Skocz do zawartości

Ranking

Popularna zawartość

Treść z najwyższą reputacją w 04.01.2021 uwzględniając wszystkie działy

  1. Ja jestem za 'jałówkowym' dla bezdzietnych singielek 30+, do tego opłata 'pocieszeniowa' od każdego posiadanego przez taką panią kota, pobierana co roku przez gminę i podatek 'singielkowy' doliczany do każdej butelki wina ?
    9 punktów
  2. Przypomniał mi się film mistrzyni UFC Rondy Rousey, która odpowiada feministce na temat różnicy płac?
    6 punktów
  3. Dziwne, ze jako kobieta i zarazem specjalistka od domyślania się, jeszcze nie domyśliłaś się co jest na rzeczy. Jak to mawiają modnie ubrane oraz modne medialne "psycho-loszki" musisz powalczyć o te bardzo wielkie "love". Pokaż mu jak bardzo Ci na nim zależy. Kup mu jakieś futro, nowy samochód, poręcz mu kredyt... Zainwestuj w niego, on jest przecież tego wart i ewidentnie zasługuje na to.
    6 punktów
  4. Mam znajomego, robi praktycznie na 4 roboty. On nie narzeka na kasę, może tu jest sposób? Ale najlepiej usiąść w biurze z kawką i przeglądać fejsa pod stołem, na którym napiszemy o złym patriarchacie. Podsumowując: lewackie pierdolenie aż uszy więdną. Zlikwidujmy ubóstwo ustawą!
    5 punktów
  5. Ileż to już razy Polak musiał kombinować. Nieszczepiony nie poleci rajanerem ? No problem - oto zaświadczenie o szczepieniu - kupione od lekarza z butaprenem na rękach. Co ? Że centralna ewidencja ? I co z tego ? Przegląd samochodu też ma centralną ewidencję - a każdy kierowca wie do której SKP pojechać by wydając nie 100 a 200 złotych - przeszedł przegląd samochód bez kół Bykowe ? Alez jaki to problem. Zaświadczonko o bezpłodności proszszsz - jest ! Albo - zaświadczono że impotent - jest Albo - zaświadczonko, że homoś. Ostatnie niepodważalne - ruszyć dzisiaj homosia - to jak w synagodze na mszy opowiedzieć kawał o góralach ze Wzgórz Golan. Tak więc - keep calm, damy radę. Młodych to przeraża. A ci, którzy komuny liznęli - to się tylko smieją. Dzien dobry, zastałem Jolkę ? Proponuję dla PiSowców i ich wyborców wprowadzić chujowe.
    5 punktów
  6. Rosnące wymagania lalek z Tindera. Tak powinien brzmieć tytuł tego posta. Język ma znaczenie.
    5 punktów
  7. Jeśli już tak bardzo zależy niektórym na zbudowaniu czegoś trwałego: Wiem, że jest to nierealna opcja dla wielu ale jak to mówią u mnie w firmie: ,,masz mózg i chuj, to kombinuj!”. Panowie, skreślcie zachodnią Europę + USA (chociaż według mnie nie można wszystkiego wrzucać do jednego kosza, znajda się spokojnie fajne kobiety ale to już jest mniejszością) z mapy. Zostaje mnóstwo krajów, gdzie kobiety będą w Was wpatrzone jak w obrazek. Wystarczy język angielski w większości. Białoruś, obwód Kaliningradzki, Ukraina (chociaż nie polecam bo robią się podobne do polek), Bułgaria, Rumunia, Turcja, Bałkany, nawet Tunezja czy Liban (ah te są najpiękniejsze). Można szukać dalej: Kazachstan, Gruzja, Armenia, Azerbejdżan, Rosja. Myślicie, że to jakieś nierealne? Według mnie, mojego doświadczenia i wiedzy, macie dużo większą szanse na udane relacje niż w Polsce. Jeśli poznacie kobietę z tych okolic, z normalnej rodziny z silną pozycją mądrego ojca w domu, to nie będzie Wam się chciało na Polki spojrzeć. Że przesadzam z np. z Tunezją czy Turcją? To lećcie się przekonać. Będziecie w szoku. W dzisiejszych czasach (no dobrze, może COVID trochę wyhamował to latanie, mam nadzieje, że to tylko tymczasowe) tanich lotów, braku większych ograniczeń do mieszkania, zmiany lokalizacji to jest na prawdę do ogarnięcia. Lekko nie będzie ale sum a sum a rum wyjdzie korzystniej niż mielibyście się uganiać tutaj za jakąś pierdolniętą filozofką co wydaje jej się, że w wieku 18-tu odkryła wiedzę masońską i jest bardziej doświadczona życiowo niż mistrz zakonu templariuszy.
    5 punktów
  8. Przecież tak dokładnie jest. Są chodzącymi wrakami. Tym zdaniem obaliłeś cały swój wywód.
    5 punktów
  9. Dlaczego warto: jeśli istnieje jakiś obiektywny sens to są nim dzieci. Zostaliśmy stworzeni i zaprogramowani do rozmnażania chciałbym zbudować jakiś majątek i przekazać go moim dzieciom, jeśli się nie uda to wszystko przepiszę siostrzeńcom tylko siostrze jakoś też nie spieszno do dzieci i ja staje się kandydatem xD mój ród wyginie jeśli się nie rozmnoże, jestem jedynym męskim spadkobiercą nazwiska rodowego życie bez dzieci, jakie by one nie były, i w ogóle rodziny nie ma sensu. Tkwisz na tym świecie i co? Konsumujesz. Ile tak można żyć? Życie bez pewnego rodzaju misji jest degradujące. Dlaczego nie warto: duże koszty dziecko jest samoświadomą istotą którą nie jesteś wstanie kontrolować. Może być gejem/lesbijką, może chcieć prowadzić życie wbrew twoim wartościom czy umrzeć w wypadku, to trzeba wziąć pod uwagę i zaakceptować
    5 punktów
  10. Ale po co Wy się przejmujecie tymi wymaganiami? To nie ma żadnego znaczenia. Jeśli użytkownicy forum stanowiliby 100% mężczyzn w wieku poborowym w Polsce i wszyscy mielibyśmy wymagania a la: wzrost około 170-175 cm, idealne wymiary, jędrny biust, wysokie IQ i uroda minimum 8/10 (załóżmy, że istnieje obiektywna skala ocen), to czy dla nas wszystkich wystarczy kobiet? NIE. Więc co się stanie dalej? Część z nas albo zostanie sama, albo zejdzie niżej z wymaganiami i tyle. A że będzie wzdychać do 8/10 i 9/10, też mi nowina. Lasek 8/10 i 9/10 jest niewiele procentowo, ale podejrzewam, że i tak więcej niż facetów o tych parametrach, jeszcze do tego z odpowiednim wzrostem, ogarniętych, z niezłą pracą. Niech sobie szukają takich, chuj mnie to obchodzi, za przeproszeniem Dla garstki wystarczy takich chłopów, reszta i tak obejdzie się ze smakiem, bo nas po prostu nie wystarczy dla każdej. Co byście nie gadali, to jednak dla zdecydowanej większości kobiet bycie starą panną to porażka życiowa. Więc albo obniżą wymagania, albo czeka je zgorzknienie, depresja i frustracja. Zawsze było tak, że dla wielu kobiet ich partner nie był wcale tym wymarzonym. Jedyna różnica jest taka, że wtedy wszystko było bardziej ukryte, teraz jest jawne i dlatego wam się wydaje, że kiedyś kobiety były święte, nie zdradzały, nie kłamały i w ogóle były cacy. Przypomnijcie sobie artykuł z internetu, w którym opisywano jakiegoś przystojnego listonosza z USA (podobny do Johnny'ego Casha), który wyruchał masę kobiet i wyliczono, że jest tatusiem około 1500 dzieci. Tak, kurwa, te świętojebliwe mamuśki już w latach 40, 50 i 60 dawały dupy, jak wy to lubicie określać, "chadowi". Sram na to i robię swoje
    5 punktów
  11. Przeciętne kobiece życie to: - fałsz, - udawanie, - tworzenie swojego nieistniejącego wizerunku - w życiu, sieci itd., - ciągłe życie w stanie napiętej konkurencji między innymi "przyjaciółkami", - nieustanne dbanie o własną opinię, - kłamstwa są normalnym i zalecanym procesem życia kobiety. Przyjmują formę makijażu, push upów, kłamstw słownych i innych.. Przeciętny mężczyzna nie wie, że może spędzić całe życie z istotą, która go tak naprawdę nie pożąda, ale nie jest w stanie go wymienić na lepszy model. I to jest fakt. Co mają powiedzieć? Że najchętniej by tego kolesia z tak ładnie zarysowaną sylwetką zgwałciły jak są w odpowiedniej fazie cyklu? Muszą wkręcać nawet takie kity, że one libido nie mają. I ilu gości w to wierzy? Kilka dni temu był post o kolesiu, który rok nie miał seksu w wieloletnim związku. Oczywiście, że kłamią. I będą kłamać. Najprawdopodobniej nigdy nie przestaną kłamać, bo w kobiecej naturze jest amoralność i brak zasad - dzisiaj cię kocha, za kilka dni spija śmietankę w klubowym kiblu od typa poznanego 20 minut wcześniej. Społeczeństwu się nie ufa. Prawdy społeczeństwa są dla frajerów - a frajerzy są jak owce, do strzyżenia i utrzymywania systemu swoim kosztem. Mądrzy ludzie nie mogą w to wierzyć, a szukać i kopać głębiej, żeby nie przegrać życia. A przegrywa życie to znacząca większość. Spełnione ludzkie życie, to życie na uboczu, ale jednak w systemie.
    5 punktów
  12. Ja mam inny podatek do wprowadzenia: Przebiegowe i wsadowe.
    5 punktów
  13. Aha, czyli popijam tabletkę z magnezem marchewkowo-truskawkowym koktailem i lecę dalej grzać sprzęt z redtubem przez następne 4 godziny? No way skarbie Ktoś tu chyba chce się usprawiedliwić że wali konia...
    5 punktów
  14. Na swoim jech(b)ałem 13 lat, w tym ostatnie prawie 1,5 roku z pańcią jako vice w firmie, z połową udziałów w firmie (naciskała, naciskała, że się zgodziłem), i takim samym wynagrodzeniem. Założenie takie, że ja pokrywam rachunki mieszkaniowe, włożyłem kasę w remont jej części mieszkania, w tym część z własnej książeczki mieszkaniowej (nie było mnie stać na zakup własnego, kredytu też bym nie dostał bo firmę rozkręcałem przez prawie dekadę, w międzyczasie miałem po drodze paru oszustów, którzy wyłudzili większą robotę i nie zapłacili, więc trzeba było opłacić życie i złodziejski zus). Od momentu połowy udziałów koszt rachunków mieszkaniowych 50/50, to tak gwoli wyobrażenia. Miałem i momenty lepszej współpracy (jak było co robić) i tak, że mówiłem, aby koncentrowała się na pracach domowych, bo musiałem zapierdalać, aby wszystko utrzymać. Np. 240-320h miesięcznie w pewnym czasie to była norma. Zarobki nie były adekwatne, ale cóż...na swoim myśli się inaczej, nawet jak jest pasja, można jakoś przygryźć zęby i jechać. Z czasem pańcia była zbyt zmęczona myciem garów, robieniem obiadów, powoli, powoli przejmowałem część jej obowiązków. Firmowo robiła różne rzeczy, wyznaczałem jej kierunki, ale że warunki nie sprzyjały (albo technologie nad którymi pracowała okazywały się niewypałem, albo były to dla niej zbyt duże wyzwania (nie miała kierunkowej wiedzy) albo ja byłem zbyt wymagająco-krytykujący) słabo to szło. W pewnym momencie dałem jej czas, aby się dokształcała. Zapaliłem się do tego, że ujrzałem u niej chęć nauki i działania, a w pewnych sprawach była lepsza, co dało mi nadzieję, że jest w tym sens. Jednakże z obecnego punktu widzenia, gdy widzę, jak ten czas wykorzystała - to w kategoriach biznesowych jest po prostu porażka na całej linii. Facepalm. Szczególnie dla mnie, że efektywnie nie udało mi się zareagować w porę. Nie dość, że dymało państwo (podatki, brak sensownych programów pomocowych, własna DG padła przez wysoki zus, trza było przejść na spółkę), kontrahenci, to jeszcze na dodatek partnerka powoli, powoli drążyła. Można powiedzieć, że wydymałem sam siebie, będąc naiwny, a może ... empatyczny/przejmujący się... @SzatanKrieger mówi CI to coś? Dlaczego? Doszedłem do tego, że: - obciążenie na wielu polach uniemożliwia skuteczne nadzorowanie prac, gdy masz kobietę, który wymaga nauki/wdrażania (frustracja, że w firmie zamiast zarabiać kasę, wrzuca się ją w przyuczanie, które mało co daje, albo frustracja, że się zleciło coś, co druga strona nie potrafi zrealizować w czasie). Kobieta w procesie nauki jest jak dziecko - wiele razy tłumaczysz, czasem znosisz fochy, racjonalizacje. - wymaganie pracy od kobiety, z którą jesteś w związku doprowadza do zgrzytów i konfliktów (trudno zwracać uwagę, musisz bardziej panować nad tym co mówisz, pole minowe). Feministki powiedzą Ci, że to "przemocowe". Oczywiście że tak! W firmie od kobiety nie możesz wymagać. Możesz ją co najwyżej zachęcać! Ale to ona, jak kot, zdecyduje co robić i jak (szczególnie, jak ma taką możliwość, czyli magiczne słowo "przewaga"). A potem i tak nazwie się ofiarą. - cwana kobieta, gdy poczuje kasiorę okupuje się, racjonalizuje, dlaczego powinno jej się należeć tyle samo (u mnie było coś w rodzaju: "bo nie musisz płacić za wynajem tej części domu w której mieszkasz, bo pozwalam ci mieć rzeczy firmowe na prywatnej przestrzeni, bo cię odciążam od obowiązków domowych bo się do partnerstwa nie przykładasz, bo skoro mam już równy udział to chcę równego wynagrodzenia inaczej niesprawiedliwe."..itp), w efekcie - ja skończyłem studia, realizowałem wymagającą i złożoną robotę, kobita bez studiów (choć wydawała się ogarnięta), ale dla niej obowiązki domowe i to co robiła, tzw. "wsparcie" (gdy miałem problemy zdrowotne "przejmowanie się" czy chodzenie ze mną po lekarzach*, znoszenie moich frustracji, lęków, złości..itp) lub też organizowanie domowego ogródka (aby przynajmniej było naturalne żarcie), tak tutaj się ładnie postarała, muszę przyznać. - będąc z kobietą w związku (zależność), mieszkając u niej (zależność), inwestując w jej, a nie swoje (zależność), decydując się na układ partnerski (zależność), mając wspólne udziały w firmie (zależność) mamy sytuację w której tych zależności jest na tyle dużo, że przewaga idzie na stronę kobiety, ubija to kompletnie atrakcyjność faceta. Brak atrakcyjności -> gorszy seks -> więcej frustracji. Jeśli dochodzi do tego świadomość, że panna pracuje na niskich obrotach, robi mało, sama z siebie nie wyjdzie z kreatywnymi pomysłami (czego od niej oczekiwałem, jako współleadera, który ma połowę udziałów i siłą rzeczy musi pracować na zysk firmy), to w pewnym momencie dochodzi do faceta smutna rzeczywistość, że jest zapierdalającym koniem pociągowym, beta-providerem, dostarczycielem zasobów, czyli frajerem. Próbuje coś z tym robić, ale wtedy pańcia wyciąga kartę "ofiary", diagnozuje faceta jako narcyza, bordera, osobę zaburzoną psychicznie, prowokuje kolejne kłótnie, ale jeśli facet ma już zrąbany mindset (a może przygotowany od lat powolnymi kroczkami) to z faceta robi agresora, co zmusza go do nadmiernej refleksji i obarczania winą siebie. - chcąc zdyscyplinować kobietę do pracy, szczególnie jeśli nie wykonuje pracy należycie, musisz zwrócić uwagę, często tez na detale. I tutaj jest problem, zwracasz uwagę na rzeczy, ale są to logiczne argumenty, a w przypadku kobiet, jak wielu facetów doświadczyło - logiczne argumenty nie trafiają. Ja w końcu zrozumiałem, że nie chodzi o logikę, ale właśnie o tą przewagę. Jeśli kobieta czuje Twoją przewagę, musi przyjąć argument. Jeśli ona czuje swoją przewagę, nie możesz jej logicznie argumentować co ma zmienić. Masz się przed nią płaszczyć, wtedy może coś wskórasz. Oczywiście jeśli nie masz ochoty się płaszczyć (a ja nienawidzę takiego zachowania, zważywszy, że wiem, że mam rację, bo argumenty stoją za mną), to masz potencjał na kolejne spięcia, kłótnie, smsowe bitwy prowadzone przez całą noc. - czas potrzebny na pracę tracisz na regenerację, próbę wydostania się z apatii. Ponieważ pańcia sprytnie pracowała nad Twoim overlapem (nakładaniem się jednego na drugie) w związku (tak, aby nie można było jej zarzucić ograniczania dostępu do rodziny czy znajomych), ale finalnie jak przychodzi problem to prawie nie masz się do kogo zwrócić. Owszem cierpisz, pracujesz nad sobą, ale też wzbudzona wina powoduje, że sam nie wiesz gdzie jest granica i czy to Ty jako facet zjebałeś, czy może ona. Dużo różnych rzeczy i powiązań i nagle po prostu - przestaje Ci się chcieć żyć. Masz problem ze wstaniem z łóżka, wiele rzeczy widzisz w czarnych barwach, wiele rzeczy wydaje się zbyt złożonych. Poczucie winy powoduje, że nie jesteś w stanie realizować obowiązków asertywnie, poddajesz się presji kontrahentów albo piszesz do nich, "kulturalnie" że masz w dupie tę firmę i ich wymagania. Ponieważ pańcia nie decyduje i nie działa w praktyce np. chociażby marketingu czy pracy nad nowymi produktami - masz świadomość - "wszystko na mojej głowie". I musisz robić dobrą minę do złej gry. - nawet analizując opcję wyjścia z takiej biznesowej relacji docierasz do momentu, w którym gdy są jakieś spokojniejsze chwile, lub wchodzisz na wyższą wibrację (współczucie), gdy zastanawiasz się "a może jednak ona jest zaburzona? może to choroba? jak ona sobie poradzi sama?" wpadasz w atraktor poczucia winy. Tracisz czas na znalezienie optymalnej strategii w której będziesz "na nowym etapie", będziesz zarabiał adekwatnie do wkładu, jej "wkład" czy tam "jej wsparcie" będzie uwzględnione, ale nie będziesz miał z nią toksycznej zależności. Będzie świadomość, że nie zostawiłeś kobiety na lodzie i nie zachowałeś się w sposób złośliwy/karający/z zemsty. To kolejne obciążenie. Tak tak, empatia w takim przypadku obciąża. Masz dodatkową zagwozdkę, a gdy widzisz u kobiety znów wrogie/agresywne/pogardliwe zachowania zdajesz sobie sprawę "czy mam dać sobie prawo mieć ją totalnie w dupie?" *teraz mam wrażenie, że to taka "zapłata za jej empatię" (lub "miłość"), to kamyk do ogródka, że związek z kobietą to zwykła relacja biznesowa. Dobra powiecie - generalizuję. Owszem, być może tak. Bierzcie pod uwagę, że oboje w związku mieliśmy problemy z pewnością siebie, oboje po związkach, w których nastąpiła zdrada, oboje nie uciekaliśmy od pracy, więc nie było sygnałów klasy "leniwa pańcia". Nie. Normalna, porządna dziewczyna. Ja byłem w bluepillowym matrixie tak na 80-90%. Rezultat "weź pańcię do własnej firmy": Efekt jest taki, że firma leci w dół ostro (covid też się do tego mocno przyłożył), wizerunkowo słabo, jest poczucie zmarnowanej szansy, zniechęcania do działania. Ja mam ochotę nic z firmą nie robić i obserwować jak rozpierdala się jak samochód z lotniska w Fight Clubie w scenie "let go!" gdy Tyler pozwolił na luźny bieg wypadków, kto oglądał, ten wie. Ehh...takie sytuacje powodują w człowieku takie autodestrukcyjne skojarzenia. Żeby było ciekawiej, na samym początku związku nieopatrznie nazwałem kobietę "kulą u nogi" (za co oczywiście się obraziła), nawet ostatnio jej to przypomniałem, znów był foch. Poprawiłem się, na coś w stylu "ten związek to dla mnie kula u nogi". I wiecie co? Na samym początku miałem sygnał, który zignorowałem. Na samym początku jakaś dzika intuicja. Fakt, bez podparcia. Ale oczywiście: bluepillowy zapał , brak wiedzy (nie znałem RedPilla, twórczości Marka, forum BS) - i to robiło swoje. Brak sensownej ewaluacji. Poczucie winy jako atraktor odciągający od realnej prawidłowej oceny i działania. Nie pozwólcie sobie wmówić, że forum BS robi z facetów mizoginów (no dobra, może z niektórych robi). Kobiety będą do tego negatywnie nastawione, w szczególności te, które nie potrafią zdobyć się na refleksję, lub też jeszcze czują swoją przewagę i chcą wyciskać życie (i facetów) jak cytryny. Pod tym kątem nie różnia się od dzieci, którym zabiera się zabawkę - dorosły, który zabiera staje się tym złym, nieważne, że ono tą zabawką wali inne dzieci po głowie. Rozwydrzenie, "julkowatość", nie oszczędza nawet starszego rocznika. Kobieta, która ma własną ustawioną robotę, własną firmę (bez dotowania ze strony państwa lub faceta) pod tym kątem będzie dużo bardziej ogarnięta - będzie miała świadomość, że praca wymaga wysiłku i z taką kobietą, trzymając się ram i ustaleń będzie można sensownie współpracować. Zapewne jednak taka kobieta będzie na tyle mądra, że nie pozwoli sobie na pracę i związek jednocześnie. A szczególnie na powolne oddawanie kontroli facetowi. Kobieta bez biznesowego zacięcia, która chce u Was pracować lub też sami chcielibyście, aby pracowała u Was (mój przypadek) to po prostu kiepski pomysł. Kto jest ogarnięty, wyciągnie co swoje. Świeżaki dostaną instrukcję "bycia chamami", ale być może to ich ocali. Może kiedyś gdzieś te obie płcie się zejdą. Albo i nie. Aby być zajebistym i nie czuć się chamem, musisz włożyć dużo więcej wysiłku, uważności, nerwów i kosztów. Reasumując: 1) jesteś wrażliwszym facetem, bluepill trzyma się mocno, romantyk, partnerstwo? masz własny biznes? -> pod żadnym pozorem nie wchodź w relację biznesową z kobietą 2) jesteś nieempatycznym samcem, który myśli tylko o sobie, mocno trzyma ramę alfa, lubi wyzwania -> masz predyspozycje ale i tak ryzyko pozostaje Proszę, oto wcześniejsze rozkminy: Dziękuje @Colemanka za podrzucenie tematu.
    4 punkty
  15. To jest wyrażenie-klucz: sprawiają wrażenie. Kobiety są mistrzyniami wręcz kreowania wizerunku, a ten oczywiście ma być jedyny słuszny, czyli wspaniały. A jak jest naprawdę, to wiedzą tylko oni obydwoje. Jeśli w firmie będzie działo się dobrze, to stawiam, że będzie to zasługa tylko i wyłącznie pani. W najlepszym razie was obojga, ale niewiele będzie w tym Twojego wkładu. Według przekazów pani do znajomych oraz rodziny, to ona będzie jedynym sprawcą dobrych dni dla firmy lub to będzie głównie jej zasluga, że tak się dzieje. Ty będziesz zawsze w cieniu albo nie będzie Cię wcale. W przypadku gdyby firma miała problemy, czego nie życzę, będzie to tylko i wyłącznie Twoja wina. Według pani nie będziesz potrafisz zarządzać, prowadzić firmy, ani na niczym się nie znasz. Taki będzie jej przekaz "na zewnątrz". Licz się z tym, że jeśli żona zostanie zatrudniona, to będzie miała łatwiej o dostęp do informacji na temat Twoich dochodów i będzie wiedziała jaki firma przynosi zysk i ile Ty wyciągasz z tego biznesu, co może mieć bardzo niekorzystne następstwa w przyszłości np. w przypadku rozwodu, czego też nie życzę. Najlepiej jeśli kobieta nie wie ile zarabiasz, jak wygląda sytuacja firmy itp. Takie informacje pozostawiaj tylko i wyłącznie dla siebie. Istnieje też prawdopodobieństwo, że małża, jeśli jesteś właścicielem lub jednym z właścicieli firmy, zacznie się panoszyć i wprowadzać słabą atmosferę, jątrzyć, wszczynać konflikty, co też może przełożyć się na dotychczasowe relację biznesowe czy zawodowe. Z własnego doświadczenia oraz obserwacji wiem, że kobiety w pracy raczej pracą się nie zajmują tylko tym co wyżej plus pogaduszki. Najlepiej więc pani nie zatrudniać w żadnym charakterze. Nie jest wskazane łączenie biznesu z kiszeniem ogórka.
    4 punkty
  16. Myślę jak najgorzej. Nawet mając najcudowniejszą żonę pod słońcem wariant ciągłej obecności "w domu i w pracy" i stały kontakt to koszmar.
    4 punkty
  17. Panowie czytam wątek i mam wrażenie ,że to kalka z reddita albo innego wykopu. Tylko czady i czady. Fakt, wymagania kobiet rosną ale to tylko fasada. Poznałem w pracy ukrainkę (22), ona mówiła mi ,że jej facet ma być x, y i z. Minęło kilka miesięcy i spikneła się z gościem z produkcji. Gość miał jaja i zaprosił ją na randewu. Gość zupełnie średni pod każdym względem (prócz pewności siebie- skromny lecz świadomy swojej wartości). Teraz ukrainka za nim biega. Miałem wrażenie jak z nią kiedyś rozmawiałem, że hugo wie kogo ona szuka skoro nawymieniała mi listę cech, które czasami się wykluczały. I jak dowiedziałem się ,że spotyka się z gościem z produkcji (nic nie mam do ludzi z produkcji) to aż się zaśmiałem (z tego, że kobita jedno mówiła, a drugie wyszło w praniu). Odrzućcie tindery i inne portale tego typu. Nie dość, że masa tam fejków to jeszcze walka z algorytmami (wiem co piszę, jestem programistą). Pojawią się w kobiecie emocje to brak kwadratowej szczęki NIE BĘDZIE miał znaczenia. A pojawić się mogą one od tak po prostu.
    4 punkty
  18. Myślę, że to będzie ciekawa lektura dla wielu o ile zechcesz nam to opisać ?
    4 punkty
  19. To że kobiety to lubią, potrafią lecieć schematami, że w wielu przypadkach tak to wygląda to ameryki nie odkryłeś. Całe forum jest o tym. Też nie wiem czy zdajesz sobie sprawę, ale w stałych związkach kobiety też tak robią, nie tylko z Rengersami. Nawet tym Rengersem z związku nie trzeba być. Ty masz doświadczenia które będzie ciężko uzyskać dla, nazwijmy to, normalnego faceta. Ale też wielu rzeczy Ty nie doświadczysz i nie będziesz wiedział jak może to inaczej wyglądać. Ludzie o podobnych zainteresowaniach lubią na siebie wpadać
    4 punkty
  20. Nie ma nic lepszego w łóżku, niż widok kurwików w oczach laski, która jara się Twoją klatą i wyglądem. Możesz wtedy z nią zrobić dosłownie wszystko
    4 punkty
  21. Każdy jest po jakichś przejściach, ja również byłem po toksycznym, 6-letnim związku - jedyna różnica była taka, że mój był niesformalizowany. Nie miała dzieci (takiej bym nie wziął), a żoną była krótko, bo niecały rok - jej facet nie miał kontroli nad własnym ptakiem. Jej rozwód trwał 20 minut, nawet wspólnego majątku nie mieli, bo dopiero studia skończyli. Żona tuż po kupiła sobie mieszkanie i dalej je spłaca (dokładniej - robią to jej najemcy). Ciężko będzie Ci wyrwać dziewicę w tym wieku albo laskę bez żadnej historii związkowej (dla mnie byłby to red alert w chuj - bałbym się takiej, bo będzie żyła bajkami Disneya). To już wyjaśniałem w kolejnym poście, ta ścieżka nie ma nic wspólnego z obwinianiem się tylko z obserwacją własnych schematów postępowania w związku. Celem ma być transformacja z nice guy'a w mężczyznę, a nie zostanie białym rycerzem. Myślę, że z moim innych postów można wywnioskować, że białorycerstwem i spełnianiem zachcianek mojej "pani" (jak to kurwa w ogóle brzmi?) się brzydzę i tego nie robię, sama zaspokaja własne potrzeby jak dorosła osoba. Nie usprawiedliwiam też w żadnym wypadku kurewstwa, ale zachęcam, żeby nie ograniczać się jedynie do hejtowania swojej byłej. Emocje tak czy inaczej trzeba przerobić, bo się pojawią. Warto się zastanowić nad swoim udziałem w całej tej tragedii - to bardzo rozwijające. Niezależnie od tego jak do tego podchodzisz kobiety będą zwracać na Twój wygląd i zasoby (przy czym dla mnie "zasoby" to nie tylko pieniądze, a przede wszystkim fajna energia, która od Ciebie bije wynikająca z wewnętrznego luzu i pewności siebie). Jeśli chcesz się skutecznie bawić w grę pn. "związki damsko - męskie" nie możesz być Ferdkiem Kiepskim, chyba, że podoba Ci się Halinka Kiepska. Opisywałem Ci przypadek kuzyna SMV 1/10, który związał się z dziewczyną 1/10 i jest szczęśliwy - i dla mnie to jest ok, ale musisz dostosować pod to swój mindset, żeby nie patrzeć stęsknionym wzrokiem na te ładniejsze z poczuciem, że jesteś przegrywem - będąc 1/10 nie możesz oczekiwać, że zainteresuje się Tobą atrakcyjna dziewczyna, bo to przecież niemożliwe. Większość facetów celuje w kobiety ładne, atrakcyjne i jeśli taki jest ich cel to sami też muszą coś sobą reprezentować, bo inaczej te atrakcyjne będą ich zlewać - wydawałoby się to oczywiste, ale jednak nie jest - niech przykładem będą spermiarze bez zębów i w dziurawych sweterkach uderzający w mediach społecznościowych do modelek. Po jakiego chuja to robią? Generalnie warto dbać o zdrowie, ciało i zasoby (przede wszystkim mindset) tak czy inaczej i dobrze, że to robisz, niezależnie od powodu. Gdzie Ty tam widzisz blue pill i małżeńską sielankę? Napisałem przecież, że taki związek może w każdej chwili się rozsypać i trzeba mieć tego świadomość, a przykłady tych szczęśliwych jestem w stanie policzyć na palcach jednej ręki. Niech jednak chłopaki wyciągają wnioski z własnych błędów, a nie pławiąc się w poczuciu własnej wyjątkowości jedynie narzekają na baby, bo to do niczego dobrego ich nie zaprowadzi - popełnią takie same błędy w kolejnych związkach albo zupełnie z nich zrezygnują, pomimo, że w środku chcieliby w takich być. Kobiety są jakie są, tak jak i mężczyźni. Nikt nie jest aniołem. Bez związku trudno będzie Ci o dziecko, a wiem, że takie mieć chcesz (i słusznie, bardzo polecam, fajnie jest być ojcem). Polecę wyświechtanym, ale prawdziwym tekstem - życie to sztuka wyboru i czasem trzeba podjąć pewne ryzyko, nawet jeśli w konsekwencji musiałbyś zostać weekendowym ojcem (biorę taką opcję pod uwagę w moim przypadku).
    4 punkty
  22. Nie. W moim związku wiem, że jak mąż chodzi smutny, albo jest mniej wylewny to zadaję jedno pytanie "czy coś się stało, czy coś zrobiłam nie tak?". Słyszę "nie, no co Ty. Gorszy dzień". I już wiem, że nie ma co rozkminiać naszej relacji, bo to nie w niej leży problem. Wtedy też robię jakąś fajną kolację, usypiam wcześniej dzieci, kupuję wino, stawiam wieczorem na stół i gadam jakieś pierdoły pozytywne, co przeczytałam, co sobie wymyśliłam, jakie zmiany zauważam, co dzieciaki odjaniepawliły - tak żeby go oderwać od myślenia o złych sprawach. Po czym następuję podwójna konsumpcja - i wtedy mogę pociągnąć temat "słuchaj... mam wrażenie, że ostatnio jesteś jakiś zdołowany, czy jest coś, co mogę zrobić, żeby Ci pomóc?". Wtedy rozmowa jest prawdziwa, szczera. Nie brzmi jak odpytywanie petenta. I wiadomo, że często odpowiedzią jest "nie, co Ty mi możesz pomóc", że facet musi sobie ze wszystkim tym w miarę sam poradzić, ale czuje chociaż wsparcie. Tak to u mnie wygląda. A też się z tym co jakiś czas borykam, dlatego piszę z doświadczenia. Wiem, że swoimi radami mogę ewentualnie pomóc, a nic autorka nie straci. Może za to uzdrowić swój związek, na którym (jak sama deklaruje) bardzo jej zależy.
    4 punkty
  23. Coraz większe wymagania...? Mi to zwisa i powiewa. Duże wymagania skończą się albo samotnością, albo mocnym obniżeniem wymagań i frustracją. A te które sobie znajdą faceta spełniającego wymagania, nie wykluczone, że w przyszłości będzie im mało i będą szukać jeszcze lepszego modelu. Co też się skończy frustracją... A wy panowie miejcie wyjebane.
    4 punkty
  24. P R A W D A! Ja pracowałem jako cywil na Policji 4 lata (bogu dzięki zmieniłem pracę :3) to co tam zobaczyłem zmieniło mnie na zawsze, nie w sensie stania się bucem, burakiem, lamusem, oszołomem, wieśniakiem z kompleksami... ale to jak wmawiali mi przez dzieciństwo i młodość takie głupoty i kłamstwa a jak wygląda rzeczywistość XD To że zasady i prawa wymyślone przez kogoś niekoniecznie są DLA NIEGO. Wierzcie mi dużo się ciekawych rzeczy naoglądałem i nasłuchałem. Jesteście wychowywani na FRAJERÓW DO DOJENIA!. To jest tak jak z wiarą i kościołem. Muszą być owce i wilki... a jeżeli ludzi wychowuje się na owce od małego to potem sama ona wilkowi pod paszczę podejdzie XD. Kobiety są jakie są. Jak ktoś to zaakceptuje pójdzie dalej - i to że ja jeszcze to zaakceptowałem, jeszcze te 10. 5 proc mi zostało. Ale zaczynam kumać dopiero w wieku 29 lat jak życie wygląda i o co w nim chodzi.... Jest taki blog MILROH i tam gość pisze dosadnie - mamy za dużo szacunku do kobiet za dużo niż są tego warte. Te ciągłe wasze narzekanie na kobiety to jak jak np. ktoś by wam od małego wmawiał że milusi pusi kotek to takie zwierzątko kochane, wdzięczne, miłe w dotyku i słodkie. Potem was podrapie a wy zamiast zmienić ten fakt w głowie (kot może podrapać, być wredny, wkurzający czasami) wy PŁACZECIE czemu ten kot jest taki chamski. niemiły itp. biadolicie nad czymś OCZYWISTYM. Dla mnie to jest bardzo DZIECINNE. Takie coś ma potęga uwarunkowania w dzieciństwie. Kolega znał jednego naturala który fajne laski wyrywał i miał "to coś", miał spojrzenie i gadkę taką że laski go OD RAZU lubiły. No ale on nie siedział jak ja przy Battlefield 1942 albo Quake 3 tylko typ jeździł w wieku 13 lat SAM z kumplami do Jastarni w wakacje, chlał i wyrywał dupy. Prawdopodonie jakaś mu zrobiła laskę po pijaku albo dała dupy na wydmach i mu się obraz kobiet taki ustanowił - ZDROWY. Nie to co mu przekazała mamusia albo koleżaneczki tylko widział PRAWDĘ, czuł ją na kutasie gdy te usteczka totalnie nieznajomej laski ssały mu furaje. Po prostu nie widział jakieś fałszywej VANILIOWEJ wresji tylko widział NORMALNĄ, PRAWDZIWĄ. I dla niego to że jak mu powiem "należy okłamywac kobiety bo one nie lubią prawdy" to on się zaśmieje i przyzna mi rację BO TO JEST RACJA. A ktoś od małego zindoktrynowany bredniami będzie się trzymał tych bredni bo to "jego świat" bo uważa że to jest prawda objawiona.
    4 punkty
  25. Tinderem nie ma sie co sugerować, że rosną wymagania, tam każda dziewczyna dostaje w kurwe serduszek i dlatego to tak wygląda, że wybierają najlepszych samców alfa. To jest na takiej samej zasadzie jak facet by miał tam do wyboru laski i z która chce spedzic noc, to wiadomo, że weźmie tą najładniejszą wg gustu. Tinder to gówno
    4 punkty
  26. Fascynujące, wkurwiające, wciągające, dające dużo radości, troski i od cholery innych doznań. Cała paleta. Nic tak nie wyciąga ze strefy komfortu jak dziecko. Dla mnie to jest dodatkowa motywacja żeby brać życie za rogi, inaczej pewnie zaszyłbym się gdzieś w drewnianej chałupce w górach i zadowolił minimum. Obserwacja małego człowieka, który ma wbite w matrycę część Twoich cech, jeszcze inną część nabywa, patrzenie na to jak sobie z nimi radzi, jak rozwija, z czym ma problemy to niesamowita przygoda. Dzięki dziecku można zrozumieć lepiej siebie- widzisz swoje wady i słabości w tym małym lusterku, czasem łapiesz się że wychodzą wtedy różne emocje. Obserwacja dziecięcej beztroski i wiary w życie jest jak patrzenie na cud. Widzisz coś, co sam kiedyś miałeś i starasz się to odzyskać wiedząc, że się gdzieś głęboko wciąż tli. Zachodzisz w głowę jak tego nie zepsuć jednocześnie przygotowując do życia w świecie, jakim on jest.
    4 punkty
  27. Spokojnie przecież Polską rządzi "stary kawaler" wraz kotem:).
    4 punkty
  28. Mam dwójkę bliźniaków: córeczka i synek. Kiedy nie jesteś zjebanym człowiekiem i nadodatek dotrzegasz w nich cząstkę siebie.To jest to fascynujące. Nie każdy się w ojcostwie odnajdzie.
    4 punkty
  29. @RabarbaRDzięki, właśnie jak wysyłałeś to skończyłem to akurat czytać. Znalazłem coś jeszcze, ile by to kosztowało teraz: Czyli rocznie 336 złoty. To jest nic w porównaniu z miesięcznymi alimentami i podziałem majątku.
    4 punkty
  30. Oni są nienormalni, jeśli wprowadzą bykowe, nie dość, że Państwo rąbie mnie olbrzymimi podatkami, nie dość, ze zarobki w Polsce są w ogonie UE, nie dość, ze jest nierówne prawo między kobieta a mężczyzna, ustawa antyprzemocowa etc, nie dość, że kobiety są namawiane do złych rzeczy przez mass media, wiele kobiet korzysta, skorzysta z nierównego prawa bo można. Nie dość że mamy imigrację zarobkową do polski, większość imigrantów zarobkowych to mężczyźni w wieku produkcyjnym. Zamiast ciąć podatki, upraszczać, zając się nierównym prawem pomiędzy płciami, ściąganiem repatriantów, zmniejszeniem imigracji zarobkowej do Polski. Promowaniem wielodzietności wśród ludzi, którzy coś z sobą reprezentują i mają większy zapas gotówki. Braniem gotowych, sprawdzonych rozwiązań na to, żeby rodziło się więcej dzieci w szczęśliwych związkach np. z Izraela. To ci idioci będą chcieli bykowe wprowadzić.
    4 punkty
  31. Balans. Musisz doprowadzić do takiej konfiguracji istotnych czynników (mindset, wygląd, atrybuty, relacje), abyś był dla tych kobiet, z którymi chcesz wejść w relację - odbierany jak alfa. Czyli osobnik silny. Tylko musisz to zrobić tak, aby chęć ustawienia tych czynników wynikała z samego siebie, a nie chęci dopasowania się do kobiety. Przez niektórych jest to brane właśnie jako "niech kobieta będzie dodatkiem". Bo do dodatku się nie dopasowujesz prawda? Na tej zasadzie dopuszczasz do siebie taką kobietę, która będzie wystarczająco silna (co nie znaczy dominująca\narzucająca swoje zdanie, posiadająca podobną skłonność do refleksji, pracy nad sobą) i będziecie odnosić dużo więcej korzyści z życia razem niż osobno. Możesz realizować pewne elementy życia, które typowo mogą być przypisane do bety, ale i tak być odbierany jako silny. Np. idziesz w monogamię (jak beta), nie ruchasz jak alfa co podpadnie. Ale pośrednio: cel, związek, rodzina - "robisz" swoje dziecko, a nie wychowujesz cudze. Dopóki nie doprowadzicie związku do "punktu bez powrotu", czyli wzajemnie trzymacie swoje ramy i nie ścierają się one - masz optimum. Dla mnie trzymanie ramy to właśnie ta świadomość i uważność (czyli wiesz ile odnosisz korzyści, ile odnosi druga strona). Będąc dostatecznie uważnym i doświadczonym widzisz, kiedy jest moment odpuszczenia związku, a kiedy np. pogłębienia go. Jeśli będziesz chciał, aby Twoja rama była bardziej znacząca, musisz i tak znaleźć osobę, która nie będzie ani zbyt silna, ani zbyt słaba. Zbyt silna nie pozwoli Tobie na dominację Twojej ramy (Twoja energia pójdzie na damage-control), zbyt słaba będzie albo bardziej podatna na bycie słabszą i będziesz potrzebował więcej energii, aby żyć z nią na pożądanym poziomie. Jeśli jednak zdasz sobie sprawę, że nie umiesz żyć w jakimkolwiek związku, lub też w otoczeniu nie ma kobiet spełniających Twoje kryteria - będziesz zmuszony do akceptacji rozwiązań z klasy MGTOW, np. celibat lub przelotne relacje. Zależnie od tego co jest dla Ciebie istotniejsze. Spokój czy przyjemność wynikająca z doznań cielesno-emocjonalnych.
    4 punkty
  32. No kurwa, dzięki;) Czasy takie, że niemal każda jest po przejściach. Pytanie, jak te przejścia wyglądały i ile z nich wyniknęło realnej nauki. Można śnić na jawie o tabunach dziewic -25 lat, każda z poukładaną głową i zarabiająca min. dwie średnie krajowe, które tylko czekają by je rwać jak świeżą kalarepę i są gotowe dostosowywać się w każdym wymiarze. Byle takie mokre sny nie skończyły się jedynie popuszczeniem w spodnie. To nie do Ciebie @niemlodyjoda, ale czytając niektórych aż zęby bolą. Gołym okiem widać problemy, ale wymagania jak krzyżówka Bila Gatesa z braćmi Mroczek. @Mroczek, bez urazy Do tego oczywiście szereg oczekiwań z zastrzeżeniem, że kobieta mieć ich nie powinna @johnnygoodboy pokazuje postawę, która nie ma nic wspólnego z Blue Pillem, a jest dobrym, wyważonym podejściem do tematu biorąc pod uwagę Jego sytuację. Pilnowanie swojego i niezapominanie o tym że druga strona też chce satysfakcji ze związku to nie Blue Pill. Ludzie mieli o wiele mniejszą świadomość (przynajmniej niektórzy), ale zasady i moralność to nie były puste frazesy, czego pilnowała presja społeczna. Teraz, róbta co chceta. Totalna wolność bez odpowiedzialności, większość ludzi do tego nie dorosła, nie umieją sobie sami narzucać ograniczeń. Jeśli takie są, nie wynikają z wolnej woli a z czynników zewnętrznych. Żaden wyczyn być moralnym i mieć zasady, kiedy żadna nie chce wskoczyć do łóżka;)
    3 punkty
  33. To wszystko sprowadza się do oczekiwań, faceci mają naprawdę niskie oczekiwania wobec kobiet. Znam facetów w związkach, może nie aż tak dużo, ale żaden nie nazwałbym związkiem "zdrowym" czyli takim w którym następuje synergia i wzajemny rozwój. Ba oprócz jednego, JEDNEGO kolegi nie znam nikogo kto wypowiadał się ciepło o swojej żonie/dziewczynie, albo w ogóle nic nie mówią, ale w tle "słychać" pierdolnik albo wręcz wypowiadają się negatywnie. To jest przykre, no ale tak jest. Dlatego coraz bardziej myślę o tym, że tak, szczęśliwy związek jest trochę formą utopii, może komuś się to udaje kto wie. Też coraz bardziej myślę o tym, że to kwestia Polek, one są kiepskimi żonami, kiedyś a zwłaszcza teraz. Feminizm w polsce jest trochę absurdalny ponieważ u nas w PL kobiety miały całkiem duże prawa, ale to temat na inną rozmowę. Jeśli kobieta się zwiąże z chadem, a wiele tego chce, to zostanie prędzej czy później zdradzona, taka jest ich natura. Wiem z opowieści kolegów o związkach gdzie żona/dziewczyna akceptuje kochankę/kochanki męża. Może to jakieś rozwiązanie, ale nie jest to dobre dla psychiki dziecka. Ale Chady mają skłonności do agresji, nieprzewidywalnych zachowań i generalnie na dłuższą metą to fatalny wybór dla kobiety, no ale kobiety nie myślą racjonalnie. Myślą brzydko mówiąc cipą. Jeśli kobieta się zwiąże z typowym facetem to prędzej czy później zacznie się nim nudzić, zdrada to jest kwestia tego czy ktoś będzie chętny z jej otoczenia i chwili słabości. Niestety wbrew pozorom niektóre związki funkcjonują tylko dlatego, że dana dziewczyna/żona nie miała okazji zdradzić bo nie cieszyła się zainteresowaniem wystarczająco atrakcyjnych samców. Ba czasami nie musi być nawet bardziej atraktycyjny, wystarczy, że jest inny. To jak wcześniej funkcjonowały relacje? Moim zdaniem były dość pragmatyczne oparte na wspólnych celach a nie na jakimś żarliwym uczuciu który znika po jakimś czasie przez efekt habituacji. Związek oparty na celach to związek patriarchalny gdzie facet dominuje, obecnie mamy związki oparte na uczuciach to związki matriarchalne, a że uczucia się zmieniają to wszystko jest w chuj niestabilne. Kiedyś można było planować długoterminowo co sprzyjało bogactwu i stabilizacji społeczeństwa, teraz jest to niemożliwe. Bez zmian systemowych tutaj nie będzie poprawy. Myślę, że wszyscy się mylą - mgtow, redpill i tak dalej. To jest problem systemowy, indywidualna postawa nic nie da i nie zmieni.
    3 punkty
  34. Trzeba się w cierpliwość uzbroić ? Znajoma 39, kiedyś takie uczciwe 7/10, obecnie gdzieś 5 w porywach 6. Ciągle szuka jedynego, bo jest "bardzo wartościową i mądrą kobietą". Wartość polega na posiadaniu małego lokum na peryferiach w kredycie na 30 lat oraz napierdalaniu seriali w opór. Zawodowo pani managier. Narzeka, że faceci tylko ruchać chcą ? Myślę, że jeszcze parę lat i będzie do wzięcia przez każdego ? To oczywiście nie jest śmieszne. I jeszcze taka kwestia. Związek, fajnie, też lubię. Tylko. To i tak się w obecnych czasach błyskawicznie rozlatuje. Na tony lasek w okolicach 30, które mają X "związków" na koncie, a miesiąca pod jednym dachem nie spędziły. One się już nigdy nie nauczą, jak funkcjonować z drugą osobą na ograniczonej przestrzeni. Czyli można sobie potworzyć związki, ale "do ruchania" przez chwilę. That`s all.
    3 punkty
  35. Ja to widzę tak: Chcesz walić, wal na zdrowie. Ja od lat zrezygnowałem z masturbacji już kilka ładnych lat i moje życie zmieniło się na lepsze. Opisywałem swoją historię na forum i post zapożyczył jeden z forumowiczów na bloga o tematyce NoFap: https://www.nadopaminie.pl/2020/08/od-zmeczonego-i-nerwowego-do-czowieka.html ( nie chce mi się szukać posta na forum. ). Może sobie wszystko wymyśliłem i wmówiłem, ale patrząc na to jak moje życie zmieniło się na lepsze mam na to wywalone czy potwierdzają finalnie to jakieś badania, czy nie i czy ktoś daje temu wiarę
    3 punkty
  36. Ok, niech to będzie suplement do mojego pierwszego postu w tym temacie, mam dzisiaj nieco więcej czasu. Zdrowy związek to dla mnie: a) seks - nie widzę sensu wiązania się z jakąkolwiek kobietą, gdyby go miało nie być; nie jest to sens mojego życia, ale go po prostu lubię - dodaje życiu smak; podzielam częściowo pogląd greka Zorby, że "na tym świecie tylko w ten sposób można dosięgnąć raju" (częściowo, bo o czym Zorba pewnie nie wiedział można go dosięgnąć także w trakcie głębokiej medytacji); mam to szczęście, że moja żona lubi się ze mną "kochać" i ten seks jest u nas regularnie, b) niższe koszty życia - w poprzednim związku byłem bankomatem i bardzo mi się to nie podobało, moja ex po studiach nie była skora do szukania pracy, lubiła za to wydawać moje pieniądze (w obecnym związku koszty życia dzielimy praktycznie po połowie - ja płacę za wakacje i opłacam raty leasingowe za samochód, żona robi zakupy spożywczo-kosmetyczne i płaci rachunki, w tym opłaca dziecku prywatne przedszkole - nie było to nasze widzimisię, nie przyjęli go po prostu do państwowego; nie uzgadnialiśmy takiego podziału kosztów, samo tak wyszło; ciuchy i hobby każdy finansuje sobie we własnym zakresie; mieszkamy w moim mieszkaniu, które kupiłem za gotówkę tuż przed ślubem; każde z nas ma własne oszczędności - duże zakupy, które zdarzają się nam rzadko finansujemy wspólnie; robimy sobie skromne prezenty na święta uzgadniając zawsze górną wysokość budżetu), c) mniej obowiązków na co dzień - ja w zasadzie ogarniam tylko auta (aktualnie mamy jedno na spółę) i sprawy techniczne czyli przysłowiowe przykręcanie śrubek w mieszkaniu, żona gotuje, pierze i sprząta (mi też się czasami zdarza), dzieckiem zajmujemy się wspólnie, chociaż bawić woli się ze mną (nie przeszkadza mi to, lubię spędzać z nim czas - po to ma się przecież dziecko i nie rozumiem ludzi, którzy je płodzą, a następnie się od nich odganiają), d) przestrzeń dla każdego z partnerów - każde z nas ma dużo czasu na własne zainteresowania, zdarza mi się wyjeżdżać z kumplami nawet na kilka dni gdzieś za granicę (żona wyjeżdża z przyjaciółką); uprzedzając ewentualne złośliwości - na przykładzie koleżanki z pracy, która gździła się z innym kolegą przez pół roku w pomieszczeniu magazynowym wiem, że choćbym się zesrał nie upilnuję baby, więc przyjąłem wariant całkowicie temu przeciwny - nie pilnuję jej, ale zna mój pogląd na kwestię zdrady. Tak, wiem. Zbudowanie takiego związku jest w chuj trudne, możliwe, że rację ma @niemlodyjoda, że w obecnej sytuacji rynkowej niemalże niemożliwe. Myślę, że kluczem jest znalezienie odpowiedniej osoby - nie zbudujesz takiej relacji z gold - diggerką albo kobietą - bluszczem bez własnego życia i zainteresowań. Moja żona jest bardzo niezależna. Przed poznaniem mnie była 2 lata sama, po rozwodzie z byłym mężem była zniechęcona do facetów, nie chadzała na randki, była bardzo nieufna. Podobało mi się to w niej, nie chciałem tzw. wiecznie szukającej laski, dla której będę tylko przystankiem w drodze do księcia. Życie szybko nauczyło moją żonę, że relacje bywają nietrwałe i warto polegać na sobie samym, mieć własne oszczędności, zainteresowania, a facet może być do Ciebie jedynie dodatkiem. Pochodziła z rodziny, gdzie rządził apodyktyczny ojciec, a matka zajmowała się domem - lubi się nim zajmować, codzienne obowiązki ją odprężają. Wierzcie lub nie, ale to ja chciałem ślubu jak zaszła w ciążę (na dziecko też ją "namówiłem", bo chciałem je z nią mieć - czułem, że będzie dobrą matką i się nie pomyliłem), ona była sceptyczna, bo nie chciała być w razie wtopy podwójną rozwódką. Teraz w sumie nie wiem czemu tego ślubu chciałem - uległem wtedy magii matrixa, było to mocno nieprzezorne posunięcie z mojej strony Nie róbcie tak bracia, chociaż jeśli zdecydujecie się na dziecko z wybranką to niewiele to w sumie zmienia. Czy jestem przekonany co do tego, że ten związek będzie wyglądać tak samo za 5, 10, 20 lat? A skąd! Byłbym kompletnym naiwniakiem i durniem. Biorę pod uwagę każdy możliwy scenariusz, nawet całkowitą zmianę mindsetu u mojej żony, to, że może "zakochać się" w innym facecie albo że nagle zacznę ją czymś wkurwiać. Tak się przecież zdarza. Związek to pewnego rodzaju gra, w której czasem się przegrywa. Gra niesie w sobie nieprzewidywalność - gdybyśmy wiedzieli, że zawsze wygramy i znali całkowicie własną przyszłość byłoby to śmiertelnie nudne. Życie lubi niespodzianki, czasem przykre i nie ma innego wyjścia niż to zaakceptować. Oczekiwanie przewidywalności po związku to zwyczajna naiwność. Ja wiem, że faceci bardzo pragną stabilizacji, ale to całkowita iluzja. Z chwilą urodzenia spadamy w przepaść zwaną śmiercią, a wszystko, czego próbujemy się "chwytać" (pieniądze, sukcesy, związki) to zwykły, niestały miraż. O bardzo ważnej rzeczy napisał powyżej @icman - związek nigdy nie będzie panaceum na ból dupy! Jeśli jesteś osobą głęboko nieszczęśliwą to będziesz taki również w związku. Nawet tworząc niemalże idealny związek, odpowiadający Twoim pierwotnym założeniom (w moim przeszkadzają mi w zasadzie nieznaczące detale) mając niespokojny umysł zaczniesz szukać dziury w dupie (i zawsze ją znajdziesz!). Z wiekiem widzę, że wzbudzam zainteresowanie coraz większej ilości kobiet i mój wewnętrzny diabeł kusi mnie od czasu do czasu, żeby jakąś sobie niezobowiązująco zerżnąć. Czytając opowieści trochę młodszego ode mnie @Bullitt czy @RENGERS (w tym wypadku nieco z przymrużeniem oka - wybacz bracie, ale mój sceptyczny umysł odbiera to co często piszesz za zbyt piękne, żeby było w 100% prawdziwe) często im zazdroszczę i chciałbym tak jak oni. Dobrze mi to podsumował w jednym z tematów @Sundance Kid - trawa zawsze wydaje się być bardziej zielona po drugiej stronie płotu. Czy kiedyś będąc w stanie najebania ulegnę tym cholernym podszeptom i wszystko spierdolę? Nie wiem, w przeszłości zdarzało mi się zachowywać jak kompletny debil i teraz również tego nie wykluczam. Póki co potrafię trzymać ptaka na wodzy i przekonywać ciemną stroną mojego umysłu, że nie warto dla 15 minut zmieniać w tej chwili własnego życia. I tu dochodzimy do sedna - przewidywalny, stabilny związek to często MONOTONIA. Jeśli chcesz na tym budować własne szczęście to zapomnij, nie będziesz szczęśliwy nawet jeśli ta trudna sztuka zbudowania udanego związku Ci się powiedzie. Umysł zawsze będzie niezaspokojony i będzie poszukiwać szczęścia poza Tobą, chyba, że mu na to świadomie nie pozwolisz i postąpisz przeciwnie do tego, co Ci każe. Szukaj szczęścia w sobie, uzupełniaj wewnętrzną pustkę odnajdując utracone we wczesnej młodości części siebie. Medytuj, szukaj kontaktu z własnym ciałem, obserwuj w ciszy spokojnie doznania w ciele i uwalniaj stłumione kiedyś emocje, uspokajaj wewnętrzny dialog w głowie. Co chcę przekazać - zintegrowana osobowość, zdrowa miłość własna, samowystarczalność jest moim zdaniem kluczem do szczęścia. Będąc w tym stanie możesz być sam, w związku, mieć przygodne kochanki - jak wolisz. Będą to dodatki do Twojego własnego szczęścia. Mając kontakt z utraconymi częściami siebie będziesz w stanie wyrażać samego siebie na różne sposoby, odnaleźć pasję, zainteresowania (a w ślad za tym poznasz nowych, interesujących ludzi). Tutaj szukaj szczęścia, a związek niech będzie pewnym uzupełnieniem Twojego życia, a nie jego filarem.
    3 punkty
  37. Jak najbardziej masz rację. Ale wiesz, ja z tych, co liczą przede wszystkim na siebie. Nie lubię zbędnych rozczarowań, ludzkich również :) Wszystko inne traktuję jako interesujący bonus od rzeczywistości.
    3 punkty
  38. Raczej problem, pewno dużo mogłoby zależeć od mindsetu żony (jezeli możemy mówic o jakimkolwiek mindsetcie). Znam małżenstwo, które prowadzi wspolny biznes, niby ok, ale żona jest hamulcowym rozwoju firmy. Dla mnie mina. Pewno znajdą się przypadki, że coś takiego działa - wyraźne oddzielenie pracy zawodowej od życia prywatnego... Dużo celebryckich firm DV Beckham, JayZ z żoną - ale jak jest u nich w "środku"? To małżeństwo czy bardziej firma?
    3 punkty
  39. Co za partia. Lewaczka i idiotka. Nic, tylko się rzucać na mięsko.
    3 punkty
  40. Już widzę tą rozmowę podczas kontroli skarbowej: Nasz algorytm w oparciu o ilość znajomych na facebooku, z których 74% stanowią mężczyźni w wieku reprodukcyjnym z SMV na poziomie 7+ oraz ilość połączeń na portalach sympatia i tinder, analizę pani bilingów telefonicznych, przy uwzględnieniu średniego przebiegu podczas pobytu na Erasmusie 7 lat temu stwierdził iż w deklaracji zaniżyła pani ilość kutasokilometrów o 93% ?
    3 punkty
  41. 3 punkty
  42. Za: Brak. Przeciw: Szkoda kasy. Szkoda czasu. Z własnej woli nie dołoże sobie obowiązków. Nienawidze dzieci. Dziecko mogłoby być tępe, homo, zostać lewakiem, zginąć przed 18, być bezwartościowe genetycznie...
    3 punkty
  43. Coś mi się przypomniało. Byliście kiedyś tak zakochani, że spuszczając się w nią, marzyliscie aby zapłodnić kobietę? Żeby zaczęło żyć niej wasze dziecko? To pragnienie daje rodzaj zupełnie nowego odczucia, dużo głębszego niz cokolwiek innego. Wręcz mistycznego a z drugiej strony najbardziej biologicznego i pierwotnego jakie jest mi znane. W skali przyjemności nic bardziej przyjemnego i głębokiego w odczuciu w życiu nie doznałem. Jeśli miałbym zrobic prostą piramidę przyjemności związanych z kobietą to na samym dole bylby dotyk, później seks, wyżej orgazm i na samym szczycie właśnie ta chęć zapłodnienia. Zupełnie inny poziom przyjemności, myśląc o zapłodnieniu kobiety w której bylem zakochany doznawałem uczucia kompletnej ekstazy, aż można by napisać - niezdrowej.
    3 punkty
  44. Wychowuje to za duże słowo. Raczej łoży Wychowanie to zanikający przywilej, a właściwie nieobecny w życiu większości ludzi. Używajmy właściwych słów Co do skali zjawiska to myślę, że jest ogromne i dlatego nie prowadzi się badań ? Wszystko się bada, dokładnie analizuje, ale tego obszaru nie ? Cudze dziecko wychowywać to chyba najwyższy poziom upodlenia mężczyzny.
    3 punkty
×
×
  • Dodaj nową pozycję...

Powiadomienie o plikach cookie

Umieściliśmy na Twoim urządzeniu pliki cookie, aby pomóc Ci usprawnić przeglądanie strony. Możesz dostosować ustawienia plików cookie, w przeciwnym wypadku zakładamy, że wyrażasz na to zgodę.