G. Standardowo, nie zamykaj się sam w domu. Jeśli nie chcesz gadać z ludźmi, a oczy są czerwone od płaczu to twórz iluzje wspólnoty ze społeczeństwem: siłownia, basen, galeria handlowa. Jeśli jednak jesteś typem samotnika, wynajmij pokój i wyjedź w Bieszczady na miesiąc. Nie polecam kobiet jako antidotum. To już lepiej się wyspać porządnie. H. Jeśli masz duże wahania nastroju, od płaczu do ulgi i poczucia wolności - idź do psychiatry po leki stabilizujące. Pomogą przetrwać pierwsze najgorsze miesiące. Najgorsze są emocje i urojenia we własnej głowie. Jeśli zdasz sobie sprawę, że faktycznie są to urojenia, będzie lepiej. Czyli: biedne dziecko, ex ma innego, oszukali mnie, źle o mnie myślą, ja im muszę wyjaśnić, ja się tak poświęcam a oni mnie karcą itd. Zwykle po 2-4 latach problem rozstaniowy znika w 95% (w przypadku zaawansowanej rodziny jaką tworzyłeś). Powodzenia
    13 punktów
  2. No i prawidłowo zrobiłeś. Szacunek do partnera to podstawa. Moim zdaniem nie jesteś chamem. Z powodu paru osób chcesz zamknąć się na forum? Nie reaguj tak spontanicznie. Forum jest po to by Ci pomóc. Nie przejmuj się niektórymi bo jeszcze im lśni biała zbroja rycerska. Nie dałeś się zeszmacić, pokazałeś pańci, że nie tolerujesz braku szacunku. Pańcia odwaliła cyrk z wyprowadzką, cyrk z siedzeniem w aucie. Jej się wydawało, że zatęsknisz za dostępem do cipki i ulegniesz jak beta samiec. Ty pokazałeś, że masz COHONES i nie dałeś się sprowokować. Plus dla Ciebie też za nieuleganie awanturom jak wróciła z tego auta ;). Nie dałeś się jej gierkom słownym i zaczepkom by wymusić poczucie winy w Tobie. Zachowałeś się jak świadomy facet. Tak jak wyżej, nie możesz brać do serca paru opinii i zamykać się w sobie. Gratulacje Bracie, nic nie tracisz. Wręcz zyskasz spokój, odtrujesz się z tej toksyczności, zorganizujesz sobie budżet w Excelu tak jak planowałeś, zaczniesz sobie realizować SWOJE cele, zaczniesz poważniej oszczędzać. Polecam mieć poduszkę na czarną godzinę. Masz swoje mieszkanie, dobrą pracę, dobrą pensję, jesteś wygrywem życia. W mojej opinii chamem nie jesteś, po prostu jesteś stanowczy i masz swoje poglądy. Dzięki temu nie uległeś gierkom pańci i nie dałeś się przekupić dostępem do cipki tak jak wielu innych facetów. Możesz być z siebie dumny. Dziękuje za podzielenie się swoimi prywatnymi sprawami. Mam nadzieję, że Twoje życie od teraz będzie dużo lepsze.
    7 punktów
  3. Dziwię się mocno najazdem na @Turop Czyżby niektórzy tylko tak gadali o ramie, a gdy przyjdzie co do czego, to "hey man leave her alone" i białorycerz się w główce włącza? Bo nie wolno Pani postawić kontry na shit testy? Powiem tak - mówienie jej, by wypierdalała, nie było trzymaniem ramy, było raczej utratą kontroli. Tutaj mogę się zgodzić. Natomiast dalsze działania @Turop nie były chamskie, tylko konsekwentne. NIE MIAŁ WYJŚCIA. Każda inna akcja to strata twarzy, a jeśli podjął decyzję o rozstaniu, to co miał zrobić? Płakać? Przepraszać? Po prostu olał sprawę. Słusznie. Ja na jego miejscu postąpiłbym nieco inaczej, tj. gdyby Pani ustawicznie wchodziło mi w słowo i obrażała mnie w rozmowie (jakieś "pierdolisz" na moje rzeczowe argumenty), to poprosiłbym, by tego nie robiła. Najpierw grzecznie, potem stanowczo. Uciąłbym następnie rozmowę i poszedł sobie do drugiego pokoju czy coś, a następnego dnia - przy braku przeprosin i obietnicy poprawy - poinformował, że nie widzę z nią przyszłości, ponieważ nie okazuje mi szacunku. I tyle, żadnych dram. Nie lubię dram. Kobiety się w nich odnajdują doskonale, faceci na ogół słabo. Wyobrażacie sobie, że odpierdalacie takie szopki, jak teatralne schodzenie z pościelą do samochodu? Nie? one tak. Ps. kobiety nie mają litości i to jest coś, czego należy się od nich uczyć. One po prostu twardo idą po to, co chcą, bez sentymentów. Nie dałeś pierścionka? wypierdalaj. Nie ma zmiłuj. To samo należy stosować wobec kobiet. Próbuje stosować przemoc (werbalną)? wypierdalaj. Nie ma zmiłuj. Tylko oczywiście powiedziane grzecznie i bez awantury. Bez podnoszenia głosu. Kontrola nad emocjami.
    7 punktów
  4. Jeżeli brakuje Ci doświadczenia to możesz pójść na divy, aby poćwiczyć. przełamać się i oswoić z męskim ciałem.
    7 punktów
  5. A wszystko ponieważ, naturalnym środowiskiem kobiety jest kuchnia i opieka nad dziećmi ? Nie byznes
    6 punktów
  6. Witam wszystkich! Długo myślałem jak zacząć tu na forum. Obserwuję aktywność na tej stronie od jakiegoś czasu z większymi i mniejszymi przerwami. Przerywam lektury i wracam do nich, gdyż jest to dla mnie doskonałe źródło ispiracji do rozważań nad ludzką, a więc nie jedynie żeńską i nie jedynie męską naturą. Zjawiłem się tu bo sam przeszedłem to, przez co przeszła lub nadal przechodzi większość tu zaglądających. Upadek życia rodzinnego a potem rozpad związku. I w tym wszystkim dzieci. Moja historia: krótko i zwięźle. 11 lat temu poznałem kobietę. Po sześciu latach pojawiły się dzieci. Dwójka. Oczywiście mogę Wam opisać, jak przebiegał sam związek i rozstanie w taki sposób, że moja historia będzie jedynie różniła się w małych szczegółach od setek tu opisanych. Więc to już znacie. I nie wiem, czy komukolwiek chciałoby się czytać po raz setny to samo. Chociaż czasem widzę, że wątki w dziale «Moja historia» czy «Moje doświadczenia ze związku, małżeństwa» rozrastają się do niemal epickich dyskusji. To pewnie dlatego, że przywołują złe wspomnienia lub budzą silne emocje wśród tych, którzy przeżyli coś podobnego. A ludzie uwielbiają karmić się emocjami. I do tego tymi, które są najbardziej dostępne, istnieją na wyciągnięcie ręki czyli tymi negatywnymi. Ale wiem też, że dużo osób bierze udział w tych dyskusjach z czystego pragnienia niesienia pomocy i wsparcia innym mężczyznom. Dość powiedzieć, że moje rozstanie z kobietą z którą posiadam dwójkę dzieci było burzliwe, pełne emocji i nienawiści (po obu stronach), które na szczęście udało się utrzymać na wodzy na tyle, by jak najmniej skrzywdzić dzieci (nie kłóciliśmy się przy nich). Chciałbym podzielić sie z Wami, w jaki sposób myliłem się w wielu kwestiach zarówno w pod koniec mojego związku jak i w jego trakcie, gdzie popełniłem błędy i jak uderzam się w pierś w imię spotkania twarzą-w-twarz z sobą samym, który nie zawsze był w porządku w związku. Nie robię tego z żalu za stratą. Nie robię tego z poczucia winy. Nie robię tego, żeby kogokolwiek nawrócić. Robię to, ponieważ mogłem ratować (co by było, nie wiadomo) dwoje fajnych ludzi i dwójkę super dzieciaków od życia z dala od siebie. Może ktoś zaczerpnie tu inspiracji, zrobi dziesięć głębokich oddechów i wyciągnie rękę do drugiego człowieka z którym żyje lub do samego siebie. I nie będzie cierpiał tak, jak cierpi teraz. Oto mój rachunek sumienia. I żeby była jasność: nie mam żalu o przeszłość i do przeszłości, że była jaka była. Jej już nie ma. Nie bronię też nikogo ani nie usprawiedliwiam. Moja była partnerka była wobec mnie nie w porządku i ja byłem nie w porządku. Nie trzymam też niczyjej strony. Wiem, że wielu z Was/Nas przechodzi przez niezły koszmar i wysyłam Wam moje współczucie, jeśli to cokolwiek znaczy. Po prostu chcę być «sprawiedliwy» w ocenie a nie obwiniać świata/drugiej osoby, że spotkało mnie coś niefajnego. 1. Skreśliłem kobietę z którą żyłem w swojej głowie, zanim jeszcze naprawdę się rozstaliśmy. A wszystko to, przez moje oczekiwania. Nie widziałem w niej dobrej kochanki, bo seks był rzadko. Oczekiwałem, że seks będzie super i często. Nie widziałem w niej dobrej gospodyni. Bo wiele rzeczy w domu, oprócz pracy zawodowej musiałem robić sam. Oczekiwałem, że będzie wzorowa, lub chociażby będzie pokazywać, że się stara. Nie widziałem w niej osoby lojalnej. Bo wiele razy widziałem, jak ucieka myślami/czynami do innych mężczyzn i widziałem przykład klasycznej «hipergamii». Oczekiwałem, że będzie wierna i że zawsze będziemy razem. Oczekiwałem, oczekiwałem i oczekiwałem. I narastała we mnie frustracja. I ona też oczekiwała różnych rzeczy i też była sfrustrowana. I zamiast spuścić z tonu, zamiast uspokoić siebie i zobaczyć w niej człowieka równie zagubionego jak ja w tej frustrującej rzeczywistości, parłem, przyciskałem, podniecałem ogień niezgody w imię oczekiwań których ona nie chciała/nie była w stanie zrealizować. Może warto zadać sobie pytanie kim jesteśmy my i jak silne jest nasze ego, że oczekujemy czegokolwiek od drugiego człowieka? Każdy żyje dla siebie (i też dla dzieci jeśli takie posiada) i nie po to, by spełniać czyjeś oczekiwania. To miłe, gdy ktoś robi to dla nas, ale to żaden obowiązek, a jedynie dobra wola. Chcesz mieć dobry związek? Obniż oczekiwania. Może Twoja partnerka nie jest idealna, może robi Ci jazdy z byle powodu, może nie okazuje Ci czułości, może kłamie, może się puszcza...obniż oczekiwania. Nie oczekuj, postaraj się żyć w chwili obecnej. Nie oczekuj, że życie będzie dla Ciebie dobre. Życie jest pełne cierpienia. Oczekujesz, że razem się zestarzejecie? Oczekujesz, że Wasze uczucie będzie trwać i trwać? Co dostałeś-musisz oddać. Musisz. Prędzej czy później. Nie zatrzymasz drugiej osoby, jeśli będzie chciała odejść. Jest dużo gówna w Twoim związku? To patrz na jego dobre strony. Zawsze jakieś znajdziesz. Jeśli nie, to przynajmniej wiele się nauczysz o życiu/świecie/sobie. Traktuj życie z kimś jako bonus. Wygrałeś milion dolarów a potem jeszcze pięćset tysięcy, ale tę ostatnią nagrodę ktoś Ci buchnął z walizki, wybijając szybę w aucie. Co z tego! Masz jeszcze ten milion dolarów! Druga osoba to bonus do szczęścia, które możesz mieć na wyciągnięcie ręki, jeśli tylko odpowiednio wcześnie się postarasz. Szczęścia, któremu na imię SPOKÓJ WEWNĘTRZNY. To jest ten milion dolarów. 2. Myślałem, że spełnienie zawodowe i rodzinne to najwyższe szczęście. Nie. Myliłem się. Najwyższym szczęściem jest spokój. Głęboki spokój wewnętrzny, który jest niezależny od okoliczności. Niezależnie od tego, jak ciężkie się one wydają, jak bardzo targają nami emocje, głęboki wewnętrzny spokój jest możliwy do osiągnięcia. Karmiłem się emocjami przy rozwodzie, długo wałkowałem przyczyny, obwiniałem, przeklinałem i życzyłem w myślach wszstkiego najgorszego. A mogłem być spokojny(uważny), gdybym tylko odpowiednio wcześnie zaczął zmieniać siebie. Nie wiadomo, jak by się to potoczyło. Może i tak byśmy się rozstali? Chcę tutaj powiedzieć, że bardzo często obserwuję tu rady innych użytkowników, które zalecają rozstanie by uzyskać spokój, odbudowanie własnej wartości, «pozbieranie» się do kupy po toksycznym związku. I nie twierdzę, że to złe. Ale jeśli ktoś nie nosi spokoju w sobie, nie będzie go miał i po rozstaniu. Nienawiścią do przeszłości można karmić się całe życie, całe życie podsycać ten nienawistny ogień. Może warto zmienić nastawienie do siebie i do swojego spokoju jeszcze przed rozpadem związku? Wyobraźmy sobie co bylibyśmy w stanie osiągnąć, jak moglibyśmy pokierować wspólnym życiem dwojga ludzi, gdyby był w nas spokój, a nie emocje. Gdybyśmy nie reagowali emocjami? Jak wówczas wyglądałyby kłótnie? Gdybyśmy na chwilę porzucili poczucie sprawiedliwości (patrz punkt szósty), a raczej jej braku, który nas dotyka i spróbowali zobaczyć po prostu drugiego człowieka: zagubionego, pełnego złych emocji, nieumiejącego sobie z nimi poradzić, ale jednak człowieka. 3. Grałem różne role, żeby utrzymać związek. Grałem, żeby osiągnąć pewne cele. Karmiłem ego. Obrażałem sie, udawałem kogoś, kim nie jestem, robiłem więcej niż miałem ochotę, żeby tylko otrzymać to co chciałem od drugiej osoby (miłość i akceptację). Jeśli coś było nie tak, nie mówiłem tego, żeby nie dać dojść do głosu wyuchom emocji, nie powiedzieć za wiele. Ale dlaczego to robiłem? Ze strachu. Ze strachu, że nie będę w czyichś oczach kimś, kim chciałbym być. I że druga osoba odejdzie, gdy zobaczy mnie prawdziwego. A nie jestem macho i nie jestem alfa. Nie jestem jakimś nie-wiadomo-jakim gościem. I w końcu musiałem to przed sobą przyznać. Jestem nudnym typem inteliktualisty/nerda i nie mam pojęcia, dlaczego ktoś chciałby ze mną wchodzić w związek. I wiecie co? Wcale nie jest mi z tym źle. Całe życie starałem się zmieniać, podobać. Bo nie podobałem się sobie. Teraz wiem, że jeśli chcesz coś zmienić w sobie a konkretnie w swoim podejściu do siebie, to na sam początek proponuję nie zmieniać się wcale. Nie karmić ego («Kim-to-ja-nie-będę-gdy-zmienię-się-tak-i-tak»). Poznać siebie ze swoimi wadami i zaakceptować je. W końcu jestem tylko człowiekiem i inni są też tylko ludźmi. Niedoskonałymi. I wszyscy mamy wady, ale to nie znaczy, że jesteśmy źli. Jesteśmy ok. Nie masz sześciopaka na brzuchu(moje marzenie, bo zawsze byłem gruby) i co z tego? Przecież nie musisz go mieć, żeby otrzymać miłość i akceptację i przede wszystkim ŚWIĘTY i NIEPORUSZONY SPOKÓJ WEWNĘTRZNY. Jesteś tylko człowiekiem i umrzesz starając się o coś, co i tak nie ma większego znaczenia. 4. Nie umiałem wybaczyć. Dużo syfu przewaliło się przez mój związek. I trzymałem się tych przeszłych złych wydarzeń i negatywnych wspomnień jakby były do mnie przyklejone. I mimo, że starałem się nie prać w kłótni starych brudów, to moje nastawienie było już w każdej sprzeczce zdeterminowane tym, co już się wcześniej wydarzyło («O nie, a ona znowu swoje», myślałem). A to już była przeszłość. Coś, co już nie istnieje. Każdy z nas jest ciągłą zmianą, ciągle się zmieniasz, nie jesteś już tą osobą, którą byłeś 10 lat temu, 5 lat temu, 2 dni temu, 3 minuty temu. I nie jest nią osoba z którą żyjesz/żyłeś. Wybacz albo po prostu nie myśl o przeszłości. Bo nie warto. Tracisz wówczas teraźniejszość, jedyny czas w którym tak naprawdę żyjesz. 5. Nie umiałem pozwolić odejść. A prób rozstania mieliśmy za sobą wiele. I w końcu przyszła ta ostateczna, która przełożyła się na praktyczną separację. CO DOSTAŁEŚ MUSISZ ODDAĆ. Zapraszam do dyskusji 6. Stosowałem racjonalne i logiczne argumenty w kłótni. A po co? Żeby te kłótnie wygrać. Teraz zastanawiam się po co? Bo byłoby nam przez to lepiej? By zwycieżyła prawda oparta na logicznych wnioskach i nieodpartych dowodach? I co z tego że zwyciężyła, skoro MY przegraliśmy? Rada ode mnie: odpuść. Po co Ci to? Bedziesz się lepiej czuć, gdy będziesz wiedział, że masz rację, mimo, że związek na tym ucierpiał (kłótnie o fakty, kłótnie o sprawiedliwość)? Machnij ręką. Jeśli masz w sobie spokój, to po co Ci to poczucie sprawiedliwości, poczucie że masz rację? Sprawiedliwości nie było na świecie i nigdy jej nie będzie. Zawsze będzie istnieć zło i cierpienie. Ale cierpnienie i niesprawiedliwość to świetni nauczyciele. Z dobrymi znajomymi świetnie spędzisz czas, pośmiejesz się, obniżysz stres, zrelaksujesz. Z trudnymi ludźmi nauczysz się o sobie masy rzeczy, popchniesz swój rozwój duchowy do przodu. «Somethimes you win, somethimes you learn». I na koniec, bo i tak się już za dużo rozpisałem. To wszystko nie jest proste i łatwe do osiągnięcia. Ale możliwe. Przez praktykę i zgłębianie siebie. Szukanie w środku swojego umysłu. Nie przez czytanie książek motywacyjnych, psychologicznych czy dzieł wielkich filozofów. Możesz, jeśli chcesz, ale szukasz nie tam gdzie trzeba. Napełniasz szklankę już pełną po brzegi. Wszystkie odpowiedzi masz w sobie. Usiądź i zrelaksuj się. Pomyśl co stoi za każdym twoim uczynkiem, myślą i zachowaniem. Jaki motyw? Co Tobą kieruje? Potem powtórz. I znów. I znów. I znów. I nie rób nic więcej. Szukaj tylko spokoju w skupieniu. Jeszcze kilka punktów (cholera, nie skończę tego dzisiaj;) Przepraszam bardzo moderatora!): 1. Tak, jestem buddystą, określam się jako buddysta. Nie jestem dobrym buddystą, ale jestem chyba całkiem spoko. Zresztą to nie ma znaczenia. To jest istotne tylko dla moich dzieci. Dla nich chcę być spoko. 2. Nie zamierzam nikogo nawracać. To, w co kto wierzy, to jego prywatna sprawa. Ja dzielę się tylko swoim światopoglądem, który w mojej opinii ma spore przełożenie na praktykę bycia w związku z drugą osobą (chociaż moją próbę oblałem koncertowo, «szewc bez butów chodzi»). Ale cieszę się, że odnalazłem swój spokój, mimo, że kosztował mnie, moją byłą partnerkę i moje dzieci mnóstwo zawirowań i stresu i cierpienia. Oddałem już to, co otrzymałem. Niektórzy umierają wcześniej, niektórzy starzeją się razem, niektórzy nie. 3. Nie uważam, że moje poglądy to prawdy objawione, jedynie prawdziwe i uniwersalne. Pewnie mylę się w wielu stwierdzeniach tu przytoczonych, pewnie nie każdemu się one spodobają, nie każdy się z nimi zgodzi. To dobrze. Bo myślę, że to dobrze, że myślimy krytycznie. 4. Lubię weryfikować swoje poglądy, więc zgodzę się z kimś, kto ma inne, jeśli uznam je za zgodne z moim światopoglądem. 5. Można wiele uratować, nie cierpieć tak bardzo, nie odczuwać tak wielkiego stresu jeśli tylko przewartościuje się swoje priorytety (wewnętrzny spokój) i obniży oczekiwania. Jeśli ktoś chciałby zasięgnąć jakiejś rady, porozmawiać z kimś, kto przez to przebrnął, to zapraszam na priv lub po prostu do dyskusji, Chętnie wesprę dobrym słowem i okażę współczucie. Jeśli tego akurat potrzebujesz. Wszystkiego dobrego! Monk
    5 punktów
  7. To jest czeski film. Jutro przyjeżdza parę kontenerów ze sprzętem, ale: -...nie ma miejsca na placu, bo leżą materiały, które już dawno miały być zużyte na xxxx, ale przecież pani wstrzymała te prace z powodów nikomu nieznanych. - co pan opowiada, to niemożliwe, proszę mi tu nie robić insynuacji - nikt nie robi insynuacji, takie są fakty, że nie ma miejsca - robi pan insynuacje, że wstrzymałam prace! - ok, kto zatem wstrzymał, bo chciałbym wyjaśnić problem braku miejsca? - to niemożliwe żeby nie było miejsca! ??? i tak to się kręci. Ma człowiek dość? Ma.
    5 punktów
  8. @Turopjak dla mnie jesteś zwykłym chamem. Najpierw jej karzesz wypierdalać, a potem jej mówisz, że przecież jej nie wrzucasz... Konsekwencja prawdziwego mężczyzny Patrząc na poprzednie historie, jak ją zamknąłeś na balkonie itp, na to jak reagujesz na rady, to stwierdzam że jesteście siebie warci...
    5 punktów
  9. Wyłącz tryb nocny w przeglądarce xD https://www.telepolis.pl/wiadomosci/aplikacje-i-rozrywka/opera-55-android-nowy-tryb-nocny-przyciemnianie-stron-internetowych
    4 punkty
  10. KUHVA BIEDAKI CEBULAKI JAPIETOLEEEEEEE
    4 punkty
  11. Złoto, bracie @Yolo Przypomniałeś mi o tym! Po latach, kiedy się spotkałem z ex wyznała, że żałowała swojego kroku. O rozstaniu i pójściu do warszawskiego bolca. Nie, nie żałowała 'utraty mnie'. Żałowała długoterminowych korzyści, które w ten sposób straciła. Chryste, jak one potrafią podchodzić do nas przedmiotowo. I, kurwa, beznamiętnie oraz na chłodno.
    4 punkty
  12. Ostatni wpis w tym temacie. Znam wiele, wiele małżeństw. Wieloletnich, dzieciatych. Małżeństw moich przyjaciół, kolegów i koleżanek. Standardem jest ciągnięcie małżeństwa "pomimo". Czyli poniekąd na siłę. Bo dzieci (to jest powód nr 1). Bo finanse. Bo zakorkowanie w kredyt hipoteczny. Bo przyzwyczajenie. Nie, Małżeństwo, do którego zasadniczo tak Was ciągnie Drogie Panie. To konstrukt służący wyłącznie odchowaniu potomstwa. Konstrukt prawny. Finansowy. Logistyczno-energetyczny. Bo systemowi i państwu korzystniej, gdy nowe pokolenia odchowuje rodzina. Na swój koszt i kształtując pod odpowiednie wzorce. "Szczęścia" tu na dłuższą metę nie znajdziecie. Miłości, tej "prawdziwej" w nim za 5 groszy. Super jak będzie nić wspólnej sympatii, porozumienia i przywiązania. Bo tu też standardem jest raczej ich deficyt a nie przesyt. Wróćcie do tego wpisu w dniu Waszej 10 rocznicy ślubu. Kiedyś tam. PS. Wasz wieloletni mąż tak nie myśli? Jesteście tego takie pewne? A nie ciekawi Was, co mówi kolegom na męskim spotkaniu przy alkoholu? Kiedy nie słyszycie a on może być szczery i wylać z siebie co mu ciąży? PS. II. Szanuję i kocham swoją żonę. Cenię ją za inteligencję, przedsiębiorczość. Kobieta z topowej półki. Co nie zmienia faktu, że opinię o instytucji małżeństwa mam taką a nie inną.
    4 punkty
  13. A co mam jej kazać spać w samochodzie teraz? Nie możemy się rozstać jak ludzie śpiąc w łóżku i jutro obgadajac wszyzstkiego na spokojnie? Powiedziałem, że jak mnie jeszcze raz obrazi to ma wypierdalać, nie wyrzucałem jej nigdzie przy dzisiejszej rozmowie. Wiecie co, ostatni raz pisze o czymś prywatnym tu na forum, nie chce mi się tłumaczyć 100 różnych motywów i o co komu chodzi, bo każdy to zrozumie inaczej, chociaż w 99 % nie mam złych intencji. Możecie zamknąć temat, nic się nie stanie, idę po nią do samochodu, niech zostaje w mieszkaniu, jutro się z nią rozejde, wyciągnę rękę chociaż nie czuję się winny, ku uciesze fanów. Niech każdy będzie zadowolony. Fajnie się tu dzieliło różnymi prywatnymi przemyśleniami, będę to robił dalej, ale dużo bardziej anonimowo. Pozdrawiam wszystkich, nie "chamów", ciekawe ilu z was przeżywało takie jazdy i ilu z was wiedziało jak się zawsze zachować, przynajmniej jestem szczery w tym co robie i staram się pracować na sobą. Peace! PS, jest już w domu, nic jej nie jest, zaraz obgadam kiedy się wyprowadzi bez dram pod domem. Rozstałem się z nią przed chwilą, do końca tygodnia ma znałeść mieszkanie. Po relacji. Robi wojnę i awanturę na cały blok, ale "nie wyszedłem na chama". W każdym bądź razie jest po relacji. Koniec toksycznego teatru.
    4 punkty
  14. Dobra, wróciłem, czekała pod blokiem w samochodzie, poszedłem olewając ją. Za 10 minut słyszę pukanie do drzwi mówię proszeee. Wchodzi luba. Chodzi, pakuję się 25 minut i stoi, patrząc na drzwi, ja w tym czasie szykuje się do spania, ogarniam kolacje, wstawiłem wodę na melisę, pytam jej, to widzę, że się wkoncu wyprowadzasz tak? Ona mówi, że nie wie, bo jej nie powiem czy ma zostać czy nie, ja jej mówię, że jej nie wyrzucam z domu, nie karze spać w samochodzie to jej decyzja. Dostała szału, mówi, że każdy inny człowiek zachowałby się inaczej, powiedział jej żeby została w mieszkaniu, a ja stoję i nic nie mówię czyli, że mi nie zależy, mam wyjebane, tylko ona ciągnie ta miłość. Pozatym zadzwoniła do mnie i powiedziała, że nie ma czym zapłacić na stacji a ja na to odpowiedziałem ok i nie rzuciłem się z pracy na jej pomoc. Ja na to mówię uśmiechając się, nie wyrzucam Cię z domu, to twoja decyzja czy się wyprowadzasz, ale bądź świadoma tej decyzji. Znowu szał, mówi, że stoję i się śmieje, powinienem ja zatrzymać, nikt by się tak nie zachował jak ja, że to jest oznaką braku szacunku do niej, popieprzyła parę minut jakichś innych akcji z wcześniej. Pytam się jej znowu z uśmiechem, powiedz mi wkoncu czy się wkoncu wyprowadzasz czy nie, bo się głodny robię. Ona mówi, że narazie nie ma gdzie. Mówię, jej aha no ok, a później się wyprowadzisz tak? Ona mówi, że tak, bo mi nie zależy i czemu z nią nie rozmawiam itp teraz. Mówię jej oki, rozumiem twoja decyzję w pełni, uszanuje ją, nie będę Cię zatrzymywać jak się za jakiś czas wyprowadzisz, ale teraz Cię nie wyrzucam z domu. Znowu dostała szału, że nie ratuje związku!! Ja kończyłem kolacje, postała 10 minut opierając się w drzwiach, zabrała poduszkę, wodę, koludre i poszła gdzieś poza mieszkanie. Siedzę sobie jem, piszę z wami, ona gdzieś polazła, rozegrałem jak potrafiłem i wydawało mi się, że będzie najlepiej, nie kłóciłem się z nią ani nic. W każdym bądź razie, nie wyrzuciłem jej ani nic, sama podjęła taka decyzję. Oglądam teraz streamek, pije meliske i myślę co będzie się dalej działo heh. Aaaa i mówi, ze siedzę na jakimś forum i mi dają psycholodzy dziwne rady! ? PS, w sumie to chodziło jej o to, żebym powiedział że przesadziłem ją i nie chce od niej żadnych przeprosin itp. Odpowiedziałem krótko, że rozumiem jej decyzję, nie chce od niej żadnych przeprosin i też nie wyrzucam jej z mieszkania. Więcej nie mówiłem, nie wdawałem się w żadne gadki itp. Dokonała wspaniałych dojrzałych decyzji od południa W sumie to nie wiedziałem co ona chce ode mnie jak wróciła, chyba żebym jej lizał dupe z żalu, że będzie spać w aucie, ale to pewnie moja wina będzie jej spanie tam, przecież jej nigdzie nie wyrzuciłem.
    4 punkty
  15. 4 punkty
  16. Ładnych parę lat temu jak laska pakowała swoje klamoty z mojego mieszkania, ostentacyjnie otworzyłem piwo, rozsiadłem się w fotelu i zacząłem obserwować. Od czasu do czasu rzuciłem żeby wszystko zabrała i o niczym nie zapomniała. Jak już skończyła, zapytałem czy jest pewna że wszystko zabrała. Miny były bezcenne, ta nienawiść i wkurw wręcz z niej bił aż oczy szczypały. Parsknęła, że wszystko, a ja no to, że o kluczach zapomiała i niech położy tam gdzie reszta, bo zamków nie chce mi się z rana wymieniać. Z fochem rzuciła je prosto we mnie, a ja i tak na wszelki wypadek zamek następnego dnia zmieniłem po wcześniejszej zmianie kodu w domofonie. Po kilku tygodniach telefon. bo ona nie może jakiejś sukienki znaleść czy coś i czy może przyjechać. Zlałem. Potem wydzwaniała codziennie po kilka razy plus jakiś sms. Polecam Tobie to samo. Niech się pakuje i zostaw ją. Nie zapominaj o wymianie zamków, kodów itp.
    4 punkty
  17. Jeśli przemierzasz komis z używanymi autami u Turka. To nie oczekuj, że znajdziesz tam dwuletnią perełkę z 10 tysiącami przebiegu i super okazyjną ceną.
    4 punkty
  18. @Boromir czytałem historie ojców to włos się jeży na głowie. To też jeden z wielu powodów, dla których NIGDY już nie zwiążę się z kobietą, to raz. Po drugie system, cały system stoi przeciwko wolności decydowania o sobie i własnych dzieciach. Matki nie wychowują, to trzeba zaznaczyć wyraźnie, bo nie potrafią, nie mają absolutnie ku temu predyspozycji. Wychowanie dziecka to zadanie mężczyzny, tylko i wyłącznie. Tam na tej ich stronie dzielnego taty jest dział z historiami. Warto to naprawdę przejrzeć, jak ktoś się jeszcze łudzi, jak to wszystko wygląda. Właściwie nieświadomi ludzie, którzy wpadli w rozpierdol systemowy. Nieprawdopodobne. Rodzina w tym kraju nie ma racji bytu. Nikt normalny się nie narazi na takie spierdolenie. A chore kobiety jeszcze dobrowolnie się do tego wszystkiego dokładają. Oglądałem to, co nagrywał. Straszni ludzie, straszne życie ogólnie, zero empatii, odniesienia jakiegoś ludzkiego. Szkoda gadać. Naprawdę łezka mi się w oku kręci czasami przez to, co się robi mężczyznom. Ja sam chwalę, uśmiecham się do mężczyzn, naprawdę robię, co mogę, aby przywrócić iskrę nadziei. Zawsze, a to zawsze kolesia, jak gdzieś pracuje, kuriera, listonosza pochwalę, coś zagadam, zawsze, a to zawsze. Chociaż odrobina normalności. Wszyscy tak powinniśmy działać w stosunku do siebie, bez rywalizacji, tylko ułatwiać. Tak się zmienia system, przez otwieranie drzwi sobie nawzajem w małych sprawach. Moim zdaniem.
    3 punkty
  19. - rozbiory - pańszczyzna - romantyzm ( Polska Chrystusem narodów) - II wojna światowa (wycięcie sporej ilości inteligencji) - komuna ( bierny mierny ale wierny) - ustrój po roku 1989. Który notorycznie rzuca kłody pod nogi ludziom przedsiębiorczym To tak w skrócie.
    3 punkty
  20. Tak wierzę w taką czystą miłość i jej doświadczam razem z moim. Przede wszystkim wg mnie w miłości się nie wymaga i nie oczekuje. To jest tak samo jak z kochaniem siebie, chcesz dla siebie jak najlepiej, dbasz o siebie, rozwijasz się w tym kierunku by było Ci dobrze, akceptujesz siebie, a jednocześnie niczego nie oczekujesz z tym że działa to w kierunku do drugiej osoby. Taka jedność.
    3 punkty
  21. Polacy uwielbiają się wywyższać bo z natury są totalnie wbici w ziemie, zakompleksieni, upodleni.... to taka zagrywka dla zrobienia równowagi.
    3 punkty
  22. Jestem pod opieką psychoterapeuty, bez tej terapi, nie poradził bym sobie tak dobrze z tym. Każdy kto tu wejdzie czyta "trzymaj ramę", "niech wie kto tu rządzi itp", "nie daj się szmacić". Myślisz sobie, kurwa, jakie to proste, robisz 2, 3 ruchy ala samiec alfa, a tu jeb 2 shit testy takiej wagi, że siedzisz na łóżku i płaczesz w poduszke. Tak, tak jest, zanim wiedzę z forum wprowadzisz realnie w życie, minie sporo czasu, jeszcze więcej samozaparcia i zwoje mózgowe przepalą Ci się po stokroć. Wczoraj odniosłem wrażenie, że duża liczba osób tutaj, gdyby realnie miała do pokazania tą swoją "ramę", wyszła by na tym jeszcze gorzej ode mnie (nie chce nikogo obrazić, też nie atakuje personalnie, poprostu dużo było sprzecznych postów). Kobiety mają to we krwi, my staramy się tego nauczyć w jak najkorzystniejszy sposób. Weźmy na warsztat wczorajszy dzień, kobiecie nie zrobiłem kompletnie nic złego, w ciągu paru godzin wśród okolicznych sąsiadów, znajomych, czy rodziny, wychodzisz na przemocowca, słyszą krzyki z mieszkania (tak krzyczała, na mnie w trakcie rozmowy, ja nie), później widzą ja cała zapłakaną i roztrzęsiona w samochodzie (kto normalny bez wiedzy z forum nie pomyślał by, że została pobita, zgwałcona, albo wyrzucona z mieszkania na bruk?), na drugi dzień przez całonocne darcie idzie do pracy, ma podpuchiete oczy od płaczu, może chodzi do toalety wymiotować, każdy pyta co się stało itp. W ciągu paru pierdolonych godzin, możesz być potraktowany jak odpad społeczny, a przez co? Przez to, że w własnym domu uzyles ostrzejszego słowa po tym jak kobita Cię wyzywala. Mam nadzieję, że dobrze się to skończy, ale patrząc na to od tej strony, trochę przechodzą śmieszki, zwykła kobitka, może nawet nie świadoma tego co chciała do końca zrobić, a konsekwencje tego mogły być opłakane. Według mnie, sprawa na dłuższe posiedzenie na terapi, skąd się wzięła w moim życiu taka lasencja, ja już więcej wiem niż mniej, ale warto czasem posłuchać starszych braci. W tym wszystkim te moje śmieszki i duża doza sarkazmu to taki śmiech przez zły. Także trzymaj ramę, ale miej rękę na pulsie, żebyś przez swoją samczosc alfa nie skończył z ręką w nocniku. PS. Będzie dobrze, ale daje do myślenia ?
    3 punkty
  23. Dziś od rana mam spinę u kontrahenta na budowie. Problemem nie jest to, że pani "Kierownik Projektu" jest z lekka tępawa, bo z takimi ludźmi idzie się łopatologicznie dogadać. Problemem jest, że pani ma wyjebane pod chmury ego i jest dramatycznie arogancka. Każde tłumaczenie i dyskusja to pani "wie lepiej". Robota stoi, ludzie czekają, terminy lecą, a pani zajmuje się dzieleniem włosa na czworo i udowadnianiem swojej wyższości. Laski na stanowiskach menedżerskich, szczególnie technicznych, to jest tragedia i nieporozumienie. I w doopie mam parytety.
    3 punkty
  24. Szacun @Turop. Jedna mała wpadka, a tak - męska i sensowna decyzja o zakończeniu mało satysfakcjonującego układu z kobietą, która nie rokuje. Może gdyby większa ilość samców tak robiła, to panie byłyby zmuszone ograniczać w kolejnych związkach dramy, shit testy i chamstwo, na które sobie pozwalają gdyż ci poprzedni też sobie dawali. Jak wystartujesz do kogoś z japą na ulicy i dostaniesz z liścia, raz, drugi, trzeci, to do czwartej osoby już podejdziesz z rozwagą. I tyle.
    3 punkty
  25. Jakim trzeba być psycholem, by znęcać się nad bezbronnym człowiekiem... Major jest nieszkodliwy. Po jego zachowaniu i wyglądzie widać, że nie miał łatwego życia i wiele przeszedł. Nie mi oceniać czy jest ofiarą losu czy trochę mu dopomógł bo nie znam jego biografii, ale szczerze mu współczuję.
    3 punkty
  26. Szkoda majora, jest jaki jest, ale nie należy mu się wpierdol. Chłop siedzi i inhaluje za legalne pieniądze od widzów. I niszczą mienie knura, który ma serce bolesne w szpitalu... Azora ukradli i na tym powinno się zakończyć. Ciekawe czy w ogóle Azor żyje czy nie trafił do jakichś psycholi.
    3 punkty
  27. Na wstępie sorki za tak późną odpowiedź, trochę miałem na głowie a chciałem na spokojnie do tego usiąść i się troszkę rozpisać. Generalnie to chyba stoję w miejscu. Przypomnę, ja nie jestem w fazie jakiegoś załamania czy depresji. Normalnie śpię, jem, pracuję, czytam, przyswajam jakieś nowinki i nową wiedzę, trenuję na siłowni i sztuki walki, spotykam z ludźmi, bawię się i czasami imprezuję. To nie jest to samo, kiedy związek jeszcze trwał, a ja już wiedziałem, że to jego koniec i powolna agonia. Wtedy właśnie było ze mną bardzo źle. Chodziłem przybity, przygnębiony. Bardzo mało spałem, zwyczajnie nie chciało mi się spać, mimo prób usypiałem późno i budziłem się już o 4 rano. Nie miałem w ogóle apetytu. Nie miałem siły ani nawet CHĘCI na żadne treningi. Po momencie kulminacyjnym czyli rozstaniu (wymuszonym tak, żebym to ja wszystko zakończył. Mimo, że ona już miała mnie w dupie i innego kutasa tuż obok na moje miejsce to zrobiła wszystko, żeby ostatecznie zwalić wszystko na mnie. Po kilku miesiącach od rozstania, kiedy już chciała wrócić nawet wykorzystała to i mówiła, że sam ją zostawiłem, że ona tego nie rozumie dlaczego ja nie chce dalej o nas walczyć. A no chciała wrócić do mnie, bo jej nie wyszło przeskoczenie na drugą gałązkę, ale o tym już pisałem wcześniej) czułem się nawet troszeczkę, minimalnie lepiej, bo miałem już taką świadomość że " już po wszystkim, teraz będzie tylko lepiej". Było mi ciężko, to prawie 9 lat. Nie miałem ochoty się widywać z ludźmi, brak snu, jedzenia, używki sprawiły że schudłem jakieś 5-10kg. Potem zacząłem z tego wychodzić, kumple wyciągneli pomocną dłoń, zmieniłem nawyki żywieniowe, stosowałem preparaty nasenne i uspokajające, zaczęły się regularne treningi na siłowni i sztuki walki, które trwają do teraz. Odmówiłem sobie używek, zacząłem czytać, oglądać materiały i filmiki o samorozwoju, o psychologii. Bardzo się zainteresowałem tematem psychologii. Generalnie zacząłem iść do przodu. W pewnym momencie dotarłem do tego etapu, w którym jestem w tej chwili. Jedynie co było dobre w tym całym procesie mojego upadku, że po rozstaniu ona nie miała świadomości ani nawet wiedzy, że emocjonalnie byłem wrakiem. Najbliższe osoby, które wiedziały jak wygląda moje życie i zdrowie nie miały z nią kontaktu i trzymały wyłącznie moją stronę. Potem gdy już się jako tako otrząsnąłem i wróciłem do normalności - oczywiście pustka w sercu, smutek, żal i żałoba po takim związku dalej były - to parę razy miałem okazję chcąc nie chcąc się z nią minąć czy zamienić parę słów. Mimo wewnętrznego bólu byłem zajebistym aktorem. Zachowywałem się tak jakby kompletnie to po mnie spływało. To nie tak, że podjarany i nakręcony latałem krzycząc " o jak mi zajebiście będąc singlem, teraz to dopiero życie". Nie, nie po prostu byłem dla niej zwyczajnie miły, nie byłem chamski, ale obojętny. Nie poruszałem żadnych tematów z naszej przeszłości, nie wspominałem o niczym. Na wszystkie jej próby zaczęcia temu "Nas", czy jak sobie radzę, "A pamiętasz jak ..." zwyczajnie inteligentnie to ucinałem i zmieniałem temat. Ona sama czy nawet wspólni znajomi (którzy byli od niej i mimo wszystko byli za nią, ale mieliśmy jakiś kontakt np. na imprezie u wspólnego znajomego) pytali jak to zrobiłem, że mi tak łatwo przeszło, że zapomniałem, jak się pozbierałem. Ale jak wspominałem, bardzo dużo przestudiowałem wątków psychologii. Potrafię jeśli trzeba być zajebistym aktorem, czarusiem i manipulantem. Jeśli trzeba to zazwyczaj potrafię (kogoś niedoświadczonego w tym temacie psychologii) do czegoś nakłonić, obrócić i zwalić winę na drugą osobę a samemu udać głupa czy niewinnego, wymusić poczucie winy, skłócić lubiące się osoby, tak że się tego nie domyślą o co tu chodzi czy w jakiś inny sposób osiągnąć jakąś korzyść. Mimo, że to potrafi być przydatne to tak naprawdę nie ma się czym chwalić, na co dzień się w to nie bawię, chyba że ktoś mi naprawdę zachodzi na skórę, ale w rozmowie z EX czy jej "przyjaciółkami" zdarzyło mi się tego użyć parę razy :). Wracając do wątku to właśnie udawałem swoją obojętność, bo przecież wyleczony nie byłem. I nie wiem czy kiedykolwiek będę w 100%. Nie chciałem jej dać tej jebanej satysfakcji, że mimo wszystko brakuje mi jej bo kochałem ją prawdziwie. Powiedziałem i przysięgłem sobie, że prędzej rękę sobie utnę, niż jej kiedykolwiek powiem prawdę. A były takie okazje, kiedy zapłakana próbowała wrócić i pytała czy ja już naprawdę kompletnie nic do niej nie czuje, czy moglibyśmy spróbować jeszcze raz chociaż na próbę, że jak się do niej nie przekonam to najwyżej sam to zakończę jeszcze raz. Wielokrotnie przechodziłem przez walkę z sobą, między sercem a dumą. Ale zaparłem się w swojej decyzji i twardo się jej trzymam. Jak wspominałem ona jakieś pół roku po rozstaniu znalazła swoją nową miłość, weszła w związek. Nawet podczas tego związku dawała sygnały chęci powrotu, próbowała mnie przekonać pisząc swoje monologi, twierdząc, że nie zależy jej na obecnym facecie. Aż w pewnym momencie przestała, a na różnych portalach społecznych zaczęły się pojawiać zdjęcia z jej facetem i miłosne opisy, które od kilku miesięcy nieustannie się pojawiają. Ostatnio mieli rocznicę i pisała, że on jest jej całym światem i nie wiedziała, że jeszcze kiedykolwiek się tak zakocha. Czy będąc na samym początku niezainteresowaną nim i będąc tylko, żeby nie być samej mogła się w to zaangażować naprawdę i go pokochać za jego dobroć ? Być może, sami dajcie znać co o tym myślicie :). Jeśli chodzi o mnie to po rozstaniu miałem kontakty z kobietami. Z niektórymi się tylko spotykałem, ale nic nie wyszło. Z innymi w relacjach czysto koleżeńskich. Przewinęło się ONS i FWB. Jednak nie można mówić o jakichkolwiek związkach. Owszem, były kobiety zainteresowane związkiem, ale mi nie odpowiadały one. Ja nie miałem jakiegoś żadnego uczucia wobec nich, miałem też wrażenie że facet jest dla nich całym światem, brak jakiś zainteresowań i po za ruchankiem nie miały za wiele do zaproponowania. Z czasem też przestałem zawracać sobie głowę spotkaniami z laskami z Badoo czy Tindera po kilku walniętych egzemplarzach, nabrałem niechęci wobec bliższych kontaktów z kobietami na coś dłużej. Moja EX zapewne myśli, że była tak wspaniała, że nie mogę żadnej lepszej od niej znaleźć. Rodzina też daje aluzje i wypytuje czy kogoś poznałem, czy się z kimś spotykam, kiedy poznają synową, kiedy wnuki i tego typu pierdolamento. Nie rozumieją, że ja już teraz nie mam kompletnie chęci na coś dłuższego po tym wszystkim. Wystarcza mi tylko stały FWB lub ONS raz na jakiś czas. Swoją EX mimo jej wielu wad kochałem prawdziwie. Myśle, że w głębi serca dalej jest jakaś cząstka uczuć do niej. Może zabrzmię jak typowy rozżalony pizduś, którego rzuciła laska i teraz przeżywa, ale uważam, że już nigdy nie pokocham tak żadnej innej. Cóż, przeżyłem z nią swoją szkolną i studencką młodość, dorastałem. Wspólni znajomi, imprezy, wyjazdy, uroczystości rodzinne, poznanie wszystkich krewnych z dwóch stron, zapoznanie rodzin i rodziców. To zostaje w pamięci. Nawet nie chcę już tak pokochać kogoś innego a potem przechodzić przez podobne rzeczy. Po to mam rozum, żeby uczyć się na własnych błędach i nie doprowadzić więcej do takiej sytuacji. Ale wątpliwe jest, żebym znalazł kiedyś kobietę, której nie odpierdoli po 2-4-6-8-10-X latach. Teraz zresztą nie czuje potrzeby bliskości z drugą osobą. Dobrze się czuję w swoim towarzystwie i oczywiście są też pewne plusy bo nie musze słuchać biadolenia o podwózkę, że trzeba wyskoczyć do centrum handlowego na niekończących się shoping Pańci, koniec humorków i szantażowania cipką, koniec z pretensjami o spotkania z kumplami, jakieś wyjazdy, o kupno marki i modelu samochodu i tego typu rzeczy. Od wakacji ,wspólnego spędzania czasu, imprez itp. mam znajomych i przyjaciół.
    3 punkty
  28. Nie mnie oceniać ten mini-serial, choć rzucanie ostatecznymi argumentami w wulgarny sposób świadczy o tym, że dobrze byłoby ogarnąć temat komunikacji. I następnym razem zacząć np. od 'nie życzę sobie żebyś się do mnie zwracała w ten sposob', stopniując konsekwencje i je wypełniając. Miałem kiedyś 'dojeżdżającą' kobietę. Na początku zainteresowała mnie sposobem myślenia, niesamowitym opanowaniem emocjonalnym i co tu gadać, nieprzeciętną urodą. Po czasie okazało się, że jest narcyzem czystej wody, związek to dla niej wieczna walka o dominację, ze swojej strony miała tylko wymagania, a opanowanie emocjonalne było mocno udawane. Emocji negatywnych miała sporo, choć na codzień trzymała klasę. A emocje pozytywne po prostu udawała, nawet prostą empatię. To się dało po czasie wyczuć. Nie rozumiała ich, nie czuła, ale powielała zachowania innych z konieczności. Podczas kolejnego jej pobytu wywlekła na światło dzienne problem i zrobiła aferę. Wróciła do siebie pewna że będę zabiegał i ratował związek. Wykorzystalem okazję, zacząłem od tego że nie dałem sobie wmówić winy, nie zabiegałem, wreszcie ochłodziłem kontakt. I wtedy zaczęło się piekło, naprzemiennie wyzwiska, groźby i obietnice. Wreszcie, w tonie oskarżycielskim wymienianie tego co jej zabrałem. Czyli sytuacji, które miała u mnie ale się skończyły. Nie chodziło o mnie, a o to że dobrze się czuła, zadomowiła, a ja miałem czelność jej to odebrać ? Ta relacja nie miała sensu i trzeba to było skończyć, ale nie wyobrażam sobie zrobienia tego w warunkach, jakie przedstawił @Turop Pewnie polała by się krew, bo pod koniec zaczęły wychodzić jej skłonności do agresji, do totalnej dominacji. Czasem po prostu nie da się inaczej, kiedy jedna lub obie strony mają na siebie destrukcyjny wpływ, koniec przychodzi z wielkim hukiem.
    3 punkty
  29. Piękny początek relacji, zamiast rozwiązać sprawę szczerością i zwykłą rozmową, zacznijmy relację od kłamstwa i kretyńskich operacji żeby broń boże prawda nie wyszła na jaw. Pomińmy oczywiście fakt, że jak przyjdzie co do czego, to i tak brak doświadczenia autorki tematu wyjdzie na jaw. A to stawi ją w dość nie korzystnym świetle i może jeszcze bardziej pogorszyć jej sytuację. Świetny plan nie ma co Polecam zwyczajnie poruszyć ten temat i tyle, być szczerym a nie udawać, kogoś kim się nie jest.
    3 punkty
  30. Haha, może i zabrzmiało, ale jakie to kurwa prawdziwe :) Dlatego każdemu powtarzam, kogo moje zdanie interesuje - żadnego, ale to żadnego formalizowania związku bez pomieszkania ze sobą razem. Nie, wyjazdy razem nie wystarczą. Nawet miesięczne.
    3 punkty
  31. Nie będę zbyt wylewny, spala w drugim pokoju, jak poszedłem spać to siedziała przykryta kocem na stołku. Tak zamierzam jej dać się wyprowadzić na spokojnie, najwyżej tego pożałuję trudno. Nigdy nie spałem tak głęboko i dobrze jak dzisiaj. @lync Rozumiem co piszesz, raz po raz przekraczała granice i przyglądała się co zrobię, wkońcu wyszedłem na chama bo nie wytrzymałem . W sumie życie, podejrzewam, że będą niesamowite dramy z jej strony, które zleje do czasu wyprowadzki, ale pisałem się na "normalne" rozstanie to wezmę za to odpowiedzialność.
    3 punkty
  32. Pełna zgoda. Tak, pogódź się. Akceptuj rzeczywistość zamiast ją zmieniać. Rzeczywistość będzie nam zawsze dawać do wiwatu, zawsze coś będzie nie tak. Nie zmienisz tego. Życie to pasmo wyzwań i ciężkich chwil. Jeśli to sobie uświadomisz, to nie będziesz szukał tego, by ich nie było. Zaakceptuj je i poszukaj spokoju w reszcie przestrzeni, która Ci pozostanie po zaakceptowaniu tego faktu. Od Ciebie zależy jak będziesz patrzył na to, co Cie spotyka. Możesz widzieć tylko negatywne strony, ale możesz też poszukać tego co jest dobre w Twoim nieidealnym życiu. Wiesz, że większość z nas ma tzw. "Umysł szukający wady"? To ludzkie i w jakiś sposób normalne. Ale do poczucia szczęścia nas to nie zbliża i nie zbliży. Hear hear! Nasza definicja szczęścia zmienia się z czasem. Też miałem ten dylemat: czy wejść w nowy związek, który byłby niezbyt obciążający, ale wybrałem samotność. Spokój jest dla mnie najwyższym szczęściem. Oczywiście, brakuje seksu, czułości i żeby mieć do kogo buzię otworzyć, ale z drugiej strony...czego mi brakuje? Niczego. Zawsze mógłbym powiedzieć, że nie mam tego, czy tamtego, że dzieci widzę rzadziej niżbym chciał, że nikt mnie nie przytuli, że nikt się do mnie nie odzywa, że to, że tamto. Ale wybieram to, że jestem zdrowy, że jestem życzliwy do innych, że mam dach nad głową, że nie marznę, nie chodzę głodny, że w coś się angażuję itd itp. I mam w sobie spokój. Oczekiwania to życie przyszłością. Nadzieja, która nie zawsze spełnia się w chwili obecnej. Więc powoduje nierzadko rozczarowanie i cierpienie. Tylko szczęście chwili obecnej. Obniż oczekiwania wobec siebie: jesteś zdrowy? Masz dach nad głową? Masz się w co ubrać i co zjeść? Więc jest ok! Jasne, nie jest tak, jak mogłoby być (mógłbyś leżeć teraz na jachcie otoczony wianuszkiem pięknych kobiet. Ale czy naprawdę byłbyś wtedy szczęśliwy?). Pragnienia potęgują się. Nienasycenie wzrasta. Wróć na moment do chwil gdy byłeś sam. Czego Ci brakowalo? Czego nie miałeś wówczas co masz teraz? Ciesz się tym, co masz teraz. I bądź spokojny. Jeśli to się rozleci, trudno. "Omnia meum mecum porto"-wszystko co mam noszę ze sobą. Nie myśl co będzie, nie myśl co było. Żyj teraz, bo tylko TERAZ żyjesz naprawdę. Nie w przyszłości i nie w przeszłości. Pomyśl nad tym. No przecież możesz, nie kończąc jednocześnie związku. Pomedytuj. Jesteś wówczas tylko sam ze sobą samym. Powiedz o tym, że masz takie pragnienie- być chwilę sam ze sobą. Nikt Ci tego nie odbierze, nikt nie może Ci tego zabronić. A jeśli masz zbyt dużo hałasu wokół siebie, zbyt dużo bodźców, możesz nauczyć się medytować/wyciszać w środku, bez "siedzenia". Nie da się w ogóle uszczęśliwiać człowieka. Może dzieci da się uszczęśliwiać, ale to i tak tylko na chwilę. Zaraz pojawia się w nich nowe pragnienie. No ale to dzieci, mają do tego prawo. To, w jaki sposób w dzieciach rodzą się pragnienia, jest doskonałym odzwierciedleniem rzeczywistości: pragnienia dzieci przychodzą i odchodzą. Z nami jest identycznie, tyle że w innych interwałach (u dzieci zachcianki są egoistyczne, przychodzą i odchodzą szybciej, zastępowane przez nowe). My jednak mamy tę przewagę, że możemy przerwać ten zaklęty krąg. Możemy sprawić, że pragnienie przestanie gonić następne i następne. Mamy wgląd w siebie, lub możemy go wypracować. Nic nie muszę dodawać Gdzieś tam w środku zawsze będziesz samotny. I zawsze tak naprawdę będziesz tylko sam z sobą! Siebie "nosisz" przy sobie CAŁY CZAS. Oswój siebie i zobaczysz, że będzie ok. Nie lataj za pragnieniami, one się nigdy nie kończą. Powodzenia!
    3 punkty
  33. Co za czasy, że dziewictwo to coś czego należy się wstydzić... A niech już nadchodzi ten reset i NWO.
    3 punkty
  34. Starczy już tych rozwydrzonych psycholek i wariatek z forumowego rezerwóaru.
    3 punkty
  35. Powiedz jej, żeby tu konto założyła to jej pomożemy xd
    3 punkty
  36. Ja bym powiedział, że Twoja ex co się nie myła to była taka w związku głównie przez Ciebie, a i z jakiegoś powodu taką sobie właśnie wybrałeś. Że nie wszystko widać bo jest wersja demo - prawda. Ale takie rzeczy, żebyś nie był kompletnie świadomy - rzecz niepodobna. Ale do czego zmierzam. Generalnie jak sam ogarniasz, jesteś zaradny itd. to siłą rzeczy przyciągasz sieroty życiowe albo lenie, to jest automat. Musisz być świadom takich mechanizmów i wtedy nie będziesz się z takimi spotykać. Więc to nie do końca tak, że panie są leniwe i syfiary a my jesteśmy tacy fajni. Może Ty jesteś. Ale są też fajne porządne panie a one często (niespodzianka) mają za partnerów syfiarzy, których wychowują i matkują. Ty prawdopodobnie ojcowałeś i próbowałeś wychowywać swoją ex. Odnośnie meritum, o które pytała @KrólowaŁabędzi. Co się zmienia? Wszystko się zmienia. Do tej pory była kaszka z mleczkiem, tzn. w ogóle nie znasz tak naprawdę tej osoby, bo się widujecie na wyjazdach i w momencie odpoczynku. Wolny czas to jest wasz czas spędzany razem. Jak mieszkacie ze sobą, to oprócz czasu odpoczynku jest też ta cała reszta, której teraz nie widzisz albo się kontrolujecie, bo nie jesteście "u siebie", a przynajmniej nie tak całkiem. Po prostu przestajesz żyć sama a zaczynasz wspólne życie i to jest pole kompromisów. Ja mam inne zdanie niż niektórzy, np. mam może lepsze doświadczenia niż @mac ale to wiele zależy od tego, jak ogólnie jest w związku. Jak facet jest pantofel, to wspólne mieszkanie przyspieszy proces pantoflowania. Jak laska jest uległa, to u niej. Prawdziwie satysfakcjonujący jest wbrew pozorom jedynie kompromis albo dobre dobranie się, kiedy większość nawyków macie podobnych. Moim zdaniem ludziom wspólne mieszkanie kojarzy się z katastrofą, bo ono bezlitośnie obnaża złe dobieranie partnera. Co innego jak jedno lubi gruszki drugie jabłka, a co innego jak jedno lubi gruszki a drugie spuszczałoby napalm na sady i deptało każdą gruszkę w zasięgu wzroku, że tak użyję porównania. W domu jesteście sobą i może okazać się, że jesteście znacznie bardziej różni niż wam się osobno wydawało i to są różnice nie do pogodzenia. Miałem jedną taką partnerkę, pierwszą z którą mieszkałem, potem było już tylko lepiej. Przy dobrym zgraniu się życie razem jest znacznie łatwiejsze niż osobno. Co dwie głowy i pary rąk to nie jedna. Łatwiej jest planować posiłki, chce się bardziej gotować (mi się nie chce samemu dla siebie gotować w chuj, musi być jakiś jeszcze odbiorca), planuje, przyjemniej ogląda filmy na bieżąco komentując. To są inne życia ale niekoniecznie życie z kimś musi być gorsze. Tylko to musi być odpowiedni ktoś. Kurde, jakoś jak z WO to zabrzmiało ?
    3 punkty
  37. Wyluzuj. Spójrz na pozytywy. Zero dram. Skoro rzucasz groźby, to bądź przygotowany na efekty i ich się nie bój. Polecisz teraz do niej z przeprosinami to będzie wiedzieć że te groźby guano warte są.
    3 punkty
  38. Ja wyjebałem te aplikacje już dawno temu bo przesiadywanie na tego typu portalach jest hańbiące dla faceta.Dlaczego tak uważam? (np sama nazwa "zaadoptuj faceta" jest żenująca) Ponieważ moje SMV oceniam wysoko a mimo to będąc na tinder miałem rezultaty średnio-słabe.Reasumując kalkulacja wkładu do zysków stała się wysoce nie opłacalna.Panie które dają porady w internecie na YT często podkreślają że korzystają z aplikacji wyłącznie wtedy kiedy stoją w kolejce w sklepie, jadą metrem lub czekają na wizytę do ginekologa. Tak,mają rację to ma sens - właśnie takie podejście- więc pasywne korzystanie ma sens. Tylko teraz przyjrzyjmy się realiom: - Panie 7/10 + stanowią może 5% wszystkich kobiet na całym Tinderze, na badoo jest to promil tego. - Stanowią pewnie jakieś 30% cała reszta to 70% faceci - 2-5% chadów zdobywa cały rynek, reszta zdana jest na ochłapy- o które musi się starać za dużo niż powinna ( to tak jak byś kupował wodę w biedronce za 99gr a an lotnisku za ? - Panie 5/10 mają w internecie 1-2 oczka w górę za same jestestwo, to oznacza że większość rynku to przeciętne laski o zawyżonych wymaganiach. - Zdjęcia są retuszowane, wiek zaniżany, kamuflowanie bąbelków, zmarszczek i innych - Przesiadywanie latami na randko-czatach sprawia że kobieta staje się jak handlowiec Mirek, który sprzedaje w Raichu swojego skręconego passata. Próbuje potencjalnemu klientowi (facetowi) wcisnąć wysoki przebieg(liczbę kutasów,patologicznych relacji) bardzo duża awaryjność( shit testy,awantury,border-osobowość) oraz potencjalnie wysoki koszt (finansowanie fantazji, widzimisie oraz pragnień laski) w zamian za możliwość przejechania się co jakiś czas (sex) do sklepu albo na siłownię, o podróży dookoła świata możemy zapomnieć (dłuższa relacja). Zarzucasz wędkę do smródki i oczekujesz że złowisz dużo ryb, baa łasisz się na łososia.Tak właśnie jest w internecie. Co więcej spędzasz tam prawdopodobnie za dużo czasu niż powinieneś - ucząc się czego? - Tego że kobiety są trudne - Wymagające - Brzydkie - Głupie - jw brzydkie i wymagające - Zaruchanie jest kwestią twojej dzikiej determinacji lub szczęścia - Programujesz się negatywnie z wskazaniem na program "przegryw" Reasumując Panie rozdają karty,mają handicap na starcie.Czy ma to sens? - Nie ma. Można akceptować takie zasady lub się wylogować. Pozdrawiam
    3 punkty
  39. Kobiet się w ogóle nie powinno dawać na kierownicze stanowiska bo im ODPIERDALA. U mnie w firmie miałem takie dwie słodkie koleżaneczki, miłe, pomocne ale wszystko w nich odmieniło się o 180 stopni jak dostały mały, wręcz gówniany awans na stanowisko powiedzmy kierownicze. Nie podchodź bez kija , wszystko wiedzą, odpierdala im na każdym kroku. Do tego mają jakieś chore przeświadczenie że ta mikro-władza im dana będzie na zawsze i że ludzie zapomną jakimi wrednymi się stały bo zdobyciu grama władzy. Dla faceta władza równa się odpowiedzialność plus lans a dla baby głównie lans i podbicie i tak wyjebanego w kosmos ego. Ja bym tylko chciał wiedzieć w ilu żydowskich spółkach w zarządach i radach nadzorczych są kobiety. Chociaż patrząc na członków khnesetu to jest ich też coraz więcej. Lewactwo ogarnia cały glob.
    2 punkty
  40. Co ta za dziwne czasy nastały, że kobiety się wstydzą dziewictwa. Dla wielu facetów znalezienie ogarniętego egzemplarza z wyglądu i charakteru jest problemem, a jak w zestawie trafi się dziewica, to ryczą ze szczęścia w większości przypadków. Problem to byś miała, jakbyś była tak doświadczona, że strach na miasto wyjść z partnerem, bo jeszcze spotkasz któregoś z poprzedniego ONS.
    2 punkty
  41. Dzisiaj specjalnie polajkowałem grubego paszteta na tinderze. I zaczynam z nią gadkę. Jak to jest w dzisiejszym świecie. A ona, że byla na spotkaniu z facetem. I pytam jej co było z nim nie tak. A ona ze nie czuła czegoś w rozmowie. I pisze jej, ze za duzo komedii romantycznych. Miłość i relacje sie buduje po przez spotykanie się i spędzanie wolnego czasu RAZEM I mówię jej, że opowiadalem pewnej lasce pewne historie. Ona do mnie no np jaka? To jej odpisałem. I kurwa w tym momencie zwątpienilem całkowicie w ludzkość odpisała " no mega historia" dało sie wyczuc sarkazm. Kurwa, pocisnąłem babsztylowi żeby sama lepsza wymyśliła i poszła na siłkę zrzucić cielsko. Nawet jak opowiesz ciekawa i emocjonującą historię. Babsztyl 4/10,skwituje ze mega historia... Sama nie dając od siebie nic
    2 punkty
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.